Powieść |
W skrócie[]
Gatunek | Romans |
Rodzaj | Powieść |
Data publikacji | 29 listopada, 2015 |
Autor | YollanDi |
Główni bohaterowie | Yola |
Rozdziały | 22 |
Status | Zakończone |
Od autora[]
No hej. Nazywają mnie Seba (tak jestem dziewczyną). Chciałabym przedstawić wam Yole i Firuze. Zapraszam do czytania i mam nadzieję że się spodoba. Pozdrawiam ;*.
Powieść[]
Rozdział 1 (lis 29, 2015)
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
Hej! Jestem Yola... to znaczy Yolandi... ale mów mi Yola... albo Seba heh. Mieszkam z ciocią Titi, jest BARDZO wesoła. Dobra spójrzmy w lustro. Mam 169cm wzrostu, czerwone włosy ułożone w "artystycznym" nieładzie. Duże zielone oczy dodające uroku. Twarz mam trochę...bladą? Dobra to chyba wszystko. Jutro idę do nowej szkoły...ach mówiłam ci że mam siostrę, ma na imię Firuze. To znaczy ona jest tą od mamy i taty...a ja jestem zaadoptowana. Mamy jeden pokój podzielony na dwie "części". Jedna część jest czarno-czerwona, a druga niebiesko-biała. Firuze ma fioletowe włosy dobrze ułożone i bla bla BLA. Ma także żółte oczy i zawsze jest lekko zawstydzona. Dobra, mam psa ma na imię Cezar (owczarek niemiecki), a Firuze ma kota Filemona (taki niebieski kotek HEH)...SŁODZIAKI :3. -Yola! Co zrobimy jutro SZKOŁA- Krzyknęła przerażona Firuze. -Pójdziemy do niej- Powiedziałam bez wyrazu. Firuze zawsze to robiła -Przestań się denerwować. -Ale! Nowa szkoła, nowe dziewczyny I nowi CHŁOPCY!- Krzyknęła Firuze. -O matko!- Podeszłam do Firuze i ją przytuliłam. Jesteśmy od siebie różne i się nie dogadujemy, ale jednak to moja siora. Trochę pogadałyśmy i poszłyśmy spać. Wstałam o 6.30 by wyprowadzić Cezara. szybko się ubrałam w czerwoną bluzę i czarne spodnie, włosy ułożone "artystycznie" i czarne trampki. -Cezar!- Zawołałam, ale pies stał koło czerwonowłosego chłopaka- Pff...-Podeszłam cicho- Cezar nie podrywaj!- Powiedziałam i chyba rozśmieszyłam chłopaka. Cezar od razu zrobił zaskoczoną minkę. -Mała to twój pies, jest dwa razy większy od ciebie-Zaśmiał się. -Wcale nie! A teraz sio, mam 20 minut na wyprowadzenie psa...a tak ogólnie to Yola jestem.-Powiedziałam i zaczepiłam smycz do obroży Cezara. -Yola?- Zapytał chłopak...on chyba nie wie co to zdrobnienia. -Yolandi, ale mów mi Yola...albo Seba- Posłałam mu złośliwy uśmiech. -Heh dobra Yola, ja jestem Kastel i bez żadnych zdrobnień.- Powiedział pokazując ten sam uśmiech co ja. A jednak wie co to zdrobnienie! -Dobra Kas heh ja idę mam 10min i do tego siorę na głowie...pa Kas- Chciał coś powiedzieć,ale ja już biegłam. O 7.10 byłam w domu. -Yola! Gdzie byłaś?- Pokazałam jej smycz,a ona od razu pobiegła się ubrać. Byłyśmy już pod szkołą o 7.30 i stoimy tak 10 minut. -Nie, nie,nie. Nie wejdę tam.-Firuze jak zawsze przesadza. -Dobra- Weszłam na teren szkoły- Umarłam? Nie! Więc chodź -Powiedziałam po czym poszłam dalej, bo wiem że ona za mną pójdzie. No i przyszła...głupia.- Co z papierami? -Chodźmy teraz. -Dobra- Powiedziałam- Ale gdzie tu jest pokój gospodarzy!- Rozejrzałam się- O! Tam! Chodź.