Powieść |
Bohaterowie |
W skrócie[]
Gatunek | Romans |
Rodzaj | Powieść |
Data publikacji | 24 sierpnia, 2013 |
Autor | Rejven24 |
Główna bohaterka | Sucrette |
Części | 33 |
Status | Zakończone |
Powieść[]
część 1 (sie 24, 2013)
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
-Siadaj Sucrette- pan Farazowski był trochę zdenerwowany. Szybko zajęłam swoje miejsce w ławce obok Iris. - Jadłam śniadanie, co?- zapytała z rozbawieniem. - Tak. Dlasczego nikt mi nie wierzy.- zrobiłam obrażoną minę i zaczęłam wyciągać książki. Całą lekcje kontynuowaliśmy jakiś nudny temat. Na przerwie o mało co nie wpadłam na Kastiela. - Ej! Uważaj jak łazisz!- krzyknął, dopiero po chwili zobaczył, że to ja. - Cześć Kastiel, ciebie też miło widzieć.- odpowiedziałam z największym uśmiechem na jaki mnie było stać. - Co się tak szczerzysz? Lepiej patrz pod nogi.- jak zawsze bardzo miły. - Sorry nie zauważyłam cie.- odpowiedziałam szczerze na co on się zaśmiał. - Serio? Już lepszej wymówki nie miałaś? Gdybym ja na ciebie wpadł, to mógłbym powiedzieć, że cie nie widziałem, ale ty? Nikogo na to nie nabierzesz.- odszedł śmiejąc się pod nosem i coś do siebie mamrocząc.Jak ja lubiam te nasze pogawędki. Kastiel wydawał się chłodnym, myślącym tylko o sobie idiotą, ale tak naprawdę był super kumplem i mogłam na nim polegać. Poszłam poszukać Rozali, miałyśmy się dogadać kiedy wybierzemy się na zakupy. Znając ją pewnie powiedziałaby, że dzisiaj a ja pewnie bym się zgodziła. Niestety na mojej drodze stanęła Amber ze swoją świtą. - O, bezguście idzie.- powiedziała swoim wrednym głosem. Naprawdę nienawidziłam w niej wszystkiego i gdyby nie była siostrą Nataniela, pewnie Już dawno bym ją zabiła. - O, napuszona, głupia blondynka idzie.- odpowiedziałam i wyminęłam ją. Rozalia była na końcu korytarza i płakała. - Co się stało?- spytałam. - Chcą przenieść Leo do większego sklepu, gdzieś dalej.- zakryła twarz w dłoniach. - To super! Czemu płaczesz?- nie wiedziałam o co jej chodzi, to super, że go w końcu docenili. - Nie to nie jest super! Ty nie rozumiesz? Jak go przeniosą nie będziemy mogli się spotykać, bo będzie daleko.- znowu zaczęła płakać. Teraz zrozumiałam. Lepsza pozycje Leo oznaczała kłopoty w ich związku. - A, bo ja przyszłam uzgodnić termin zakupów, ale w tym stanie chyba nie...- nie zdążyłam dokończyć bo mi przerwała. - Nie, no coś ty! Idziemy dzisiaj na zakupy.-wreszcie się uśmiechnęła. - Ok. A sprawą z Leo zajmiemy się jutro. Nie myśl już o tym bo będzie ci ciężko to znieść.- nie byłam w stanie jej odmówić. Mi potrzebne były nowe ubrania a jej coś co pomogłoby zapomnieć o kłopotach. |
część 2 (sie 31, 2013)
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
Chwyciłam fioletową bluzkę na ramiączkach z falbanką na dekolcie, brązowe rurki i moją ulubioną skórzana kurtkę (<3). Wbiegłam do kuchni. Wyciągnęłam z lodówki makaron i wstawiłam go do mikrofali. Zanim jedzenie się zagrzało nalałam sobie soku jabłkowego. Zjadłam szybko i wyszłam z domu. - Chwila...-spojrzałam w dół- butyy!!!- wróciłam biegiem do domu i szybko ubrałam czarne trampki. Jestem już spóźniona Roza mnie zabije. Pobiegłam pod dom Rozali. - Co ty robiłaś? Czekam na ciebie już 20 minut!- była zła. - Jadłam, no i wyszłam z domu ale w połowie drogi zauważyłam, że nie mam butów.- zrobiłam zażenowaną minę, Rozalia strzeliła tylko facepalma. - Ok. To idziemy?- bardzo szybko wrócił jej humor. - Jasne.- całą drogę gadałyśmy o sprawdzianach, nowych ciuchach i chłopakach, ale omijałyśmy temat związany z Leo. Roza jak tylko doszłyśmy do galerii wpadła do sklepu. - Biorę tą! Ta też jest ładna, prawda? O, tą musisz przymierzyć! Ta moja! Jest mój rozmiar...- i tak cały czas. Ja też dałam się ponieść zakupowemu szaleństwu i chwilę potem obie latałyśmy po sklepie polując na coraz to nowe ciuchy. - Dobra, ja więcej do koszyka i rąk nie zmieszczę. Idziemy do przymierzalni.- oznajmiła po godzinie Rozalia. - Zgadzam się.- ledwo powiedziałam znad kupy ubrań. Roza była pierwsza. Przymierzyła 10 sukienek ale tylko jedna naprawdę się jej spodobała. Skompletowała też bluzkę i spodnie, za które ja oddałabym głowę. Ja z okazji zbliżającego się balu końcoworocznego rozejrzałam się za sukniami wieczorowymi. Wypatrzyłam piękną złotą kreację. Dekold miała obszywany koronką, z boku była spięta piękną broszką w kształcie białych kwiatów, z których ,,wypływały" sznureczki pereł a u dołu z tej samej strony była lekko podniesiona. Ukazywała drugą, jaśniejszą stronę sukni, która była wyszywana piękną złotą nicią. Ubieranie jej zajęło mi 10 minut! Roza powoli zaczynała się niecierpliwić ale gdy wyszłam zatkało ją. -Ja..., Ty... Wyglądasz cudownie!- ledwo wybąkała. -SU!!!- usłyszałam za plecami znajomy głos. Odwróciłam głowę. -Alexy?- zdziwiłam się. Zrobiłam się pewnie cała czerwona, ja stojąca w sukni wieczorowej i do tego oglądający mnie kolega z klasy, masakra. - Su?- drugi głos odezwał się i dopiero teraz zauważyłam Armina. - Hej...- powiedziałam lekko zmieszana. - Wyglądasz świetnie!- Alexy obchodził już mnie dookoła i oglądał sukienkę- świetnie na tobie leży, prawda bracie?- spojrzał na Armina. - T-tak, ładnie.- chłopak zrobił się cały czerwony. - Hej! Wy też na zakupach?- zapytała Rozalia podchodząc do każdego i ściskając po przyjacielsku. - No, znowu coś mu się ubzdurało i kazał mi też iść bo będzie,,fajnie"- odpowiedział zrezygnowany Armin. - A nie jest?- Alexy zrobił zawiedzioną minę ale zaraz się rozpogodził- Przecież spotkaliśmy dziewczyny? Jest fajnie!- i uśmiechną się w najdziwniejszy sposób jaki dotychczas u niego widziałam. - Tak, my już wracałyśmy prawda Rozalio?- spojrzałam na nią surowo i zaraz potem szybko skinęłam w dół. Nie chciałam zawieść chłopców, ale stanie przed nimi w sukni balowej nie było najmilszą rzeczą. - Tak- dodała smutno- już miałyśmy iść do kasy. - O, to szkoda. Może następnym razem, pójdziemy we czwórkę na zakupie, co?- zapytał z nadzieją Alexy, natomiast Armin zrobił taką minę jakby miał zaraz iść na rzeź. - Jasne!- krzyknęłam znikając w przebieralni. Szubko zdjęłam sukienkę i włożyłam ją do torby. Gdy wyszłam bliźniaków już nie było. Razem z Rozalią poszłyśmy do kasy. Sukienka była bardzo droga, ale warta tych pieniędzy. Gdy obie wyszłyśmy ze sklepu poszłyśmy na lody i kawę. Pogadałyśmy jeszcze o balu, który ma być pojutrze i rozeszłyśmy się do domów. - Ufffffff.- padłam wykończona na łóżko. Jeszcze chwilę podziwiałam sukienkę, którą wcześniej rozwiesiłam na drzwiach i nie wiadomo kiedy zapadłam w sen. |
część 3 (wrz 1, 2013)
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
- Idę, idę.- mruknęłam cicho. Doprowadziłam się do porządku w łazience i jak co dzień podeszłam do szafy. Hmmm. To ostatni dzień szkoły, zaszaleję. Wyjęłam szarą bokserkę, rajstopy we wzorki, komplet brązowych szortów i bluzy z dużym kapturem do którego były przyszyte królicze uszy. Szorty miały z tyłu biały, puszysty ogonek i były złączone z bluzą złotym paskiem. Na rajtuzy naciągnęłam kremowe ,,skarpetki" bez palców z pomponami i nałożyłam brązowe, za duże buty, które wyglądają jakby ktoś mi odciął miejsce w tych butach gdzie miały być palce. Zeszłam na dół do kuchni. - Haha a co to, dzisiaj dzień królika?- zapytała rozbawiona Titi. - Nie. Jest ostatni dzień szkoły, wiec ubrałam się odpowiednio do okazji.- odparłam śmiertelnie poważna.Ciocia buchnęła śmiechem. - Odpowiednio do okazji? Jaasne, siadaj i jedz.- ze łzami w oczach wyszła z kuchni. - No co?!- nie wiedziałam o co jej chodzi. Usiadłam do stołu i zjadłam śniadanie, bułkę z serem. - Wychodzę!- krzyknęłam i wyszłam z domu. Po 15 minutach spaceru dopadli mnie bliźniacy. Tak, dopadli, Alexy dosłownie sie na mnie rzucił. -Su!!!!!- zaczął mnie przytulać po przyjacielsku. Armin podszedł do mnie i poklepał mnie po ramieniu. - Hej Su. Sorry za niego.- tu spojrzał na brata jak na kosmitę.- Długo cie nie widział, jeżeli mierzyć czas tak jak on.- powiedział wywracając oczami gdy Alexy spojrzał na niego spod byka. - Po mojemu? A jak niby według ciebie jest mierzyć czas po mojemu?- zapytał. - No wiesz...- nie dokończył bo mój niebiesko-włosy kolega złapał go i już czochrał mu włosy- Hej!! Złaź ze mnie!- Armin nieźle się wkurzył. Ja zawstydzona lekko ruszyłam dalej. - No widzisz, przestraszyłeś Su swoim krzykiem!- warknął Alexy i podbiegł do mnie zrównując ze mną krok. Armin dołączył tuż po nim. - Więc jak chłopaki, idziecie na bal?- zapytałam z ciekawości. - Pewnie, przecież to koniec roku! Nigdy nie przegapiłbym takiej okazji!- ucieszył się Alexy. - Nie wiem, może.- odparł jego brat. - A macie już z kim iść?- kurde! Popatrzyli się na mnie dziwnie ale odpowiedzieli, pewnie pomyśleli, że zamierzam któregoś z nich zaprosić. - No wiesz, ja pewnie przyjdę sam, ale na balu będę się bawił ze znajomymi- odpowiedział Alexy, z wielkim uśmiechem spoglądając na brata. - Ja ...- Armin się zarumienił- je jeszcze nie myślałem o tym.- był lekko zmieszany. - Nie kłam! W domu mówiłeś, że spytasz się dzisiaj Su czy z tobą pójdzie!- krzyknął Alexy szturchając brata w ramię. - Cicho!- zarumienił się jeszcze bardziej. Takiego odcienia czerwieni jeszcze nie widziałam. - Serio?- zaskoczyło mnie to. - No..., wiesz..., myślałam nad tym... Czy byś się zgodziła.... Tak po przyjacielsku oczywiście- z tego wszystkiego poplątał mu się język. - Spoko.- Armin to mój przyjaciel, więc czemu nie miałabym z nim iść na bal? - Co? Zgadzasz się?- chyba nie uwierzył w to co powiedziałam. - Tak, czemu nie. Najlepsi kumple idą świętować koniec roku, czy to coś złego?- chłopak się uśmiechnął. - Nie, oczywiście, że nie. Po prostu nie myślałem, że się zgodzisz. - Dobra, ale zanim pójdziemy tańczyć czeka nas jeszcze jeden dzień w tym miejscu- Alexy wskazał palcem szkołę- Jesteśmy!- wszystkim lekko zrzedły miny, ale weszliśmy na teren szkoły. Na dziedzińcu zauważyłam Kastiela siedział na ławce i palił papierosa. Spojrzał w moją stronę, gdy zauważył chłopców mina mu zrzedła i odwrócił głowę. W drzwiach przywitała nas Iris. - Hej Su, chłopcy. Peggy robi dzisiaj zdjęcia do albumu. Wyprosiła dyrektorkę aby w tym roku pozwoliła jej zrobić zdjęcie a nie zamawiała fotografa i się zgodziła. O, i zdjęcia mamy chyba na historii, tak, to chyba wszystko. Nardzie!- machnęła do nas ręką i pobiegła w stronę klubu ogrodników. My popatrzyliśmy po sobie. Pierwszy odezwał się Alexy. - Więc teraz Peggy bawi się w fotografa szkolnego?- zapytał, a my wybuchliśmy śmiechem. Na dziedzińcu rozległ się dzwonek na lekcje. Wszyscy uczniowie zaczęli się schodzić do szkoły, bliźniacy już tak weszli. Obejrzałam się jeszcze tylko na ławeczkę na której siedział Kastiel. Tak, siedział bo już go tam nie było. Znowu zerwał się z lekcji, Kastiel... Pomyślałam i weszłam do szkoły. |
część 4 (wrz 1, 2013)
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
- Au... Moja głowa...- strasznie bolał mnie łeb, no nic dziwnego, walnęłam głową o beton, ale dlaczego? Ktoś wyciągną do mnie rękę, nie patrzyłam kto tylko szybko ją złapałam i ten ktoś pomógł mi wstać. - Dzięki.-chciałam już iść, kiedy złapał mnie ten ktoś za rękę. - Su? Sorry, że cię wywaliłem, ale do cholery jasnej, co ty tu robisz?- ten głos, nie, przecież on wyjechał jeszcze w gimnazjum. Podniosłam głowę... -Max!!!!!- rzuciłam się chłopakowi na szyje. Max był i mam nadzieję, że jest moim kumplem w starej szkole. Ale musiał wyjechać bo firma jego rodziców się rozrosła i musieli jechać na drugi koniec kraju. - Hej, zluzuj.- odpowiedział śmiejąc się. - Co ja tu robię? Ja tu chodze do szkoły! powiedz mi raczej co ty tu robisz?- dalej nie przestawałam go przytulać. - Składałam papiery, od następnego roku chodzę tu do szkoły. A, i powiedz mi dlaczego jesteś przebrana za królika? - Papiery? To super! Bo widzisz, dzisiaj jest ostatni dzień szkoły i pomyślałam, że zrobię coś szalonego.- odparłam dalej go nie puszczając. - I tą szaloną rzeczą miało być przebranie się do szkoły za królika?- był naprawdę zdziwiony. -No... Sorry. ale był już dzwonek, i wiesz...- było mi głupio, przez tyle lat się nie widzieliśmy a teraz ja muszę go zostawić bo mam jakieś lekcje. To jest po prostu śmieszne. - Jasne rozumiem. Zobaczymy się później, pogadamy. Będę w parku koło 17, odpowiada ci ta godzina?- zapytał odsuwając mnie od siebie, bo wciąż się od niego nie odkleiłam. Po prostu nie mogłam uwierzyć, ze znów go widzę. - Jasne, to o 17 w parku?- zapytałam uśmiechnięta. - Tak, o 17...- przybliżył swoją twarz do mojej i pocałował mnie w policzek, a ja zrobiłam się cała czerwona. Odwróciłam głowę, Kastiel stał przy ławce na której wcześniej siedział, patrzył się na nas. Max odszedł. Z Jego twarzy nie mogłam nic wyczytać, nie wiedziałam, czy jest zły, coś go boli, czy może chce mu się płakać, a może wszystko naraz? Nie zawracałam sobie tym głowy, i tak byłam nieźle spóźniona na lekcje biologi. Wpadłam do klasy jak błyskawica. Na szczęście nauczyciela jeszcze nie było. Usiadłam z Iris. - Co tak długo?- zapytała zmartwiona. - Bo widzisz spotkałam starego kolegę. będzie do nas chodził w przyszłym roku. Gadaliśmy.- odpowiedziałam wyjmując książki. - Acha. A jak wygląda?- Iris była bardzo zaciekawiona. - Wiesz co, on.... nie wiem.- odparłam z rezygnacją. Cały czas byłam w niego wtulona, więc nie miałam jak się przypatrzeć, a później jak mnie odsuną to zaraz mnie pocałował i poszedł. - Nie wiesz?- była zaskoczona. - No wiesz, nie przyglądałam się.... Dzisiaj o 17 spotykamy się w parku, chcesz iść ze mną?- zapytałam, w końcu to moja przyjaciółka i mogę się z nią przejść. A poza tym my z Maxem nie jesteśmy parą i mieliśmy iść tylko pogadać, więc równie dobrze może iść z nami Iris. - Wiesz co się dzieje z Kastielem?- zapytała nagle. - Nie, a co?- obejrzałam się do tyłu i w ławce za mną zobaczyłam Kastiela gapiącego się na mnie, gdy tylko to zobaczył odwrócił głowę. Nawet nie widziałam jak wszedł do klasy, za bardzo się rozmarzyłam. - No, jest jakiś nachmurzony od rana dzisiaj, a to dziwne bo jeszcze wczoraj z nim gadałam i był w świetnym humorze, jak na niego oczywiście. Nie chce z nikim Rozmawiać, nawet Lysandrowi powiedział, żeby spadał, a wiesz...- To było dziwne. - Wiem, najlepsi kumple...- w tym momencie stanął nad nami nauczyciel. - Czy ja wam nie przeszkadzam?- zapytał wkurzony. Obie się zarumieniłyśmy i kiwnęłyśmy głowami.- Więc skupcie się na lekcji.- odpowiedział już nieco łagodniej. Resztę lekcji byłyśmy skupione na temacie, bo nie chciałyśmy zostać po zajęciach. |
część 5 (wrz 3, 2013)
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
- Hej! Kastiel, zaczekaj!- podbiegłam do niego. Chciał uciec ale złapałam go za przedramię. - Co?!- warknął. Lekko się przestraszyłam. - Czemu jesteś taki? Chcę z tobą pogadać!- krzyknęłam do niego. - Nie mamy o czym.- w jego głosie oprócz złości wyczułam ból. Zatkało mnie, takiego Kastiela nie znałam. - To nie jesteś ty! Co się z tobą stało Kastiel?- poczułam jak pieką mnie policzki a łzy napływają do oczu- Zmieniłeś się. Nie widzę już mojego przyjaciela, tylko oschłego debila! Ja..., ja cię nie poznaję.- ostatnie zdanie tylko wyszeptałam. Rozbeczałam się na dobre. Twarz Kastiela nagle się zmieniła. Teraz był wystraszony. - Ej! Nie płacz! Nie to chciałem powiedzieć.- podniósł mi delikatnie głowę swoimi dłońmi- Nie płacz, słyszysz? Przepraszam.- patrzył mi się głęboko w oczy, a ja nie umiałam się oprzeć. W jego spojrzeniu, jego twarzy wyszyłam jakieś emocje, Których nie potrafiłam nazwać. Przestałam płakać. - Ja...- zaczęłam ale głos mi zadrżał. - Tak?- zapytał z nadzieją w głosie. - Ja też chciałabym cię przeprosić, nie powinnam nazywać cię debilem tylko dlatego, że miałeś zły dzień i nie chciałeś ze mną gadać.- łzy znów zaczęły mi lecieć - Bo widzisz, ja...- nie dokończyłam bo jego usta zatopiły się w moich. Otworzyłam szeroko oczy ale zaraz dałam się ponieść emocjom. Jego usta z coraz większą namiętnością całowały moje, a ja to odwzajemniłam. Położyłam ręce na jego klacie lekko go popychając i całując mocniej. On zabrał ręce z mojej twarzy i ułożył je na tali. Staliśmy tak złączeni jakieś 15 minut. W końcu się ode mnie oderwał. Ja stałam lekko oszołomiona, teraz czułam jakby mi czegoś brakowało. Nie wiedziałam co robić. Stałam tak i gapiłam się na niego, nie mogłam w to uwierzyć ale chciałam więcej. Nie mogłam dalej tak stać, więc palnęłam pierwszą lepszą rzecz jaka przyszła mi do głowy. - Więc idziesz na lekcje? Dzwonek był już dawno.- Kastiel stał i patrzył się tylko na mnie i chyba myślał o czymś. W końcu się odezwał. - Wiesz co, nie mam ochoty teraz iść do szkoły. Idziesz ze mną?- Na twarzy Kastiela widniał uśmiech. Uśmiech, po naszym pocałunku? Iris mówiła, że Kastiel Był nachmurzony od rana. Do szkoły przyszłam z bliźniakami, wtedy widziałam go po raz pierwszy, siedział na ławce. Kiedy zobaczył mnie z nimi wściekł się. Później wiedział jak Max całuje mnie w policzek. Kastiel był zazdrosny o mnie! Bo..., bo ja mu się podobałam? Zaskoczyło mnie to. Teraz ujrzałam go w innym świetle, nie jako kumpla ale jako chłopaka, który mnie pocałował. Przedtem nie zwracałam uwagi na jego wygląd. Teraz wydawał mi się bardzo przystojny, a gdy się całowaliśmy i miałam ręce na jego klacie wyczułam kaloryfer. Z rozmyślań wyrwał mnie jego głos. - To jak, idziesz ze mną?- zrobił krok do przodu, tak, że nasze nosy prawie się stykały i złapał mnie w tali. - Idziesz?- zapytał uwodzicielsko co na niego było dość nietypowe. Czułam jego oddech na ustach, gdybym chciała mogłabym go teraz pocałować. - Tak.- odparłam, nie musiałam długo się zastanawiać nad odpowiedzią. Teraz istniał tylko Kastiel i chciałam być teraz blisko niego, tylko z nim. Na moją odpowiedź uśmiechnął się jeszcze szerzej. Pocałował mnie szybko w usta. - To chodź!- złapał mnie za rękę i pociągną w stronę bramy. |
część 6 (wrz 5, 2013)
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
- Zobaczysz.- wyszczerzył się do mnie i zaczął iść jeszcze szybciej. Już teraz prawie biegliśmy. - Zwolnij, ja nie nadążam!- krzyknęłam i w tym samym momencie nogi mi się poplątały i runęłam na ziemie. Na szczęście Kastiel był szybszy od grawitacji i mnie złapał. - Ty niezdaro, czasem jednak byś popatrzyła też pod nogi a nie na mnie.- powiedział na wpół uśmiechnięty. Jedna ta złośliwość dalej mu została, ale muszę to przyznać, to jedna z rzeczy, które najbardziej mnie w nim pociągały. Teraz po tym wszystkim co stało się w szkole, czuję, że on też patrzy na mnie inaczej, z uczuciem a tego po Kastielu bym się nie spodziewała. - Ej! Słuchasz mnie?- machał mi ręką przed nosem, a kiedy na niego popatrzyłam był lekko zaniepokojony. - Tak, tak, tylko myślałam.- odpowiedziałam szybko. - I jak?- zapytał się uśmiechając się jak wariat. - Co i jak?- nie wiedziałam o co mu chodzi. Popatrzyłam na drogę. Zaraz, tu nie ma drogi! Stałam na trawie. Pewnie tak byłam pochłonięta moim rozważaniem, że nawet nie zauważyłam kiedy tu przyszliśmy. Obejrzałam się dookoła. Byliśmy na skraju lasu, na polanie. Z 2 metry od nas przepływała piękna rzeczka. Dość dużą by dało się w niej pływać.... Zaraz. Spojrzałam na chłopaka. Na twarzy miał złowieszczy uśmiech, od razu domyśliłam się o co chodzi. - Nawet o tym nie myśl Kastiel, ostrzegam cię.- powiedziałam robiąc krok do tyłu. - No nie bądź taka, mała kąpiel jeszcze nikomu nie zaszkodziła.- zrobił krok w moją stronę. - Nie! Będę miała mokre włosy i makijaż mi się rozmaże. A, i jeszcze będę miała mokre ciuchy, a innych na zmianę nie mam.- starałam się przemówić mu do rozsądku. - Wiesz, nie przypominam sobie, żebym tu brał Amber.- powiedział robiąc krok bliżej. - Nie jestem Amber, ale nie chcę być mokra- zrobiłam jeszcze jeden krok do tyłu. Nagle zorientowałam się, że zabrakło mi ziemi pod nogami. No pięknie. Runęłam do wody wrzeszcząc przy tym trochę. Gdy już złapałam oddech, zdałam sobie sprawę, że cała jestem mokra, włosy ciuchy. Spojrzałam na Kastiela, stał na brzegu i o mało co nie turlał się ze śmiechu. Zrobiłam gniewną minę. - I z czego się tak cieszysz!- krzyknęłam do niego. - Bo nie musiałam się nawet trudzić, sama załatwiłaś sprawę! Hahaha- znowu zaczął się śmiać. Zrobiła mi się trochę głupio, że ja jestem w wodzie a on nie. - Przestań w końcu tak rżeć i lepiej chodź tu do mnie!- dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że jest tu nawet przyjemnie, woda była bardzo ciepła. Kastiel podszedł do brzegu i zaczął ściągać koszulkę. Zobaczyłam jego klatę, stałam tak w wodzie i gapiłam się jak zahipnotyzowana. Ściągną spodenki i buty i wszedł do wody. Wreszcie się ocknęłam. - Cwaniak!- powiedziałam i wyszłam z wody. Pomyślałam, że też ściągnę ciuchy, może wyschną zanim wyjdziemy. Ściągnęłam ,,kostium królika" jak to nazwał Max i weszłam do wody. - Wiesz co, teraz nie będę mógł mówić, że jesteś płaska.- zaczerwieniłam się. Podszedł do mnie i złapał mnie w tali. - No weź, z królika przebierasz się teraz w buraka?- nie wytrzymałam. - Kastiel!- krzyknęłam. Zrobił zrezygnowaną minę. - No dobra, już dobra, sorry.- uśmiechnął się a zaraz potem uszczypną mnie lekko po bokach. Od tego momentu chyba przez trzy godziny siedzieliśmy w wodzie. Chlapaliśmy się, popychaliśmy, całowaliśmy i pływaliśmy. Raz wskoczyłam mu na barana to zaczął biegać w wodzie jak nienormalny i się darł.- Ściągnijcie ze mnie tego robaka, ja mam robaka na plecach! Ściągnijcie go!- a kiedy zaczęłam się z niego śmieć powiedział mi, żeby mi nie było do śmiechy, bo pokazywał tylko jakbym ja się zachowywała gdybym to ja miała robaka na plecach. Chlapnęłam mu za to wodą i zaczęłam uciekać. Po jakimś czasie wyszliśmy z wody. Kastiel położył się na trawie, żeby wyschnąć. Położyłam się na jego ramieniu a on mnie przytulił. Czułam, że jest szczęśliwy, ja też byłam. Leżeliśmy tak pół godziny, W końcu wstaliśmy i zaczęliśmy się zbierać. Gdy byliśmy już ubrani opuściliśmy powoli to przepiękne miejsce. Szliśmy obok siebie. Gadaliśmy o ważnych dla nas rzeczach i o bezsensownych pierdołach. Po paru minutach byliśmy już na drodze prowadzącej do miasta. Po jakimś czasie zauważyłam, że Kastiel sztywnieje. Odwróciłam się i zobaczyłam uśmiechniętego Maxa. O nie, zapomniałam o naszym spotkaniu! Sprawdziłam godzinę, 16:50. Max podszedł do mnie i pocałował mnie w policzek, tak jak przed szkołą, tyle, że tym razem niebezpiecznie blisko ust. - Hej piękna. Już gotowa na nasze spotkanko? Widzę, że spotkałaś kolegę po drodze.- uśmiechnął się do Kastiela, a z tego uśmiechu można było wyraźnie odczytać wiadomość ,,Spadaj frajerze, ona jest moja". Kastiel stał jak wryty. Zauważyłam jak w jego oczach coraz bardziej widać ból, jakby płakał, ale w środku swego umysłu, tam gdzie nikt go nie widzi. W końcu odezwał się, głos mu drżał. - Mogłaś powiedzieć, że masz chłopaka. Spadam stąd.- teraz w jego oczach widziałam tylko nienawiść. Oczy zalały mi się łzami. - Nie Kastiel! To nie jest mój chłopak! Kastiel!- chciałam za nim pobiec ale Max złapał mnie za ręce i przytulił. - Ten palant nie jest wart twoich uczuć, moja mała księżniczko.- ostatnie trzy słowa wyszeptał ledwie słyszalnym głosem. Po jakimś czasie przestałam płakać, czując ukojenie w jego ramionach. Kiedy to zauważył puścił mnie i złapał za rękę. - To idziemy do parku?- zapytał uwodzicielsko. Nie mogłam wydobyć z siebie głosu, więc tylko delikatnie kiwnęłam głową. Max uśmiechnął się i pociągną mnie w stronę parku. |
