W skrócie
Gatunek | Romans, komedia |
Rodzaj | Powieść |
Data pierwszej publikacji | 15 sierpnia, 2016 |
Autor | Arletq |
Głowni bohaterowie | Arleta Breza, Lysander |
Rozdziały | 7 |
Status | W toku |
Wstęp
Przede wszystkim chciałbym uprzedzić, że poniższe opowiadanie może zawierać wiele spoilerów dotyczących gry. A tak poza tym, to nie wiem, co więcej napisać we wstępie, po tytule można wywnioskować, że jest to zwykłe FanFiction, więc co tu więcej opisywać - zapraszam do czytania :)
Powieść
CZĘŚĆ 1 (sierpień 15, 2016)
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
Otworzyłam oczy. Zamiast oczekiwanego widoku fioletowych ścian i drewnianego biurka naprzeciwko mnie, zobaczyłam kamienny mur. Coś mi on przypominał. Zaspana przekręciłam głowę w bok. Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to kosmyki czerwonych włosów opadających nieco w moją stronę. Spojrzałam nieco w dół. Wpatrywały się we mnie szare oczy, które kiedyś już gdzieś widziałam. Po chwili poznałam go. To był Kastiel. - Właśnie miałem cię zanosić do domu. - powiedział stojąc nade mną ze skrzyżowanymi rękoma. - Zasnęłaś tu podczas próby na koncert. Już miałam spytać, o jaki koncert mu chodzi, jednak zorientowałam się, że leżałam w piwnicy szkolnej z głową na czyimś plecaku, przykryta kurtką Kastiela. Gdy zobaczyłam na podłodze resztki chipsów i puszki po napojach gazowanych, zaczęłam przypominać sobie powoli, jak się tu znalazłam. Przygotowywaliśmy się do koncertu, na którym mieli zagrać koledzy z mojej klasy a ja zrobiłam się nagle wyjątkowo śpiąca. - Długo będziesz tutaj tak leżeć i wpatrywać się w ścianę? - rzucił Kastiel, a ja wreszcie podniosłam się z ziemi. Zaczęłam walczyć z utrzymaniem pionu i żeby ukryć chwilowy problem z równowagą, podałam kurtkę właścicielowi. Ruszyłam bez słowa w stronę schodów. Początkowo, zaskakując samą siebie, pokonywałam stopnie z niezwykłą zwinnością. Już myślałam, że bezkolizyjnie przez nie przejdę, jednak na ostatnim schodku się potknęłam o własną stopę. Oczekiwałam upadku, jednak zamiast uderzyć się o podłogę, wylądowałam na czymś miękkim. Miałam trudność z odsunięciem głowy, żeby sprawdzić, na czym się oparłam, lecz nie potrzebowałam zmysłu wzroku, żeby się domyśleć. Perfum Lysandra jest zbyt charakterystyczny, żeby nie zorientować się, że złapał mnie, zanim się przewróciłam. Widocznie musiał wchodzić do piwnicy w momencie, gdy ja z niej wychodziłam, albo po prostu przeszedł obok wejścia. Po jakimś czasie zorientowałam się, że jak jakaś idiotka ciągle się do niego tulę zachwycając się niesamowitym zapachem jego ubrań. Odsunął mnie od siebie patrząc na mnie zaskoczony. - Wszystko w porządku? - spytał unosząc brew. - Em… Ja… - odchrząknęłam. - T-tak, po prostu jestem strasznie zaspana. Zmierzył mnie wzrokiem, zanim zdecydował się mnie puścić. Jednak wciąż trzymał ręce w takiej pozycji, jakby chciał mnie asekurować przed następnym upadkiem. Ruszyłam dalej starając się naturalnie stawiać kroki. Gdy zorientowałam się, że powinnam coś powiedzieć, natychmiast się odwróciłam. - Dzięki! - powiedziałam chyba zbyt entuzjastycznym głosem uśmiechając się dziwnie. Lysander milcząc pokiwał głową, jednak wciąż wraz z Kastielem śledzili mnie wzrokiem wciąż pełnym zdziwienia. Gdy znowu zaczęłam iść przed siebie, uświadomiłam sobie, jak bardzo idiotycznie musiało to wszystko wyglądać i zaczęłam w myślach karcić siebie samą za to, jak się ośmieszyłam przed kolegami. Idąc korytarzem domyśliłam się, że już niedługo wieczór, bo nikogo nie widziałam na swojej drodze. Wyszłam ze szkoły i skierowałam się w stronę swojego domu. Rodzice widocznie jeszcze nie wrócili z pracy, bo było bardzo cicho. Spojrzałam szybko na zegar w kuchni, który ukazywał godzinę 17:56. Pobiegłam do pokoju, rzuciłam się na swoje łóżko i zaczęłam się głośno śmiać. |