-Pociągnęłam Firuze. Zapukałam do środka i nie czekając na odpowiedź weszłam. -Dzień dobry wy jesteście te nowe?- Zapytał blondas. Nie wiem czemu kojarzył mi się z aniołkiem blee. -Aniołku może tak się przedstawić?- Powiedziałam złośliwie. A Firuze uderzyła mnie łokciem- Ał! -Dzień dobry jestem Firyze, a to Yolandi- Powiedziała promieniejąc. Szybko położyłam moją teczkę z papierami i wyszłam. -Pa pa gołąbki- Powiedziałam a Firuze zrobiła się cała czerwona. -"sala 1a"- Pomyślałam i poszłam...gdzieś. Znalazłam sale, siedziało tam już sporo osób. Usiadłam w czwartej ławce...i dostałam kulką w łeb (papierową ;)) Oczywiście! Rozwinęłam kulkę. "Hej Yola (ostatnia ławka przy oknie). Odwróciłam się i zobaczyłam Kasa. Pokazałam mu język, a on zaśmiał się. Siedział obok gościa z białymi włosami i czarnymi końcówkami, miał dwukolorowe oczy zielone i żółte. Miał niezłe wdzianko chyba styl wiktoriański. Odpisałam "No hejka Kas chyba jesteśmy na siebie skazani :( heh. Czyżby to wiktoriański styl ;P" odrzuciłam. Chłopak w białym chyba się zdziwił. A Kas zaśmiał się, chyba dla tego że nie miałam mu mówić w zdrobnieniach. -CO TY ROBISZ!- Ała ale piskliwy głos! Spojrzałam się na dziewczynę miała kręcone bląd włosy. -A wysyłam liściki miłosne, a co?- Zaśmiałam się, tak jak i reszta klasy. Wszyscy patrzyli na mnie...miałam to w nosie. |
Rozdział 2 (lis 29, 2015)
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
-C-co ty beznadziejna...-Nie dokończyła bo przyszła Firuze. -Yola! Czy ty musisz już się kłócić?- Krzyknęła zdenerwowana. -Taak a coo?- Powiedziałam śmiejąc się. -Druga przyszła-Zawołała złotowłosa. Nie mogłam powstrzymać śmiechu. No i w tym momencie weszła nauczycielka...świetnie. -Co tu się dzieje, zostaniecie po lekcjach wy dwie, Amber usiądź- Co!? Ja i Firuze? -Ale...-Firuze zaczęła ale nie skończyła. -Hehe- Zaśmiała się ta wredna (cenzura) :3 -Ale proszę pani to nie przez Firuze, to moja wina- wstałam i wyszłam na środek sali. Położyłam dłonie na biurku pani.Chciała coś powiedzieć, ale jej przerwałam.-Mam na imię Yolandi, Yola proszę mówić. Firuze tylko pilnowała żebym nie zrobiła głupstwa. Gdy miałam 5lat trafiłam do domu dziecka i raczej to nie wpłynęło dobrze na moje wychowanie.- Firuze spuściła głowę, wiedziała co chcę powiedzieć. - To nie jest dobre wytłumaczenie wię... -5lat też żyłam w moim domu, w zniszczonym pokoju. Matka umarła przy porodzie, tata alkoholik. Siedziałam pod łóżkiem, gdy tata palił i pił z kumplami. Jak za dużo wypił to mnie bił, mam nawet bliznę- odgarnęłam żle uczesane włosy. Na szyi miałam dużą bliznę. Miała trochę koloru fioletowego, różowego i czerwonego.-Pewnego dnia przyszła policja...-Zatrzymałam tu uśmiechnęłam się i powiedziałam- Pani decyzja.-Poszłam na moje miejsce wszystkie dziewczyny prawie płakały. Pokazałam język Amber. -Nie pokazuj języka, bo ci krowa nasika.-Powiedziała dziewczyna i się zaśmiała. -Krowa nie chciała i ci nasikała!-Powiedziałam śmiejąc się. Wszystkim nagle poprawiły się humory. -Dobrze nie macie kary-Pani powiedziała tylko to. Dostałam kulką w łeb-"nieźle"- odpisałam- ";P"- Hehe, może nie będzie aż tak nudno w tej szkolę.Usiadłam na miejscu.Lekcja szybko minęła.Wyszłam na dziedziniec. -Hej Yola widzę że dobrze sobie radzisz.