część 7 (wrz 7, 2013)
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
- Hej, zamierzasz cały czas być taka smutna? Ja bym się cieszył, że taki idiota wreszcie sobie poszedł.- w jego głosie słyszałam poniżenie względem Kastiela. Czy Max uważał siebie za ideał? Nie takiego go znałam. W gimnazjum wszędzie chodziliśmy razem. Pomagał mi gdy byłam w potrzebie, nawet wtedy jak mi się połamał paznokieć! Niektórzy się nawet śmiali, że jesteśmy razem, my to ignorowaliśmy, dobrze znaliśmy relacje między nami. Ale teraz? Już nie widziałam mojego Maxa, teraz był zaborczy i myślał, że jest pępkiem świata. Ale miał rację, może się zmienił, ale przyszliśmy tu pogadać i wszystko sobie wyjaśnić. Długo go nie widziałam, zmienił się, ale ja też się zmieniłam i nie mogę mieć mu tego za złe. Przywołałam uśmiech na twarz, a może to jego zaborcze zachowanie tylko sobie wymyśliłam? Może on próbował przywołać stare dobre czasy, gdzie nic innego się nie liczyło, tylko on i ja, najlepsi przyjaciele? Tam, postaram się miło spędzić resztę dnia, sprawą z Kastielem zajmę się jutro. - Nie, tylko myślałam. A to o czym myślałam nie było zbyt wesołe. Ale teraz wszystko minęło i mam zamiar dobrze się bawić!- wyszczerzyłam się do niego. - Podoba mi się to. - weszliśmy do parku. Wybraliśmy ławeczkę w samym centrum. Usiedliśmy. - Więc jak tam było beze mnie?- zapytał zaciekawiony. Pokręciłam się lekko, wiedziałam jakiej wyczekuje odpowiedzi. Fakt tęskniłam za nim przez miesiąc, dwa ale później poznałam nowych znajomych i szczerze mówiąc zapomniałam o nim. - Wiesz, z początku tęskniłam, ale później doszłam do wniosku, że rozpaczanie nic nie da, więc skupiłam się na zawieraniu nowych znajomości.- odpowiedziałam zgodnie z prawdą, ale tak ukształtowaną by odpowiadała mniej więcej jego oczekiwaniom. Ale i tak zrobił rozczarowaną minę. - Ach... Racja... Bo wiesz, ja przez ten cały czas myślałem o tobie... Chciałem zadzwonić, nie jeden raz, ale chyba od tego czasu zmieniłaś numer, bo ani razu nikt nie odebrał. A gdy zobaczyłem cię w szkole, nawet nie wiesz jaki byłem szczęśliwy, i jeszcze, że mnie poznałaś i rzuciłaś mi się na szyję, nawet nie wiesz co i jak się czułem...- nie dokończył, jakby nie wiedział jakich słów użyć. Ja się zaczerwieniłam, rozumiałam co chciał przez to powiedzieć i nie za bardzo mi się to podobało, wolałam, żeby nasze relacje pozostały na poziomie najlepsi przyjaciele, a nie .... to słowo nie przechodziło mi nawet przez gardło, a poza tym chyba, chyba na pewno zaczynałam coś więcej czuć do Kastiela. Mimowolnie napłynęły mi łzy do oczu. Dzisiaj, choć nie powiedział tego na głos, to dał mi wyraźnie do zrozumienia, że nie chce mnie widzieć i mieć ze mną nic wspólnego. Max zareagował natychmiast. - Hej, nie płacz. Wiem, że tęskniłaś ale już jestem, już wszystko jest dobrze.- powiedział łagodnie, uwodzicielsko. ,, Właśnie nic nie jest dobrze! Kastiel mnie nie nie widzi bo myśli, że się nim tylko bawiłam! Ty się do mnie przystawiasz i jeszcze utrwaliłeś go swoim zachowaniem w jego przekonaniu i jeszcze twierdzisz, że teraz płaczę tylko dlatego, że tęskniłam za tobą!" krzyknęłam w myślach. Nie powiedziałam tego jednam na głos. Otarłam szybko łzy i tylko lekko kiwnęłam głową. - O tu jesteście! Su, czemu mi nie mówiłaś, twój kolega jest naprawdę uroczy, i można to stwierdzić bez dokładnego przypatrywania się. Sorki za spóźnienie. A tak w ogóle to jestem Iris.- wyciągnęła przyjaźnie rękę do Maxa. Poczułam jak nagle się spina, poczułam, bo przez ten cały czas mnie obejmował. Wyciągnął rękę i bez żadnych uczuć powiedział. - Max.- teraz zwrócił się do mnie- Nic nie mówiłaś, że będziemy mieć towarzystwo. Myślałem, że będziemy sami.- wlepił swój wzrok w lekko zmieszanej Iris. - Bo Su mówiła... Ja nie wiedziałam, że chcecie pobyć sami... Ze jesteście parą...- nie dokończyła bo jej przerwałam. - Nie! Nie jesteśmy parą.- zarumieniłam się- My tylko siedzimy i gadamy. Siadaj.- specjalnie się odsunęłam, żeby Iris mogła usiąść pomiędzy mną a Maxem. Jemu się to chyba nie za bardzo spodobało. - Więc od kiedy się znacie?- zapytała chcąc przerwać niezręczną ciszę. - Od przedszkola.- odpowiedział. - Och, to długo!- Iris była autentycznie zaskoczona.- I w gimnazjum się wyprowadziłeś? Su mi mówiła.- dziewczyna dalej ciągnęła temat. Patrzyła prawie tylko na Maxa, a mi to pasowało, miałam chwilę spokoju. - Tak.- odpowiedział niezbyt przejęty. Spojrzał na mnie. - A ja parę miesięcy po nim się wyprowadziłam i przyszłam do Amorisa.- Iris pokiwała lekko głową, bo już wiedziała co się później działo ze mną, aż za dobrze. - A ty będziesz chodził do Amorisa od przyszłego roku, tak? Do naszej klasy? W sensie rocznik.- widać było po niej, że Max przypadł jej do gustu. - Nie, ja do trzeciej.- natomiast Maxa coraz bardziej nudziła ta rozmowa. Ja nie chcąc, żeby Iris się zawiodła kiedy Max zrobi się bardziej oschły wstałam i uśmiechnęłam się. - Może pójdziemy na lody? Zaczyna się już robić późno, a jutro jest bal, więc musimy się wyspać...- nagle zdałam sobie sprawę z mojego błędu, niepotrzebnie wspominałam o balu. Max również wstał, oczy mu pojaśniały. - Bal? Nic mi nie mówiłaś Su. Więc ja jako, że złożyłem dzisiaj papiery chyba mogę przyjść? Prawda?- to pytanie był zdecydowanie retoryczne, a ja coraz bardziej zaczynałam się niepokoić, bo wiedziałam do czego zmierza. Musiałam coś wymyślić, i to szybko!- Su, nie masz jeszcze chyba z kim iść, prawda? Więc pójdziemy tam razem.- Otworzyłam oczy ze zdumienia, on nawet nie raczył się mnie zapytać czy chcę z nim iść tylko stwierdził, że z nim idę i koniec. O nie, nie zemną tak! - Wiesz, właściwie to ja już z kimś idę, więc sorry ale nie.- udałam zmieszanie ale zaraz potem się uśmiechnęłam- Wisz co? Iris nie ma jeszcze z kim iść! A skoro mówisz, że możesz już przyjść, świetnie będzie jeżeli pójdziecie razem, prawda Iris?- zagrałam w jego grę. Iris bardzo się ucieszyła i też wstała. - Jasne czemu nie. Będziemy się świetnie bawić.- zrobiłam tak jak on, nie zapytałam się, ale tylko stwierdziłam, ale żeby było bardziej wiarygodnie to zapytałam się tylko Iris, bo wiedziałam, że ona się zgodzi. Max popatrzył się na mnie rozczarowany i trochę zły. - Jasne, czemu nie?- odpowiedział bez uczuć.- A ty Su, z kim idziesz?- zaczerwieniłam się, nie sądziłam, że zada to pytanie. Myśl Su, myśl. - A to niespodzianka! Przekonacie się na balu!- powiedziałam z uśmiechem. - To idziemy na te lody? Znam fajną lodziarnie!- powiedziała Iris i pociągnęła Maxa za rękę, na co on zareagował niechętnie. Ja zostałam z tyłu. Prawda była taka, że ten wieczór, jutrzejszy wieczór chciałam spędzić tylko z Kastielem. Ale zaraz się lekko uśmiechnęłam. Pójdę przecież tam z Arminem i Alexym na pewno nie będzie nudno. Wyobraziłam sobie jak Kastiel zareaguje na to, że dzisiaj z Maxem się spotkałam a jurto na balu będę z Arminem, teraz to na pewno mnie znienawidzi, i już nie będzie jak dzisiaj po szkole. Kiedy tak myślałam, nie zauważyłam, że znowu płaczę. Z tego wszystkiego straciłam apetyt na lody. Niech sami tam pójdą, lepiej się poznają. Jutro im wytłumaczę, że źle się poczułam. Zmieniłam kierunek i wciąż płacząc poszłam w stronę bezpiecznego domu. |
część 8 (wrz 9, 2013)
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
- Hej Su!- nie widziałam go ale n pewno się uśmiechał. - Hej.-odpowiedziałam bez entuzjazmu a on to zauważył. - Ej, coś nie tak?- był zaniepokojony. Przykro mi ale muszę to zrobić. T.T - Można tak powiedzieć, źle się dzisiaj czuję. Armin przepraszam, ale na balu mnie chyba nie będzie. Ja przepraszam...- nie dokończyłam. - Jasne, rozumiem.... Jak się źle czujesz o faktycznie zostań w domu.- słyszałam po jego głosie jak bardzo jest zawiedziony. - Ja...- znowu nie dokończyłam. - Sorry, ale wiesz co, Alexy mnie woła! To na razie.- i się rozłączył. Pięknie Su, jak tak dalej pójdzie to za tydzień każdy będzie chciał cię unikać! Czułam się strasznie, zraniłam jego uczucia. Ale tu chodziło też o mnie. Jeżeli nie mogę tam pójść z jedyną osobą z jaką naprawdę chcę tam być, to nie pójdę wcale. Było mi żal, bo tak bardzo czekałam na ten bal, ale sama tam nie pójdę a on nie chce mnie... Znowu zaczęłam płakać. Rzuciłam się z powrotem na łóżko i nie wiadomo kiedy zasnęłam. Obudziło mnie denerwujące dzwonienie telefonu. Pomacałam ręką po łóżku i wzięłam go. Sygnał ucichł. Sprawdziłam godzinę 19:50. - O cholera! Przespałam cały dzień!- wyrwało mi się na głos. Weszłam w menu i połączenia. Miałam 20 nieodebranych połączeń! 15 od Alexego, 2 od Nataniela 1 od Lysandra i 2 od Rozali. Iris nawet nie dzwoniła bo pewnie świetnie się bawiła na balu. Spojrzałam na suknię wiszącą na drzwiach i poleciały mi łzy na myśl, że nigdy w niej nie zatańczę z ... - Drrr..... Drrrrr....- telefon znowu zaczął wibrować. Odebrałm nie patrząc kto dzwoni. - Czego!- warknęłam. - Su!!!! Czemu cię nie ma tu z nami?!- Rozalia była wściekła. - Źle się czuję! Zostaw mnie w spokoju!- krzyknęłam i zaczęłam płakać. Ona to wyczuła. - Su? Co się dzieje?- rozbeczałam się jeszcze bardziej. - Bo Kastiel..... on nie chce mnie znać..... on myśli, że..... Ja nie mogę....! Nie chce mnie znać! A ja..... Rozalio.....- płakałam do telefonu, nie byłam w stanie złożyć nawet zdania. - Co? - Roza mnie nie zrozumiała. - Bo jeszcze wczoraj, wszystko było pięknie ja i.... Kastiel. A Max to zepsuł..! Kastiel myśli.... że... się nim bawiłam...! Że Max to mój chłopak! Próbowałam mu to wyjaśnić ale poszedł...- pokładałam jakoś zdania i się wyżaliłam. Zrobiło mi się trochę lżej. - Ja mu dam! Ubieraj się szybko i chcę cię tu widzieć za 10 minut! Jak nie masz z kim iść to będziesz siedziała z nami i będzie dobrze ale ważne żebyś tu była. I bez żadnego ALE!- i się rozłączyła. Przemyślałam jej słowa. Podeszłam do drzwi. Myślałam. - A co mi tam!- chwyciłam sukienkę i poszłam do łazienki. Ubrałam się i umalowałam w odcieni złota. Włosy zebrałam w ni to kucyk ni to kok z lekko opuszczoną grzywką. Wpięłam w moje blond włosy białe kwiaty z perełkami. Ubrałam szpilki, wzięłam parę drobiazgów niezbędnych dla dziewczyny do torebki i wyszłam z domu. - Brrrrrr....- przestraszyłam się. Spojrzałam w dół. Mam nadzieję, że będzie tam coś do jedzenia, bo konam z głodu. Po 20 minutach spacerku byłam już na miejscu. Stanęłam przed bramą. Pomyślałam o Kastielu i łzy napłynęły mi do oczu. Rany! Ja naprawdę się w nim zakochałam! Szybko przegoniłam łzy. Wzięłam głęboki wdech. - Raz kozie śmierć.- powiedziałam do siebie i ruszyłam na przód. |
część 9 (wrz 10, 2013)
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
http://szikszik.deviantart.com/art/SF-399367464?ga_submit_new=10%253A1378826675 Teraz zdecydowanie nie byłam już dawną, nieogarniętą Su, teraz widziałam piękną dziewczynę. Nabrałam powietrza w płuca i weszłam do środka. Oślepiły mnie na początku światła. Do uszu doleciała szybka muzyka (jak na bal). Gdy już oczy mi się przyzwyczaiły zobaczyłam pełno ludzi. Jedni się bawili, inni tańczyli, niektórzy stali przy stołach bogato obstawionych jedzeniem a jeszcze inni siedzieli i gadali. Poszukałam wzrokiem Rozali. Po pięciu minutach znalazłam ją, była przepiękna. Chwila, Roza ścięła włosy? Podeszłam do nich. - Cześć Rozalio. Gdzie Leo?- zapytałam a ona kiwnęła głową w stronę stołu z ponczem. - Poszła nam po coś do picia. Spokojnie tobie też przyniesie. Jednak go nie przenoszą bo na jego miejsce wrył się jakiś francuz, a nam to poszło na rękę!- Rozalia uśmiechała się od ucha do ucha. Ja natomiast posmutniałam mimowolnie. - To świetnie, fajnie, że wam się układa... - do oczu znów mi napłynęły łzy. Dlaczego ja tu w ogóle przyszłam? No tak nie chciałam zawieść przyjaciół. - Su!!!!- dobiegł mnie znajomy głos. Szybko wytarłam łzy. Alexy podniósł mnie i przytulił. - Och SU, jednak przyszłaś! Pięknie wyglądasz. Ale..... no,... wiesz Armin już kogoś znalazł, po tym jak mu odmówiłaś. Mówiłem mu, że może się jeszcze namyślisz ale...- Alexy słodko wyglądał jak próbował wytłumaczyć brata. - Spokojnie, jest ok. Wiesz co ja chyba tu długo też nie zostanę, więc może to nawet lepiej..- odpowiedziałam a on się delikatnie uśmiechną. - Faktycznie, może lepiej....- Alexy się zamyślił. - Hej! A ja to pies?- zapytała pominięta Rozalia. - Oj! Przepraszam!- chłopak zrobił przepraszającą minę i przytulił Rozalię. - Ok, wiem, że się kolegujecie, ale dość już tych czułości bo zrobię się zazdrosny.- dopiero teraz zauważyłam jak Leo podchodzi do nas z tacką z napojami. - Hej.- powiedziałam i wzięłam jeden kieliszek ( taki specjalny duży, na poncz, soki). - Hej Su, Rozalia się o ciebie martwiła. Miło, że już jesteś.- jak zwykle był bardzo kulturalny. - Jest też Lysander? Miałam mu oddać płytę, którą mi pożyczył 2 tygodnie temu. A to jedyna okazja przed wakacjami.- wyjęłam z torebki opakowanie z płytą. - Tak, stał chyba przy tylnym wyjściu razem z Kastielem. Jak chcesz, radzę ci się pośpieszyć, zaraz grają.- odpowiedział i wskazał ręką na nie duże drzwi prowadzące na boisko. - Z Kastielem....- powiedziałam sobie pod nosem i ruszyłam w tamtym kierunku. - Dzięki.- krzyknęłam do Leo przez ramię. Chłopcy stali tak jak mówił, pod drzwiami. Starałam się nie patrzeć na Kastiela, pomyślałam, że jak dam mu więcej czasu to może mu przejdzie. Widziałam tylko, że obaj byli ubrani w garnitury. Podeszłam do Lysandra. - Hej.- powiedziałam beznamiętnym tonem- Mam dla ciebie płytę. Dzięki. Miłej zabawy.- wyciągną rękę po płytę. - Hej i dzięki.- schował ją do kieszeni. Spojrzałam na Kastiela, uśmiechnął się kpiąco. - I co, chłopak cię zostawił?- zapytał kpiąco. Jak on mógł?! Łzy napłynęły mi do oczu. - Tak, można tak powiedzieć. Bo wziął mojego najlepszego kumpla za mojego chłopaka!- posłałam mu jeszcze spojrzenie typu : jak mogłeś?! i wybiegłam z sali. Kastiel stał z rozszerzonymi oczami. Dopiero teraz zrozumiał jak wielki i głupi popełnił błąd. - On mówiła o mnie..... Su!!!!- krzyknął ale dziewczyny już nie było. ,,Nie mogę jej stracić, jaki ja głupi jestem! Muszę ją odzyskać!" pomyślał i wybiegł z sali za dziewczyną. - Hej! Zaraz gramy!- odezwał się Lysander ze sceny. Nie miał teraz na to czasu! - To może poczekać! Muszę pogadać z Su!- krzyknął kumplowi, w odpowiedzi ten tylko kiwnął głową. Kastiel przepchał się przez ludzi bawiących się na sali i wydostał się na korytarz. Poszedł w jedną stronę, nie ma jej. Ruszył w drugim kierunku. Siedziała na końcu korytarza pod schodami, była zwinięta w kulkę i płakała. Kasitel nigdy nie widział Su w takim stanie. ,,Jak ja ją zraniłam..." pomyślał i podszedł do dziewczyny. Gdy wydostałam się z tego dusznego miejsca od razu pobiegłam tam, gdzie mnie nikt nie znajdzie. Usiadłam na końcu korytarza pod schodami, podciągam kolana pod brodę i pozwoliłam łzom swobodnie lecieć. Nie dbałam już o makijaż. Jak on mógł? Myślałam, że naprawdę coś do mnie czuje a teraz się jeszcze ze mnie wyśmiewał! Nagle ktoś położył mi rękę na ramieniu. Poznałam ten dotyk, to ciepło. Podniosłam głowę, kucał przede mną. - Co? Jeszcze ci mało? Przyszedłeś się jeszcze się ze mnie ponabijać?- krzyknęłam mu w twarz. Zerwałam się i chciałam uciec ale złapał mnie za nadgarstki. - Puść mnie! Słyszysz?! Puść mnie!- darłam się i szarpałam. On jednak był silniejszy. Przesunął swoje ręce na moje przedramię i przyciągną mnie do siebie tak, że nasze nosy dzieliło tylko parę centymetrów. Dalej się wierciłam i szarpałam, jednak on mnie trzymał. - PUŚĆ MNIE! - wydarłam się na niego i dalej płakałam. Jednak on nie zamierzał mnie puścić. - Nie Su, nie pozwolę ci.- głos miał spokojny i poważny. Patrzył mi się głęboko w oczy i powiedział. - Su kocham cię. |
część 10 (wrz 14, 2013)
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
- Skoro mnie kochasz, dlaczego wcześniej mi nie uwierzyłeś? Nabijałeś się ze mnie!- uwolniłam się z jego uścisku i zrobiłam krok do tyłu. Był zdezorientowany. Patrzył na mnie błagalnie, tak jakby nie umiał wyrazić swojej odpowiedzi słowami. - Ja.... Nie wiem. Przepraszam.- był zrezygnowany, chyba zraniłam go tym. Podeszłam do niego. Wzięłam jego twarz w dłonie i spojrzałam mu głęboko w oczy. - Ja też cię kocham, bardzo.... Ale jeżeli to ma się udać musisz mi ufać.- powiedziałam szczerze a on kiwnął głową. Nagle wziął mnie i przytulił, nie dotykałam stopami ziemi- podniósł mnie. Łzy zaczęły mi napływać do oczu, łzy szczęście, ulgi i miłości. - Hej! Ty! Puść ją natychmiast!- ktoś wyrwał mnie z jego objęć. Nie!!!!! - Nie widzisz, że ona przez ciebie idioto płacze?- ktoś pociągną mnie za rękę i zamkną w objęciach. Podniosłam głowę- Max! - Już wszystko dobrze, moja mała księżniczko.- wyszeptał mi do ucha.- wyrwałam się z jego uścisku. Spojrzałam na niego wściekła. - Nie! Nic nie jest w porządku! Jesteś samolubnym, śmierdzącym idiotą Max! Nie masz prawa ingerować w moje życie a co dopiero mówić, że jestem twoja! Przez ciebie pokłóciłam się z kimś kto jest dla mnie ważny, cholernie ważny! Tak, może kiedyś byliśmy najlepszymi kumplami, ale zmieniłeś się i to bardzo, nie ukrywam, ja też się zmieniłam. I właśnie w tym problem Max! Myślisz, że po paru latach tak po prostu tu przyjedziesz i będziesz się zachowywał jak dawniej i jeszcze udawał mojego chłopaka, którym nie jesteś!- ze wściekłości zaczęłam ryczeć.- Nie chce cię widzieć!- Max nie wydawał się tym ani trochę poruszony, wręcz przeciwnie, patrzył się na mnie jakbym miała coś z głową. Ale ja trochę odetchnęłam w duchu, już wczoraj zamierzałam mu to wygarnąć a dzisiaj to już miarka się przebrała. Moje krzyki chyba dotarły nawet do sali, bo zaczęli się wokół nas zbierać ludzie. Max podszedł do mnie i zamkną mnie w ciaśniejszym uścisku. Kastiel stał, wstrząśnięty, wystraszony i zdezorientowany z wytrzeszczonymi gałami. - Oj, moja mała, kochana Su, co ten palant z tobą zrobił? Całkowicie namieszał ci w głowie. Zaraz ja mu pokarze!- wyrwałam się z jego objęć i stanęłam naprzeciwko niego. Ludzi zaczęło przybywać. Niech stoją, niech się patrzą, będzie lepszy efekt. - Nie Max, to ja tobie zaraz coś pokarze!- szczeliłam mu najmocniejszego liścia na jakiego było mnie stać. Maxowi głowa odleciała do tyłu. Spojrzałam na niego. Z pewnością miał nieźle rozwaloną wargę, a przed chwilą wypluł coś białego, co z pewnością było zębem. Wśród gapiów rozległo się ,,oooooo", ,, ale oberwał!" i ,, dalej Su pokarz mu!" które z pewnością było od Rozali. - Jeszcze raz się do mnie zbliżysz, jeszcze raz mnie dotkniesz, to dostaniesz w mordę jeszcze mocniej, rozumiesz?!- wydarłam się na niego.- Nie chce cię więcej widzieć! Mój przyjaciel zginą.-wyszeptałam- Więc dla mnie zginiesz i ty...- powiedziałam tak cicho, że tylko Max mnie słyszał. Zrobił wybałuszone oczy. - Ty widać też się zmieniłaś. Zeszmaciłaś się Sucrette.- pierwszy raz tak do mnie powiedział. Tego Kastiel nie wytrzymał, rzucił się na niego z pięściami. Max oberwał dwa razy w brzuch i raz pod brodą. Wyleciały mu kolejne dwa zęby. - Ej, przestańcie! Su, Kastiel oszaleliście? Wy jesteście nienormalni! Patrzcie co mu zrobiliście!- z tłumu wyłoniła się Iris, była wkurzona i zaniepokojona. Podbiegła do wpół przytomnego Maxa. - Nic ci nie jest?- zapytała z troską. Nie mogłam w to uwierzyć ja brałam ją za przyjaciółkę a ona nazwała mnie teraz nienormalną! - Idealnie się dobraliście Iris.- rzuciłam do niej. - Jak ty śmiesz tak do mnie mówić, po tym co zrobiłaś! Ja na twoim miejscu już dawno skoczyłabym z mostu, gdybym kogoś tak pobiła, tylko dlatego, że ten ktoś się o mnie troszczył!- stałam wstrząśnięta. Czy ona mi właśnie powiedziała, żebym się zabiła? - Tak, mówię to co myślę i to co widzę! Ja nic nie zrobiłam, a skoro dla ciebie, Święta Iris, strzelenie komuś liścia to pobicie, to przepraszam cię bardzo, ale ja twojego ptasiego móżdżku nie pojmuję.- powiedziałam spokojnie ale z jadem i bólem w oczach. W tłumie rozległo się głośne,,uuuuuuuuuuuuuuuuu". Zignorowałam to.- A co do tego czy ten ktoś się o mnie troszczył. Ha! Też mi coś! Ten ktoś jak na razie tylko rujnował mi życie! Nie spodziewałam się tego, żeby własna przyjaciółka życzyła mi śmierci. Ty też Iris, jak widać się zeszmaciłaś, szkoda mi słów na ciebie, bo twój ptasi móżdżek i tak pewnie tego nie pojmie.- teraz mówiłam tylko i wyłącznie z jadem. Widziałam na jej twarzy ból. Miałam to gdzieś. Po tłumie znowu rozległo się głośne ,, uuuuuuu" ale miałam to w dupie. Ruszyłam w stronę wyjścia. Spojrzałam na Kastiela, który cały czas wyzywał Maxa. - Kastiel idziesz? Nie będę tu, w jednym pomieszczeniu z nią.- wskazałam palcem na Iris. Ruszyłam przed siebie. Tłum bez problemów rozstąpił się i mnie przepuścił. Wyszłam na zewnątrz. Poczułam jak bierze mnie w objęcia. - Tak mi przykro Su.- wtuliłam się w niego i zaczęłam płakać. Dopiero teraz wszystkie emocje puściły, gniew, żal, rozczarowanie, wściekłość, nienawiść i w końcu ból, wielki ból. - Nie powiem nie płacz, bo wyszedł bym na idiotę. Wiem ile przeszłaś w ciągu zaledwie 10 minut. Mogę coś dla ciebie zrobić mała?- głos miał zatroskany. On naprawdę i szczerze się o mnie troszczył. Wtedy przypomniałam sobie jak mówił mi, że mnie kocha, dwa razy. Uśmiechnęłam się przez łzy do siebie, na szczęście on tego nie widział. - Po prostu bądź.- powiedziałam i całkowicie dałam się ponieść targającym mnie emocjom. |
część 11 (wrz 19, 2013)
