W skrócie[]
Gatunek | Romans, +18 |
Rodzaj | Powieść |
Data pierwszej publikacji | 16 października, 2013 |
Autor | Polaina |
Główna bohaterka | Ruri |
Rozdziały | 30 |
Status | Przerwane |
Wstęp[]
Ruri była buntowniczką, którą rodzice po nieszczęśliwym wypadku wysłali do szkoły z internatem. Wraca odmieniona ale czy dorosła? Dziś wraca. Jak dalej potoczy się jej życie?
Powieść[]
Rozdział 1 (paź 16, 2013)
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
- Witaj z powrotem skarbie. – przytuliła mnie mocno - Cześć mamo. – spojrzałam jej w oczy, byłam od niej wyższa już prawie o głowę. Widziałam w jej oczach dumę. Teraz w końcu byłam jej idealną córeczką. Grzeczną, z bardzo dobrymi ocenami i przyszłym zawodem jako architekt. O to zawsze chodziło rodzicom. Ja miałam być idealna, a moi bracia bliźniacy robili co chcieli. Teraz poparzyłam na nich. Armin, zmienił się, nosił glany, czarne poszarpane rurki, koszulkę z rockowym motywem i ramoneskę. Jego długie prawie do ramion włosy były w tak zwanym artystycznym nieładzie i w wardze oraz uchu miał kolczyki. Jego mina wskazywała niezłe zdziwienie, nie spodziewał się mnie ubranej w kobiecy garnitur niskie szpilki lekką fryzurą i delikatnym makijażem. Popatrzyłam na Alexego, niebieskie włosy, kolczyk w uchu, zielonkawa koszulka, pomarańczowa, jasne jeansy przepacane zieloną i amarantową chustką i na koniec turkusowe conversy. On też patrzył na mnie z otwartą buzią, a fioletowe oczy mu błyszczały. - R-ruri? To naprawdę ty? – zapytał najmłodszy z trojaczek czyli Alexy - Tak braciszku, to naprawdę ja. – zaśmiałam się. - Też bym cię nie poznał. – dorzucił beznamiętnie Armin - Ja ciebie tym bardziej. Ostatnio jak cię widziałam byłeś grzecznym chłopcem, a teraz? - Nic. - Kochanie, za to ty zmieniłaś się na lepsze. Wiedziałam, że szybko dorośniesz. - Tak mamo, dorosłam. Tylko, gdzie jest tata? - Nie mógł przyjechać, ma bardzo ważną rozprawę. Wiesz jak to z nim jest. Kiedy się zaangażuje to już nie ma zmiłuj. - Wiem, wiem. - Możemy już wracać? Umówiłem się. – oznajmił Armin - Tak, chciałabym odpocząć. Ta podróż była straszna. Dzieci nie powinny latać pierwszą klasą. Szczególnie z nieodpowiedzialnymi rodzicami. - Nie martw się kochanie, wszystko jest już gotowe na twój przyjazd. - Cieszę się. – przytuliłam jeszcze mamę i wsiedliśmy do jej vana. Kiedy dotarliśmy do domu poszłam do swojego pokoju i zaraz zasnęłam. Obudziłam się dopiero rano o 5.30. Jak zawsze, bo o tej porze wstawałam w internacie. W Anglii wszystko było inaczej, ale teraz z powrotem jestem we Francji, w domu. No. Czas wstawać. Dzisiaj szkoła. Po porannych czynnościach zeszłam na dół na śniadanie. Przywitałam się z mamą i pomogłam jej nakryć stół. Potem usiadłam i czekałam na śniadanie. W tym czasie przyszedł Armin. - Cześć. – opadł na krzesło i podparł ręką głowę - Hej, a gdzie Alexy? - Poszedł biegać. - Aha. – mama podała moje ulubione naleśniki - Cooo? Czemu naleśniki? Nie znoszę ich. – zaprotestował mój brat - Ale twoja siostra je uwielbia. – powiedziała mama stawiając syrop klonowy przed nami - Ehh. – westchnął ciężko Armin, a w tym momencie w domu pojawił się spocony Alexy w dresie - O wróciłeś. – powiedziałam radośnie - Alexy! Marsz się umyć. – powiedziała ostro mama - Już, już. – złapał naleśnika i poszedł na górę. Zajadaliśmy się już śniadaniem kiedy mama wypaliła. - Dzieci. Dzisiaj wrócę późno więc musicie sobie sami poradzić. - Nie ma sprawy mamo. Zajmę się młodszymi braćmi. - Jesteśmy trojaczkami. – oburzył się Armin - To nie zmienia faktu, że urodziłam się pierwsza. I nie kłóć się ze mną o takie błahostki. - Jasne, jasne. Bo jesteś zbyt… dojrzała. Pfff. - Właśnie dlatego. - To jedziesz z nami dzieciakami autem czy idziesz pieszo? - Jadę autem ale za nic w świecie nie pozwolę ci prowadzić. - Przecież to nie ja prowadziłem kiedy stał się ten wypadek. - Musiałeś o tym przypomnieć. – byłam na niego wściekła bo nadal nie pogodziłam się z tamtym dniem, zawsze chciałam płakać na samo wspomnienie ale teraz ukrywałam emocje dużo lepiej niż rok temu więc zrobiłam obojętną minę. Armin mówił o wypadku, w którym brałam udział. Jechałam kompletnie zalana z koncertu wraz z kuzynem. On też był nietrzeźwy. W samochodzie paliliśmy szysze i puściliśmy rocka na cały regulator. Mimo, że wtedy już cały wieczór spędziliśmy na koncercie nie było nam dość. Skończyło się wypadkiem. Wpadliśmy w poślizg i wjechaliśmy w drzewo przy ponad przeciętnej prędkości. Z auta nic nie zostało kierowca umarł na miejscu, a ja byłam przez jakiś czas w szpitalu w stanie krytycznym. Potem rodzice wysłali mnie do Anglii. Tam zdałam prawo jazdy. Teraz został mi jeszcze rok liceum. Dziś była środa, ponieważ w Anglii jest inny system nauczania spóźniłam się na początek roku. Rok szkolny tutaj trwał już 3 tygodnie. Dokończyliśmy śniadanie i poszliśmy do garażu. Wsiadłam za kierownicę. - Siostra. Nie rób sobie jaj, ja prowadzę. - Nie ma szans. Dzisiaj jadę ja. - Głupia. Przez ciebie się spóźnimy. Musimy jeszcze po Castiela jechać. - O. Od kiedy to jesteście przyjaciółmi? - Odkąd wyjechałaś. - Dobry Boże, to dlatego tak się zmieniłeś. Wpadłeś w towarzystwo… - Odwal się ode mnie. Nie jesteś lepsza. - Mój drogi. Ja dorosłam ciebie jeszcze to czeka. Mam nadzieję, że nastąpi niedługo. Teraz wsiadaj, bo musimy jechać. Posłusznie razem z Alexym usiedli na tył, spojrzałam w lusterko – Pasy. - Daj spokój i tak nie umiesz tym jeździć. Nawet nie wiesz jak nazywa się to auto. - Porsche boxster z 2004 wyprodukowane w Niemczech, ściągnięte do Francji jeszcze jako prototyp. Pojemność 2,7 litra, moc 240 km. Sześć cylindrów. Coś jeszcze mam dodać? - T-tego to nawet ja nie wiedziałem. – powiedział mój zawstydzony brat - Rozumiem, że możemy ruszać. Zapnijcie pasy. - Co zamierzasz? - Jedziemy po Renana i musimy się pospieszyć. - Jasne. – bracia wykonali mój rozkaz, a potem delikatnie stoczyłam się z podjazdu i skręciłam w stronę domu Castiela. Odjechałam kawałek od domu i ruszyłam z piskiem opon, nigdy nie jeździłam dokładnie patrząc ale przeczuwając. Dobiłam do 120 km/h i musiałam skręcić, o hamowaniu nie było mowy więc driftowałam. Spojrzałam na twarz Armina był zdziwiony i prędkość wcisnęła go w siedzenie. Po czterech i pół minuty byliśmy pod domem Renana zatrzymałam się z piskiem i zatrąbiłam. Rudzielec zaraz się pojawił i wsiadł na siedzenie pasażera obok mnie. Odwróciłam głowę bo nie chciałam na niego patrzeć. - Siema chłopaki. – poczułam na sobie jego wzrok. - Cze. – odpowiedzieli moi bracia - Armin dałeś jakiejś laluni prowadzić? – odwróciłam gwałtownie głowę i pochyliłam się do jego ucha - Nazwij mnie lalunią jeszcze raz, a zginiesz w męczarniach Ranen. – ten tylko cofnął głowę i popatrzył w moje ciemno fioletowe oczy, ja spojrzałam w jego ogromne ze zdziwienia głęboko brązowe oczy z odrazą. - O kurwa. – mina mu zrzedła - Nie wierzę. Ej Armin to naprawdę..? - Tak stary. To nasza siostra. – zaśmiał się. - Gdzie podziały się twoje okulary, gumka na włosach i aparat na zębach? - Nie są mi już potrzebne. A gdzie podział się twój cyniczny uśmieszek rudzielcu? – i właśnie uśmiechnął się w ten sposób – No, teraz pasy. Zapinaj. - Nie ma szans. Nie będą potrzebne. Wiem… - Cas. Lepiej zapnij. – odezwał się Armin - Widzisz mój braciszek mówił to co ty i zesrał się w gacie kiedy tu jechaliśmy. - Przestań pieprzyć tylko jedź. - Jaaasne. W końcu ty… - Nie kończ okularnico. - Nie jestem już okularnicą, za to ty zawsze pozostaniesz dupkiem. - Z twoich ust brzmi to jak komplement. – zaśmiał się - Nie mamy więcej czasu, za pięć minut lekcja. – powiedziałam patrząc na zegarek - I tak się spóźnimy. – oznajmił Castiel - W twoich snach. – znów ruszyłam z piskiem opon jechaliśmy 180km/h był też drift, Castiela rzucało, raz poleciał na mnie ale ja niewzruszenie dalej jechałam po bramą szkoły już zaczęłam się toczyć i wjechałam na parking gazowałam lekko żeby ludzie z parkingu się rozeszli, wszyscy patrzyli w naszą stronę. Byli strasznie zdziwieni. Byliśmy trzy minuty przed dzwonkiem na lekcje. Zaparkowałam. - Mówiłam żebyś zapiął pasy półgłówku. - Wiem przecież jak jeździsz ale fizyka robi swoje. - Jak to wiesz jak jeździ? – zapytał Armin - Co ty nie wiesz jaka była kiedyś? Teraz zgrywa grzeczną dziewczynkę, ale naprawdę… - Nikogo nie zgrywam jasne? Po prostu wydoroślałam. - To czemu tak zapierniczałaś? - Bo nie chciałam się spóźnić. - Jasne, jasne. – nie komentując tego wysiadłam z auta przyciągając wzrok śliniących się na mój widok chłopaków z całego liceum. Przy wejściu do szkoły zobaczyłam Nataniela. Podeszłam do niego szybko i cmoknęłam w usta. |
Rozdział 2 (paź 19, 2013)
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
- Nareszcie, już myślałem, że się spóźnisz. - No skąd. Ja nigdy się nie spóźniam. - To dobrze. - No, a teraz muszę iść spotkać się z panią dyrektor. Do zobaczenia później! – pożegnałam się szybko i poszłam w stronę gabinetu. Pani dyrektor przywitała mnie ciepło i cała lekcje mówiła o formalnościach. Rozumiałam wszystko co powiedziała, w sumie się tego spodziewałam. Wyszłam od niej na przerwie i poszłam do pokoju gospodarzy. Tam zobaczyłam Nataniela i klejącą się do niego Melanię ale nie zwracałam na nią uwagi, przekazałam mu co powiedziała dyrektor i poszłam pod klasę. - Ruri! Jak myśmy się dawno nie wiedziały! – pobiegła do mnie Rozalia i uścisnęła mocno - To już cały rok. – też ją uścisnęłam - I jak tam było? Widzę, że zmieniłaś styl. - Tak. Dojrzałam trochę. Zaczęłam chodzić z Natanielem. - Naprawdę? A co z…? - To po prostu idiota. Po tom co zrobił nie mam najmniejszego zamiaru… - Nadal go kochasz prawda? - Nie, już dawno się z tego otrząsnęłam. Jestem z Natanielem więc to jego kocham. - Być a kochać. Między tymi słowami jest kolosalna różnica. - Wiem, ale ja… - Dobra nieważne. Przywiozłaś jakieś pamiątki? - Przywiozłam ci całą torbę ciuchów. - Naprawdę? Kocham cię. - Ja ciebie też. Tak się za tobą stęskniłam. - My tu wszyscy tęskniliśmy. - No cóż, nic nie mogłam poradzić na ten wyjazd ale wyszedł mi na dobre. Przynajmniej takie pocieszenie. Co działo się w szkole jak mnie nie było? - Debra wróciła i na szczęście się zmyła. Mamy w szkole nową. - Naprawdę? Która to? - Scurette. – wskazała palcem na blondynkę, stylu to ona nie miała ale podobno była miła. Może ją poznam? Jak będę miała czas. - Ubierać się nie umie. - Fakt. Kiedyś na imprezie urodzinowej u Melanii powiedziała, że lubi Nataniela. - Hohoho, to się zdziwi dziewczyna. - Nie bądź wredna. Za to Castiel jej nie znosi. Tak naprawdę jedyną dziewczyną jesteś ty. - Byłam. Ja go nienawidzę i z wzajemnością. - Weź przestań. Wiem, że to nieprawda. - Roza, przestań ze mnie robić kłamczuchę. – rozległ się dzwonek na lekcję i przyszedł pan Frazowski. Roza tylko kiwnęła głową. Potem weszliśmy do klasy. Historia jak i reszta lekcji minęły bardzo szybko. Po ostatniej lekcji poszłam na dziedziniec i zobaczyłam jak Armin obściskuje się z jakąś panną. Kiedy się przyjrzałam zobaczyłam w niej tę całą Su. Biedna dziewczyna. Ma takie fantazje. Nie dość, że zarywa mi do chłopaka to liże się z moim bratem. Pecha ma. - Ekhem. – odchrząknęłam przy uchu brata - Co jest? - Głupek z ciebie. Tak na moich oczach… wstydziłbyś się. - Jasne, jasne. - Wracam do domu, podwieźć cię? – zerknęłam kątem oka na dziewczynę. Rzucała mi wściekłe spojrzenia. Jest zazdrosna, mała sucz. Roześmiałam się. - Z czego się śmiejesz? – zapytał. - Hahaha, zobacz jej minę. Zaraz zeżre mnie wzrokiem. – zerknął na nią – Czyżbyś była zazdrosna? – zwróciłam się do niej - Heh, nie skąd. Nie mam być o co zazdrosna. Ty się nawet nie zaliczasz… - Och naprawdę? Pokażę ci coś, czego sama nigdy nie przeżyjesz, na pewno nie z Arminem. – odwróciłam chłopaka w swoją stronę i wskoczyłam mu na biodra, a on złapał mnie za pośladki. Uśmiechnęłam się do niego uroczo, a potem dałam krótkiego całusa w usta i zeskoczyłam. - Myślisz, że się tak nie całowaliśmy? – teraz ona do niego podeszła ale mój brat tak jak myślałam nie pozwolił na siebie wskoczyć - Hahahah. – puścił do mnie oczko - Widzisz. Su prawda? Nie znasz go wcale. On jest całkowicie zależny od siebie, nigdy nie pozwoli na coś czego nie chce. – uświadomiłam ją - A ty niby kim jesteś, że go tak dobrze znasz co? Ledwo się pojawiłaś i myślisz, że wszystkie rozumy pozjadałaś? W nauce nigdy mnie nie przebijesz tego mogę być pewna. - Tak jasne w nauce… - wtrącił Armin - Zamknij się Armin bo twoja zabawka nie wie z kim rozmawia. - Jaka zabawka? - Prawda jest taka, że jesteś tylko kolejną zabawką. Dziewczyna, którą pokocha musi być… - Musi być taka jak ty Ruri. Tylko styl byś zmieniła. - Nigdy w życiu. Wiesz czemu to robię. - Czyli jednak… - Cicho. Su. Słuchaj wiesz skąd wiem jaki typ dziewczyny wybrałby Armin? Ja wszystko o nim wiem. Znam każdą cześć jego życia. Byłam w tym liceum jeszcze przed Debrą, w nauce cię nie pobiję mówisz? To jaką masz średnią? - 5.60 to nawet więcej od Nataniela. - Fakt. Ja jak odchodziłam z tego liceum miałam 5.95. ostatni rok byłam w Anglii w internacie zakończyłam tamten rok z 6.0. Nie mów mi, że jesteś mądrzejsza bo nie jesteś, poza tym mam większe doświadczenie w życiu. Nie masz jak ze mną konkurować. A Armin. Heh Armin to mój brat bliźniak, tak samo Alexy. Jesteśmy trojaczkami a ja najstarsza. Od niego jestem starsza 20 minut. - C-co? - To czysta prawda. – potwierdził Armin dziewczyna zbliżyła się do mnie z zamiarem rękoczynów. Kiedy się zamachnęła chwyciłam jej rękę w dwa palce i zaśmiałam się. Raczyła na mnie podnieść rękę. Miała zaciśniętą pięść więc załapałam ją całą ręką i zaczęłam miażdżyć uściskiem. - Ała, ała to boli! – z łatwością ją odepchnęłam tak, że upadła. - Nie podnoś ręki na kogoś kogo możliwości nie znasz. – uśmiechnęłam się i odeszłam po chwili Armin złapał mnie za nadgarstek. - Gdzie się wybierasz? Jadę do domu. - Czekaj. Mam prośbę. - Tak? - Chodzi, że w piątek jest koncert i rodzice mi nie pozwolą… - Nie ma szans. - Słuchaj masz im powiedzieć, że idziesz do koleżanki na urodziny i ja też jestem zaproszony. - Ale nie ma żadnych urodzin więc… - Pojedziesz z nami. - Nie będę ich okłamywać. – Armin podniósł mnie i skierował kroki w nieznaną mi stronę. - Zrobisz to, jeżeli nie chcesz to wylądujesz w fontannie. Poza tym odstraszyłaś Su więc jesteś mi winna przysługę. - Nie, nie wrzucisz mnie tam. - Owszem wrzucę. – byłam już nad wodą w fontannie – To jak? Liczę do trzech. Raz, dwa, trzy! - Dobra! Powiem tylko mnie postaw! - Grzeczna dziewczynka. – postawił mnie na ziemi. Miło było czuć grunt pod stopami. - Dobra teraz chodź, wracamy do domu. - Powiedz mi. Czemu nie jesteś taka jak dawniej? - Jestem taka jaką chcą mnie widzieć rodzice. Na was nie wywierają takiej presji. Ja mam być idealna. - Dajesz sobą pomiatać. Jesteś już dorosła. - To nie takie proste jak ci się wydaje. Nie chcę być taka. Przeze mnie Jake nie żyje. Byłam nieodpowiedzialna i tak to się skończyło. - Ruri. Pleciesz bzdury. Jake mógł nie jechać po pijaku. To nie twoja wina. - Ale mogłam go powstrzymać. - Nie mogłabyś był strasznie uparty. - Fakt. - Nieważne. Ale gdzie ty się tak jeździć nauczyłaś? - Długa historia. - Jaasne. – stanęłam przy aucie otworzyłam je - Wsiadaj. – wykręciłam numer Alexego. - Halo? - Chodź bo pojedziemy bez ciebie. - Dobra zaraz będę. – wsiadłam za kierownicę Aexy zaraz się i jechaliśmy powoli do domu. - Co tak wolno siostra? - A spieszy mi się gdzieś? - Ehh. – podjechaliśmy pod dom. Na moje szczęście lub nie, ojciec był w domu. |
Rozdział 3 (paź 20, 2013)
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
Przywitałam się, poszłam do pokoju zostawić rzeczy i zeszłam do salonu gdzie obecnie byli rodzice. Usiadłam na sofie naprzeciw nich. - Mamo. Tato. Mam prośbę do was. - Tak skarbie? - Widzicie chciałabym iść w ten piątek na nocowanie do starej przyjaciółki. - Co o tym myślisz Jeffrey? - Może zadzwonimy do jej rodziców. - Dobrze nie ma sprawy. Zadzwońcie jeśli mi nie ufacie. Mimo, że jestem dorosła i nie musiałam się was pytać. - Fakt. – dodała mama - Dobrze. Więc idź. Tylko nie pij alkoholu wiesz, że to nie wypada. - Oczywiście. Aha. Armin mnie tam zawiezie. – pospiesznie wyszłam z pokoju. Serce waliło mi jak oszalałe. Pierwszy raz okłamałam rodziców patrząc im w oczy. Zawsze jak była potrzeba to wykręcałam się od odpowiedzi ale nie kłamałam w żywe oczy. Weszłam po schodach i zobaczyłam Armina pod drzwiami mojego pokoju. Wpuściłam go do środka. - I jak? - Możemy jechać. – uśmiechnął się ale ja odpowiedziałam skwaszoną miną – Ostatni raz to zrobiłam. - Ehe. Dzięki. – wyszedł. Następnego dnia do szkoły mi się nie spieszyło. Castiel nie był przez to pocieszony ale i tak postawiłam na swoim. Weszłam do pokoju gospodarzy. - Cześć. - Ooo. Ruri. Witaj. – ucałował mnie w czoło, a ja przytuliłam się do jego torsu. - Nat. Co dzisiaj robisz? - Nie wiem jeszcze dokładnie. Mam dużo papierkowej roboty. - Heee. Szkoda ale jakbyś się wyrwał to przyjdziesz do mnie? - Jasne. – pocałowałam go w policzek i poszłam na lekcję. Pierwsze dwie lekcje były względnie spokojne. Na trzeciej pojawili się Castiel z Arminem. Oczywiście spóźnieni. Kiedy starałam się skupić nadleciał do mnie samolocik z drugiego końca Sali. Spojrzałam tam i Renan perfidnie się do mnie uśmiechał. Bez wahania zgniotłam kartkę i rzuciłam mu z powrotem. Widziałam ten grymas. Najpierw się zasmucił ale tylko przez ułamek sekundy. Potem zobaczyłam jego cyniczny uśmieszek. Nie będę zwracać na niego uwagi. Idiota pozostanie idiotą. To nigdy się nie zmieni. Tylko, że Roza spojrzała na mnie znacząco. Widocznie też zauważyła tamten grymas. Kurde. Uśmiechnęłam się tylko i rozbrzmiał dzwonek. Wyszłam z klasy z takim impetem, że uderzyłam kogoś drzwiami. Była to Amber. Za to Nataniel stał przy pokoju gospodarzy i nas obserwował. Szybko podeszłam do niej i powiedziałam głośno. - Kurcze. Amber nie chciałam, przepraszam. - Nic się nie stało. – potem się przytuliłyśmy - Zapłacisz mi za to. – szepnęła - Spoko ale się do mnie nie zbliżaj krowo. - Dobra. Poszedł już. – odkleiłyśmy się od siebie. Każda poszła zadowolona w swoją stronę. Nie żebym zaprzyjaźniła się z Amber, nadal jej nie znosiłam. Tylko zważając na to, że jestem dziewczyną jej brata zawarłyśmy coś jakby rozejm. Wyszłam na dziedziniec i oczywiście, kogo spotkałam? Na moje nieszczęście stał tam Dake. - Ruri! Witaj! – podbiegł i uścisnął mnie - Dake. Puść mnie. – powiedziałam grzecznie - Tak dawno się nie widzieliśmy. Daj się przytulić. A może chcesz więcej hę? – zaczął wodzić rękami po moich plecach, a oddechem łaskotał moją szyję. Nie jestem tak słaba ale on jest po prostu tak silny, że nie mam jak się wyrwać. - Puszczaj mnie idioto! – wydarłam mu się do ucha - Nie. – ale w tym momencie puścił, bo ktoś przyłożył mu w tę uśmiechniętą gębę. Dake leżał, a Catiel szepnął mi obejmując talię. - Nic ci nie jest? - N-nie. – jego dotyk wywołał w moim ciele falę gorąca. Poczułam takie pożądanie, że ledwo się powstrzymałam od rzucenia się na niego. – A-ale puść mnie. – odsunął się ode mnie i podszedł do. Dakoty. Kopnął go jeszcze w brzuch dodając - Rozumiesz zasrańcu? Podejdź do niej jeszcze raz, a zginiesz. – Dake tylko zakaszlał w odpowiedzi. Castiel poszedł siebie, a mnie nadal paliło w okolicy talii. Czemu? Czemu tak go pożądam? Pobiegłam do Nataniela. Powiedziałam, że źle się czuję i wypisał mi zwolnienie. Szybko znalazłam się porschaku i pojechałam na łąkę. To było moje ulubione miejsce. Wie o nim tylko Castiel. Przyjaźniliśmy się wtedy. Wtedy odkryliśmy siebie nawzajem. On, że wcale nie jestem taka święta, a ja, że jest nawet uroczy. To pożądanie. Skąd ono się wzięło? Siedziałam na łące i rozmyślałam kiedy zadzwonił mój telefon. - Halo? - No gdzie ty jesteś? – usłyszałam wkurzonego brata - Nigdzie. - Kurwa, gadaj gdzie żeś pojechała. - Nie. – rozłączyłam się i to tyle w tym temacie. Dalej siedziałam na kochanym wzgórzu kiedy poczułam, że ktoś mnie szturcha. Odwróciłam się gwałtownie i zobaczyłam rudzielca. - Co ty tu robisz? – zapytałam - Armin mi powiedział, że nie może cię znaleźć, a skoro nikt cię nie może znaleźć to dla mnie oczywiste gdzie się ukryłaś. – uśmiechnął się, a moje pożądanie wróciło. - Heee. Zastanawiam się nad czymś. - Ah tak? Pomóc ci? – usiadł koło mnie i objął. Skóra zaczęła mi pulsować. Nie dobrze. Poruszyłam się niespokojnie. – No, co jest? – westchnęłam i oparłam głowę o jego pierś. Wdychałam ten strasznie znajomy zapach i nie wiem kiedy zaczęłam szlochać. Castiel tylko przycisnął mnie mocniej do siebie. Miałam w nim taki oparcie jak przed wyjazdem ale i tak go nienawidzę. W końcu jakby bezsilna opadłam na jego kolana i patrzyłam mu w oczy. – Teraz powiesz mi czemu płaczesz? Chcę ci pomóc, a ty jak zwykle. – mówił ze spokojem - Jestem nieokreślona. Sama nie wiem czemu płaczę. – wymruczałam było mi dobrze, Castiel miział mnie po brzuchu, a moje mięśnie reagowały na to odprężeniem i pulsowaniem. Ciekawe czy to czuł. - Musi być jakiś powód. Chyba, że jesteś beksa. - Nie jestem. – oburzyłam się i uniosłam trochę. - Mmm. Wiesz, że nadal mnie pociągasz? - Mam chłopaka. - A ja dziewczynę. I co z tego? – pochylił się i pocałował delikatnie. Nie wiem czy to moja zasługa czy jego, a może nas obojga ale przeszliśmy do bardzo namiętnych pocałunków. Moje myśli wyrażały tylko „Ach”, „Mmm” i „Jeszcze.” Przerwałam na chwilę i usiadłam na nim okrakiem. Włożył mi rękę pod spódniczkę i dotykał. Dalej namiętnie całując wysunęłam jedną rękę w jego włosów i dotknęłam krocza. Poczułam ja jego męskość twardnieje. Oderwał się ode mnie i zdziwiony spojrzał mi w oczy. Uśmiechnęłam się ale kiedy mieliśmy kontynuować zadzwonił jego telefon. - Ehh. – wyciągnął najgorszy możliwy teraz przyrząd i odebrał – Słucham? - No i jak? Znalazłeś ją? - Tak. Już jedziemy. – rozłączył się, a ja się otrząsnęłam i wstałam z niego. Co ja zrobiłam? Co on takiego w sobie ma, że każda dziewczyna do niego lgnie? - Kurwa mać. – mruknęłam niezadowolona z siebie - Hej, jeżeli chcesz więcej to na pewno kiedyś to dokończymy. - Pogrzało cię? Jestem właśnie niezadowolona bo ci uległam. Poza tym zdradziłam go. - Wielki mi halo. Blondasek się załamie trochę popłacze i cię znienawidzi. Co do ulegania, to ty prowadziłaś tę grę. - Tak powiedz jeszcze, że to wszystko moja wina, a zamknę się w pokoju i już z niego nie wyjdę. - Mówię o tym, że ty nigdy nikomu nie ulegniesz. To mi się w tobie najbardziej podoba. – uśmiechnął się. W tym czasie już dotarliśmy do auta. - Przyszedłeś na pieszo? - Taa. - To wsiadaj. – zrobił co kazałam i ruszyliśmy z piskiem opon. W między czasie zadzwonił do Armina, okazało się, że byli z Alexym w galerii. Jechaliśmy 120 km/h. Po sześciu minutach byliśmy już na parkingu i czekaliśmy na chłopaków. Castiel siedział podejrzanie cicho. – Co jest? Co tak cicho siedzisz? - Nie wiem. O czym chcesz gadać? - Ten koncert to twój pomysł co nie? - Czy ja wiem? To raczej codzienność. - Ehh. Pomyśleć, że to przeze mnie. - Fakt. Właśnie, a wrócisz do poprzedniego stylu? - Nie… - … - właśnie chłopaki przyszli i wgramolili się na tyły. - Właściwie, czemu to zawsze Cas zajmuje miejsce koło ciebie? – wypalił Alexy - Jego się zapytaj. – odpowiedziałam beznamiętnie - Hę? – zdziwił się. - Ehh. To moje miejsce i tyle. – odpowiedział cynicznie, no tak, zawsze jak z nim jechałam prowadziłam. On siedział na miejscu pasażera i mi się przyglądał, a ja prowadziłam z zawrotną prędkością. To było ciekawe ale raczej się nie powtórzy. Chyba, że będę musiała walczyć o życie. Więc na pewno się nie stanie. Westchnęłam i ruszyłam po kilku minutach byliśmy pod domem. Castiel wchodził do nas więc nie musiałam go odwozić. Wróciłam do domu, odrobiłam zadania domowe, pouczyłam się trochę, a teraz mi się nudzi. Co mi odwaliło przy Castielu? Czemu się z nim całowałam? Kiedyś byłoby to nawet zrozumiałe, bo naprawdę go kochałam, a jak Roza miała rację? Nadal go kocham? No i poczułam mrowienie w brzuchu ehh, głupia, głupia. Nie zadręczaj się tym. Tym razem będzie inaczej. Może pojadę zatankować porsche. Tak to dobry pomysł, jutro jedziemy na koncert więc gaz musi być. Załapałam kluczyki i wyjechałam tak szybko, że nikt mnie nie widział. Pognałam na Orlen. Pech chciał, że mój chłopak właśnie tam tankował. Bez czekania na obsługę i włożyłam zapięcie. U niego był facet z obsługi i przyglądał mi się. Kątem oka zauważyłam, że Melania siedzi w Audi Nataniela, a on gada z mężczyzną. Zalałam do pełna i poszłam do kasy nie zwracając na nich uwagi. Czułam, że Nat. odprowadza mnie wzrokiem. Weszłam, zapłaciłam, wyszłam. Nataniel szedł do kasy. Powiedział mi tylko „Cześć”, a ja nie odpowiedziałam. Co u licha robił z Melanią? To jest ta jego papierkowa robota? Zatrzymał mnie facet z obsługi. Przyjrzałam mu się, mógł być ode mnie ze dwa lata starszy. - Cześć wiesz, że to nie jest samoobsługa? Zabierasz mi pracę. – mówił trochę cynicznie, zadziornie? - To źle? Dniówkę i tak pan dostanie. – odparłam – Nie słyszałam żebyśmy byli na ty. - Mała weź przestań. W sumie lubię kiedy dziewczyna zna się na autach. - Ach tak? A pan zna się na samochodach? - Oczywiście. - A powie mi pan dane techniczne mojego? - Cóż wiem, że to Porsche Boxster… - No ale dane techniczne, przynajmniej kilka. … - To ja panu powiem. Porsche boxster z 2004 wyprodukowane w Niemczech, ściągnięte do Francji jeszcze jako prototyp. Pojemność 2,7 litra, moc 240 km. Sześć cylindrów. - Ohoho. - Zawiało cię. Spieprzaj stąd. Możesz powiedziesz też jemu, - wskazałam Nataniela – że ma super papierkową robotę. Wiesz to akurat mój chłopak. – ups, stałam się nie miła - Przekażę. – szybko odszedł ode mnie wsiadając do auta zauważyłam zdziwioną minę Nataniela kiedy facet mu powiedział. Zaczął do mnie biec ale kiedy był już koło swojego auta ja odpaliłam i ruszyłam z piskiem opon. O mało nie wjechałam w donicę ale wyjechałam stamtąd. Za chwilę zobaczyłam w lusterku goniące mnie Audi R8 czyli auto Nata. Przycisnęłam do 160 km/h. musiał jechać coś koło mojej prędkości bo był cały czas w tej samej odległości. Podjechałam pod dom i zauważyłam wychodzącego Castiela. Stanęłam i krzyknęłam do niego. - Wsiadaj! Szybko! – w moment był w aucie nie pytając o co chodzi. Audi cały czas było za nim, odjechałam i kierowałam się z prędkością 80 km/h do mieszkania rudzielca. W połowie drogi zadał pytanie< - Ej mała. Czy to nie twój chłoptaś za nami jedzie? |
Rozdział 4 (paź 20, 2013)
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
- O kurwa. On jest z tą… - Melania. - Dlatego tak ci się spieszyło? - Taa. Spotkałam ich na stacji i od tej pory za mną jadą. Ty jesteś moją małą zemstą. - Wykorzystujesz mnie? - Wcale nie, masz darmową podwózkę do domu. - Fakt. Ej! Bo przegapisz zjazd. - Spoko, wiem co robię. – Castiel miał przed domem dużo miejsca. Wjechałam na ten beton i wysadziłam go. Nat zatrzymał się za mną i zdążył podbiec do szyby. Uchyliłam okno. - Ruri! Co ty robisz? - Ja co robię? Może ty wróć do tej papierkowej roboty co siedzi w aucie?! – wykrzyczałam nie patrząc na niego - Przecież to Mel. Chciała żebym ją do domu podwiózł. - Oczywiście. Idź ją odwieźć tylko odwiezienie to jest to co ja zrobiłam z rudzielcem. Podrzuciłam go i odjeżdżam. – wcisnęłam gaz i znowu odjechałam z piskiem opon. Jak tak dalej pójdzie to będę musiała koła zmieniać. Po chwili byłam w domu. Rzuciłam się na łóżko i schowałam twarz w poduszkach. Po dosłownie dwóch minutach ktoś zapukał. - Hej, w porządku? – do pokoju wszedł Armin - Kto pozwolił ci wejść? - Cas. Dzwonił do mnie. - Jakie to szczodre. - Powiedział mi o tej akcji z Natanielem. – ja ciągle miałam twarz w poduszkach ale poczułam jak Armin siada obok mnie - I co z tego? - Przyszedłem zapytać czy dobrze się czujesz. Nie chcę żebyś płakała. - Nie podlizuj się. Nie płaczę. – pogładził moje plecy - Cas chciał żebym sprawdził co z tobą, co mam mu powiedzieć? O patrz właśnie dzwoni. Halo? - I jak? - Mówi, że dobrze. - Ty nie mów mi co ona mówi tylko jak jest. – na te słowa się roześmiałam po prostu nie mogłam powstrzymać śmiechu dostałam głupawki - Yyyy… śmieje się jak głupia. – fajnie mnie oceniasz braciszku - To dobrze? – kiedy to usłyszałam to już w ogóle nie mogłam zaczęłam wierzgać nogami - Ona chyba śmieje się z ciebie.< - Coo? - No bo pewnie cię słyszy i… - Idiota. – wyrwałam bratu telefon - A ty wiesz, że nie zawsze kiedy dziewczyna mówi, że jest OK to kłamie? - Ale… - Słonko, żadnych ale. To prawda. Jak będzie coś nie tak to ci Armin powie. – mrugnęłam do brata - Czyli będę dowiadywał się ostatni? – zaśmiał się - Niee. Jest jeszcze tyle ludzi w okolicy, że na pewno nie będziesz ostatni. Pa. – i rozłączyłam go - Boże. Wy chyba naprawdę dobrze się znacie co? - Ehe ehe. Na pewno mi więcej powiedział niż tobie. - Ach tak co takiego? - Nie powiem. – pokazałam mu język - Gadaj! – zaczął mnie łaskotać - D-dobra powiem! No więc, powiedział mi dawno temu, żeeee… - Żeee? – niecierpliwił się - Że go pociągam. - Ehh. To to ja wiem. Przecież jakby nie patrzeć oboje mamy ten sam ideał dziewczyny. - Och naprawdę? - No tak, ciebie. – uśmiechnął się tak uroczo - Ej ej. A co jeżeli ja nie lubię takich jak wy? - Wiem, że lubisz. – kurde, rozgryzł mnie - Widzę, że odziedziczyłeś po mnie trochę intelektu. - Bardzo śmieszne, naprawdę. - Dobra, dobra. Wynocha. Idę się umyć. - Okey. – Armin naprawdę to zrobił pocałował mnie w czubek głowy jak dawniej i poszedł. Tak jak powiedziałam bratu poszłam się umyć i spać. Obudziłam się o siódmej, czyli spokojnie mogłam się przygotować i pouczyć do kartkówki z matematyki. Przed ósmą zeszłam na śniadanie minęło tak samo jak poprzednie. Ruszyliśmy razem do szkoły ale kiedy mijałam pokój gospodarzy ktoś złapał mnie za ramię i wciągnął do niego. - Ruri. Co to było wczoraj? - Chyba ja powinnam zadać to pytanie. Najpierw mówisz mi, że masz papierkową robotę, a później widzę cię z inną. Jak to wygląda? - Rozumiem ale ja naprawdę wracałem do domu, a Melania chciała żebym ją podwiózł. Co w tym złego? - Kiedy ona jest w pobliżu traktujesz mnie jak trędowatą. - Co? - Tak. To niby „Cześć.” Od niechcenia. Najlepsze było to ja ten facet ze stacji zaczął do mnie zarywać, a ty stałeś jak kołek i tylko się gapiłeś. Co jakby się za bardzo do mnie przystawiał? Odjechałbyś? - A-ale, mi nie o to chodziło… - Nie wiem o co ci chodziło ale teraz to już mało ważne. Idę na lekcję. – odwróciłam się od niego ale złapał mnie za nadgarstek - Proszę. Daj mi ostatnią szansę. Dzisiaj wieczorem. - Dzisiaj nie mogę obiecałam bratu, że z nim pojadę. - Więc w sobotę. - Dobrze. Teraz daj mi iść na lekcje. - Jasne. – jestem z Natanielem 8 miesięcy zasługuje na ostatnią szansę ale więcej nie dostanie. Lekcje upłynęły szybko. Nic ciekawego się w szkole nie działo. Nie spotkałam Nataniela, Melanii nawet Rozy. Usiadłam na masce Porsche i czekałam na braci. Pojawili się dopiero po pół godziny. Myślałam, że ich zabiję. - Co tak długo matołki? - Aaaa, no bo byłem się zabawić. - A ja się zagadałem. - Wsiadać! – posłusznie wsiedli i pojechaliśmy do domu. Dzisiaj w domu była cała rodzina. Usiedliśmy razem przy stole i jedliśmy obiad - Kochanie o której jedziesz do tej koleżanki? Jak ona miała na imię? - Rozalia mamo. Hymm a myślę, że… - Armin podeptał mi stopy dwa razy więc to musiało oznaczać godzinę - …o dwudziestej byłoby dobrze. – brat uśmiechnął się i kiwnął głową - Tylko pamiętaj żeby nie być tam też za długo rano i odbieraj telefon. – oznajmił tata - Oczywiście. Będę pamiętać. – dokończyliśmy obiad w ciszy podziękowałam pomogłam mamie z naczyniami odrobiłam pracę domową i przyszedł Armin powiedział, że musimy się zbierać. Całkowicie straciłam poczucie czasu. Była już 19.50. pożegnałam się z rodzicami i wyszliśmy z Arminem. Tym razem to on prowadził. Podjechaliśmy pod dom Renana. Szybko się pojawił, a Armin przesiadł się na tył więc rudzielec prowadził. Kiedy siedziałam z bratem z tyłu podła mi jakąś torbę. - Co mam z tym zrobić? |
Rozdział 5 (paź 20, 2013)
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