CZĘŚĆ 2 (sierpień 16, 2016)
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
- Arleta? Szybko odsunęłam się, a jeszcze szybciej wróciłam się do pokoju zatrzaskując za sobą drzwi, gdy zorientowałam się, kto to był. Kentin. Może to głupie wstydzić się byciem przed kolegą z klasy w samych majtkach i bluzce od piżamy , jednakże mój instynkt postanowił przejąć dowodzenie i kazać moim nogom uciekać. Otworzyłam szafę, włożyłam na siebie pierwsze lepsze ciuchy, które miałam pod ręką i wróciłam do Kentina. - Przepraszam, mogłem uprzedzić, ale myślałem, że już będziesz gotowa... - wygląda na to, że jest jeszcze bardziej zakłopotany, niż ja. - Przecież została jeszcze godzina do rozpoczęcia zajęć. - odparłam szybko. Za to on spojrzał na mnie zdziwiony. - Jest za kwadrans ósma. - odpowiedział i wyjął telefon, żeby mi to potwierdzić. Zbladłam i spojrzałam na swój zegarek, który także pokazywał tą godzinę. Nie wiem, co jest nie tak z moim budzikiem. Albo z moimi oczami, że nie potrafiłam prawidłowo rozczytać wcześniej czterech zwykłych cyfr na zegarze. - Właściwie to przyszedłem tu, bo chciałem wraz z tobą pójść do szkoły, ale nie spodziewałem się… - pobiegłam schodami na dół przerywając mu. Z prędkością światła wrzuciłam w siebie rogalik i popiłam kawą, a następnie poleciałam do łazienki, aby umyć zęby. Kentin był widocznie zbity z tropu, nie wiedział, czy powinien czekać na mnie w moim domu, czy mi nie przeszkadzać i wyjść. Na szczęście spakowałam plecak dzień wcześniej, więc szybko się wyszykowałam. Nie maluję się, bo nie obchodzą mnie takie pierdoły, także wkrótce mogłam wyjaśnić wszystko mojemu towarzyszowi i ruszyć z nim do szkoły. Gadaliśmy o wszystkim. Nie sądziłam, że po takim długim rozstaniu moglibyśmy nawiązać taką długą i sensowną rozmowę. Szczerze mówiąc, w ogóle nie spodziewałam się, że będzie chciał ze mną rozmawiać, po tym, jak kiedyś próbowałam go unikać z powodu jego natrętności. Muszę powiedzieć, że głupio się czułam z tym faktem, jak go ignorowałam. I z tym, że teraz zaczęłam go akceptować. Tuż po tym, jak pojawił się z powrotem w naszym liceum, wmawiałam sobie, że moja nagła tolerancja w stosunku do niego wynikała z tego, że zmienił się jego charakter. Jednak gdy uświadomiłam sobie, że trochę tęsknię za jego dawną osobowością, dotarło do mnie, że to wszystko, przez jego przemianę zewnętrzną. Poczułam się jak suka, gdy zorientowałam się, jak bardzo zwracałam uwagę na jego wygląd. Obiecałam sobie wtedy, że przeproszę Kentina za to, jak kiedyś go traktowałam. Jeszcze nie miałam okazji, ale postanowiłam spróbować podczas naszego spaceru do szkoły. Gdy byliśmy przy drzwiach liceum wzięłam głęboki oddech i zdecydowałam się zacząć przeprosiny. - Kentin… - Hmm? - spojrzał na mnie i w tym samym momencie zadzwonił dzwonek na lekcje. - Musimy już iść, spóźnimy się na historię. - Tak, racja… - westchnęłam i poszłam za nim przez korytarz do klasy. |
CZEŚĆ 3 (sierpień 17, 2016)