-Odwróciłam się. -Hej Kas! Hehe po tym jak widziałam jak podrywasz mojego Cezara mogę powiedzieć że też maż psa- Powiedziałam ze złośliwym uśmieszkiem. -Tak masz racje mam owczarka francuskiego...nie nazywaj mnie Kas.-Hmm...nie znałam tego psa. -Z owczarków znam tylko niemieckie- Zabawny grymas odwiedził moją twarz. -Jeżeli chcesz to możemy pójść na spacer, tylko nie zapomnij psa.-Puścił mi oczko i uśmiechną się do mnie. -Dobra jeżeli tak bardzo ci zależy.-Także puściłam mu oczko i pokazałam język. Poszłam poszukać Firuze. To niemożliwe, ale zajrzałam do biblioteki. Była tam rozmawiała z tym aniołkiem. Śmiali się...trzeba ich jakoś spiknąć (ta miłość siostrzyczki XD). -Ej! Firuze dziś wychodzę na dłuższy spacer z Cezarem i Kasem. Jeżeli chcesz to weź aniołka i pokaż mu swojego kotka.- Powiedziałam szczęśliwa i podeszłam bliżej. -A-aniołka?-Zakrztusił się Nat. -No nie wiem, masz czas?-Nie wierzyłam że Firuze tak sama go o to zapytała o_O. -C-co, a tak mam czas, może spotkamy się w parku?-Zapytał Nat, był cały czerwony haha. Firuze nie mogła nic powiedzieć. Musze ją ratować >.<. -TAK! Możecie się tam spotkać-Potrząsałam Firuze żeby się obudziła. Chwile jeszcze tak stałam. Dziś już nic się nie działo.Lekcje szybko minęły. Ustaliłam jeszcze z Kasem że po mnie przyjdzie gdy będzie mu się chciało. Przyszłam do domu. Ciocia Titi robiła obiad. Nie było mięsa ponieważ ja i Firuze jesteśmy wegetariankami. Zjadłyśmy i poszłyśmy się przebrać. Ja ubrałam się w czerwoną bluzkę z czarnymi kwiatami i czarne spodnie. Firuze wybrała białą bluzkę z fioletowym krawatem i jasne spodnie. Włączyłyśmy sobie piosenkę Snejka i trochę poszalałyśmy. (Snejk to chłopak w ich wieku, piosenkarz. Ma białe włosy i zielone oczy. Ma brata bliźniaka ubierającego się w bluzę pikachu, ma złote włosy zakończone brązowym kolorem i czarne oczy, nazywają go Pika. No i Brendy hip-hopowy chłopak z czarnymi okularami bez szkieł, z zielonymi oczami i ciemnoszarymi włosami.) Możliwe, że będą chodzić do tej samej szkoły, bo się przeprowadzają do ich miasta. *ding dong* -Otworze- Krzyknęłam biorąc Cezara po drodze. Kas stał pod drzwiami ze swoim psem. Jedyne co przeszło mi przez myśli to "SŁODZIAK". Oczywiście pies, ale Kas też spoko haha. |
Rozdział 3 (lis 29, 2015)
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
-Hej Kas...-Kastiel przerwał mi. -Nie mów do mnie Kas- Zrobił wściekłą minę.- To jest Demon. -Demon?Heh groźnie i będę cie nazywać jak mi się podoba.-Pokazałam mu język. -Jeszcze zobaczymy.-Co on ma na myśli? -Idziemy. -Tak jasne. Panie przodem. heh. -Poszłam za Kasem. Szliśmy w ciszy przez pewien czas. -Co tak szalałaś z tą twoją siostrą? -Co! Kiedy on...-Nie pacz tak na mnie. Przecież was nie podglądałem. Puściłyście tak głośno tą piosenkę, że słyszała was cała ulica. Chociaż jakbym miał okazje cię podglądać to bym skorzystał, szczególnie wieczorem -Zaśmiał się, a ja zrobiłam się czerwona jak burak. Jeszcze nigdy mnie chłopak nie zawstydził aaa! Co się ze mną dzieje! -Zboczeniec...