- Jasne. – ubrania miały jeszcze metki. Były to czarne poszarpane rurki, koszulka na szerokie ramiączka z ćwiekami, szpilki na chyba piętnastocentymetrowych obcasach i damska ramoneska z ćwiekami. Ubrałam się szybko żeby nie mogli za długo się na mnie gapić. Wkrótce dotarliśmy na miejsce. Przeszliśmy przez bramki obrotowe i znaleźliśmy się na hali. Płyta była już w połowie zajęta. Koncert się rozpoczął. Wszyscy pod sceną szaleli a ja razem z nimi. Po jakimś czasie już nie widziałam sceny więc ruszyłam przepychając się ale poczułam rękę na talii. Castiel przyciągnął mnie do siebie. - Gdzie się wybierasz? - usłyszałam - Nic nie widzę. - Było tak od razu. - chłopak podniósł mnie i poradził na swoich barkach. Dalej śpiewałam. Wkrótce inni wzięli z nas przykład i robili to samo. Zobaczyłam Armina z jakimiś dwiema laluniami. Przyczepiły się do niego i wręcz rozbierały go wzrokiem. Koncert ich nie interesował ale mnie owszem więc zajęłam się muzyką. Z hali zeszliśmy po przed dwunastą. W piątkę wsiedliśmy do auta i wracaliśmy do domu. Po drodze zasnęłam. - Hej mała obudź się. - Renan pochylał się nade mną. - Czego? - Chodź. Ktoś musi iść ze mną do sklepu. - wysiadłam i dopadła mnie nocna temperatura. Nie marudziłam bo weszliśmy do sklepu i było ciepło. Castiel wziął sporo alkoholu i podeszliśmy do kasy. - Jeszcze forwardy proszę i prezerwatywy dwa razy. - stałam jak słup soli na moją twarz wypłynęło zakłopotanie które on musiał zauważyć. Objął mnie i zapytał. - Truskawkowe czy bananowe kochanie? - zrobiłam znudzoną minę i odpowiedziałam - Truskawkowe. - potem uśmiechnęłam się do sprzedawczyni a ona do mnie. Rudzielec zapłacił i wyszliśmy. - Co to miało być? - Tak uroczo wyglądałaś za kłopotana hehe. - Następnym razem sam sobie pójdziesz po gumki. - Przecież to nie dla mnie. Armin ma dwie laski. - Ehe. Ramona i jej siostra. Szybciej bo zamarzam. - szybko wsiadłam do auta Castiel poszedł w moje ślady i postawił mi torbę między nogami. Zerknął w lusterko wsteczne a siostra Ramony oblizała wargi. A fee. Podjechaliśmy pod dom Renana. - Dobra wysiadka. - oznajmił - Co? Będziemy spać u ciebie? - No. - To ja zostaję w aucie. - zaparłam się ale Castiel i tak wyciągnął mnie z auta potem już grzecznie poszłam sama. Dom rudzielca nic się nie zmienił ciągle te same odcienie brązu i czerni komponowane z krwistą czerwienią i beżem. Usiadłam wygodnie na sofie i odrzuciłam głowę. - Hej mała nie śpij impreza dopiero się zaczyna. - podniosłam głowę i zobaczyłam cyniczny uśmieszek. Trzymał w ręku piwo dla mnie. - Nie piję. - No co ty? Taka zdrowa alkoholiczka jak ty? - koło mnie rzucił się Armin - Siostrzyczka alkoholiczka? - Dawno i nie prawda. Nie chcę tego. - Dobra. Ale mojego drinka musisz spróbować. - Renan zniknął w kuchni. - Proszę! Wyrafinowany alkohol! - Ramona i jej siostra rzuciły się na Casa ale ten wcisnął im drinki i usiadł koło mnie opierając się ramieniem. Wzięłam od niego drinka bo prawie na siłę wlał mi go do ust. O dziwo był pyszny. Wypiłam dwa. Trochę mi się zmieszało ale byłam świadoma. Castiel wyciągnął mnie od tańca. Leciał jakiś dubstep. Zarzuciłam mu ręce na szyję i wywijałam tyłkiem jak kiedyś. Odwróciłam się tyłem do niego i idealnie przylegając otarłam się o niego całym ciałem. Siostra Ramony patrzyła na mnie wilkiem. Wpadłam na jeszcze głupszy pomysł. - Castiel. Masz fajki? - Mam. A co? - Daj mi. - uśmiechnęłam się - Masz. - wzięłam papierosa i odpaliłam o dziwo nie krztusiłam się. To dobrze. Wzięłam kolejnego bucha i tak żeby widziała to tamta mała zdzira przyciągnęłam Castiela. Oddałam mu cały dym w namiętnym pocałunku. Popatrzył ma mnie bardzo zdziwiony ale on mnie nie interesował. Spojrzałam na tą, tą... patrzyła z zazdrością na Casa. Złapałam jej wzrok i popatrzyłam spokojnie ale okrutnie. Uśmiechnęła się wrednie i chwiejnym krokiem podeszła do Castiela. Złapała go za ramię i szepnęła mu coś. Odwróciłam się gwałtownie i wzięłam kolejnego papierosa. Próbowałam odpalić ale mi nie szło. Ktoś zabrał mi fajkę i wyszeptał. - Ty się nie trujesz. - A ty możesz? - Mogę chociaż już nie chcę. - dalej mówił mi do ucha - Kłamiesz. - przyciągnął mnie do siebie - Gdzie siostra Ramony? - A co mnie to obchodzi? - Przed chwilą cię wręcz oblegała. - Jaaasne. Jesteś zazdrosna? - Nie. - Kłamiesz. - ... - zaczął mnie łaskotać oddechem w szyję. Wypiłam ostatniego drinka i film mi się urwał. Obudziłam się po południu. Godzina 13.37. Poczułam coś ciężkiego i ciepłego na talii. Kiedy się odwróciłam Castiel spał i przyciskał mnie mocno do siebie. Wyśliznęłam się z jego obięć. Żyję wbrew sobie. Pijani mówią prawdę? Może jeszcze miłość mu wyznawałam? O mamo.Usiadłam na łóżku goła, a w drzwiach zjawił się mój brat z kawą. - Ooo wstałaś wreszcie. - A ty zrobiłeś mi kawę. - Wstałam i odebrałam mu kubek. - Jak się nie ubierzesz to cię zgwałcę. - popatrzyłam na niego spode łba - Grozisz mi? A z resztą gorzej już być nie może. - Żałujesz że tu przyszłaś? - Owszem. Ubiorę się i z spadamy. - Cas musi nas odwieźć. - To go obudź. - Wiesz. Jesteś bardzo ładna bez ubrań. - Spieprzaj. - poszłam z tobą do łazienki i ubrałam się. Względnie ogarnęłam włosy i poszłam do salonu. Castiel leżał sobie nadal w łóżku, a Armin z niezbyt zadowoloną miną wpatrywał się w ścianę. Czyżby rozmawiali o mnie? Po zobaczeniu tej sceny szybko zawróciłam i poszłam do kuchni. Nadal chyba do mnie nie dociera co się stało. Przespałam się z nim? Czy nie? Nic nie pamiętam. Ehh. Jakby w odpowiedzi zaczęło mnie boleć. Egh. Mam być zła? Bo zadowolona z siebie nie jestem. Straciłam dziewictwo z takim dupkiem. Moj Boże. Jaka jestem głupia. W kuchni pojawił się Armin... był zły. - Co jest? - zapytałam niepewnie - Nic. Możemy już wracać. - omijał mnie wzrokiem. Cholera. Mam złe przeczucia. - Aha. Właśnie. Gdzie Ramona i jej siostra? - Rano już ich nie było. - Heee. Przepraszam. - Za co? - Widzę że coś jest nie tak. I już nawet podejrzewam o co chodzi. Jesteśmy bliźniakami potrafię to wyczuć. Wiesz tak jakby jedna dusza. - Taa. Nie potrzebowałem połączonej duszy żeby słyszeć cię w nocy. - Nic z tego nie pamiętam. Ehh. Też nie jestem zadowolona. Nadal go nienawidzę. Może nawet bardziej niż wcześniej. - Prawda jest taka że oboje byliście zalani w trupa. Oboje wypiliście po sześć tych zasranych drinków. Potem ja poszedłem z dziewczynami na górę a wy tu... - Serio? Aż tyle wypiłam? Nawet kaca nie mam. - To się ciesz. Dobra. Wracamy. - w drzwiach zjawił się rudzielec z głupim uśmiechem. - Już? - Taa. - minęłam go w drzwiach kuchni i założyłam buty. Brat podszedł do mnie od tyłu. I położył mi rękę na ramieniu. Chciał mnie wesprzeć. Wyszłam szybko z domu i wsiadłam do auta. Chłopaki zaraz za mną. Odjechaliśmy i powoli zmierzaliśmy w stronę domu. Przy takim tempie jazdy dowiedziałam się że mieszkamy daleko od siebie. Podjechaliśmy pod dom i akurat zadzwonił mój telefon. Tata. Rozłączyłam. Weszliśmy z Arminem do domu. - Wróciłam! - krzyknęłam i poszłam do siebie. Jednak zaraz usłyszałam. - Ruri! Na dół! Już! - poczłapałam do salonu niezadowolona ku mojemu zdziwieniu byli tam rodzice i Nataniel... |
Rozdział 6 (paź 22, 2013)
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
- Gdzie byłaś? - zapytał ojciec ze spokojem - ... - co zrobić? Powiedzieć prawdę czy kłamać? - Dzwoniłem do Rozy. Nie było Cię u niej. - oznajmił mój chłopak - Fakt. Armin zabłądził po drodze i spaliśmy w samochodzie. Było już ciemno i nie mieliśmy jak szukać. Dopiero rano okazało się że pojechaliśmy dużo dalej niż potrzeba i powrót zajął nam ponad trzy godziny. - Ah tak? A gdzie jechaliście? Bo na pewno nie do koleżanki. - dodała tata - Mów prawdę a wyrok będzie niższy. - rozkazał mi Nataniel - Nie mam nic więcej do powiedzenia. A ty mi nie rozkazuj. - Dobrze. Więc masz szlaban. Zakaz wychodzenia do odwołania. - Heee. Nic na to nie poradzę. - stanęły mi w oczach łzy. Pobiegłam do pokoju i schowałam twarz w poduszkach. Zaczęłam szlochać. - Ruri? - Nataniel usiadł koło mnie i dotknął pleców. - Czego chcesz? - Czemu to zrobiłaś? - To chyba ja powinnam zapytać. - odwróciłam się gwałtownie - Trzeba było jeszcze sąsiadów zawiadomić. Przecież jestem taka nieokrzesana. - Ruri nie... - Czemu zaprzeczasz? Przecież też tak uważasz. - Po prostu... - Nie. - popatrzyłam mu w oczy - Ty chcesz dziewczyny idealnej a ja taką nie jestem. To ona jest twoim ideałem. Prawda? - Ruri. Zrozum Kocham Cię i chcę dla ciebie jak najlepiej. - Dobrze. - otarłam łzy i zbliżyłam się do niego - Mieliśmy dzisiaj iść na randkę. Ale chyba musimy zostać tutaj. - Fakt. Więc co będziemy robić? - Mam pewien pomysł. - z uśmiechem na ustach przycisnęłam wargi do jego ust. Całowaliśmy się głębiej i głębiej. Jego pocałunki były takie delikatne. Przywarłam do niego całym ciałem i rozpięłam pierwszy guzik koszuli. Nat złapał mnie za rękę i odsunął od siebie. - Nie możemy. - Czemu? - Właściwie czemu to zrobiłam? Czyż bym nad sobą nie panowała? A może chcę zastąpić wspomnienia a raczej ich brak Natanielem? - Przepraszam. Chcę... chcę zaczekać z tym do ślubu. - Co? Planujesz nasz ślub? - To nie tak. Po prostu mam poważne zamiary. - Nie pomyślałeś że ja nie chcę czekać. - posmutniałam - A ty... - Czyli jednak. Nie ja jestem twoim ideałem. To Melania. - Nie to nie tak. - Więc jak?! - krzyknęłam rozpaczliwie - Po prostu. - zastanowił się chwilę - Czemu nie możesz być taka jak ona? - wyraźnie podniósł głos - Bo jestem sobą! Nic do jasnej cholery nie zmieni mojej natury! Żadne wyjazdy i żaden człowiek! Jestem sobą i tyle! - Co tu się dzieje? - do pokoju wszedł Armin a za nim stał Alexy - Nic! Mój przyszły mąż nie chce mnie takiej jaką jestem! - byłam rozwścieczona krzyczałam na nic winnych temu braci ale Armin podjął inicjatywę - Stary. Chyba powinieneś się stąd wynieść. Dawno nie widziałem jej w takim stanie. Uciekaj zanim cię zabije. - miał rację. Chciałam mu przywalić i to tak żeby wiedział co oznacza fałszywa miłość - Myślę że... - Armin ma rację. Wynoś się. - wycedziłam przez zęby blondyn tylko spuścił głowę i opuścił pokój. Ja za to wybuchłam płaczem. Chyba zostałam w pokoju z Arminem nie byłam pewna bo ryczałam jak idiotka. Po chwili brat mnie przytulił i byłam już pewna że to Armin. Potem zasnęłam w jego bezpiecznych ramionach. Obudziłam się po dziewiętnastej. Armin nadal trzymał mnie w żelaznym uścisku śpiąc za mną. Jak dobrze że mam braci. Przepełniła mnie radość i jakby na zawołanie do pokoju wszedł po cichu Alexy. - Nie śpisz już. - Nie. - Chodź. Trzeba cię jakoś ogarnąć. - Co? Po co? - Chcesz wyglądać jak potwór? - A daj mi spokój. - Wybacz. Nie chciałem. - Nic się nie stało. Chodź tu do nas. - poklepałam łóżko a brat posłusznie położył się wtulając we mnie - A teraz idziemy spać. - tak zrobiliśmy po prostu poszliśmy spać. Udane z nas trojaczki. - Wejdź tutaj są. Po prostu ich obudź. - usłyszałam głos mamy i obudziłam się całkowicie. Nadal leżeliśmy w tej samej pozycji. Otworzyłam lekko oczy i zobaczyłam Castiela który przyglądał się nam uważnie a mama zamykała już drzwi. Nie miałam jak wyswobodzić się z pomiędzy braci. Oboje mocno mnie przytulali. Ale ile było w tym emocji. Oni akceptowali mnie taką jaką jestem. Uśmiechnęłam się lekko. - Cześć. - szepnął Cas. - Hej. - szepnęłam ale Armin i tak się obudził. Najpierw się uśmiechnął a potem otworzył leniwie oczy. To samo było z Alexym. - Mogę wam zrobić fotkę? - odezwał się cynicznie rudzielec - Proszę bardzo. Ja nie wstydzę się tego że przytulam najważniejszą kobietę w moim życiu. - zaśmiał się Armin a rudemu mina zrzedła - Właśnie. Ru. Jak się czujesz? - Alexy zawsze używał tej ksywki kiedy się martwił - Lepiej być nie może. - zaśmiałam się - To dobrze. - Czy ja dobrze widzę? Masz opuchnięte oczy i worki pod oczami. - powiedział Castiel a Armin przyjrzał mi się - Jakbyś umiał płakać we śnie to też byś tak miał. Ale to potrafi tylko moja siostra. - dodał ciągle się gapiąc - Płakałaś? - Długa historia. Prawda? - powiedział za mnie Armin - Dokładnie. Właśnie. A ty? Po co żeś tu przylazł? - Mieliśmy plany pamiętasz Armin? - Cóż. Dzisiaj siostra jest najważniejsza. Nie dość że nie wygadała się i dostała szlaban to jeszcze ten dupek... - Czego ja się tu dowiaduje... To ja nie będę wam przeszkadzał. Nara! - Możesz zostać. Tylko nie ma już miejsca na łóżku. - Zaśmiałam się. Nie odpowiadając rudy wziął krzesło i usiadł na nim. Patrzył na mnie trochę smutnym albo troskliwym wzrokiem? Pojęcia nie mam o co mu chodzi. Popatrzyłam braciom w oczy. Widziałam tę samą troskę. Kurczę. Chyba niepotrzebnie ich martwię. - Możecie na mnie nie patrzeć w taki sposób? Nie mam zamiaru popełniać samobójstwa z powodu jakichś głupich marzeń i do tego nie moich. Cieszę się że mam was i akceptujecie mnie taką jaka jestem ale nie patrzcie tak na mnie. - Jasne. Jasne. Ale możemy cię nadal przytulać? Ty tak ładnie pachniesz. - poczułam jak policzki zalał mi rumieniec - Armin oczywiście. Możesz mnie wąchać ile tylko chcesz. - zaśmiałam się - Dzięki za pozwolenie. Teraz będę z tobą spał co noc. - Co na to Ramona i jej siostra? - rzucił Castiel - Żadna kobieta nie jest w stanie zastąpić mi siostry. - Mnie tak samo. - dodał Alexy - Heee. Wiecie co. To jakiś obłęd. Czuję się podle. Zabrałam was dla siebie. Te dziewczyny które nie są nawet namiastką mnie... jak siostra Ramony... nie w sumie to nie żałuję. Są tak puste że na pewno nie poczuły straty. - chłopcy tylko się zaśmiali. - Taak. Były bardzo puste. Siostra Ramony nie mogła sobie wybaczyć... - Armin nie kończ bo wylecisz z tego łóżka. - Okey. - przywarł do mnie mocniej - Słuchajcie ja naprawdę idę już do domu. - Cas podniósł się i podszedł do drzwi - Na razie. - powiedziałam a on uśmiechnął się pod nosem ale nie odwrócił się i wyszedł - Widziałaś to? - szepnął Alexy - Widziałam. - uśmiechnęłam się. Następnego dnia w szkole już po lekcjach szłam do pokoju gospodarzy. Mimo że jest już strasznie późno to Nat powinien być. Cały dzień plułam sobie w brodę co do ostatnich wydarzeń. Otworzyłam drzwi z klucza bo Nataniel kiedyś mi go dał. Weszłam rejestrując tylko jeden obraz. Nataniel i Malenia którzy pieprzą się na biurku. Boże jaka jestem głupia. Powiedział mi że chce czekać do ślubu. Weszłam jeszcze raz i zrobiłam im sweet focie. Teraz mnie zauważyli. Nataniel patrzył na mnie z przerażeniem. - To jak? Jesteście już po ślubie? - trzasnęłam drzwiami i wybiegłam na dziedziniec biegłam z łzami w oczach aż ktoś mnie złapał. |
Rozdział 7 (paź 25, 2013r)
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
- *Chlip. Chlip* - No już uspokój się. Powiedz mi. - ściskając telefon pokazałam mu zdjęcie - A to chuj. Gdzie on jest? - Pokój… gospodarzy... - Chodź. - pociągnął mnie za rękę po drodze otarłam łzy a Castiel wszedł do pokoju. Ja oparłam się tylko o drzwi i patrzyłam. Nataniel podciągał spodnie. - Czyli jednak nie jesteś taki święty jak cię widzą inni. - zaśmiał się szyderczo - Co ty tu robisz? - Przyszliśmy popatrzeć. - Wynoś się stąd. - Nie ma sprawy. - Cas odwrócił się ale szybko zamachnął się i przyłożył Natanielowi chyba złamał mu nos bo krew tryskała jak fontanna. Potem wyszedł a ja za nim. Poszliśmy do auta. Moi bracia już dawno gdzieś się podziali. - Gdzie jedziemy? - zapytałam wsiadając za kółko. - Nadal kochasz się ścigać co nie? - Nie mów mi że... - Tak mam kilka aut. Mówiłem Ci to na początku. - Gdzie? - cholera. Napaliłam się. - Najpierw do ciebie. Przebrać się musisz. - Hehehe. - jak zawsze w oka mgnieniu byliśmy u mnie. Wywaliłam Casa z pokoju mimo że mówił że i tak już widział. Pff a podobno nic nie pamiętał. Wzięłam pięciominutowy prysznic założyłam czerwone koronkowe stringi jeansowe szorty z przetarciami i poszarpaną czarną bluzkę nie mogłam mieć do niej stanika bo nie miała pleców i bardzo głęboki dekolt. Dorzuciłam do tego pończochy kabaretki i czerwone bardzo wysokie szpilki z ćwiekami. Narzuciłam na siebie ramoneskę oczywiście czerwoną z ćwiekami żeby pasowała i podobną mała saszetkę jako torebkę bez paska. Umalowałam się ciężkim makijażem i wyszłam z pokoju. Wyglądało na to że zajęło mi to 15 min. Castiel zmierzył mnie wzrokiem i albo to moja wyobraźnia albo pociekła mu ślinka. - Jak wyglądam? – z-za-zarumienił się! On się zarumienił? Ja naprawdę chyba mam bujną wyobraźnię. - Eee. Nie będę komentował. - He. Dobra jedziemy. - Ty a nie za wysokie szpile jak na ściganie? - Powiem ci że wygodniej jeździ mi się w szpilkach. - Nie zauważyłem tego nigdy. - Mimo wszystko mało wiesz.
- Które chcesz. Ja wezmę Nissana. – pięknego czarnego Nissana 350Z, ja zaraz umrę, albo już umarłam, to raj. - Ale nie mogę się zdecydować. - Hahaha. Corvette całkowicie pasuje ci do stroju. - Serio? Od kiedy kierujesz się czymś takim? - Nie wiem. Twój wygląd mnie oszałamia. - Hahaha. Sam chciałeś żebym się przebrała. - Będę musiał cię pilnować. - Jaaasne. - wsiadłam w krwisto czerwone Corvette i wyjechałam powoli z garażu. - Zamykaj i jedziemy! - posłuchał mnie czyżbym mogła mu rozkazywać? Castiel jechał przede mną bo pojęcia nie miałam gdzie są wyścigi. Jechał dosyć szybko a ja go goniłam. Nie był dla mnie wyzwaniem. Czyżby uważał że tylko na tyle mnie stać? Nieważne. Dotarliśmy na miejsce a tłum przed nami się rozstąpił. Na lewo i prawo stały zajebiste tuningowane samochody a wokół nich ludzie przyglądający się silnikom i innym wnętrznościom maszyn. Cas zaparkował a ja przyjechałam kawałek dalej i postawiłam czerwonego potwora. Chłopak podszedł do mnie. - Słuchaj jakby co to mów że jesteś ze mną a po drugie nie ścigaj się dużo. - Spoko. - Wyszłam z samochodu i usiadłam na masce - A ty? Będziesz się ścigał? - Nie mam zamiaru ale wiesz jak to może być. - Jasne. To spadaj. - Jakbyś.. - Nie będę potrzebowała pomocy. Idź sobie już. - Ehh. - westchnął i sobie poszedł. Co się z nim dzieje do cholery? Normalnie to by mnie nie posłuchał choćbym miała go przejechać. - Hej mała. Wiesz że wyglądasz zabójczo? - Ah tak?- Uśmiechnęłam się - Przejdziesz się ze mną? - Nie. Mam już jednego palanta u boku. A drugi bzyka moją kumpele. - omg. Zwierzam się kolesiowi, którego znam dwie minuty, znaczy, nie, nie znam go! - Co to za dupek? - Moje życie. Słuchaj jakaś blondi gapi się w ciebie z maślanymi oczkami idź do niej. - odwrócił się a ja też przyjrzałam się tej blondi - To tylko Amber. Miejscowe ścierwo daje każdemu i bierze hajs. - Hahahahaha. Widzę że nie zakręciła cię jeszcze. - Znasz ją. - Heh. Po pierwsze to chodzę z nią do szkoły a po drugie jej brat to ten drugi dupek. - Ooooo. - O patrz poznała mnie. Już tu idzie.- dodałam widząc jak się zbliża - Ruri! Co ty tu robisz? Zapomniałaś gdzie jest biblioteka? - A wyglądam jakbym zabłądziła? - Pierwszy raz w życiu przyznam że nie źle się ubrałaś. - Jasne. Ty za to wyglądasz jak wyrachowana dziwka. - taka była prawda miała na sobie beżową mini turkusowy erotyczny stanik bolerko z czegoś puszystego tez beżowe a no i koturny z przeźroczystym obcasem a turkusowymi paskami. - Co ty tu robisz szmato? - Przyjechałam. Relaksuje się. Może się po ścigam. - Tak. Ty nawet nie wiesz gdzie jest gaz. - Wiem więcej niż jesteś w stanie sobie wyobrazić. Za to ty skoro jesteś taka mądra to powiedz mi co to za auto. - poklepałam maskę. - ... - Hahaha. Przyznaj Amber że dziewczyna cię rozjechała. -... - To nie wszystko. Uświadomię cię. Otóż jest to Corvette c7 v8 OHV dwa zawory na cylindry 6, 2 litra 330km/h przyspieszenie 4s. Napęd tylny skrzynia 7-mio biegowa manualna ok. 1,5 tony. - Wow mała nieźle. - pochwalił mnie nieznajomy - Jad możemy już iść? - Amber przykleiła się do jego ręki. - Idź sama. A ty mała z kim tu jesteś? - Z rudzielcem. Yyy. Znaczy Castielem. - Hahahaha. Widzę że sobie wziął jak zawsze najlepszą laskę. Nie dość że piękna to jeszcze się zna na samochodach. - Ruri. Skoro tak dużo wiesz to wyzywam cię. Wyścig do beczek i z powrotem. Zero reguł. - Heh. Nie ma sprawy. Tylko nie łudź się że wygrasz. - To samo mogę powiedzieć tobie. - wsiadłam do Corvette i ruszyłam na linię startu. Blondi kazała na siebie czekać ale w końcu podjechała. Siedziała w Koenigseggu CC. Auto klasyk. Pewnie nie umie tym jeździć. Blondynka... - Słuchaj! Jedziemy o samochód i tysiaka. - Nie ma sprawy. - Za linią startu stanęła jakaś dziewczyna i zaczęła odliczanie. - Gotowi. - gazowałam - Do startu. - Amber potwierdziła - Start!- ruszyłam stawiając Corvette na dwa koła jednocześnie wywalczyłam przewagę była za mną o pół długości. Jechałam z maksymalną prędkością ona też nieźle jechała ale to za mało deptała mi po ogonie. 20km do beczki. Dirft a Amber wyleciała w zakręcie między nami były jakieś cztery długości pozbierała się i goniła mnie dalej ale już nie miała szans. Nadal maksymalna prędkość i przekroczyłam metę. Amber dojechała po dwóch sekundach. Hehe wygrałam.
- Widzę że nic się nie zmieniło. Nadal tu sobie grzecznie siedzisz. - Oczywiście. - Czy to nie jest Coenigesgg Vedera? - Nie. - Ładny co nie? - Taa. - jezu jaki on głupi - Przyniosłem ci picie. Czyje to? - wskazał znowu na CC a ja tylko pomachałam mu kluczykami przed nosem. - Moje. - Co? Już się ścigałaś? - Amber prosiła się żeby dostać po dupie. - Hahah serio? - Taa. Przyczepił się do mnie jakiś koleś a ona za nim. - Moja dziewczyna. – poczochrał mnie jak jakieś dziecko, wrrr. Mam prawie osiemnaście lat głupku! Nie pięć! - Właśnie. Wspomniałam o tobie. Czyżbyś był kimś ważnym tutaj? - Ja. Jestem tu królem. Jeszcze nikt mnie nie pokonał. - Och. Czyli nauczyłeś się jeździć? - Co to za pytanie? - No bo jak jeździłeś ze mną to tylko na miejscu pasażera. - Uczyłem się od najlepszych nie sądzisz? - Oczywiście. - Castiel zbliżył się i pocałował mnie a ja... no cóż nie opierałam się. W moim brzuchu zaczęły latać motylki. - To jak wracamy? - Jak chcesz. - Tylko potrzebujemy jeszcze jednego kierowcy. - Fakt. Zadzwoń po Armina. - Dobra. - wykręciłam numer do brata - Halo. - No Cześć to ja. Słuchaj weź taxi i przyjedź pod Richardsona. Potrzebujemy kierowcy. - Jesteś na wyścigach? - Tak. - Sama? Zgłupiałaś? - Jestem z Casem. Nie truj tylko przyjedź. - Jasne zaraz będę. - po 20 minutach zjawił się mój brat - Tu jesteś. - Tak. Słuchaj mamy trzy samochody. Chcesz Koenigsegga czy Corvette? - Nie mieliśmy w garażu Koenigsegga. - Taa. Twoja siostra go właśnie dzisiaj wygrała. - Serio??? - Tak. Amber chciała się ścigać. Wygrałam o dwie sekundy. - Haha. To nieźle do tej pory Amber była najlepsza z dziewczyn. - Nie gadaj. To niemożliwe. - Tak było. - dorzucił Cas. - Dobra. Ja biorę Koenigsegga. - oznajmił Armin - Spoko. - rzuciłam mu kluczyki i wsiadłam do Corvette. - Spotkamy się na lotnisku. - odjechałam tłum mnie przepuszczał a kiedy wyjechałam pognałam na lotnisko. Castiel i Armin się wlekli musiałam na nich czekać ale w końcu przyjechali zamknęliśmy garaże i pojechaliśmy do domu. Niepostrzeżenie uciekłam do pokoju. Schowałam pieniądze z wygranej i robiłam lekcje. Wtedy poczułam specyficzny zapach. Wyszłam na korytarz a spod drzwi do pokoju Armina wydobywał się dym. Weszłam do środka. W pokoju była taka kosa że widoczność była minimalna. Armin Alexy i Castiel palili marihuanę. Wyciągnęli mnie do pokoju i szybko zatrzasnęli drzwi. Zaczęłam się po prostu dusić dymem. Jednak udało mi się otworzyć okno. Było za późno nawdychałam się dymu i nogi zrobiły mi się jak z waty. Castiel pociągnął mnie za rękę i posadził na swoich kolanach. - Fajnie. Zaczęliście palić trawę. Gratuluję. - oznajmiłam z jadem w głosie - No. To tylko dlatego bo wygrałaś dzisiaj. - Jaaasne. - Będziesz się ze mną kochać?- szepnął mi Cas przesuwając rękę pod bluzką i bawiąc się sutkiem. Podniecenie wzięło górę. Miałam ochotę i to wielką. Castiel masował moje piersi a ja odchyliłam głowę w potwierdzeniu. Nadal palił jointa ale mi to nie przeszkadzało. Alexy za to się zaśmiał. - Jak chcecie się pieprzyć to idźcie do innego pokoju. - no tak. Miałam zamiar robić to tutaj? Chyba jestem bardziej odurzona niż myślałam. |
Rozdział 8 (paź 27, 2013r)
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
- Castiel... ja zaraz... - Ja też... - jeszcze chwilę trzymał tępo a potem trzy razy wszedł do samego końca wrzasnęłam z rozkoszy a on doszedł we mnie poczułam jak rozpływa się we mnie jego sperma, opadł obok mnie zdyszany. Ja też oddychałam głęboko. Wtuliłam się w jego brzuch i masowałam jego męskość. On przejechał mi po plecach dłonią wywołując dreszcze. Dotarł do pośladków oblizał palec a potem wcisnął go w drugą dziurkę. To było przyjemne. Potem dodał drugi palec a ja zapragnęłam żeby wszedł i tam. Castiel jakby czytając mi w myślach posadził mnie na sobie. Włożyłam jego penisa a on energicznie ruszał biodrami. Nie było to równie przyjemne ale w końcu doszliśmy razem i opadliśmy wyczerpani na łóżko. Zerknęłam na godzinę. Zbliżała się pierwsza w nocy. - Zostajesz na noc? - A zaśniesz beze mnie? - Nie. - Więc zostanę. - Chodź. Pójdziemy się umyć. - Już się mnie nie wstydzisz? - Nie. - Nareszcie. - pociągnął mnie do mojej łazienki. Nasze mycie polegało na puszczeniu wody z deszczownicy a potem Castiel podniósł mnie do góry. Nogami oplotłam jego biodra. Całowaliśmy się namiętnie i Cas znowu we mnie wszedł. Oparł mnie o ścianę i kochaliśmy się pod prysznicem. W końcu wyszliśmy, otworzyłam spowrotem zamek, raczej bez pukania nikt tu nie wchodzi. Potem zasnęłam w objeciach Castiela. Rano obudził mnie ten nieszczęsny budzik. Castiela nie obudził. Ja to zrobiłam. - Idziemy do szkoły? - Nie. - To musisz się schować. A ja będę symulować. - Ehh. - w tym momencie zapukała do pokoju mama - Już uciekaj do garderoby i zabierz wszystkie ubrania. - Jasne. - zrobił jak kazałam zdążył się schować i mama weszła do pokoju - Kochanie wstawaj. - Mamuś źle się czuję. - Masz gorączkę? - Nie wiem. Gardło mnie boli. - Gdzie wy byliście? Chłopcy też są chorzy. - mama podeszła do mnie i położyła mi rękę na czole - No właśnie jesteś rozpalona. - serio? Mama ma zimne ręce. Tamci dwaj też chorzy? Śmieszne. - Zostajesz w domu. - Przyniesiesz mi leki? - wychrypiałam - Musisz sama zadbać o siebie i swoich braci. My z tatą jedziemy dzisiaj do Paryża i wrócimy w niedzielę. Mieliśmy wam zostawić wiadomość. No nic ja uciekam. Jak będziecie się dobrze czuli to wracać do szkoły. - Dobrze. Do zobaczenia. - Pa kochanie. Zdrowej. - opuściła pomieszczenie a Cas wyszedł już ubrany. - Naprawdę masz gorączkę? - Nie. Mama ma lodowate ręce. - Haha. Tamci dwaj też "chorują". - Taa. Ale mamy chatę wolną do niedzieli. - No i dobrze. Będziemy mogli spać spokojnie. - Hahaha zamierzasz tu zostać do niedzieli? - Skoczę do domu po rzeczy i wrócę. Chyba że nie chcesz. - spojrzał na mnie z ukosa - Hahaha. Będziemy się bzykać cztery dni bez przerwy. Więc ubrania ci nie potrzebne. - Ty to masz pomysły naprawdę. Chcesz mnie zabić? - Nie. Czemu? Nie wyrobisz tej presji? - zakryłam się kołdrą po czubek głowy - Nie wiem. Jak będzie tak jak dzisiaj to nie. - Czyli mam być delikatna?- zerwał ze mnie kołdrę i przyciągnął do siebie - Jesteś wystarczająco delikatna. - szepnął całując mnie - Jedno się twoim rodzicom udało. Jesteś idealna. - zachichotałam krótko i dałam mu całusa w policzek - Idę sprawdzić czy moi chorzy bracia są chorzy czy po prostu tak się ujarali że nie mają siły wstać. - Idę z tobą chcę to zobaczyć. - poszliśmy do pokoju Armina, Alexy też tam był. Oczywiście. Spali jak zabici. Szturchnęłam Armina. Brak reakcji. - Może mu przywalić? - Nie. Mam dużo lepszy pomysł. Nagrywaj. - wcisnęłam mu do ręki komórkę i pobiegłam do łazienki nalałam lodowatej wody do mniejszego wiaderka i wróciłam do pokoju - Kręcisz? - Ta. - stanęłam w pewnej odległości od łóżka i wylałam wodę - Aaaaa! Kurwa! Co to ma być?! - Hahahahahahahah! - Armin i Alexy wyskoczyli z łóżka cali mokrzy i z głupimi minami a ja i Castiel prawie tarzaliśmy się ze śmiechu. - Ruri! Oszalałaś?! - Jeszcze nie! - Armin przerzucił mnie przez ramię a potem wrzucił do wanny w łazience - Teraz ja zrobię ci prysznic! - Cas stał w drzwiach i nadal nagrywał a Armin puścił zimną wodę i oblał mnie a ja piszczałam. Nie ma to jak świetny początek dnia. W końcu udało mi się wydostać w tej przeklętej wanny. - Kochanie wyłącz to już. - powiedziałam drżąc z zimna - Jasne... - podeszłam do brata i spojrzałam mu groźnie w oczy - Idź zrobić śniadanie. - Nigdy w życiu. - uśmiechnął się - Skoro tak to skończysz marnie. - zbliżyłam się jeszcze i położyłam mu lodowate dłonie na ramionach - Dobra. Zrobimy śniadanie a ty idź się przebrać jesteś jak lód. - Grzeczny braciszek. - minęłam chłopaków i poszłam do siebie. Przebrałam się wysuszyłam włosy i zeszłam do jadalni. Zdążyli w tym czasie przygotować mnóstwo jedzenia. - Noo widzę że nawet się postaraliście. - A co żeś myślała że ułomni jesteśmy? - Nie. Skąd. - co za ironia czyżby odczytywał moje myśli? Usiadłam wygodnie obok mnie Castiel a naprzeciw nas moi bracia. - Smacznego. - O tym się przekonamy. - spróbowałam sałatki, była wyśmienita. Naprawdę oni to przygotowali? - I jak? - zapytał podniecony Alexy - Pycha. - zjadłam sałatkę dwie kanapki tosta i dwa jajka a popiłam sokiem pomarańczowym - Ruri. Ile ty jesz? - zapytał Castiel - Głodna jestem. - Ja też ale jakbym jadł tyle co ty to wyglądałbym jak piłeczka. - Odwal się zawsze tyle jem. - Nie wygląda nie? Ale to prawda dla nas mało co zostaje. – oznajmił Armin - I jest jak patyk. – zawtórował mu Alexy - Bo nie wpieprzam chipsów jak pojebana. - Ty...Ehh. Nieważne. - skończyłam śniadanie i poszłam do salonu. Włączyłam telewizję akurat byli Szybcy i Wściekli 6. Do oglądania wkrótce dołączył Cas. Przytulaliśmy się na kanapie zapatrzeni. Film się skończył a my oglądaliśmy dalej. Potem zasnęłam. - Hej Ruri obudź się. - Castiel mnie budził - Co? - Dzwonek do drzwi. - A to po to mnie budzisz? Armin! Drzwi otwórz! - po chwili rozeszło się tupanie i zamek. Rozmowy nie słyszałam. Tylko kroki. Weszli do pokoju. - Siostra. Iris do ciebie. - Cześć przyszłam sprawdzić co z tobą... - odwróciłam się gwałtownie Cas nadal mnie tulił. - O Cześć Iris. Chodź. - Cześć. - powiedział Cas a dziewczyna odpowiedziała tym samym i usiadła - To ja pójdę zapalić. - mruknął Castiel mi do ucha - Idź. - kiedy wyszedł Iris natychmiast zaczęła temat - Jesteście razem? - Eeee... - Gadaj tu prawdę bo wiem co widziałam. - Znaczy... jeszcze nie określiliśmy związku... - Kochasz go? - zarumieniłam się - Już rozumiem. - Hehe... - To dlatego nie było Cię w szkole? - To nie tak... - a może jednak? Ona zadaje za dużo pytań - Więc jak hymm? - No bo... Trochę wczoraj zabalowaliśmy... dzisiaj Castiel tutaj nocował a rodzice wyjechali... Nie chciało mi się iść. - Wiesz jakie to było dziwne? Waszej czwórki nie było Nataniela też nie ani Melanii. To było dziwne. - Hahaha. Nie było ich? Jakie to przykre. - Czy on nie jest przypadkiem twoim chłopakiem? - Już nie. Nigdy go nie kochałam. On mnie też nie. Teraz pewnie Melania się nim opiekuje. - Skąd wiesz że Cię nie kochał? Może właśnie dlatego go nie było... - pokazałam jej zdjęcie które zrobiłam w pokoju gospodarzy. - Mnie powiedział że chce czekać do ślubu. Rozumiesz? - To świnia. A Melania... pff na twoim miejscu bym ich wypatroszyła. - Mam lepszy pomysł ale do szkoły wrócę jutro albo w poniedziałek więc trzeba jeszcze trochę z tym poczekać. - Co chcesz zrobić? - Tajemnica. - Ehh. Dooobra. Masz notatki przepisz je sobie a ja spadam. - Dzięki ale czekaj. Coś się kroi widzę to. - No bo... - Ty i Kentin jesteście parą! - Skąd wiesz?! - Intuicja. Poza tym widziałam jak na niego patrzysz. - Dobra jesteś. Dzisiaj przyszedł do mnie. Wyznał mi miłość i zapytał czy chcę z nim być. To było takie słodkie. - Hahahaha. Iskierki w oczach. - czy my z Casem nie zrobiliśmy wszystkiego na odwrót? - Dobra lecę bo mnie rodzice zabiją. - Jasne. - odprowadziłam ją do drzwi. - Szczęścia w miłości! - krzyknęła już z podwórka - Nawzajem! - zamknęłam drzwi i zakręciło mi się w głowie. Poczułam marihuanę. Znowu. Poszłam do pokoju położyłam notatki na biurku i poszłam spać. W środku nocy poczułam jak coś ciepłego mnie obejmuje. Castiel. Wtuliłam się w niego i poszłam spać dalej. Obudziłam się o świcie. Wymigałam się z objęć i przeciągnęłam się. Spojrzałam na chłopaka w moim łóżku. Ku mojemu zdziwieniu spał ze mną Armin. Ciekawe czemu przyszedł do mnie. No nic czas się ubrać. Umyłam się ubrałam zjadłam sałatkę na śniadanie posprzątałam trochę i wróciłam do pokoju. Spojrzałam na zegarek. Dopiero 7.30 za pół godziny zadzwoni mój budzik. Postanowiłam przepisać notatki od Iris. Dużo tego było ale pouczyłam się trochę i wszystko zrozumiałam. Teraz pytanie. Idziemy dziś do szkoły czy nie? Chcę żeby wszyscy bez wyjątku zobaczyli moją małą zemstę. No cóż jeśli nie obudzę zaraz chłopaków to będziemy spóźnieni... |