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
- Już ci lepiej?- delikatnie się uśmiechną. Kiwnęłam głową. - Dziękuję. Dziękuję, za to, że jesteś.- powiedziałam i pocałowałam go szybko ale namiętnie w usta. W odpowiedzi przyjął swój zwykły uśmieszek. - A widzisz, nie obejdziesz się beze mnie.- pocałował mnie szybko.- Ale mi to nie przeszkadza.- wyszeptał mi do ucha.- A jak już czujesz się lepiej, to może stąd pójdźmy. Pozwolisz, że ja wybiorę pierwsze miejsce do którego pójdziemy?- znowu mnie pocałował nie dając mi odpowiedzieć.- Świetnie, że się zgadzasz. Idziemy do mojego domu bo muszę się przebrać, bo widzisz jestem "trochę" mokry.- mówiąc przed ostatnie słowo zakreślił cudzysłów w powietrzu. Spojrzałam na jego koszule. Była cała mokra! Zaczerwieniłam się. - Ja... Przepraszam.- powiedziałam na co on się uśmiechną w ten swój wkurzający ale jak pociągający sposób. Wziął mnie na ręce i wyniósł poza teren szkoły. Rany! Dopiero teraz do mnie dotarło, nie wiem gdzie mieszka Kastiel! Po 15 minutach byliśmy na miejscu. Wyciągnął z kieszeni klucz i szybko otworzył drzwi. - Dzięki ale mam nogi.- powiedziałam odklejając się od jego szyj. - Niestety one ci nie pomogą w moim domu. A poza tym tu jesteś bezpieczniejsza.- Uśmiechnął się tajemniczo i zagwizdał. - Hau! Hau!- podbiegł do nas wielki czarny pies. - Dobra może jednak masz rację!- objęłam go mocniej aby nie upaść, co tak naprawdę mi nie groziło. - Su, to jest Demon.- przedstawił mi czarną, włochatą bestię, która cały czas świdrowała mnie wzrokiem. - To gdzie jest twoja sypialnia?- zapytałam chcąc pozbyć się psa. Dopiero po chwili zrozumiałam co tak naprawdę powiedziałam, niestety było już za późno. Kastiel popatrzył się na mnie z rozbawieniem. - Podoba mi się twój sposób myślenia.- cmoknął mnie w usta.- A więc do sypialni.- uśmiechnął się i poszedł ze mną na górę. O matko, co ja zrobiłam! Z drugiej strony dziwnie mnie pociągała i podniecała ta myśl. Oto w jaki sposób działa na mnie Kastiel! Chodzimy ze sobą oficjalnie jeden dzień, a ja już myślę o wskoczeniu mu do łóżka! Kiedyś go za to uduszę! |
część 12 (wrz 24, 2013)
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
- Ładnie tu.- powiedziałam i usiadłam na łóżku. Kastiel niebezpiecznie się do mnie zbliżył. Zaczął całować mnie po szyi. - Kastiel...- zaczęłam ale jego usta zatopiły się w moich. Chciałam się delikatnie wyślizgnąć, tak by go nie urazić, jednak zrobiłam coś źle bo Kastiel uznał to za prowokację. Przybliżył się bardziej i złapał mnie w tali. Chciałam z nim walczyć, powiedzieć, że na to jeszcze za wcześnie ale on nie puszczał moich warg. Zaczął schodzić niżej rękami i ustami. Nareszcie mogłam coś powiedzieć. - Nie Kastiel, nie teraz.- odsunął się ode mnie. Widziałam po jego twarzy i oczach, że był nieźle napalony ale mnie posłuchał. - Jak chcesz.- i cmoknął mnie szybko w usta. Teraz kiedy nie całował mnie po szyi i ramionach czułam się dziwnie, pusto ale szybko odrzuciłam te myśli. - Dobra ale dzisiaj nocujesz u mnie, i tak jest już późno. Mi się już nie chce wychodzić z domu a samą cię nigdzie nie puszczę.- chciałam zaprotestować ale mnie powstrzymał.- I nie przyjmuję żadnego "ale" i "nie".- uśmiechnęłam się i pokiwałam głową. Przegrałam. - To jak już u ciebie będę spać to daj mi jakąś twoją koszulę i pójdę się umyć.- powiedziałam i zaczęłam wychodzić z pokoju. Kastiel nadal siedział na łóżku. - Może umyć ci plecy?- zapytał uwodzicielsko ( to on tak umie?). - Nie dzięki.- też się uśmiechnęłam. Kastiel wstał i podszedł do szafy. Trochę w niej poszperał i podał mi czerwony, chyba trochę na niego za duży T-shirt. - Dziękuję.- cmoknęłam go w usta i wyszłam z pokoju. Stanęłam na korytarzu. - Ekhem... Kastiel, gdzie jest łazienka?- zapytałam i zarumieniłam się. Podszedł do mnie śmiejąc się. Poprowadził mnie wzdłuż korytarza i weszliśmy do drzwi na prawo. - Jeszcze coś?- zapytał szczerząc się. - Nie, nic. Dziękuję. Idź włącz jakiś fajny film.- cmoknęłam go w usta i weszłam do łazienki. Jest prysznic, super! Odkręciłam wodę i zaczęłam się rozbierać. Weszłam do kabiny. Poczułam na swojej skórze przyjemny dotyk gorącej wody. Kastiel nie miał damskich żelów pod prysznic, więc wzięłam mydło. Gdy byłam w połowie umyta usłyszałam jak ktoś otwiera drzwi, natychmiast się odwróciłam. W drzwiach stał Kastiel z uśmiechem na ustach. Na moje (nie) szczęście drzwi kabiny były szklane bez żadnych nalepek, zwykła szyba. Zarumieniłam się i spojrzałam na niego wściekła. - Zapomniałaś ręcznika...- też był lekko zarumieniony. Położył szybko niebieski ręcznik na wieszaku i wyszedł. No pięknie, pewnie jak wyjdę nie obędzie się bez komentarzy na temat mojego ciała. Szybko się umyłam. Włosy.... A co mi tam, użyłam szamponu Kastiela. Zakręciłam wodę i wyszłam z pod prysznica. Dokładnie się powycierałam i założyłam czerwony T-shirt. Pasował idealnie. Byłam wdzięczna Kastielowi, że dał mi jakiś dłuższy a nie taki gdzie widać mi by było tyłek. Ten sięgał do połowy ud. Wyszłam z łazienki i pobiegłam na palcach do pokoju. Kastiel siedział na łóżku z laptopem na kolanach i szukał jakiegoś filmu. - Horror?- rzucił zapatrzony w monitor. A więc moja próba wystraszenia go się nie powiodła. - Jasne.- usiadłam obok niego. Popatrzył się na mnie, był zawstydzony. Chciał coś powiedzieć ale mu przerwałam. - Nic się nie stało. Po prostu zapomnij, ok?- uśmiechnął się. - Mam zapomnieć taki widok?- uśmiechnął się szerzej i mnie pocałował. Odepchnęłam go. Teraz byłam na niego zła ( przez maks. 1 minutę). - Ty.... Idź lepiej zrób coś do picia!- zepchnęłam go z łóżka a sama wsunęłam się pod kołdrę. Zaczął się śmiać ale mnie posłuchał. Nagle wyświetlił mi się na laptopie komunikat "Masz wiadomość". Kliknęłam. Od: Penelopa " Hej kotku. Jak ci minął dzień? Odpisz. Wiesz, że cię kocham. :)" Do oczu napłynęły mi łzy. - Spokojnie Su, nie wyciągaj pochopnych wniosków. Kastiel ci przyjdzie i wszystko wyjaśni. I przestań sama do siebie gadać!- krzyknęłam. Weszłam z powrotem na stronę z filmami. Kastiel już jakiś wybrał, oglądałam go już ale niech będzie. Usiadłam i czekałam na niego myśląc kim jest ta Penelopa. Po 15 minutach zaczęłam się martwić. Wyszłam z łóżka i wyszłam z pokoju. - BUUU!- wylądowałam na ziemi. Spojrzałam w górę. Przede mną stał Kastiel z miską popcornu, szklankami i butelką Coli. - Hahahaha! A już myślałem, że będę musiał tu tak stać całą wieczność!- dalej się śmiał ale pomógł mi wstać. - Długo tu stałeś?- zapytałam zaskoczona. - No z jakieś 10 minut!- ruszył w stronę pokoju.- Myślałem, że wcześniej zaczniesz się o mnie martwić ale i tak twoja mina była bezcenna.- usiadł na łóżko i położył "zapasy" na stolik. - Kretyn!- usiadłam koło niego. Przyciągną mnie jedną ręką do siebie. Nasze twarze dzielił niecały centymetr. - Wiem kochanie.- wyszeptał mi w twarz. Pierwszy raz tak do mnie powiedział. Pocałował mnie i wtedy mi się coś przypomniało. Odsunęłam się od niego. - Penelopa...- powiedziałam cicho. Spojrzał na mnie pytająco.- Kim jest Penelopa? Napisała do ciebie...- przysunęłam się do laptopa i pokazałam wiadomość. Kastiel przeczytał i zarumienił się. - No bo widzisz,..... Penelopa to moja..... mama.- zaczął drapać się po głowie. Co?! - Słucham?- zaczerwienił się bardziej. - No to moja mama.- uśmiechnął się nieśmiało- Nie musiałaś czytać...- zaczął. - Sorry, nie będę. To oglądamy?- kiwnął głową. Byłam już spokojniejsza. W filmie było parę scen w których mimo wszystko wtuliłam się ze strach a on jak zwykle się za mnie śmiał ale odwzajemniał uścisk. Po filmie położyliśmy się spać. Ja położyłam się na jego ramieniu i wtuliłam w cudnie zbudowaną klatę (oczywiście głośno mu tego nie przyznam bo nie da mi spokoju) i zasnęłam wtulona w niego. |
część 13 (paź 9, 2013)
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
Gdy wstałem już jej nie było. To była najcudowniejsza noc w moim życiu! Była by bardziej gdyby... Nie! Nie będę jej popędzał. Rozejrzałem się. Pewnie wyszła. Ubrałem się i zszedłem do kuchni. Zrobiłem sobie płatki i jadłem powoli. 8:15. Właśnie zaczyna się rozdanie świadectw.
Siedziałam przy stole i jadłam śniadanie. Miałam wyrzuty, że go tak zostawiłam ale to było zbyt piękne. Nie wierzyłam, że to się stało naprawdę.
Klęczałem na ziemi. "Odeszła." Twarz miałem zalaną łzami. "Zginęła." Patrzyłem jak pociąg odjeżdża. "Nic nie zrobiłeś." Byłem bezsilny. "Stałeś."
|
część 14 (paź 10, 2013)
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
-Zwariowałeś?- Lysander mnie nie puszczał.- Wiem, co czujesz...- CO? - Wiesz co czuję?! Nie kochałeś jej tak jak ja! Nie znałeś jej tak jak ja! I nie zawiodłeś jej tak jak ja...- miałem tego dość. Dlaczego wszyscy wpieprzają się do mojego życia?! Su.... - Kastiel posłuchaj Lysandra. Nikt nie czuł do niej tego co ty ale każdy z nas kochał ją na swój własny sposób. Każdemu jest ciężko.- Leo, chłopak Rozali był opanowany, jak zawsze. - Ale nikt z was tak jej nie zranił! To przeze mnie jej tu nie ma!!!!- wydarłem się. - Chłopaki, chyba nie ma innego wyjścia. On po dobroci z nami nie pójdzie.- Nataniel? WTF?- A ja zawsze chciałem to zrobić.- odwróciłem się w jego stronę żeby coś mu powiedzieć ale jedyne co zobaczyłem to kij bejsbolowy a potem ciemność. Miałam dziwny sen. Spałam z Kastielem, widziałam jak całuje inną dziewczynę a później światło.... Pociąg! Potrącił mnie pociąg!!! Rozejrzałam się. Byłam a raczej leżałam na torach. - Co do jasnej...- nie wiedziałam co się dzieje. Usłyszałam głos Lysandra. - Nataniel, nie musiałeś tak mocno mu przywalić tym kijem.- był opanowany. Ale co on tutaj robi? - Wiem ale zawsze o tym marzyłem, żeby porządnie mu przywalić.- roześmiał się. O nie! Kastielowi tylko ja mam prawo przywalić! Tylko ja, nikt więcej! Pobiegłam w ich stronę. - Lysander! Nataniel zaczekajcie!- krzyczałam. Nie słyszeli mnie. Wyminęłam ich i szłam tyłem, przodem do nich. - Co tu się dzieje wytłumaczy mi ktoś?!- nie wytrzymałam. - Ja się nie dziwię Kastielowi. Mi też jest ciężko z powodu śmierci Su.- powiedział Lysander smutnym głosem. Stanęłam jak wryta a oni spokojnie przeszli jakby mnie tam nie było. Jakby mnie tam nie było... "Śmierci Su". - Nie! Chłopaki ja żyję!! Popatrzcie! Tu jestem! Kastiel! Gdzie Kastiel?!- zaczęłam panikować. Wrzeszczałam, płakałam i smarkałam. - Jeszcze trochę głośniej i pobudzisz wszystkie trupy!- usłyszałam za sobą kobiecy głos. Odwróciłam się. Przede mną stała dziewczyna w moim wieku, opalona na brąz, blond włosy i ubrana jak seksowna kowbojka. - Ty mnie słyszysz?- nie wierzyłam. - No jasne geniuszu. Pam. Pam Collins.- wyciągnęła dłoń. Podałam jej swoją. - Su. Po prostu Su.- uśmiechnęłam się nie śmiało. Jej mogłam dotknąć, więc dlaczego nie chłopaków? - Co taka smutna? Kiedy spadłaś z konia?- powiedziała dalej się uśmiechając. - Co?- nie zrozumiałam co powiedziała. - No kiedy zmarłaś i jak. Lubię plotki a tu jest niewielu takich jak my więc... - "TU"?- o czym ona gada? - Aaaa, nowa? Tu to znaczy po drugiej stronie, no może nie do końca. Niektórzy wracają bo mają niedokończone sprawy tak jak na przykład ja i ty.- uśmiechnęła się szerzej. Jakie sprawy? Dlaczego gadanie o śmierci przychodziło jej tak łatwo? - Ja zostałam potrącona przez pociąg. A jaką ty masz niedokończoną sprawę?- nie mogłam się powstrzymać. Posmutniała. - Właśnie tak to jest z tym badziewiem. Dają ci lasso ale nigdy nie wiesz którego byka masz złapać. - Co? - och... Przysyłają cię tu z jakąś niedokończoną sprawą ale nigdy nie wiesz z jaką. Niektórzy szybko ją znajdują, wypełniają i idą dalej. Ja swojej szukam od dwuch lat.- współczułam jej. Błąkała się po świecie będąc niewidzialną i niesłyszalną dla innych. A ja myślałam, że to ja mam przesrane życie, a to ona ma przesrane (nie)życie. - Ale kim ja teraz jestem, duchem?- to było dziwne. - Nie dokońca duchem nie do końca aniołem. Coś po środku. Jesteś stróżem bliskich ci osób.- znów wrócił jej nastrój.- Więc kto jest dla ciebie najbliższą osobą? - Kastiel...- wyszeptałam i zaczęłam płakać. |
część 15 (paź 17, 2013)
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
- Jak on mógł...-wyszeptałam. Już raz takie coś przeżywałam. Wtedy to on się pomylił, nie mogę go osądzać póki nie dowiem się prawdy. - Tak, Su. Dziękuję, że tak uważnie mnie słuchasz. Już Oswald lepiej uważa! - Kto to jest Oswald? - Mój osioł!- w tej dziewczynie coś jest, jak tylko na nią spojrzę od razu uśmiecha mi się gęba. - Muszę poszukać Kastiela, idziesz ze mną?- popatrzyłam szybko na nią i ruszyłam w kierunku gdzie jeszcze rozmawiali chłopcy. Rozglądałam się wszędzie a Pam jak posłuszny piesek łaziła za mną. Dzięki Bogu nie odzywała się, zaczynam coraz bardziej ją lubić. - Kastiel pewnie jest w aucie.- ruszyłam w kierunku pojazdu. - Su, wydaje mi się, że to nie jest najlepszy pomysł. Musimy iść, później go zobaczysz. Musimy wiać.- była przerażona. - Co ty pleciesz?- odwróciłam się w jej stronę. Zbliżało się do nas coś co przypominało glutowatą, wielką, czarną kulkę z oczami. Śmierdziało. - C-co to jest?- głos mi zadrżał. - To coś to jedyna rzecz która może nas Tu uziemić. Nie pójdziemy dalej ani nie wrócimy tam...- cofała się powoli.- Nie daj się dotknąć! - Chwila nie wrócimy tam? To jest jakiś sposób?!- zapaliło się światełko na końcu tunelu. - Tak słyszałam ale teraz musimy się stąd zmywać, inaczej wdepniemy w niezłą kupę łajna. Otworzyłem oczy. Strasznie bolał mnie łeb. Chwila. Nataniel... ZABIJE TEGO DEBILA!!!!!!!!!!!! Natychmiast się zerwałem z łóżka. Naciągnąłem spodnie i narzuciłem jakiś T-shirt. ZABIJE GO!! Wybiegłem z domu. - Wiem gdzie mieszkasz patałachu!- ubrałem kask i wsiadłem na motor. Po 15 minutach byłem na miejscu. Dosłownie zeskoczyłem z motocykla i dotarłem do drzwi. Wszedłem bez pukania. - Kastiel?- no pięknie wymalowana kukła Amber. - Gdzie Nataniel!!!- wydarłem się na nią. Była przestraszona. - Poszedł załatwiać jej pogrzeb. Ta suka nawet odejść nie może bez zwrócenia na siebie uwagi.- prychnęła. CO? - Uważaj sobie kurwa Amber co mówisz bo mnie popamiętasz!!!- nie wytrzymałem i strzeliłem jej porządnego liścia. Upadła na ziemię i zaczęła płakać. Byłem pewien, że tym razem to nie było wymuszone. Miałem ją w dupie. Wyszedłem z domu. - Su gdzie ty jesteś?!- dostałem załamania. Su ostatniej nocy zostawiła u mnie komórkę. Brzydzę się tego. Wybrałem numer do Nataniela. - Halo?- odpowiedział po paru sygnałach. - Gdzie jest Su?!- warknąłem. - No w kostnicy. Kto mówi..- rozłączyłem się. W mieście jest tylko jedna kostnica. Pojechałem tam. - Pam?- byłyśmy już bezpieczne. - Hmm?- zapytała przeżuwając kawałek słomy. Niby byłyśmy 'duchami' ale tak nie do końca. Jeśli się postarałyśmy mogłyśmy podnieść lekkie rzeczy. - O co chodzi z tym wróceniem?- byłam pełna nadziei. - A, to. Kiedyś jak już byłam stróżem ale kiedyś, spotkałam taką dziewczynę. Normalnie druga Paris! Mniejsza o to. Powiedziała mi, że teraz jest sama bo jej koleżanka wróciła. Zapytałam o co chodzi z tym, że wróciła, a ona, że spowrotem jest w ciele, w swoim ciele. Jak?, spytałam. A ona na to, że usłyszała od takiej jednej o takim chwaście, wiesz ja za bardzo na roślinach się nie znam a to była taka cholernie skomplikowana nazwa. Niech mnie ale chyba prędzej nauczyłabym Oswalda jak być psem albo kotem niż wymówiła nazwę tego czegoś. Przysięgam! Ale mniejsza o to. No i znalazła tego chwasta gdzieś w Italii i zrobiła sobie z niego coś w rodzaju zupki. Bleee... Wyobrażasz sobie zupe z chwastów? Ale mniejsza o to. Dziewczyna włożyła mnustwo energi, tej która nam potrzebna do podniesienia czegoś, biedaczka omal nie umarła jeśli mogę to tak określić ale wypiła to świństwo no i wróciła. Mówią, że chwast rośnie raz na ileś tam lat, bo to rzadka roślina jak i dla żywych i dla nas. Ale nasi nie często wiedzą o jej zastosowaniu a co dopiero istnieniu! A poza tym nikomu tak tęskno do tamtego świata nie jest. Więc już wiesz.- słuchałam jej uważnie i za każdym słowem moje światełko gasło. - Mogę zobaczyć siebie? To znaczy moje ciało.- dziwnie było tak o sobie mówić. - Jasne. Masz coś w stylu wbudowanego radaru. Po prostu skoncentruj się na tym.- zrobiłam jak mówiła. Faktycznie było to proste. - Iść z tobą czy chcesz to załatwić sama?- zapytała ostrożnie. No kocham tą dziewczynę! Rozumie mnie, wie jak się zachować, jest miła, nie naciska. Szkoda, że się nie poznałyśmy przed tym wszystkim. - Nie obraź się ale chcę zrobić to sama.- wiedziałam, że się nie obrazi ale było grzecznie się spytać. - Jasne! Jeśli jeszcze coś cię gryzie, to wal śmiało! Ja też muszę odwiedzić jedno miejsce... To narazie!- i uciekła w podskokach. Wytęrzyłam umysł i poszłam za intuicją. Jak tam dotarłem wszyscy już tam wokół niej byli. Spojrzeli na mnie. - Tak mi przykro.- Rozalia się rozpłakała.- Musi ci być ciężko, kochałeś ją. - Nie, nie kochałem.- wszyscy dziwnie na mnie spojrzeli.- Nadal kocham.- podszedłem do niej. Była w opłakanym stanie. Zaczęły mi cieknąć łzy.- Nie zdążyłem ci tego dać Su, to dla ciebie.- położyłem obok niej 20 czerwonych róż. Klęknąłem przy niej.- Przepraszam cię, przepraszam! To przeze mnie! To JA powinienem tu leżeć, nie ty!Nie ty Su!!- już nigdy miałem nie usłyszeć jej głosu, śmiechu, tego jak się rumieni i jak mnie opieprza. Nigdy już ... Ktoś złapał mnie za ramię. - O czym ty gadasz?- Lysander stał nade mną. - Bo to przezemnie wpadła pod pociąg. Gdy szedłem dzisiaj na rozdanie tych papierów to podbiegła do mnie jakaś dziewczyna. Mówiła, że uwielbia jak gram i się na mnie rzuciła. Próbowałem ją odepchnąć bo Su... Ale właśnie w tym momencie nas zobaczyła i zaczęła płakać i uciekać. Goniłem ją. Wbiegła na tory, chyba nie widziała gdzie jest. Zatrzymała się. Zobaczyłam pociąg. Kazałem jej uciekać ale... ale ona stała i płakała. I wtedy, wtedy..- nie mogłem dokończyć. - Już dobrze, uspokój się. Wdech, wydech.- to Rozalia do mnie podeszła. Nagle wszysce odsuneli się odemnie jak oparzeni. Nie mogłam tak stać i patrzeć jak sam siebie torturuje, tym bardziej, że nic złego nie zrobił. Wysiliłam się i odepchnęłam Lysandra i Rozę. Złapałam Kastiela dłońmi pod brodę i podniosłam mu ją lekko. - Kocham cię.- wyszeptałam ledwo słyszalnie. On się wzdrygnął. Zostałam.- Kocham cię!- powiedziałam najgłośniej jak mogłam. Ktoś złapał mnie pod brodę, myślałem, że to Rozalia ale nikogo tu nie było. - Kocham cię.- ledwo usłyszałem. Przeszły mnie ciarki.- Kocham cię.- teraz już na pewno to słyszałem. - Su...- wyszeptałem. Łzy tym razem szczęście napłynęły mi do oczu.- Kocham cię Su.- wyszeptałem, wiedziałem, że usłyszy. Nie do końca odeszła, wciąż tam jest! Odzyskam ją! Sprowadzę ją z powrotem! Albo sam się zabije i pójdę do niej. Jedno jest pewne, nie będę żył z dala od niej. |
część 16 (paź 26, 2013)
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
- Pam?- usłyszałam chichotanie dziewczyny. Nikt mi nie odpowiedział.- Pam? To nie jest śmieszne.- dalej ktoś się śmiał ale to nie była Pam. Podeszłam bliżej. Wyjrzałam zza krzaków. - Aaaaaaa!!!!!!- przede mną stało coś podobne do zjawy, widma. Większość skóry z twarzy miała zerwane. Było widać mięśnie, kości, porozrywaną skórę i krew. To coś miało wybauszone oczy psychopaty i czarne, tłuste włosy opadające na twarz. Dalej się śmiało. Ten śmiech stawał się coraz bardziej opentany, nienormalny. Stałam jak wryta. - Su!!! Wiej!!- Pam krzyknęła. Nie widziałam jej ale głos dziewczyny dodał mi odwagi. Wyminęłam to coś i biegłam ile sił w nogach. Czułam chłód. To coś dalej za mną biegło, czułam to i słyszałam. - Wiej!!!! To wyssa z ciebie całe życie i staniesz się takim czymś!! WIEJ!!!!- darła się Pam. Coraz mniej ją słyszałam. Potknęłam się o kamień i zaliczyłam porządną glebę. Gdybym nie była duchem rozwaliłabym sobie całą szczękę. To coś przygwożdziło mnie do ziemi. - Nie!!- darłam się i szarpałam. To było gorsza niż lód. Zimne ale parzyło jakbym się w ogniu paliła. Widmo miało taki uścisk, że słyszałam pękanie kości których chyba nie miałam. - Pam!!! Pomocy!!- i nagle wszystko zbielało. Wszystko zaczęło tracić sens. Kastiel zaczął mnie mniej obchodzić, przestałam się o niego troszczyć. Po co ja o nim myśle? Kto to jest? Kto?! Kim ja... Kto.. Co... Gdzie... Nie potrafię sobie nic przypomnieć. Kto to jest Kastiel? Dlaczego o nim myślę? Dlaczego myślę? Dlaczego gadam sama do siebie? Kim ja jestem? Aaaaaaa!!!!! Oszaleje! Ja szaleje!! Dlaczego.. Po co... Światło... Zobaczyłam światło. Ale dlaczego? Dość pytań, ide do światła. Ale dlaczego idę? DOŚĆ!!!! - Su przypomnij sobie!!!!- to światło mówi. Dlaczego? Wezme je. Przypomnę sobie. Ale co? Wezmę. - Su to coś poszło! Zostaw mnie! Uspokój się!! Su to ja!!! PAM!!!- kto to Pam? Chwila światło się zmienia. Dlacze... Ciemność. Światło ucieka. Nie! Muszę je złapać. Muszę zostać. Zostać. Stwór. Koszmar. Zostać. Kastiel. Kastiel.. Chłopak. MÓJ chłopak. KASTIEL!!!! - Tak Kastiel! Myśl o nim!- niech to światło się zamknie, rozprasza mnie. Chłopak. Czerwony. Włosy. Kocha. Zależy. Żyje. On. Ja. Ja... go.... k-kocham... chcę... w-wrócić! To ma sens! To życie! Nagle wszystko pojaśniało. Zobaczyłam Pam biegnącą do mnie a później już nic. - Su! Czułem, że dzieje się coś złego tylko nie wiedziałem co. Ale miałem ważniejsze zadanie na dzisiaj. Skoro Su dalej tam gdzieś jest, a jest na pewno, to nie mogą jej ciała zakopać pod ziemią bo jak ona wróci? Nie mogę pozwolić żeby ją zakopali. Jedyne wyjście jakie mi przychodzi do głowy to przyniesienie jej tu, do mojego domu. Tu będzie bezpieczna. Patrzyłem na te płatki. Widziałem mordercę odbijającego się w mleku. Miałem teko dość. Rzuciłem miskę na ziemię. Miałem wczoraj ich dość. Powiedziałem im wczoraj o Su a oni chcieli zaprowadzić mnie do lekarza. Oni! Mnie?! Za co?! Jestem normalny! Nie oszalałem, no chyba, że na punkcie Su. Ona tam była, mówiła do mnie, dotykała mnie. Tego nie mogłem sobie wymyślić! Popatrzyłem na resztki miski roztrzaskane na podłodze. Trudno. Wstałem i pojechałem do mojej Su. Przed budynkiem stał Lysander. - Cześć Kastiel, gdzie idziesz?- po wczorajszym mam dość. - Po Su, zabieram ją stąd. Lepiej jej będziie w moim domu. Więc zejdź mi z drogi albo załatwię to inaczej.- starałem się mówić spokojnie ale w środku byłem wściekły i gotowy do walki. - Kastiel, wiem, że za nią tęsknisz. Ale zabieranie jej do domu to nie jest najlepszy pomysł. Lepiej niech zostanie tu. Zadzwonię po Leo, będzie lepiej jak zabierze cię do lekarza.- Lekarza?! Dość! Rzuciłem się na niego z pięściami. - Ja ci dam lekarza! Najlepszy kumpel?! Tak się zachowuje kumpel zdrajco?!- wszędzie była jego krew.- Jestem normalny! To wy oszaleliście! Su ma być u mnie w domu, zrozumiałeś?!- przestałem go tłuc. Obejrzałem jego stan. Był krytyczny. Połamany nos, podbite oczy, pozbył się ze 4 zębów i miał szramę przez całe policzko. Patrzył się na mnie z lękiem, jak na psychopatę. Popatrzyłem na swoje dłonie. Były całe we krwi. Prawie zabiłem kumpla... Ja... Spojrzałem na niego. - Lysander ja...- nie mogłem nic powiedzieć. Odwróciłem się i pobiegłem w stronę torów. - Ja szaleje! Obłend. Su, przepraszam. Nie zniose twojej nieobecności. WRACAJ!- zatrzymałem się. Zachowuję się jak ostatni debil. Wróciłem do Lysandra. Muszę go przeprosić. To mój kumpel i się martwi a ja się zachowuje jak ostatni debil. Sorry za słabą część, ale ja to teraz pisałam na wpół przytomnie. Oczy ki się kleją, chwieje się na krześle z boku na bok ze zmęczenia ale piszę. Obiecałam wam i napisałam. Nie zdziwię się jak wam to nie przypadnie do gustu. A teraz dobranoc, bo już prawie śpię. NWm kiedy będzie next, ale postaram się w tym tygodniu. |