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
Dzwonek ogłosił koniec lekcji. Uczniowie wyszli z sali i rozproszyli się po korytarzu. Kentin stał przy szafkach z Alexym. O czymś rozmawiali. Zdaje się, że niebiesko włosy znów postanowił podenerwować kumpla. Oparłam się o ścianę naprzeciwko nich i wpatrywałam się w Kentina. Zauważył mnie i również się na mnie gapił. Zamyślona analizowałam każdy centymetr jego twarzy, co widocznie go zdziwiło. Patrzyliśmy na siebie tak przez pół minuty. - Chciałaś coś? - spytał niepewnie. Bez słowa podeszłam do niego i chwyciłam go za ramię wyprowadzając go z budynku szkoły. Po chwili prób wyrwania się i dowiedzenia się, o co chodzi, zamilkł i pozwolił mi go zawlec tam, gdzie chciałam. Puściłam go przy ogrodzeniu szkoły, na rogu dziedzińca. Oparłam się o drzewo. - Słuchaj, chciałam cię przeprosić za to, że cię kiedyś tak olewałam i unikałam. - wyrzuciłam z siebie jednym tchem. - Ech… Właściwie to cię rozumiem, trochę cię prześladowałem kiedyś… Miałem nieco dziwny sposób na okazywanie… - w tym momencie się zaczerwienił. - Hmm… Nieważne. W każdym razie nie mam ci tego za złe. - Nie? - prawie krzyknęłam z powodu nagłego przypływu radości. Chyba muszę popracować nad przejawianiem emocji w nieco mniej spektakularny sposób. - Nie, nic się nie stało, przeprosiny przyjęte - zaśmiał się, a ja od razu go przytuliłam. Nie mam pojęcia, co się ze mną dzieje, ale Kentin chyba przymknął na to oko. Wreszcie odkleiłam się od niego. - Muszę pójść coś zrobić - oznajmił i poszedł. Śledziłam go wzrokiem, jak wraca do szkoły, aż natknęłam się na spojrzenie Lysandra stojącego po drugiej stronie dziedzińca. Chyba wszystko to widział. Mam nadzieję, że nie zinterpretuje tego źle. Speszona odwróciłam wzrok i zauważyłam, że nadchodzi w moim kierunku Melania. Pierwszy raz na coś się przyda jej obecność, może uda mi się jakoś wybrnąć z tej niezręcznej sytuacji i wejść do szkoły unikając rozmowy z Lysandrem. - Hej, Arleta - powiedziała uśmiechając się. - Cześć - odrzekłam zmuszając kąciki swoich ust do uniesienia się ku górze. - Mogłabym cię o coś spytać? - Oczywiście. - Pan Farazowski ostatnio wstawił mi złą ocenę z geografii. Powinnam mu to wytłumaczyć i przydałoby mi się wsparcie… - No spoko, pójdę z tobą. Chwyciłam Melanię za rękę, co widocznie ją zdziwiło, lecz szczególnie jej to nie przeszkadzało. Poszłyśmy szybkim krokiem do wejścia. Starałam się unikać spojrzenia Lysandra i zachowywać się naturalnie, ale nie wyszło mi to specjalnie. W sumie, jak zwykle. Nie potrafię kłamać, ani udawać. Podczas rozmowy z nauczycielem praktycznie nie byłam potrzebna, Melania szybko załatwiła wszystko. - Możesz już iść, poprawiłem ci ocenę. - powiedział jej pan Farazowski. - A ty, Arleto, skoro już tu jesteś, chciałbym ci coś pokazać. Liceum posiadało kiedyś scenę, którą możecie wykorzystać podczas waszego koncertu. Znalazłem ją na strychu szkoły. Trzeba jedynie ją poskładać. Niestety, tego już nie dam rady zrobić, musicie sami się tym zająć. Nauczyciel wskazał na duże pudło w rogu sali i podeszłam do niego, aby zobaczyć, czy dam radę je podźwignąć. Jak myślałam - nawet go troszeczkę nie uniosłam. Podziękowałam panu Farazowskiemu i postanowiłam poszukać kogoś do pomocy. Po przeszukaniu wszystkich sal poczułam się zmuszona do poproszenia o to Lysandra. Wybiegłam na dziedziniec opracowując