Rozdział 9 (paź 30, 2013r)
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
- Dzień dobry. Już wstałeś? - Jak widać. A ty? - Obudziłam się o świcie. - Aha. A śniadanko jakieś zrobisz? - Masz rączki to se zrób. - Na żonę to ty się nie nadajesz. - Hahaha. Nie spieszy mi się do tego. Minie jeszcze trochę czasu. - Taaa. Jadłaś już? - Tak tak. Dzięki. - po chwili wrócił z kanapkami i kawą - Słuchaj. To może skoro waszych starych nie ma to jutro można by zrobić małą imprezę. - A mówisz to mnie bo... - Eee jesteś najstarszą panią domu w chwili obecnej. - Hahahaha. Dobre. Ale nikt nie przyjdzie bo nie mamy jak ich zaprosić. - A słyszałaś o telefonach? - Taak. Słyszałam. Jutro. - He? Co jutro? - Zapytał Armin jeszcze zaspany - Cas wpadł na pomysł żeby zrobić jutro imprezę. Tutaj. - Ooo. Sam miałem to zaproponować ale skoro już się zgodziłaś. - A właśnie. Czemu spałeś ze mną? - A co nie mogę? - Nie no spoko. Przynajmniej mi ciepło było. - No. - Armin wstał był w czarnej koszulce i szarych dresach włosy miał rozczochrane. Czyżbym wcześniej nie zauważyła jaki jest przystojny? Popatrzyłam na Castiela. Ten też był w dresie. Jego twarz. Tak jakby zmężniał. To. Ja naprawdę tego wcześniej nie zauważyłam? Dziwne... - To jak? Kto zaprasza? - Ty braciszku. - Dobra... Ale wy wszystko przygotujecie. - Pewnie. I tak pomożesz. - Hehe. - rozstaliśmy się cały dzień sprzątałam zajrzałam w każdy kąt. Kiedy skończyłam było już koło 23 nie wiem co chłopcy robili w tym czasie ale jak się opieprzali to ich powybijam. Poczłapałam do łazienki prysznic. Było to ukojenie. Cieplutka woda masowała moje ciało nie chciało mi się wychodzić ale do łazienki wpadł Castiel. Spojrzał na mnie wystraszony ale jednak odetchnął z ulgą i wyszedł. Gdyż popsuł mi nastrój wyszłam spod prysznica wytarłam się dokładnie i naga weszłam do sypialni. Okazało się że on sobie leżał na moim łóżku i wpatrywał się w sufit. Poczułam jak moje policzki zalewa rumieniec. - Jakie to słodkie. Nadal czerwienisz się na mój widok. - No to chyba przestanę. - warknęłam - Zły humor? - A jak ma być dobry skoro ja się na sprzątałam a wy nie raczyliście kiwnąć palcem. - Zauważyłem ale to raczej bezcelowe. I tak będzie tu burdel. - Agh. Weszłam do garderoby założyłam szare spodnie dresowe i białą bokserkę. Wyszłam rzuciłam się na łóżko i zasnęłam. Byłam strasznie zmęczona. Rano do pokoju wpadł Armin trzaskając drzwiami i budząc mnie. - Czego tu dziadu? - Wstawaj. Już czternasta. O 20 impreza. Trzeba wszystko załatwić. Ubieraj się my z chłopakami jedziemy po sprzęt a ty musisz załatwić jedzenie i alkohol. - Nie sprzeda mi. Nie mam jeszcze dowodu baranie. - Wierzę że coś wymyślisz. - zanim coś odpowiedziałam już go nie było. Dzięki braciszku. Zaspana podniosłam się z łóżka weszłam do garderoby. No i co ja mam zrobić? Będę musiała flirtować. Założyłam czarne obcisłe szorty i czerwoną bluzkę z bardzo dużym dekoltem miała też odkryte plecy nie mogłam założyć stanika. Była lekko postrzępiona i artystycznie pognieciona. Jak dorzucę do tego czarną ramoneskę to będzie ok. Weszłam do łazienki umyłam ząbki aż lśniały na biało. Na twarz nałożyłam grubą warstwę podkładu narysowałam sobie idealne kreski na powiekach i dodałam cztery warstwy tuszu do rzęs. Usta pokryłam czerwoną szminką. Efekt. Retro plastik. No cóż. Facet w sklepie odleci. Założyłam czerwone szpilki i wyszłam z pokoju. Po schodach wchodził Alexy uważnie mi się przyglądając. Zatrzymał się ciągle się gapiąc. - Kim. Kim jesteś i co zrobiłaś z moją siostrą? - Oj. Weź się odwal idę po alkohol. - Bez dowodu? - Nie uważasz że wyglądam seksownie? - Owszem jakbyś szła na nocną zmianę. - Miło. Dobra. Spadaj. - zeszłam po schodach wzięłam kasę którą zostawili rodzice i wyszłam z domu. Wsiadłam w porsche a po głośno warcząc silnikiem byłam pod sklepem. Wysiadłam z gracją. Chłopak przy kasie już teraz mi się przyglądał. Hehe. Wyglądał na dwa lata starszrgo ode mnie. Wzięłam wózek i weszłam do sklepu. Mojej uwadze nie umkneło że zagryzł wargę. Szłam spokojnie. Pakując Cole i soki dalej chipsy i przekąski a potem cztery Krupniki dwa Bolty i trzy Sobieskie. Dołożyłam zgrzewkę piwa i poszłam do kasy. Kiedy stałam w kolejce do sklepu weszli Armin i Castiel. No kurwa mać. Dotarłam wreszcie do pana ekspedienta. - Dzień dobry. - powiedziałam - Cześć. - wtf? Haha już tak nieoficjalnie - Szykuje się niezła zabawa co? - No na to wygląda. - uśmiechnęłam się a on już wszystko wbił na kasę - A dowodzik jest? - A no jest. - poklepałam kieszeń. - Oj. Chyba nie wzięłam. - uśmiechnęłam się niepewnie - To może wróć się do domu. - Posłuchaj. - położyłam rękę na jego dłoni. - A nie mógłbyś mnie puścić bez dowodu? - powiedziałam uwodzicielskim głosikiem on stał w pewnej odległości od lady a że ja jestem spostrzegawcza zauważyłam to. W jego spodniach coś się poruszyło a więc stanął mu. Hi hi. Jestem okrutna. - A no mogę. 276, 98 i 9 cyferek się należy. - uśmiechnęłam się znowu i zapisałam mazakiem mu swój numer ale zmieniłam ostatnią cyfrę i wyszło na to że podałam numer Armina. A potem dałam kasę. Zapakowałam wszystko do toreb i włożyłam do wózka. Podeszłam do auta i włożyłam zakupy na siedzenie pasażera. Spojrzałam jeszcze na sklep. Castiel i Armin byli przy kasie a gościu gapił się na mnie. Cas pomachał mu ręką przed nosem. Boże. Komedia. Kiedy odstawiłam wózek brat zawołał. - Ej Ruri! - odwróciłam się - Boże Święty. To naprawdę ty? - A co żeś myślał? - Noo. Nie wyglądasz normalnie. - Tak. Alexy już mi powiedział że wyglądam jakbym szła na nocną zmianę. - Flirtowałaś z tym człowieczkiem. - oburzył się Cas - A chcesz pić na imprezie? To zawdzięczasz to przedstawienie Arminowi bo zamiast sam załatwić alko to ja musiałam się natrudzić. - Cas spojrzał groźnie na Armina. - No przecież nie wiedziałem że będziemy w sklepie po drodze! - Za to ty wymyśliłaś najlepszy sposób na kupienie tego. - najechał na mnie. - Pff. Mogę iść i to zwrócić. - Jakiś problem? - odezwał się koleś sprzedawca z drzwi sklepu - Nie. Nic takiego. - powiedziałam delikatnie - Spieprzaj stąd gościu. - warknął Castiel. - Może jednak w czymś pomóc? Panowie chyba nie wiedzą że nie zaczepia się obcych kobiet. - Hah i to mówi facet któremu zesztywniał fiut a widok dziewczyny. - chłopak chciał rzucić się na Casa ale ten zatrzymał atak i chciał mu przyłożyć wtedy nie wytrzymałam i weszłam między nich. - Uderzycie mnie? No proszę bijcie! Pojebani debile! Mało jeszcze?! Kurwa! Castiel wsiadaj do porsche. W tej chwili! - Oj. Chyba długo nie będziecie żyć. - odezwał się Armin a ja popatrzyłam groźnie na niego - Ty też idioto. Zjeżdżaj stąd. A co do ciebie kasanowo to mnie całować po stopach powinieneś bo uratowałam cię przed śmiercią z rąk tej czerwonej kapusty. Wracaj do swoich zajęć. - posłuchał mnie i odszedł. Armin wsiadł do auta Castiela a ja do porsche. Siedzieliśmy chwile w ciszy. - No więc? - on ją przerwał - Staram się zrozumieć czy byłeś zazdrosny czy wkurzyłeś się tylko na mnie czy tylko tak ogółem. - Flirtowałaś z tym idiotą! - No i co? To coś znaczy? Bo mnie to koło dupy lata. - A mi nie. - Bo? Nie ufasz mi? - Ufam ale... - No więc o co ta afera?! - Jeszcze się mu podlizywałaś pod sklepem. - Ohh. Tak. Wiesz. To było podlizywanie. Po prostu za cholerę mi nie ufasz. Jeszcze mi wmawiaj że Cię z nim zdradziłam. - Muszę jechać z Arminem. - wysiadł a ja bez skrupułów odjechałam szybko chwilę później byłam pod domem Alexy pomógł mi z zakupami razem je rozpakowaliśmy i włożyłam wódkę do lodówki. Zajęłam się gotowaniem żeby było co zjeść na ciepło. Castiel. Pojęcia zielonego nie mam o co mu chodziło. Nie był zazdrosny bo nie miał o co. Czy on naprawdę mi nie ufał? Oficjalnie też nie byliśmy parą. Kocham go. Tylko że on mi tego nie powiedział. Ja nie powiem mu tego póki on nie wyzna co czuje. Może to trochę dziecinne ale nie chcę też wyjść na idiotkę. Z drugiej strony on może być nieśmiały. Castiel? Co ja gadam?! Ta ruda małpa nigdy nie będzie nieśmiała. No tak. Może on mnie nie kocha? Może chodzi mu o seks? Ale znowu. Armin mówił że jestem ich ideałem. Sama już nie wiem. On się chyba naprawdę mną tylko bawi. |
Rozdział 10 (lis 5, 2013r)
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
- Ooo ślicznie wyglądasz. - Alexy mnie uścisnął - Dzięki. - Castiel zmierzył mnie wzrokiem. I co ja mam zrobić? Mam coś powiedzieć czy nie? - A właśnie siostra. To jest nasz DJ na dzisiaj. Danny. - popchnął chłopaka w moją stronę. Miał złote włosy kręcone i do ramion. Był dobrze zbudowany i przystojny. Błękit oczu powalał. Fioletowa koszulka i takie trochę obsrane spodnie i glany. Fajnie wyglądał. Łączył style i miał kolczyk w brwi. Nie powiem zaczął mnie pociągać. - Ruri. - Dan.- uśmiechnął się i podaliśmy sobie dłonie. Wtedy usłyszałam pierwszy dzwonek. Ludzie zaczęli się schodzić oprócz moich przyjaciół było sporo osób które dopiero poznałam. Muzyka huczała. Tańce i wódka się rozpoczęły. A ja podpierałam ścianę. - Mogę prosić? - to Lysander uśmiechnął się uroczo - Oczywiście. - weszliśmy i tańczyliśmy razem chyba pół nocy. Z przerwami na wódkę. No i rozmawialiśmy. Przy nim uciekły moje myśli o Castielu a wódka w tym pomogła. Myślałam że wiem co robię ale chyba nie do końca. No. To takie dziwne uczucie. Byłam w kuchni i zobaczyłam notesik. Ach ten Lysiu. Wzięłam go i zaczęłam szukać chłopaka. Weszłam do jednego z pokoi gościnnych. Wtedy wróciło wszystko o czym myślałam wcześniej. I do tego potwierdziło. Castiel się mną bawił a teraz ruchał jakąś zdzirę. Nawet mnie nie zauważyli. Uciekłam do ogrodu usiadłam na tarasie. Miałam wrażenie jakby alkohol się ulotnił. Ścisnęłam notesik Lysa i popłynęły mi pierwsze łzy. W końcu ryczałam na dobre. Ale ktoś mnie przytulił. - Hej. Co się stało? - Lysander - Z-znalazłam twój notatnik. - podałam mu przedmiot - To chyba jednak nie o to chodzi prawda? - Castiel. - Co z nim? - Zdradził... mnie. - bolało. Bolało jak cholera kiedy wychlipałam te dwa okrutne słowa. Ścisnęłam bluzkę Lysandra i dalej płakałam. On tylko mnie objął mocniej. - Głupek. Nie wie jaki skarb stracił. - wyszeptał mi do ucha - Obaj są glupi. Nie byli ciebie warci. - mówił o Natanielu? - Co wy tu robicie? - Armin. - Ruri czemu płaczesz? Coś ty zrobił baranie? - naskoczył na Lysa - To nie on. To twoja ruda małpa. - podniosłam głowę i spojrzałam mu błagalnie w oczy. - Mówisz o Castielu? Co się stało? - A no. Sprawdź w sypialni koło pokoju rodziców. - Nie mów mi że on... - Tak. Właśnie tak. - Co za dupek. Wiedziałem że tak będzie. Zabiję go. - Armin prysnął - Ruri. - Dalej byłam w niego wtulona - Hę? - chlipnęłam - Nie przejmuj się nim. - Lysander miał rację. Ale to boli. Ja go kochałam a on w ten sposób się mną zabawił. Mam imprezę powinnam być radosna i się bawić. Będę udawać. Nic się nie stało. Później będę się użalać. Odczepiłam się od chłopaka i wytarłam łzy. - Ale i tak boli. - uśmiechnęłam się słabo - Przestanie. Obiecuję. - oparłam się o ławkę a Lysiu położył mi rękę za głową - Cieszę się że jesteś. - oparłam głowę na jego ramieniu - Mogę coś zrobić? - A co takiego? - Lysander zaczął po cichu nucić śliczną kołysankę to wrzuciło mnie w trans miał piękny głos zamknęłam oczy i wsłuchiwałam się ale moje przyjemności przerwały krzyki uświadomiłam sobie że to mój brat tak się drze a Lys przestał nucić - Może chodźmy to sprawdzić? - Tak. - złapał mnie za rękę i pociągnął przed dom szłam za nim starając się dorównać mu kroku stanął a ja prawie na niego wpadłam. Mój brat przytrzymywał Casa przy ogrodzeniu i się darł. - Mówiłem ci. Skrzywdzisz ją a pożałujesz. Możesz sobie pieprzyć każdą ale nie moją siostrę. Dlatego już wtedy ci mówiłem. Ale nie ty grałeś dalej. I jak? Fajnie było? Nie pomyślałeś kurwa o tym że mogą być konsekwencje. I właśnie je masz. Będzie ryczeć następne dni. - Castiel tylko ślepo patrzył na niego. Wiedziałam że on nic do mnie nie czuje. Ruchacz pospolity takim pozostanie. Ale ja byłam głupia. Zakochałam się w zimnym draniu. Mój Boże. Nie pierwsza nie ostatnia a nawet nie byłam jego dziewczyną. Już wiedziałam co muszę zrobić. Pobiegłam do Armina i przytuliłam go mocno. - Braciszku. Nie rób tego. Nic mi nie będzie. Fakt. Kochałam go ale spróbuję przestać. Braciszku nie rób mu krzywdy - Armin puścił Castiela i przytulił mnie - Wiesz że właśnie go uratowałaś? - Kocham go. Czego się nie robi dla takiej osoby? - Jesteś naprawdę dobra. - Wcale nie. Za szybko się zakochuję. - A tak to ma już każda kobieta. - Naprawdę? - No tak. - Już myślałam że jestem nienormalna. Hehe. - Potrafisz się śmiać w takiej sytuacji? - Oczywiście. Wy mężczyźni nie pojmiecie mocy jaką jest silna wola i... - I siła psychiczna kobiety. - dokończył za mnie Lysander - Skąd to wiesz? - Mama mi mówiła. - uśmiechnął się - Mądra kobieta. A teraz. Chodźmy się bawić. Dam sobie radę. - Jesteś pewna? - Tak. Chodźcie już. Pociągnęłam ich do salonu. Odruchowo popatrzyłam na zegar. Prawie czwarta. Czyli zaraz towarzystwo zacznie się ulatniać. Pobiegłam do DJki. Wpadłam na pomysł żeby Dan nauczył mnie miksowania. - Hej piękna! - krzyknął mi do ucha bo tu muzyka była głośniejsza - Hej! Chciałam spróbować! - Umiesz? - Jeszcze nigdy nie próbowałam! - To chodź tu! - zrobił mi miejsce przed sobą i wziął moje dłonie w swoje ręce a potem zaczął miksować a ja zrozumiałam o co w tym chodzi. Zaraz puścił moje ręce i robiłam to sama. Założył mi też słuchawki i tańczył za mną trzymając mnie w talii. To było przyjemne. Ale piosenka się skończyła a ja zeszłam na parkiet. Wzięłam dwa drinki i chlapłam na raz. A co mi tam. Impreza i tak się kończy. Wtedy dorwała mnie Roza. - Ruri! Nie mogłam cię złapać cały wieczór. |
Rozdział 11 (lis 26, 2013r)
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
- Jasne, widziałam cię z Lysiem na parkiecie. - No też, a ty? - Noo, bawimy się, impreza ci się udała ale zaraz się zbieramy. - No tak, już wszyscy powoli się zmywają. - No tak. Dzięki za imprezę. Zabieram Leo i uciekamy. - Do zobaczenia! – pożegnałam ją i zaczęłam szukać Lysia, był w kuchni razem z moimi braćmi. Alexy ledwo stał, a Armin był bardziej podchmielony niż wcześniej. – W- wiedziałaś, że… - bełkotał Alexy ale Armin zakrył mu usta. - Braciszku zamknij się. To była męska rozmowa. – Lysander za to odetchnął z ulgą. Wtf? Co tu się odpierdala? - Aha? – usiadałam na stole i zabrałam Lysiowi drinka. Wypiłam go i wtedy we mnie uderzyło. Czknęłam głośno i oznajmiłam. – Chłopaki. W tej chwili oddaję się w beztroskie ręce alkoholu w mojej krwi. – Armin popatrzył na mnie zdziwiony, Lysander chyba zdjął mnie ze stołu, a Alexy zaczął rzygać? No i film mi się całkowicie urwał. Obudziłam się, pierwsze na co spojrzałam to zegarek, prawie czwarta. Sprawdziłam czy jestem ubrana, bo przecież w takim stanie byłam nieobliczalna. Poczułam też, że któryś z moich braciszków ze mną śpi. Odwróciłam się delikatnie I doznałam szoku. Lysander, przytulał mnie. Westchnęłam i z powietrza, które wypuściłam unosił się okropny odór. A feee. Wyśliznęłam się z jego obięć i poszłam umyć zęby. Od razu lepiej. Wskoczyłam też pod prysznic. Wreszcie zlazł ze mnie ten makijaż. Poczułam się wolna. Kac niestety dawał się we znaki. Przebiegłam w ręczniku do garderoby, bo Lys nadal spał. Ubrałam lekką błękitną sukienkę i balerinki tego koloru. Potem wysuszyłam włosy i nie robiłam żadnej konkretnej fryzury. Pomalowałam sobie rzęsy jedną warstwą maskary i byłam już w stanie użytku. No tylko miałam tego nieszczęsnego kaca. W torebce miałam jakieś środki przeciwbólowe więc wzięłam tabletkę i usiadłam do lekcji. W końcu jutro szkoła. Rozwiązywałam kolejne zadanie z matmy kiedy Lys delikatnie odsunął mi włosy i łaskotał oddechem w szyję. Nawet nie słyszałam jak wstawał. Odwróciłam się delikatnie. - Książę już nie śpi? – wyszczerzył się - Nie, a księżna kiedy wstała? - Z godzinę temu. - Kac? - Był ale mam sposoby. – zaśmiałam się. - Czyli… - spojrzał na biurko – zajęłaś się lekcjami. - Dokładnie. - Hym, taka przykładna dziewczyna. - Och szczególnie, że to ona zrobiła tą imprezę i pewnie wlazła na głowę pewnemu chłopakowi. - Było blisko. – zaśmiał się. - A co mój brat na to? - No więc, odleciał zaraz po tobie. Po pół godziny już prawie nikogo nie było więc stwierdziłaś, że idziesz spać. - Och. Czyli nie było tak źle. - Poza tym uznałaś, że jest zbyt późno abym sam wracał do domu i musiałem spać z tobą. - Coś czuję, że długo cię do tego nie przekonywałam. – hihihi - W sumie to nie musiałaś. - Hoho. Czyżby książę się tu w kimś podkochiwał? – teraz to wypaliłam, najpierw powiedziałam teraz myślę. Oops. - No jest taka jedna księżniczka. Co prawda serce ma złamane ale miłość może to serce uleczyć. – nie jestem pewna chodź czuję, że Lys nie mógłby mnie skrzywdzić. Nataniel to zwykła świnia. Po Castielu mogłam się tego spodziewać. Przecież to ruchacz pospolity. Lys, a Lys, on wydaje się wrażliwy i jakby rozumiał co czuję. Może rozumie? - Ty wiesz co ja czuję prawda? - Też miałem złamane serce, ale znalazłem inną, na którą chcę przelać swoją miłość. - … za te słowa, pokochałam go. W przypływie tak leczących emocji przycisnęłam usta do jego miękkich warg. W pierwszej chwili był zaskoczony ale potem odwzajemnił pocałunek. - Myślę, że to już formalność ale ważna. – oderwał się i wymruczał mi do ucha – Chcesz zostać moją dziewczyną? - Chcę. – raz kozie śmierć, może nie kocham go jeszcze szczerze całym sercem, bo ból po Castielu nadal gości w moim małym serduszku ale to na pewno minie. Za to Lys teraz przyciągnął mnie do siebie. - Więc zostajesz naznaczona. – mruknął przy moim uchu, potem oblizał miejsce na szyi i przyssał się. Zrobił mi malinkę. Heh, to było to naznaczenie. Tylko, że mnie prawie zwalił z nóg jeden fakt. Rodzice. - Ajć. Lys. Moi rodzice niedługo wrócą, a tam na dole pewnie jest śmietnik. Musimy obudzić chłopaków i posprzątać. - Oczywiście, że ci pomogę. Miło, że pytasz. - Haha. Wybacz ale im więcej rąk do pracy tym lepiej. – pociągnęłam go do pokoju Armina. Moi bracia mają coś takiego, że jak są schlani albo ujarani to śpią razem i teraz też się nie pomyliłam. Pokazałam Lysiowi żeby był cicho i zrobiłam powtórkę z rozrywki. Miska, woda, chłopcy i chlup. Lysander nie mógł ze śmiechu, a ja już zaczęłam uciekać przed bratem. - Ruri! Znowu?! – krzyczał na cały dom, hahahah, no nie mogę. Zbiegłam na dół i trafiło we mnie wszystko co tam było. Mianowicie jeden wielki burdel. Nie mogłam tego ogarnąć myślami. Zrobiłam krok do przodu i jak to ja… wlazłam w szkło. Przebiło moje buciki i pokaleczyło stopy. Szlag by to. Łzy stanęły mi w oczach. Popatrzyłam na schody. Chłopcy właśnie dość głośno schodzili. - Co jest znowu? – zapytał Armin zirytowany - Nie wchodź boso. Szkło. - Czemy ty ryczysz? - No właśnie dlatego… - podniosłam stopę i zobaczyłam przesiąkającą krew. - Dziewczyno, nie patrzysz pod nogi? - … - Chodź opatrzymy to. Niezdaro. – Lysander wziął mnie na ręce i zaniósł do kuchni, a potem posadził na stole. Hehe. On miał buty, które rozgniatały szkło. Wygrzebał apteczkę i pęsetkę. - Jak będzie bolało to krzycz, ale nie ruszaj nogami. - Yhym. – przygotowałam się na ból, zdjął mi buty i nic nie poczułam. Usiadł na krześle i wyjmował drobinki szkła, a ja nadal nie czułam najmniejszego bólu. Nawet kiedy polał moją nogę spirytusem. Jak on to zrobił? Pojęcia zielonego nie mam. Potem otarł z krwi i założył opatrunek. To samo było przy drugiej stopie. - I jak? – zapytał kiedy skończył. - Nie wiem co powiedzieć, nic nie poczułam. - Hehe. To niemożliwe. - Naprawdę. Nic, a nic. – dotknęłam stóp. Miałam czucie więc to magia Lysandra tak działa. - Chodź na górę i załóż buty, które nie są z papieru. - Jaaasne. – wziął mnie znowu i zaniósł do garderoby. Założyłam brązowe a la vansy i teraz mogłam chodzić po szkle ile wlezie. Pocałowałam szybko Lysia i za rączkę zeszliśmy na dół. Chłopcy ogarniali salon więc my wzięliśmy kuchnię. W pół godziny błyszczała. Posprzątaliśmy też łazienkę na dole i taras. Nie było tam dużo pracy poza tym działaliśmy bardzo szybko i zgodnie. Już czwarty wielki wór śmieci za nami. Wzięłam kolejny i poszliśmy na górę. Tam posprzątaliśmy sypialnie gościnne, które były widocznie używane ale nie były bardzo brudne. Chłopce skończyli już z salonem, korytarzami i łazienką na górze. Sypialnia rodziców była zamknięta tak jak nasze pokoje. Czyli koniec. 19.30 dom gotowy i wywietrzony. - No to ja będę wracał do siebie. - Skoro musisz. – szczerze nie chciałam żeby szedł do domu. - Pa kochanie. – jejku, pierwszy raz tak do mnie powiedział no i jestem w skowronkach. Jeszcze buziak w policzek na pożegnanie. - Do zobaczenia jutro misiaczku. – oj zarumienił się. Dał mi jeszcze jeden pocałunek, apotem zniknął. Spojrzałam w lustro. Ehh, muszę się przebrać. Weszłam do swojej garderoby i założyłam jeansy i zieloną bluzkę na długi rękaw z trzema guziczkami, które rozpinały dekolt. Rozpięłam wszystkie i poszłam do kuchni gotować obiad, a w sumie to śniadanie. Skończyłam przygotowywać spaghetti i akurat rodzice wrócili. - Jesteśmy! – poinformowali kiedy weszli, a chłopcy jak na komendę zeszli na dół. - Cześć mamo. Cześć tato. - Cześć dzieci, a teraz gadać co zmajstrowaliście. - Cześć mamuś! Hej tato! – krzyknęłam z kuchni. – Chodźcie! Obiad gotowy! - Oooo. To świetnie kochanie. – mama weszła do kuchni, zaraz tata i chłopcy. Podałam i zaczęliśmy jeść. - No to co wykombinowaliście jak nas nie było? – zapytał tata - Ja znalazłam chłopaka. – musiałam się tym podzielić. - Seerio Ruri? Cas? – dopytał Alexy, a mnie trochę tknęło - Niee. - Przecież… - Przestań gadać na ten temat. – wtrącił Armin - Haha, widzę słonko, że oni też wiedzą tyle co my. - Tak mamo. A wiedziałaś, że jestem ideałem dziewczyny Armina? - Haha. Synu naprawdę? To może bierz przykład z siostry? - Od czasu do czasu biorę. Na przykład wczoraj… - Ja wtedy brałam przykład z Alexego… - oczywiście miał na myśli to jak odleciałam. - Hoho, czyli nieźle się działo. - Taak, było fajnie. – dokończyliśmy posiłek i wróciłam na górę. Skończyłam pracę domową i oglądałam telewizję. Wtedy dostałam sms. „Dobranoc skarbie.” Od mojego chłopaka. Tak nawiasem mówiąc to mam niespodziankę dla Nataniela, rozesłałam po wszystkich znajomych sms ze zdjęciem z pokoju gospodarzy. Hehe, moja mała zemsta. Usłyszałam pukanie do drzwi. - Prooooszę! – bardziej jęknęłam, a mama weszła - Słońce. – usiadła na łóżku obok mnie. – opowiesz mi o tym chłopaku? - No cóż, jest miły, przystojny, dobry, dojrzały, poważny ale ma poczucie humoru. Strój ma specyficzny al. Mnie to nie przeszkadza nie sam wygląd się liczy. – mama dotknęła mojej szyi - Zostawił ci pamiątkę. Tata to zauważył. - Mamuś, on mnie naznaczył. - Co takiego? – trochę się przestraszyła - Noo, że jesteśmy razem i jestem tylko jego… - Nie strasz mnie tak. Już myślałam, że dołączasz do jakiejś sekty. - Hahaha nieee. - A co z Natanielem? - Mamuś on mnie zdradził. – pokazałam jej zdjęcie. - Mój Boże, a to wstrętny dupek. - Żebyś wiedziała hahaha. Już wcześniej zdałam sobie sprawę, że go nie kochałam. - Dobrze, że nie cierpisz przez niego. - Nie, Lysander jest dużo słodszy zobacz. – pokazałam jej smsa - No tak, to naprawdę słodkie, tylko roszę, nie rób głupot dobrze? - Mamuś, Lysander jest dżentelmenem. - To tacy jeszcze istnieją? - Znam dwóch. Lysio i jego brat. - Och. Więc długo się znacie? - Poznaliśmy się w pierwszej klasie liceum. - Rozumiem, no nic, mam nadzieję, że ułoży się wam. Zdradzę ci jedną tajemnicę…. |
Rozdział 12 (lis 30, 2013r)
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
- Cooo? Co takiego? - prawie udusiłam się śliną. No jeszcze ja i Armin to tak ale Alexy on przecież jest gejem! - To takie dziwne? - No w sumie to nie ale Armin zanim znajdzie tę jedyną... A Alexy. Musisz sama z nimi pogadać... - Taak. Trzymasz bliźniacze sekrety co? - Tak ale to po prostu delikatna sprawa. - Dobrze. Zapytam ich. - T-t-t tylko nic o mnie nie wspominaj. - Dobra. Idę. Mam nadzieje że to jednak nic poważnego.. - Skądże znowu. - mama wyszła a ja trzęsłam się ze strachu przed tym co mi bracia zrobią. I tak się w końcu dowiedzą. Zadzwonił mój telefon. - Ha... - Jej Ruri to prawda?! Jesteś z Lysiem?! - Tak Rozuś. Jestem z Lysiem. - Aaaaaa! - ale pisk - Ale się cieszę! - Tak, tak. Jutro ci wszystko opowiem. - No nie masz wyjścia. - Dobra na razie. - teraz wpadł do mnie Alexy - Czemu mama się pyta czy chcę jej coś powiedzieć? He? - był straszny - N-n-n-nie wiem! - Wiesz. - zbliżył się niebezpiecznie. - Naprawdę nic nie wiem! - To czemu się jąkasz? - Nie lubię jak tak na mnie patrzysz. - Gadaj co wiesz. - No bo ona mi powiedziała że dokładają na nasze śluby. - A ty jej powiedziałaś.- Powiedziałam że powinna się sama was zapytać bo to delikatna sprawa. - Masz szczęście. Teraz chce poznać moją dziewczynę. Poproś którąś z koleżanek. - Hymmm. Su pewnie by się zgodziła.... - O nie każda tylko nie ona. - Czemu? - Pobiłam ją. - Co zrobiłaś?! - No nic jej się nie stało tylko się mnie boi. - Ehh. Roza zajęta. Melania. - A weź przestań blee. - Iris! - Spróbuj bo jak nie. Pozostanie ci kuzynka Castiela albo Ramona. Bleee.- Spoko. Iris się zgodzi. - Ten twój dar przekonywania. Właśnie to kiedy? Ja przedstawię wam mojego chłopaka. - Właśnie powiedz kto to? - Dowiesz się niebawem. - Mama mówiła że jutro o 19 na kolacje. - Jasne. Powiem... - No komu no? - Trzymaj to w tajemnicy. Lysio - Haaaa? Naprawdę? No tak. - Jejku jejku. - Tylko nie wygadaj. - Jasne. - i sobie poszedł a ja zasnęłam. Rano obudził mnie budzik. Ogarnęłam się i zeszłam na śniadanie. - Dzień dobry wszystkim. - Cześć kochanie. - o dziwo powiedzieli to i rodzice i bracia - Eeee coś nie tak? - Wiesz Alexy postanowił nam dzisiaj przedstawić swoją dziewczynę może i ty.. - Tak. Rozmawialiśmy o tym wczoraj. Mój chłopak, zapytam go dzisiaj. - Oczywiście. - zjadłam śniadanie i że chłopcy się długo zbierali musiałam jeździć wyścigowo że tak powiem. Ale osiem minut przed dzwonkiem byliśmy na miejscu. Armin się do mnie nie odzywał? Czyżby uważał że to Cas przyjdzie? - Armin jak myślisz kto jest tym chłopakiem Ruri? - Mam tylko nadzieje że nie Castiel. – prychnął Do auta podszedł Lys a chwilę po nim Cas. Hehe. - Cześć kochanie. - Armin nie wiedział do którego z nich mówię ale pocałowałam Lysandra za to Castiel zatrzymał się gwałtownie. Patrzył na mnie zdziwiony. - Witaj piękna. - i tak chwilę się obściskiwaliśmy a degenerat już mnie nie obchodził - Uuu. Szybko poszło. - Armin się zaśmiał - Że co? - No bo Lys nam na imprezie mówił... - Aaaa więc o to chodziło. - uśmiechnęłam się obięłam Lysa za szyję i pocałowałam - No gołąbeczki chodźcie bo się spóźnicie. - Już już. - i tak podreptaliśmy z Lysem za chłopakami. Prawie zapomniałam zamknąć auto. Ale zdążyłam w ostatniej chwili. Szliśmy tak przez korytarz poleciała do mnie Roza i przytuliła. - Haha. Naprawdę! Nie mogłam w to uwierzyć! Poza tym zemsta jest słodka co nie? - Taaak. Nie darowałam mu tego. - O czym mówicie? - dopytał się Lys - Zemściłam się na Natanielu. - Cóż. Zasłużył sobie. - Oj i to bardzo. - przyznała Roza zaraz podbiegły do nas Kim, Violetta, Klementyna, i Peggy i wypytywały mnie. Klementyna tylko rzuciła że jestem wredna. Cóż. Zaczęła się lekcja. Castiel rzucił mi znowu jakiś papierek a ja go zgniotłam i odrzuciłam Roza siedziała ze mną i zaczęła się chichrać. Ale czego ten palant ode mnie chce? Kurwa mać no to jakiś obłęd. Jeszcze ma czelność się do mnie odzywać. Spojrzałam na Lysa on też się temu przyglądał. Z resztą tak jak i moi bracia. Uśmiechnęłam się do nich i tyle. Ale resztę tej lekcji nie mogłam się skupić. Wreszcie usłyszałam upragniony dzwonek. Wyleciałam z klasy z prędkością dźwięku. Pobiegłam do mojej szafki i sprawdziłam jak wyglądam. Nie było źle. Za mną pojawił się Lys i przytulił mnie mocno. - Książę przybył? - Oczywiście. Więc gdzie mam cię zabrać? - Pójdziemy na schody? - Czemu nie. - i tak po przytuleni siedzieliśmy na klatce schodowej. Lys bawił się moimi włosami i głaskał oddechem szyję. To było takie przyjemne. Jednak jakby coś co jest fajne trwało dłużej niż kilka minut to by się świat zawalił. Przed nami stanęła małpa a raczej orangutan. - Ruri nie uważasz że powinnaś mi coś wytłumaczyć? - Co takiego? Armin ci jeszcze mało jasności wcisnął? - Fakt. Gdyby nie Ruri to leżałbyś dzisiaj w szpitalu. - O czym wy... - Och naprawdę o niczym szczególnym. - bawiłam się palcami Lysa - Lysander. Mógłbyś zostawić nas samych? - wkurwił mnie. Bezczelny. Lys spojrzał na mnie znacząco. - Idź. Jak nie pamięta to mu wszystko wbiję do tego rudego łba. Chodźby siłą. - No mam nadzieje że nie. - pocałował mnie w policzek i odszedł - Teraz powiesz mi o co chodzi? Raz bzykasz się ze mną a raz z nim czy jak? - Och. Nie jestem taka jak ty. Najpierw mnie wykorzystałeś a potem tą blondynę na imprezie. - O czym ty gadasz? - Zdradziłeś mnie złamasie. Ale nie. W sumie to nie. Nie byliśmy przecież parą. Kocham Cię. Te dwa słowa nie należą do twojej natury. - Co zrobiłem? Ruri. Ja nic nie pamiętam z tej imprezy. A wiesz też że mam mocną głowę. Nie odleciałbym. - Przestań pieprzyć! Upiłeś się i pokazałeś co do mnie czujesz!- Ale to nie tak. Ruri ja naprawdę cię... - Nie sądzisz że już trochę za późno? - zapytałam spokojnie - Widziałam jak pieprzysz się z inną. Ja. Myślałam że Cię kocham. Ty mnie tak... - zanim skończyłam mówić przycisnął mnie do ściany i zakrył mi usta ręką. Byłam bezsilna. Czułam ten zapach. Tak znajomy. Nie wytrzymałam łzy popłynęły mi po policzkach i jego ręce. - Uwierz mi Ruri. Mówiłaś że nie mam do ciebie zaufania. To nie prawda. Ja cię kocham. - jemu też popłynęły łzy sama nie uwierzyłam w to co widzę. Wzięłam jego rękę do swojej i odciągnęłam od ust - Więc daj mi czas. Może ci wybaczę ale nadal będę z Lysandrem. Pozwól mi się nacieszyć tym szczęściem które on mi daje. Proszę. - Idź do niego jeśli musisz. I mam nadzieję że mi wybaczysz. - odeszłam najszybciej jak umiałam nagle wpadłam w ramiona Lysandra i wybuchłam płaczem. - No. Już. Spokojnie. - zadzwonił dzwonek a ja wracałam załamana i zapłakana do klasy. Siedziałam z Lysem. Castiel też przyszedł na lekcję ja widziałam że płakał nie wiem jak inni. Na następnej przerwie muszę się zapytać czy Lysio przyjdzie na kolacje. Tym razem dzwonek szybko zadzwonił. Poczekałam na Lysa przed klasą. I pociągnęłam go za rękaw kiedy wychodził. - Co jest? - zapytała ale ja zatrzymałam się na dziedzińcu akurat Alexy gadał z Iris. O ironio. - No więc. Mam propozycje. - He? - odwróciłam się w stronę brata a on pokazał mi kciuk - Moi rodzice chcą poznać dziewczynę Alexego... - Lys parsknął śmiechem - No i chciałam zapytać czy przyjdziesz jako mój książę. - Ależ oczywiście. - pocałował mnie - No i świetnie. - A teraz co będziemy robić? - No sama nie wiem... - podeszła do nas Iris - Ruri! Zostałam dziewczyną Alexego na dziś wieczór! - Wiem, wiem. - uśmiechnęłam się - Nie powiem to będzie... wyjątkowe. A no i Lysiu też będzie. - To super! A Armin? - Nie wiem czy Ramona się zgodzi.. - Kto? - zapytali oboje naraz - Haha. Dziewczyna którą ostatnio... Obracał. - Twój brat jest nie możliwy. Tak przy tobie.. - To długa historia kochanie. - Jasne. - pogadaliśmy jeszcze chwilę potem lekcja i kolejne. Przerwy mijały mi na przytulaniu z Lysem. Tak głównie to. Po szkole wróciliśmy szybko do domu i przygotowałam się żeby cały wieczór poświęcić Lysiowi. Przy okazji też się przebrałam. Miałam na sobie beżową sukienkę która była zapinana na napy. Przepasałam się czerwonym wąskim paseczkiem i założyłam czerwone koturny. Makijaż delikatny czyli troszkę pudru, rzęsy jedną warstwą maskary i malinowy błyszczyk. Byłam gotowa na 18:30. A co mi tam. Wygrzebałam czerwony komplet naszyjnik i kolczyki który dostałam od braci na urodziny i znalazłam jeszcze bransoletki. Usłyszałam dzwonek do drzwi. Zeszłam szybko na dół ale to Armin otworzył. - Cześć. - Castiel? - To nie jest najlepszy moment. - wycedził przez zęby mój brat. Stanęłam za nim a Castiel zmierzył mnie wzrokiem po raz enty. - Ruri możesz? - Nie może. Mamy spotkanie rodzinne. - Kurde stary opanuj już te nerwy. Jej się pytałem. - Nie mogę. Za chwilę przyjdą goście.