część 17 (lis 5, 2013)
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
- O pora obiadowa. Dadzą mi znowu jakąś breję którą nazywają jedzeniem. Ale lepsze to niż nic.- Może znów ją spotkam... - Su!- Pam już znormalniała. Nadal jednak oglądała się za siebie. - Już dobrze! Nie jestem tym czymś. To było straszne... Jedyne o czym mogłam myśleć to....- przeszły mnie ciarki. - Wiem Su.- rzuciła mi się na szyję- Och, tak się bałam! Wystraszyłaś mnie bardziej niż dziadek kiedy mi powiedział, że nasza krasula się ocieli i będzie miała bliźniaki!- nie zrozumiałam nic z jej gadki ale wywnioskowałam, że bardzo się bała i martwiła. Obejrzałam się. Byłyśmy w moim domu! - Dlaczego my tu...- łzy zaczęły napływać mi do oczu. - Nie płacz- uścisnęła mnie mocniej- pomyślałam, że obejrzymy jakieś książki i znajdziemy coś o tym chwaście. Twój chłopak "nieźle" się trzyma, ale długo tak nie pociągnie. Odwiedziłam go gdy byłaś w krainie latających krów i świń. Niech mnie koń kopnie, ale ten chłopak wygląda jak zbity szczeniak bez ciebie a on nie wygląda żeby był taki codziennie.- uśmiechnęłam się ponuro. Kochałam Pam, jak siostrę. Chciałam wrócić do siebie ale nie chciałam jej tu zostawić. Chciałam być też z nią. łzy zaczęły mi płynąć mocniej. - Oj, ja nie chciałam. Wybacz. Przepraszam. Ja myślałam... Nie płacz.-znowu mnie przytuliła.- Zrobiłam coś źle?-głos jej się załamał. - Nie!! Pam jesteś wspaniała. Jesteś jak siostra! Kocham cię, i dlatego nie chcę cię zostawiać.- przytuliła mnie. - Wszystko będzie dobrze mała! Choć obejrzymy te książki!- i rzuciła się na regał. Co ja bym bez niej zrobiła? Wstałam ocierając łzy i podeszłam do niej. Zaczełyśmy przewracać jedną książkę po drugiej. Wszedłem na stołówkę urządzoną jak w domu dla wariatów. Nigdzie nie było żadnych ostrych krawędzi, żadnych twardych rzeczy. Masakra! Wziąłem swoją miskę breji u usiadłem przy wolnym stoliku. Zacząłem jeść to świństwo. - Wolne?- zapytał ktoś z góry. Odwróciłem się. - No...- znowu zacząłem jeść. W normalnych warunkach wywaliłbym to coś ale teraz byłem naprawdę głodny. Dziewczyna usiadła. - Tylko tyle? Nie przedstawisz się ponuraku?- spojrzałem na nią. Miała czarne długie włosy z czerwonymi pasemkami i chyba dredy z jednej strony. Była opalona. Miała dość ładną twarz. Najbardziej rzucały się czerwone oczy. Soczewki? Pod lewym okiem miała tatuaż. - Kastiel.- rzuciłem i znowu zacząłem jeść. - Jestem Mi, miło, że spytałeś.- podniosłem głowę. - Mi? Co to za imię?! Mi, obciągniesz mi? Hahahahahahah- powiedziałem to z nadzieją, że sobie pójdzie ale nic z tego. - Bardzo śmieszne... Mi to skrót od Mikeyla. Jak tu trafiłeś?- jest ciekawska. - Za bójkę, nie, bójki.- nie miałem zamiaru się jej zwierzać.- A ty? - Za prochy i usiłowanie zabójstwa. Normalka.- podoba mi się- Serio będziesz to jadł? To jest ochydne.- spojrzałem na talerz. Miała racje, odstawiłek go i rozwaliłem się na krześle. - Czekam na propozycje.- warknąłem. - Chodź do mnie do pokoju. Mam tam pare bułek i troche sera.- dwa razy nie musiała powtarzać. Lepsze to niż ta breja. - MAM!- Pam zleciała z taboretu- Jakaś książka o ziołach. Patrz.- podbiegłam do niej. Pokazała mi obrazek jakiegoś kwiatka.- Mówiłam! Rośnie gdzieś we Włochach. Więc naprawdę można wrócić....-wzdrygnęła się. - Pam? Ty też możesz wrócić. Gdzie jest twoje, no wiesz... - Ciało.- łza spłynęła po jej policzku.- Nie, ty wrócisz. - Ale... - Nie! Lecimy do Włoch! Jupiiiiiiiii!- natychmiast poprawił jej się nastrój. Muszę się dowiedzieć co się stało. |
część 18 (lis 16, 2013)
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
- Będziesz cały czas tak cicho siedział?- przeżułem ciastko. - A masz inne propozycje? Mi to nie przeszkadza.- dziewczyna zbliżyła się niebezpiecznie. - Tak właściwie to mam.- pocałowała mnie. Odsunąłem ją. - Ja mam dziewczynę.- spochmurniała. - Jakoś jeszcze jej tu nie widziałam. A chłopaka w takim miejscu chyba często się odwiedza, żeby nie zwariował do końca...- oczy mi się zwilżyły ale na szczęście Mi tego nie zobaczyła. - Ona nie żyje...- łza popłynęła mi z oka - Prz-przeze mnie.- spuściłem głowę. Nie mogłem spojrzeć jej w oczy. - Zabiłeś ją?!- była zaskoczona. - Nie!! Mówię, że zginęła z mojego powodu a nie, że ją zabiłem! Mam dość! Wychodzę.- wstałem i ruszyłem w stronę drzwi. - Nie zaczekaj!- Mi rzuciła mi się na szyję. Jej pocałunki były pełne pożądania i namiętności. Ból odleciał. Wszystkie troski też. Su, Su wyleciała mi z głowy a jej miejsce zajęła Mikeyla. Całowałem ją równie namiętnie jak ona mnie. Oderwałem się od niej. Zobaczyłem, że ona pozbyła się bluzki a ja w jakiś sposób spodni. Podszedłem do niej. Znowu złączyliśmy nasze usta. Po paru sekundach wylądowaliśmy w łóżku. - Słuchasz mnie?- spojrzałam na Pam. - Tak, tak.- odpowiedziałam głupkowato ale mi nie uwierzyła. - Dalej o nim myślisz?- była zatroskana. -Mmhymm.- kiwnęłam głową i popłynęły mi łzy- Martwię się o niego. Nie wiem co się z nim dzieje. Boję się.- Pam mnie przytuliła. - Uśmiechnij się. Niedługo wrócisz.- rozbeczałam się jeszcze bardziej. - A ty?- wychlipiałam. - Ja zostane. Muszę zostać. Muszę przebaczyć ale nie umiem. Nie po tym co zrobi..- Pam się zająkała. - Co zrobić? Co przebaczyć? Kto zrobił?- dziewczyna spojrzała na mnie ze smutkiem i chyba łzami w oczach. Dopiero teraz zauważyłam małą bliznę pod lewym okiem i nad górną wargą. Było mi jej szkoda. Musiała dużo przejść. - Już dobrze...- teraz to ja ją przytulałam. - Nie mogę, nie mogę.... Nie mogę wrócić.- nie pytałam jej o nic więcej. Zauważyłam łąkę. - To tu?- spytałam z nadzieją. - Chyba..- poczułam chłodny podmuch. - Witam drogie panie.- przed nami stał przystojny długowłosy facet. Miał brązowe do tyłka włosy. Oczy miał ni to bursztynowe ni to czerwone. Był umięśniony. Miał na sobie stare eleganckie spodnie i starą czerwoną koszulę. Miał na sobie stary płaszcz do ziemi w kolorze spodni. Cały był jakiś staromodny ale zabójczo przystojny. - Yyyy... Cześć.- wybąkałam. Pam tylko świdrowała go wzrokiem jakby już kiedyś go widziała. Podszedł do mnie i nawet nie spojrzał na Pam. - Jestem Darkus, a ty?- miał bardzo pociągający głos. Przez moment zapomniałam o bólu jaki wiązał się z Kastielem, poczułam się wolna. Emanowała od niego dziwna energia. Poszłabym za nim wszędzie. Wolna. Wolna od zmartwień, od bólu, od wspomnień, od Kastiela. - Su.- wyciągnęłam do niego dłoń a on ją złapał i pocałował jak gentleman. - Miło mi.- przeszedł mnie dreszcz. Miał lodowatą skórę a jego pocałunek mimo, że w rękę był tak pociągający i zmysłowy. Nie mogłam sobie wyobrazić jak by to było jakby mnie pocałował w usta. |
część 19 (lis 17, 2013)
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
- Su?- z tego wszystkiego zaczął boleć mnie brzuch. Natychmiast się zatrzymała. - Coś się stało?- była zatroskana. Nawet gdy miała taki wyraz twarzy nie dało się nie zauważyć, że już tak nie tęskni, że tak nie cierpi. Gorzej, wydawała się cieszyć z jego obecności. Chyba powinnam się cieszyć razem z nią ale nie mogłam, coś jest nie tak. Zrobiłam zbolały uśmiech. - Ja..., brzuch mnie boli. Możemy chwilę tu zaczekać? Chciałabym odpocząć. Wiesz boli mocniej niż by cię koń kopnął w zad albo gorzej niż babskie sprawy.- uśmiechnęłam się porozumiewawczo. Zrozumiała. - Jasne. Sprawdzimy z Dark'iem okolice. Mogą tu być te gluty albo....- jej wzrok stał się nagle pusty, bez uczuć. Jakby nagle jej dusza opuściła jej duszę (WTF co ja gadam??). Bo tu już nie ma ciała. Ale wyglądała tak jakby tam w środku nikogo nie było. Wystraszyłam się. Pewnie wróciła do tego strasznego momentu kiedy to coś ją wysysało. Nagle jej wzrok znormalniał.- albo wiesz.- spojrzała w dół. - Wiem. Darek? Myślałam, że Darkus.- uśmiechnęła się głupkowato. - No tak, ale Dark to zdrobnienie!- teraz szczerzyła się jak koń z DOWNEM. Uśmiechnęłam się. Czasami mnie zaskakuje moja błyskotliwa inteligencja. - Jasne, poczekam. Tylko szybko!- Su kiwnęła głową i poszli na zwiady. Co mnie dziwiło chłopak cały czas gapił się w jeden punkt na drzewie. Nie słuchał mnie, nie słuchał Su zupełnie jakby go nie było. Ocknął się dopiero gdy Su go pociągnęła. Obróciłem się. Przytuliłem się do niej. Tak cudownie było ją znów trzymać w ramionach. Jej delikatne ciało. Pocałowałem ją w ramie. - Su tak cię kocham.- poruszyła się. - Ale ja jestem Mikeyla.- otworzyłem oczy. Mi leżała obok mnie na łóżku. Zakryłem twarz w dłoniach. Spaliłem buraka. CO JA WŁAŚCIWIE TUTAJ ROBIE???? Wstałem z łóżka i zacząłem naciągać spodnie. Złapała mnie za rękę. - Gdzie idziesz?- zrobiła wielkie oczy. - Do pokoju. Sorry ale nic z tego nie będzie.- naciągałem koszulkę. - Co?! Ale było nam dobrze! Nie podobało ci się? Umiem lepiej! Kastiel! Zostań!!- zerwała się z łóżka i znowu się na mnie rzuciła. Odepchnąłem ją. - Nie! Mówiłem ci, że mam dziewczyne!- warknąłem. Miałem jej dość. - Tak. Szkoda, że ona już nie żyje. Ona nie wróci. Kastiel, żyje się dalej. Jesteś młody, przystojny... I do końca życia chcesz być sam bo "masz" dziewczyne?! Jesteś żałosny. Pomoge ci. Ona uż nie wróci, to, że będziesz sam nie zwróci jej życia. Ona nie żyje, ale ja tak.- podeszła do mnie o objęła mnie ramionami.- Ja jestem. Tu i teraz. Pomoge ci, ale musisz zostać.- o nie! - Po pierwsze: JA NIC NIE MUSZE! Po drugie: NIE BĘDZIE MI ROZKAZYWAĆ JAKAŚ DZIEWCZYNKA CO LUBI SOBIE POĆPAĆ BO JEST SAMOTNA I NIE MA WŁASNEGO ŻYCIA!!!!!- wydarłem się na nią ale zaraz mi się jej szkoda zrobiło. Popatrzyła się na mnie jakbym wyrządził jej niewybaczalną krzywdę. - K-kastiel..., j-jak mogłeś!- łzy spływały jej falami po twarzy.- Wyjdź stąd!- wyszeptała. Z radością opuściłem jej pokój. Poszedłem do jadalni. - Idiota!! Mogłeś chociaż zaczekać żeby zjeść ciastka i napić się czegoś normalnego a dopiero później się na nią wydrzeć! Idiota..- ruszyłem po breję która udawała jedzenie. Było mi szkoda Pam ale nareszcie mogłam się uśmiechnąć nie czując wyrzutów sumienia i bólu. Było mi dobrze z Darkusem. Świetnie się z nim dogadywałam, chociaż nie mówił za wiele o sobie. - Szukacie czegoś, tak?- zapytał. - Tak, kwiatka który pomoże mi wrócić.- odparłam. Ale coraz mniej chciałam wracać. Nie chciałam zostawiać Pam, no i jeszcze Darkus. Kastiel, Kastiel pewnie sobie kogoś jeszcze znajdzie jeżeli nie wrócę i... Łza popłynęła mi z oka. Darkus otarł łzę rękawem. I spojrzał mi w oczy. - Wrócić?- jego głos mnie hipnotyzował. A dotyk jego lodowatej skóry dziwnie mnie pociągał. Chciałam go dotykać. Chciałam należeć do niego. Wszystko mnie wołało... - Tak, do ciała. Jest sposób. Jeżeli się wypije jakąś zupę z tego kwiatka albo wywar to można wrócić.- przybliżył swoją twarz do mojej. Jego usta były na wyciągnięcie ręki (tak w przenośni oczywiście). - A chcesz wracać?- zapytał. Czułam jego oddech na sobie. - Ja..- pocałował mnie. To było magiczne. Cały świat zaczął magle wirować. Przestałam cokolwiek widzieć. Wszystko było czarne i fioletowe. Wszędzie czułam energię, pełno złej energii. Ale nie przejmowałam się tym, Darkus mnie obroni. Całował namiętnie, łapczywie, agresywnie. A ja to odwzajemniałam. Podobało mi się. Mogła bym tak stać wieczność. Oderwał się ode mnie. Złapałam go za koszulę i przyciągnełam do siebie. - Jeszcze...- wyszeptałam. I nasze usta znów złączyły się w namiętnym i dziwnie podniecającym pocałunku. Tym razem dłuższym, dużo dłuższym. |
część 20 (lis 26, 2013)
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
- Znam ten las, to miejsce.- wyszeptałam. Nagle usłyszałam rozdzierający wrzask. Serce mi stanęło. Poczułam chłód na skórze, nagle usłyszałam łamane gałązki gdzieś za mną. - Pam!!!! Uciekaj córeczko!! Uciekaj!-mama? Coś mi tu nie pasowało. Odwróciłam się. Stał przede mną z wielkim tasakiem w ręce. Do oczu napłynęły mi łzy. Instynkt nakazywał mi wiać, mama kazała mi wiać ale ja nie mogłam, NIE MOGŁAM!!! - Nie proszę, nie!- wyszeptałam błagalnie przez łzy. Już podnosił zakrwawiony nóż. - Teraz się nauczysz, że mi się nie odmawia! Nauczę cię pokory tak jak twoją matkę!- widziałam w jego oczach obłęd. Paliła się w nim rządza mordu. Nagle wszystko co mnie otacza stało się intensywniejsze. Śpiew ptaków których już nigdy nie usłyszę, zapach drzew w lesie i kwiatów, dotyk mokrej ściółki na której leżałam. To były moje ostatnie doznania. - Tato nie, proszę nie rób tego...- ale on już podjął decyzję. Wybrał mi wyrok. Chwilę po jego wybuchu śmiechu szaleńca nóż spadł na mnie. Czułam ból, wielki ból na szyi. Krew ściekała po moich rękach które bezradnie próbowały zatkać ranę. Spojrzałam na niego był zadowolony z siebie. Zawsze go podziwiałam, zawsze szanowałam ale w tym momencie znienawidziłam go z całego serca. Mogę wylądować w piekle nienawidzę go! Kolejna salwa bólu. Ale tej już nie wytrwałam, powoli osunęłam się w ciemność. - Aaaa...!- otworzyłam oczy. Twarz miałam mokrą od łez. Noc w noc przeżywałam ten sam koszmar. Teraz kiedy zbliżyliśmy się do tego miejsca śni mi się to częściej. Mam tego dość! Muszę powiedzieć Su prawdę. Ale jak? Może lepiej będzie jak na razie z tym zaczekam? - Su, gdzie jesteś? Czułam się silniejsza, rozpierała mnie dziwna energia. Było cudownie. Spojrzałam Darkusowi prosto w oczy. - Przy tobie nareszcie czuję się wolna. Nareszcie żyję!- gdy zrozumiałam co powiedziałam oboje się roześmialiśmy. Darkus patrzył się na mnie przez chwilę. - Skoro żyjesz to zostań. Nie musisz wracać. Umarłaś i tu jest teraz twoje miejsce. Ja tu jestem.- jego głos mnie hipnotyzował. Łza zakręciła mi się w oku. - Ja..., ja nie mogę. Mam rodzinę, chłopaka....- otarł mi łzę z policzka. - Tu masz mnie i twoją koleżankę... - Pam! Na śmierć bym zapomniała! Musimy wracać!- złapałam go za rękę i biegiem wróciłam do Pam. Miałem już dość tego psychiatryka! - Puk puk, mogę wejść?- tylko nie ona. - Nie.- burknąłem. - Czyli tak ponuraku.- już łapała za klamkę. - No to tak!- wydarłem się myśląc, że uzna to za nie ale ona tylko wślizgnęła się do pokoju. - Dziękuję. I nie krzycz bo patrol chodzi. Chciałam cię przeprosić. Nie powinnam się tak narzucać. Rozumiem, jest ci ciężko.- aż miałem ochotę bić jej brawo, pierwszy raz powiedziała coś mądrego.- Ale moglibyśmy zostać przyjaciółmi albo jeżeli byś chciał...- no i spalony. Ale trochę mi jej było żal. Ja też nie powinienem tak na nią wtedy skakać. - Przyjaciele, starczy?- wyciągnąłem rękę ale ona rzuciła mi się na szyją i mnie przytuliła. Chciałem ją odsunąć ale zaprzeczyła. - Przyjaciele też się przytulają!- i roześmiała się na dobre. Ach te dziewczyny, co ja im takiego zrobiłem? Ach tak, jestem idealny. Su wróć... |
część 21 (gru 2, 2013)
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
- Pam, słyszysz mnie? Heejoo!- pomachała mi ręką przed nosem. Była cała w skowronkach. Zauważyłam, że jej towarzysz znikną. - Tak, tak słyszę cię. Gdzie jest Darkus?- uśmiechnęła się szerzej. O, nie. - On poszedł się, no wiesz...- zarumieniła się. - Wysikać?- zapytałam powstrzymując śmiech. - No. Nie sądzisz, że on jest taki miły, przystojny i w ogóle? Pam, ja się chyba...- nieeeeeeeeeee!!!!!!!! - Co?- zapytałam ledwo wydobywając głos. - Tam Pam! Zakochałam się w nim!- oczy zaszły mi łzami. Dlaczego ona? Przecież on jest zły. Czułam to. Kojarzyłam go skądś. - Czemu płaczesz? Nie cieszysz się?- Su była zmartwiona a ja załamana ale musiałam udawać. Nie chciałam jej zranić. Uśmiechnęłam się. - Cieszę się, że jesteś szczęśliwa. Ale co z Kastielem? Przepraszam Su ale zrobiło mi się słabo. Znowu. Muszę się przejść. Było by dobrze gdybyśmy tu przenocowali, jest tu bezpiecznie. Powiadom o tym Darkusa jak tu wróci, ok?- nie czekając na jej odpowiedź ruszyłam przed siebie w stronę lasu. Była noc. Leśne dźwięki mnie uspokajały. Delikatny wiatr opływał moją twarz. Oczywiście dotyk wiatru musiałam sobie wyobrazić bo zmaterializowanie całego ciała kosztowało by mnie za dużo energii. Zapach lasu mnie powalał. Musiałam poukładać myśli. Usiadłam na starej kłodzie za krzakami. Było bardzo przyjemnie. - A więc Darkus podoba się Su. Gorzej, ona prawdopodobnie się w nim zakochiwała. Ona musi wrócić do świata żywych. Nie powinno jej tu być. Ten cały Darkus ją skrzywdzi. Wiem to! To koleś spod ciemnej gwiazdy. Wiem to!- nagle coś poruszyło się za krzakami. Zachowałam spokój. Odwróciłam się ostrożnie w stronę chaszczy. Wsunęłam w nie delikatnie ręce a później głowę. W duchu dziękowałam, że mogę przez wszystko przenikać. Na małej polanie przodem do mnie stał nie kto inny jak Darkus w towarzystwie dwóch niziołków których twarzy nie widziałam. - Panie Azazelu- powiedział jeden z nich i spojrzał na drugiego szukając pomocy. Azazelu?!- chciałem powiedzieć, że pod Pana nieobecność Obywatele zaczęli się buntować.- drugi go kopnął. Dopiero teraz zauważyłam, że niziołki mają kopyta!! - Jakie znowu bunty Pedro? To tylko małe zamieszki ale lepiej by było gdyby Pan, Panie Azazelu wrócił i uspokoił Obywateli.- powiedział drugi niziołek. - Nie będę teraz wracać do Piekła wy przebrzydłe demony! Mam tu ważniejsze sprawy! Myślałem, że macie trochę bardziej rozwinięte mózgi! Precz mi z oczu!!- Darkus-Azazel był wkurzony, niziołki kuliły się przed nim. Nagle obróciły się przodem do mnie. Zamarłam. Nie dość, że niziołki miały kopyta to jeszcze z głowy wyrastały im długie, czarne rogi! - Demony...- wyszeptałam. Demony ruszyły w moim kierunku. Na szczęście tuż przed moją kryjówką pobiegły w prawo i lewo ścieżkami. Darkus-Azazelstał na polanie i się uśmiechał. - Dzisiaj nam diabłom cały czas utrudniają życie. Nawet nie mogą wyszkolić porządnej służby!- mówił sam do siebie. Nagle jego oczy zapłonęły czerwienią i zgasły równie szybko. Uśmiechnął się do siebie. - Mała, głupia Su. Żal mi ciebie. Jeszcze trochę a już mi nie będziesz potrzebna.- to powiedziawszy ruszył w las. Usiadłam z powrotem na mojej kłodzie. Odetchnęłam z ulgą albo niepokojem? Darkus-Azazel był diabłem a te dwa niziołki to demony, jego sługi. Przestraszyłam się. Chwila... - Su!!!- wydarłam się. Natychmiast zerwałam się i pobiegłam przez las do Su. Na skraju lasu zatrzymałam się otępiała. Darkus-Azazel flirtował, żartował i rozmawiał z Su. Ona się uśmiechała i robiła to samo. Poczułam się oszukana. W lesie był zimnym, pozbawionym serca i sumienia tyranem a tu...? Tu był miłym, słodkim, uwodzicielskim i przystojnym Dark'iem. Nie wiedziałam co o tym myśleć. Weszłam ostrożnie na polanę. Su podeszła do mnie cała w skowronkach. - Pam!- rzuciła mi się na szyję. Odsunęłam ją od siebie- Chciałabym ci powiedzieć coś ważnego.- o co jej chodziło?- Znalazłam tego kwiatka.- otworzyłam szeroko oczy. - To super!- chciałam ją przytulić. - Ale tu zostaję. Oddam kwiat Dark'owi, jemu bardziej się przyda. On chce kogoś uratować, kogoś z rodziny. Ja zostaję.- zamarłam. Spojrzałam na nią. Nie żartowała. - Ale...?- nie umiałam nic wykrztusić. - Zostaję z tobą i Darkusem. Nie cieszysz się?- posmutniała- Przedtem zapytałaś się co z Kastielem? On żyje. Znajdzie sobie kogoś. Ja nie żyję i nie będę tego zmieniać. Ja nie żyję...- łza spłynęła jej po policzku. Darkus-Azazel jak na zawołanie znalazł się przy niej i starł jej łzę rękawem. - On sobie poradzi, będzie szczęśliwy. Ja jestem. Nareszcie koś znalazłam.- e sza n ł. Oświeciło mnie! Już pamiętam skąd go znam! Zaraz po mojej śmierci znalazłam się w białej pustce. Obok mnie stał anioł- Uriel i diabeł- Azazel jak mi się przedstawili. Diabeł stwierdził, że za mało nagrzeszyłam żeby iść do piekła a anioł, że muszę..., że muszę najpierw przebaczyć ojcu aby pójść do nieba. Dlaczego Su ich nie spotkała? Darkus to diabeł Azazel i chce zniszczyć Su duszę!! Nie!!!! - Su, nie możesz zostać. Nie należysz do tego świata! Musisz wrócić do Kastiela! Musisz żyć!- krzyknęłam na nią. Była niewzruszona. - Mam teraz Darkusa.- powiedziała sztywno. - Darkusa?!- zaśmiałam się. Przyznaję to było dość dziwne.- No "Darkus", powiedz kim naprawdę jesteś!- diabeł tylko patrzył się na mnie jak na wariatkę.- Su, to diabeł! On poluje na twoją duszę! On cię nie kocha!- to ją dobiło. Zrobiła się cała czerwona. - Ty! Ja myślałam, że jesteś moją przyjaciółką! Jesteś zazdrosna, że ja kogoś znalazłam a ty nie! I jeszcze chcesz się mnie pozbyć! A ja głupia chciałam żebyś wróciła razem ze mną! Nienawidzę cię.- serce mi pękło, poczułam ból. Teraz zwróciła się do Azazela. - Chodź.- złapała go za rękę i ruszyli byle jak najdalej ode mnie. W pewnym momencie diabeł odwrócił do mnie głowę. Uśmiechną się i powiedział: - Przegrałaś, ja wygrałem! Trzeba było więcej nagrzeszyć i nie podsłuchiwać kiedy diabeł rozmawia ze swoją służbą.- tak naprawdę niczego nie powiedział. Poruszał tylko wargami a ja słyszałam jego głos w głowie. Uśmiechnęłam się do niego słodko. - Ona jest moją najlepszą przyjaciółką. Zabiję cię diable Azazelu, uroczyście ci to przysięgam na moce piekła i nieba.- gdy skończyłam swoją przysięgę na jego twarzy malowało się przerażenie ale tylko na chwilę. Doskonale wiedziałam na co się właśnie zapisałam. Takiej przysięgi nie można złamać inaczej się umiera a skoro ja już nie żyję więc przysięga sprawdzi się w 100% prędzej czy później. Zadowolona odwróciłam się do nich plecami i poszłam w przeciwną stronę.