w tym czasie scenariusz rozmowy . Chłopak stał tam, gdzie wcześniej. - Cześć, masz chwilę? - rozpoczęłam. - Tak, potrzebujesz czegoś? - myślałam, że będzie gorzej, w sumie, to ton jego głosu jest taki sam, jak zawsze. - Pan Farazowski przygotował nam scenę na koncert, jest w pudle, w sali A. Pomógłbyś mi to przenieść do piwnicy? - Jasne - odparł. Gdyby się uśmiechnął, mogłabym spokojnie zapomnieć o tym, że może być obrażony po scenie z Kentinem. Jednak widać, że coś jest nie tak. W milczeniu poszliśmy do klasy i podeszliśmy do kartonu. Myślałam, że weźmiemy go razem, ale on bez wahania go podniósł i wyszedł. Nie pozostało mi nic innego, jak iść za nim i otwierać przed nim wszystkie drzwi. Gdy dotarliśmy na miejsce zastaliśmy Kastiela siedzącego na podłodze i palącego papierosa. Dym unosił się po całym pomieszczeniu. Trudno było mi się powstrzymać od napadu kaszlu. Kastiel to zauważył i był rozbawiony widokiem mojego męczenia się z zapachem tytoniu. Zgasił fajkę i podszedł do pudła z deskami, które Lysander położył w rogu piwnicy. Nie musiałam im mówić, że trzeba to poskładać. Sami zdążyli się zorientować. Wyłożyli wszystko na ziemię i zaczęli montować scenę. Już miałam iść na górę, gdy do piwnicy wpadła rozpromieniona Iris. - Co robicie? - spytała. Chłopcy nie raczyli jej odpowiedzieć, więc ja postanowiłam to zrobić. - Pan Farazowski postanowił nam pomóc z koncertem i wytrzasnął nam scenę ze strychu szkolnego. - A właściwie to kiedy nasz występ? - Jutro. Z twarzy Iris momentalnie znikł uśmiech. - J-jak to? Myślałam, że po weekendzie… Nie nauczyłam się jeszcze chwytów na gitarę… Nie zdążę… - zaczęła panikować drżącym głosem. - Czekaj, zaraz coś wymyślimy, chodź. - ruchem ręki zachęciłam ją do wyjścia na górę. - Masz przy sobie gitarę? - Nie… - A gdzie macie to kółko muzyczne? - Tam. - powiedziała wskazując palcem na drzwi niedaleko wyjścia od piwnicy. Lekko zastukałam w nie i nie usłyszawszy odpowiedzi weszłam do środka. Było tam pusto. Namierzyłam wzrokiem gitarę akustyczną i podałam ją Iris. - Mam parę kopii nut od Kastiela, dał mi je tuż po tym, jak Lysander zgubił oryginał. - powiedziałam grzebiąc w plecaku. Xero nie było w dobrym stanie, bo zaginiony egzemplarz nieźle się zabrudził, zanim go znaleźliśmy. - Może spróbuj najpierw zagrać z pamięci? - Ok… Iris ustawiła palce w odpowiednich miejscach i zaczęła grać. Niedługo jednak muzyka ucichła. - G-moll. - podpowiedziałam. Podziękowała i kontynuowała. Jednak później usłyszałam fałsz i mimowolnie skrzywiłam się. - Czekaj, wróć. Ostatni palec strunę niżej. Rudowłosa popatrzyła na mnie dziwnie. - Skąd wiesz? W tym momencie uświadomiłam sobie, że się zdradziłam. - Gram na gitarze od paru lat… - Co? To świetnie! Może z nami zagrasz? Jej optymizm mnie rozbraja. - Niekoniecznie bym chciała… Nie bez powodu wam o tym nie wspominałam. - Och… A może na czymś innym? Umiesz grać na innych instrumentach? - Nie. - wolę jej nie mówić, że oprócz tego śpiewam i gram na pianinie prawie od urodzenia. I tak pewnie za chwilę cała szkoła będzie wiedziała o moich muzycznych zainteresowaniach. - Lepiej ćwiczmy dalej. Niezadowolona Iris westchnęła i kontynuowała grę. Po jakichś 15 minutach wyszłyśmy z sali poszłyśmy każda w swoją stronę. Jeszcze długo załatwiałam sprawy dotyczące koncertu, aż wreszcie udałam się do domu. Po drodze usłyszałam swoje imię i rozpoznając głos, który mnie zawołał, z szybko bijącym sercem się odwróciłam. - Lysander? |