- No co? - Nic nic. Ty chyba jesteś dużo silniejsza psychicznie bo ja miałem ochotę mu przywalić. - Tak wiem. Teraz chodź pomożemy mamie. - Ok. - Właśnie a ty nie chciałeś nikogo zaprosić? - Wiesz jak ze mną jest. - Taak. - pomogliśmy mamie nakryć do stołu wkrótce przeszedł Lysio i Iris. Rodzice polubili nasze połówki wieczór minął bardzo szybko. Co lepsze jak tak sobie rozmawialiśmy to temat zszedł na to, że Armin nikogo nie zaprosił. Rodzice wyszli z tekstem, że jeżeli ma inną orientację to oni to zaakceptują i może przedstawić im ukochaną osobę. Alexy strzelił facepalma z taką skleją, że został mu ślad. Hahah. O ironio. Pomylili bliźniaków jeżeli o orientację chodzi. Kilka dni później mama sama nalegała żebym zaprosiła Lysia. No więc przychodził. Kiedy mama dawała mu spokój ja zabierałam go do siebie i trochę się całowaliśmy i w ogóle ale bez seksu. No i o to mi chodziło. Łączyło nas wszystko prócz tego jednego. Nie będziemy się spieszyć. A Castielowi wybaczyłam jesteśmy przyjaciółmi. Tak minął miesiąc. I wtedy coś się wydarzyło. Muszę sprawdzić jedną rzecz i mam nadzieję że będzie w porządku. Dzisiaj jest czwartek. Ze szkoły wyszłam od razu po zajęciach. Wsiadłam w porsche i zostawiając braci pojechałam do apteki. Tak. Srałam w gacie kiedy tam wchodziłam. |
Rozdział 13 (gru 1, 2013r)
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
- Dobry. - W czym mogę pomóc? - P-potrzebuję wiarygodny test ciążowy. - kobieta podała mi pudełko - Proszę. - zapłaciłam - Dziękuję. Do widzenia. - koniec wyszłam ale kiedy wsiadłam do auta zakręciło mi się w głowie tak, że mało co nie zemdlałam. Oparłam ręce na głowie, a łokcie na kierownicy. Siedziałam tak chwilę aż ktoś zapukał w szybę samochodu. Castiel. Otworzyłam szybę. - Wszystko w porządku? Trochę słabo wyglądasz. - Już ok. Dzięki. - Może mogę jakoś ci pomóc? - Nie. Idź do siebie. Nic mi nie będzie. - Ale jakby coś to mi powiesz? - Tak. Pa. - pomachał i uśmiechnął się on jest nadmiernie miły czasem mam ochotę go zapytać czy wszystko z nim ok. No nic. Odjechałam i gnałam do domu. Ehh. Tak udało mi się dotrzeć. Kiedy tylko weszłam do domu przywitałam się i pobiegłam do swojej łazienki. Wykonałam test zgodnie z instrukcją, a teraz czekałam na wynik. To pięć minut mi się dłużyło, ale zanim poznałam wynik Armin wpadł do pokoju. - Siostra? Jesteś tu? - Ta. - byłam nakręcona. - Wszystko ok? - wtedy zobaczyłam dwie kreseczki na teście. Wynik pozytywny. Opadłam na kibel. - Nie. - i popłakałam się. Kiedy zaczynało mi się dobrze wieść to coś musi się spieprzyć. Mój Boże. Ja... teraz do łazienki wszedł Armin. Widocznie coś do mnie mówił. Kucnął przede mną i jak to dobry brat wyciągnął plastik z mojej ręki. Przyjrzał się a potem popatrzył na pudełko. - O kurwa. Ruri.. - Wiem co to znaczy! - Ale czyje to dziecko? - Castiela. - Na pewno? - Tak. Spałam tylko z nim. I wychodzi na to że to pierwszy miesiąc i dwa tygodnie. - Czyli czas się zgadza. Ruri... - brat mnie przytulił miałam w nim wsparcie ale. Co teraz? - A mama mi mówiła żebym nie robiła nic głupiego. Mój Boże. - Poradzimy sobie. Wytłumaczymy rodzicom i Lysowi. - Co wy robicie? - Lysander. Nieee. Zderzenie z twardą prawdą. Teraz Armin mnie odsunął na odległość ramienia. Płakał. Był w tym samym stanie co ja. Nie wiedział co zrobić. - Lysander. - No powiecie mi o co chodzi? - a ja chlipnęłam a Armin spojrzał na niego swoimi zapłakanymi oczami. Ja nie dałam rady. - Ruri... Ruri jest w ciąży. - Co takiego? - Zobacz. - mniemam że podał mu test - Ale... - Castiel. - szepnęłam zanim dokończył - Nie. Proszę was nie... - ten też się załamał. A ja wybuchłam głośniejszym płaczem. - Co tu się dzieje? - Alexy do kompletu - Ruri jest w ciąży. - powiedział Lys beznamiętnie - Co?! - pisnął mój brat - Sam zobacz. - O kurwa! - podbiegł do mnie i mnie przytulił chyba już się popłakał. Pukanie do drzwi. - Proszę. - i tak gorzej być nie może - Co tu tak głośno? - spojrzałam w jej oczy była zmartwiona - Co się stało? - Mamo. Ja... ja jestem w ciąży. - Co?! Mój Boże! Dzieci. Mówiłam uważać... - Ale to nie moje dziecko. - powiedział Lys - To zaszła w ciążę z powietrzem? - Mamuś ona miała jeszcze jednego chłopaka między Natanielem a Lysandrem. - Wiecie kto? - Tak. - teraz złapał mnie stres przestałam oddychać albo nie. Nie mogłam nabrać powietrza dusiłam się. Zaczęłam kaszleć i szlochać naraz a potem straciłam kontakt. Obudziłam się w jakiejś sali. Miała kremowe ściany biały sufit a podłogi drewniane. Nie widziałam dużo więcej bo miałam przyczepione jakieś rurki. Czyli szpital? Na mojej ręce ktoś spał? I czułam też uścisk dłoni. Ścisnęłam a kobieta, mama natychmiast się podniosła. Zaczęła płakać chyba ze szczęścia bo się uśmiecha. - Chłopcy - szepnęła - Ruri się obudziła. - mama miała wielkie wory pod oczami jakby z tydzień nie spała. Nade mną pojawiły się kolejne trzy postacie. - Armin, Alexy, Lysander. - też wyglądali na zmęczonych a mój głos łamał się do chwilę. - Jak się czujesz? - zastanawiałam się nad odpowiedzią - Nie wiem. Co mi się stało? - Dostałaś zapaści. Lekarze nie wiedzą czemu dokładnie ale najbardziej prawdopodobne że przez stres. - Tak. Ostatnie co pamiętam to stres i brak powietrza. Ale co z dzieckiem? - Trzyma się. - Mamo zapomniałaś? - zapytał Alexy - No tak wybacz. Mają się dobrze. - Co? - i tak popłynęły mi łzy szczęścia - Siostra. Masz bliźniaki. - Armin się zaśmiał - Nie wiem czy się śmiać czy płakać. Swoją drogą czemu wy tak wyglądacie? - Siedzimy tu już cztery dni. Czekaliśmy aż się obudzisz. Nawet tata. Wziął wolne na trzy dni ale wciąż spałaś. - A jak on to przyjął? - Martwił się o całą trójkę. - ulżyło mi bo przecież jego zdaniem to popsułam sobie karierę ale nie tym razem Dzięki Bogu. Odetchnęłam. - Musimy zawiadomić lekarza. - Lysiu wyszedł z sali a mnie zrobiło się smutno - Kochanie. Myślę że będziesz musiała zostać jego przyjaciółką. - Nie chcę. - Dla dobra tych dzieci. Lysander raczej mimo że dżentelmen to nie podejmie się takiego obowiązku. - chłopcy pokiwali znacząco głowami - Porozmawiam z nim.- To nieuniknione tak samo jak ojciec dzieci musi wiedzieć że nim jest. - Swoją drogą pytał się mnie dzisiaj czy z tobą w porządku. Powiedziałem że tak. Ale nie wie nic o ciąży. - Jakby wiedział to byłby tutaj albo za granicą. - Hahah racja. - parsknął Armin - Powiecie mi kiedy stąd wyjdę? - wtedy do sali wrócił Lysio z lekarzem - Dzień dobry. - Witaj. Wyspana? - Tak jakby. - Świetnie. A ja się czujesz? - Znieczulona. - Czyli złapało cię odrętwienie. - Yhym - No nic. - przyjrzał moją kartę - Wyniki masz wzorowe. Więc robimy wypis bo z dziećmi wszystko w porządku. Tak więc. Żegnam wszystkich. - wyszedł - Ojej szybko. - To właśnie dobrze. Mamy jeszcze sporo spraw do załatwienia. - westchnęłam mama ma rację. Jeszcze tyle do zrobienia... Po 15 mnie wypisali. Mama prowadziła a chłopcy wspierali. Muszę zadzwonić do Castiela. Jak najszybciej. Wolałabym nigdy nie mieć takiej rozmowy na koncie ale co poradzić. Siódmy tydzień. Przed wypisem byłam na ginekologii. Dali mi zdjęcia i nagranie. Bicie dwóch małych serduszek. Kiedy to słyszałam nie mogłam powstrzymać łez. Nie mogę stracić tych dzieci. W końcu dotarliśmy do domu. Chłopcy i mama poszli odpocząć a Lys szedł za mną po schodach. Niestety objawy ciąży nadal nie ustały. Koszmarnie zakręciło mi się w głowie. Upadłabym ale Lys mnie złapał. - Uważaj. - szepnął mi do ucha wciąż był moim chłopakiem ale co ja mam teraz zrobić no? - Dobrze. - ruszyłam dalej ale Lys dalej nie miał zamiaru mnie puścić. Czemu on jest taki słodki? I tak wziął mnie na ręce i zaniósł do pokoju. Potem położył mnie na łóżku. A sam przy nim kucnął trzymając mnie za rękę. - Lys. - Ruri. Wiesz że naprawdę bardzo cię kocham? - Wiem. Ale? - Przepraszam. Cały czas o tym myślałem i po prostu nie mogę. Nie jestem gotowy. Jakby to były moje dzieci... może podszedłbym do tego inaczej. Ale teraz... nie mogę. Zrozum mnie. - Wiem. Staram postawić się w twojej sytuacji. I zrozumiem jeśli chcesz to zakończyć. - Wybacz mi naprawdę. - Lysiu. - położyłam rękę na jego policzku - Przecież to moja wina. Ja powinnam przepraszać. Tylko i wyłącznie moja wina. - on wziął moją rękę i przesunął sobie do ust a potem ucałował jej wnętrze. Patrzyłam na niego jak zaczarowana. - Więc. Zostańmy przyjaciółmi dobrze? - Jedna samotna łza spłynęła po moim policzku - Dobrze. - ostatni pocałunek a potem Lys poszedł zostawiając mnie samą z dwójką dzieci. Znowu bolało ale tym razem miałam świadomość że to z mojego powodu. I chyba dlatego bolało jeszcze bardziej. Płakałam. Długo płakałam ale w końcu chyba skończyły mi się łzy. Castiel. Muszę mu powiedzieć. Sięgnęłam po telefon i wykręciłam numer. - Halo? - Cz-Cześć. - mój głos brzmiał słabo. - Ruri. - Możemy się spotkać zaraz w parku? Muszę ci coś pokazać. - Jasne. Zaraz będę. - Dzięki. - rozłączyłam i jak byłam tak zabrałam zdjęcia laptopa i nagranie. Krzyknęłam że wychodzę i szłam. Nie wsiadłam do auta bo boję się że złapią mnie te nieszczęsne objawy. Droga i tak zajęła mi dziesięć minut. |
Rozdział 14 (gru 2 2013r)
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
Castiel siedział na ławce i palił papierosa. Był chyba niespokojny bo szło mu to bardzo szybko. Pobiegłam do niego i położyłam mu rękę na ramieniu. - Hu hu hu.Ale się zmachałam. - dodałam - Widzę że kondycję straciłaś. - Tak to jest jak cztery dni leży się w szpitalu. - Byłaś w szpitalu?! - Tak. - rozsiadłam się koło niego i wyjęłam komputer. - To co chciałaś mi pokazać? - do tej pory działałam ale teraz uderzyło we mnie to jak mi ciężko. Zrobiłam chyba jakąś ciekawą minę bo Castiel się uśmiechnął. - Chcesz powiedzieć jak bardzo mnie kochasz? - spuściłam głowę i zamknęłam oczy - Nie do końca... - Czyli jednak chodzi o coś związanego z nami. - zaśmiał się i odpalił kolejną fajkę a ja mimo że wiem że nie powinnam wyjęłam mu ją z ręki nie patrząc na niego pociągnęłam bucha. Potem kolejnego. - Oho widzę że coś poważnego. - Tak. Nawet bardzo. - No mów wreszcie! Nie będę tu siedział do nocy! - Jestem w ciąży. - ledwo się usłyszałam i pociągnęłam kolejnego bucha - Co kurwa?! - No tak. - i kolejny buch - Nie wierze... - wyciągnęłam zdjęcia i mu pokazałam. Wcześniej chciałam też nagranie ale juz nie mogłam się ruszyć. Jednak bucha mogłam wziąć. - Jaka pewność że to moje? - Siódmy tydzień. Poza tym z nikim oprócz ciebie nie spałam. - wydukałam - Usuń je. - oddał mi zdjęcie - To są bliźniaki. - Jeszcze lepiej! - wyjął kolejną fajkę i sam teraz palił a ja wzięłam kolejnego bucha - Nie chcę ich zabijać. Poza tym mogę mieć potem problemy z ponownym zajściem w ciążę.- Nie obchodzi mnie to! Nie chcę niszczyć sobie życia! Usuń a jak nie to radź sobie sama! - Nie dam rady sama! - Więc usuń! - Mam zabić Bogu dusze winne dzieci?! - Co to za problem?! Wiele dziewczyn w twoim wieku tak robi! - Nie jestem jedną z tych wielu! - To zostaw w szpitalu! Nie obchodzi mnie co z nimi zrobisz! Zostaw mnie w spokoju! - i odszedł a ja... ja płakałam do późnej nocy bracia dzwonili do mnie na zmianę ale nie odbierałam kiedy w końcu udało mi się zebrać ruszyłam do domu. Szłam sama nocą przez ciemny park jeszcze w dodatku miałam laptopa. Mimowolnie przyspieszyłam. Zobaczyłam zarys jakiejś postaci. A daleko za nią jeszcze jedną. Człowiek zbliżał się do mnie a w jego ręku coś błysnęło. Szłam uparcie dalej ale kiedy mieliśmy się minąć ten ruszył na mnie i wbił mi coś w brzuch a potem jeszcze raz. Rzucił mnie na ziemię a ja nie mogłam się ruszyć. Chyba chciał zadać jeszcze jeden cios i udało mu się przeciął mój policzek. Kucnął nade mną i się śmiał. Popłynęły mi łzy. Wtedy ktoś go zabrał. Przekręciłam głowę i zobaczyłam jak jeden facet leży przybity do ziemi przez drugiego. Potem mój wybawca albo nie. Podszedł do mnie. Przycisnął rękę do mojego brzucha. I dzwonił po karetkę. Byłam przytomna cały czas. Ale wszystko działo się w innym tempie. Potem usłyszałam jak mówi do mnie. - Hej wszystko będzie dobrze. Powiedz coś. - to... to był mój brat - A-Armin? - Cholera. Ru karetka zaraz będzie. Nie odpływaj. Rozmawiaj ze mną. - Co... tu...robisz.- Szukałem cię bo nie odbierałaś. - Brzuch... mnie... boli. - Wszystko będzie dobrze. Na pewno. - Dzię...kuje. - Hej. Zostań ze mną. - usłyszałam karetkę w oddali chyba nie byli tak daleko jak myślałam bo zaraz uderzyło mnie światło jej wnętrza i głosy sanitariuszy. Jeszcze Armin jechał ze mną. Nie wiem co się stało z tamtym mężczyzną. Kiedy dotarliśmy do szpitala usłyszałam że wszystko będzie dobrze i coś o operacji. Potem założyli mi maskę i odpłynęłam. Obudziłam się w sali szpitalnej. Armin siedział przy łóżku. - Obudziłaś się. - Tak. Co się stało? Kto to był? Która godzina? - Jest po pierwszej. Nie spałaś długo. Policja powiedziała że to jakiś facet którego szukali. Atakował dziewczyny nożem. A ty miałaś operacje i już wszystko w porządku. Nie naruszył ważnych narządów. A USG ma być jak się obudzisz. - Żeby tylko było w porządku... - Na pewno. Pójdę po lekarza. - wyszedł na minutę i wrócił z doktorem. - Jak się czujesz? - Dobrze. Ale co z ciąża? - Zabierzemy cię teraz na badanie. - po chwili pojawiła się pielęgniarka ze sprzętem i lekarka. Pani doktor sprawdziła co z ciążą. - Nie martw się. Wszystko jest dobrze. Przestępca trafił dużo wyżej. To na pewno nie był atak od którego mogłoby dojść do poronienia. - Dzięki Bogu. - Jednak zostawimy cię na obserwacji. Następne 24h będą znaczące dla ciebie. - Dziękuję. - Ratowanie to nasza praca ale jest w tym coś wspaniałego. - Uśmiechnęła się - Myślę że nie masz się o co martwić. - położyła mi rękę na ramieniu a potem wyszła. Pielęgniarka poprawiła mi wentyl i też poszła. Zostałam z Arminem. - Widzisz. Wszystko w porządku. - Tak. Całe szczęście. - Co ty robiłaś w tym parku o tej porze? - Spotkałam się z Castielem. - No i co? - Powiedział że go to nie obchodzi. Że mam usunąć ciążę albo radzić sobie sama. - Kurwa mać! Seks mu się podobał ale odpowiedzialności za własną robotę to już nie chce wziąć! Zachował się jak gówniarz. - Fakt. Armin ja nie dam rady sama. - popłynęły mi łzy - Nie będziesz sama. Ja Alexy mama nawet tata. Będziemy przy tobie. - To miłe. Ale dziecko musi mieć ojca. - Wiem. Myślę że on jeszcze przyjdzie do ciebie. Daj czas. - Nie wiem. Właśnie a mówiłeś rodzicom? - Mam cię pilnować. - Czyli też śpisz tutaj. - Tak. Więc się posuń. - zrobiłam mu miejsce i zasnęłam. Rano Armina nie było obok mnie. Jednak wszedł tutaj po jakimś czasie. - O wstałaś. - Tak i czuję się dobrze. - Słuchaj. Ja mam sprawę do załatwienia jak wszystko pójdzie dobrze to przed południem wyjdziesz. - Jasne. To na razie. - wyszedł *Armin* Skierowałem się od razu do parku. Wiedziałem że będzie tam na spacerze z psem. No i nie myliłem się. Podbiegłem do niego i złapałem za kurtkę. - Czego?! - Ty skurwysynu. - Czego? Siostrzyczka wypłakała ci się w rękaw? - Nie. Przy mnie nie płakała. Za to przez ciebie leży w szpitalu. Mogła poronić. - Skoro mogła to czemu nie poroniła co?! - nie wytrzymałem i przywaliłem mu dwa razy z pięści - Przypłacając za to życiem co?! - Zatoczył się dwa kroki a ja go puściłem. - Jak to życiem? - Gdyby nie było mnie w tym parku to mogłaby umrzeć! Jesteś sukinsynem i tyle! - Ale o co ci kurwa chodzi?! - Zostawiłeś ją a potem jakiś koleś zaatakował ją nożem. Tak czuj się winny. I wiesz co? Bez ciebie poradzi sobie z dziećmi bo ma nas. - nadal wkurwiony odszedłem zostawiając go tam. *Castiel* Stałem przez chwilę jak słup. Zaatakowana? Nożem? Armin miał rację to moja wina. Nie byłem z psem więc od razu poszedłem w stronę szpitala. Musi być w tym niedaleko. Cholera no. Nie chcę tych dzieci ale w końcu są moje. I do tego ten nożownik. Zanim wygrzebałem się z myśli byłem już w recepcji. - Przepraszam jest tutaj... - Ruri? - pielęgniarka już tak dobrze ją znała? Jak często on bywa w tym szpitalu? - Tak. Ktoś z rodziny? - Ja... jestem ojcem jej dzieci. - Rozumiem. Proszę za mną. - Nie prowadziła mnie na oddział. Za prowadziła mnie pod drzwi z napisem badnia. O co chodzi? Weszła i wprowadziła mnie. - Pani doktor. To jest... - Castiel?! - zapytała zdziwiona Ru. Hehe. No co kurwa nie spodziewałaś się mnie tak wcześnie. - Kochanie znasz go? - zapytała jak mniemam pani doktor - Tak. - odwróciła głowę nie chciała na mnie patrzeć? Dopiero teraz zobaczyłem że na policzku ma opatrunek i leży na fotelu a pani doktor robi jej badanie USG - To ojciec moich dzieci. - rzuciła z pogardą. Bez wątpienia jest wściekła. - Chcesz żeby został? - Ru. Proszę. - popatrzyłem na nią błagalnie ale ona i tak tego nie widziała. |
Rozdział 15 (gru 3, 2013)
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
*Ruri* - Niech mu będzie. - rzuciłam z jeszcze większą pogardą niż wcześniej. Po co on tu przylazł?! Anna (pielęgniarka) zostawiła nas w trójkę. Ten za to podszedł bliżej. Doktor Lee spojrzała na mnie znacząco - Kontynuujemy? - Tak. - No to proszę siadaj. - wskazała mu stołek. Ten usiadł czułam jak na mnie patrzy ale starałam się nie zwracać na to uwagi. Patrzyłam na ekran. Lee zaczęła poruszać tą głowicą i obraz się zmieniał. Castiel złapał mnie za rękę wtedy popatrzyłam spokojnie na niego. Był jak zbity pies poza tym miał ślad na policzku. Ciekawe to bardzo. - O patrzcie jest. Tutaj. - wskazała na ekranie punkt a ten spojrzał i mocniej ścisnął mnie za rękę. - Chcesz posłuchać serca? - to nie było pytanie do mnie - Tak. - co mu się kurwa stało przez te noc? Przespał się z tym i postanowił zostać tatusiem? Lee włączyła dźwięk było słychać to szybkie bum bum bum bum na całej sali. - A teraz drugie. - przedstawiła główkę i było słychać spokojniejsze bicie serduszka spojrzałam na niego i nie uwierzyłam. Miał łzy w oczach. - Co ci się stało? - wypaliłam a Lee się zaśmiała - Kochanie to normalna reakcja. Praktycznie każdy facet płacze za pierwszym razem. No dobra. Wszystko jest w porządku. Idziesz do domu. - Szczerze mówiąc to już polubiłam to miejsce. - Będziesz nas często odwiedzać. Ciąże bliźniacze są skomplikowane. Trzeba ich dobrze pilnować. - mówiła wyłączając sprzęt a Castiel nie wiem co sobie myślał ale chyba se przyszył tę rękę do mojej.- To dobrze mogę was częściej odwiedzać. - Naprawdę polubiłam dr.Lee i Anne one mnie prowadziły - Zazwyczaj kobiety mówią że mają dość szpitali. - wytarłam sobie brzuch i wstałam z fotela koszulka sama mi opadła - Nie wiem jak mogą mieć ciebie dość ale nie komentuje. Cas. Puść już moją rękę co? - Nie. - Jak to nie? - Haha. Patrz nie jest z niego taki zimny drań jak mówiłaś. - ups Castiel się zarumienił - Haha. Musiał dostać po pysku żeby oprzytomnieć? - przekręciłam jego głowę trzymając delikatnie za podbródek - No co jest? Taki wygadany zawsze a teraz nie dość że płacze to jeszcze niemowę udaje. - Daj mu chwilę. Chyba wszystko do niego powoli dociera. - To... naprawdę moja robota? - Nie. Księdza. Lee masz tu lód? Przecież on zaraz spuchnie jak bańka. - Weź woreczek jest tam w lodówce. - powiedziała wpisując coś w dokumenty a ja wzięłam lód i przyłożyłam go do jego policzka - Castiel. Teraz słuchaj. Jeszcze raz powiesz o naszych dzieciach że to robota a nie ręczę za siebie. - Ups. - Lee znowu się zaśmiała a ten nadal nic - Dobra. Gotowe. Kartę zabieram. Tu masz wypis i receptę. - podała mi kartki - Dzięki. - To ja was zostawiam. - poklepała Casa po ramieniu - Wstawaj chłopie bo ona cię tu zostawi. - Haha. Nie widzisz że jest bliski zatrzymania? - Jakby co to ty robisz reanimacje. - Nigdy w życiu. Haha. - Dobra. Żegnam państwa. - i wyszła - Kotek. Chodź już stąd. O patrz już Armin po mnie dzwoni no. Chodź stąd. - Ty. Ty mi wybaczasz?- Tego nie powiedziałam ale i tak chyba nie mam wyjścia. - Ru. - wstał jest sukces. I przytulił mnie o nie. Tylko bez takich że się poryczy a właśnie telefon - No halo? - Gdzie jesteś? - Już idę mam wypis. Spotkamy się w recepcji ok? - Ta. Wezmę twoje rzeczy. - Dzięki. - Armin? - Tak. Chodź już bo się wkurzy. - pociągnęłam go za rękę i udało mi się dotrzeć tak do recepcji posadziłam go na jednej z ławek. I poszłam do Anny. - No i jak tam kochanie? - Mam już wypis. - Hehe. To jak wpadniesz wieczorem z nowymi obrażeniami? - Mam nadzieję że nie. - No ja też. Więc do następnego. - Tak. Cześć. - odeszłam i Armin przytulił mnie od tyłu - I jak tam siostra? - Wszystko w prządku. - No to świetnie idziemy? - Poczekaj. Patrz. - wskazałam orangutana - Oooo a ten co? - Anna wprowadziła go na badanie bo przyszedł. Możesz wierzyć lub nie ale jak usłyszał bicie serduszek to się popłakał a teraz tak o. Chyba zamurowało go. Poza tym czy ta ważna sprawa to nie było obicie mu buźki? - Miałem tylko pogadać ale nie wytrzymałem. - Ehh. Faceci. No. Bo trzeba go stąd zabrać... - Haha. Ej ruda małpo! Idziesz z nami? - Przestań. Trochę mi go żal. - podeszłam do rudzielca - No chodź. Mam to nagranie. Będziesz mógł sobie go słuchać. Ale chodź. - spojrzał na mnie. Sama nie wiem jak to określić... pociągnął mnie do siebie i wyszeptał mi - Przepraszam. Teraz nienawidzę siebie za to co ci wczoraj powiedziałem. - Co to za szepty he? - zapytał Armin - Dzięki że mi powiedziałeś.- Myślałem że ją chociaż przeprosisz. Ale skoro już wpadłeś na badanie... - Tak. Póki nie wszedłem do tamtej sali... byłem dupkiem. - Fakt. Teraz pójdziesz z nami czy nie?! Do jasnej cholery! - wyminęłam Armina i wyszłam ze szpitala odetchnęłam świeżym powietrzem i się uspokoiłam. Oparłam się o barierkę. Zaraz poczułam chłód. No tak teraz robiło się zimniej w końcu jest końcówka jesieni. Vrr. Przeszedł mnie okropny dreszcz. A potem ciepło. - Chcesz się przeziębić? - Castiel mnie przytulił - Boże Święty na was naprawdę słowa działają tylko wtedy kiedy się wkurwię. - A ty wiesz że nie powinnaś się stresować? - Nie da się. Moje życie zawsze będzie pełne stresu. - Będziemy musieli to zmienić. - Jasne... - Gołąbeczki chodźcie już. - A widzisz braciszku jak to fajnie? - Tak tak. Chodź bo mama mnie zabije. - To jak teraz jesteś moją dziewczyną? - szepnął mi do ucha Castiel a mnie jakby owiało - Dajmy sobie czas dobrze? - nie byłam gotowa na związek z nim szczególnie że wczoraj rozstałam się z Lysandrem. - Taxi już jest.- wypalił Armin chyba był na tyle daleko że nie słyszał o czym rozmawiamy. - Dobrze. - powiedział po chwili zastanowienia a potem wsiedliśmy do taxi i jechaliśmy w ciszy. Ale nie myślcie sobie. Castiel mnie nie puścił. Cały czas tulił mnie do siebie. W końcu zaczęło mnie to trochę irytować ale postanowiłam nie robić mu przykrości i nie odepchnęłam go. W końcu dotarliśmy i mnie puścił. Tak! Nareszcie! Jestem wolna! Uśmiechnęłam się pod nosem. - Co się tak uśmiechasz? - a! Armin zabiję cię za to pytanie! - Hehe. Nic nic. - Wchodzisz do nas? - wypalił Armin znowu... zaczyna mnie to nudzić. No Castiel czekam z niecierpliwością. - Mogę wejść. - i co my będziemy robić co? Weszłam do domu i uderzył mnie głos mamy. - Kochanie jak się czujesz? Przepraszam nie mogłam pójść do ciebie. - Już dobrze. Nic mi nie będzie. - Całe szczęście. Martwiliśmy się. - Przepraszam mamuś. - przytuliłam ją - Ważne że już dobrze. - potem szepnęła - Ale Armin i Castiel się pogodzili że tu przyszedł? - Mamuś Castiel jest ojcem. - oderwała się ode mnie gwałtownie - Co? - była tak zaskoczona że nie wiedziałam co powiedzieć więc spuściłam głowę ale ona poklepała mnie w policzek oczywiście lekko. - Haha. Nie mogę być zła. Skoro tu przyszedł to znaczy że zaakceptował ciążę? - cały czas szeptała więc tylko ja ją słyszałam. |
Rozdział 16 (gru 22, 2013)
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
- Już tak. Na początku kazał mi spadać ale dowiedział się że jak mnie zostawił wylądowałam w szpitalu i przyszedł dzisiaj akurat w czasie badania. Anna go przyprowadziła a potem jak zobaczył i usłyszał serduszka. Popłakał się. - Haha a wiesz że ze mną i twoim ojcem było podobnie? - Naprawdę?! - byłam strasznie zdziwiona - Haha no tak. Wiesz co jest jeszcze śmieszniejsze? Miał ten sam styl co Castiel tylko ciemnozielone włosy. - Hahaha naprawdę? - Tak. No nic. Pogadamy o tym później pokażę ci stare zdjęcia. - O czym tak rozmawiacie? - zaciekawił się Armin - Haha nic nic. Tata ci kiedyś powie. - poklepałam go po ramieniu...i zwiałam do pokoju. Szybko wskoczyłam pod prysznic. Wreszcie. Nie myłam się od pięciu dni. Jakież to było cudowne uczucie. Posiedziałam tak trochę i wyszłam. Nie zdziwiło mnie jak zobaczyłam rudzielca w moim pokoju. Leżał sobie na łóżku i wpatrywał się w sufit. Przeszłam w ręczniku do garderoby. Ubrałam się. Czułam się lekka i odświeżona. Wyszłam z garderoby i popatrzyłam na niego. Odwrócił głowę i gapił się na mnie. - No i jak lepiej? - Dużo... - podeszłam do łóżka - ..posuń się. - i położyłam się a on usiadł - I co będziesz teraz robić? - Nie wiem. Jutro muszę iść do szkoły. Uczyć się? - Haha. Zostało ci to w nawyku co? - No. Rutyna. - Tak. - Chcesz zobaczyć nagranie? - Jakie? - Miałam ci wczoraj pokazać ale tak się wkurzyłeś że zapomniałam. - wyciągnęłam spod łóżka komputer. Armin rano go tu przyniósł. Włączyłam płytę z pierwszego badania i mu podałam. - Zgrywają to na płytę? - No. Jako pamiątkę. Haha. Ewentualnie można podrzucić chłopakowi. - To nie jest śmieszne. Nadal nie wiem co będzie dalej. - Jesteś mężczyzną czy nie? Tak na chłopski rozum. Damy radę. - Twoi rodzice to zaakceptowali ale co z moimi? Już sobie wyobrażam. Tym bardziej że wracają. Dzisiaj w nocy. - Wooow. Czyli jutro będzie poważna rozmowa. - No i będziesz tam ze mną. - Oooo nie w to mnie nie wciągniesz. - Czemu? - Sam im powiesz. - Jesteś okrutna. - No a co ja mam tam robić? - Wspierać mnie. - To nie jest nic strasznego. Wiesz co ja tu przeżyłam? - Nie wyobrażam sobie. - Musiałam powiedzieć mojemu chłopakowi że jestem w ciąży ale nie z nim. - O właśnie. Przypomniałem sobie że będę musiał... - Masz dziewczynę?! - byłam zła zdziwiona i urażona. Czy nie mówił mi że mnie kocha? - Nooooo... - Egh. Powiedz mi chociaż że ona nie przyjdzie do ciebie i nie powie ci że jest w ciąży bo tego nie zniosę. - Nie. Brała tabletki. Za to ja też się zabezpieczałem. - No masz szczęście. - Haha. A co byłabyś zazdrosna? - Na pewno nie zazdrościłabym tobie. Najpierw musiałbyś wybrać a potem płacić alimenty. - Boli jak to mówisz. - Pff. - A poznasz chociaż moich rodziców? - Eeee. Będę musiała. - Fakt. No a o czym gadałaś z mamą? - Hehe. No zdziwiła się jak cię zobaczyła więc jej powiedziałam. O wszystkim. - O Boże. No i co? - Śmiała się. - Ze mnie? - Nie. Z całej sytuacji. Bo widzisz. Nasza mama była całe trzy miesiące młodsza kiedy zaszła w ciążę. A teraz powiedziała mi że tata zareagował podobnie na takie wieści. Poza tym miał ciemnozielone włosy. - Czyli... - Tak też miał rockowy styl. - Naprawdę? - No. W końcu każda kobieta wychodzi za swojego ojca. Słyszałam to w jednym filmie. - Haha. Może i racja? - To znaczy że staniesz się surowym ciężko pracującym tatusiem. - Jak będę tyle zarabiał to nie ma sprawy. Chodź tu pewnie będzie inaczej. Dostanę firmę po rodzicach. - A no tak. - Która godzina? - W pół do pierwszej. - Demon. Muszę z nim wyjść na spacer. - I mówisz mi to bo mam iść z tobą? - Chciałem zapytać czy chcesz się przejść. - Aaaa. No mogę o ile nie zostawisz mnie kolejnemu nożownikowi. - Nie ma szans. Nawet na ciebie nie spojrzy. Właśnie a czemu się nie broniłaś? - Nie miałam jak. Ciemność i wziął mnie z zaskoczenia. Wbił mi nóż dwa razy w brzuch i przeciął policzek. - O matko... - Gdyby nie Armin... ciężko by było ale ważne że im nic nie jest. - dotknęłam brzucha a potem zdziwiłam się jak nigdy. Cas położył mi rękę nisko na brzuchu i patrzył się jak zaczarowany. - Hej. Obudź się. Nie zastygaj jak w szpitalu bo tego nie wytrzymam. - Nie martw się. Z każdą chwilą mi z tym lepiej. Po prostu to takie dziwne. Prawie niemożliwe. Dwa takie małe serduszka a tak mocno biją. - Wiem. Też płakałam. Ale ty się nie rozczulaj. Płacz jakoś nie pasuje do takiego buntownika jak ty. Haha beksa jest mniej pociągająca. - Oh więc jestem pociągający? - No jakby nie patrzeć... - Kobieto kusisz. A miałem ci dać czas. - Hehe. Tak łatwo skusić faceta. W moim przypadku wystarczy sam wygląd. - O tak. Szczególnie że ci cycki urosły. - Serio? - spojrzałam na piersi no rzeczywiście są dużo większe jak to możliwe że tego nie zauważyłam? - No. W porównaniu z tym jak wyglądałaś w pierwszej klasie liceum... - A tak w ogóle to gdzie ty się gapisz co?! - Eeee… - Dziewczynie patrzy się w oczy! - No jakoś tak... - Haha. Zakłopotany. - Phi! Chodź już bo będę miał sprzątanie. - Jaasne. - podniosłam się i wyciągnęłam z garderoby beżowy ciepły płaszcz i botki na koturnie. Miałam czarne leginsy na sobie więc fajnie to wyglądało. - Idziemy na pieszo? - A no. Prawie pięć dni leżałam w szpitalu. W końcu zostanę się na dobre. - Wątpię czy z bliźniakami będziesz mogła leżeć. - No tak. Ale teraz. Czas rozprostować kości. - No dobra. Skoro ma ci pójść to na zdrowie... - Na pewno. - wyciągnęłam go z domu i szliśmy przez ten nieszczęsny park. Kiedy mijaliśmy tamto miejsce było widać ślady krwi. Aż przełknęłam ślinę. - Co jest? - zauważył? - Bo... to jest to miejsce. Wczoraj... - on przytulił mnie mocno - Hej jestem z Tobą. Po prostu tam nie patrz ok? - Yhym. Ale nie tak mocno bo mnie udusisz. - Oj przepraszam. - no i teraz było dobrze. Zostawiam to miejsce daleko za sobą i tyle. Odsunęłam się od Casa i szłam sama. To było takie nie na miejscu. Lysander. Nadal chodzi mi po głowie. Ehh. - Ruri! - odwróciłam się. |
Rozdział 17 (gru 25, 2013)
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
Roza mnie wołała i dobiegła do nas. - Cześć. - Hej. Ruri. Musimy pogadać. - Coś się stało? - Ja chciałam zadać to pytanie. Lysander. Pokłóciliście się? - spuściłam głowę i co ja mam powiedzieć - To.. to moja wina. My rozstaliśmy się... - Co takiego?! Ruri! Musisz to odkręcić! - Nie da się. - Widziałaś ile razy ja i Leo.. - Roza. Ja jestem w ciąży. - Castiel wziął mnie za rękę - I Castiel jest ojcem... - Czekaj czekaj. Ty go zdr... - Nawet nie kończ! Uważasz mnie za jakąś dziwkę?! - Nie. Przepraszam. - Poza tym. Nawet gdyby taki posrany pomysł wpadł mi do głowy to jestem w siódmym tygodniu. - Więc rozumiem... - Rozstaliśmy się pokojowo ale mimo to jest to dobijające. - Roza mnie przytuliła. - Hej. Gratuluję wam. Tym bardziej że Castiel ma jaja i ci pomoże. - Haha. Nie uwierzysz czemu się zgodził. - Coo? Czyli nie od razu chciał dziecka? - spojrzała na niego bardzo groźnie - Hahaha. Roza. To bliźniaki. - No jeszcze lepiej. I chciał cię zostawić? - A wiesz że tak? - To skąd ta zmiana zdania? - Wylądowałam w szpitalu. A rano Armin mu powiedział że prawie nie umarłam więc przyszedł. Akurat w czasie USG. - Jak to prawie umarłaś? - Chodźmy to ci opowiem. Bo Demon naprawdę nie wytrzyma. - Zamierzasz mnie pogrążyć? - dopytał Castiel - No najpierw zachowałeś się jak rasowy dupek. Ale wybaczam ci to. Nie mam wyjścia. - Phi. - wzięłam Rozę pod rękę - No więc zostawił mnie tutaj samą w tym parku a jak wracałam załamana i po ciemku do domu zaatakował mnie nożownik. - Co matko to dlatego masz ten opatrunek. - No tak. Zaatakował mnie też w brzuch ale za wysoko więc na szczęście nie poroniłam. No i Armin wyszedł mnie szukać i akurat był w parku kiedy tamten koleś mnie zaatakował więc mnie uratował. Przeszłam operację bez powikłań maluchy żyją i jest ze mną dobrze. No a Castiel jak już dostał po pysku od Armina i przyszedł do szpitala na to badanie. Nie uwierzysz. - Nie no mów bo zaraz pęknę z tych emocji. Ty to masz ciekawe życie. - Haha. No jakby nie patrzeć. Ale siedział koło mnie i trzymał mnie za rękę a jak zobaczył i usłyszał serduszka. Popłakał się i zmienił zdanie. Tak się wzruszył że nie chciał wyjść ze szpitala aż w końcu się zabrałam sama i wyszłam. Wtedy do nich dotarło. No potem wróciłam i mama się pyta czy Armin i Cas się pogodzili ze przyszedł a ja do niej ze on jest tatusiem... - Nadal dziwnie się czuję jak mówisz o mnie jako o tatusiu. - Nie przeszkadzaj mi. No a mama zaczęła się śmiać wierzysz? - Moja mama chyba by mnie zabiła. - A nie zrobiła tego bo powiedziała mi że mój ojciec miał rockowy styl i ciemnozielone włosy. Wierzysz? Poza tym moja mama była w moim wieku jak zaszła w ciążę. - Hahahaha. No nie wierze. Najpierw Castiel płakał a potem okazuje się że historia się powtarza. - Każda dziewczyna wychodzi za swojego ojca hę? - dodał Cas - Akurat nie chciałam tego mówić. Ale to chyba prawda. - No cóż ale ślubu to jeszcze nie bierzecie co nie? - A nie nie. - powiedziałam szybko - My nawet nie jesteśmy parą. - Nie kumam. - Roza no! Pomyśl chwilkę co? Nie chcę się spieszyć. - A nooo już rozumiem. - Hahah. Baby. - Castiel wziął papierosa i odpalił - Tak. Jasne że możesz palić w obecności kobiety w ciąży. - Hoho. Coś myślę że to będzie najgorsze pół roku w twoim życiu. - powiedziała do Castiela - Wystarczy że się odsuniesz. I będziesz palił na balkonie albo coś. - Patrzcie jaka ona niewymagająca. - jęknął - Wasze życie będzie bardzo ciekawe. No nic ja spadam. Muszę się zająć mieszkaniem. - Do zobaczenia! - Narka! - Ta cześć. - kiedy Roza pobiegła w swoją stronę to już szybko dotarliśmy do domu Castiela. Tylko że przed domem czekała na nas niespodzianka. Mianowicie ta jego panna. - O kurwa. - siedziała w samochodzie a kiedy nas zobaczyła wyskoczyła z niego - Caaaastiel! - krzyknęła tak słodko że mało się nie porzygałam - Cześć. - oj odbiła się o kamień - Co się stało kochanie? Kto to? - nie mogłam ze śmiechu jego mina ratunku - Castiel może wejdziemy do domu i wszystko wytłumaczysz swojej dziewczynie? - zaproponowałam jak opanowałam śmiech - Czemu się nie odzywasz? A ty kim ty jesteś? - No widzisz... to długa historia i myślę że należą ci się wyjaśnienia. - popatrzyłam na niego znowu stał jak słup soli. Wszystko tylko nie to! Podeszłam do niego i poklepałam po policzku - Ej rudzielcze. Otwieraj wchodzimy. - wyjął klucze i otworzył a potem dom. Weszliśmy no i ten zapach. Zemdliło mnie. Może i dobrze. - Wiecie co. To wy sobie pogadajcie a ja muszę. Bliźniaki dają o sobie znać... - pobiegłam do łazienki i ledwo co zdążyłam wypłukałam usta i wróciłam na korytarz. Rozebrałam się z płaszcza i zajęłam buty a potem weszłam do salonu a raczej oparłam się tylko o drzwi. Castiel spojrzał na mnie niepewnie. - No co się na mnie gapisz. Mów co masz gadać. - Myślałem że będę miał więcej czasu. - No o co chodzi? - zdenerwowała się. A ja podeszłam i usiadłam na sofie - Słuchaj. Ja jestem Ruri. - Amanda. - I byłam partnerką Castiela. - Skoro byłaś to co tu robisz? - Nie zdziwiłabym się gdybyśmy poznały się w innych... - Po prostu z nami koniec Am. - wypalił Castiel - Jak to koniec? - Muszę zająć się Ruri. - Nadal nie rozumiem. Starasz się rozwalić nasz związek? Wstała z pufy i podeszła do mnie z groźną miną. - Jeśli myślisz że tylko czekałam na to żeby rozwalić wasz związek to się grubo mylisz. Przed oczami błysnęły mi tylko jej paznokcie a moja ręka trzymała jej nadgarstek. Wykorzystałam tę sytuację i wstałam. Naciągnęłam jej dłoń tak by zmusić ją do klęczenia. I tak się stało. - Wiesz że nie powinnaś unosić ręki na ciężarną? - Ała. Głupia jesteś złamiesz mi rękę. - Ru. Nie przesadzasz? - patrzcie raczył wtrącić swoje zdanie za to spiorunowałam go wzrokiem i puściłam Amandę. - Rzeczywiście. Ja przesadzam. - wyszłam z salonu i zaczęłam zakładać buty - Ruri... - Czego chcesz? - Co ty robisz? - mówił błagalnie - Chciała mnie uderzyć a ty jej bronisz. Jestem w ciąży więc może lepiej będzie jak sobie pójdę i nie będę narażać się na stres. - Nie idź. Słyszysz? - podszedł do mnie i mnie objął - Zostaw mnie. - warknęłam - No już uspokój się. - dotknął mojego brzucha. - Zamierzasz wreszcie coś zrobić czy mam za ciebie cały czas gadać? - Daj już spokój. Niepotrzebnie walczysz nie wiadomo o co. - Cas... - poczułam zawroty głowy - Nie. Teraz mnie słuchaj. Wiem że jesteś poddenerwowana i tak dalej ale... - Mam zaw... - no i nie skończyłam bo zemdlałam |
Rozdział 18 (gru 25, 2013)
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
- Ruri? Cholera. - zemdlała podniosłem ją delikatnie i zaniosłem do sypialni potem wróciłem do salonu Amanda siedziała na podłodze i masowała nadgarstek. - Nic ci nie zrobiła? Wiem jaką ma siłę. - przykucnąłem i zobaczyłem czerwone ślady - Nic mi nie jest. A co? Zamknąłeś ją w szafie że nie szczeka? - warknęła - Zemdlała. Jest w ciąży więc to normalne. - Skąd w ogóle masz pewność że jest w ciąży albo że to twoje dziecko? - Byłem z nią w szpitalu a data zgadza się co do doby. - Ale co ci się stało zawsze byłeś pewny siebie i wręcz arogancki a teraz jesteś jak szczeniaczek. - wstała i patrzyła na mnie dziwnie - To chcesz żebym na ciebie nawrzeszczał i wykopał za drzwi? W sumie i tak nie wiem czemu cię tu wpuściłem. Zostałaś moją dziewczyną tylko dla seksu i tak do ciebie nic nie czułem bo to ją kocham. Dzieciaki nie były mi na rękę ale są moje i chce je wychować. Zrozum kobieto że i tak nic nas nie łączyło. - A co jak ja jestem w ciąży? - W takim razie to nie moje dziecko. Ja się zabezpieczałem i widziałem że bierzesz tabletki a jak nie to były gumki. - Phi! Ale z nią się nie zabezpieczałeś! - No zdarza się. - No jakże skromne. Jakiś ty odpowiedzialny. - Ale ja ci szczerze powiedziałem że Cię nie kocham. - A ją kochasz bo ci bachora urodzi? Gdzie była przez ten miesiąc? - Ile się znamy? - Miesiąc. - Ruri znam trzy lata. Jest siostrą mojego kumpla i chodzę z nią do klasy. Nie dość że przerasta cię urodą i jeszcze ma idealny charakter i hobby. Jednym słowem jest idealna. Jak dla mnie to nawet do pięt jej nie dorastasz. Może znajdzie się taki co cię pokocha ale to nie ja. Mam już ideał. - Nie dorastam jej do pięt? Ty w ogóle przyjrzałeś jej się?! - Ona jest naturalna a ty miałaś jakieś kosmetyczki czy inne… ja nigdy nie słyszałem żeby Ruri szła do kosmetyczki. Byłaś ze mną na wyścigach. Przegrałaś wtedy moją kasę. A Ru. Nie dość że wygrała kasę i jeszcze samochód. - Czyli liczysz na to co ona wygra. - Dobra. Mam dość. Nie będę ci już więcej gadał. Zabieraj swoje rzeczy i spadaj.