Obudziłem się. Byłem cały spocony. Wszystko mnie bolało. Miałem koszmar. Nagle zacząłem rzygać krwią, czarną i czerwoną. Przestraszyłam się. W przerwach między następnymi falami krwi zdołałem wyszeptać: - Su! Grozi ci śmiertelne niebezpieczeństwo! Su, w coś ty się wpakowała...- następna fala krwi była zbyt długa nie zdążyłem nabrać oddechu. Gdzie ten pieprzony personel. Ostatkiem sił wcisnąłem czerwony guzik przy łóżku wołający pielęgniarkę i straciłem przytomność. Na jak długo? Tego nie wiem.... |
część 22 (gru 21, 2013)
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
- Su?- z rozmyślań wyciągną mnie głos Dark'a. Jak zawsze był dla mnie czuły, miły i romantyczny. Nie ma o czym mówić, zakochałam się w nim na zabój. - Tak? - Gdzie masz tego kwiatka? Jest mi teraz potrzebny. Wiesz, muszę z niego tą miksturę zrobić żebym mó... ekhem to znaczy żeby moja... siostra mogła wrócić. To gdzie kwiatek, kochanie?- gdy mówił cały czas patrzyłam się na jego usta które tak namiętnie całowały. - Tutaj.- wyiągnęłam roślinkę z kieszeni.- Proszę.- podałam mu ją a on się uśmiechną. - PUFFFFF!- nagle przed nami z nikąd zrobił się wielki czarny obłok dymu i z niego wyszły dwa małe niziołki. -WTF? Darkus?- spojrzałam na niego z lękiem. Darkus jednak był wściekły, w jego oczach widziałam chęć mordu. Jego oczy pociemniały i to bardzo ale zaraz wróciły do normalnego koloru. - Co wy tu robicie?! To nie jest odpowiedni moment!!!!!- zobaczyłam, że niziołki mają kopyta i rogi. - Aaaaaaaa!!! Darkus!!!!!- wskoczyłam mu na ręce. Stworzenia popatrzyły po sobie. - A więc to jest Ta dziewczyna Panie Azazel....-jeden z nich się odezwał ale zaraz potem zamarł. Dosłownie runął na kolana a później już całkiem leżał na ziemi. Z ust wydobywała mu się krew. Spojrzałam na chłopaka. Jego oczy były czerwone! Chciałam zejść na ziemię, bałam się. Darkus cały czas mnie trzymał i nie puszczał, gapił się na drugiego. -Panie, dlaczego?-drugie stworzenie runęło tak samo jak pierwsze. Darkus się uśmiechną, chyba myślał, że go nie widzę. - Puść mnie! Puść mnie natychmiast!- zaczęłam się wyrywać i szarpać. Spojrzał na mnie. - Nigdzie cię nie puszczę moja kochana.- zbliżył swoją twarz i zaczął mnie całować. Nie chciałam tego teraz ale zaczął mi wpychać język do gardła. Odepchnęłam go. Byłam wściekła i wystraszona ale bardziej wściekła. - Co się stało Su... - Co się stało? Jesteś nienormalny? To ty ich... nieważne. Co ty sobie wyobrażasz?! Jak mówię póść to puszczasz! Puść mnie!- uśmiechną się ironicznie. - Masz temperament Su. Byłabyś wspaniałą diablicą, czujesz to? Zabrakło ci tylko jednego nieczystego grzechu, szkoda. Teraz jesteś moja i nigdy cię nie puszczę. - Co...- jego oczy zapłonęły na czerwono, zaczęłam się bać. Nagle wszystko odleciało. Zaczęłam zapominać. Kim jestem? Gdzie jetem? Nie, pusto. Czułam, że niemogę zrobić nawet ruhu jak nie pozwoli mi na to mój ukochany. Był taki przystojny. Nie pamiętam co się przed chwilą stało. A nie, jednak pamiętam. Szliśmy na spacer bo spacery w piekle mi się już znudziły więc mój ukochany zabrał mnie na spacer tutaj a ja poczułam nagłą chęć wskoczenia mu na ręce i przytulenia się. Byłam z nim szczęśliwa. -Naamah możesz mnie już puścić.- powiedział i się uśmiechną. Kochałam patrzeć w jego czerwone oczy. - Oczywiście najdroższy.- powiedziałam i musnęłam go opuszkami palców po policzku. Czułam jak przebiegają mu tam dreszcze. Uśmiechnęłam się. O to mi chodziło. Stanęłam na ziemi. Przeszliśmy się jeszcze kawałek kiedy chodzenie mi się znudziło. - Zmęczyłam się.- oznajmiłam i usiadłam na trawie rozkoszując się pięknym słońcem. Azazel nic nie mówiąc rozsiadł się obok mnie. Spojrzałam na niego. Jego muskularne ramiona aż wołały do mnie a ja nie mogłam im odmówić. Usiadłam na diable okrakim i zaczęłam wodzić nosem po jego szyji. Dreszcze. Jak szybko można go doprowadzić do takiego stanu. Pocałowałam do delikatnie, ledwie dotykając. Odsunęłam się. Zrobił zawiedzioną minę. I wtedy naparłam na niego z całą siłą. On również namiętnie, mocno i natarczywie mnie całował a mi to odpowiadało. Miałam gdzieś cały świat, piekło i niebo, kiedy miałam jego. |
PAM (gru 22, 2013)
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
- Nie! Zaspałam!- zerwałam się z łóżka. W łazience szybko przejechałam szczotką po włosach i umyłam zęby. Wparowałam do pokoju i stanęłam przed szafą. Biały podkoszulek, czerwona koszula w kratę z rękawami 3/4 i wygodne jeansy. Weszłam do kuchni i spojrzałam na tate. - Masz szczęście. Już myślałem, że się spóźnisz. Siadaj.- jego wzrok jak zawsze był surowy. Kiwnęłam głową i posłusznie usiadłam do stołu. Na śniadanie był chleb z serem, nic specjalnego. Miałam tylko 2 minuty na śniadanię więc się streszczałam. Ubrałam kowbojskie buty, moje ulubione i kapelusz który dostałam od Jadena. Pobiegłam do stajni i wskoczyłam na Karmela. Gdy galopowałam do szkoły zauważyłam małe stoisko z bułkami. Ślinka napłynęła mi do ust. Do szkoły drugiego śniadania nie mogłam brać bo ojciec mówił, że będę za gruba. Gdy byłam już blisko stoiska przechyliłam się na siodle. - Jest!- krzyknęłam trzymając drożdżówkę w ręce. Sprzedawca nawet tego nie zauważył. - Mam szczęście.- po paru minutach byłam u Johna. Zsiadłam z konia. I poprowadziłam go do boksu. - O, Pam! Dzisiaj trochę późno.- John był sympatycznym gościek który prowadził szkółkę jeździecką. Blisko jego stajni znajdowała się moja szkoła więc pozwalał mi tu zostawiać Karmela wzamian, że w weekendy będę przychodziła i zajmowała się jego końmi. Mi to pasowało. - Cześć John! Tak, zaspałam dzisiaj.- wystraszył się. - A jak ojciec?- puściłam mu oko. - Na szczęście nie popatrzył na zegarek więc mi się upiekło.- uśmiechnął się. - Ale uważaj.- ostrzegł mnie.- Igrasz z ogniem. - John, prędzej z konia spadnę niż znowu mu podpadnę. Narazie muszę lecieć bo się na lekcje spóźnię!- wybiegłam ze stajni i ruszyłam w stronę szkoły. - Pa i uważaj na siebie!- usłyszałam za siebie. John był dobrym kumplem. Jak by się dzisiaj wymigać od obiadu. Ojciec pewnie przyjdzie z pracy i będzie chciał.... Karen musi mi pomóc. - Hej! Ile razy mam jeszcze powtórzyć zanim mnie przestaniesz ignorować?- Jaden machał mi ręką przed nosem. - Muche tam masz? Czy chcesz się pochwalić do jakiego gnoju dzisiaj rękę włożyłeś?- uśmiechną się szerzej. - Jak zawsze miła.- przystanął i mnie pocałował. - Wiem skarbie. A to za co?- udawałam niewiniątko. Uwielbialiśmy się tak ze sobą droczyć. - A zdałem prawko.- wytrzeszczyłam oczy. - Serio?! - Nie. Hahhahaahah- zaczął się ze mnie nabijać. Dostał po głowie. - A to za co? - Ukradłam drożdżówkę.- powiedziałam i ruszyłam przed siebie. - Hahahaha niezłe, ale stać cię na coś lepszego.- śmiał się. - Wiem. Jednak teraz nie żartuję. - Co? Stary znowu ci kasy nie dał?- był zły. - Nie, no coś ty. Tak o zachciało mi się kraść, wiesz?!- weszłam do szkoły. Historia, świetnie! - Pssst! Karen mogę dzisiaj wpaść po szkole?- na szczęście nauczyciel wyszedł z klasy. - Dzisiaj nie. Jadę do babci. Może Megan? - Megan? Mogę wpaść po szkole?- ona była moją jedyną nadzieją, więcej dziewczyn w naszej klasie nie było. - Przykro mi. Jadę z rodzicami nad jezioro, chętnie bym cię wzięła ale w aucie już miejsc nie ma.- super jestem skończona! - Spoko.- byłam tak załamana, że aż zaczęłam słuchać co mówi nauczyciel. - Po lekcjach pojechałam na miasto. Zostawiłam konia przy drągu i poszłam do sklepu pooglądać. - Pam? Chodź tu kochanie.- mama zaciągnęła mnie do przymierzalni. Miała podbite oko. - Hej. Tata wrócił z pracy?- powiedziałam i skinęłam na sińca. - Tak, i właśnie dlatego cię tu ściągam. Dzisiaj przegrał sprawę, jest wściekły na cały świat. Jest nie dobrze. Znajdź jakąś koleżankę u której możesz nocować ja ojcu powiem.- mama była wystraszona. - Chciałam ale wszystkie mają już plany na dzisiaj. Widocznie muszę iść do domu...- rozpłakałam sie. Nie chciałam tam wracać. On mnie przecież zabije, zarżnie na śmierć. - Kochanie...- mama też szlochała i mnie przytuliła. Wiedziała co ojciec ze mną zrobi jak wrócę i nie mogła nic na to poradzić. - Jedź do domu mamo ja zaraz też dojade. Muszę to przeżyć..... muszę.- wstałam i wyszłam ze sklepu. Wzięłam karmela i pojechałam do Johna. - Hej. Jutro mnie nie będzie. Ojciec jest zły i ....- łza zakręciła mi się w oku. - Pam... Postaw mu się. On nie może cię tak traktować. Powiedz mu NIE.- John jeszcze przej zakiś czas mówił mi, że muszę się postawić ojcu. - Dobrze, zrobię tak.- uśmiechnęłam się- Narazie!- wyjechałam ze stajni prosto do domu. - Zuch dziewczyna!- krzyknął za mną John. Zostawiłam konia w naszej stajni i weszłam do domu spodziewając się piekła. -Jestem!- krzyknęłam. Ojciec rozkazał, że zawsze jak wchodzę do domu mam tak mówić żeby on wiedział. - Pam do mnie!- weszłam posłusznie do kuchni. Był naprawdę wściekły.- Wiesz co robić. Ściągaj spodnie!- już do mnie podchodził. - Nie...- powiedziałam cicho. Wybauszył oczy. - Coś ty powiedziała ty wredna dziewucho?! - Powiedziałam NIE tato.- w tym momencie weszła mama. Ojciec eksplodował. Sięgną po coś na stół. Wielki nóż. - Pam uciekaj!- wydarła sie mama i rzuciła się na tate. Zareagowałam natychmiast. Rzuciłam się na drzwi i uciekłam do lasu. Pędziłam co sił w nogach. Wszędzie liście. Zatrzymałam się aby nabrać oddechu. - Pam!!!! Uciekaj córeczko!! Uciekaj!-mama? Coś mi tu nie pasowało. Odwróciłam się. Stał przede mną z wielkim tasakiem w ręce. Do oczu napłynęły mi łzy. Instynkt nakazywał mi wiać, mama kazała mi wiać ale ja nie mogłam, NIE MOGŁAM!!! - Nie proszę, nie!- wyszeptałam błagalnie przez łzy. Już podnosił zakrwawiony nóż. - Teraz się nauczysz, że mi się nie odmawia! Nauczę cię pokory tak jak twoją matkę!- widziałam w jego oczach obłęd. Paliła się w nim rządza mordu. Nagle wszystko co mnie otacza stało się intensywniejsze. Śpiew ptaków których już nigdy nie usłyszę, zapach drzew w lesie i kwiatów, dotyk mokrej ściółki na której leżałam. To były moje ostatnie doznania. - Tato nie, proszę nie rób tego...- ale on już podjął decyzję. Wybrał mi wyrok. Chwilę po jego wybuchu śmiechu szaleńca nóż spadł na mnie. Czułam ból, wielki ból na szyi. Krew ściekała po moich rękach które bezradnie próbowały zatkać ranę. Spojrzałam na niego był zadowolony z siebie. Zawsze go podziwiałam, zawsze szanowałam ale w tym momencie znienawidziłam go z całego serca. Mogę wylądować w piekle nienawidzę go! Kolejna salwa bólu. Ale tej już nie wytrwałam, powoli osunęłam się w ciemność. |
PAM 2 (gru 31, 2013)
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
- Aaaaaaaaa...!- wydarłam się zakapturzonej postaci prosto w twarz o ile ją miała. - Weź się zamknij!- dobiegło mnie skrzeczenie postaci.- Mam jeszcze 1000 innych do przeprowadzenia a słuchu nie chcę stracić! Tak ja jestem śmierć, miło cię poznać pyskaczu!- zamknęłam się. Śmierć właśnie trzymała dłoń na moim ramieniu. "O Boże, o Boże, o Bo..." -Zamknij się. Słyszę.- zaśmiała się wrednie- Módl się, módl. Przyda ci się.- Śmierć zaśmiała się z dowcipu który był zrozumiały tylko dla niej. - Jesteś wredna.- zrobiłam nachmurzoną minę i udałam focha.- Właśnie zadźgał mnie ojciec, jestem w dołku a ty się jeszcze ze mnie śmiejesz! Wstydź się, wstydź...- czekałam na reakcję. Śmierć była osłupiała. JEST! Udało się! Po chwili zaczęła się śmiać i klepnęła mnie przyjacielsko po ramieniu gdzie ciągle mnie trzymała prowadząc w stronę białego światła. - Lubię cię. Ja na prawdę cię lubię Pam Krzykaczko. Widać, że umiesz też mówić, nie tylko krzyczeć.- znowu się zaśmiała.- Obyś trafiła do piekła.- zrobiłam oczy a ta znowu zaczęła chichotać. Jezu jaka ta śmierć może być wkurzająca. Zaczęłam się śmiać z tego co powiedziałam. Śmierć zareagowała natychmiast. - Z czego się cieszysz? - A taki tam "czarny humor".- teraz obie zaczęłyśmy się śmiać. Odbiło mi, odbiło mi. Właśnie zostałam zadźgana przez ojca i zamiast użalać się nad sobą to puszczałam suchary i śmiałam się ze Śmiercią. Coś jest ze mną nie tak. - Czemu mam trafić do piekła?- zapytałam kiedy już opanowałyśmy głupawkę. - Bo częściej tam przebywam. Jest zabawniej. Nawet nie wiesz jakie to irytujące kiedy ludzie myślą, że piekło to jeden wielki piec gdzie wszyscy się smażą. Chociaż... Tak smażą się ale na plażach. Lubię taki jeden kurort w Los Diablos. Aniołki wzięły i odgapiły nazwę miasta ale oczywiście musiały ją przeinaczyć.- nie rozumiałam. - Co masz na myśli? - Jak to co? Los Angeles oczywiście! Absurd!- niby Śmierć jest neutralna ale według mnie to tylko tak oficjalnie. Na 100% woli piekło. Los Angeles? Nie wiedziałam co powiedzieć. - Dlaczego nie lubisz nieba?- zaśmiała się z wyższością. - Tak chodzenie w białym szlafroku, skarpetkach i sandałach to wszystko o czym można tylko marzyć. Żadnych klubów, imprez. Tylko modlitwa i hórek jako jedyne atrakcje. Ubaw po pachy.- nie wiedziałam czy jej uwierzyć czy nie. Z moich obserwacji wynikała, że Śmierć jest typem imprezowiczki. - Jesteśmy.- wskazała na białą salę z krzesłem.- Siadaj. - Postoję ale dzięki.- wzruszyła tylko ramionami. Nagle otworzyły się dwa przejścia. Zamarłam. Z białego przejścia wyszedł anioł a z czarnego diabeł. Obaj podeszli do mnie i się przedstawili. Anioł chciał pierwszy ale diabeł był tak kulturalny, że powalił go na ziemię i powiedział, że panienki w białych fartuszkach idą tyłem. Anioł na to wstał i odgryzł się diabłu mówiąc "Znalazła się Zosia Samosia." Przewróciłam oczami. Chyba nie miał różnicy czy facet jest człowiekiem, aniołem czy diabłem. Facet to facet. Diabeł wyciągną do mnie rękę. Nagle przyszedł mi do głowy pomysł. Zrobiłam do diabła minę typu "Serio koleś? Spadaj!" - Sorry kotek ale wolę żeby to "panienka w białym fartuszku" się ze mną przywitała na początku.- Diabeł był zdezorientowany. Śmierć nie wytrzymała i zaczęła rechotać. - Takich akcji to my na moją kosę jeszcze nie mieliśmy. Lubię cię mała! Nie szukasz czasami pracy?- wywróciłam oczami. W tym momencie zjawił się anioł i "grzecznie" przesuną diabła tak, że teraz tyn leżał na ziemi. Nie wytrzymałam i zaczęłam się śmiać. Po co ten cały cyrk. W końcu się jakoś ogarnęliśmy. - Muriel, miło mi.-zaraz po nim był diabeł. - Azazel, kotku.- wziął i pocałował moją rękę. Ale pocałunek nie był wyrazem kultury czy grzeczności, było w nim coś więcej, była to prowokacja. Uśmiechnęłam się do niego najsłodziej jak umiałam. - Nie pozwalaj sobie za dużo skarbie.- uśmiechną się ale odszedł. Na pewno nie zostaniemy kumplami, co to to nie. Śmierć wstała i zaczęła monotonnie. - Zebraliśmy się tutaj aby...- zerwałam się z krzesła na które wcześniej jednak usiadłam bo zaczęły mnie boleć nogi. - Ja nie przyszłam tu na ślub!- moja nowa koleżanka znowu zaczęła rechotać. - Dobra streszczę. Te dwa głąby przedstawią ci twoje grzechy i dobre uczynki, później zdecydujesz gdzie chcesz pójść. My sprawdzimy czy jest to możliwe i to będzie chyba na tyle.- uwaliłam się na krześle. - Muszę wygodnie usiąść. Trochę to potrwa. Śmierć? Zamienisz się krzesłem, twoje chyba jest wygodniejsze.- znowu zaczęła rechotać. - Zapomnij.- i tak zaczęło sie chyba 5 godzin paplaniny. Zasnęłam. - Ekhem.- odchrząknęła Śmierć. Zerwałam się. - To już koniec? Dzięki Bogu. Więc chcę niebo. Sorry ale niezbyt ci ufam.- spojrzałam na Śmierć która była delikatnie mówiąc zawiedziona. Muriel się uśmiechną. - Wspaniale. Ale, żeby móc pójść do nieba musisz przebaczyć swojemu ojcu to co zrobił. Twoja nienawiść jest zbyt wielka abyś mogła teraz wejść do nieba. Zostaniesz zesłana do czyśćca.- otworzyłam szeroko oczy. Azazel próbował uratować swój tyłek. - Za to teraz masz otwarte bramy do piekła. I tak już nienawidzisz ojca. Powiedz teraz tylko, że życzysz mu szybkiej śmierci albo żeby diabły go wzięły i już. Będziemy się razem świetnie bawić, skarbie.- już wybrałam więc niech się wypcha. Wolę posiedzieć w tym czyśćcu niż z nim w piekle. - Sorry kotek ale już wybrałam.- Śmierć podeszła do mnie wyraźnie niezadowolona. - A mogło być tak fajnie...- machnęła ręką i stworzyła jakiś portal- Teraz sobie tam posiedzisz. Zawiodłam się na tobie...- szybkim ruchem wepchała mnie do środka. I nie zgadniecie. Znowu otuliła mnie ciemność. Ale tym razem była bardziej znośna. Wiedziałam, że trafię do nieba. |
SYLWESTER (sty 01, 2014)
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
- Gdzie on jest!- byłam zła. Nagle jedna fajerwerka skierowała się prosto na mnie. Niewiele się tym przejęłam. Przeleci przeze mnie jak wszystko. Jestem duchem. I nagle poczułam ból. Uderzyła. Ale jak? Zemdlałam. - Nic pani nie jest?- jakiś koleś w białym szlafroku podawał mi rękę. Zorientowałam się, że wszędzie jest biało. Anioły. Podałam mu rękę a on pomógł mi wstać. Spojrzałam na siebie jego oczami- nie wiem skąd ale wiedziałam, że tak potrafię- miałam taki am biały szlafrok i rzymianki jak wszyscy. Miałam skrzydła ale chwila.... jedno było połamane. - Nie dzięki.- odeszłam od niego. Byłam w mieście. O nie! Byłam w anielskim mieście Los Angeles. Na małym placyku zebrało się niezłe zbiegowisko, ruszyłam w tę stronę. Przepchałam się przez tłum. - Przepraszam, chcę przejść... przepraszam- nagle wypadłam w sam środek kręgu. Stał tam przystojny.... nie BOSKI anioł który pochylał się nad kobietą... chwila on pochylał się nademną! Co jest grane? Dlaczego ja tam leżę? Ale to nie byłam zwykła ja. Ona miała włosy długie do bioder i czarne jak smoła. Wianek z uschniętych kolców na głowie. Grecką, czarną i bardzo seksowną sukienkę, bose nogi i wielkie czarne skrzydła. Byłam blada, jak kreda. Czerwone oczy i usta. Wystraszyłam się. Anioł nademną był wściekły. - okłamałaś mnie Naamah! A ja ci uwierzyłem! Zaufałem! Zakochałem... Ale ty jesteś zła! Okłamałaś mnie mówiąc, że jesteś aniołem. Ja leżąca na ziemi chyba nic sobie z tego nie robiłam chociaż z jednego oka popłynęła czarna jak smoła łza. - Jesteś Panią Zła, wszędzie gdzie jest zło jesteś ty, nieobliczalna, zmieniająca twarz, bawiąca się ciemnością a ja tego nie zauważyłem!! Wynoś się stąd natychmiast!- inna ja tylko uśmiechnęła się z wyższością i wstała z gracją. Odeszła a ja poszłam za nią. - I tak dostałam czego chciałam, już nie jesteś mi potrzebny. I pomyśleć, że coś do ciebie czułam.- nawet nie zadała sobie trudu aby spojrzeć na anioła. Wzgardziła nim jak tylko się dało. Jej głos niusł się po całej okolicy. Dźwięczny jak dzwoneczki na wietrze, ostry jak sztylet, słodki jak miód i toksyczny jak jad. Nie mogłam przestać jej słuchać.- Jeszcze raz powiesz do mnie Naamah aniele a powyrywam ci skrzydła gołymi rękami z tych twoich wiodkich pleców. Zapamiętaj, JA nie mam imienia.- w tym momencie wyszła poza granice miasta. Ja ją śledziłam. Dziwne było to, że cały czas miała na policzku tę czarną łzę. Wyszła gdzieś na chmurkowe pola, tak to wyglądało. Uklękła. - Narodzisz się z ziemi czystej i niewinnej a jednak splamionej złem, pożądaniem, bólem, zbrodnią i rozkoszą oraz pychą. Z łzy którą uroniłam ja władczyni Zła a którą spowodował anioł, najczystsza istota a jednak potrafiąca skrzywdzić. Twoim przeznaczeniem będzie nieść ból, rozkosz, pożądanie, śmierć, zawód, ciemność, zło. Będzie cię to cieszyć ale nigdy się nie nasycisz. Powstać z mojej łzy i stań u mego boku Linico, moja córko.- byłam przerażona, to był rytułał, ten najbardziej zakazany. Tylko ze łzy czystego zła spowodowanej przez dobro mogła się urodzić najbardziej nieczuła bogini na świecie. Córka pani zła- Linica. Słyszałam o niej ale nigdy nie mogłam skojarzyć. Bałam sie nie na żarty. Jestem świadkiem jej narodzin. A wtedy Pani Zła zanuciła: It's to many hearts to hurt, It's to many hearts to save, It's to many hearts to love, To many peoples to love, And when you find the only one who loves you, then you will know that this is it. To many hearts to love and to many peoples to hurt. What will you do? It's your choose love or hurt live or die. - Słyszałam to kiedyś! Słyszałam!- nagle w miejscu gdzie spadła jej łza zaczęła pojawiać się postać. Zaczęło mi się robić niedobrze. Zwymiotowałam. Byłam w błędzie myśląc, że czarnowłosa to ja. Spojrzałam na jej córkę- moje lustrzane odbicie. - To ja...- nagle zjawił sie tu ten sam anioł. Był przerażony. - Nie uda ci się! Ona będzie żyć na ziemi jako normalny człowiek póki nie umrze i się nie zakocha, a wtedy nie będzie mogły już być taka bezuczuciowa jaką ją stworzyłaś.- i nagle ta nowa ja zniknęła. - Ależ kochany, właśnie o to mi chodziło. Ale chciałam, żebyś miał w tym udział, żybyś został potępiony. I się udało kotku.- moja "mm-mama" rozpłynęła się w czarnym demie i znikła. Wtedy ktoś zaczął mnie szarpać. - Przestać!- otworzyłam oczy. Azazel stał nade mną z rakietami. - Aż tak długo mnie nie było, że zasnęłaś?- uśmiechnęłam się ale dalej siedziałam na trawie. Odpalił rakiety i usiadł obok mnie. Przytuliłam się do niego. Teraz naprawdę się cieszyłam, że jest ze mną. Bałam się. Spojrzałam w gwiazdy. Może czeka mnie lepsze jutro ale kiedy? Z oka popłynęła mi łza. Szybko otarłam ją kciukiem żeby Azazel nie zauważył. Spojrzałam na palec. Była na nim czarna łza. Zesztywniałam. - Coś się stało? - Zimno mi. Postaraj się, żeby tak nie było.- uśmiechałam się zalotnie ale w środku aż wrzeszczałam ze strachu. KIM JA DO CHOLERY JESTEM?!
mam zamiar to dalej kontynuować, to nie jest tylko odskocznia. Jeżeli nie podoba wam się taki obrót spraw, dajcie mi znać. Napiszcie swoje uwagi a ja później zobacze czy jest sens dalej w tę stronę iść. A teraz coś czego nie mogę się doczekać IDĘ DO ŁÓŻKA dobranoc :) Jak ktoś tą notkę przeczytał utro stąd zniknie i pojawi się w komie ale ja dzisiaj już nie mam siły daltego napisałam tutaj :D |
część 23 (sty 04, 2014)
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
- No puśćcie mnie!- darłem się do nich chyba już od godziny. - NIe. Musimy zrobić jeszcze parę badań. - Zaraz się zleje! Puśćcie mnie! Ja chce do kibla!!!- miałem tego dość..... Nie wytrzymałem. Lekarze chyba zauważyli bo jeden z nich powiedział. - Siostro potrzebne ręczniki i to zaraz. Mamy niekontrolowany żółty wylew z dolnej części ciała pacjenta.- co???? wtf? Nie prościej było powiedzieć, że rudy się zlał??? Powtórzę to jeszcze raz NIE OGARNIAM LEKARZY!! - No i macie za swoje. Jeszcze nie skończyłem. Czy puścicie mnie wreszcie do kibla?- popatrzeli na siebie ale mnie puścili. Gdy wstałem z łóżka szpitalnego zdałem sobie sprawę jak dawno nie chodziłem. Jakaś lala udająca pielęgniarkę do mnie podeszła. - Dzięki barbie wiem gdzie jest kibel, poradzę sobie.- gdy tylko wyszłem z sali: - WOLNY!!!!- zacząłem wiać w stronę wyjścia z tego wariatkowa. W połowie drogi zorientowałem się, że mam na sobie tylko szpitalny fartuszek co tylko przód zasłania. Nawet majtki mi zabrali! Chcąc nie chcąc złapałem się za dupe i zacząłem wiać jeszcze szybciej. Drzwi. Pchnąłem je i odetchnąłem świeżym powietrzem. Pierdolić świeże powietrze zacząłem uciekać ulicą prosto do domu. Zajęło mi to jakieś 2 godziny. Włamałem się do własnego domu bo resztę mi skonfiskowali w wariatkowie. Od razu poszłem pod prysznic i się ubrałem. Z radością uwaliłem się na łóżku i poszłem spać.