CZĘŚĆ 4 (sierpień 21, 2016)
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
Pokiwałam głową zestresowana, że będzie chciał porozmawiać o tym, jak go dzisiaj unikałam. Idiotka ze mnie, mogłam od razu pójść do niego, pogadać i zapewnić, że ta cała scena z Kentinem to przeprosiny po przyjacielsku. Teraz pewnie myśli, że coś między nami jest, skoro widział nas przytulających się i moje niecodzienne zachowanie. Poszliśmy. Cisza. Cholernie niekomfortowa, miałam ochotę uciec. Nie wiedząc, co zrobić z rękoma, pomasowałam dłonią kark. - Dobrze się czujesz? - spytał z wyczuwalną troską w głosie. Zawsze, gdy z nim rozmawiam, zastanawiam, dlaczego nie jestem szczera w stosunku do niego. Martwi się o mnie, wspiera, a ja nie potrafię z nim gadać o normalnych sprawach. Jak na niego patrzę, zaczynam być sama na siebie obrażona za to, co robię. - Tak, tak… - odpowiedziałam i nie wytrzymałam. - Kentin… Ja… Ech… - zaczęłam się jąkać. - Czekaj. - usiadł na ławce, którą właśnie mijaliśmy i poklepał miejsce obok siebie, abym zajęła tam miejsce. - Spokojnie. Chyba wiedział, o czym chcę mu powiedzieć. Arleta, ogarnij się. Nie wyznajesz miłości, nie ma się czym denerwować. Po prostu go przepraszasz. - Powinnam cię przeprosić, że tak dzisiaj cię unikałam. - w sumie, jak tak dalej pójdzie, to przy kimś innym będę musiała się z tego spowiadać. W końcu usprawiedliwiam się przed Lysandrem, dlatego, że robiłam to z Kentinem wcześniej za to samo. - Chciałaś powiedzieć, że za to, kiedy chciałaś, żebym zniknął z tego świata, wymazał z pamięci ten spektakl, który zaprezentowaliście przede mną i nigdy w życiu się do ciebie nie odezwał? - zamurowała mnie szybkość, łatwość, z jaką zadał mi to pytanie i chłód jego głosu. Zupełnie, jak nie on. - Przepraszam. - powiedział prędko, gdy zobaczył moją minę. - Zapomnijmy o tym. Muszę już iść. - rzekł po spojrzeniu na zegarek. Nie potrafi udawać, zupełnie tak jak ja. - Czekaj! - zawołałam za nim bez wahania. - To nie to co myślisz… To znaczy… Ja chciałam Kentina za coś przeprosić. Dlatego go zaciągnęłam na dziedziniec i… no. Zagryzłam wargę w oczekiwaniu na odpowiedź. - Tak… nie powinienem tak na to reagować. - jego głos zdecydowanie się ocieplił. - Ale teraz już naprawdę muszę iść. - Chwycił moją dłoń, popatrzył na nią, a po krótkiej chwili puścił, odwrócił się i poszedł. Zostałam sama, osłupiała stojąc w miejscu i odprowadzając go wzrokiem. W końcu ruszyłam znów w stronę domu pogrążona w swoich myślach. Dręczyło mnie pytanie, dlaczego tak zirytowała go ta sytuacja. Nigdy nie widziałam go w takim stanie. Kto by pomyślał - zwykle spokojny i opanowany Lysander obraził się i robił mi wyrzuty. W każdym razie dobrze, że mi wybaczył. Gdy doszłam do mieszkania, poszłam się wykąpać i położyłam się spać. |
CZĘŚĆ 5 (21 sierpień, 2016)
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
Wypadek. Jechaliśmy do zoo, na przeciwnym pasie na ulicy jechał rozpędzony pijany mężczyzna i wjechał prosto na nasz samochód, zanim tata zdążył zareagować. Od razu pochyliłam się i skuliłam na siedzeniu, a duży kawałek szkła poleciał w moją stronę robiąc mi ranę na dole pleców. Z bólu zemdlałam, obudziłam się w szpitalu. Stała obok mnie pielęgniarka. - Twoja mamusia i tatuś właśnie poszli do nieba. - powiedziała smutno się uśmiechając.