- Mruknęłam pod nosem, ale tak żeby słyszał. Atmosfera od razu się rozluźniła.-O co chodzi tej Amber?- Spytałam patrząc na szczęśliwe psy. -A ona...od dawna się we mnie buja. A co zazdrosna?- Zapytał się z uśmiechem na twarzy. -Możliwe, jeżeli chcesz w to wierzyć.- Powiedziałam trochę zdenerwowana. Przechodziliśmy obok jeziorka, gdy Cezar wyrwał się i wskoczył do wody. -Cezar! Wiem że lubisz kąpiele, ale nie teraz!- Krzyknęłam zirytowana. -Mam pomysł- Kastiel podniósł mnie i wrzucił do jeziora. -Idiota!- Byłam zła, ale nie wiem dlaczego śmiałam się. Kas zdjął koszulkę i wskoczył do wody, a za nim Demon. -Co nie umiesz pływać, dalej- Popłynął na drugi brzeg, a ja za nim. Gdy byliśmy na brzegu zaczęliśmy się śmiać. Poszliśmy dalej. Zaczęło robić mi się zimno. -Masz!- Kas -Dzięki- Spojrzałam na niego a on uśmiechną się i chyba lekko zarumienił, ale coś nie pozwalało mi na niego spojrzeć. Gdy już byłam pod domem jakoś nie chciało mi się tam iść -No to do zobaczenia w szkolę- Pożegnał się, ale czekał na odpowiedź. -Nie przypominaj- Co! On nadal stoi. Zapadła niezręczna cisza. Czułam jak rumieńce wylewają mi się na twarz. On też był lekko czerwony. Spojrzałam w dół. Coś nie dało mi się ruszyć. Kastiel pogłaskał mnie po głowie. -C-co?-Zapytałam zdziwiona. -Pa Yola- Powiedział i poszedł wolny krokiem w stronę swojego domu. -Pa Kas- Powiedziałam cicho, ale usłyszał. Położyłam się na łóżko. To był świetny dzień! Cezar szczęśliwy, a ja mam nowego przyjaciela...ta przyjaciela. Po chwili zorientowałam się że nie odrobiłam lekcji. -O nie mamy dwa razy z rzędu chemię.- Powiedziałam załamana. Pani zadała nam pięć trudnych zadań. Firuze gdzie twój zeszyt! Oczywiście ona miała już to zrobione. |
Rozdział 4 (gru 2, 2015)
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
W ostatnim momencie złapałam Filemona, bo chciał wejść pod łóżko. Wzięłam go na ręce i szybko wybiegłam z domu. Biegłam całą drogę. Gdy dotarłam na miejsce Nat już tam był. -Przepraszam za spóźnienie, ale kot mi uciekł.- Przeprosiłam go i pokazałam kota. -To nie twoja wina. Heh, ale czemu biegłaś?- Zapytał jakby nie słyszał mojego wytłumaczenia. -Ponieważ, jakbym za długo nie przychodziła, to byś pomyślał że zapomniałam i sobie poszedł.- Powiedziałam siadając na ławce koło niego. -Nie prawda, czekałbym...to znaczy eee...ech.- Odkaszlną i lekko się zawstydził. Ja w odpowiedzi zachichotałam i też lekko się zawstydziłam (po prostu bliźniaki XD). -W takim razie...dziękuje- Powiedziałam zasłaniając dłonią usta. (On jest taki awww :3). Jezu o czym ja myślę. Nat głaskał Filemona siedzącego na moich kolanach. Był bardzo blisko...ZA BLISKO! -Em...a więc, to jest Filemon (Filemon, to jest Nat :3)- Powiedziałam i się trochę odsunęłam. -Ładne imię...mam pytanie.- Zdziwiłam się, że chcę mnie o coś zapytać w pierwszy dzień znajomości. -Mieszkasz z rodzicami?- Zrobiło mi się smutno, nie lubię o tym mówić. -Nie, mieszkam z ciocią Titi, nie żebym narzekała, ale wolałabym mieszkać z rodzicami.