Kiedy się obudziłam byłam w sypialni Castiela. Poszłam po cichu do salonu. Słyszałam już tylko że Cas każe jej się wynosić. Stanęłam w drzwiach. Widać nie spałam długo. Oboje popatrzyli na mnie. Ona wściekła a on miał twarz ściągniętą w nerwach. Chyba. Wtedy telefon zawibrował w mojej kieszeni. Zeszłam z przejścia i odebrałam. - Halo? - Gdzie ty jesteś? - usłyszałam Armina - U Castiela. - Po co? Teraz nie możecie się rozstać na minutę? - Nie o to chodzi. Pogadamy jak będę w domu co? - Dobra a dasz mi go? - Jasne. - na powrót stanęłam w drzwiach - Widzisz? Przecież ona kłamie. - szepnęła ta Amanda - Castiel do ciebie. - rzuciłam mu telefon - Halo?... No przecież nie jestem idiotą to chyba jasne... ale to było co innego... tak tak mamusiu spadaj wiem... będziesz mi tu wykłady prawił?...przecież wiem... tak będę się stosować... no no spadaj... nara. - nie ma co super rozmowa - Amanda? Mówiłaś coś? Bo ja jestem pewien że gadałem z jej bratem. - A idź w pizdu! Dałam ci szansę! Ty... ty draniu! - A wiesz jak ja się czułam jak na moich oczach bzykał inną? Castiel. Masz coś słodkiego? Głodna jestem. - powiedziałam tonem wyzutej z jakiejkolwiek kultury i podreptałam do kuchni. Zaczęłam grzebać w szafkach. Nic. Nic słodkiego. Może chociaż te nieszczęsne ogórki kiszone? Zajrzałam do lodówki. Nie ma. W ogóle prawie pusta była. W jednej z szafek było trochę zarośniętego pleśnią chleba aż jęknęłam na widok takiej narośli. - Ru! Wszystko w porządku?! - za głośno jęknęłam? - Oprócz tego że umieram z głodu i znalazłam pleśń zamiast chleba to tak! - jeszcze o czymś gadają co on taki delikatny wobec niej? Zagwizdałam. Demon biedaczek nadal nie był na dworze. Zaraz się pojawił. Skoczył na mnie a ja złapałam go za łapy. - No i co Demon? Pójdziemy razem na spacer? - odpowiedział mi głośnym szczeknięciem zakręcił się i znowu skoczył ale stał na łapach sam. - Ru?! - mój Boże już nie mogę nawet pogadać z psem? - Idę z Demonem na spacer. Zgodził się i będzie grzeczny. Prawda psie? - potwierdził ucieszony - Będę na podwórku. Demon będzie grzeczny a ty się nie martw chyba że zacznę wrzeszczeć. - i wyszłam z domu na podwórko zanim zdążył odpowiedzieć. Demon był wniebowzięty. Załatwił się potem bawiliśmy się patykiem. No i był grzeczny jak obiecał. Ale Castiel i tak nas obserwował. Nadopiekuńczy jest. Zobaczyłam auto wjeżdżające na podjazd. Za kierownicą siedział ten DJ z mojej imprezy. Dan. Wysiadł z auta i mi pomachał a ja otworzyłam mu bramę. Podbiegł do mnie. - Cześć jest Castiel? - Tak ale teraz lepiej mu nie przeszkadzaj. - A co on robi? - Zrywa z Amandą. - Uuu. A właściwie to my się znamy? - Nie pamiętasz mnie? Miesiąc temu byłeś DJ-em na mojej imprezie. - Aaaa siostra Armina... Ruri dobrze pamiętam? - Jak najbardziej. - Więc co tu robisz? Nie widywałem cię tu nigdy. - A no. Po imprezie między mną a Casem się popsuło i byliśmy przyjaciółmi ale nie mieliśmy czasu. No a teraz. - Chcesz tak po prostu do niego wrócić? - Heh. Żeby to było takie proste. - Nie rozumiem. - wyciągnęłam zdjęcie USG i mu pokazałam - Twoje? - Nasze. Moje i Castiela. Do tego bliźniaki. - Wow. Gratuluję. - No. Amanda nie chce go puścić. Waleczna jest. A co tam u ciebie? - Przyjechałem zapytać Castiela czy zagra na koncercie ale pewnie nie będzie chciał. Musi cię teraz pilnować. - Ciąża nie jest chorobą. Mogę iść na ten koncert przecież. - Ale wiesz że różni faceci będą się do ciebie przystawiać. - Miło mi. Ale nawet jeśli już to nigdy nie było ich tak dużo. Będę stać pod sceną więc jak coś to mnie uratujecie. - Szybko to wykombinowałaś. - A co tu kombinować? Plan na poczekaniu. - Haha. No tak. Słuchaj zimno trochę może wejdziemy. - Nie. Idź sam ja jeszcze zostanę. - machnęłam obojętnie - A co jak się przeziębisz? - Nic mi nie będzie. Naprawdę. - No chodź. - złapał mnie za nadgarstek i chciał pociągnąć ale wyrwałam rękę - Powiedziałam że nie idę. - warknęłam - Dobra już dobra. Zostań. - ruszył do budynku a mnie zostawił z psem i tak było najlepiej. Jeszcze trochę pobawiłam się z Demonem i Castiel wyszedł do progu żebym wracała. Nie chciałam ale posłuchałam bo już troszkę zmarzłam. - Demon! Do domu! - pies mnie posłuchał i przepuścił w drzwiach. Amanda właśnie zakładała swoje plastikowe kozaczki. Spojrzała na mnie spode łba. - No co się gapisz? Wiedziałam od razu że i tak wyjdziesz stąd ty nie ja. - Jaka mądra teraz jesteś. Ja przynajmniej próbowałam walczyć. - Haha. No to głupia jesteś. - Dlatego że walczę o moje serce? - Broń Boże. Dlatego bo uganiasz się za facetami. Patrz. Mimo że jestem w ciąży to faceci ślinią się do mnie jak jakieś ofermy. Ale ja nic nie robię. - No patrz ona nas teraz obraża. - odezwał się Dan. No tak zapomniałam że oni tu są. - Wiesz. Dziewczyno to naprawdę żałosne że próbowałaś go jeszcze przekonać że mam innego. Pomyśl chwilkę. Co za facet chciałby dziewczynę ładną bo ładną ale w bliźniaczej ciąży hę? - Oooj fakt. - komentował Dan a ona zawstydziła się. Zdjęłam płaszczyk i buty. - No kochana. Spadaj wreszcie. Daj nam od siebie odpocząć. - Jasne. Pewnie więcej się nie zobaczymy. - No i powodzenia w miłości życzę. - Phi. Powiedziała laska która odbiła mi chłopaka. - No tak. Ironia. Mimo wszystko to po prostu życzliwość. - Tak. Tak. Jasne. - niedopięta ruszyła do samochodu i najpierw prawie zatarła silnik a potem odpaliła i odjechała. |
Rozdział 19 (gru 25, 2013)
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
- No. Spokój. - odetchnął Castiel a mi zaburczało w brzuchu - O nie. Kochanie. Teraz masz na głowie mnie i zamawiasz pizzę z expresową dostawą. Chyba że mamy paść tu trupem. - Castiel uśmiechnął się pod nosem i przyciągnął mnie do siebie. - Dla ciebie wszystko. - aż się wzruszyłam normalnie - Jasne. To zadzwoń po tę pizzę a potem dajesz striptiz. - Khę. - Danny przypomniał o sobie - Nie martw się zobaczymy to razem. Przy pizzy. - Niekoniecznie widok do jedzenia. - No tak. Teraz mnie puść widziałam w kuchni jakieś herbatki i kawki... - Dla mnie kawa. - Dla mnie też. - Phi. Czyli tylko ja pije gorącą herbatę. No nic. Dzwoń po jedzenie. - puścił mnie łaskawie i razem z Demonem poszłam do kuchni. Tylko mi nie mówcie że ma ten sam nadopiekuńczy tryb co jego właściciel. Przygotowałam napoje i poszłam z tacą do salonu. -... ale nie mogę. - No weź stary. Potrzebujemy gitary elektrycznej. - Ale Ru... - spojrzał na mnie a ja przyjęłam taką minę że się przestraszył chyba - Co ja? - Mówiłem mu o koncercie... - No i świetnie. Zagrasz. - Ale nie zostawię ciebie samej... - Posłuchaj. Jeszcze w miarę samodzielna jestem. Poza tym mogę stać pod sceną tak żebyś mnie widział i w razie czego to mnie uratujecie. Ewentualnie postawisz Armina w ochronie. - Patrz. Z nią nie ma szans na jakiekolwiek dyskusje. - Tak zauważyłem już dzisiaj. Obmyśliła to w minutę. Jest niezła . - Możecie nie mówić o mnie w trzeciej osobie kiedy jestem tuż obok? - Jest takie rozwiązanie. - zaśmiał się Cas - A właśnie stary. Gratuluję. Ruri już się pochwaliła. - A no dzięki. - To jak. Taki ogier jak ty a usidli cię dziecko? - Myślałem że nie póki ich nie usłyszałem. Zrozumiesz co to znaczy dopiero jak będziesz miał swoje dziecko. - Ah. Czyli to jest to do czego facet dorasta? - Owszem a to dorastanie czasami trzeba wbić radykalnymi środkami. - dorzuciłam - Noo taaa. O pizza przyjechała. - Cas poszedł po żarcie a mój brzuch dał o sobie znać tak głośno że Dan się zaśmiał - No co ty chcesz? Od pięciu dni nie jadłam normalnego posiłku. - Głodzisz się czy jak? - Najpierw byłam nieprzytomna cztery dni a tego samego dnia co wyszłam zaatakował mnie nożownik. Ale brat mnie uratował. - Mój Boże naprawdę? - Tak. Dzisiaj wyszłam ze szpitala i mam nadzieje że wieczorem nie wrócę tam na kolejną operację. - To nie źle. Masz przeżycia. A czemu byłaś tam te cztery dni? - Kiedy dowiedziałam się o ciąży złapał mnie stres. Nie dość że musiałam wytłumaczyć to chłopakowi i z nim zerwać to jeszcze nie wiedziałam jak sobie z tym poradzić. Miałam zapaść. A jak wyszłam powiedziałam jemu. No i znowu nie było kolorowo. Zostawił mnie w tym parku. - Ale na szczęście już dobrze? - Tak. Nie spodziewałam się że zareaguje w taki sposób. - A co zrobił? - Zgodził się zostać ojcem. - Ciekawe. - No a u ciebie co? - No. Miksuje w jednym klubie i tam też organizujemy koncerty. Castiel i jeden koleś grają na zmianę i właśnie teraz jego czas. - Fajne. Będę mogła znowu widzieć go na scenie. Już dużo czasu minęło od koncertu w szkole. - Fascynujesz się nim? - To nie tak. Po prostu lubię to co robi. Nigdy mi to nie przeszkadzało i nie będzie. - Czyli wyścigi też akceptujesz? - Wiesz kto nauczył go jeździć? - Nie mów... - Dokładnie. Cały czas przyglądał się mnie. Zawsze go zabierałam ze sobą. - Haha. To skoro brał przykład z ciebie to musimy się po ścigać. - Nie ma sprawy. Jak tylko coś zjem możemy jechać na lotnisko. - Spoko. - O czym gadacie? - Castiel wrócił z trzema pizzami familijnymi. Pamięta ile jem? - A o tak o. Dowiesz się po żarciu. - Knujecie coś. - No jasne. - Hehe. Niewtajemniczony. - Jecie czy nie? - złapałam jedną pizzę i zaczęłam jeść. Kawałek z sosem i am. Heh chłopcy gadali o czymś ale nie słuchałam ich tylko jadłam. - ... Ruri? - wyrwało mnie - Eee czo? - powiedziałam z pełną buzią - Pytałem czy wystarczy ci tej pizzy. - zapytał łagodnie Castiel jako że kończyłam ostatni kawałek pierwszej pizzy... - Nie. - a Dan się zakrztusił na co Castiel dostał napadu śmiechu - No czo? - Ile ty jesz dziewczyno? Nawet ja nie zjem całej familijnej. - Spoko spoko ona tak zawsze. Daj jej się najeść inaczej będzie miała humory a tego nie chcesz. Tym bardziej że jest w ciąży. - Eeeem. - Mówisz o mnie jak o potworze. - No bo czasem jesteś naprawdę straszna. - Ah tak? - powiedziałam tym strasznym głosem - Nie no co ty? - Dan prawie się posikał - Jesteś naprawdę słodka. - Stary bez przesady. - chciałam zabić go wzrokiem ale on patrzył na mnie spokojnie i dodał - Mówisz do matki moich dzieci. - uśmiechnęłam się na to szeroko - Wiecie że pasujecie do siebie idealnie? - Tak sądzisz? - a jeżeli to prawda... moje życie nie powinno być takie złe - No tak. Tego nie można wytłumaczyć ale tak to wygląda... znaczy. No sam nie wiem. Po prostu to widać. - Hehe. Rozumiem. Nie musisz się tłumaczyć jak na spowiedzi. - Nie chcę żebyś zabiła mnie wzrokiem. - Spokojnie. Tobie krzywdy nie zrobię. - A mi to już tak? - prychnął Cas - Ty to jesteś inna bajka. - mruknęłam i wzięłam kolejny kawałek pizzy - Co tam mruczysz? Bo nie dosłyszałem. - Nic nic. - No mów. - spojrzał na mnie kpiąco pff za kogo on się ma co? - Mówię że nic. - ominęłam go wzrokiem - Dan. To kiedy ten koncert? - Jutro. O 20. W Rivv. - Ooo. Znam to miejsce. Sherry nadal tam pracuje? - Jest panią kierownik. - Oooo. Naprawdę? Heh. Wiedziałam że wygra zakład. - Jaki zakład? - Zaraz wam powiem. Ale najpierw jeszcze jedno. Kiedy awansowała? - Noo ze trzy tygodnie temu. - Założyłam się z sherry że prędzej ja dorobie się dziecka niż ona awansuje. Hahaha. Wygrałam. - Serio założyłaś się o coś takiego? - Castiel się wkurzył - Noo to było w pierwszej klasie. Zrobiłam to dla żartów i kasy z jej wypłaty. No ale kto wiedział że tak się to potoczy? - Baby... - Ja ci dam baby. Zaraz będziesz tu sprzątał. Twoi rodzice przyjeżdżają a ty ani nic w lodówce nie masz a z szafki chleb to ci zaraz sam wyjdzie. Nie wiem jak ta Amanda mogła tu pomieszkiwać. Zamiast przewietrzyć to dusisz się w tym suchym powietrzu. Wskoczysz w skromny fartuszek mamuni i będziesz sprzątał calutki dom. - Ty chyba sobie żarty stroisz. - Nie. - To może ja nie będę wam przeszkadzał w kłótni małżeńskiej. Hihihi. - Też chcesz sprzątać? - zapytałam go zdenerwowana - Nie. Nie. Powodzenia Cas. Ja spadam. Papa! - wyszedł w pośpiechu a ja popatrzyłam na Castiela. Dalej siedział po turecku na podłodze. Gapił się na mnie. Próbował rozgryźć. Coś w stylu. Mówiła poważnie czy nie? - Mówiłam poważnie. Fartuszek i będziesz sprzątał pod moim okiem. - wstał i podszedł do mnie a potem położył mi rękę nisko na plecach ale niezupełnie na tyłku i przyciągnął. |
Rozdział 20 (gru 28, 2013)
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
- Mówiłam poważnie. Fartuszek i będziesz sprzątał pod moim okiem. - wstał i podszedł do mnie a potem położył mi rękę nisko na plecach ale niezupełnie na tyłku i przyciągnął. - Jesteś pewna że wiesz co mówisz? - powiedział uwodzicielskim głosikiem - Oczywiście. I nie dam ci się. - A to nie wystarczy? - pochylił się i polizał moją skórę na szyi. Tak ją przygryzał lizał i całował. Mimowolnie odchyliłam głowę bo podobało mi się to. Włożyłam ręce w jego włosy i wyprężyłam się pod dotykiem jego rąk na mojej talii. Moje pożądanie wzrasta. Powstrzymać się czy nie? Nie chcę nie muszę ale może powinnam? Pieprzyć to oddam się chwili. W ciążę i tak już nie zajdę. Podwinął mi bluzkę i uklęknął. Całował mój brzuch a ja zniżałam się aż uklęknęłam. Jednym ruchem rozpiął mi stanik i całował moje piersi. Ale po chwili się zatrzymał. - Ru? - No co? - zdziwiłam się odsuwając trochę a on wziął moją lewą pierś i między kostkami palca wskazującego i środkowego ścisnął okolice sutka. - Masz mleko. - zlizał płyn który wpłynął - Niemożliwe. Jest jeszcze za wcześnie na mleko. - Nie wiem co to ale jest dobre. - mówił kiedy już przyssał się do sutka. On naprawdę pił to coś. Pojęcia zielonego nie mam co to jest. Ale na pewno nie mleko. Będę musiała poczytać... - Ała.. - ugryzł mnie. - W wampira się bawisz? - Sorry. Przypadkowo. - wpadłam na dziwny pomysł - Nic się nie stało. Pocałowałam go namiętnie i szybko w usta a potem wcieliłam w życie mój pomysł. - A robiła ci kiedyś dziewczyna tak? - oblizałam delikatnie jego miejsce na szyi wiecie tu z boku gdzie pojawiają się żyły i ścięgna. Potem je przygryzłam a jego jakby przeszły dreszcze. - Nie. Tego jeszcze nie było. - oderwałam się od niego i odsunęłam on zmienił pozycję i usiadł w rozkroku a ja tak samo tylko na nim przysunęłam usta do jego ucha i przygryzłam je potem całowaliśmy się już normalnie. Popchnęłam go lekko i położył się na podłodze. Zaczęłam ruszać biodrami. Jeździłam po jego kroczu a ręce opierałam na barkach. Poczułam jego wzwód bo prawie nie przeszedł przez spodnie. Cały czas ruszając biodrami pocałowałam go a raczej zassaliśmy się w tym pocałunku. Poczułam jak moje majtki robią się mokre Castiel stęknął. Doprowadzę go. Szybciej i szybciej. - Ruri... - powiedział ochryple - Mm? - Zaraz... - Wiem. - pocałowałam go znowu i teraz ostatnie trzy razy ruszyłam wolniej ale mocniej i doszedł. Zadowolona z siebie pocałowałam go znowu. A on się uśmiechnął - Jesteś niesamowita wiesz? - Ah Dziękuję bardzo. To jak? Idziesz się ze mną ? - Gdzie? - Do łazienki. Muszę się umyć. - No jasne że idę. - no i poczułam jakbym była na kolejce górskiej - Cholera. - wstałam z niego i pobiegłam do łazienki. Świat się wali. Ile razy dziennie będę rzygać? Zdążyłam. Na szczęście. No ale tak pozbyłam się tej całej pizzy którą zjadłam. Wymiotuje znacznie dłużej niż do tej pory. Aż Castiel przyszedł i odgarniał mi włosy. - W porządku? - Ta. Ale że nawet w takich chwilach. - Hahaha. Ja przeżyje a ty? - No może. - gadaliśmy tak nad muszlą klozetową w końcu wstałam aż nogi mi się trzęsły. - To jak? Wanna? - Ooo tak. - nalaliśmy cieplutkiej wody do wanny i Castiel rozebrał się i wyszedł a ja zastałam się - No chodź. - złapał mnie za rękę - Już już. Upewniałam się czy nie narzygam do wanny. - rozebrałam się i weszłam między jego nogi wzięłam jakiś żel i zrobiłam piankę a potem usadowiłam się w jego ramionach. Włosy zmoczyły mi się do połowy. No nic te jego silne ramiona które mnie obejmowały nadrabiały. - No i co? - Oooo mogę tak zostać póki się nie rozpuszczę. - Tak ja też. - Ale wiesz że i tak będziesz musiał posprzątać? - Jak to? - No normalnie. - Mama to zrobi. - Kochanie a jak będziemy mieli własny dom to ja będę robić za kurę domową? - Do wspólnego domu jeszcze trochę minie co? - Tylko kilka miesięcy. Potem będziemy w czwórkę. - Już jesteśmy w czwórkę jakby nie patrzeć. - Fakt ale teraz jeszcze nie płaczą i nie demolują moich piersi. - Nie będzie tak źle. - Chyba musisz zatrudnić się jako opiekunka do dziecka. To naprawdę strasznie dużo pracy. - A ty skąd wiesz? Czyżbyś miała już dzieci? - zaśmiał się - Mam ale jeszcze nienarodzone. A wiem bo moja współlokatorka była w trzecim miesiącu jak się tam wprowadzałam. No i urodziła i przez pól roku widziałam ile trzeba poświęcić i pomagałam jej trochę. - A co z ojcem tamtego dziecka? - Powiedziała mi że jak powiedziała mu o ciąży to ją zostawił. Nigdy go nie widziałam. A Rose jest na trzecim roku studiów i póki ja byłam to nie rzuciła ale teraz to nie wiem. - Dupek co? - Oj tak. Nie wiem czy chociażby do niej dzwonił. - Niewybaczalne. - To nie jest śmieszne. - Ale ja się nie śmieje tylko po prostu jak już zostawił ją samą z dzieckiem to jasne że nie zadzwoni. Prędzej czy później doszedł do wniosku że mógł jej pomóc z dzieckiem ale nie zadzwoni bo mu głupio. - Męska duma co? - Tak. - Tylko że w niektórych przypadkach naprawdę trzeba jej się pozbyć. - Tak. Jakby był na badaniu USG to na pewno szybko by jej się pozbył. - Hahaha. Wiesz z własnego doświadczenia? - chlapnęłam go - A żebyś wiedziała. - oddał mi i tak zaczęliśmy się chlapać jak małe dzieci i zalaliśmy pół łazienki. W tym moje ciuchy czego na początku nie zauważyłam. Nadal siedzieliśmy w tej wannie kiedy rozbrzmiał dzwonek domofonu bardzo głośny. - Kto to? - Nie wiem. - wyszliśmy z wanny i wtedy dotarła do mnie ta rzeczywistość w której nie miałam suchych ubrań. - Masz tu jakieś babskie ubrania? - Na pewno mam bieliznę damską. - Phi. Dawaj. - Ale ubrań raczej nie. - sprawdziłam moje ubrania legginsy były prawie suche - To daj mi jakąś swoją koszulę. - przewiązał się w pasie ręcznikiem i wyszedł a ja wzięłam kolejny i się wytarłam do końca. Castiel przyniósł bieliznę i koszulę białą. Założyłam czerwoną koronkową oczywiście bieliznę i swoje legginsy od koszuli oderwałam kołnierzyk i jeden guzik. Rękawki podwinęłam i założyłam na siebie. Włożyłam ją w spodnie ale tak żeby luźno opadała z góry. Zebrałam resztę rzeczy i rozwiesiłam je. Nie ważne kto przyszedł nie będę latać po domu pół goła. Wyszłam z łazienki. I skierowałam się do salonu. - Widzę że nie puściłeś domu z dymem synku. - odezwał się miły kobiecy głos - Nie mieliście być w nocy? - A ty wiesz kochanie która godzina? - spojrzałam na telefon. Zbliżała się 23. I 15 nieodebranych od Armina. Wystukałam sms że w wszystko ok i wrócę na noc ale w nocy. Weszłam do pokoju. Castiel był w samym ręczniku a przed nim stali jego rodzice. Piękna kobieta o delikatnych rysach twarzy czarnych jak smoła i prostych włosach. Oczy miała głęboko brązowe a usta pełne. Mężczyzna był trochę zwalisty ale muskularny też miał czarne włosy oczy zielone i mocno zarysowaną szczękę. Tak jak Castiel. - Dobry wieczór. - przywitałam się - Och. Dobry wieczór. - powiedziała pani Renan - Witam. - powiedział pan Renan głębokim męskim basem - No mamo tato. To moja dziewczyna. Ruri Goldenmayer. - podeszłam do nich bliżej - A to moi rodzice. - Miło nam poznać. - otaksowała Castiela wzrokiem - Ale kochanie może byś się ubrał co? - A tak. Zaraz wracam. - no i się zmył - To może napijemy się czegoś? - zaproponowała mama Casa - To ja przygotuję. Na pewno jesteście państwo zmęczeni po podróży... - Pomogę ci. - no i oczywiście poszłyśmy do kuchni przygotowywałyśmy kawę i herbatę - Więc ty jesteś córką Tani? - Tak. - Znam twoich rodziców z liceum. - Naprawdę? - Tak. Przyjaźniliśmy się wszyscy. A ty i Castiel? - Też znamy się z liceum. Na koniec pierwszej klasy rodzice wysłali mnie do Anglii do liceum z internatem i w tym roku znowu uczę się tutaj. - I cały czas jesteście razem? Mój syn to raczej typ... - Wiem jaki jest ale nie w moim przypadku. Trochę wydoroślał. - Och naprawdę? - Tak. Na początku roku szkolnego byliśmy razem ale szybko się rozstaliśmy. Jedna mała głupota a zaważyła no a teraz... - O czym rozmawiacie? - wciął się nam Cas. Jeszcze do tego podszedł i objął mnie od tyłu za brzuch. M- O was synku. CAS- Ah tak. RU- No i właśnie mówiłam jak to wróciliśmy do siebie kilka dni temu. M- Wyczuwam jakiś podtekst. CAS- Mama jak zawsze dobra w te klocki. T- Panie się zgubiły w tej kuchni? M- A nie nie kochanie tak sobie rozmawiamy. Wiesz nasz syn się zakochał. T- Widziałem już tu tyle dziewczyn że w to wątpię. CAS- A no. To się tato mylisz. M- No mówcie co uknuliście. CAS- A no nic strasznego... Żeby nie było niejasności dopisałam do dialogu literki M- mama Casa, T- jego tata, RU- Ruri, CAS to Cas |
Rozdział 21 (gru 28, 2013)
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
RU- Jestem w ciąży. T/M- Co takiego?! - powiedzieli oboje zszokowani CAS- No tak. Zostaniecie dziadkami. M- Ale wy macie po 17lat. CAS- No. Jesteśmy prawie dorośli. Poza tym kochamy się i chcemy tych dzieci. T- Dzieci? RU- Tak. Bliźniaki. M- Mój Boże. Wiecie jaka to odpowiedzialność? - Owszem. - powiedziałam CAS- No ja nie do końca ale nie mogę jej zostawić. M- Ruri. Więc to miałaś na myśli mówiąc że wydoroślał? Że popełnilście głupotę a teraz macie tego konsekwencje? Uważacie że to jest dorosłość? CAS- Mamo chyba zapomniałaś ile miałaś lat kiedy ja się urodziłem. M- Ale my byliśmy na to gotowi... RU- A nie uważa pani że dorośli biorą odpowiedzialność za swoje czyny? M- Tak. Ale... - Mamo. Nie panikuj. Wszystko będzie dobrze no. Na razie mieszkamy osobno ale kiedy maluchy przyjdą na świat chcemy zamieszkać razem. Rodzice Ruri to akceptują bracia tym bardziej a wy? Robicie z igły widły. - Ale synu... - dodał pan Renan - Tato. Daj spokój... - no i że sytuacja zrobiła się tak nieciekawa chcę stąd uciec - Ja chyba już muszę iść... - wydostałam się z rąk Castiela CAS- Gdzie chcesz iść o tej porze? RU- Do domu. - To już lepiej zostań u nas na noc. Jeszcze coś ci się stanie. - powiedział ojciec Castiela. - Nie. Ja naprawdę pójdę. - łzy stanęły mi w oczach i wybiegłam z tej kuchni - Cholera. No i co żeście zrobili. A co jak ja powiem że nie akceptuje waszego drugiego dziecka bo jesteście za starzy na bachora? Myślicie trochę? M- Ale skąd ty wiesz? - Widać po tobie mamo... - słyszałam jeszcze tyle rozmowy a potem widziałam Castiela który idzie do mnie ale obraz mi się rozmazał i znowu zemdlałam. Obudziłam się jakoś w nocy. Byłam sama w sypialni Castiela. Cisza. Nic nie słyszałam. Przekręciłam się na drugi bok. Usłyszałam skrzypniecie drzwi i zaraz ciężar za mną. Zaczęłam się odwracać. - No i zjawił się mój... - zamknął mi usta ręką poczułam alkohol i zobaczyłam ojca Castiela. Dotykał moich piersi szedł niżej. Zaczęłam wrzeszczeć i płakać bo tłumił krzyki. Włożył rękę do moich majtek. On chce... Wsunął palce do środka a ja poczułam jakby ktoś mnie tam rozrywał. Sięgnęłam do jego ręki udało mi się. Odchyliłam tylko kawałek jego dłoni i wrzasnęłam. Na szczęście teraz było mnie ciut głośniej słychać. Zaraz do pokoju wpadł Castiel. Zabrał ze mnie tego potwora. Zaczęłam szlochać jak mała dziewczynka ale Castiel zaraz mnie przytulił i płakałam w jego ramionach. - Ciii. Już ciii. Ruri. - chciał mnie uspokoić ale mną wstrząsnęła większa fala szlochu - Co tu się stało. - wzięłam głęboki oddech ale mało z tego wyszło - On... on chciał...mnie... nie... chciałam...boli... - Nic z tego nie rozumiem... - nie mogłam się ruszyć skupić ani uspokoić wzięłam jeszcze jeden drżący oddech - Chciał mnie... .gwałcić...boli.. - Co cię boli? - Wł...ożył... - No skup się. - Nie... mogę... coś... mi zrobił...boli... ręką... krzy...czała....Twój tata... - Mój tata chciał cię zgwałcić. Boli cię. Zrobił coś ręką. - Yhym. Boję... się... ciąża... nasze.... dzieci.... - włożyłam rękę między nogi coś mi ją zalało. Krew. - Chodź już wszystko dobrze. - chciał mnie podnieść - Nie! Nie dotykaj! Karetka... zadzwoń do Lee... mój telefon.... jest numer.... krwawię - Jak to krwawisz? - pokazałam mu rękę - O cholera! Gdzie ten telefon? ! - nie wiem co robił ale usłyszałam jak rozmawia - Ruri. Słuchaj. Lee. Już jedzie. Kazała ci się nie ruszać nie dotykaj. Musisz spiąć mięśnie i zatrzymać krwawienie bez gwałtownych ruchów. - starałam się zrobić to co mówił chyba udało mi się trochę powstrzymać krew. Czas płynął szybciej. Lee stanęła przy łóżku. Ojca Castiela nie było. Włączyli światło. Lee położyła mnie i zaczęła działać. - Świetnie. Całkowicie zapanowałaś nad krwawieniem. Dzielna dziewczyna. - miała przy sobie małe USG chyba i jakieś inne coś. Castiel trzymał mnie za rękę. Nie wiem co ona robiła. Zaraz jednak odłożyła rzeczy. - Ciąża jest zagrożona. W sumie. Szczęście w nieszczęściu. Ruri. Nie możesz się ruszać. I radzę przygotować się na najgorsze. - Na co najgorsze? - Posłuchaj. Ktoś próbował brutalnie wykorzystać cię seksualnie tak? - tu spojrzała na Castiela - Zostałabym zgwałcona gdyby nie Castiel. - No więc szczęście w nieszczęściu takie że wcześniej nie było widać tych... jak ci to... komórka odkleja się od macicy. Gdyby nie to że zeszło z ciebie tyle krwi teraz i dałaś radę to powstrzymać... zakrwawiłabyś jutro pół klasy tracąc dzieci i wtedy ciebie sięgnęłoby zagrożenie życia. - Ale co teraz? - Teraz musisz leżeć w łóżku do co najmniej 16 tygodnia ciąży. Musisz zaczekać aż jajeczko przyswoi się do macicy. Nie chodzisz nie wykonujesz gwałtownych ruchów. Jako że nie jesteśmy u ciebie w domu. Zostaniemy tu do rana. A potem przewieziemy do domu. No i. Jesteś moją pacjentką na wyłączność. - Czyli przez dwa miesiące nie mogę ruszyć się z łóżka? - Niestety. - O mój Boże. - jęknęłam - Ruri... - Castiel ścisnął moją rękę jeszcze mocniej. Nie chce pozbywać się dzieci ale ja nie dam rady tyle czasu... co ja mam zrobić? Cholera jasna by to! Moje dzieci. - Castiel. Przepraszam. To moja wina. - pociekły mi łzy - Co ty wygadujesz? - Jeżeli chcecie znać moje zdanie to przez stres. W ostatnich dniach najadłaś się go tyle że to na pewno z tego powodu. - Czyli jednak przeze mnie. - Ru. Przestań pieprzyć. Kto wiedział że stanie się coś takiego? - No niby tak ale... - Cicho już bądź. Nie obwiniaj się. To też po części moja wina... w sumie to głównie moja. - Jest po równo. - no i tak zakończyło się moje szczęście. Castiel spał ze mną a Lee w fotelu żeby mieć mnie na oku. Rano przypięła mnie do jakiejś dechy i toczyliśmy się a nie jechaliśmy do mojego domu. W końcu dotarłam. Dom był pusty. Chłopcy wrócili po szkole i weszli do mnie. Castiel spał wtulony we mnie delikatnie. - No proszę. Nie ładnie to tak. Wstawać. Już już. - Alexy prawie eksplodował - No no. Wy sobie tu śpicie a w szkole już wszyscy wiedzą i się martwią. Bo nie chodźcie. - Możesz im przekazać że przez przynajmniej dwa miesiące nie będę w szkole - Nie żartuj sobie tylko wstawaj. - Alexy złapał mnie za rękę i pociągnął do góry ale Castiel go zablokował - Zgłupiałeś? Nie odwalaj cyrków. My tu jesteśmy na skraju załamania a wy pieprzycie trzy po trzy. - Jaki tatusio się z ciebie zrobił. To teraz nikt nie może podejść tak? - Nie w tym rzecz gamonie. - Nie wolno mi wstawać przez następne dwa miesiące. - Nie kumam. - Prawie poroniłam. - Co takiego?! Ale jak... - Stres. - Ale było dobrze. - No właśnie. Było. - Nie wierze w to... - tak minęło już pięć dni wszyscy chodzili poddenerwowani Lee przyszła po raz kolejny bo badanie. |
Rozdział 22 (sty 7, 2014)
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