Wyjęłam z szafki stojącej przy moim łóżku zdjęcie mamy i taty. Dała mi je ciocia na moje dziesiąte urodziny. Pod ramką była sterta różnych kartek z notatkami, które zawsze tam daję, gdy nie wiem, co z nimi zrobić. Postanowiłam włączyć lampkę i obejrzeć, skoro i tak nie mogłabym zasnąć. Były tam rysunki na skrawkach papieru z zeszytów, jakieś numery telefonów i inne dziwactwa. Zatrzymałam przegląd, gdy natrafiłam na pewien tekst, którego nie mogłam rozpoznać. Po paru razach czytania go zorientowałam się, że jest to piosenka, którą kiedyś napisałam.
I knew there won't be any reasons to stay World won't stop 'til you accept what's happening I should have just let it go Don't waste time for waiting for a miracle Don't believe what people say about this life Looking for the fair on this world is pointless Go away and let things happen"
Schowałam kartkę z tekstem do swojej kieszeni i wyszłam z pokoju. Cicho przemknęłam się przez korytarz, uważając, żeby nie obudzić cioci i otworzyłam drzwi balkonowe. Usiadłam na jednym z foteli i wyjęłam kawałek papieru ze spodni i znalazłszy długopis na podłodze, zaczęłam rysować. Moim modelem była doniczka z kwiatkiem stojąca na stoliku. Szło mi dobrze, dopóki nie zabrałam się za detale. Zrezygnowałam z kontynuacji szkicowania, gdy stwierdziłam, że jest za ciemno na szczegóły. Kartka trafiła z powrotem w mojej kieszeni. Odwróciłam wzrok na ulicę. Spojrzałam na pobliski cmentarz. Tam leżą moi rodzice. Postanowiłam się tam udać. Nie zmieniałam ubrań. Z reguły zakładam na siebie zawsze długie bluzki, aby mieć pewność, że moja blizna jest ukryta. Jednak tym razem nie sądziłam, że ktokolwiek będzie wędrował pomiędzy grobami nocą, więc nie ma przed kim się ukrywać. Poszłam w piżamie. Na szczęście nie wyglądała bardzo „piżamowo”, była to bluzka na ramiączkach i krótkie spodenki dresowe. Jak najciszej mogłam zeszłam na parter i wyszłam z domu. Pobiegłam w stronę cmentarza. Bez problemu znalazłam grób moich rodziców. Usiadłam na nim. Zaczęłam rozmawiać z mamą i tatą. Nie byłam pewna, czy mnie słyszą. Jednak często to robiłam, choćby po to, żeby się komuś wyżalić. Nigdy nie miałam aż tak dobrych stosunków z moją ciocią, żeby opowiadać jej o swoich problemach. Siedziałam na nagrobku jeszcze długo, dopóki moich rozmyślań nie przerwało poczucie czegoś zimnego na moich plecach. Przeszył mnie dreszcz, więc automatycznie wyprostowałam się i gwałtownie odwróciłam. |
CZĘŚĆ 6 (27 sierpień, 2016)
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
Jedyne, co rozpoznałam w mroku to bardzo dobrze znany mi zapach perfum. Zrobiło mi się momentalnie słabo, gdy zobaczyłam, że Lysander gładzi moją skórę na dole pleców. Bliznę. Miałam ochotę uciec i zamknąć się gdzieś, gdzie nikt mnie nie znajdzie. Sekret, który ukrywałam przez większość mojego życia właśnie wyszedł na jaw. Zamiast cokolwiek powiedzieć, albo wytłumaczyć, wbrew mojej woli, po policzku poleciała mi łza. Starałam się ją ukryć, lecz nadaremno, światło księżyca oświetlało mnie tak, że była widoczna. Lysander objął mnie. - Zostaw mnie - syknęłam. Odepchnęłam się nogami. Wzdrygnęłam się czując chłód kamienia płyty nagrobnej. Chłopak jednak nie odpuszczał. Zaczęłam się przesuwać jeszcze dalej, aż prawie spadłam z trumny. Lysander podszedł do mnie. Złapał mnie i ostrożnie, lecz zdecydowanie podniósł w górę. Usiadł na ścieżce pomiędzy grobami i usadził mnie na swoich kolanach. Ścisnął tak mocno, że nie