- Nat spojrzał na mnie trochę zmieszany. -A...dlaczego nie mieszkasz z rodzicami?- Dlaczego on drąży ten temat!? -Tata miał problemy w pracy, a mama nie mogła jej znaleźć.- Łzy zbierały mi się w oczach.- Powiedzieli, że będzie nam lepiej u cioci. Nie widzieliśmy się cztery lata.- Wtedy nie wytrzymałam i zaczęłam płakać. Twarz miałam schowaną w dłoniach. -P-przepraszam!-Powiedział zestresowany Nat. -"Co on robi?"- Pomyślała, gdy mnie przytulił. Mimo wstydu wtuliłam się w niego...ładnie pachniał. Posiedzieliśmy tak dobre...(poczekajcie spojrzę na zegarek XD) pół godziny. Zrobiło mi się niedobrze, więc Nataniel zaprowadził mnie do domu.(Nie zapomnij kotka!). -Dziękuję...do zobaczenia- Powiedziałam,ale czekałam. -Do zobaczenia.- Powiedział Nat. Ale zaraz! Zbliżył się do mnie i pocałował...w czoło (XD). Byłam szczęśliwa, poszłam do pokoju i położyłam się koło Yoli. -Było nieziemsko, a u ciebie?- Powiedziała Yola. -Świetnie.- Spojrzałyśmy na siebie i się uśmiechnęłyśmy.
Wzięłam smycz i szybko wybiegłam na dwór. No co ja widzę? Cezar ma randkę z Kasem. -E! Kas, proszę umów się na randkę z Cezarem kiedy indziej! Dziś moja kolej.- Krzyknęłam uśmiechnięta. -Cezar jest już mój, sprzedał się na psie ciasteczka!- Odpowiedział (szczęśliwy o_0) Kas. Zaczęłam się śmiać. Zaczepiłam smycz o obrożę psa i poszłam dalej. -Paa!- Krzyknęłam, puściłam oczko i pokazałam język. |
Rozdział 5 (gru 5, 2015)
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
-Hejka, jestem Yola, a ty wyglądasz na miłą (Yola nie podrywaj!) -C-cześć, jestem Violett...- Odparła, była zawstydzona. -Haha, nie musisz się mnie wstydzić, co masz w teczce?- Zapytałam, a ona pokazała mi prześliczne rysunki. Całą przerwę przesiedziałyśmy na oglądaniu rysunków.Przyznaje się, za każdym razem mówiłam "O jeju jaki śliczny!" itp., itd. heh. Druga lekcja (Biologia) trochę mi się dłużyła. Na szczęście usłyszeliśmy dzwonek (Uratowani!!! ;)) -Hej, to ty jesteś Yola, tak? Widziałam cię z Kastielem. Świetnie się dogadujecie...a tak jestem Rozalia- Przed chwilą nieśmiała Violetta, a teraz rozgadana Roza. -Hej Roza. Widzę że jesteś pełna energii.- Zaśmiałam się. -Taak! Muszę ci wszystko o mnie opowiedzieć!- Ona jest świetna. -Ok. Opowiadaj.- No i tak minęła druga przerwa. Chociaż wiem co nieco o Rozie. No i trzecia lekcja (Polski). Przebiegła równie szybko jak historia. Miałam nadzieję, że poznam jeszcze kogoś. -Cześć!- Odezwał się wesoły głos. Odwróciłam się i zobaczyłam dwóch chłopaków, bliźniaków. Na pewno ten w niebieskim miał inną orientację. Umiem to rozpoznać, bo znałam kogoś takiego. -Cześć!- Odezwałam się ze szczerym uśmiechem. -Jestem Alexy, a to Armin.- Alexy uderzył łokciem Armina, ponieważ grał (pykał) na swojej konsoli. -A...cześć- Powiedział nie odrywając wzroku od konsoli. Przegadaliśmy pół przerwy i umówiłam się z Alexym (na randkę?) na zakupy (och o_0). Idąc dalej wpadłam na bardzo ładną dziewczynę. -Uważaj jak idziesz.- U, ostry charakterek. -Jak masz na imię?