Cały czas się zastanawiałam dlaczego Su nie była na spotkaniu ze śmiercią, aniołem i diabłem. Byłam teraz we Francji. Łażenie po świecie świetnie działało na moje myślenie. Właśnie przyjechał cyrk objazdowy z wróżką która żekomo rozmawia z duchami. Było tam pełno kiczowatych atrakcji. - O to tu!- weszłam do fioletowego i widać, że starego namiotu. Spodziewałam się zobaczyć starą, posiekaną zmarszczkami babcię w jakimś cygańskim wdzianku z cekinami, perłami i takimi tam, śmierdzącą kadzidełkami. Fakt kadzidełka były ale przyjemne, chciałam tam wejść, usiąść i pogadać przy herbatce. Wróżka wcale nie była stara. Miała ok 20-21 lat i była ubrana jak normalna, znająca się na modzie nastolatka. Ale jedno trzeba przyznać do fryzjera chyba często nie chodziła. Włosy miała i bez tego dziwne- siwe. Może takie lubi? Stała do mnie tyłem. - Siadaj, wiedziałam, że przyjdziesz.- WTF? Oglądnęłam się za sobą ale nikogo tam nie było. - Co się oglądasz do ciebie mówię. Siadaj.- obejrzałam się jeszcze raz. Ani żywej duszy. - D-domnie mówisz?- wyjąkałam. - Nie do deski za tobą, nie wiedziałaś?- uśmiechnęła się.- Skoro mi nie wierzysz to po co tu przyszłaś? A tak... Chciałaś mnie sprawdzić! I jak? Udało się?- usiadłam. - T-tak. Przepraszam, ja po prostu nie sądziłam, że mnie pani zobaczy pani...? - Sitzu M.- zrobiłam oczy. Słyszałam o niej. Podobno jest bardzo stara i jest prawdziwą wróżką.- Tak i tak. Masz pytania które nie dotyczą mojej osoby?- zrobiła znudzoną minę. - Tak. Z tego co o tobie słyszałam, sporo o nas wiesz. Mam jedno pytanie. Czy dusza może trafić tu gdzie teraz jestem nie idąc pod sąd?- zrobiła dziwną minę. - Ależ oczywiście, że nie. Nie można się dostać do świata pomiędzy nie trafiając pod nóż jak ja to mówię. Ale w twoim przypadku było inaczej... Twoja koleżanka tak nie miała, prawda? - N-nie Sitzu. - Dziwne... Jeszcze o takim przypadku nie słyszałam.- Rzuciła się na regał z książkami. Coś wyszperała.- O ile mi wiadomo tylko istoty nie należące do tego świata tak mają.- popatrzyłam na nią dziwnie. Zrobiła zrezygnowaną minę.- Chodzi o to, że tylko ci, którzy nigdy nie mieli być żywi ale jakimś cudem się stali omijają "sąd". Rozumiesz?- kiwnęłam głową.- Dobrze. A teraz Powiedz mi jak się nazywa twoja przyjaciółka? - Su.- zrobiła wystraszoną minę. - P-pełne imię proszę!- trzęsła się. - Sucrette.- nie wiedziałam o co jej chodzi. - O matko! Nie! Ona, katastrofa.- zaczęła znowu wertować w książkach. Tym razem dłużej.- Mam! Jej prawdziwe imię to Linica. Jest córką.... Ona jest boginią, złą boginią. Nic dziwnego, że ominęła sąd. Ona nigdy nie powinna się urodzić. Ale skoro już ma dwie twarze... Mówisz, że spotkała diabła Azazela, tak? - Ja nic...- ale ona była w swoim świecie. - On prawdopodobnie dał jej trzecią twarz. Pewnie gdy się dowiedziała kim on jest dał jej nową twarz a stare wspomnienia usunął. Tak, tak by było najprościej...- cały czas szamotała się po namiocie jak opętana. Zaczęłam się bać. W końcu podeszła do półki ze szklanymi buteleczkami. Każda innego koloru i wielkości. Wzięła 2. - Trzymaj. Ta..- podała mi sraczkowatą małą buteleczkę- pozwoli jej sobie wszystko przypomnieć a ta- różowa i podłużna- pozwoli jej być tylko jedną postacią. Tą którą będzie chciała, ale najpierw musi wypowiedzieć imię twarzy którą chce ubrać lub prościej, kim chce być Linicką, Su, czy trzecią której nie znam. Tylko pamiętaj kolejność. Zielona a później łososiowa- teraz poczułam się jak daltonista- inaczej nie zadziała. - A skąd wiesz, że to w ogóle zadziała.- zrobiła niewinną minę i się uśmiechnęła. - Nie wiem. Tą pierwszą daję ludziom którzy często zapominają, działa jak lekarstwo. A drugą wariatom którzy myślą, że są dziesięcioma osobami na raz, każę im powiedzieć imię jednej z tych 10 osób i puff! Dzieją się cuda! Tylko uważaj, żeby nie stłuc. Zapasów nie mam a strasznie długo to się robi.- stałam z gałami na wierzchu. Schowałam buteleczki i wyszłam z namiotu. - To cześć.- powiedziałam przy wyjściu. - Cześć i sorry za korzystanie z twojej pamięci i głowy. Na prawdę współczuję tego jak umarłaś.- nie musiała tego mówić. Odeszłam jeszcze szybciej. - Musiałam kochana, inaczej byś mi nie uwierzyła. Wzięłabyś mnie za wariatkę....- usłyszałam w głowie. "Wierzę ci, wierzę" pomyślałam. Teraz tylko muszę znaleźć Su, gdziekolwiek jest. Oj, nie będzie to łatwe wiedząc, że jest z tym wypierdkiem natury. Chciałam inny ale mi nie chciało doadć :DD Myślę, że nie masz mi za złe, że cię wrzuciłam :D |
PAM 3 (lut 03, 2014)
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
Bolało mnie wszystko jak diabli. Powoli otworzyłam oczy. Zapadałam się coraz bardziej w błękitną toń. Co?! - Ja się topię!!- mądra ja krzyczę pod wodą. Chwila mogę mówić. - No jasne zapomniałam. Ja nie żyję.- spojrzałam w dół. Niedaleko było dno, podpłynęłam tam. Usiadłam na piasku i skuliłam się. Po raz pierwszy od mojej śmierci uroniłam łzę. Zaraz po niej spłynęła następna i następna, i następna... Nie miałam ochoty wracać tam na górę, do ludzi. Pierwszy raz czułam się taka samotna. Zasnęłam. Coś szturchało mnie w nogę. Otworzyłam jedno oko. Ryba skubała mój palec. Ale jak, przecież jestem duchem?! Wstałam i przepędziłam rybę. Spojrzałam na swoje ręce- były porośnięte glonami! - Cholera ile ja spałam?- oderwałam się od ziemi i zaczęłam wypływać na powierzchnię. Była noc. Dopłynęłam do brzegu i się rozejrzałam. Nie miałam zielonego pojęcia gdzie jestem. Zauważyłam, że jakiś koleś się na mnie gapi. Podeszłam do niego. - Przepraszam, którego dzisiaj mamy?- mężczyzno uśmiechnął się do mnie. - 29 Grudnia psze pani. Pani nowa tak? Niech se pani idzie, nie lubie takich jak ty i ja. Ja nie lubie, psze pani. Niech se pani...- odeszłam od niego. Koleś był nieźle szurnięty. Żal mi go było. Z tego co powiedział wychodzi, że spałam... ROK! Spałam rok!!! Złapałam się za głowę. Usiadłam na ulicy i zaczęłam płakać. Tęskniłam za Śmiercią, Murielem a NAWET za Azazelem. Poszłabym nawet do piekła żeby tylko nie być tu sama. W moją stronę jechało auto. Zapragnęłam żeby mnie potrąciło, może wtedy bym oprzytomniała? I nagle oszołamiający ból w głowie i klatce piersiowej. Samochód faktycznie mnie potrącił ale zaraz przejechał normalnie przeze mnie jakby nic się nie stało. Zatrzymał się i z pojazdu wyszedł oszołomiony kierowca. Uśmiechnęłam się lekko. - Ej, nie siedź tak na tej ulicy, bo ludzie zaczną coś podejrzewać!- podeszła do mnie jakaś dziewczyna. - Pomogę ci.- wyciągnęła białą jak kreda dłoń. Spojrzałam na jej twarz. Była piękna. Kruczoczarne włosy oblewały jej twarz a równo ścięta grzywka troszkę wyżej niż oczy pokazywała to co najlepsze na twarzy, czyli zielone oczy. Miała czerwone jak krew usta i cała była ubrana na czarno. Legginsy, mini, bluzeczka bez ramiączek i krótka, skórzana kurteczka. Buty miała chyba na 12 centymetrowej szpilce. Wyglądała jak... ale była piękna. - Ty mnie widzisz? Tamten gościu.. Ja..- znowu pociekły mi łzy. A niech to szlag! Otrząsnęłam się. - Pam. Jak zginęłaś?- chwyciłam jej dłoń i wstałam. - Bellatrixe, bez żadnych zdrobnień. nie Bella, nie Trixi tylko Bellatrixe, rozumiesz? - J-jasne.- gdy tylko wstałam odrazu zabrała dłoń. - Raczej nie lubię o tym gadać. Nauczę cię co i jak. Jeśli bardzo się skupisz będziesz mogła być "dotykalna", ale to bardzo męczy i jest z reguły bezużyteczne. Ja najpierw tylko z ręką mogłam tak zrobić a teraz cała i to nawet na pół godziny!- wyraźnie była z siebie dumna. - Musisz też uważać na gluty, pełno ich tutaj, nie wiem jak się dostały ale są niebezpieczne. Oczywiście ludzie ich nie widzą ale jak na nie wpadną to choruję an obrzydliwą grypę. No to tyle o tym co powinnaś wiedzieć, żeby nie straszyć ludzi, że jesteś duchem. A teraz spadam..- podeszła do jakiegoś gościa. Szepnęła mu słówko na ucho i weszli do pobliskiego hotelu. Po drodze odwróciła się jeszcze w moją stronę i uśmiechnęła kpiąco. Wyszeptała: - Po co mam iść do piekła albo nieba skoro TU mam życie, co?- i znikła w budynku. Zatem nie tylko wyglądała jak dziwka ale też nią była. Pokręciłam głową z niesmakiem i ruszyłam przed siebie. Po 5 godzinach marszu byłam zmęczona. Rozejrzałam się wokoło byłam na jakiejś polance przed miastem. Zrobiło mi się czarno przed oczami i padłam jak martwa. Otworzyłam oczy. Właśnie świtało słońce. Ile znowu spałam? Nie było czasu na myślenie od razu zabrałam się za naukę bycia materialną. Szło mi marnie. Co chwilę zapadałam się w tą straszną ciemność ale po kilku próbach potrafiłam zmaterializować całe dwie ręce. Byłam z siebie dumna. Odkąd nauczyłam się cała zmaterializować minęło jakieś 2 lata nie licząc moich zapaści w ciemność. - Wreszcie!- teraz mogłam wyruszyć w dalszą podróż. W pobliżu znajdowały się tory. postanowiłam iść wzdłuż nich. Właśnie przejeżdżał pociąg i coś pod nim nie miłosiernie trzasnęło. Usłyszałam krzyk chłopaka. Podbiegłam tam. Na torach leżało zmasakrowane ciało jakiejś dziewczyny a czerwonowłosy chłopak klęczał przy torach i był zrozpaczony. Usiadłam na kamyku i zaczęłam oglądać to przedstawienie. Do chłopaka zadzwonił telefon, rozmawiał przez chwilę i staną przy torach. - Co on robi?- obejrzałam się. Jechał następny pociąg. - O NIE! Nie wiesz jak tu jest rudy idioto, zaoszczędzę ci tego bólu. Podbiegłam do rudego i stanęłam na torach. Zmaterializowałam tylko same końce palców i starałam się przytrzymać chłopaka. Nagle ktoś go pociągną do tyłu. Przyjechali inni. Chyba jego koledzy. Chociaż może nie ten blondyn bo z wielką radością przywalił rudemu kijem bejsbolowym w łeb. Reszta zajęła się ciałem dziewczyny. - Ej! Lysander zaczekajcie! Zaczekajcie!- ta sama dziewczyna biegła w stronę chłopaków chcąc zagrodzić im przejście ale nic z tego. Próbowała inaczej ich zatrzymać ale przenikli przez nią - Jeszcze trochę głośniej i pobudzisz wszystkie trupy!- krzyknęłam w jej stronę i podeszłam w tamtym kierunku. - Ty mnie słyszysz?- była zaskoczona, nie dziwię jej się sama się bałam jak diabli. No tak, Azazel pewnie się teraz ze mnie nabija. - No jasne geniuszu. Pam. Pam Collins.- odpowiedziałam i podałam rękę dziewczynie. |
część 24 (lut 04, 2014)
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
Od ostatniego snu czy wizji straciłam dawny zapał i poczucie humoru jak zauważył mój ukochany. Musiałam sobie zrobić przerwę i wrócić na Ziemię. Chciałam odwiedzić pewne miasteczko. Przyszła mi jego nazwa 2 dni temu podczas snu i pomyślałam, że fajnie by było się tam wybrać. Nie wiedziałam dlaczego ale Azazel niechętnie zareagował na moją "zachciankę" zaczynałam go trochę męczyć, ale ja miałam go owiniętego sobie wokół palca tak samo jak on mnie. My po prostu nie możemy bez siebie żyć. Wzdychnęłam. Brakowało mi upałów Los Diablos. Właśnie przechadzaliśmy się uliczkami miasteczka do którego zachciało mi się przyjść gdy nawiedziła mnie dziwna pokusa. Puściłam mojego seksownego diabła i podeszłam do mężczyzny który właśnie czekał na przystanku na autobus. Zmaterializowałam się i do niego podeszłam. - Hej przystojniaku.- Azazel tylko cicho się przyglądał. Mężczyzna podniósł wzrok znad gazety którą właśnie czytał. Zapaliły mu się oczy. Haha, podniecił się... - Hej mała.- przybliżył się do mnie i cały czas gapił się w mój bardzo odsłonięty biust. Uśmiechnęłam się uwodzicielsko i cały czas się cofałam. Krok po kroczku a nieświadomy niczego mężczyzna podążał za mną. Usłyszałam warkot motocykla jadącego prosto na nas. Kierowca nas nie widział, postarałam się o to a dopóki trzymałam odurzonego faceta za rękę ten nie słyszał co się wokół dzieję oprócz mojego głosu który dawał mu ukojenie. Zbliżyłam się i go delikatnie pocałowałam i w tym momencie zdarzyły się dwie rzeczy. Ja znowu stałam się niematerialna a w mężczyznę uderzył motor z prędkością 100 km/h. Uśmiechnęłam się z wyższością. Śmierć na miejscu. Odwróciłam się i spojrzałam na diabła był zdumiony. Spojrzałam jeszcze raz na faceta. Poczułam dłoń na ramieniu. - Byłaś taka piękna i silna...- jego oddech gładził moją skórę. Serce- gdybym je miała- zaczeło mi szybciej bić. Przyśpieszył mi oddech. Kochałam to jak on na mnie działał.- zrobiłaś to idealnie..- znowu. Przymknęłam oczy... - Su...? Tu ty jesteś... tak? Wyczuwam cię...- szlag by to trafił. Dlaczego tą chwilę musi mi psuć jakiś natrętny... Otworzyłam oczy. Parę metrów od nas stał czerwonowłosy chłopak. Spojrzałam na mojego towarzysza. - Azazel, wydaje mi się, że go znam...- coś dziwnego ciągnęło mnie do chłopaka. To coś dziwnego siedziało głęboko w e mnie, w środku... Zza rogu wyszedł białowłosy chłopak z dwukolorowymi oczami. Mogę przysiąc, że tego też gdzieś widziałam. Tylko gdzie?... - Kastiel daj sobie spokój. Su tu nie ma... Nie wiem jakim cudem wydostałeś się z psychiatryka..- Kastiel... Uderzyła mnie fala uczuć. Miłość, ciepło, oddanie, troska, niewinność, poświęcenie... Złapałam się za głowę i upadłam. -Azazel...- wyszeptałam.- Azazel... BOLI!- zaniepokojony mężczyzna podbiegł do mnie i wziął mnie w objęcia. - Już dobrze, już dobrze... Naamah nie ci nie będzie moja droga Naamah...- szeptał mi do ucha. Ale ja poczułam jak próbuje mi grzebać w umyśle. Odskoczyłam od niego. - Jak możesz?!- wpadłam na Kastiela. Chłopak wzdrygnął się. - Lysander ona tu jest! Poczułem to! przeszła przeze mnie!- chłopak otworzył szeroko oczy bo widział jak jego najlepszy przyjaciel przed chwilą delikatnie świecił. - Nie wiem czy to Su, ale coś tu jest nie tak.- był zaniepokojony. Lysander... Nowa fala uczuć. Przyjaciel, oddanie, zabawa, wierność, bliskość, braterstwo... Znowu upadłam ale tym razem to Kastiel klęknął niedaleko mnie. - Su, nic ci nie jest?- coś we mnie chciało rzucić mu się w ramiona, powiedzieć, że nie, nic mi nie jest i czuć jego ciepło i siłę bezpiecznych ramion które nigdy by mnie nie skrzywdziły. Powstrzymałam się jednak. - O co w tym wszystkim chodzi?!- wydarłam się do diabła.- Kastiel się poruszył. - Nie mam zielonego pojęcia Su. Wytłumaczysz mi?- otworzyłam szeroko oczy i spojrzałam chłopakowi prosto w jego. Zatopiłam się w jego spojrzeniu. Su... Nagle wspomnienia uderzyły z taką mocą, że przez przypadek się zmaterializowałam i wpadłam prosto w ramiona Kastiela. Otworzył szeroko oczy ale zaraz wziął mnie w objęcia. Poczułam się pierwszy raz bezpieczna. - Wróciłaś...- wyszeptał ze łzami w oczach. - Wróciłam.- przytaknęłam i również się rozpłakałam. - Masz czarne łzy..- przeraził się ale mnie nie puścił. - To... to długa historia.- pocałowałam go. Pocałunek nie był tylko gestem. Przelałam w niego wszystkie swoje emocje. Radość, miłość, poczucie winy, miłość, troskę, miłość, i ból. W jego pocałunku wyczułam 3 główne odczucia. Miłość, ulgę, obawę. Spojrzałam na Lysandra. Musiał tu już tak leżeć na ulicy dobre 5 minut. - Wiesz, że teraz jesteś jeszcze piękniejsza?- wyszeptał mi do ucha. Uśmiechnęłam się. Otworzyłam szeroko oczy. Ale po Azazelu nie było już śladu. "On wróci. Wróci i się zemści i znowu mnie zniewoli. Nie pozwolę mu na to." pomyślałam i razem z Kastielem zajęliśmy się ściąganiem " zwłok " Lysandra z chodnika. ( nie myślcie, że znowu kogoś zabiłam, Lysander tylko zemdlał a Su tylko to powiedziała ironicznie, chyba widzicie "" prawda? :DD) |
część 25 (lut 24, 2014
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
Byłem wściekły. - JAK ONA MOGŁA?? Jak zdołała przełamać ten czar? MÓJ CZAR! Co ja jej takiego zrobiłem? Przecież było dobrze...- aż się cały gotowałem. Pokój w Los Diablos w którym się znajdowałem był teraz całkowicie zniszczony. Służba którą wezwałem jakiś czas temu była teraz skulona w rogu. Jeden, mały, dość gruby i pewnie głupi odezwał się do mnie. - P-panie racz wybaczyć mi tę śmiałość. Chodzi panu o tę Panią Naamah, tak Panie? Lubiliśmy ją wszyscy Panie. Z wielką chęcią pomożemy ci panie... - Nic teraz już nie pomożecie! Czar prysł... Przypomniała sobie i teraz mnie znienawidzi... A ja...- schowałem twarz w dłoniach. Popełniłem największy błąd jaki diabeł może tylko popełnić: zakochałem się. Potwornie się zakochałem... A teraz ona mnie nienawidzi, wiem to. To jak na mnie wtedy spojrzała z lękiem i odrazą kiedy chciałem pomóc jej z tym bólem głowy kiedy powracają wspomnienia... Ona mnie nienawidzi. Ci słudze chyba nie byli aż tacy głupi bo inny powiedział: - P-panie jeśli można?- skinąłem głową pozwalając mu tym samym na zabranie głosu. - Dziękuję Panie. Kiedyś dawno temu kiedy byłem młody bawiłem się w podglądanie ludzi. Nigdy do końca nie zrozumiałem ich zachowań. Mieszkałem wtedy w centrum Paryża, we Francji Panie. Ludzie chcąc pokazać sobie to co czują, a w tym wypadku była to miłość, wychodzili na nocne spacery i podziwiali gwiazdy. Wiadomo przecież, że Paryż to miasto, stolica miłości... - A co to ma do rzeczy...? - Jean ( czyt Żan) Panie. A to, że w ten sposób okazywali sobie to uczucie. Często mężczyzna chcąc pokazać kobiecie jak bardzo ją kocha organizował romantyczną kolacje przy świecach nad gołym niebem. Kupował jej bukiet najpiękniejszych róż jakie znalazł i szczerze wyznawał, że żaden z tych kwiatów nie potrafi oddać urody jego ukochanej. Kobieta zawsze była zachwycona tym gestem. A te zwyczaje od wieków się nie zmieniły. Więc jeżeli tobie Panie zależy na Pani Naamah radziłbym to właśnie uczynić. A, najwięksi romantycy pisali jeszcze wiersze miłosne do swoich ukochanych w których wyrażali swoje uczucia.- słuchałem go i nie wiedziałem czy go zabić czy po prostu wysadzić. Ja, potężny Diabeł Azazel będę się zniżać do takiego poziomu z powodu kobiety? NIGDY!!! - Powiem tak, takie ceremonie są dobre dla ludzi, pustych, głupich, niedorozwiniętych ludzi. A ja nie będę robił z siebie zakochanego idioty! Nie będę się kłaniał u jej stóp. Jestem potężny i nie potrzebuję robić z siebie nieudacznika, zrozumiano Jeanie?!- sługa skłonił się nisko i przeprosił po czym cofnął się w kąt gdzie stała reszta służby. Znowu byłem wściekły. - Muszę udać się na Ziemię. Zostańcie w Piekle i pilnujcie mojej rezydencji. O gdyby Szef chciał się spotkać to macie mnie natychmiast poinformować. Już wystarczająco mam na pieńku ze starym Luckiem.- to powiedziawszy przetransportowałem się na Ziemię.