- No i jak? - Tak samo jak wczoraj. - Będziesz tak gadać codziennie? - Być może. - ta rutyna mnie zżera. Dzisiaj... będzie takie samo jak wczoraj? Wtedy dostałam odpowiedź na to pytanie. Lysander wszedł do mojego pokoju aż się zapomniałam i chciałam usiąść ale Lee mnie powstrzymała - Hej. Co ty wyprawiasz? - ... - patrzyłam się tylko na niego zaskoczona - Cześć Ruri. - Cześć. Co ty tu.. - Przeszedłem sprawdzić co z tobą. Dawno się nie widzieliśmy i... - Super chodź tu. - poklepałam łóżko a on usiadł koło moich nóg - Więc czemu nie widziałem cię jeszcze w szkole? - Castiel. Nożownik. Castiel. Jego dziewczyna. Rodzice Castiela. No a teraz jak wstanę to poronię i mogę umrzeć. Nic nadzwyczajnego. - Co? Powoli... gadaj od początku. - Jak poszedłeś spotkałam się z Castielem. Wtedy kazał mi spadać a potem jak wracałam do domu zaatakował mnie nożownik. - dotknęłam policzka. - Armin mnie wtedy szukał i mnie uratował. Castiel... Armin powiedział mu że jestem w szpitalu i ten przyszedł. Akurat wtedy miałam badanie USG a Cas ja zobaczył te dwie osóbki. Popłakał się i zapytał czy to jego robota wierzysz? - Popłakał się? - No tak. Sama nie wiedziałam jak reagować. Potem było długie i spektakularne zrywanie z Amandą. Przeszedł Dan posiedział i poszedł. A potem jego rodzice... - tu nie wiedziałam czy mówić mu o ojcu Castiela - ... nie ucieszyli się za bardzo. Jego matka chyba też jest w ciąży... potem zemdlałam... - Ruri nie powiesz mu? - Lee mnie wydała - Jest coś jeszcze? - No bo. Ostatniej nocy. Jego ojciec chciał mnie zgwałcić... - widziałam jak jego twarz tężeje a szczęka się zaciska - ... Castiel go zabrał a potem zadzwonił do Lee bo krwawiłam. Uratowaliśmy je ale teraz jestem uziemiona. - To za dużo jak na dziewczynę w takim stanie. - Masz rację. - Ale ty się trzymasz. Jesteś niesamowita. - Bez przesady. Wiesz co jest w stanie zrobić niedźwiedzica żeby chronić swoje młode? - Haha nie mam pojęcia ale pewnie broni je własnym ciałem. - No tak. Ja mam podobnie. - A chciałem cię wyciągnąć na lody. - Haha. Nic z tego. Przykro mi. - A chcesz lody? - Hymm. A tak. - To ci zaraz przyniosę. I niech zgadnę. Czekoladowe. - Haha. Dokładnie. - zniknął z pola widzenia - A kto to był? - Lysander. To był mój chłopak po Castielu i zanim dowiedziałam się o ciąży. - Dżentelmen. - Jesteśmy przyjaciółmi. I teraz jak o tym pomyślę to nawet w związku byliśmy bardziej przyjaciółmi niż parą. Tylko trochę wykraczaliśmy. - Rozumiem. - zaczęła odpinać mi plastikowe żyłki - Ale jak chcesz jeść cukier to to trzeba zatrzymać. - odpięła mnie i akurat wszedł Lys. Lee poszła sobie. - Proszę. - podał mi lody - Dzięki. A co u ciebie? - Nie mogłem znaleźć notatnika przez trzy dni. - Hahahah. - No i Roza zaczęła trochę przesadzać. Mówiła że się z tobą widziała... - No tak. - nie mam zamiaru ciągnąć tego tematu... zmagałam się z łyżeczką. Jak tu jeść lody na leżąco? - Może ci pomóc? - Chętnie skorzystam. - wziął łyżeczkę i mnie karmił a w tym czasie on gadał. - No a w szkole nauczyciele odchodzą od zmysłów bo najinteligentniejsza dziewczyna nie przychodzi. Codziennie się pytają czy ktoś ma kontakt itd. Za to my wszyscy wiemy o ciąży. Alexy się wyglądał a Rozalia zaraz po nim. - A miało to nie być publiczne wydarzenie. - I tak prędzej czy później by widzieli cię z dziećmi. - Fakt. - uśmiechnęłam się promiennie. Rozmowa z Lysiem dała mi ogromną przyjemność. Niestety kiedy zbliżyła się 22 na zegarze musiał się zbierać. - No to ja lecę. - Dzięki. Do zobaczenia. - Wpadnę jeszcze. - pochylił się i pocałował mnie w czoło długo trzymał usta przy mojej skórze ale mnie to nie przeszkadzało. Kiedy się ode mnie odsuwał do pokoju wszedł Castiel. Miał zły humor. Cholera. Jeszcze Lys się pochylał nade mną. Nie chcę wiedzieć co on sobie pomyślał. Ale raczej już wiem bo wyszedł trzaskając drzwiami. - Cholera jasna. - Lysander spojrzał na drzwi a ja się załamałam po raz kolejny - Lys możesz? - Wytłumaczę mu. - Dzięki. - wyszedł. Castiel. Przecież to nic takiego ale on sobie pewnie pomyślał że się całowaliśmy. Łzy. Znowu łzy. A co jak Castiel będzie miał swoje zdanie i nie będzie chciał wierzyć? Rozszlochałam się na dobre. Przekręciłam się na drugi bok i zasnęłam we łzach. Śniło mi się coś nieprawdopodobnego. Zobaczyłam mnie i Castiela jako rodzinę z dwójką dzieci. Byliśmy szczęśliwi. Potem zobaczyłam dziewczynę pogrążoną w rozpaczy. Płakała. Za nią w cieniu ktoś był Przytulał ją. To było pocieszanie? Coś się stało? Kim była ta dziewczyna? Obudziłam się z krzykiem zalana potem i przerażona. Co gorsza. Siedziałam. Cholera jasna. Do pokoju wpadł Castiel i Armin razem z Lee. - Ruri! Co jest? - Armin usiadł koło mnie i objął. - Cała się trzęsie. - Połóż ją. Tylko powoli i delikatnie. - głosy docierały do mnie jakby z bardzo daleka. I rzeczywiście się trzęsłam. - Ruri wszystko ok? - zapytała Lee - Sen...coś się dzieje...nie uda mi się. - tylko tyle mogłam powiedzieć. A na myśli mam to że nie donoszę ciąży. Prędzej czy później poronię. Coś wisi nade mną jako wielka czarna chmura z której ciągle pada deszcz. - O czym ona gada? - powiedział Castiel teraz zobaczyłam że chłopcy są w bokserkach a Lee w piżamie. Pewnie jest środek nocy. Lee stanęła nade mną. Poświeciła mi po oczach latarką a potem coś jeszcze zrobiła. - Dobrze. Na razie powinno pomóc ale niech któryś z was zostanie i ją obserwuje. Ja idę spać. - Ja zostanę. - powiedzieli obaj a potem spojrzeli po sobie - Ty zostań. - powtórka z rozrywki - Castiel. Ty z nią zostań. I przygotuj się. - dodała Lee i wyszła - Na co mam się przygotować? - zapytał siadając koło mnie - Mimo wszystko ciąża nadal jest zagrożona. Mogę poronić w każdej chwili. O to chyba naprawdę się stanie. - powiedziałam drżąc. A Castiel mnie przytulił - Hej mała spokojnie. Wszystko będzie dobrze. - Jasne... - Słuchajcie ja idę spać. - Armin wyszedł - Jesteś zły? - O co mam być zły? - No bo Lys był i.. - Hej. Wiem co wiedziałem i na pewno się nie całowaliście a nawet gdyby to stało się to tylko dlatego bo nie mogłaś się ruszyć. - Wiesz. On się o mnie martwi i pocałował mnie na pożegnanie w czoło. - Widzisz. Wiedziałem że nie mam się o co martwić. - Cieszę się że to wiesz. - Chodźmy spać co? - Jasne. - przytulił mnie i zasnęłam. W łóżku spędziłam 5 miesięcy ciąży. Właśnie jestem w siódmym miesiącu. Trzydziesty pierwszy tydzień. W między czasie odwiedzali mnie wszyscy ze szkoły i zmusiłam Castiela żeby nie rzucał szkoły. Przecież sama miałam nauczanie indywidualne. I w przyszłym tygodniu egzamin dojrzałości. Szkołę skończę ze średnią trochę ponad 5,60. Nie jest to taki wynik jak poprzednio ale zadowalający. No i cóż przeżyłam. Maluchy też. Za jakieś dwa tygodnie będę mogła wstać. Muszę żyć na luzie bo poronię. No więc na razie mi się udało. Jestem też dumna z Castiela. W tym roku szkołę skończy z prawie piątką. Zamierza zdać egzamin i iść na studia. Nawet bez pomocy jego rodziców damy radę no i.. przeprowadził się do mnie. Mieszkamy w moim pokoju. Rodzice pracują a raczej zapracowują się żeby nam pomóc. Mieszkanie i te sprawy. Moi bracia. Alexy nadal nie powiedział rodzicom o orientacji a Armin znalazł dziewczynę. Sama uważam że nie jest ani trochę podobna do mnie z charakteru ale co mam zrobić zaakceptowałam ją. Castiel trochę jej doskwiera i w sumie to dobrze uczy ją w ten sposób życia. Ale zawsze przychodzi do mnie naburmuszona i rzuca przekleństwa na jego temat. Więc nie wiem jak ona wytrzymuje z Arminem. A tamten sen pojawia się każdego miesiąca… |
Rozdział 23 (sty 21, 2014)
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
Może nie powinnam wstawać? Zobaczymy. Lee stanęła przy mnie. - O czym tak twardo myślisz? - zaśmiała się dotknęłam brzucha był już dużo większy - Znowu o nich? - No a o czym mam myśleć? - Nie wiem. W sumie masz wszystko co ci do szczęścia potrzebne to myśl o dzieciach. - No właśnie. Ale jeszcze szkoła i egzamin. - Tym się martwić nie musisz. Z czego bierzesz rozszerzony? - Z chemii. - Czyli naukowiec? - Kto wie? Może zostanę ginekologiem. - Haha. Lepiej psuć sobie życie w inny sposób. - Na pewno najpierw zostanę mamą. - Na 100% - drzwi się otworzyły i Castiel wszedł - Cześć mała. - ucałował mnie w czoło - A no cześć. - Jak tam? - Dobrze. - To ja was zostawiam. – Lee zawsze tak mówiła jak Castiel się zjawiał - Dzięki. - wyszła a ja uśmiechnęłam się promiennie do niego. - Dobry humor? - położył się przede mną - Jak cię widzę to od razu mi lepiej. - Słodzisz mi. - No troszeczkę. Ale i tak cię kocham. - Ja ciebie też. - przesunął się delikatnie i chciał mnie pocałować ale odsunęłam się i złapałam za brzuch. - O co chodzi? - uśmiechnęłam się - Kopią. - Co naprawdę? - położył mi rękę na brzuchu a jego oczy się rozszerzyły - Boli cię to? - Nie ale to takie dziwne… - Haha. - odgarniał mi włosy i pocałował mnie. Moje zachcianki zawitały i całowaliśmy się mocniej. Potem Cas przyciągnął mnie do siebie delikatnie i całował mój słaby punkt czyli szyję. Tak dawno się nie kochaliśmy. Nawet się nie pieściliśmy. - Mamuśka lubi ostre zabawy? - wyszeptał mi do ucha - Pół roku. Brakuje mi tego. - odpowiedziałam a on całował. Zszedł niżej do piersi i je też pieścił. Potem zaczął ssać jak mniemam już mleko. - Możesz być dłużej w ciąży? Będziesz mnie karmić tym mlekiem. - zaśmiałam się - Mleko jest głównie po porodzie. Żeby karmić dziecko. A nie tatusia. - Oj tam. Mnie to już tak przy okazji. - A co jak cycki mi się porozwlekają? Nie będą już takie jędrne. - Jestem w stanie to znieść. - Jaki szczodry. Że też tyle poświęcasz. - A żebyś wiedziała. - przyssał się znowu a potem całował mój lekko wydęty brzuszek i uda po wewnętrznej stronie. Robiło się coraz lepiej. Wrócił do ust a ja wsunęłam rękę w jego spodnie i masowałam. On przez cały czas dotykał piersi i raz całował mnie w usta raz po szyi albo ssał mleko. W końcu moja ręka przyspieszyła tak że Castiel zalał spodnie i moją piżamkę i oczywiście nas też. Ale byłam z siebie zadowolona. Nie mam pojęcia czemu. I znowu poczułam kopanie. Ostatni pocałunek i opadł obok mnie. - Jakby mnie ktoś zapytał rok temu czy mógłbym się kochać z dziewczyną w ciąży to powiedziałbym że nigdy w życiu. Zmieniłem zdanie. Od tej pory będziesz ciągle w ciąży. - Hahahah. Niemożliwe. - wtuliłam się w niego najmocniej jak mogłam - Oj tak. - pocałował mnie w czubek głowy i znowu poczułam kopanie. Uśmiechnęłam się szeroko. - Co jest? - Kopią mnie. - Castiel się uśmiechnął i właśnie teraz Armin i Alexy weszli. - Cześć rodzinko. - przywitał nas Alexy - Chodźcie szybko szybko. - machnęłam a oni podeszli - Połóżcie ręce na brzuchu. - widziałam jak oczy chłopaków robią się wielkie. Prawie im z orbit nie wypadły. A Castiel śmiał się jak głupi. - Co się dzieje? - zapytał Armin - Kopią. Chcą na zewnątrz. - Yey na prawdę? - Całkiem możliwe że o to chodzi. - Castiel pocałował mnie w policzek - Alexy. Jak tylko wstanę idziemy na zakupy. Razem z wami. - wskazałam na pozostałą dwójkę. - Aleeee super! - pisnął Alexy - Co? Chcesz nas torturować? - Niee. Idziemy do sklepów dziecięcych. - Jak tak to nie ma sprawy. - oznajmił Castiel - To ja też idę. - ożywił się Armin. No i tak mija tydzień. Dzisiaj mam wstać pierwszy raz od ponad pięciu miesięcy. Wszyscy się zebrali. Lee Castiel Armin Alexy mama i tata - No publiczność już masz to teraz pokaż jak chodzisz. – o dziwo udało mi się. Wstałam. Ale zrobiłam jeden krok i Castiel trzymał mnie w ramionach i chronił przed upadkiem. - To normalne. Masz słabe mięśnie nóg i musisz je przyzwyczaić do chodzenia i wzmocnić. - oznajmiła Lee - Jasne. Castiel puść mnie. Naprawdę nie upadnę tak szybko. - No daj jej wreszcie pochodzić. - odezwał się Armin a Cas mnie puścił zrobiłam kilka kroków i stanęłam. Czułam ten wysiłek fizyczny moich nóg. - Ale będę miała zakwasy. - uśmiechnęłam się na tę wiadomość sama nie wiem czemu to takie fajne że chodzę wreszcie znowu. Usłyszałam dzwonek do drzwi. - Ja. Ja chcę otworzyć. - popatrzyłam na mamę - Oczywiście idź. - uśmiech na jej twarzy obejmował mnie takim ciepłem że poczułam się Spider Manem. Powoli ruszyłam. Wyszłam z pokoju. Mamy jeden sukces. Schody. Jeden drugi kolejny… Jestem w połowie już prawie. Zeszłam! Kolejny sukces! Nogi mnie bolą jak cholera ale idę dalej. Do drzwi już niedaleko... dotarłam. Szarpnęłam drzwi i zobaczyłam w nich Lysandra. Za to kiedy on mnie ujrzał chyba się przestraszył. - Witamy. - Cześć. Ruri. Ty... - Właśnie przed chwileczką wstałam. - uśmiechnęłam się promiennie i poczułam kopanie. - To świetnie. - Wejdziemy? - Jasne. - przeszliśmy powoli po schodach i poszliśmy do tego pokoju w którym spędziłam 5 miesięcy. Castiel wyglądał trochę dziwnie. - Co jest? - zapytałam go - Nie dali mi iść z tobą. - Hahah. Za to maluchy od razu strasznie się ożywiły. Jak będą tak dalej kopać to się przekopią. - Co? - Lys był zdezorientowany. No tak przecież on jeszcze nie wie. Położyłam jego rękę na swoim brzuchu. - Maluchy kopią i sama nie wiem dlaczego… ale dają mi popalić. - uśmiechnął się lekko i przyjemnie. - No dobrze. My lecimy mamy pracę. - powiedziała mama uściskała mnie - Jesteś naprawdę silna. - szepnęła mi i poszła a tata dotknął mojej ręki uśmiechnął się i też wyszedł. - To jak? Wchodzisz do łóżka? - zapytała Lee - Chyba sobie jaja robisz. Od teraz nawet śpię na stojąco. - Siostra. Obiecałaś mi zakupy. - przypomniał mi Alexy - Jasne! Lysiu jedziesz z nami? - Nie. Wpadłem na sekundę sprawdzić jak się czujesz. Mam ciągle próby. Niedługo koncert... No a widzę że tryskasz zdrowiem więc spadam. - pocałował mnie w policzek i zwiał. - Cholera. Ten to się potrafi wywinąć. - mruknął Armin - To co. Jedziemy w czwórkę. - Jasne. - szybko się przebrałam Castiel przytulił mnie i zeszliśmy do auta. - Mogę prowadzić? Prooooszę! - popatrzyłam na niego błagalnie - Możesz. - uśmiechnął się. - No dobrze jeszcze pójdę do mamy po kasę. - poszłam szybkim krokiem do gabinetu mamy - Proszę. - usłyszałam i weszłam - Mamuś przepraszam że przeszkadzam. - Spokojnie nie robię nic ważnego. Chcesz porozmawiać? - Nie w tym rzecz. Chciałam z chłopakami jechać na zakupy dla dziecka. Wiesz to co najpotrzebniejsze. Boję się że Lee niedługo znowu mnie uziemi i Castiel nie da rady z wyborem tego wszystkiego... - Jasne kochanie. Masz kartę. Na tym koncie są wszystkie pieniądze przeznaczone na ciebie i twoją przyszłość więc rozsądek w kupowaniu musisz zachować. - Jasne. Dzięki mamuś. - pocałowałam ją w policzek i wzięłam kartę a potem wyszłam i poszłam do garażu. Chłopcy stali przy Porsche. - O. Jesteś. - Tak ale nie jedziemy Porsche. Musimy wziąć coś większego. - To ty chcesz cały sklep wykupić czy jak? - Nie. Robimy generalne zakupy. Przez następne dwa miesiące będziemy zbierać na mieszkanie i remont. Nie możemy liczyć tylko na rodziców kochanie. - Miałaś dużo czasu na obmyślanie planu na życie co? - Haha. Bardzo dużo. - wsiadłam do vana a oni za mną. Pojechaliśmy na pasaż. Kupiliśmy wózek dziecięcy który można rozdzielić na dwa osobne ubranka pampersy pieluchy tetrowe oliwki i inne środki do pielęgnacji ciałka malucha i w ogóle całą resztę. Wydałam sporo kasy ale z rozwagą. Chłopcy robili za tragaży ale ku mojemu zdziwieniu też angażowali się i to bardzo. Nie tylko Alexy. Rozmawialiśmy o dzieciach cały czas. Aż usłyszałam… - Ruri! - podbiegła do nas śliczna dziewczyna niebieski włosy ładnie ubrana. Na początku nie spojrzałam tej twarzy ale po chwili zastanowienia wiedziałam. - Laeti? - Ruri! To jednak ty! - przytuliła mnie mocno - Kurde Laeti! Nie poznałam cię! - Zakupy? - Tak. A ty? - Przyszłam z koleżanką ale gdzieś zniknęła. A ty? Widzę że nieźle się ustawiłaś. Tylu przystojniaków przy sobie. Nie ładnie. - Nie poznałaś ich? - wskazałam za siebie - Kogo? - No. Alexy i Armin. - spojrzałam na chłopców uśmiechnęli się - Co?! - spojrzała na nich - Cześć łobuziaro. - A-Armin?! Ty..ty... - Hahaha. Braciszku! Onieśmieliłeś Laeti! To niemożliwe! - Alexy? Matko kochana. Wyglądacie jak modele z babskich gazetek. - Hahaha. To był komplement? - Castiel wybuchnął śmiechem - Tak. Właśnie Ruri. Przytyłaś? - No trochę. - Uuu musisz ograniczyć czekoladę. - Ale to nie czekolada. To jego wina. - wskazałam Casa - Nie kumam. Ale przystojny jest. Wolny? - Uśmiechnęła się do niego słodko - Niestety nie. Mam już trzy najważniejsze osoby w swoim życiu. - odwzajemnił uśmiech. - Laeti. Castiel to mój chłopak. - Och... - I jestem w ciąży. - dodałam szybko - Co kurwa?! - No tak. Będziemy rodziną. - My i ta dwójka o tu. - Castiel objął mnie od tyłu i położył ręce na brzuchu a Laeti krążyła wzrokiem po wszystkich aż zatrzymała go na wózku dziecięcym. - Kurczę. Gratuluję wam. - przytuliła mnie znowu - Dzięki. - To który miesiąc? - Siódmy. - Czyli już nie długo. - Tak. Wręcz nie mogę się doczekać. - zadzwonił jej telefon - O dobra. Rusia dzwoni. Szczęścia! I spotkamy się niedługo! - pobiegła - Zwariowana jak zawsze. - powiedział Armin z uśmiechem - I chyba nadal zmienia chłopaków jak rękawiczki. - dodał Alexy - Tak tak. Chodźcie moje modelki do auta. Nogi mnie bolą. - Jasne. - wróciliśmy szybko do domu i rozpakowaliśmy zakupy Lee przyglądała się z zaciekawieniem - To wszystko. - oznajmiłam - Dużo tego... a jak się czujesz? - Będę miała zakwasy. - To dobrze. - No nie wiem. - Ruri. - Cas siedział na łóżku z laptopem - Hymm? - Chodź zobacz. - usiadłam obok niego. Przeglądał nieruchomości. Domy w naszej okolicy. Co dziwne były tanie. Ładne. Duże. Mój chłopak ma talent do łapania okazji. Ciekawe. - No i co? Ten mi się najbardziej podoba. - otworzył stronę. Ogromny ogród dom też w ciekawym kształcie. Miał złoto pomarańczowo żółty kolor taki dziwny. Plan domu. Pięć pokoi kuchnia salon trzy łazienki dwa parter i piętro. Taras basen i jeszcze dużo miejsca. - Noooo. Dom idealny. - Prawda? - Powiem ci że się postarałeś. - cmoknęłam go w policzek - No staram się już od kilku ładnych miesięcy. - Hahaha. To świetnie. - To jak. Będziemy jechać obejrzeć? - Jutro. Zadzwoń. Umów się. Ale na jutro. - Czyżby moja pani się zmęczyła? - Nogi mnie bolą. - Wiesz że jutro egzamin? - Wiem. Po egzaminie obejrzymy dom. A po jutrze napiszemy egzaminy i znajdziemy jakieś zajęcie. - Wiesz wolałbym obejrzeć dom przed egzaminem. - Czemu? - Bo potem mam plany. - wyszczerzył się - No dobra. - burknęłam cicho lekko niezadowolona Cas się zaśmiał odłożył komputer i pociągnął mnie tak że kolano miałam między jego nogami i pochylałam się a on całował. - Spryciarz. - Ma się ten dar. - Jasne. - Idziemy spać? - Ja idę się umyć. - To ja idę z tobą. - znowu wyszczerz. Wzięłam relaksującą kąpiel razem z Casem. Potem poszliśmy spać. Śniło mi się że naprawdę jesteśmy szczęśliwą rodziną. To było takie przyjemne i cudowne jakby nieosiągalne. Rano wyszliśmy wcześnie bo mieliśmy obejrzeć dom. I zdecydowaliśmy się. Kupujemy ten dom. Nie ma na co czekać. Dzieciaki przyjdą na świat chcemy mieć swój kąt. Jutro będziemy podpisywać umowę. Dzwoniłam do mamy. Przecież potrzebujemy prawnego punktu widzenia i żeby się potem nie okazało że jest jakiś haczyk. Teraz wracam do szkoły. Egzaminy. Zero stresu. No dobra jestem podniecona i zestresowana no ale pozytywnie. Dotarliśmy do szkoły. Wysiadłam i od razu wszyscy… - Ruri! Wróciłaś do nas! - i przylgnęli do mnie - Was też miło widzieć ale mnie puśćcie bo nas udusicie. - Pogadamy później. Po teście. - wtrącił Castiel - To do zobaczenia później. I nie stresuj się! - krzyknęła Roza - Jasne! - i Castiel wyciągnął mnie z tłumu. Na egzaminie napisałam wszystko. Był w sumie łatwy. Matematyka. Wyszłam na dziedziniec i czekałam na chłopaków. Niestety zaraz zobaczyłam burzę blond loków. - A więc to prawda suko. - Zależy o czym mówisz. - Usidliłaś Castiela na bachora. - Będę miała dwójkę dzieci. I w sumie. Castiel sam wziął odpowiedzialność. - Hahaha jesteś żałosna. - To raczej ty jesteś żałosna. Próbowałaś z nim ale on ma tylko jeden ideał. A ty bez wątpienia różnisz się ode mnie we wszystkim. - Że ty niby jesteś tym ideałem? To ciekawe czemu na twojej imprezie pieprzył się ze mną. Wiem że to widziałaś. I wymyśliłaś sobie dziecko żeby go zatrzymać. Ty dla niego to jednorazowa noc. - I mówi to dziewczyna z którą poszedł do łóżka po pijaku. - przebrałam wredny wyraz twarzy - I nawet tego... nie... pamięta. - zaczęłam mówić wolniej żeby zrozumiała - Nie był tak pijany jak myślisz. Mówił mi że mnie kocha. - Mi też to mówi od pięciu miesięcy. I do tego okazuje. Dzisiaj wybraliśmy dom. Jutro będzie już nasz. Zaczniemy remont. A kiedy skończymy. Będziemy już we czwórkę i jako szczęśliwa rodzina będziemy mieszkać we własnym domu. Potem jakiś ślub. Ale nie będziemy się spieszyć. To już będzie tylko dowód miłości na papierze. Potem dzieci pójdą do żłobka a ja będę rozwijać karierę i Castiel zostanie prezesem firmy rodziców. Któryś z moich braci przejmie kancelarie rodziców. Życie jest piękne. - Niedoczekanie. - Hoho. Zdenerwowała się. Ciekawe co zrobi. - Chcesz sprawić żebym była zazdrosna? O ciebie? Nigdy. Z tobą mogę walczyć. Jedyne co stoi mi na drodze to twoje bachory. - podeszła do mnie i przyłożyła palce do mojego brzucha. Bałam się. Wszystko tylko nie dzieci. - Haha. Wystraszyłaś się. Czyżby, ciąża aż tak utrudnia życie? - rechotała ja nie mogę nic zrobić. Mogę chodzić ale nic więcej bo poronię. Nie mam jak się bronić. Jak ona teraz mnie zaatakuje. - Nie martw się. Nie jestem głupia. Jednak wiedz że stracisz ciążę i będzie to moja zasługa. - znów ten jej rechot i odeszła zniknęła. - Ruri! - odwróciłam się. Roza wołała mnie z parkingu. Przestałam kontrolować swoje ciało. Chciałam się wypłakać. Zaczęłam szlochać już w drodze do niej. Mój krok przyspieszył. Szłam przez parking. Spuściłam głowę. Miałam prostą drogę do niej. Łzy ograniczyły mi widoczność. Zamknęłam oczy. Ach proszę państwa zedytowałam i rozdział jest dłuższy niż zamierzony. Dlaczego? Dlatego, bo chodzi o pięknie zachowaną scenę "Co dalej?! Co dalej?!" Hehe. Jestem okrutna ale to jakoś nie pasuje do środkowych scen rozdziału :3 następny rozdział zależy od komentarzy i ich ilości *.* potrzebuję weny :) |
Rozdział 24 (sty 27, 2014)
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
Wyszedłem ze szkoły wyjściem ewakuacyjnym na parking. Zatrzymałem się w drzwiach. Widziałem jak Ruri idzie przez środek parkingu wgapiona w swoje buty. Szła do Rozalii. Tamta też zbliżała się do niej. Kątem oka zauważyłem Jeepa. Chciałem krzyknąć ale nie zdążyłem. Jeep wjechał w Ruri a Rozę trafił w bok. Ruri w jednym momencie leżała na tym betonie. Krew. Roza doczołgała się do niej miała coś z nogą. Mogłem tylko stać i patrzeć. Nic nie mogę zrobić... Znowu byłam w szpitalu. Słyszałam głos zdenerwowanej mamy. Tata ją uspokajał. Ale nie widziałam ich. Głosy były jakieś ciche. Zapach mi mówił że ktoś jest ze mną. Ostrożnie otworzyłam oczy. Castiel. Płakał. Uśmiechał się. Nie wiem co mam wyczytać z tej twarzy. - Cześć kochanie. - szepnął - Co się stało? - nie mogłam mówić chyba tylko ustami ruszałam bo prawie się nie słyszałam. - S-straciliśmy... j-je. - szlochał tak bardzo że ledwo zrozumiałam ale. Nie chciałam tego wiedzieć. Castiel ścisnął moją dłoń mną też wstrząsnęła fala rozpaczy. - Roza... zadzwoniła po karetkę... b-byłaś w stanie...k-krytycznym. L-ledwo u-uratowali cie-bie... ale... udało się... j-jakbym s-stracił c-ałą trójkę... nie mógłbym... - Cii. - wszystko mnie bolało. Straciłam dzieci. Amber dotrzymała słowa. Przy okazji mogła zabić mnie. Głupia suka. Ile to można zrobić z zazdrości? Zabiła. - Jak się czujesz? - Boli mnie. - Będzie dobrze. Poradzimy sobie. Twoja mama... podpisałem umowę na dom. Ekipa budowlana... na razie robią tam wielki bałagan. – uśmiechnął się przez łzy - Ile dni ja spałam? - Pięć. Roza leży w sali obok. - Jak? - Biegła do ciebie i ją też potrącił. Ma połamaną nogę. Ale ogólnie wszystko z nią dobrze. Z tobą też. Nie było powikłań. Kiedy spałaś. Lekarze mówią że praktycznie jesteś zdrowa. Czekaliśmy aż się obudzisz. - cały czas płakał. Wygląda jak kupka nieszczęścia. Nie chcę wiedzieć jak ja wyglądam. Miałam ochotę go przytulić i pocieszyć ale mnie też ciężko przychodziło to co się stało. Mimo że kiedyś powiedziałam. Przez ten sen. To były dwie przyszłości. Za każdym razem była radosna i ta przygnębiająca smutna. Ale ta druga za każdym razem była inna. Mniej uciążliwa ale bardziej druzgocąca. I fakt jest taki. Jestem zdruzgotana a o Casie to już nie wspomnę. - Kochanie. - spojrzał na mnie a mnie zakuło w sercu. Ścisnęłam jego rękę. - Jesteśmy razem. Damy radę. Obiecuję. I. Przytuliłabym cię ale wszystko mnie boli. - taka głupota ale uśmiechnął się nadal przez łzy - Kocham cię. - położył głowę na moich kolanach. - Też cię kocham. - położyłam rękę na jego grubych włosach. Najgorsze dni w jego życiu. W moim też ale razem damy radę. - Chcesz zobaczyć rodziców? - A w jakim są stanie? - Sama oceń. - zerwał się szybko i uchylił drzwi szepnął a potem weszła moja rodzina. Armin Alexy mama i tata. - Cześć córeczko. Jak się czujesz? - tata złapał mnie za drugą rękę też miał umęczony wyraz twarzy. Uśmiechał się ale smutno. - Dobrze. Tylko wszystko mnie boli. - Nic dziwnego. - mama oparła się o ramię taty popatrzyłam na nią i braci. Wyglądali dokładnie tak samo jak po tamtym wypadku z moim kuzynem. - Kochanie wiesz kto mógł to zrobić? - Kto prowadził to auto? Masz jakichś wrogów? - dodał tata. - Amber. - odpowiedzieliśmy ja Armin Alexy i Castiel a rodzice popatrzyli na każde z nas po kolei - Mało tego. Chwilę przed tym Amber powiedziała że pozbędzie się mojej ciąży. Może konkurować ze mną ale nie z dzieckiem. - W czym konkurować? - tata zadał najgłupsze pytanie - Nie to żebym ja się jakoś szczególnie starała ale chodziło jej o... - O mnie... - wtrącił Castiel - Zakochała się i jest zdolna do wszystkiego. - jemu przerwał Alexy - Naprawdę dziewczyny teraz są niemożliwe. Ale my mieliśmy podobną sytuację co kochanie? - mama klepnęła tatę w ramię - Prawda. - Nelly. - Moja mama? - zapytał Cas- Tak. Zrobiłaby wszystko dla swojej urojonej miłości do mojego męża. - Mi powiedziała że byliście przyjaciółmi. - Bo tak było. Do czasu aż nie zostaliśmy parą. - No. Amber nienawidzi mnie odkąd mnie poznała. - Nie rozmawiajmy o tym. Lepiej pójdziemy po lekarza. - tata wziął mamę za rękę i wyszli - Historia lubi się powtarzać? - zapytałam - Na to wygląda. - Alexy się uśmiechnął - Wiesz jak się o ciebie baliśmy? - powiedział Armin z troską w głosie - To widać. Wyglądacie tak samo jak po tamtym wypadku. - Jakim wypadku? - Cas był zdziwiony - Nie wiesz? Nie powiedzieli ci? Przecież nie wyjechałam do internatu bez powodu. Miałam wypadek. Mój pijany kuzyn prowadził. Wjechaliśmy w drzewo... - Matko kochana i dowiaduje się dopiero teraz? - Wszyscy puściliśmy to w niepamięć. - Ej pogadacie sobie o tym w domu co? - powiedział Alexy a rodzice i lekarz weszli do sali - Witam w świecie żywych. - uśmiechnął się - Cieszę się że obudziłam się w tym. - odwzajemniłam uśmiech - My też. Niestety. Ciąży nie udało się nam utrzymać. Przykro mi. Natomiast dobra wiadomość jest taka że - mówił przeglądając moją kartę - szybko wracasz do normy i dzisiaj dostaniesz wypis. - Dziękuję. - Ja również. Do widzenia. - lekarz zawsze się szybko zmywa - No kochanie. Castiel ci mówił? Macie dom w remoncie. - powiedziała mama - Tak. - mama chciała odciągnąć moje myśli od dzieci? - Cieszę się. Urządzicie je razem prawda? - Jasne. - Córciu. Ja niestety muszę wracać do pracy. Trzymaj się. - tata ucałował...mnie w czoło. Potem zniknął za drzwiami. Mama i Castiel zostali ze mną do wypisu. Bracia zwinęli się po drodze z lipnym pretekstem. I tak wiedziałam że chodzi o ich randki. Lekarz mnie wypisał. Pożegnałam się z tak dobrze znanymi mi twarzami i w trójkę wyszliśmy z tego sterylnego miejsca. Nie jestem w ciąży. Jestem smutna i zawiedziona ale może są w tym dobre strony. Teraz nie będę sidliła Castiela na dziecko. Nikt nie będzie miał możliwość tak myśleć. Ale. On. Wiem. Widzę że jest załamany ale teraz może robić co tylko chce. Może ode mnie odejść. I znowu będziemy gadać na trudne tematy? Kiedyś będzie trzeba wszystko omówić. Już mi się nie podoba ta rozmowa. Oparłam się o barierkę i odchyliłam głowę. - Kochanie. Wszystko w porządku? - Tak mamuś. Gdzie jest mój rudy orangutan? - zaśmiałam się - Kogo nazywasz orangutanem he? - Aaaa no nikogo. - ciebie baranie zepsuty - Ah tak? Dawno już tak na mnie nie mówiłaś. - uśmiechnął się. Dawno tego nie widziałam. Ten zadziorny uśmieszek z czasu kiedy Castiel mnie "podrywał". Samo to wywołało uśmiech u mnie. - Myślałam że już tego nie potrafisz. - Czego? - Naprawdę nie wiedział o czym mówię? - No ten twój uśmiech. Przestałeś się tak uśmiechać jak byłam w ciąży. - Naprawdę? - podszedł do mnie i oparł się rękoma o barierkę za mną. - Tak. A teraz obiecaj że więcej tego nie zrobisz. - Mam się nie uśmiechać? - Właśnie masz na zapominać o tym uśmiechu! Masz się tak zawsze uśm... - zakrył mi usta ręką i zadowolony. - No już uspokój się. Nie krzycz. Obiecuję. - teraz oparł ręce na mojej szyi kciukami dotykając moich obojczyków. Patrzył mi tak głęboko w oczy. Pewnie widzi mnie na wylot. Pewnie już wie o wszystkich moich myślach i zmartwieniach. Tonęłam w jego oczach. Zawsze bardzo je lubiłam ale teraz ciągnęły moją duszę do siebie. Wchłaniały mnie. - Mogę zadać głupie pytanie? - Skoro musisz. - Amber troszkę wjechała mi na ambicje... Nie sidliłam cię na dzieci prawda? - No fakt. - że jak? Czyli chodziło mu o dzieci? - Zadałaś chyba najgłupsze z możliwych pytań. Przecież ja zawsze cię kochałem. Dzieci... no przecież pamiętasz jak było... i jestem niemal pewien że Amber mi czegoś wtedy dosypała bo na pewno nie piłem dużo. - Cieszę się. Bo naprawdę baaaaaaaardzo cię kocham i teraz nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. ...Impreza to już zamknięty rozdział. Teraz w pełni sił policzę się z nią. Odda mi wszystko co mi ukradła. - Jesteś mściwa? - uniósł jedną brew - Akurat z każdym innym dałabym spokój ale ona zasłużyła sobie aż za bardzo - Przekonałaś mnie. - pochylił się do mnie i pocałował. - Hej hej. Chodźcie już. Ja wiem że bardzo się kochacie i potrzebujecie sobie teraz okazywać tę miłość ale jestem waszą matką i czuję się nie na miejscu. - Mmm naszą? - przejęzyczyła się - Waszą. Jak mniemam Castiel i tak nie zaznał dużo rodzicielskiej miłości z Nelly. A że jest chłopakiem mojej córki i mieszka pod moim dachem to co. Mogę go też przygarnąć do rodziny jako mojego syna. - To świetnie mamo. Przytulisz mnie? - uśmiechnął się tak fantastycznie a mama go przytuliła mocno. Aż się zdziwił że taka drobna kobietka a tyle może zdziałać. - I jak fajnie było? - dopytałam - Doszedłem właśnie skąd masz tyle siły. - Że ja niby jestem taka silna? - mama się zaśmiała. - Czułem chrupanie w żebrach. - spojrzała na niego groźnie. - Znaczy to zaleta... kości mi się prostują. - Faceci. - westchnęła i ruszyła do auta - Wiem też po kim masz to spojrzenie. - szepnął mi - Ja sobie sama wypracowałam spojrzenia i siłę. Tylko brałam przykład z mamy. - Niech ci będzie. - czuję się jakoś dziwnie. Niby wszystko jest między nami dobrze. Jednak nie tak jakbym chciała? Może to ja jednak coś źle odbieram. Straciłam dzieci i teraz potrzebuję jakiejś pozytywnej zmiany. Hymm tak. To jest to. Co by tu wymyślić. |
Rozdział 25 (sty 31, 2014)
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