- Powiedziałam z małym uśmieszkiem. -Niech cię to nie obchodzi hihi- Fajny charakterek. Poszła sobie bez słowa. Spodobała by się...( dowiecie się w swoim czasie). Poszłam na ostatnią lekcję (Muzyka). Oczywiście całą lekcje śpiewaliśmy. Takie lekcję mogę mieć codziennie. Po lekcji weszłam na piętro. Zatrzymałam się. On tam stał. Białowłosy chłopak w białym garniturze z kruczym ogonem. -Snejk?- Usłyszał to. Odwrócił się. Zdziwiony i szczęśliwy krzykną "Yolandi!". Od razu przytulił mnie. Za chwile czułam już sześć rąk. -Pika! Brendy!- Powiedziałam. Łzy zbierały mi się w oczach. To moi "bracia" z domu dziecka. Nie widzieliśmy się sześć lat! Staliśmy tak na środku korytarza, czułam na sobie coraz więcej oczu, ale miałam to gdzieś. Moi bracia wrócili! Słuchałam ich piosenek codziennie, ale to nie to samo. -Co tu się dzieje?! Z której jesteście klasy?!- Pani przyszła nie wiadomo skąd. -Z...10x- Powiedział uśmiechnięty Snejk. Wszyscy wybuchli śmiechem, pani też. TO NAJLEPSZY DZIEŃ MOJEGO ŻYCIA! |
*
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
Przed przeczytaniem 6 rozdziału, radzę zapoznać się bardziej z życiem bohaterów w zakładce "Bohaterowie" Mam nadzieję, że się podoba (w 10 rozdziale będzie się działo! ;)). POZDRAWIAM!!! ;* |
Rozdział 6 (gru 6, 2015)
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
Minęło kilka dni. Przyzwyczaiłam się do moich braci, byliśmy i jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi. Dzisiaj miałam iść z Rozą, Alexym, Pika i Firuze na zakupy. Alexy bardzo polubił Pika, spędzają ze sobą wszystkie przerwy. Muszę kupić sobie jakąś fajną sukienkę. Jutro ma się odbyć koncert w szkolę. Stałam z Firuze w parku i czekaliśmy na resztę. -Pika i Alexy nieźle się dogadują.- Firuze spojrzała na mnie gdy to mówiła. -Tak, mogą się dogadywać dlatego że...- Spojrzałam na Firuze. -Och, rozumiem.- Odwróciła wzrok. (Pozdro dla kumalskich ;)) -Heeejkaa!- Krzyknął wesoły głos. Alexy biegł w naszą stronę, a Roza i Pika szli za nim uśmiechnięci.-Zaszalejemy na zakupach?! -Jasne, zaszalejmy!-Krzyknęłam i wszyscy poszli w stronę autobusu. -Łaał, ale wielki sklep.- Alexy i Roza byli zachwyceni.- Teraz już mogę umrzeć.- (Alexy nie popełniaj samobójstwa ;() -Poczekaj, najpierw zakupy- Roza była strasznie szczęśliwa. -Ach...no tak...haha- Zaśmiał się Alexy. Weszliśmy do sklepu. Był jasny. Z prawej strony były ciuchy, z lewej buty, cały tył sklepu był wypchany zabawkami i pluszakami. Na piętrze po prawej były sprzęty elektroniczne, po lewej zwierzaki, a tył to książki, mangi i gadżety z anime. -Dobra, to po kolei, najpierw ciuszki!- Krzyknęłam ponieważ dawno nie kupiłam nowych ubrań. Spędziliśmy w tym sklepie pół godziny. Wreszcie wyszliśmy szczęśliwi. Roza kupiła sukienkę na koncert. Biało-czarną z odrobiną czerwonego. Nie była zbyt długa. Firuze kupiła niebieski płaszczyk i długą jasno-niebieską suknie. Alexy kupił kolorową bluzkę z efektem 3D i poradził Pika brązowe rurki. Ja kupiłam czarną "podartą" bluzkę, odkrywającą brzuch i spadającą z jednego ramienia. Z napisem "FOCH" i złą buźką. Do tego kupiłam ładną, krótką spódniczkę o czerwonym kolorze z przyczepionym łańcuszkiem. -Chyba zrezygnuje z sukienki na koncert i założę to co dziś kupiłam.