dałam rady się wyrwać. - Chcę być sama! - poczułam, jak łamie mi się głos. Jednak wbrew temu, co powiedziałam, zrezygnowana oparłam głowę na jego ramieniu i zalałam się łzami. Słyszałam, jak wali mi serce. Miałam nadzieję, że on tego nie słyszy. Nie sądziłam, że tak zareaguję, już parę lat temu przestałam ciągle płakać na myśl o rodzicach. A może to wcale nie dlatego teraz ryczałam? Może to dlatego, że teraz wszystko się zmieni i będę miała etykietę „tej poszkodowanej”? Dobrze było mi z tym, że nikt o tym nie wiedział. Nie wyróżniałam się z tłumu i nikt jakoś szczególnie nie zwracał na mnie uwagi. Boję się, co teraz będzie. Nie wiem, ile płakałam wtulona w Lysandra. Nie chciałam teraz na niego patrzeć. Będzie miał zatroskany i pełny współczucia wyraz twarzy. Zaczęłabym mieć wyrzuty sumienia, że mu o niczym nie powiedziałam. Jak zwykle. Podniosłam niepewnie głowę. Nie potrafiłam spojrzeć na niego dłużej, niż 2 sekundy. Im dłużej się mu przyglądam, tym więcej łez gromadzi mi się w oczach. Powinnam mu powiedzieć, co konkretnie stało się z moimi rodzicami. Otworzyłam usta. Jednak położył mi palec na wargach i nie pozwolił mi się odezwać. Wsunął dłoń w moje włosy i zaczął mnie gładzić po skórze głowy. Westchnęłam. Od zawsze masowanie głowy albo przeczesywanie moich włosów przez kogoś innego sprawiało mi cholerną przyjemność. Wydałam z siebie dziwny dźwięk. Usłyszałam cichy śmiech Lysandra. - Lubisz tak? Nie odpowiedziałam nic, pokiwałam tylko lekko głową. Nie wiem, ile na nim leżałam. W końcu postanowiłam wstać, bojąc się, że na nim zasnę. Chłopak też to zrobił. - Pójdę do domu, jestem już śpiąca. - oznajmiłam. Moja ręka powędrowała do dłoni Lysandra. Nie wiem, dlaczego. Speszona od razu ją zabrałam. Jednak chłopak uśmiechnął się i chwycił ją z powrotem. Poszliśmy w stronę mojego mieszkania. Nie za bardzo wiedziałam, czy powinnam wytłumaczyć mu co się stało i dlaczego moi rodzice nie żyją. Czułam, że jeśli przełożę tę rozmowę na kiedy indziej, to będę się ciągle nią stresować, a tak to będzie już po sprawie. Jednak tuż po tym, gdy zdecydowałam się zacząć mówić, to byliśmy już pod moim domem. Stwierdziłam, że już nie ma sensu tego robić. - Hmm… Pa. - powiedział Lysander po długim milczeniu. - Pa, dobranoc. - odpowiedziałam, odwróciłam się i weszłam do domu. Położywszy się w łóżku, momentalnie zasnęłam. |
CZĘŚĆ 7 (27 sierpień, 2016)
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
Przyszłam do szkoły ciekawa, co mnie będzie czekało. Mieliśmy mieć skrócone lekcje, a po południu koncert. Gdy otworzyłam drzwi wejściowe, rozejrzałam się wokoło szukając kogoś, do kogo mogłabym się na początku „przyczepić”. Rzadko mi się zdarza, żebym potrzebowała wsparcia w chodzeniu po szkole, ale dzisiaj jakoś szczególnie nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Zauważywszy Kim przy swojej szafce, bez zastanowienia do niej podeszłam. - Hej. - przywitałam się. - O, cześć, mała. - Wcześnie dzisiaj jesteś. - powiedziałam próbując nawiązać sensowną rozmowę. - Tak jak zwykle... - odparła unosząc brew. Ok, w takim razie coś innego. - W której sali mamy matmę? - spytałam. Dobrze wiedziałam gdzie, no ale może to będzie lepszy temat do rozmowy. - B. - odpowiedziała krótko. Chyba obie dzisiaj nie mamy weny do gadania. - Ok, to ja idę do klasy… - westchnęłam i poszłam. Zastałam tam Armina nosem w konsoli. - Hej. - mruknął nie odrywając wzroku od ekranu. - Cześć. - powiedziałam i usiadłam