Może bym tak zaczęła działać w jakimś dojo. Albo trenować kickboxing. Uśmiechnęłam się do siebie. - Co się śmiejesz? - Cas mnie wyrwał z zamysłów. Tak głęboko utonęłam w moich myślach że nie zauważyłam że dawno wsiedliśmy do auta i byliśmy już prawie pod domem. Długo mi te myśli zajęły. - Nie nic. Tak się tylko zamyśliłam. - Więc o czym tak głęboko myślałaś? - zapytał zadziornie. Chyba nie siedzi mi w głowie. - No. To i tamto... postanowiłam sobie coś. - Hym. Jestem bardzo ciekaw szczegółów. - Może kiedyś ci powiem. - prowadziłam tę grę. Hehe. W końcu wróciliśmy do punktu wyjścia. Wiemy o sobie wszystko chyba ale nadal lubię te zadziory. Przecież w takim okropnym facecie się zakochałam - Hihihi. - Ten śmiech nie wróży nic dobrego nie? - Castiel. Nie wiem czy to ci się spodoba ale będę poprawiać moje mięśnie brzucha i nóg i w ogóle wszystkie mięśnie. - Och. Czemu miałoby mi się to nie spodobać? - No to nie będą zwykłe ćwiczenia. - Jakie? - Czy tylko mnie to o czym rozmawiacie sprowadziło na tor koedukacji? - mama myślała o seksie hehe. - Mamo! Nie o to mi chodziło! - Przepraszam już się nie wtrącam. - Niemiałbym nic przeciwko temu. - szepnął Cas. - Grrr. Chyba umrzesz wcześniej niż przewidywałam. - Czemu? Sama niedawno mówiłaś że... - położyłam mu paluszek na ustach - Wiem co mówiłam. - patrzyłam groźnie - Ale mam inne priorytety. - Cholera. - mruknął. Wiedział że nie wygra. W międzyczasie dotarliśmy do domu. Jednak zanim jeszcze będę mogła wyżyć się na jakimś worku treningowym to muszę dojść do siebie po tym ostatnim wypadku i po długiej przerwie w spacerach. Jakichkolwiek. Swoją drogą. To jakby to zliczyć to rok szkolny już niedługo się skończy. Mam nadzieje że już mogę chodzić do szkoły. Mam dość domu i swojego pokoju. Nie chcę już żeby wszyscy się mną opiekowali. Póki co. Wyścigi. To będzie moja odskocznia. Cas chyba nic nie zrobił z autami co nie? No i wpadłam na kolejny pomysł. Jak wyszłam z auta tak poleciałam do pokoju i porwałam laptopa. Zaczęłam przeszukiwać strony z jakimiś wiadomościami o koncertach. Jakieś lipne zespoły to grają ale nic nadzwyczajnego. Kurde. Kto może mieć takie informacje...Danny!!! Ale ja do kolesia nie mam numeru. Castiel. Szybko zleciałam wręcz ze schodów. - Caaaaaaastiel! - Co jest? - wyjrzał z kuchni a ja go dopadłam i zaczęłam przeszukiwać kieszenie. Mam. Telefon. - To Ruri czy jakiś skrzat? - D-Dan!!! To on tu przyszedł a mój kochany chłopak nic mi nie powiedział. - Mała. Jak mogę wiedzieć co ty robisz? - trzymałam rękę w jego kieszeni zaraz ją wyciągnęłam a telefon tam zostawiłam. - A już nic hehe. - chciałam stamtąd uciec zapomniałam o moim celu. Niestety próba ucieczki mi nie wyszła Cas złapał mnie w pasie. - Chodźno na chwilkę. Nie zwiejesz. - N-no. - Chciałem tylko zapytać czemu mnie tu publicznie przeszukujesz i czemu wyglądasz jak troll. - Nie skupiłam się na tym że ktoś oprócz ciebie może tu być. I dlaczego uważacie że wyglądam jak troll? - Jesteś rozczochrana, nie przebrałaś się jeszcze... i nie wiem co tam tak zawzięcie w kompie przyglądałaś ale mam nadzieje że nie grałaś. - Phi. Jakoś ci wcześniej nie przeszkadzało jak wyglądam. Potrzebowałam telefon. I nie grałam. - Masz swój telefon. - Ale nie ma w nim tylu kontaktów haha. - Hymmm? - Moje priorytety. Są tak ważne że nie mogę tego odkładać. - puścił mnie łaskawie a ja podreptałam do Dana i pociągnęłam go za koszulkę. - Chodźno na sekundę. - Cas rozbawiony przyglądał się tej scenie. Wiedział że i tak się dowie czy może go to nie interesowało? Wywlekłam Dannego z kuchni i pociągnęłam do pokoju. - Ruri. Naprawdę zachowujesz się jak skrzat. - Bo jestem tak podniecona. Wiesz co to znaczy być uziemionym w łóżku przez miesiące? - Nawet sobie nie wyobrażam. To co chciałaś? - A. Tak. - zaczęłam grzebać po szufladach w poszukiwaniu kosmetyków tak dawno ich nie używałam że nie wiem gdzie są... - Są jakieś dobre koncerty albo takie zabawy rockowe? - Eeee. No dzisiaj to ze znanych zespołów raczej nic. Trasy się pokończyły. Jedyne co to mmm koncert albo raczej zabawa... - Castiel wszedł do pokoju. - To co knujecie? - Nie potrafisz odczytywać jej zamiarów co? - Myślałem kiedyś że jestem w stanie ale nie jak jest w trybie skrzata. - w sumie to nie słuchałam za bardzo... - Pytała się o koncerty zabawy.. no wiesz.. - Co? Ruri. Odwaliło ci do reszty? Ledwo co ze szpitala wyszłaś. - popatrzyłam na niego zła. - Może mnie jeszcze do wyra uwiążesz żebym spędziła tam resztę życia? - Ale, myślę że na prawdę nie... - Jak nie chcesz to pójdę sama z Arminem albo z Danem albo sama. Ale pójdę. - Ruri... - był zrezygnowany a ja wygrzebałam kartkę i długopis i dałam Danowi. - Spisz mi wszystko tutaj ok? I wyjdź jak możesz. Chyba że chcesz posłuchać. - Eeeee. Chętnie skorzystam i zostanę. - ten koleś niczego nie bierze na poważnie. - Kochanie. - patrzyłam już skupiona na Castiela - Przez sporo czasu nie wychodziłam z łóżka. Wiem że ty też próbujesz sobie ze wszystkim poradzić. Nie wiem jaki ty masz sposób ale ja mam zamiar po prostu odreagować. Na wszystkie możliwe sposoby. Koncerty, imprezy, wyścigi, zakupy. Chcę żeby to wszystko do mnie wróciło. - Stary. Jej chyba nie pobijesz. - Castiel spuścił głowę i wyszedł a ja pobiegłam za nim. Nie wiem czy się teleportował czy co ale był już u Armina z fajką. Siedział na łóżku oparty o ścianę i miał odchyloną głowę oraz zamknięte oczy. Ale widziałam łzy. Mnie też zachciało się płakać. Oczywiście to nie przez to co powiedziałam... nie. Jednak to moja wina. Uderzyłam w czuły punkt. Dzieci. Wtuliłam się w jego tors i sama płakałam. Oboje szlochaliśmy strasznie. Raz ja wybuchłam rykiem pełnym żalu raz on. Ja płakałam w jego brzuch a on w moje ramię. Poradzimy sobie. Razem. Chciałam tego płaczu. To było oczyszczenie. Wyrzucaliśmy z siebie najgłębsze żale nie używając słów. W końcu oboje zastygliśmy. Armin wszedł do pokoju. No tak przecież to jego pokój. Ledwo widziałam przez łzy i opuchnięte oczy. - Co wy tu robicie? - Nie widzisz? Tak sobie siedzimy. - uczucia przebijały się przez mój głos. Jak miałyby nie? W końcu przeżywam największą rozpacz w moim dotychczasowym życiu. Armin mierzył nas tylko wzrokiem. Co zrobi? - Mam dylemat. Chciałbym was zostawić samych ale boję się bo nie wiem co może się tu dalej wydarzyć. Poza tym mnie też chce się nadal płakać mimo że odreagowałem już co swoje. - Nie no chodź płacz z nami. - tylko ja prowadziłam tę rozmowę Castiel był spięty. Mniemam że już samo to że Armin widział jak ciekną mu łzy go krępowało a ten by miał tu jeszcze zostać. Castiel wtedy nigdy z siebie nie wyrzuci reszty. - Albo Armin daj nam jeszcze moment ok? - Ta. Tylko bez bzykania. - Wyglądam jakbym była w nastroju ty potworze?! - Yyyy.... - czmychnął i dobrze. Spojrzałam Castielowi w oczy i włożyłam rękę w jego miękkie włosy. - Spadamy stąd no nie? - zapytałam delikatnym głosem. - Tak. - wzięłam go za rękę i wyszliśmy Armin wlazł do swej komnaty tajemnic i się zamknął. My za to dotarliśmy do kochanego wyra. Dana nie było. Szczęście. Kątem oka przyuważyłam kartkę na biurku. No. Dobry chłopak. Położyliśmy się grzecznie na łóżku. Castiel wtulił się w moje plecy a włosy z szyi odgarnął i wcisnął tam głowę. - Ruri. - No? - Wiesz że Cię kocham? - Wiem. - złączyliśmy nasze dłonie. Cas kurczowo trzymał moją rękę. - Cieszę się że mam ciebie. - Wiesz że zawsze będę z tobą? Jeszcze zdążę ci się znudzić. - Nigdy na to nie pozwolę. - To teraz będziemy się kłócić kto kogo bardziej kocha? - Nie bo i tak ja kocham cię bardziej- No skoro tak to ty musisz pocałować mnie. - Jedyna kobieta która może wydawać mi rozkazy. - tylko przycisnął swoje wargi do moich. Odwróciłam się obięłam go za szyję i splątałam swoje nogi z jego i dopiero wtedy nasze wargi się rozstały. Odetchnęłam bo Castiel zabrał mi cały tlen w tym pocałunku. - Dobrze że masz wyczucie. Jeszcze trochę i byłabym sina. - Hahaha. Nadal tracisz oddech jak cię całuję. Taka niewinna. - Tak i nadal rumienię się w niektórych sytuacjach. - Będziesz tak zawsze? - Nie podoba ci się to? - No właśnie podnieca i tu problem bo jeszcze chwila i będę mógł na ciebie patrzeć tylko jak będziemy sami. - Szaleńczo zakochany Castiel? - W córce szatana. - A może przefarbuję się na... hymm... - Wystarczy że masz swój kolor. Ani to brąz ani czerń ale jest idealny. - Słyszałam pogłoski... - Że jestem boski? - Nie żartuj hahahaha....- dostałam głupawki. Tak po prostu zaczęłam śmiać się w jego klatkę aż się popłakałam. - Ruri? Wszystko z tobą dobrze? - zapytał z obawy o mój mózg ale z głupią miną. - Nie wiem. Chyba nie. - mój śmiech nadal się nasilał a ja biłam Casa po ramieniu. Zaraz przed oczami przeleciały mi najzabawniejsze momenty i słowa. Nie nie mogę już. Mój brzuch. Mięśnie brzucha bolą. Spojrzałam na Casa uśmiechał się trochę głupio. - Ty mały głupolu... - spoważniałam. - Powiedz. Odreagowałeś już? Możesz iść dalej bez jakichś wyrzutów smutków i innych niemiłych uczuć? - Co tak nagle? Ruri. Tak jak ciebie będzie mnie to dalej bolało w końcu kochałem je. - Tak ale ten ból... zamknij oczy. - Po co? - No zamknij. - jego powieki opadły z westchnieniem - Teraz zobrazuj sobie ten ból. To co czujesz. Stwórz z tego obraz. - Yhym. I co teraz? - Teraz ten obraz jest ciemny prawda? - Tak. - Więc dodawaj do obrazu jasnych pastelowych kolorów z tym co cię pocieszy. - Nie jesteś z tym sam. Mamy wielkie wsparcie w naszej rodzinie. Mama tata Armin Alexy. Jestem też ja. Staram się wspierać cię całą swoją wolą. Duszą i sercem. Kocham Cię. Co prawda nie wiążą nas już dzieci i plany założenia własnej rodziny ale mimo to cieszę się z tego że to ciebie tak bardzo kocham. Chcę być przy tobie zawsze i myślę że ty ze mną a ja z tobą możemy pokonać wszystko i obiecuję ci albo grożę że - ...że nie opuszczę cię aż do śmierci? - nie otworzył oczu wyszeptał słowa przysięgi małżeńskiej i uśmiechnął się lekko ale mimo to trochę cynicznie to już chyba jego nawyk. Usta Castiela które wypowiadają takie słowa. Tego nawet ja się nie spodziewałam. Dlatego wyszeptałam mu do ucha cichutkie "Tak" i przycisnęłam wargi do jego miękkich ust. Obiął mnie swoimi silnymi ramionami a ja wplotłam palce w te czerwone włosy. Płonące i groźne ale takie miękkie i miłe w dotyku. Trzeba ich tylko dotknąć... ta chwila jest taka magiczna... i właśnie prysła niczym czar wróżek z Kopciuszka. Pozostała tylko migocząca mgiełka bo do pokoju wpadła burza niebieskich włosów. - Ruri mnie zaraz szlag jasny trafi! No oszaleję! Wezmą mnie do psychiatryka w kaftanie bezpieczeństwa! |
Rozdział 26 (lut 07, 2014)
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
Z żądzą mordu patrzyłam na brata chodzącego po pokoju z zaciśniętymi mocno powiekami. - Alexy? - Siostra. No weź coś zrób. - Ale o co chodzi? Co mam z czymś zrobić? Może ujawniłbyś więcej szczegółów? - Wieczna tajemnica którą tak pielęgnowałem. Wyobrażasz sobie? Nick to znaczy mój chłopak... - otworzył oczy i odrzucił głowę jakby dostał z liścia. - Nie mogłaś mi powiedzieć że Castiel tu jest? - Ale ja nie wiedziałam o czym chcesz gadać. Wpadłeś tu jak karabin maszynowy. - I przerwałeś moją sesję psychologiczną. - wtrącił Castiel - No przepraszam kurwa bardzo! - wyleciał z pokoju szybciej niż się tu zjawił. - Mój Boże. Alexy szpeci swój język. To musi być coś bardzo ważnego. Sorki kochanie. Pójdę mu po psychologowć. - Jasne. - wyszłam z pokoju. I wbiłam do Alexego. - Czego chcesz? - leżał na łóżku nerwowo ruszając nogą i trzymał poduszkę na twarzy usiadłam w nogach łóżka i położyłam rękę na tej nodze która tak nerwowo chodziła. - To ja. O czym chciałeś pogadać. - Przyprowadziłaś też Castiela? - Nie zachowuj się jak dzieciak. No przecież śpimy w jednym pokoju tak? Mógł tam być on Armin albo co gorsza rodzice. - Ale mnie pocieszasz... - No mów o co chodzi. Przecież Cas cię akceptuje jak wszyscy. Poza tym spróbowałby nie. - Wiem ale Castiel jest typowym facetem który twardo stąpa po ziemi a ja chcę porozmawiać z siostrą bo ty mnie zrozumiesz. - zdjął poduszkę i usiadł - Yhym. - Tak jak zacząłem. Mam problem z Nickiem. - Pokłóciliście się. - On ze mną zerwał. - Uuu. - Do tego dla jakiejś dziewczyny. Widziałem ich raz razem. Nie pytałem bo pomyślałem że to po prostu koleżanka. Siedzieli i gadali w kawiarni to nie miałem o co robić scen. No ale dzisiaj. Zerwał ze mną. Przyznał się. - Ale mówił ci o tym że jest bi? - Większość facetów którzy wolą związki męsko-męskie jest bi. Nawet ja bo to już taki naturalny popęd. - zamrugałam szybko. - Ale wolę facetów. Rozumiesz? - Tak. - teraz rzeczywiście ogarniam - To był twój pierwszy chłopak? - Nie ale wcześniej moje związki kończyły się bardzo szybko więc nie zdążyłem się przywiązać. Dzisiaj a dzisiaj miała być nasza rocznica. - łzy stanęły mu w oczach ten chłopak naprawdę bardzo go skrzywdził. Przesunęłam się żeby być bliżej niego i przytuliłam go. - Braciszku. Wiesz jaki ty jesteś silny? Niesamowicie. - Nie jestem silny tylko maxa wkurwiony. Jak on tak mógł? Pojęcia nie mam co się ze mną dzieje. - Faceci są po to żeby krzywdzić. - oderwał się ode mnie i popatrzył dziwnie kurwa idiotko on też jest facetem - sorry gadam z tobą jak z babą. - Nie. Przez chwilę pomyślałem że to była aluzja żebym znalazł sobie laskę. - Nie. Ale Rose mi to mówiła jak wyjechałam. Przez jakiś czas rozpaczałam. - Haa. Ale co ja mam teraz zrobić. Wiem że muszę zapomnieć ale to nie takie proste. - To nigdy nie jest proste. - Chciałbym coś zrobić ale nie wiem co mogę. - Chcesz mu wybaczyć i do niego wrócić? Skoro zdradził cię raz zrobi to znowu. - Mówi ta która widziała jak jej chłopak pieprzy inną a dała mu drugą szansę. - Ona coś mu dosypała. Poza tym to było tylko ze względu na dzieci. Zaufanie przyszło z czasem. - My nie będziemy mieli dzieci. - To w sumie dobrze bo jesteś jeszcze młody. - Powiedziała mi siostra bliźniaczka która po... - zatrzymał się - Dokończ. - łzy stanęły mi w oczach - Przepraszam. Nie chciałem poruszać tego tematu. - Widzisz? To najlepsze w czym są faceci! Przepraszanie! - No ale... - Dobra. Mów dalej. Skoro już zachowujesz się jak facet to może podjąłbyś męską decyzję co? Czego ty chcesz? Wygadać się? Wrócić do niego? Czy się zemścić? Czy coś innego? - Nie wiem czego chcę. Myślałem że ty mi pomożesz. - wzięłam trzy oczyszczające oddechy żeby nerwy ode mnie odeszły. Uspokoiłam się i mogłam na niego spojrzeć. - Zamknij oczy. - Castiel jakby się dowiedział. Musiałabym już być na lotnisku. - Przypomnij sobie wszystkie spędzone chwile z Nickiem. Fajne przyjemne radosne na kolorowo a wszystko co ci się nie podoba na czarno-biało. - odprężył się długo to trwało musiał pamiętać bardzo dużo sytuacji związanych z tym chłopakiem. Miałam już ochotę się na nim zemścić. Tak po prostu. Bo skrzywdził mojego braciszka. W końcu Alexy otworzył oczy i uśmiechnął się. - Dzięki siostra. Już mi pomogłaś ale będę cię jeszcze potrzebował. - Ah tak. Więc co zdecydowałeś? - Muszę sprawić żeby Nick do mnie wrócił. Wiesz to będzie jak trudny zabieg lekarski. Najpierw trzeba coś złamać żeby kogoś całkowicie wyleczyć. - Czyli chcesz mu złamać serce żeby wrócił do ciebie. Trochę drastyczny pomysł ale w dobrej wierze więc ci pomogę. W końcu to ja tu jestem psychologiem. - Tak ale najpierw trzeba dowiedzieć się czegoś o tej dziewczynie. - Racja... ale kto mógłby... - Ruri! Przecież umiesz szpiegować. - Czemu ja? No ok. Tylko jak oni wyglądają. - Alexy wygrzebał zdjęcie chłopaka. - To jest Nick. Dziewczynę spróbuję znaleźć w necie... wiesz nie robiłem jej zdjęć. - ogarnęłam zdjęcie jednym krótkim spojrzeniem ale zaraz do niego wróciłam. - O kuźwa. Przystojniacha. Wygląda jak model. Można takich w ogóle spotkać? - Przypomnę ci tylko że masz już chłopaka a ten jest mój. I gdybyś się rozglądała to tak. Można spotkać wielu przystojniaków. - Czemu mnie to ominęło? - Nie wiem. Ale fakt jest taki że jest modelem. Wiesz Francja stolicą mody. Poza tym nie mógłbym być z kimś kto nie lubi ubrań i zakupów. - No fakt. - Masz to jej zdjęcie. - pokazał mi dziewczynę wyglądała jak Amber w wersji brąz. Te jej jasnobrązowe kłaki sięgały za tyłek. Nie zazdroszczę jej rozczesywania. Pewnie traci połowę włosów przy samej czynności. - Takiej dziewczynie to aż miło odebrać faceta. - Ta. Na początku myślałem że to przefarbowana Amber. - Okej. Gdzie najczęściej przebywaliście? - Ale co to ma do rzeczy? - Nie kumasz? Facet nieważne który jak ma swoje miejsce kawiarnie czy pub zawsze zabiera tam osobę którą chce wyrwać. - Czemu o tym nie pomyślałem? - Bo jestem mądrzejsza. - Kawiarnia. "Złote ciacho" wiesz gdzie to jest? - Nie. - co to w ogóle za nazwa. - Adresu dokładnie nie pamiętam ale od centrum handlowego to jakiś kilometr. Wiesz normalnie główną ulicą w stronę miasta i po prawej stronie. Łatwo ją przeoczyć. - Yhym. Okej dzięki. Idę zbierać informacje. - Co? Czekaj. Co zamierzasz? - Uwieść któreś z nich. Albo ja twojego chłopaka i go brutalnie rzucę albo Armin tę laskę. - O nie. Nie wciągaj w to nikogo więcej. - Ehh. Dobra idę obmyśleć szczegóły. Jak coś to się nie dowiesz. - Czemu?! - Bo wszystko spalisz. Reagujesz zbyt emocjonalnie. - Ale muszę wiedzieć kiedy ja będę mógł się pojawić. - Spoko tego się dowiesz ale później. Bye. - wyszłam z jego pokoju. Szczerze mówiąc to sama mogłabym uwieść tego całego Nicka ale Castiel nie wytrzyma tej presji. Będzie chciał nas obserwować a jak pozwolę się dotknąć Nickowi to na stówę zrobi mu krzywdę i też nie wyjdzie. Czyli trzeba zorganizować jakiegoś chłopaka co by ją złapał w sieć. Armin. Shywana - jego dziewczyna - nie pozwoli na to. Nie jest jej obojętny. Lysander. Nie ten typ. Dziewczyna która wygląda jak Amber będzie taka jak ona. Czyli buntownik. Castiel. Co?! - Ała. - jebłam w drzwi. Nie zauważyłam ich. Propozycja oddania Castiela innej dziewczynie... - Co ty wyprawiasz? - Cas otworzył drzwi i patrzył na mnie jak na idiotkę. No cóż. Tym razem ma rację. Niby jestem taka mądra a perspektywa pożyczenia chłopaka mnie przeraża. Poza tym on na pewno się nie zgodzi... - Halo. Kobieto. Słuchasz mnie? - A. Co? Tak tak. - jakimś cudem znalazłam się w pokoju i podgryzałam policzek. - Nie słuchasz mnie. - No. - muszę skończyć tę wewnętrzna bitwę. Przecież dlaczego nie? Castiel zrobi to dla Alexego. Nie po to żeby mnie rzucić. Nie chce mnie rzucić co nie? Gadaliśmy o tym. Chyba. Boże. Ze stanu mamusi przerzuciłam się na tępą nastolatkę. Co ja robię z własnym życiem? Jak doszłam do tego pytania? Dobra. Koniec. Zmierzę się z tym w prawdziwej walce. Pożyczę Castiela. Zamrugałam szybko. Wróciłam do rzeczywistości. Mam zaciśnięte pięści. Ogarnęłam pokój wzrokiem. Castiel siedział na krześle i przyglądał mi się bacznie. Teraz zauważyłam że siedzę na łóżku. Ale byłam pogrążona w myślach. Spojrzałam w te spokojne oczy i się przestraszyłam tak że aż odskoczyłam. - Co ty się tak gapisz?! - pisnęłam - To po prostu bardzo ciekawe. Jak mocno możesz się zamyślić? Nie zwróciłaś uwagi nawet na drzwi. - Toczyłam bitwę. - Ach tak? - Tak. - To bardzo interesujące. Mów dalej. Jak rozmowa z bratem skłoniła cię do takich rozmyślań że nie zauważyłaś drzwi mnie i nikogo innego? - zrobił dziwną minę. Co ja mam mu powiedzieć? - Prawdę. Kochanie prawdę. - Serio aż tak ze mną źle? - Nom. - No cóż. Każdą kobietę na tym świecie tknęłoby to że musi patrzeć jak jej facet flirtuje z inną i jeszcze nie może z tym nic zrobić... - Hym? O co ci chodzi? - Tylko dla brata. Zdecydowałam że będę musiała cię pożyczyć bo nikt inny się do tego nie nadaje. - Nadal nie kumam. - Tępy bucie. Muszę ci powiedzieć wszystko? - Najlepiej. - uśmiechnął się zadziornie - Chodzi o to że Alexego rzucił chłopak. Dla dziewczyny. - Uuu. No i co w związku z tym? - dopytał ze skwaszoną miną - A jak myślisz? Alexy chce go odzyskać ale żeby to zrobić trzeba go skłócić z tą dziewczyną. - I w tym celu ja.. - Ty masz ją uwieść. Myślę że nie będzie z tym większego problemu jest taka jak Amber. - Co? Chcesz mnie zabić? - Dasz rade... w końcu w tym jesteś mistrzem. - mruknęłam z mieszanymi uczuciami. Niby to teraz dobrze no ale ja jako jego dziewczyna ze świadomością że na kimś to jednak ćwiczył... nie było to zadowalające. - Pożyczam cię tylko. Na kilka randek. - heh my byliśmy kiedyś na jakiejś randce? Eh oczywiście że nie. Banał. Jak się domyśliłam moja mina musiała mniej więcej wyrazić co czuję bo Castiel mnie przytulił. - Och ty. Lubisz sobie sprawiać ból tak? Masochistka. Jeśli naprawdę tego chcesz to to zrobię. I jeśli to ma pomóc w odzyskaniu tego... jak mu tam? Chociaż osobiście bym się wkurzył za taką intrygę. - Gadasz wreszcie jak przyjaciel a nie przepełniony hormonami wiecznie napalony niewyżyty gościu. - Serio? Za takiego mnie masz? Jak mam być wyżyty skoro przez kilka miesięcy nie spojrzałem nawet na świerszczyka... - Bleee. Odejdź ode mnie. Fuj fuj. O boshe nie dobrze mi... - rzucałam się chwilę w jego uścisku ale kiedy powiedziałam że mi nie dobrze to mnie puścił a ja poszłam do łazienki i się zamknęłam. Post kurwa. - W porządku? - zapytał. - Oczywiście że tak. Nawet nie wiesz jak wspaniale było powiedzieć że mi nie dobrze i nie wymiotować. Nie zatęsknię za urokami ciąży. A co do ciebie i twoich świerszczyków. Masz zakaz używania takich gazet. To dla mojego dobra. Za to dla dobra akcji pościsz. - Co masz przez to na myśli hę? - Wiem kochanie moje że jesteś napalony ale to pozytywnie wpłynie na akcję. - Niby w jaki sposób? - mruknął zawiedziony - Będziesz sprawiał wrażenie jakbyś chciał rzucić się na świeże mięsko. Hehe stary. Współczuję ci bo ona ma naprawdę ładne nogi. Jednak spróbuj szyneczki a nie przeżyjesz następnej doby. - Co z tego będę miał? - Po akcji. Będziesz miał mnie. Możemy nawet chwilowo wyjechać na powiedzmy dwa dni a dam upust twoim pragnieniom. - Okey. Zgadzam się. Jakaś umowa do podpisania? - Nie. Wystarczy że uwierzymy sobie na słowo. - opuściłam łazienkę i zaśmiałam się z jego miny. Jednak mój duch się nie śmiał. Dałam mu do zrozumienia że będziemy bzykać się dzień i noc. Tylko czy ja to wytrzymam. Nie to żeby to było nieprzyjemne ale dawno nie ten i ałł... w podświadomości trzymałam ból i zmęczenie które czułam już teraz. Po tych dwóch dniach nie będę mogła zrobić kroku... westchnęłam w duchu i mówiąc sobie że nie będzie tak źle bo boję się tego jak pierwszego razu wzięłam Casa za rękę i pociągnęłam do Porsche. Godzina była w sam raz na randkę z dziewczyną. Po tym jak odpowiedziałam Castielowi na pytania gdzie jedziemy itd. zatrzymałam się blisko tej kawiarni i wysiadłam. - Co robisz teraz? - Co ty dzisiaj taki kuźwa rozgadany jesteś? Siadaj za kółko i odbierz telefon. - przesiadł się na miejsce kierowcy i odebrał jak zadzwoniłam... |
Rozdział 27 (lut 13, 2014)
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
Przesiadł się na miejsce kierowcy i odebrał jak zadzwoniłam... na jego komórkę. - Nom? - Zaparkuj w widocznym miejscu przed kawiarnią a najlepiej przy gazuj jeszcze. - weszłam do café i usiadłam przy szybie ciągle z nim rozmawiając. Kiedy zrobił co kazałam i chciał wsiąść powstrzymałam go szybko. - Nie wysiadaj tylko czekaj. - Po co? - Chryste. Zamierzasz gapić się tak po prostu na nich? - Eeee kto cię nauczył takiego knucia? - Cicho nieważne patrz spod zasłony włosów. Widzisz mnie tak? - Ciężko cię nie zauważyć. - Prawo... dalej... siedzą pod ścianą. - Ten laluś z pedalską fryzurą i... o kurwa to rzeczywiście Amber wersja brąz. Srajtaniel i Amberzyca nie mają jeszcze jednej siostruni albo kuzynki? - Wiesz nie mam kurwa pojęcia ale masz tu wejść usiąść przy stoliku niedaleko nich i czekać aż nadarzy się okazja żeby zagadać. - Już już. Nie denerwuj się. - Łatwo ci gadać. Rozłączam się. - teraz pozostało mi tylko obserwowanie ewentualnie będę mu wysyłać denerwujące smsy. - Ekhem. - o kurczę nie zauważyłam że kelner stoi koło mnie. Spojrzałam na niego ze zdziwieniem w oczach. - Cześć. Mogę przyjąć zamówienie? - przywitał się tak bo był w moim wieku mniej więcej. - Eeee. Cześć. Latte z karmelem i posypką orzechową poproszę. - To wszystko? - zerknęłam na Castiela sadowiącego się przy stoliku dokładnie obok dziuni i Nicka - Yhym. Dziękuję. - Mogę wiedzieć czemu się tak przyglądasz? - zapytał z błyskiem w oku. Chciał żebym niego patrzyła? Więc przeniosłam wzrok na wysokiego umięśnionego szatyna z zielonymi oczyma. Miał bardzo wyraziste rysy twarzy. Przystojnej twarzy. Bawił się długopisem przy boczku kartek na zamówienia. - No cóż obserwuję jak posuwają się sprawy. - Yhym. Znasz ich? - Nie bardzo. Ten chłopak z gejowatą fryzurą... - Nick? - Taaa. - Co z nim? Wydaje się spoko to nasz stały klient. - uśmiechnął się. - Taa wiem dlatego tu przyszłam. Niestety nie jest do końca spoko. Raczej dupek. - Uuu zdradza cię z nią? - czemu w jego oczach pojawiają się takie ciekawskie błyski? - Nie mnie. Za to widzę że lubisz plotkować hym? - Jakoś trzeba sobie radzić w żmudnej robocie. Lubię rozmawiać z klientami. Trochę mnie to relaksuje. - Rozumiem. - Tak właściwie to Nick pojawiał się tu często z takim niebieskowłosym chłopakiem ale ostatnio częściej widzę go z tą lalunią. - Ta. Wiem. Ten niebieskowłosy to mój brat. - Hehe. Teraz widzę małe podobieństwo. - zachichotał - No w końcu to mój brat bliźniak. Jakieś tam podobieństwo zawsze się znajdzie... chociaż a Arminem są identyczni. - Drugi brat? - Ta. Jesteśmy trojaczkami. - Wow. No ładnie. - mój telefon obwieścił że dostałam smsa. - Tak. Przepraszam ale jak mniemam to ten wkurzający typek. - odczytałam wiadomość "Flirtujesz z kelnerem. Nie ładnie." "Chyba sobie żartujesz. Rozwijam się społecznościowo bo nie chce mi się tu siedzieć i grać na telefonie godzinami." Odpowiedziałam. - Kto to? - dopytał chłopak - Mój szef. Dureń jeden. Jeszcze chwila i będę tylko pracować. - Gdzie pracujesz? - W kancelarii ale głównie opanowuję tam pasjansa do perfekcji. - Czyli jesteś teraz w pracy? - Nie. Teraz jestem tu dla brata. - Yhym. Wiesz za pół godziny kończę zmianę. Może się gdzieś przejdziemy? - Przykro mi ale nie wiem ile czasu będę musiała tu siedzieć a śledzenie gościa w lalusiowatej fryzurce chyba nie jest twoją wymarzoną randką. - starałam się go trochę spławić - Zaraz randka. Po prostu poznajmy się trochę lepiej. - zerknęłam na parę którą miałam obserwować. Nicka nie było a Castiel patrzył na mnie. Instynktownie wystukałam pod stołem smsa żeby się ruszył do roboty póki tego palanta nie ma. - Może jak już skończysz to po prostu się do mnie dosiądziesz? - No dobra. - A co z moim zamówieniem? - zamrugałam słodko. - Robi się. - uśmiechnął się i zniknął. Castiel wtedy ruszył się z miejsca i podszedł do dziewczyny. Jak mniemam zapytał czy może się usiąść. Albo i nie tylko od razu usiadł. Zaczęli prowadzić jakże ożywioną rozmowę. Dziewczyna paplała jak najęta a Castiel z szelmowskim uśmiechem rozwalił się na krześle i udawał że słucha. Po kilku minutach no tak ze dwóch położył rękę na jej podbródku i przejechał kciukiem po jej wargach. We mnie zaczęła gotować się krew no ale nie mogę nic zrobić. Odgadując jego myśli i słowa doszłam do wniosku że kazał jej się zamknąć bo upaja się jej widokiem. Koło mnie pojawił się kelner stawiając mi kawę przed nosem. Trochę przesłaniał mi widok. - Zmieniła faceta? - Raczej to on dorwał ją. Wszystko idzie zgodnie z planem. - adrenalina i krew która zaczęła buzować w moich żyłach bo Castiel chyba trochę za bardzo spoufalał się z tą dziewczynką. - A jaki był plan? - Ta ruda małpa ma spowodować rozpad związku Nicka z tą dziewczyną. - No. Niezły jest. Owinął ją sobie wokół palca. - Ta. - Nie wyglądasz jakbyś wyrażała wszechobecną radość z tego powodu. - No w końcu mnie też wyrywał. Do tego świadomość o tych wszystkich jego fankach... bleee. No ale z tym jakoś żyję. - Heh ciekawe co takiego on w sobie ma. Wszyscy kochają buntowników? - Gra na gitarze prowadzącej w zespole rockowym rozchwytywanym przez kluby. Chyba nie ma dziewczyny w tym mieście która go nie zna. - Aha. Czyli Nick zaraz wróci a oni wstaną od stolika i wyjdą. Laska jeszcze rzuci że z nimi koniec a ten oszołomiony usiądzie przetrze twarz rękami zbierze się ni wyjdzie. - Dokładnie to się stanie. Drogą dedukcji można dojść wszędzie. Widzę że czytałeś książki. - Nom. Poza tym już nie jedno zerwanie tutaj widziałem. - Hehe. Fajnie masz jakbym ja mogła mieć podejście osobiste w pracy... Nie nie mogę go mieć. Zwariuję wcześniej niż przypuszczałam. - dotknęłam brzucha. Tak mi ich brakuje. Poza tym. Nie żebym przejmowała się tym tak bardzo ale mam sporo tłuszczyku. Siłownio nadchodzę... - Znowu się zamyśliłaś. - machnął mi ręką przed nosem - No tak. Ciekawe ile razy dziennie będę i nich myśleć. To jest po prostu nieuczciwe życie bawi się mną jak chce a ja nie mogę nic poradzić. - O kim myśleć? - O moich dzieciach. - idiotko zawsze myślisz jak coś mówisz teraz nie mogłaś?! Wydarł się na mnie mój wewnętrzny głosik. - Masz dzieci? - zdziwił się - Nie. - To jesteś w ciąży? - Nie. - To... uroiłaś sobie coś? - Chciałabym. Ukrócę twoje wywody i ci powiem. Poroniłam. Pięć dni temu. Problemy z utrzymaniem ciąży miałam prawie od samego początku. Wszystko byłoby świetnie gdyby zaraz po egzaminie nie wjechał we mnie samochód. No tak nie jedna intryga mnie jeszcze czeka. Muszę pogadać z tą pindą... - Potrzebujesz się wygadać co? - Nie w sumie to mam dwóch braci rodziców najlepszych przyjaciół na świecie. I zajebistego byłego chłopaka który jest wrażliwy i zawsze mnie zrozumie... nie wiem czego chcę. Miałam już obmyślony plan na życie z dziećmi. Teraz mogę robić wszystko. - Wiesz. Masz 18 lat co nie? - Nom. - Wiesz że nadal jesteś młoda? Możesz robić wszystko. Więc rób wszystko. - No ale najpierw muszę odzyskać bratu chłopaka. - popatrzyłam w stronę stolika bo zrobiła się tam wrzawa. Dziewczyna i Nick kłócili się a Castiel obejmował ją w pasie. Iskry wybuchały w moich oczach ale zachowywałam spokój. Względny. Usłyszałam głośne sylabowanie słodziutkiego głosiku. Z na-mi ko-niec. Westchnęłam z ulgą. Castiel rzucił mi spojrzenie mówiące że kelner długo nie pożyje i wyszedł zabierając dziewczynę do mojego Porsche. Nick zareagował dokładnie jak przewidywałam. - No będę się zbierać. Muszę za nim iść. - wyjęłam banknoty z kieszeni i położyłam na stole - Reszta dla ciebie. - Pa! - krzyknął jak już wychodziłam. Odmachałam mu i podążyłam za Nickiem. Gdzie może iść sfrustrowany facet? Pub albo park. |
Rozdział 28 (marz 02, 2014)
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