- Powiedziałam uśmiechnięta. -Taak! Ślicznie w tym wyglądałaś!- Odezwał się Alexy, a reszta pokiwała głową. -No to ustalone!- Uśmiechnęłam się jeszcze mocniej. Do butów nie zaglądaliśmy, do pluszaków poszliśmy, ale tak dla jaj. Sklep elektroniczny był drogi, co nie przeszkodziło mi w kupieniu nowych słuchawek. A teraz...zwierzaki! -O matko jakie śliczne.- Powiedziała Rozalia patrząc na szczeniaczki. Każdy zajął się czymś innym. Ja bawiłam się z pieskami, Firuze z kotkami, Roza z króliczkami, Alexy z fretkami, a Pika z...pająkami. Pika kupił sobię ptasznika, ponieważ niedawno zmarł mu jego ulubieniec. Trzymał go w pudełku, był mały ale urośnie wielki. -Co to?!- Krzyknęła Roza. - Ptasznik, uważaj bo Snejk kocha węże, a Brendy szczury.- Odpowiedziałam za Pika. -Myślałam, że mieszkałaś z normalną rodziną, a ty proszę.- Powiedziała Firuze. -Oj nie przesadzaj to tylko mały pająk...do czasu.- Powiedziałam z uśmieszkiem. Pika na nas patrzył i śmiał się z nas razem z Alexym. -Dobra, dobra jest już późno, jeżeli chcemy zdążyć się wyspać, to lepiej chodźmy- Powiedziała Roza. -Ok!- Powiedzieli wszyscy na raz. I tak zakończył się dzień. Dobra wiadomość to: Jutro koncert! Nawet dyrektor odwołała nam lekcję żebyśmy się wyspali. Haha! |
Rozdział 7 (gru 6, 2015)
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
-Wstawaj, wstawaj, wstawaj!- Krzyczałam i potrząsałam Firuze. Dzisiaj koncert. Obudziłam się o 9.29 i od razu postanowiłam truć życie Firuze.- Wstawaj! -Zabije cię jest dopiero 9.30!- Powiedziała wkurzona Firuze.- Dziś nie idziemy do szkoły zostaw mnie. -Wstawaj! O której chcesz wstać 16.00? Będziesz miała godzinę na wyszykowanie.- Moja buźka zrobiła o taki grymas >.<. -Tak! zostaw mnie!- Wtedy sobie odpuściłam, ale puściłam głośno muzykę, odsłoniłam okna i zapaliłam światło. Nie zwracając uwagi na krzyk Firuze poszłam się wykąpać. Ubrałam jakiś dres i poszłam wyprowadzić Cezara. -Cześć Yola.- Powiedział król podrywania psów. -Zostaw mojego psa!- Powiedziałam, ale dla żartów. -Nie tak szybko. To jak mnie nazywasz?- Zapytał wredny Kas. -Kas, co nie podoba się?- Powiedziałam uśmiechając się. -Albo przestaniesz nie tak nazywać, albo po koncercie idziesz ze mną na "randkę".- Powiedział, a ja przez chwilę myślałam. - Ale koncert kończy się o 23.30. Ciocia Titi mnie zabije.-Powiedziałam próbując zawołać Cezara, ale Kas trzymał go za obrożę. - Czyli wybierasz spotkanie?- Zapytał ze złośliwym uśmieszkiem. -Powiem tylko, że nie mam zamiaru przestać nazywać cię Kas. -No to widzimy się o 17, pa.- Powiedział oddając mi psa i uśmiechając się (pomocy!) Poszłam z Cezarem na 2-godzinny spacer. Przez cały czas myślałam o "randce". On to mówił na serio? Czy to będzie zwykłe przyjacielskie spotkanie. O czym ja myślę...co jestem zakochana? heh, raczej nie...chyba. Nigdy nie miałam chłopaka więc nie mam pojęcia jak się zachować. Wróciłam do domu, chyba miałam dziwną minę, bo Firuze zapytała się czy wszystko w porządku. -No właśnie nie wiem, ale zmieńmy temat. Myślisz że jakiś chłopak zaprosi cię do tańca?