na ławce przed nim. - Co tam? - Ok. - bąknął po chwili milczenia. Liczyłam, że powie coś więcej, no ale widocznie nikt nie jest dziś rozmowny. Zbierałam się do wyjścia, gdy się odezwał. - Lysander cię szukał. Poczułam, jak mnie ścisnęło w żołądku. - A g-gdzie on jest? - przełknęłam nerwowo ślinę. - Nie wiem. - odparł. Wyszłam z pomieszczenia i skierowałam się w stronę dziedzińca. Kiedyś go pewnie znajdę. Jak nie teraz, to po pierwszej lekcji. Wyjątkowo moje poszukiwania długo nie zajęły, stał tuż przy wejściu do szkoły. - Cześć. - wymamrotałam, gorączko zagryzając wargę. - Hej. - uśmiechnął się lekko. Spokojnie, spokojnie, spokojnie, spokojnie… - Armin mi powiedział, że mnie szukałeś. - wyrzuciłam z siebie. Zaczęłam skubać paznokciami ramiączko od bluzki. - Tak, chciałem cię spytać, czy nie chcesz porozmawiać. Zrobiło mi się niedobrze. - O-o czym? W odpowiedzi Lysander podszedł do mnie nieco bliżej, wyciągnął rękę i pogładził delikatnie miejsce, gdzie znajduje się moja blizna. Poczułam, jak całe moje ciało się spina reagując na jego dotyk. - O tym. - powiedział cicho. Przełknęłam ślinę i kiwnęłam głową. Chłopak chwycił mnie za ramię i zaprowadził na jedną z ławek na dziedzińcu. Nogi niemalże nie zginały mi się w kolanach. Domyśliłam się, że to ja powinnam zacząć mówić. Wzięłam głęboki oddech. - Moi rodzice zginęli z wypadku samochodowym, gdy miałam 5 lat. Otworzyłam ponownie usta, aby kontynuować, ale nie mogłam wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Zamiast cokolwiek powiedzieć, poczułam, jak zbierają mi się w oczach łzy. Zacisnęłam wargi próbując powstrzymać się przed płaczem. Jednak niedługo później zamazał mi się obraz i poczułam zimną kropelkę na policzku. - Ja… przepraszam. - szepnęłam i odwróciłam na chwilę twarz w drugą stronę. Gdy z powrotem spojrzałam na Lysandra, wybuchłam płaczem i natychmiast się w niego wtuliłam. Czułam się, jakbym tuliła się do taty, który zawsze mnie ściskał, gdy płakałam. Pozwalał mi się na sobie uspokoić, choćby miałoby mi to zająć cały dzień. - Nie masz za co przepraszać - usłyszałam niski głos Lysandra tuż nad moim uchem. W jego ramionach czułam się bezpiecznie. Chciałam się tam ukryć i spędzać tam cały czas, nie pokazując się światu. Jednak wiedziałam, że to niemożliwe i że chłopak czeka z wyjaśnieniami. Odkleiłam nieco twarz od jego klatki piersiowej. - Jechaliśmy razem do zoo i wtedy… - odchrząknęłam czując trudność w mówieniu. - Wtedy zderzyliśmy się z innym samochodem… Ja… Moi rodzice zginęli, a mi kawałek szkła pozostawił tylko ślad na plecach. Zacisnęłam wargi czekając, aż Lysander się odezwie. Ale zamiast tego ręką przycisnął mnie do siebie i jeszcze mocniej przytulił. Uświadomiłam sobie, że właśnie tego potrzebowałam. Czułam, że dobrze zrobiłam, że komuś to powiedziałam. Chłopak zwolnił uścisk i odsunął się trochę ode mnie. - Jestem z ciebie dumny. - rzekł i zmierzwił moje włosy. Zaśmialiśmy się i postanowiłam wstać z miejsca. Lekcja już pewnie dawno się zaczęła. Nie zważałam na to, że miałam pewnie opuchnięte oczy od płaczu. Byłam bardzo szczęśliwa, że się zwierzyłam z mojego problemu, który przez tyle lat we mnie tkwił. W przeciwieństwie do tego, co myślałam o tym wczoraj w nocy, dzisiaj czułam, że wszystko teraz będzie o wiele prostsze.
Jeżeli ktokolwiek to czyta, to chciałabym uprzedzić, że mogą pojawiać się przerwy w dodawaniu rozdziałów, bo mam ostatnio często problemy z wi-fi :// |
== Ankieta ==