Ten kierował się w stronę parku. Nie wiem czy się śmiać czy płakać może znowu spotkam nożownika. Za to w pubie będzie więcej kolesi tego pokroju. Nie myśląc więcej o tym wyciągnęłam telefon i zadzwoniłam do Alexego. - Halo? - Idź do naszego parku. - Po co? - Czemu zadajesz głupie pytania? Nick się tam kieruje. Jest załamany trzeba go pocieszyć. - Już to załatwiłaś?! Szybka jesteś. - Dawaj a nie się opierdalasz. - rozłączyłam się i szłam dalej za chłopakiem w końcu wybrał sobie ławkę w parku gdzieś w jego połowie. Ja przeszłam na alejkę obok była niedaleko ale mogłam pozostać niezauważona. Wkrótce pojawił się Alexy. Usiadł na najbliższej ławce obok Nicka. Ten ze spuszczoną głową go nie widział. Alexy patrzył na swój zegarek. Nick zerknął na niego i z bólem w oczach powiedział - Cześć. - Siemka. - mój brat uśmiechnął się z policzkiem opartym na ręce. - Co jest? - Rzuciła mnie. - Prędzej czy później. Chorągiew leci tam gdzie wiatr zawieje. - Wiedziałem na co się piszę. Miała masakryczny styl. - A no fakt. Okropna kiecka. - udał że przechodzą go dreszcze - Hehe. - Hej. Nie smuć się. Wiesz że wolę jak się śmiejesz. - Nie jesteś na mnie zły? W końcu zrobiłem coś takiego. - Chciałeś spróbować czegoś nowego nie? Znudziło ci się po prostu bycie tylko z jedną osobą. - To tylko jeden dzień a nie wiesz jak bardzo tęskniłem. - Alexy zmienił ławkę i przytulił chłopaka. - Cieszę się że zrozumiałeś. Też tęskniłem. - Alexy. Wybaczysz mi? - Jasne. - uścisnął mocniej Nicka. No mogę wkroczyć już nie mogłam wytrzymać to takie słodkie. Popłakałam się. Pobiegłam do braciszka rycząc już na dobre i krzycząc - Aaaaaaalexyyyyy! - złapał mnie o dziwo. Tulił mocno jak nigdy. Nie wiedziałam że potrafi być aż tak męski - Kochanie tak się cieszę. Popłakałam się nooo. - Na nią tu czekałeś hym? Twoja dziewczyna? - zapytał Nick ze smutkiem - Żartujesz? To moja siostra. Co nie? - Oh tak. Nie odwdzięczysz mi się do końca życia. - znad ramienia Alexa zobaczyłam Castiela z tą panną przy fontannie. Chyba zadrżałam. - Co jest? - zapytał szeptem Alexy. - Nie dość że nadal się jej nie pozbył to jeszcze tu idą. Grr - Ja zabiorę Nicka a ty idź uświadomić to dziewczę. - Się robi szefie. - cmoknęłam go w policzek i odeszłam - Gdzie idzie twoja siostra? Myślałem że wreszcie ją poznam. - Teraz musi bronić własnego związku. - czułam na sobie ich wzrok. Pseudo Amberzyca pociągnęła Castiela niewinnie za rękę a kiedy się do niej odwrócił pocałowała go. No cóż. To było do przewidzenia. Mimo zalewającej mnie krwi i noży w sercu widziałam jak Castiel ją odepchnął. Troszkę mi ulżyło. Zatrzymałam się dwa metry od nich. - Ru! - pod Castielem ugięły się nogi. - Hej. - Kto to? - odezwała się lalka. - Nie przejmuj się. Jestem jego dziewczyną. - powiedziałam słodko. Popatrzyła na mnie jak na idiotkę. - Widziałaś? Jesteś zła. - stwierdził Castiel ja tylko odwróciłam się bokiem - No czekaj no. Przecież... - Zamknij się wreszcie i do pani. - poklepałam udo ten przyszurał powoli. - A co ze mną? - zadała najgłupsze pytanie. - Jak to co? - zadrżałam z zimna. Tak ja w szortach i bluzce na ramiączka a tu zaraz noc. - Wracaj do domu bo zmarzniesz. Wybacz ale ten związek nie wypali. Jestem jedyną kobietą albo osobą na całym świecie która może mu mówić co ma robić. - Widziałaś jak się całujemy. Nie boli cię to? - Boli. Ulgę jednak przynosi mi to że wzięłaś go z zaskoczenia i nie odwzajemnił pocałunku. - spojrzałam na jego usta. Miał błyszczyk. Starłam mu go i rozmasowałam żeby zobaczyć kolor. - Masz tandetny błyszczyk. Zalatuje starymi skarpetami. - westchnęłam. Przeszedł mnie kolejny dreszcz zimna. Poczułam jak ciężka skórzana kurtka Castiela opada na moje ramiona. Za długo się do siebie kleili jej perfumy też czułam. Westchnęłam znowu. - Fatalny masz gust. - odwróciłam się i zaczęłam iść w stronę bramy do mojego Porschaka - Jaki miałaś w tym interes? - Sama kazałam mu cię uwieść. Nie mogę być zła. A jak już to tylko na siebie. - Zazdroszczę ci. Super facet z super stylem i szybkim autem... mnie tylko odrzucają. Dlatego byłam z gejem. - Znajdzie się ktoś kto cię pokocha. Najpierw jednak zostańcie przyjaciółmi. Tak jest łatwiej. A Porsche jest akurat moje. Jak będziesz czegoś potrzebować znajdziesz mnie bez problemu. Zapytaj kogoś o Ruri. Albo o niego. I tak wszyscy w okolicy nas znają. - Ruri. Wszystko ok? - zapytał Castiel obejmując mnie - Tak. Za dużo nerwów dzisiaj przeszłam. Chcę do domu. Spać. - Yhym. Cieszę się że nie wyciągnęłaś pochopnych wniosków. - Wszystko dokładnie widziałam. Nie mam nawet siły żeby ci za to przywalić. - Zrobiłabyś to? Przecież to nie moja wina... - Ale ty jesteś głupi. Oczywiście że dziewczynka miała ochotę się bzykać ale skoro nie przejawiałeś aż takiego zainteresowania to postanowiła cię pocałować. Żeby wielki buntownik jej nie odsunął zrobiła to z zaskoczenia. Też bym tak zrobiła gdybym była zdesperowana jak ona. Niestety jak widzisz mam w sobie to coś i nie ważne czy mój brzuszek jest większy czy nie. Lecą jak muchy do gówna. Czasem się to przydaje... - Co ty się taka wylewna zrobiłaś? - Mówię tylko że jesteś głupi bo nie potrafisz przewidzieć sytuacji. - No dobra już dobra. Pani strasznie dorosła Ruri. - potargał mnie po głowie. - To nie zmienia faktu że dwa dni bez ograniczeń będą moje haha. - Taaa. - mój telefon zawibrował i niechętnie odebrałam połączenie. - Moshi moshi? Sedesu desu. - Hej Ruri! Czekaj co? Jaki sedes? - Nic nic. Mów dalej. Zdążyłam zauważyć że masz nowinkę. - No mam i to jaką! Gdzie jesteś? - W parku idę w stronę głównego wejścia. - O to świetnie słuchaj jak idziesz prawą alejką to na niej zostań a jak lewą to przejdź na prawą. Musisz sama to usłyszeć. - Ale co? - rozłączył się. Robi się coraz bardziej pokręcony... no więc idziemy tą prawą alejką zauważyłam ją. Stał za drzewkiem. Po cichu podeszliśmy nawet on się przestraszył. Wskazał na ławkę. Blond chłopak i dziewczyna o jasnobrązowych włosach. Spojrzałam pytająco na Alexa. - To Nataniel i Melania. Słuchaj o czym mówią. Zaczęłam słuchać ich rozmowy. Nat- Ale jak?! To sobie ze mnie żartujesz? Mel- Co? Nie wiesz skąd się biorą dzieci?! - Wiem ale nie zabezpieczałaś się? Nie możesz być w ciąży. Nasza reputacja upadnie przez dziecko. - Jasne. Ty też mogłeś się zabezpieczać. Jestem w ciąży i nic z tym nie zrobisz. Tylko pytanie czy weźmiesz odpowiedzialność? - Usuń to dziecko. - uuu ale zimny ton - Chyba cię pojebało! Nie będę zabijać. - nawet nie zauważyłam kiedy Castiel tam polazł Cas- Piękne przedstawienie. - zaczął bić im brawo Nat - A ty tu czego?- warknął - Castiel! Debilu jeden! - poszłam za nim Nataniel postawił oczy na maxa - Ruri. Ty też tu jesteś. - Ta. Dzisiaj jest jakiś dziwny dzień wyznań. Castiel się wysypał potem Alexy ta dziewczyna ja i wy tu gadacie. Pełnia czy jak?- Melania nie była zadowolona moim pojawieniem się. - Czy mnie się zdaje czy nazwałaś mnie debilem?- mruknął Cas - Nie wydaje ci się. Sam żeś darł gębę jak się dowiedziałeś. Daj im przejść przez ten etap. - Właśnie. Ruri a ty co zrobiłaś? Też nie chciał dziecka? - zapytała mnie Melania - Ja... no cóż Armin mu zajebał. - Mieliśmy się tym nie chwalić... - upomniał Cas - Masz przy sobie płytę? - dopytałam jej - Nie. Zostawiłam w domu. Sądziłam że uwierzy bez niej. - Tu nie chodzi o to żeby uwierzył. Musi zobaczyć. - mruknął Cas obejmując mnie - Pogadanki młodych rodziców hym? - Alexy dołączył do nas - Wiesz. Jakoś mi ich żal. W sumie powinnam wyśmiać was i rozpowiedzieć wszystkim. Do tego Amber... - urwałam - No ale nie zrobię tego. - Więc co zrobisz? - dopytał Nataniel - Wierzę że nie ucieszycie się z tego powodu ale będziecie musieli ze sobą pogadać. A ja, mimo że też nie jestem uradowana powiem coś tobie. - popatrzyłam na Melanię - Ruri nie zrobisz mi tego. - postawił się Cas tylko zgromiłam go wzrokiem - Kurwa. Dobra chodź no tu. - klepnął Nataniela w plecy żeby ruszył tyłek i miał już fajkę w ustach. Kiedy odeszli kawałek dopiero odpalił. Czyli nauczyłam go nie palić w obecności kobiety w ciąży. - Owinęłaś go sobie wokół palca. - powiedziała Melania - No ta. Raczej powiedziałbym że tylko mnie się słucha jak Demon. - To co chciałaś mi powiedzieć? - Przede wszystkim nie stresuj się. W ogóle. Ja najadłam się stresu przez rodziców. Przez Castiela. Przez moje domysły. Prawie poroniłam przez to. Jeśli chcesz utrzymać ciążę nie martw się mów sobie że wszystko będzie dobrze. I tak już za bardzo się zestresowałaś tą rozmową. Uwierz przez to leżałam pięć miesięcy w łóżku. - Ale sama nie dam rady. Jeśli Nataniel nie weźmie odpowiedzialności... - Jak weźmiesz go na badanie od razu zmieni zdanie. Castiel wielki buntownik i w ogóle. Potem spędził przy moim łóżku pięć miesięcy. - Serio? - Jasne. - To co możesz TY mi poradzić. Tak czy tak najlepszym wyjściem jest aborcja. - Ta na pewno najłatwiejszym. Tylko czy chcesz zabić? - To na razie jest embrion. - oczywiście strzelił sobie facepalma. No bo jak. Jak zawsze uniosłem kącik ust w akcie drwiny. - Za kilka dni to nie będzie już embrion tylko twoje dziecko. - Jasne. - zarzucił mi to lubię drażnić tego debila... - No przecież kurwa nie moje. Dobra słuchaj. Nie będę się z tobą kłócić... - Co ona ci zrobiła? Ty nie będziesz się kłócić? Jeszcze do tego ze mną? - Ruri? No cóż... - Ma w sobie to coś. Każdy normalny facet się za nią ogląda. - Hej hej hej. Miałeś swoją szansę. - Ta. Prędzej czy później widać dorobiłbym się dzieciaka. - No ta. Ja też. - Nadal nie powiedziałeś co się stało że jej słuchasz. - Zakochałem się. Poza tym z nią nie wygram. Co śmieszniejsze. Jej mama jest taka sama. - Jej rodzice są sztywni jakby połknęli po dwa kije. - I kto to mówi. Hahaha. Niegrzeczny chłopiec się z ciebie robi. - Dlatego nie chciałem się z nią przespać. Przez jej rodziców. Ten tatuś by mnie poćwiartował. - Wiesz że mówisz o moich przyszłych teściach nie? Uprzedzam tylko żebyś nie powiedział za dużo. No a jak widzisz ja stoję tu cały. Mimo pozorów kochają ją. Kochali też nasze dzieci i wiedz że tym razem Amber przesadziła i pójdzie za to siedzieć. - No ale co ona takiego zrobiła? Kurwa wiem że nie jest aniołkiem ale... - Dziwne że zaraz po tym jak zagroziła Ruri że poroni wjechał w nią rozpędzony samochód. Szukajcie dobrego adwokata. - Heh nie spodziewałem się nigdy że ty będziesz chciał iść drogą prawną przeciw Amber. - Taa. Też tego nie wiedziałem. Póki nie byłem z Ruri miałem inny plan na nią. Potem wisiała mi koło dupy ale teraz przesadziła. Dobra nie gadajmy o moich dzieciach tylko twoim dzieciaku. Czemu tak bardzo ich nie chcesz? - No. Zniszczy to wszystko na co tak pracowałem. Jestem przewodniczącym szkoły fajnie by było gdyby moja reputacja była nienaruszona. Wyobrażasz sobie jakieś przemówienie a w wózku płacze dzieciak? Dwa. Moi starzy ojciec to mnie oskóruje. Jeden fakt że nie będę mógł iść na studia tylko do pracy drugi że nie spełnię jego wymogów a trzeci że w ogóle zajmuję się dziewczyną nie nauką. I mogę tak bez końca. - Ta. Sam wyprowadziłem się od rodziców. - No więc widzisz. - No ale zawsze jest szansa co nie? Co do reputacji. Skoro kochasz tą... - Melanię. No i właśnie problem leży też w tym. - Nie kochasz jej. Haha. - Tak właściwie to nie wiem co do niej czuję. Lubię z nią gadać. Niby jesteśmy razem ale nie wiem czy tak wygląda miłość. - Tylko uważaj żeby nie powiedzieć przy niej za dużo. - Czemu miałbym nie powiedzieć za dużo? Nie chcę tego dziecka. - Franco zachowujesz się tak egoistycznie jak nigdy. Jak nie chcesz wziąć teraz za to odpowiedzialności to powinieneś nie pierdolić się bez gumek. W ogóle nie nadajesz się do tego. - Gówno mnie obchodzi co sądzisz o tym że przeleciałem Melanię bo miałem taką ochotę. A jak chcesz to może bzyknę Ruri zda ci relację czy się nadaję. - popatrzyłem na niego z rozbawieniem. Za ławką na której siedział ten debil pojawiły się dziewczyny z Alexym. Podeszliśmy w trójkę do ławki chłopaków. Słyszeliśmy to co powiedział Nataniel. - Nataniel! - wykrzyknęła Melania zawiedziona i oburzona a ja zepchnęłam go z tej cudownej ławeczki. Nie wiedział co się dzieje. - Co o mnie powiedziałeś?! Co mam sprawdzić?! Gdyby nie to że Mel jest w ciąży nie uwierzyłabym że masz jaja! Ty chuju. - odwróciłam go na tej ziemi i przyparłam kolanem klatkę piersiową. Ręką złapałam za jego męskość i stopniowo zaciskałam rękę. - Teraz to odszczekaj panie gospodarzu. Teraz byś mnie przeleciał? Trzeba było ruchać jak była okazja. Jak ja się cieszę że Cię zdradziłam. - Zdradzałaś mnie? - Ta. Ze mną. - Castiel miał niezły ubaw. - Przeproś i błagaj o przebaczenie debilu. - warknęłam - Bo? - egoista zamienił się w Castiela z przed kilku miesięcy. - Bo nie będziesz miał czym robić dzieci. |
Rozdział 29 (paź 26, 2014)
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
- Bo nie będziesz miał czym robić dzieci. - zagroziłam i zaczęłam zaciskać rękę już naprawdę. - Nie zrobisz tego. - Wątpisz we mnie? - patrzyłam w te kłamliwe oczy - Ja nie umiem kłamać tak jak ty. Amber byłaby zadowolona ze swojego braciszka. Może i ty maczałeś w tym paluszki co? - O czym ty gadasz? Zwariowałaś?! To boli! - próbował się wyrwać ale ja mam przewagę. Ja prowadzę tę grę. - Ma boleć! Będzie cię to bolało tak samo jak boli zdrada! Będzie cię bolało podwójnie za mnie i za Melanię. Przyznaj się. Miałeś jeszcze jakieś laski? Może za nie też Cię zaboli. - Jesteś wariatką. Odpierdol się jebana zdziro! - momentalnie puściłam jego krocze i uderzyłam w nie z całej siły łokciem zwinął się w kłębek a ja wstałam i zaczęłam go kopać nieważne gdzie. Po twarzy brzuchu rękach gdzie tylko dałam radę. Zrobiłam mu coś w nos bo krew trysła jak fontanna. Przydepnęłam jego głowę. - Kochanie daj mi fajkę. - powiedziałam słodkim głosem do Castiela. Patrzyłam mu w oczy ze spojrzeniem z cyklu "No co?" - Nic. Chyba trochę przesadziłaś prawie stracił przytomność. - podał mi szluga - Nie martw się wiem w którym momencie przestać. Mimo, że takie śmiecie nie powinny żyć. - zdjęłam z niego nogę i podeszłam do Casa po ognia. Zaciągnęłam się mocno z uśmiechem. - Słyszałeś? Jestem wariatką. Ciekawe kim on dla siebie jest. Niby dobry i uczynny wie co dobre co złe a zachowuje się jak rozpieszczony nastolatek co guza szuka. - Chodź tu. - przytuliłam się do niego. Mimo że paliłam nadal czułam ten jego boski zapach. - Mel. Ty możesz się przytulić do mnie jeśli chcesz. - odwróciłam się. Melania nie mogła się ruszyć. Alexy ją przytulił. Płakała, drżała. Przejawiała chyba wszystkie objawy stresu, a potem zwymiotowała i zemdlała. Dobrze że Alexy cały czas był przy niej. Położył ją na ławce tylko na chwilę. - A co z nim? - dopytał mój brat - Budzimy. - powiedziałam i podeszłam do zwłok Nataniela. Hahaha tak tylko żartuje. Pogłaskałam go za uszkiem jak kota. Mruknął na to. - Hihihi. Paczcie jak słodko. - Ta, gdyby nie ta krew. - Oj tam. Jak go boli to wie że żyje. - przyjechałam palcem po rozciętej wardze lekko ją podrażniając. Odpowiedziało mi mruczenie. - Pomylony księciu. Wstajemy. Przeziębisz się. - ocknął się i odsunął ode mnie jak oparzony. - Patrz przed chwilą mruczałeś pod moim dotykiem. - zrobiłam krok w jego stronę. - Nie zbliżaj się do mnie! - zdzierał sobie głos. - Nie zrobię ci już krzywdy i uspokój się, bo znowu zaczniesz krwawić. - powoli podeszłam i kucnęłam przy nim patrzył na mnie przerażony, a Castiel rechotał się z tyłu. - Co cię boli? - powiedziałam poważnie, a ten zadrżał kiedy położyłam rękę na jego piszczelu. - Sama mnie skopałaś. Nie wiesz co mnie boli? - Nos pewnie najbardziej. Ładnie ci go przestawiłam. Masz spuchniętą rękę i trzymasz ją pod sobą. Złamana w dwóch miejscach. Żebra solidnie potłuczone najlepiej żebyś miał je usztywnione. Obyło się bez urazów wewnętrznych, bo nie było tak mocno. - Co?... - Hah co ty myślisz? Nie biję na ślepo. Zawsze wiem co robię i nie jestem wariatką. Przy mnie musisz uważać na słowa bo jeśli nie jestem szaleńczo w tobie zakochana albo nie żartujesz to odczuwasz skutki. - Castiel. Powiedz mi jedno. - Tak? - rył się nadal. - Czy to miałeś na myśli mówiąc że jest podobna do matki? - Między innymi. - Widzę że ploteczki wam się udały. No wstawaj. - wzięłam go pod zdrową ręką dłoń trzymając na plecach ale tak żeby nie urazić obolałych żeber. Podniosłam go i posadziłam na najbliższej ławce. - Jak możesz być tak delikatna i tak niebezpieczna? – zapytał. - Podobno jestem ideałem dziewczyny. - Kocham cię. – wybełkotał, a ja niby niechcący szturchnęłam rękę. Łzy stanęły mu w oczach, a ja obwiniającym wzrokiem na niego patrzyłam. - Nie wiem który ci tak powiedział ale przyznaję mu rację. - Castiel! Słyszałeś?! - odwróciłam się - Ale co? - Nataniel przyznał ci rację. - W czym? - Że jestem idealna. - Zabolało go to? - I tak już płacze! - No dobra darujmy. Hahaha. Chcesz fajkę? - Chętnie. - włożył mi papierosa do ust i odpalił, a ja zaciągając się próbowałam obmyśleć strategię jak mu ten nos przestawić żeby nie bolało i nie stracił dużo krwi. - Nad czym tak myślisz? - Cas nachylił się nad moim uchem. - Jak mu ten nos nastawić. Zaraz zacznie się zrastać i będzie krzywy. Albo będą mu go od nowa łamać. - Skoro umiesz to nastawiaj. - Pacjent się nie odzywa. Cas masz chusteczki? - Melania ma. - Jest nieprzytomna. Gdzie są? - Pewnie w torebce. - Idź po nie. I sprawdź może ma też wodę przy sobie. - Ok. - Czemu jest nieprzytomna? - Uroki ciąży i stres. - Aha.- Wiesz że po tym możesz już nie dostać szansy od Melanii? Nie pozwoli ci się widywać z tym dzieckiem. - Ale skoro ja jestem ojcem i uznam to dziecko a tylko ja jestem pełnoletni to jestem jego prawnym opiekunem. - Ale ona nie musi podać cię jako ojca. W końcu to ona będzie rodziła. - Mam chusteczki i wodę pani doktor. - podśmiewał się Castiel. - A zajebać i tobie? - wyrwałam mu chusteczki i wyciągnęłam jedną założyłam w ładny duży prostokąt i zalałam wodą. Wsadziłam fajkę w usta i przymrużając jedno oko rozkazywałam. - Nat pochyl głowę. - położyłam mu na karku zimny okład - Cas wyjmij cztery chusteczki. Dwie zgnieć w kulki a z dwóch zrób tampony tylko żeby mu do nosa weszły. - Jakie tampony?! - krzyknęli obaj. - Nie wiecie imbecyle, że tak to się nazywa? No już moje origami gotowe? - Tak. - mruknął Cas. - Nat odchyl głowę i spróbuj się odprężyć. Mam zimne ręce więc powinno ci to jakoś przynosić ulgę. - Co będziesz robiła? - Nat otworzył szeroko oczy. - Nastawię ci nos. Niestety nie noszę przy sobie strzykawek z morfiną więc… |
Rozdział 30 (gru 21, 2014)
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
- Jak ty widzisz w tym mroku? - Normalnie. Cicho siedź. Odchyl głowę. Możesz zamknąć oczy. - kiedy wydawał się być gotowy a przynajmniej nie spinał twarzy położyłam delikatnie ręce na nosie. Kciuki po jednej stronie a palce wskazujące po drugiej. Jednym szybkim ruchem przesunęłam chrząstkę a po parku rozszedł się krzyk Nataniela. Krew trysnęła znowu a ja pociągnęłam go za kudły żeby przechylił głowę do przodu i zabrałam Castielowi kulki i przyłożyłam do nosa. Kiedy krew przestała sikać jak w horrorze rzuciłam nasiąknięte kulki i zabrałam Castielowi tampony odchyliłam głowę Nataniela i wepchnęłam chusteczki do nosa. Musiałam je jeszcze uformować żeby były takiej samej grubości. Jak przegrody zaczną mu się krzywo zrastać to będą krzywe. Potem przechyliłam głowę Nata z powrotem w dół i wylałam mu trochę wody na kark. - Kochanie. Jesteś niesamowita. - Cas cmoknął mnie w czubek głowy. - Dziękuję, dziękuję. Moje pierwsze w życiu nastawianie nosa. - Moje też i obiecuję ci że odpokutujesz za mój ból. - Uważaj co mówisz. Ja ci mordkę ratuję żebyś przystojniak Casanova był a ty o. - Nie musiałbyś go nastawiać gdybyś go nie złamała. - Szczegóły. Alexy! - Co jest? - zapytał truchtając tutaj. - Zdejmuj swoje paski. - Co? - Zdejmuj nie pytaj. - Ale... - Braciszku do jasnej cholery. Nie wkurwiaj mnie i ty tylko dawaj te dwie jebane apaszki. - No już, już. - dał mi wreszcie kawałki materiału - Wyprostuj się ale miej opuszczoną głowę i oddychaj przez usta. - kiedy to zrobił ułożyłam złamaną rękę w kącie prostym i skracając węzłem apaszkę obwiązałam za szyję. Drugą apaszkę także zawiązałam mu na szyi ale tak żeby trzymała cały łokieć. - No i po krzyku. Ale będziesz musiał udać się na ostry dyżur włożą cię w gips. - Ta. Najpierw prawie mnie zabiła potem opatrzyła. - Nie ma za co. Udanej nocy. - zostawiliśmy Nataniela i obudziliśmy Melanię. Alexy poszedł ją odprowadzić, a my z Casem wreszcie udaliśmy się do Porsche i wróciliśmy do domu. Ciężki dzień. Umyliśmy się szybko, a potem padłam jak kawka w objęciach ukochanego. Byłam tak zmęczona całym byciem sobą że nawet nic mi się nie przyśniło. Rano wstałam jak na kacu. Castiel jeszcze spał. To normalne jakby mógł to cały dzień by przespał. Wstałam przeciągnęłam się troszkę rozciągnęłam mięśnie i zaczęłam robić brzuszki. Muszę wrócić do poprzedniej figury. Na całe szczęście nie mam rozstępów. Jakbym miała to chyba bym się postrzeliła. Cztery serie po dwadzieścia powtórzeń i wymiękłam. (Przyp. Aut. To wcale nie jest mało. Ruri zawsze musi być ponad innych -.-) - Co robisz? - Castiel miał otwarte jedno oko i się uśmiechał. - Wracam do stanu przed ciążowego. Nie mogę mieć takiego brzucha. Nie wejdę w żadną bluzkę. - Blefujesz. Trzy centymetry tłuszczu i będziesz musiała zmienić wyposażenie szafy? - Wiesz ile to są trzy centymetry na samym brzuchu?! Pięć centymetrów w obwodzie więcej i nosisz większy rozmiar. - Baby. - odwrócił się do mnie plecami. - Poza tym. Może gdyby to były trzy centymetry... ale ja jestem teraz po prostu gruba. Chcę schudnąć bo źle mi z tym. Chcę się dobrze czuć we własnej skórze. - No dobra. Jak nie robisz tego na pokaz. - Nigdy nie zmieniam siebie dla kogoś. - wskoczyłam pod kołderkę do niego. - No ta. Za to ja wczoraj gadałem z debilem, bo mi kazałaś, a potem sama go zlałaś. - Myślałam że nie jest aż takim dupkiem. I tak miałam ochotę to zrobić wcześniej. - Co ty nie powiesz. - Jeszcze powiedział, że mnie kocha. Miałam ochotę złamać mu tą rękę w trzecim miejscu. - Skąd wiesz jak jest połamany? - Nie ważne w jaką furię wpadnę i ile adrenaliny będę miała we krwi zawsze się kontroluję. Nie wiem jak po pijaku, bo nie sprawdzałam... mam nadzieję. Wiem z jaką siłą go kopałam. Nie chciałam mu uszkodzić ścięgien czy nerwów w ręce ale kość pękła. Żebra ma całe, ale poobijane, nie ma urazów wewnętrznych... jakbym mu zrobiła taką krzywdę to mogłabym pójść siedzieć, bo teraz powie że się pobił kilka siniaków złamana ręka, nos. Niech się cieszy wyciągnie kasę z ubezpieczenia. - Serio potrafisz uderzyć z taką siłą żeby zerwały się ścięgna? - Daj rękę. - wymacałam najgrubsze ścięgno z wierzchu i docisnęłam kciukiem. - Boli. - skrzywił się, a kiedy puściłam zaczął się tworzyć siniak - Widzisz? Nie trzeba dużo siły. Trzeba tylko wiedzieć jak. Trzy razy większy nacisk i twoje ścięgno by się naderwało. Teraz masz siniaka i czujesz jakby ktoś ci wstawił w rękę blachę. - No dobra, dobra. Nie chwal się tak że jesteś mądrzejsza niż ja. - wtuliłam się w niego najmocniej jak mogłam. - Jak sobie życzysz. - To co dzisiaj robimy? Przypomina mi się rozmowa o świerszczykach... chyba mi coś obiecałaś. - W domu? Tak przy wszystkich? Zaraz tu któreś wpadnie i... - nie zdążyłam dokończyć bo wszedł Armin. - Siemanko. Jak życie? - A nie mówiłam? Cześć Arminku miło, że pukałeś. Wszystko pięknie. - Młody mi mówił. - O czym? - Że prawie zatłukłaś Nataniela. - Wcale nie. Trochę go poobijałam żeby zapamiętał, że o mnie się nie mówi "Przelecę ją i zda ci relację czy się nadaję." - Ha, ha. No dobra. W obronie własnej. Mama kazała wam to dać. I to bo wieczorem was nie było. - rzucił mi... - Tabletki antykoncepcyjne i gumki... - przeczytał Castiel. - Ha, ha, ha mama o was dba. He, he. Miłego bzykania. - Jak ja cię zaraz bzyknę to wylądujesz koło blondasa na ostrym dyżurze. - Oj spadam! - zmył się. - Miłego bzykania. - imitowałam głos Gargamela ze Smerfów - Ale fakt. Czy twoim zdaniem rodzice nie podchodzą do tego zbyt luźno? To zezwolenie. Ruchajcie się, ale pamiętajcie o gumkach. - Jesteśmy dorośli. Tak jakby. - Ta. Pełnoletni. Właśnie. Trzeba iść do domu. Sprawdzić jak się sprawy mają. - I do Rozy. W końcu to przeze mnie jest w szpitalu. - I udowodnić Amber, że zrobiła to z premedytacją. Choć pewnie się wybroni chorobą psychiczną. - Taa. I nasze dwa dni trzeba gdzieś wcisnąć. - poczochrał mnie. - Chcesz żebym padł? Nie jestem tak wysportowany żeby przez 36h bez przerwy.. - No dobra... - Rzekła z przekąsem. Ha, ha. - Co noc jesteś mój. Paparapapa. – podśmiewałam się. - Tak lepiej. - Dlaczego mamy ranek?! Kto kurwa włączył słońce? - Mikołaj Kopernik? - Bóg debilu. - No może. Przez całe życie spałem na religii. - My w Anglii chodziliśmy do kościołów. One są tam takie piękne. – westchnęłam. - Przyszły moher. - A spadaj. Freski golizny Michała Anioła mi się podobają. - Zbok. - Powiedział ten co poznał 3/4 dziewczyn w mieście. - No, no. Potrzeba, a skojarzenia… - Powiedziałam, że lubię sztukę.. kto tu jest zbokiem. - Ty. - Yhym. - wzięłam opakowanie z tabletkami i wyciągnęłam ulotkę. Przeczytałam co i jak. No i tabletki podobno działają ale muszą mieć czas na obniżenie poziomu hormonów czyli muszę je brać przez kilka dni i do tego czasu musimy zabezpieczać się w inny sposób. No ok. Czyli gumki. Nie uprawiałam jeszcze seksu z gumką. To takie... dziwne. - Dowiedziałaś się czegoś fajnego? - Ta. Przez tydzień lecimy na lateksie kochanie. - Co? Pojebało no. To jak całowanie przez szybę. - Cicho. Nie będzie takiej tragedii. - Powiedziała ta, co nie próbowała. - To twoja wina. - Ta, zwal na mnie. - Dobra. Jest po równo i koniec. - Rozejm. - pocałowałam go delikatnie ale odpowiedział namiętnym pocałunkiem. Obściskiwaliśmy się tak i nie wiedzieć kiedy leżałam pod Castielem obejmując go za szyję rękami a za tyłek nogami. - Ruri, bo Nick dzwoni. Powiedział że chce cię wreszcie poznać i ten czy dzisiaj... - nie patrzył na nas - Alexy! Wypierdalaj albo pukaj! - nie wytrzymałam ten zapukał w otwarte już drzwi. W akcie bezradności puściłam Castiela i opadłam na łóżko. - Kurwa. Jak pięcioletnie dzieci. Najpierw jeden, potem drugi. Przyprowadźcie jeszcze Demona rodziców i pół klasy. Ja pierdole. - wstałam z łóżka. Wkurwiona. - Idziesz w moją stronę z zamiarem złamania mi nosa? - Tak przytrzasnę ci go drzwiami! - Ale to pójdziesz dzisiaj z nami czy nie? - Jak znajdę czas. Mam dzisiaj dużo roboty kumasz? Dom, Roza, wyścigi i sex. Kumasz? Wypierdalaj bo na serio cię uderzę, a jak nie będziesz pukał to powiem rodzicom o Nicku. Będzie ci kurwa do śmiechu, że ktoś miesza się w twoje, życie intymne? - potem zatrzasnęłam drzwi i zamknęłam na klucz. - Za ostro. Chyba przesadziłaś w tym ostatnim zdaniu. - Ty też przeciw mnie. Ile kurwa razy można powtarzać żeby pukali, ja do ich pokojów nie włażę. Tym bardziej, że wiedzą, że jesteśmy razem w jednym pokoju, mogę mieć kurwa trochę prywatności z własnym chłopakiem! Mama mi gumki kupuje, a oni nie potrafią uszanować, że to mój pokój i mogę w nim robić co chcę, a oni mają pytać o pozwolenie czy mogą wejść! - jebłam z całej siły drzwiami od łazienki i weszłam pod prysznic. Woda w idealnej temperaturze mojego ciała przyjemnie je masowała. Dołączył do mnie Castiel. Chciał mnie udobruchać. Przytulił mnie od tyłu tak mocno że musiałam cała do niego przywrzeć. Całował moją szyję, ramiona, obojczyki. Odwrócił mnie gwałtownie i wbił się w moje usta. Przyparł mnie do zimnej ściany. Kocham kiedy on prowadzi. Jest ostry, ale jednocześnie delikatny. Masował moje piersi. Ta zawziętość. Wiedział, że może. Tak stęskniłam się za całym jego ciałem. Ten żar. Czułam już jak jego męskość prosi o pozwolenie. Zatrzymał się. Błagam tylko sobie nie żartuj. - He. Nie martw się. Nie przestanę. Ale żeby nie było siary ubiorę się w prezent od mamy. - wyszeptał mi, a ja patrzyłam z uwielbieniem. Wyszłam za nim spod prysznica. Myślałam że mija wieczność. Dla mnie to była wieczność, a w rzeczywistości kilka sekund. Pociągnęłam go za rękę na łóżko. Poczułam ten cudowny ciężar jego ciała na sobie. Zaczęłam się roztapiać przez jego żar. Kiedy wreszcie we mnie wszedł ze mnie wydobył się głośny jęk. Nie zwracałam uwagi na towarzyszący ból nie chciałam przerywać tej cudownej chwili. Nareszcie mam Castiela całego. Jest tylko mój. - Boże jak mi tego brakowało. - jęczałam po cichu, bo nie wszyscy muszą to wiedzieć, ale jęczałam. - Ruri. Uch. Nigdy więcej takiej przerwy. - Nigdy więcej. Ah... - pocałowałam go czas zwalniał, a Castiel przyspieszał. - To mogłoby trwać wiecznie...mm. - Z tobą zawsze... zapomniałem już jak to jest. - Co ja mam powiedzieć. Oooooch.... siedem miesięcy.... o mój Boże... Więcej... - Dużo więcej... - Ju...już... prawie... - Wiem... - Cas...mmm. - Już... - trzy ostatnie razy wszedł tak głęboko, że nie mogłam nie krzyknąć, ale Cas zaraz zatkał mi usta swoim językiem. No i usłyszałam pukanie do drzwi. No zabiję. - Mają kurwa wyczucie czasu. - warknął Cas. - Stój tam i czekaj! Może kiedyś otworzę! - wydarłam się. - Siostra. Ale tu jakiś pan budowlaniec przyszedł... - Armin czuł się bezradny. - Ja pierdole... powiedz że idę! - zaoferował się Cas. - Nie wierzę w to. Dobrze, że prawie dali nam skończyć… - Ta. Wow. Zobacz. Pod sam kurek. - zaczął wymachiwać tą gumką. Faktycznie była pełna w ponad połowie, ale to nadal obrzydliwe. - Ja miałabym nie zajść w ciążę skoro za każdym razem wlewasz we mnie 10 mililitrów plemników a moje jajeczko jest jedno biedne... - Ha, ha no tak. Tylko skąd bliźniaki. - Wzmożona płodność jak w The Sims. - Hahaha. Raczej u ciebie. To nie ja jestem z trojaczek. - Po dzisiejszym ranku tęsknię za tymi minutami kiedy byłam jedynaczką. - Dobra idę do tego gościa. Chcesz to zejdź. Poznasz go. - okrył tyłek ręcznikiem i wyszedł usiadłam i czułam jakby Cas wywiercił mi dziurę do pępka. Masakra. Ubrałam się w szlafrok i wzięłam też Castiela, a potem zeszłam na dół. |