Zaczynało mnie to bawić. Kastiel dalej nie potrafił zrozumieć, że ja nadal jestem duchem chociaż mnie widzi, słyszy i czuje. Byliśmy u niego w domu. Kastiel siedział na kanapie a ja między jego nogami i głową leżałam na jego umięśnionym brzuchu. Lysander siedział niepewnie w fotelu. Bał się do mnie podejść. Bał się mnie. - Więc mówisz, że przeze mnie wylądowałeś w psychiatryku?- połaskotał mnie delikatnie po bokach brzucha co oznaczało tak. - Biedny Kastuś nie wiem czy mam płakać czy się śmiać zwłaszcza, że zalałeś na do widzenia lekarzom całe łóżko...- tego było najwyraźniej za wiele bo Kastiel zerwał się z miejsca i rozpoczął wojnę na łaskotki. - Haha zostaw, zostaw! Hahahahah Poddaję się! Biała flaga rudzielcu!- niestety zaczął jeszcze bardziej i pewnie by to jeszcze trwało gdyby nie Lysander. - Powiedz Su, jak tam jest, po drugiej stronie? Przeszłaś przez sąd?- był ciekawy. Opanowałam moją i Kastiela głupawkę i zajęliśmy poprzednie pozycje. - Wiesz, jest normalnie. Wtedy na torach...- zamilkłam i spojrzałam na Kastiela któremu łzy naszły do oczu.- Ja przepraszam...- przytuliłam się do niego. - Nie żyjesz Su, z mojego powodu...- zerwałam natychmiast się z miejsca i wytknęłam go palcem. - TY nigdy więcej tak nie mów! Nie żyję tylko z własnej głupoty co nikogo nie dziwi. A jeszcze raz powiesz, że to z twojego powodu to odejdę i już więcej nie wrócę, rozumiesz?!- byłam równocześnie wściekła i smutna. Ja już dawno się z tym pogodziłam dzięki Pam a biedny Kastiel nie może i jeszcze sobie wmawia, że to przez niego. - Nie odchodź Su... Nie będę już o tym wspominał.- przełkną ślinę i się uspokoił. - No więc wtedy myślałam, że jestem normalna. Biegłam za wami. Jak wlekliście ciało Kastiela. Miałam ochotę przyłożyć Natowi! Krzyczałam do was. Ale kiedy się zatrzymałam, w-wy po prostu przeze mnie przeniknęliście a właściwie ja przez was... Właśnie wtedy spotkałam Pam...- łzy mi napłynęły na myśl o niej. Jak ja mogłam ją tak zostawić? Byłam zaślepiona Azazelem... - Pam?- zapytał Lysander - Pam Collins?- wytrzeszczyłam oczy. - Znasz ją? - Mieszkaliśmy w jednej wiosce w dzieciństwie. Później się wyprowadziłem. A jekieś 4 czy 5 lat temu dowiedziałem się, że Pam się utopiła.- słuchałam wstrząśnięta. - Więc tak zginęła. Mi nigdy nie chciała powiedzieć jak umarła. Powiedziała tylko, że musi wybaczyć ojcu... - Co?- Lysander miał dziwną minę.Nie powinnam tego rozgadywać. - Nic.- zobaczyłam ruch za oknem. - Kastiel spodziewasz się dzisiaj gości?- byłam zaniepokojona. Nikt nie może mnie zobaczyć. - Nie. Nikt oprócz Lysa nie wie, że wróciłem. Schowaj się ale nie odchodź.-natychmiast stałam się niematerialna. Kastiel wstał i podszedł do drzwi. Otworzył je ostrożnie i stanął jak wryty. Podeszłam tam. W drzwiach stał piękny bukiet róż. Było ich ponad 50. Do bukietu była doczepiona karteczka. Kastiel dalej się nie ruszał więc znowu stałam się widzialna ale byłam już słabsza. Wytrzymam tak jeszcze góra 2 minuty. Przyklękłam i podniosłam karteczkę. Są to najpiękniejsze róże jakie kiedykolwiek widziałem ale żaden z tych kwiatów nie może się równać z twoją urodą. Mam nadzieję, że zechcesz się ze mną spotkać. Czekam o zachodzie słońca pod Wieżą Eiffla. Zawsze diabelsko twój A. Nie wierzyłam własnym oczom. Zrobiło mi się słabo. Wzięłam bukiet w ten sposób, żeby Kastiel nie zobaczył karteczki. Mimo tego wszystkiego co mi zrobił, zalała mnie fala ciepła kiedy to czytałam. Nie wiedziałam, że stać go na tak romantyczny gest. - Zaniosę do kuchni.- weszłam do pomieszczenia i natychmiast schowałam karteczkę. Powąchałam kwiaty. Pachniały słodyczą i moim diabłem. Azazel miał rację to są najpiękniejsze róże jakie kiedykolwiek widziałam. - Kastiel muszę wracać, jestem już słaba. Muszę odpocząć. Obiecuję skarbie wrócę jutro. Narazie Lys. Opiekuj się nim.- i znikłam. Wyszłam z domu Kastiela i spojrzałam na słońce. Za godzinę zachód. Jeszcze zdążę się przebrać. Pstryknęłam palcami i stałam w naszej wspólnej sypialni w Los Diablos. Azazela nie męczyły te podróże między światami tak jak mnie. Wybrałam małą czarną z cekinami, do tego złote sandałki na obcasie i czarny beret. W końcu będę we Francji, tak? Moje długie blond włosy rozpuściłam i przerzuciła na prawą stronę. Wszystko delikatnie podpięłam wsuwkami. Wybrałam złoty zestaw biżuterii, kolczyki, naszyjnik i bransoletki. Makijaż delikatny. Złoto i czerń ale usta pociągnęłam krwisto-czerwoną szminką, Jeszcze maskara i gotowe. Wzięłam złotą kopertówkę do ozdoby i udałam się na spotkanie z diabłem. Byłam ciekawa co on kombinował. |
część 26 (mar 16, 2014)
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
Stałam pod Wieżą a po Azazelu ani śladu. Robiłam się wściekła. - Wystawił mnie!- powiedziałam sama do siebie i tupnęłam nogą. W sumie nie podejrzewałam, że diabeł się zjawi ale mnie to zabolało. - Kto cię wystawił?- usłyszałam francuski akcent. Odwróciłam się. Stał przede mną przystojny francuz. A co mi tam. Zrobiłam minę niewiniątka. - Mój chłopak! Miałam się z nim tu spotkać i proszę! Zostałam sama...- teatralnie opadłam na ławeczkę obok. Jaki ten facet był naiwny. - Tak mi przykro ale chyba nie zasługiwał na ciebie skoro nie przyszedł. Jesteś przepiękna. Nie potrafię wyrazić w słowach jaki blask od ciebie bije.- hmmm... skoro i tak zostałam wystawiona to przynajmniej się pobawię. - O, dziękuję. Tak długo już tu na niego czekam.- wzdychnęłam.- Na szczęście zjawiłeś się ty.- objęłam chłopaka delikatnie. - Mogę zatem zaprosić cię do kawiarni?- ucieszyłam się ale zaraz mój zapał prysnął. - Z chęcią gdybym tylko żyła...- mina francuza bezcenna. - S-słucham?- nagle już przestał być zalotny i nieźle się spietrał. - Hahaha taki żarcik.- wzięłam chłopaka pod rękę i pociągnęłam go w stronę lodziarni. Za ladą stała młodziutka dziewczyna i najwyraźniej francuz wpadł jej w oko. Przedstawienie czas zacząć. - 2 lody poproszę. Pistacjowe i....- spojrzał na mnie. Dziewczyna za ladą zrobiła dziwną minę.- Jaki chcesz smak? - Przepraszam do kogo pan mówi? To jakiś żart? - Czekoladowe.- uśmiechnęłam się słodko do chłopaka. - Pistacjowe i czekoladowe. I o co pani chodzi? Para nie może sobie lodów zamówić?- zrobił się agresywny. - Przepraszam, ale obok pana nikogo nie ma i nigdy nie było.- to dobry moment by zniknąć. Chłopak spojrzał w miejsce gdzie przed chwilą mnie widział i zrobił się blady jak ściana. Zrobił coś czego się nie spodziewałam. - DUCHY!!!! RATUNKU!!- wybiegł z lokalu i uciekł gdzie pieprz rośnie. A co mi tam upiekę 2 pieczenie na jednym ogniu. Pojawiłam się akurat gdy dziewczyna patrzyła. Natychmiast zbladła. - Przepraszam za niego. Ostatnio jakiś nerwowy się zrobił. Mówi, że widzi duchy.- wzięłam od dziewczyny lody, odwróciłam się i znikłam. - AAAAAAAAA!!- uśmiechnęłam się pod nosem. - Co cię tak bawi, słonko?- złapał mnie w tali od tyłu. - Myślałam, że mnie zostawiłeś.- powiedziałam bez uczuć nie patrząc na niego. Odwrócił mnie przodem do siebie i uśmiechną się słodko. - Bo widzisz czekałem z drugiej strony placu. Pewnie jeszcze bym czekał gdyby nie pewien francuz twierdzący, że uwiódł go duch.- pocałował mnie- Nie sądziłem, że tak szybko mnie zastąpisz.-wyszeptał mi prosto w usta. - Widzisz, chciałam sobie odreagować. Mała rada, jeżeli zapraszasz gdzieś dziewczynę, to jej nie wystawiaj bo jak wrócisz może zrobić się nieciekawie, zwłaszcza kiedy tą dziewczyną jestem JA.- uśmiechnęłam się i odsunęłam od niego. Podniósł ręce w geście rezygnacji. - Dobra, to zacznijmy od początku. Pięknie dziś wyglądasz, Naamah.- chwycił mnie za rękę. - Dziękuję i wolę Su. - Dla mnie zawsze byłaś i będziesz Naamah, moją boginią. Su, to takie zwyczajne, a ty z całą pewnością nie jesteś zwyczajna.- pokiwałam głową. Niech mu będzie. Postaram się być dzisiaj miła. - Choć, chciałbym ci coś pokazać.- chwycił mnie za ręce - Zamknij oczy.- posłuchałam go. - Dobra możesz otwierać.- zrobiłam jak kazał. Oniemiałam z zachwytu. Byliśmy na dachu jakiegoś budynku, przede mną stał stolik z kolacją dla dwojga i 2 zapalone świece. Ale najpiękniejszy był widok. Na niebie pojawiły się pierwsze gwiazdy, słońce właśnie zachodziło a to wszystko na tle Wieży Eiffla. - Tu jest cudownie. Postarałeś się.- teraz byłam w stanie mu wszystko wybaczyć. Usiedliśmy do stołu. Nalał nam wina i zaczęliśmy rozmawiać. To wino było jakieś dziwne bo w głowie zaczęły pojawiać mi się dziwne obrazy. Blada kobieta z czarnymi włosami podobna do mnie. Anioł. Czarne łzy. I dziwne uczucia wszechogarniające zło, chęć mordu, szał, rozkosz, gniew. To wszystko zaczynało boleć. - Coś nie tak? - Głowa mnie boli. Chyba za dużo wypiłam. A ty co się taki troskliwy zrobiłeś?- wyrwało mi się.- Przepraszam, nie chciałam. - Masz napij się wody.- podał mi szklankę, ale pewności czy tam była woda nie miałam. Zrobiłam łyka. Niebo zaczęło się ściemniać. Nad nami zaczął tworzyć się czarny jak smoła wir i chyba zobaczyłam w środku tego wiru kobietę. Robiła się coraz większa. W końcu stanęła przede mną. Była piękna. Blada cera, czarne włosy. Wyglądała jak bogini. A gdy się odezwała to nie wiedziałam czy prędzej umrę z bólu wywołanym jej głosem czy ze strachu. - Linico...- wyszeptała. - Linico...- powtórzyłam po niej. I w tym momencie stały się trzy rzeczy. Zza murku wyskoczyła nie wiem skąd Pam. Kobieta uśmiechnęła się z wyrazem triumfu i wyższości. A ja padłam jak martwa na ziemię. W umyśle panował mrok. Czułam się jak ktoś wszystkie wspomnienia mi usuwa, jakby odkurzaczem. Bolało jak diabli. Ale w końcu przestało. Otworzyłam oczy i spojrzałam na kobietę. - Matko.- powiedziałam pewnie i władczo po czym podeszłam z gracją do niej. Rozejrzałam się. Był tu diabeł który wyglądał na śmiertelnie przerażonego i dziewczyna, która zalewała się łzami. - Naamah...- wyszeptał diabeł. - Su...- powiedziała dziewczyna. Ja się tylko zaśmiałam. - Jestem Linica wy żałosne istoty.- powiedziałam z ironią i znikłam razem z matką. |
część 27 (kwi 28, 2014)
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
- Coś ty idioto najlepszego zrobił...- byłam załamana a ten patałach tylko się gapił w miejsce gdzie przed chwilą zniknęła moja Su. - Nie tym tonem wieśniaro!- o w końcu się obudził? Nie miałam siły się z nim teraz kłócić.Miałam ważniejsze problemy. Muszę udać się do Kastiela, może on pomoże... - Nie mam teraz czasu na kłótnie. Nie wiem jak ty ale ja chcę odzyskać Su i albo mi w tym pomożesz albo możesz stąd spadać. Wybieraj. - Ty mi nie będziesz warunków stawiać! - A więc żegnam PANA!- odeszłam od tego zadufanego w sobie patałacha. Muszę wrócić do Sitzu M. Ona mnie zabije!
Matka ciągle chodziła w kółko. Drażniło mnie to. - Możesz w końcu przestać! Nie mam zamiaru cie oglądać. Poszukam sobie lepszego zajęcia.- Nagle się zatrzymała. - Najpierw muszę pomówić z Lucyferem. Muszę stworzyć pozory. Nie chcę żeby od razu odkryli, że coś się dzieje bo mogliby wszystko zepsuć.. - Mówisz o Aniołach i Diabłach?- upewniłam się. - A niby o kim innym? Ich towarzystwo mogłoby być dość..... uciążliwe.- uśmiechnęłyśmy się lekceważąco.- Ktoś w końcu musi zaprowadzić nowy porządek... - Tak matko ale to nie będziesz ty. Po tym całym zamieszaniu to ja obejmę władzę, nie ty. Jestem potężniejsza, ciebie zaś można złamać.- pojawiła się nagle i przyłożyła mi swoje szpony do szyi. - To się jeszcze okaże...- zrobiłam litościwą minę i odsunęłam jej palec. - Jesteś tylko zbędnym dodatkiem. Potrzebuje cię tylko dlatego, że mnie Lucyfer jeszcze nie zna a nie chcę tracić czasu na zawieranie znajomości z nim i takie tam. Jesteś tylko pośrednikiem matko. Kiedy będzie już po wszystkim, to ja ustalę nowy porządek i zasady oraz oczywiście zasiądę na tronie ty natomiast będziesz mogła pozostać w swoim królestwie.- osiągnęłam swój cel. Matka aż gotowała się ze wściekłości.- Żegnam cię więc.- symbolicznie pocałowałam ją w policzki i zniknęłam. Pora złożyć mojemu koledze niespodziewaną wizytę. Ale muszę odpowiednio wyglądać by mnie z nikim nie pomylił. Stworzyłam sobie pół przezroczystą, czarną suknię z głębokim dekoltem i wcięciem na plecach. Kreacja godna królowej. Włosy rozpuściłam aby swobodnie spadały mi na twarz i podkreśliłam ich kolor. Na głowie stworzyłam czarny diadem z krwisto czerwonymi diamentami. Cerę bardziej wybieliłam i moje usta przybrały krwisto czerwony kolor. Otoczyłam się jeszcze czarną mgłą którą tylko władczyni mroku mogła wytwarzać. Mgłą którą tworzą obawy, lęki, najczarniejsze myśli, mordy, gwałty, samobójstwa, śmierć... Wyglądam idealnie. Zapukałam do drzwi. - KTO TAM?! MÓWIŁEM< ŻE DZISIAJ JUŻ NIE PRZYJMUJĘ GOŚCI!!!!!!!- usłyszałam ryk Szatana dochodzący z gabinetu. "Oj nie ładnie..." cmoknęłam. Weszłam pewnie i z gracją do gabinetu. Lucyfer stał tyłem i mnie nie zauważył. Szybko oceniłam jego wygląd. Bardzo dobrze zbudowany ale nie do przesady. Ciemno blond włosy sięgające ramion i jędrny tyłek. Odchrząknęłam. - CZEGO?!- odwrócił się i zamarł. Jego stalowo niebieskie oczy były utkwione w moich. Miał bardzo zaznaczone kości policzkowe. Jasna karnacja. Po twarzy przypominał dojrzałego, nieco zmęczonego przystojnego mężczyznę. Wszystkie diabły są przystojne. Ubrany był w czarną koszulę i czarne spodnie wpuszczone do butów od jazdy konnej. - Takim tonem?- zapytałam słodko na co on się skrzywił bo w jego głowie zaczęły kłuć miliony igieł. - P-przepraszam...- ustąpiłam mu- Dziękuję.- wyprostował się.- Miło mi Panią powitać Pani...?-zaczekał aż się przedstawię ale to była tylko formalność bo prawdopodobnie dobrze wiedział kim jestem tylko nie mógł uwierzyć. - Linico. Mów mi Lin. Przejdźmy sobie na ty.- uśmiechnęłam się. - Oczywiście. Ale po co tu przyszłaś.- zwęził oczy. Były piękne. - Chciałam cię ostrzec przed wizytą mojej matki. - Królowa potępionych...- zamyślił się a ja skrzywiłam na słowo "królowa". - Tak na nią mówią... Mniejsza o to. Zdradziła mi co zamierza zrobić. - Tak? - Powiedziała, że najpierw chce przekupić ciebie bo jesteś na jej "smyczy" dlatego może tobą manipulować. Nie wiem dokładnie o co chodzi ale będzie chciała cie w coś wkręcić. A wszystko co powie będzie łgarstwem.- Lucyferowi zwęziły się źrenice. Nie ufał mi. - A skąd mam mieć pewność, że ty nie kłamiesz aby mnie w coś wmanipulować i zburzyć moje relacje z królową? - Dlatego, że Królu Piekieł, Diable nad Diabłami jestem po twojej stronie. Inaczej bym cię nie ostrzegała. Jak mam dowieść swej lojalności?- zbliżyłam się do niego dość blisko i przejechałam palcem po jego klacie. Przeszedł go dreszcz. - Coś się wymyśli...- uśmiechną się drapieżnie. Już jest mój. - Jestem otwarta na propozycje...- kusiłam Szatana.
- CO?!!! CZY TY WIESZ CO NAROBIŁAŚ?!! Podaj mi tą butelkę proszę...- M. wskazała niebieską buteleczkę. Podałam jej ją a ona ją otworzyła i na mnie wylała. - Co do...?! - To za kare.- uśmiechnęła się- Teraz będziesz śmierdzieć dopóki ja czegoś nie wymyśle. A teraz zjeżdżaj zanim zasmrodzisz całe powietrze!- stałam osłupiała ale po chwili ruszyłam do wyjścia namiotu i tylko usłyszałam:- A mówiłam, żeby uważała to nie! Dlaczego nikt nigdy nie uważa? Dlaczego nikt mnie nigdy nie słucha? A mówiłam...- i wyszłam z namiotu. Fuu! Zaczynałam śmierdzieć! Teraz kierunek Kastiel! |
część 28 (lis 13, 2014)
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
-KASTIEL!!!!- poddaje się. Nie mam tyle siły co Su. Ten facet jest niemożliwy! Stoję tu już od 4 godzin i wale w te drzwi a ten dalej śpi. Trudno, sam mnie do tego zmusiłeś chłopie. Weszłam do domu. - Ładnie tu...- rozejrzałam się po mieszkaniu. Gdzie ten rudzielec może mieć pokój? Weszłam na piętro. Ile tu pokoi. Wybrałam pierwsze lepsze drzwi. Rudy spał na łóżku spokojnie jak baranek. Podeszłam do niego i krzyknęłam.\ -WSTAWAJ!- od razu podskoczył. Rozejrzał się dookoła. -Ktoś tu jest?- zapytał ziewając. Zmaterializowałam się. - Tak, i Su cię potrzebuje.- zerwał się z łóżka. - Kim ty jesteś?! I co się stało z Su? -podszedł do mnie. - Jestem Pam, Su ci chyba o mnie mówiła. Ona ma teraz kłopoty i to trochę przeze mnie.- spuściłam głowę i łzy same zaczęły mi spływać po policzkach. Nie chciałam okazywać słabości. Nie lubiłam kiedy ktoś się nade mną litował ale teraz byłam bezsilna, teraz nie mogłam nic zrobić bez pomocy innych. Czułam się mała. - Ej, nie płacz.- podszedł do mnie i położył mi dłoń na ramieniu.- Tak, Su o tobie mówiła i chciałem ci podziękować, że jej pomogłaś. Ona jest niezdarna i niekiedy... - Nie myśli?- wpadłam mu w słowo. Uśmiechnął się. Był przystojny. Starał się uśmiechać ale widziałam, że cierpi.- Usiądź to ci wszystko wyjaśnię...- Kastiel rozłożył się na łóżku a ja mu opowiedziałam co się stało z jego dziewczyną. Myślałam, że na mnie nakrzyczy ale siedział i się nie odzywał. - Jak możemy jej pomóc?- spytał po chwili milczenia. Kamień spadł mi z serca. Wolał działać niż płakać nad rozlanym mlekiem i to mi pasowało. - Mam pewną znajomą, pojedziemy do niej. Ona powinna nam pomóc.- kiwnął głową. Wstał i zabrał parę rzeczy i poszedł do łazienki. - Uff...- teraz to ja padłam na łóżko. Byłam strasznie zmęczona. Stałam się znowu niematerialna. Muszę oszczędzać siły jeżeli chce dowieźć Kastiela do Sitzu M. Wszystko zaczęło robić się czarne. Nie nie teraz! Zapomniałam, że nie spałam od tygodnia, nie mogę teraz odlecieć, nie mogę. Podbiegłam na wpół świadoma do biurka i nabazgrałam miejsce gdzie M. powinna być. Wyjaśniłam też, że dołączę do niego później. Długopis wypadł mi z ręki a mnie pochłonęła ciemność.
Jeden problem mniej. Lucyfer już mi ufał a moja matka jest już na straconej pozycji. Teraz trzeba tylko zebrać więcej siły aby zrzucić z tronu Szatana i mogę zacząć planować... -Pani...?- usłyszałam cieniutki głosik. Odwróciłam się. Stał tam mały demon. -Czego?!- krzyknęłam a kiedy on zwijał się z bólu ja się zaśmiałam. Jak ja kocham tortury. - Mam wiadomość. Dowiedziałem się, że Szatan wysłał wiadomość ostrzegawczą do Nieba. Napisał, że się przebudziłaś i żeby mieli się na baczności i....- zerwałam się z fotela. - JAK ON ŚMIAŁ?!!!! MIAŁAM GO OSZCZĘDZIĆ PO OBALENIU GO Z TRONU ALE TERAZ ZGINIE I ZOSTANIE ZMIESZANY Z BŁOTEM JAK PIERWSZY LEPSZY ROBAK!!- machnęłam ręką i moja jadowita mgła otoczyła demona. Usiadłam w fotelu a stworzenie zaczęło się wić i skomleć z bólu. Podłoga zrobiła się czarna od jego posoki. Ścisnęłam mocniej. Demon pisnął ostatni raz po czym rozpadł się w popiół. Uspokoiłam się trochę. Pójdę dzisiaj do tego zdrajcy i będę udawała, że nic się nie stało a kiedy odsłoni swoją trupio bladą pierś wbiję mu szpony w jego zepsute serce i wyrwę je. Gdy jeszcze będzie żył na jego oczach będę się rozkoszować jego krwią, która doda mi siły. Tak, czyli plany na wieczór już mam. Wstałam i podeszłam do lustra. Już czas żeby sprawdzić co z moją matką. Poprawiłam włosy i stworzyłam portal. -Linicka? Jak miło. Co tutaj robisz dziecko?- matka od razu zauważyła moją obecność. - Przyszłam z wizytą zobaczyć co u mojej staruszki słychać.- powiedziałam z przekąsem podkreślając słowo staruszki. Widziałam wściekłość w jej oczach ale ona w przeciwieństwie potrafiła ją ukryć. I dobrze. Ja mogę okazywać wściekłość ona nie, zwłaszcza przy mnie kiedy mogę jej coś zrobić. - Jak widzisz trzymam się lepiej niż byś przypuszczała, dziecino. Słyszałam o twoich odwiedzinach w Piekle, wszyscy już słyszeli. Nawet ci na górze.- uśmiechnęła się jadowicie. Ona będzie mnie straszyć? - I dobrze. Dzisiaj pójdę jeszcze raz żeby się upewnić, że wszyscy na pewno usłyszeli, bez wyjątku. Im więcej osób wie tym lepiej, prawda?- podeszłam do niej. - Czyżbym wyczuwała twój strach? Ty niby Wielka Królowa boisz się mnie? Własnej córki? Mam się..... bać?- zaśmiałam się a matka odskoczyła ode mnie. - Wynoś się stąd! To jest mój dom i nie chcę cie tu widzieć. To święte miejsce nie należy do ciebie!- jaka ona jest żałosna. -Święte? Nie rozśmieszaj mnie...- wróciłam z powrotem do mojej komnaty która znajdowała się... gdzieś pomiędzy światami
Nie mogła mieć znajomych bliżej?! Jechałem już 6 godzin. Na kartce widniała nazwa jakiegoś dziwnego francuskiego miasteczka. Nadal nie rozumiem dlaczego musiała niknąć akurat teraz? Boże.... ja nie rozumiem duchów! - I nie musisz.- podskoczyłem na siedzeniu. Nawet nie zdawałem sobie sprawy, że wypowiedziałem to na głos. - Nie strasz mnie. - Ciebie? Takiego wielkiego i nieustraszonego kowboja? Nigdy.- zaśmiałem się. - Jesteś podobna do Su.- zdziwiła się. - Tak? A w jaki sposób kowboju? - Obie jesteście szurnięte.- za tą uwagę dostałem pięściaka w ramię. - Mamo pobił mnie duch!- teraz to ona się śmiała ale szybko spoważniała. - Przy Sitzu zachowuj się jak człowiek, z szacunkiem. Ona jest....inna. Jest bardzo silna i potrafi czytać w myślach. Jak cie wkurzy to nawet w myślach jej nie przeklinaj. Tylko ona może nam pomóc a ja już wystarczająco ją wkurzyłam.....- też spoważniałem, ale dziwne było to, że ktoś potrafi ci wejść do głowy. "Zależy od punktu widzenia. Ty jesteś Kastiel, tak? Skręć w lewo nie w prawo." Ciarki mnie przeszły. To było.... straszne. Zrobiłem jednak to o co mnie poprosił ten głos. - Ej gdzie jedziesz?! Nie w tą stronę! - Ta twoja kumpela tak chciała. "Nie kumpela tylko wielka Sitzu M. Hihihihi" - Fajna prawda? Też słyszałeś?- kiwnąłem głową- Cześć Sitzu.- "o już nie śmierdzisz?" Nie wiedziałem o co chodzi a Pam zaczęła chichotać. - Dziewczyny.- westchnąłem i zatrzymałem samochód. |
część 29 (gru 21, 2014)
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
Siedzieliśmy w namiocie M.. Zbyt wiele się tu nie zmieniło, oprócz tego, że od kilku godzin panował tu chaos. Książki leżały na ziemi, buteleczki z różnymi maziami były poprzewracane a z niektórych wyciekał płyn. Podłoga cała była usłana kartkami i papierami, jednak M. nie zwracała na to najmniejszej uwagi. Biegała w tę i z powrotem, cały czas na nas krzycząc. Kastiel siedział i tylko głupio się na nią patrzył, natomiast ja starałam się w jakikolwiek sposób z nią porozumieć. Sprawa była bardzo poważna. -Ona rośnie w siłę! Przez ciebie! Ja to czuje, wysysa ze mnie magie. Ona coś planuje.- rzuciła we mnie książką- Masz! Rozdział 250 strona... 1356! Czytaj na głos!- stanęła w miejscu i wlepiła we mnie wściekłe spojrzenie. Spojrzałam na książkę „Spis proroctw, przepowiedni i tajemnic spisany przez Wielki Krąg”. Bałam się nawet zapytać co to jest ten Wielki Krąg ale jednak M. może mieć swoje tajemnice a ja nie muszę ich znać. Podejrzewam tylko, że to jacyś ludzie podobni do niej, bardzo mądrzy i starzy. Otworzyłam książkę na podanej stronie i zaczęłam czytać. -„Kiedy ciemna istota, zwana Linicką się narodzi, każdy, czy diabeł, czy anioł, mag czy duch, każda istota jest zobowiązana wobec Prawa ją unieszkodliwić. Gdy się bowiem narodzi, nadejdzie koniec świata jaki znamy, nadejdą straszne i smutne dni, panowania najgorszego zła.”- byłam przerażona. Spojrzałam na Kastiela, który był blady jak ściana i na Sitzu M., która teraz wydawała się pozbawiona życia. Opierała się o stół, miała sińce pod oczami a jej piękne białe włosy były poplątane i zrobiły się jakieś szare. Zobaczyłam parę zmarszczek na jej zawsze idealnej twarzy. Chciałam do niej podejść ale zatrzymałam mnie skinieniem głowy. -Przepraszam... To nie twoja wina. Od razu powinnam sama się tym zająć, zapomniałam, że ty chciałaś tylko uratować koleżankę i nie miałaś pojęcia o powadze tej sytuacji. To moja wina. Ja słabnę. Czytaj to co jest napisane 50 stron dalej a ty rudy słuchaj bo to coś dotyczy ciebie, jeżeli kochasz ją tak bardzo jak twierdzisz.-spojrzała smutnym wzrokiem na Kastiela. - Z tego co wiem bardziej się nie da!- zerwał się i był trochę wykurzony- Kocham Su i nic tego nie zmieni! -To dobrze.- Sitzu uśmiechnęła się delikatnie. Znowu otworzyłam na wskazanej stronie. -„Linicka jest istotą stworzoną ze zła, żądzy, nienawiści, gniewu, nie zna miłości i jest to jedyna rzecz jakiej się obawia. Jak zostało napisane w starożytnej Pieśni z której powstała: „It's to many hearts to hurt, (Za dużo serc do zranienia,) It's to many hearts to save, (za dużo serc do zachowania,) It's to many hearts to love, (za dużo serc do kochania,) To many peoples to love, (za dużo ludzi do kochania.) And when you find the only one (A kiedy znajdziesz tego jedynego,) who loves you, then you will (który cię pokocha, wtedy będziesz) know that this is it. (wiedziała, że to jest to.) To many hearts to love (Za dużo serc do kochania,) and to many peoples to hurt. (i za dużo ludzi do zranienia.) What will you do? (Co zrobisz?) It's your choose: love or hurt (To twój wybór: kochać albo ranić,) live or die.” (żyć albo umierać.) Tylko miłość potrafi ją zniszczyć. Ale jak taki potwór może kogoś pokochać? To niestety nadal pozostaje tajemnicą... - Dobra, wystarczy.- przerwała mi M.- Teraz rozumiesz dlaczego się pytałam czy ją kochasz?- Kastiel pokiwał głową. - Ale przecież wypiła eliksir który miał usunąć wszystkie jej... No wiesz, miał usunąć świadomość o Su i Naamah. Poza tym jak Kastiel miałby się do niej zbliżyć nie narażając się na śmierć? My nawet nie wiemy gdzie ona jest.- zakryłam twarz dłońmi. A już miałam nadzieję. Tak bardzo mi brakuje mojej Su. Poczułam jak łza spływa mi po policzku. No dalej Pam, ogarnij się! Wytarłam łzę i znowu spojrzałam na Sitzu. -Eliksir miał tylko uciszyć, ukryć te „świadomości” jak to ujęłaś. Jak zbliżyć rudego do niej tak, żeby go nie zabiła, to twoja robota ale ci pomogę na ile będę tylko mogła. Trzeba zwerbować tego diabła... A żeby przyszła, wystarczy ją odpowiednio zawołać, ale to już jest tylko i wyłącznie mój problem. Uwierz w siebie Pam, uwierz, bo bez wiary nic nam się nie uda.- podeszła do fotela i usiadła na nim – Kastiel musi ją przekonać, że ona go zna, że go kocha. Sam musi udowodnić swoją miłość do niej. Rozumiesz?- spojrzała na chłopaka. - Chyba, chyba tak. Ale to jest nieźle pokręcone. Jeszcze parę dni temu ledwo wierzyłem w duchy a teraz takie coś. Chyba nie chcę nic więcej wiedzieć, bo zwariuję.- przybrał na twarz grymas ale widziałam tam smutek. Sitzu się uśmiechnęła, chyba bardzo jej odpowiadała taka reakcja ze strony Kastiela. - Ugh..- westchnęłam i złapałam się za głowę- Chyba muszę was teraz zostawić i naładować baterie..- i stałam się niematerialna. Byłam wykończona, nie miałam siły, żeby nawet wstać z krzesła. Odpoczynek dobrze mi zrobi. W końcu muszę mieć siłę jak mam znowu gadać z tą podłą gnidą. Ale właściwie do czego nam jest potrzebny Azazel? Poczułam jak ciemność znowu mnie pochłania. Tym razem jej się poddałam, bo być może to jest moja ostatnia chwila spokoju przed ważnymi wydarzeniami. |
część 30 (gru 24. 2014)
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
To działo się tak szybko. M. kazała mi przekonać Azazela, żeby nam pomógł ale ten oczywiście się upierał, że nie będzie pomagał "nędznym istotom" i, że ma własne plany. Ostrzegł nas jednak, że jego Szef planuje zniszczyć Linicke. Przestraszyłam się. Kastiel powoli oswoił się z sytuacją i był bardzo... podekscytowany? Sitzu zamknęła się u siebie w namiocie i wzywała Linicke (wole nie mówić na razie na nią Su, bo to nie jest ona). Dała też Kastielowi jedną z tych buteleczek z maziami. Powiedziała, że najpierw ma jej to wlać do ust a później zacząć gadać. Ja w tym czasie miałam wymyślić jak zmusić Linicke do słuchania Kastiela, tak żeby go nie zabiła. Dużo się wydarzyło w ciągu półtora dnia. - Słuchasz mnie?- z rozmyślań wyrwał mnie głos M. -Tak, tak.- pokiwałam głową. - To co o tym myślisz?- zapytała i otworzyła jakąś książkę. - Ale co mówiłaś?- M. złapała się za głowę. - Tobie naprawdę zależy na uratowaniu Su czy nie?- skuliłam się na fotelu. - Masz racje, powinnam bardziej uważać, przepraszam.- Sitzu się uśmiechnęła. Teraz nie wyglądała już jak młoda dziewczyna ale jak 40 letnia kobieta, czuła się też słabiej i opuściła ją ta pozytywna energia. Bałam się o nią. - Mam na myśli to, żebyś ją trochę zmęczyła biegając wokół niej i uderzając w nią a kiedy osłabnie spróbuję jakoś ją uziemić. Mam do tego odpowiednie mikstury ale one nie zadziałają jeśli, Linicka będzie w pełni sil.- to mógłby być dobry pomysł gdyby nie... - Ale czym ja mam ją uderzać? Pięściami? A może mam ją na lasso złapać?- M. skarciła mnie spojrzeniem. - To nie czas i miejsce na żarty. Zawołaj Kastiela. Już czas. Idę jeszcze tylko po te mikstury.- skinęłam glową i wyszłam na zewnątrz. Padał śnieg. Może w tym roku święta będą białe? Jutro jest Wigilia, a moim małym marzeniem jest aby spędzić ją wśród nowych przyjaciół. Podeszłam do samochodu Kastiela i zapukałam w szybę. Miał czekać na zewnątrz ale nawet takiego twardziela jak on może dopaść zimno. - Co? Nie widzisz, że marznę tu sobie spokojnie?- rzucił z pogardliwym uśmieszkiem. -To jak, panie już sobie pogadały? - Tak i zdecydowałyśmy się, że dla dobra Su przefarbujemy cie na zielono.- rzuciłam z uśmiechem. - Ale dlaczego na zielono?- teatralnie złapał się za głowę zakrywając ją. - Bo zielony to kolor świąt. - Myślałem, że czerwony.. - Ale czerwony już jesteś. Poza tym zloty też jest ale nie chcesz chyba być blondynką. - Ok, to zróbcie mnie na zielono. A tak na marginesie to co ona ci powiedziała?- spoważniał. - Że mam cię zawołać bo już czas.- przeniknęłam przez drzwi do samochodu i usiadłam na miejscu pasażera. Objęłam się ramionami. - A co jak nam się nie uda?- wyszeptałam. Kastiel spojrzał na mnie. - Co? -Co jeśli zawalimy sprawę, jeżeli nam się nie uda.- zadrżałam. - Nie ma takiej opcji.- objął mnie ramieniem- Cała drżysz, nie jest ci zimno? - Nie ale boje się o Su. - Wszyscy się o nią boimy ale głowa do góry. Su ma najlepszą przyjaciółkę na Ziemi, na pewno nam się uda. Chyba powinniśmy iść.- otworzył drzwi i wyszedł z auta a ja poszłam za jego śladem. Ruszyliśmy w stronę namiotu. - Co tak długo?- M. już na nas czekała z dziwną torbą. - Pam opowiadała mi co dokładnie będziemy robić. |
część 31 (lut 13, 2015)
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
(Przepraszam, że tylko tyle ale pisałam wczoraj dalszą część w Wordzie i zapomniałam zapisać i mi przepadło :((( Obiecuję wstawić resztę jutro albo po jutrze!! Tylko, że to będzie w osobnej części, czyli do końca tej powieści jeszcze 2 części. :) ) Byliśmy na torach. Na tych samych, na których po raz pierwszy spotkałam Su. Strasznie się bałam. Jak my ją uratujemy? Jak ona teraz wygląda? Bardzo się zmieniła? Czy będzie taka sama? Zadręczałam się tysiącami pytań. Spojrzałam na Kastiela. Właśnie rozmawiał z M. jak dokładnie ma przebiegać nasza misja ratunkowa, przerabiali to już chyba z 10 raz. Czas nam uciekał. M. już odprawiła rytuał czy cokolwiek ona tam robiła więc pozostawało nam tylko czekać. Minuty wydawały się godzinami, a godziny latami. Zauważyłam, że już nie przejmuję się tą walką tylko tym oczekiwaniem. - Idzie, przygotujcie się...- powiedziała w końcu M. Rozejrzałam się ale niczego nie zauważyłam, jednak na wszelki wypadek zajęłam ustaloną pozycję. Zrobiło mi się niedobrze. Nie tylko nie teraz! Ledwo powstrzymałam wymioty. Nagle zerwał się lodowaty wiatr i usłyszałam głośny huk. Spojrzałam na drogę. Pojawiła się tam czarna, gęsta mgła a w niej postać... Otworzyłam usta z przerażenia. Najbardziej bałam się w tej akcji tego, że zranię Su ale kobieta która szła w moim kierunku nią nie była. Nabrałam powietrza i wyszłam na przeciw Linicki. W jej spojrzeniu nie było niczego znajomego, widziałam tylko gniew i żądze mordu. - Kto ośmielił się mnie tu wezwać!- odezwała się a jej zimny głos poniósł się po całej okolicy. Teraz albo nigdy. - Ja. Mam do ciebie pytanie.- spojrzała na mnie i od razu przypomniało mi się powiedzenie "gdyby spojrzenie mogło zabijać", jakie to w tym momencie było prawdziwe.- Czy na prawdę jesteś taka potężna jak mówią czy to tylko bajki?- wściekła się i ruszyła szybciej na mnie. Muszę ją obezwładnić, muszę ją obezwładnić ale jak?! Zerwałam się z miejsca i zaczęłam uciekać. Była coraz bliżej, czułam jej oddech na ramieniu. Wyciągnęłam z torby nóż i rzuciłam nim w twarz Linicki. Chyba trafiłam bo zaczęła piszczeć ale zaraz przestała. Przebiegłam przez tory i wskoczyłam na najbliższe drzewo. Wyciągnęłam jedną z wybuchowych mikstur od Sitzu i poczekałam na Linicke. - Nie uciekniesz mała gnido! Za to co zrobiłaś zmuszę szczury żeby cie zjadały żywcem. Kawałek po kawałku.- najgorsze w tym było to, że powiedziała to niemal słodkim głosem. Zobaczyłam, że jest już prawie pod drzewem i cisnęłam w nią miksturą. Nie wybuchła zbyt imponująco więc postanowiłam cisnąć w nią całą torbą wypełnioną tymi miksturami ale wcześniej wyciągnęłam ostatnie 2 noże. Teraz mocniej wybuchło ale dalej nie zrobiło to na niej wrażenia. Chciałam zeskoczyć z drzewa ale złapała mnie jakaś czarna macka. Nie mogłam się ruszyć a macka ściągała mnie z drzewa prosto do Linicki. Rzuciłam w to czarne coś nożem ale nic mi to nie dało a tylko straciłam broń. Drugim nożem wycelowałam w jej twarz ale była na to przygotowana i z łatwością uniknęła pocisku. Teraz macki oplatały całe moje ciało i zaczęły mnie dusić. - Już nie jesteś taka mądra co?- uśmiechnęła się niewinnie. - Pomocy! Ratunk...- macki oblepiły mi twarz. Wyrywałam się ale to tylko wzmacniało uścisk. A więc to tak. Polegliśmy. Zawiodłam moją Su. Już miałam oddać się w ciemność bo ból był już nie do wytrzymania ale nagle uścisk zelżał. Skorzystałam z okazji i wyrwałam się. Odskoczyłam jak najdalej od czarnych kajdan. Spojrzałam na Linicke i nie wierzyłam własnym oczom. Z jej pleców wystawał ogromny, płonący miecz a za nią stał nie kto inny jak Azazel. - Tęskniłaś?- zapytał ironicznie ale słyszałam, że był lekko zdyszany. - Chyba pierwszy raz ciesze się, że cię widzę. Dzięki.- on w odpowiedzi tylko kiwnął głową. Szybko skoczył do Linicki i jednym płynnym ruchem wyrwał jej miecz z pleców. Podbiegł do mnie. - Co masz zamiar zrobić? Zabić ją?- zapytał. Chyba był chętny do współpracy. - Unieruchomić. Spróbujemy ją uratować. - szybko odskoczyłam z miejsca w którym stałam bo właśnie tam uderzyła macka. Na szczęście diabeł też uciekł. - Dlaczego tylko ty jesteś? A anioły?- krzyknęłam do niego równocześnie rzucając w Linicke kamieniem. - Bo tylko ja byłem za opcją nie zabijania jej. Inni są już w drodze, jedni i drudzy więc jak chcesz ją uratować lepiej się sprężaj. Jeszcze jeden cios tym mieczem powinien ją obezwładnić. Odwróć jej uwagę.- powiedział i zniknął gdzieś za krzakami. To moja jedyna szansa. Wzięłam garść kamieni. Nie było łatwo je wyciągnąć spod warstwy śniegu. Podbiegłam do niej. - Ej głupia kukło tu jestem!- odwróciła się w moją stronę. Teraz jej biała twarz była czerwona od gniewu. Rzuciłam w nią kamieniami. Dostała po głowie. - Ty wredna żmijo!- puściła na mnie dziwną czarną kule mazi ale ją ominęłam. Zaczęłam uciekać ale poślizgnęłam się na lodzie i upadłam. Błagam Azazel działaj zanim ona mnie dopadnie... Była już 2 metry od mnie kiedy zobaczyłam jak z jej brzucha wychodzi płonące ostrze. Przebił ją na wylot... Jeśli ją zabił to osobiście odetnę mu głowę. - Jeśli chcesz ją ratować to teraz masz jakieś 5 minut.- powiedział i odszedł w kierunku drzewa. Dopiero teraz zobaczyłam, że z jego ręki mocno cieknie krew i bardzo utyka na lewą nogę. - Kastiel teraz! Szybko!- zawołałam w kierunku kępki krzaków za którą siedział a sama, nie wiem czemu, poszłam w stronę diabła zobaczyć jego rany. W końcu byłam mu to winna, uratował mnie. |
część 32 (mar 25, 2015)
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
To była moja jedyna szansa. Su leżała na ziemi w rosnącej kałuży krwi. Podbiegłem do niej a ona tylko rzuciła mi nienawistne spojrzenie. Zabolało. Nienawidziłem siebie za to, że doprowadziłem ją do takiego stanu ale teraz w końcu miałem szanse aby to wszystko naprawić. Uklęknąłem przy niej. -Su... Su to ja, wiem, że tam jesteś...- wyciągnąłem buteleczke z jakąś miksturą, którą dostałem od M. i wlałem jej płyn do ust. Prawie mnie przy tym ugryzła. - Spadaj stąd idioto zanim cię zniszczę!- krzyknęła i złapała się za ranę na brzuchu -Co ty mi dałeś? Zabije cie!- teraz albo nigdy Kastiel. - Su, spójrz na mnie! To ja! Pamiętasz mnie? Wróć do mnie prosze...- spojrzałem jej prosto w oczy i nic. Zero mojej Su, zupełnie jakby jej nigdy tam nie było - Su kocham cie...- nagle mnie spoliczkowała. Spojrzałem na nią jeszcze raz z błaganiem ale ona tylko uśmiechnęła się kpiąco. Tak mnie ma Su. Przepadła. Jest teraz Linicka. Już miałem wstać kiedy coś sobie uświadomiłem. Przecież Su cały czas była Linicką bo taka się urodziła tylko, że wtedy jej "złe" cechy były blokowane. Wiem, że Su rzadko się wkurzała, a jak już to robiła, to lepiej było do niej nie podchodzić. One są jednym. Su to Linicka, a Linicka to Su. Nie mogę jej tak zostawić, kocham ją. Musze tylko pamiętać, że teraz mam do czynienia z tą złą. Ująłem jej twarz w dłonie. - Kocham cie Linicko. Nie ważne co zrobisz, znam cie. Wiem, że jesteś dobra, miła i kochająca. Jesteś też zła ale potrafisz z tym walczyć i to właśnie czyni cię silną. Jesteś najwspanialszą dziewczyną jaką kiedykolwiek poznałem. Właśnie dzięki tobie zrozumiałem, że nie kocha się za coś lecz pomimo wszystko. I tak jest. Kocham cię mimo twych wad, bo nikt nie jest idealny, a ty jesteś wyjątkowa.- coś ją ruszyło, widziałem to w jej oczach. Słuchała mnie i wracała do siebie. - Kocham was obie. Ciebie i Su.- pocałowałem ją. Przelałem w ten pocałunek wszystkie emocje jakie do niej czułem. Z początku jej usta były zimne jak lód i nie odwzajemniała pocałunku jednak po chwili jej usta zmiękły i pocałowała mnie nieśmiało. Odsunąłem się od jej ust i złapałem ją za rękę. -Kastiel?- wyszeptała cicho. Pamięta mnie. Wróciła! - Witaj wśród żywych mała.- przyciągnąłem ją do siebie i znowu pocałowałem. Tym razem pokazałem na co mnie stać. *** PAM *** Okazało się, że Azazel ma zwichniętą nogę i mocno podrapaną rękę. Wzięłam troche śniegu i zmyłam zaschniętą krew a następnie prowizorycznie opatrzyłam ranę. Podczas całej operacji siedział cicho i tylko mi się przyglądał. - Dlaczego to zrobiłaś?- odezwał się kiedy skończyłam. - Byłam ci to winna, uratowałeś mnie.l Zapomniałeś już?- on jednak dalej sie we mnie wpatrywał. - Moje rany szybko się goją. Już ich prawdopodobnie nie ma. Dlaczego to zrobiłaś?- czy on zawsze jest taki upierdliwy? - Pomogłeś mi z Su. Nie zabiłeś jej tylko mi pomogłeś. Mam nadzieję, że to wszystko nie pójdzie na marne i Kastiel ją uratuje.- chyba się zamyślił. Miałam już wstać i iść zobaczyć co z rudym i Su kiedy sie odezwał. - Kochasz ją. On też ją kocha. Nie chce się jej pokazywać. Zostawię ją teraz w spokoju ale przekaż jej, że w Piekle odbiorę to co do m nie należy. - Dlaczego w Piekle? Może tam nie trafi...- chciałam coś powiedzieć ale mi przerwał. - Piekło to teraz najlepsze miejsce gdzie może trafić. Wróciła spowrotem do ciała, u góry nazywają to "zmartwychwstaniem" a to jest zabronione - widząc moją minę dodał - nie będę ci teraz tłumaczyć dlaczego. Po prostu już nie ma wstępu do Nieba. Piekło jest chyba lepszym miejscem niż unicestwienie jej duszy, wysłanie w pustkę? Przekaż jej to jeśli chcesz albo zachowaj dla siebie. - powiedział to i odleciał. Ta rozmowa była dziwna ale nie powiem jej tego. Nie powinna się o tym dowiedzieć. Czy w ogóle Kastielowi się udało? Odwróciłam się i do nich pobiegłam. Su trzymała się za brzuch i opierała na rudej małpie. Rozmawiali. Ona żyje. Udało się. - Su!!!!! Wróciłaś!- rzuciłam się jej na ramiona a ona odwzajemniła uścisk. - Pam, tak bardzo mi przykro... Przepraszam za wszystko... przepraszam- zaczęła płakać. - Głupia! Nawet mi tu nie rycz! Nie masz prawa za nic przepraszać!- Kastiel nas rozdzielił, chciałam na niego krzyknąć ale on kiwną głową dając mi do zrozumienia, że nie czas na to. - Musimy zabrać ją do M., teraz.- Su oparła sie trochę na mnie, trochę na Kastielu i tak szliśmy do samochodu gdzie czekała. Su cały czas nas przepraszała za wszystko i płakała, była w fatalnym stanie. Gdy doszliśmy do auta przeżyłam szok. Sitzu znowu była sobą! Jej włosy znowu lśniły, z twarzy znikły zmarszczki a oczy błyszczały. Kiedy tylko nas zobaczyła wyszła z pojazdu. Uśmiechnięta podeszła od razu do Su. - Zaraz wszystko będzie dobrze, zapomnisz o tym wszystkim i znowu będziesz sobą.- na te słowa moja przyjaciółka wyrwała mi się i cofnęła o parę kroków. - Nie. Ja chce wszystko pamiętać. Nie mogę o tym tak po prostu zapomnieć jakby nic się nie wydarzyło! Ja to muszę pamiętać! To, że zapomnę nie sprawi, że całe to zło zniknie! Ja musze pamiętać! MUSZE!- krzyknęła z wściekłością ale zaraz się opamiętała i znowu rozpłakała. M. zrobiła smutną minę. - Rozumiem cie, w takim razie podam ci tylko tabletkę na uspokojenie, zgoda? Jesteś teraz zbyt roztrzęsiona, żeby z tobą rozmawiać.- kiwnęła tylko głową i opadła na ziemię ze zmęczenia. Kastiel od razu wziął ją na ręce i wsadził do samochodu. Ja nie wsiadałam. Widziałam jak M. podaje jej lek i jak odjeżdżają. Teraz kiedy Su wróciła, ożyła, już nie pasuję do jej świata. Nie mogę wiecznie udawać, że żyję skoro tak nie jest. Mój czas na tym świecie się już skończył, nie jestem jej już potrzebna. Ma przyjaciół którzy się nią zaopiekują. Ja jestem tym wszystkim już zmęczona i mam ochotę w końcu odpocząć. Mam jeszcze parę spraw, które muszę jeszcze załatwić. Chyba w końcu nadszedł czas żeby złożyć wizytę ojcu. |
część 33 (mar 26, 2015)
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
Minęły dwa tygodnie odkąd wróciłam do domu. Dowiedziałam się, że Titi zaraz po moim pogrzebie wyjechała do Europy, do mojej kuzynki. Biedna, bardzo musiała to przeżyć... Moi przyjaciele dalej nie wiedzą, że żyję a Kastiel na dzisiaj zorganizował spotkanie. Boję się jak zareagują. Przełączyłam kanał w TV. Ja to mam szczęście akurat leciał program o duchach... Pam. Ostatni raz widziałam ją jak mnie wsadzali do samochodu. Nie mam pojęcia gdzie jest. Dlaczego mnie zostawiła? Może już przeszła na drugą stronę? Wiem jedno, już nigdy nie zobaczę mojej "siostry". Wyłączyłam TV. Przeszłam do kuchni zrobić sobie płatki, od rana nic nie jadłam. Przyzwyczaiłam się do tego, że nie muszę nic jeść dlatego jem 1 posiłek dziennie. Moje ciało domaga się więcej ale ja nie potrafię tyle w siebie wcisnąć... Myślę, że to trochę potrwa zanim wrócę do zdrowia. Naszykowałam miskę i mleko, miałam już wyciągnąć moje ulubione płatki z szafki kiedy zobaczyłam bukiet zwiędniętych róż, które dostałam od diabła. Azazel. Jego najmniej mi brakuje, chociaż... Zmienił się ale dalej jest aroganckim i myślącym tylko o sobie dupkiem. Czy go kiedyś zobaczę? Chyba tak, ale dopiero na tamtym świecie. Jak to teraz zabawnie brzmi, kiedy tam byłam i wróciłam. Kastiel twierdzi, że nie jestem do końca sobą, mówi, że ja się niby powstrzymuję. Jest w tym trochę racji. Nie potrafię już patrzeć na świat beztrosko i niewinnie jak każda nastolatka. Żyje ze świadomością tego co zrobiłam, że zabiłam człowieka bo mi się podobało. Cieszę się, że nie pozwoliłam usunąć tych wspomnień, teraz to część mnie. Czuję ją. Każdy dzień jest walką o dobre wybory, dlatego każdy jest wyjątkowy. Czuję jak mnie ciągnie do ciemności a pokonując ją z każdym krokiem sobie przebaczam, staję się silniejsza. - Słyszysz mnie księżniczko?- usłyszałam za sobą głos Kastiela. Kastiel, mój wybawca. To przeżycie bardzo nas do siebie zbliżyło ale on też się zmienił. Już nie jest aż tak wredny i zrobił się na prawdę troskliwy.- Słyszysz mnie? Halo!- pomachał mi ręką przed oczami. - Tak, słyszę małpo.- uśmiechnęłam się do niego a on pokazał na miskę i na podłogę. - To dlaczego rozlewasz mleko po podłodze?- spojrzałam na moje płatki. Miska już dawno była pełna mleka a na dodatek cała szafka i podłoga też była oblana. - Oj. - Oj?- zapytał podając mi ścierkę. -Tak, oj.- powycierałam mleko i wzięłam pozostałość z moich płatków do stołu. Zaczęłam jeść ale każda łyżka była torturą. Czułam jak wszystko mi się cofa. Odsunęłam od siebie miskę. - Nie mogę. - Ale przecież jesteś głodna.- Kastiel usiadł obok mnie i złapał mnie za rękę. - Jestem ale tego nie zjem. Nie mogę, nie potrafię...- głos mi się załamał. Czułam jak z dnia na dzień robiłam się coraz słabsza ale nie potrafiłam z tym nic zrobić. - Jutro idziemy do lekarza, on ci pomoże.. - Pomoże? A jak spyta co jest tego przyczyną to powiem, że umarłam a duchy nie potrzebują jedzenia a jak zmartwychwstałam to nie potrafię niczego przełknąć? Jak myślisz za kogo on mnie wtedy weźmie?- krzyknęłam ale po chwili oparłam głowę na rękach - Kastiel ja nie mam siły. Może mi przejdzie a może nie. Ale lekarz nic tu nie pomoże. - Nie możesz tak mówić. Albo tam pójdziesz z własnej woli albo cie zwiąże i zaniosę.- poczochrał mnie po głowie.- A teraz idź na górę i się ubierz buraku bo wyglądasz jakbyś właśnie z grobu wstała. - A tak nie jest?- odpowiedziałam ze zdziwioną miną ale kiedy zobaczyłam, że Kastiel szykował się żeby mnie połaskotać od razu uciekłam do pokoju. W co by tu się ubrać? Nie będę przecież kombinować. Naszykowałam sobie czarne rurki, fioletową bokserkę, czarny płaszczyk, fioletową bandanę na rękę i poszłam do łazienki. Po 20 minutach byłam gotowa i zeszłam na dół. W salonie siedział już Lyssander, on jako jedyny dowiedział się że nie jestem już duchem. Na początku nie wierzył, ale kiedy zobaczył mój stan, stwierdził, że duch nie mógłby tak kiepsko wyglądać i dał się przekonać, że jednak jestem żywa. - Hej.- zawołałam siadając obok chłopaków na kanapie. - Cześć.- odpowiedział ze swoim spokojem. Brakowało mi tego. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę jak bardzo mi brakuje moich znajomych Rozalii, Alexa, Armina a nawet Iris. - Jak tam Roza? - Powiedziałem jej, że przeżyje szok kiedy tu przyjdzie, wystraszy się ale też ucieszy ale nie jestem do końca pewien jaka będzie jej reakcja. - Zrozumiem jeśli się przestraszy i nie będzie chciała mnie więcej znać, ale to będzie trudne..- Kastiel objął mnie ramieniem. - Spokojnie, jesteś w dobrych rękach.- rozległ się dzwonek do drzwi a ja natychmiast zesztywniałam. - Kastiel, proszę, ty otwórz, ja nie dam rady.- on tylko kiwnął głową i poszedł przywitać gości. - Hej Kastiel, co ty tu w ogóle robisz? Dlaczego to spotkanie jest tutaj? Przecież to dom Su...- słyszałam głos Rozalii a za nią chyba Alexy. - Dokładnie, to trochę... Nie bardzo korzystać z jej domu. - Was też miło widzieć. Wejdziecie czy mam was wciągnąć?- po jego głosie domyśliłam się, że bardzo ładnie się do nich wyszczerzył. Nie mogłam się powstrzymać i się zaśmiałam. - Kto tam jest? Mówiłeś, że tylko ty i Lyssander a słychać jakąś dziewczynę.- odezwał się Armin. - Przepuście mnie!- krzyknęła moja przyjaciółka i wleciała do salonu. Kiedy mnie zobaczyła zamurowało ją a ja natychmiast spoważniałam.- Alexy! Armin! Chodźcie tu! Też to widzicie czy ja wariuję?- chłopaki do niej dołączyli i też stanęli jak wryci. - Hej.- powiedziałam nieśmiało a Kastiel już był przy mnie. Moi przyjaciele dalej stali i milczeli a ja traciłam nadzieję. - Jak zaraz czegoś nie powiecie to wam walne.- powiedział Kastiel. - Su... Su to naprawdę ty?- wyszeptała Roza a ja skinęłam głową -SUUUUU!!- podbiegła do mnie i rzuciła mi się na szyje. Odwzajemniłam uścisk.- Ty żyjesz! Ale jak? - To dość długa i nie ciekawa historia. Ale tak, żyję. Tak łatwo się mnie nie pozbędziecie.- uśmiechnęłam się szeroko. Zaraz po Rozalii chłopaki się na mnie rzucili. Spadł mi kamień z serca. Wszyscy siedliśmy i zaczęliśmy rozmawiać. Opowiedziałam im część mojej historii, nie musieli znać szczegółów. Tak się cieszyłam, że odzyskałam moich przyjaciół. Staram się żyć na 100% bo trzeciej szansy już nie dostanę dlatego muszę wykorzystać do końca tą którą mi teraz dano. |
Od autora[]
Hej! Nie mam zbytniego doświadczenia w pisaniu opowiadań ale mam pomysł i dobre chęci :) Chciała bym opowiedzieć historię naszej Su trochę inaczej.