- Zapytałam promieniejąc. Można powiedzieć, że troszczę się o nią bardziej niż myśli, tylko inaczej to okazuję. -Mam nadzieję...-Powiedziała Firuze. -Że tak, czy nie?- Zapytałam. -Że...nie wiem.-Firuze posmutniała. -Ej wiesz że mi możesz wszystko powiedzieć.- Spojrzałam na nią zatroskanym wzrokiem. -Y...może...to znaczy...chyba się zakochałam.-W tym momencie wybuchnęła płaczem. -Ej, dlaczego płaczesz? To niesamowite że się zakochałaś.- Przytuliłam Firuze. Ale...czy ja czyje to samo? Była już 16.00. Zaczęłyśmy się powoli przebierać. Firuze wyglądała niesamowicie. -Wyglądasz świetnie. Natanielowi na pewno opadnie kopara.- Powiedziałam specjalnie używając jego imienia, a nie aniołek. -Ty też wyglądasz świetnie.- Powiedziała zawstydzona. I nagle zachciało jej się dokuczać.- Na pewno Kastielowi opadnie kopara.- Momentalnie stałam się czerwona jak burak. Nagle sobie coś przypomniałam. -Firuze...ja dziś wychodzę z Kasem.- Powiedziałam a ona zaczęła krzyczeć. -To świetnie. Umówił się z tobą na randkę?- Zapytała szczęśliwa. -To znaczy...nie wiem, wiesz jaki on jest.- Powiedziałam jeszcze bardziej czerwona. -Dobra, chodźmy bo się spóźnimy!- Powiedziała i poszła w stronę drzwi. Dotarłyśmy na miejsce i SZOK. Sala była piękna, a na scenie byli moi bracia i dwóch innych facetów. (starszych). To oni dziś śpiewają. Niedługo potem już się zaczynało. Śpiewali różnie: raz normalnie, raz sama muzaka, a nieraz śpiewali bez podkładu muzycznego (jak np. Pentatonix). Tańczyliśmy i śmialiśmy się. Na początku tańczyły same dziewczyny. -Yola! Chodź na scenę.- Krzyknął Snejk- Potrzebna jesteś! -Co?! Ona nie umie śpiewać- Powiedziała Amber. To dodało mi energii i szybko wskoczyłam na scenę. Najpierw zaśpiewaliśmy kawałek "I Need Your Love" w stylu bez podkładu. (Można zobaczyć ;)). Wszystkim opadły kopary. Zbyt często nie śpiewałam. Po godzinie chłopcy mnie puścili. Roza od razu rzuciła się na mnie, piszcząc. -Świetnie, patrz z kim tańczy Firuze!- Spojrzałam tam, ona tańczyła z ANIOŁKIEM, O MATKO! -Jej! Szczerze mówiąc to było jej marzenie.- Spojrzałam na Roze, a ona się śmiała. -Słyszałam, że idziesz na randkę z Kasem.- Zrobiłam się czerwona jak burak. -Tak, a co zazdrościsz- Ktoś mnie przytulił od tyłu (bez skojarzeń XD). To Kastiel! -Ej! Puść mnie.- Miał ten swój uśmieszek, który sprawił że się śmiałam i nie mogłam przestać. -Nieźle wyglądasz.- W tej chwili Roza powoli się wycofała i nie wiedziała czy patrzeć na mnie czy na moją siostrę. - Mogę panią ładnie śpiewającą prosić do tańca?- ( To on tak umie? o_0) Oczywiście zgodziłam się. Tańczyliśmy chwilę, a gdy Snejk zauważył mnie to kazał Pika puścić wolną piosenkę. ZABIJE GO!!! Myślałam, że Kas odpuści, ale on chwycił mnie mocniej i dalej tańczył...tylko, że w rytmie wolnego tańca. Patrzeliśmy sobie w oczy. (Co ja wyprawiam?!). Na szczęście po dwóch piosenkach rytm zmienił się na szybszy. Koncert trwał jeszcze pół godziny po 23.00 i nawet Kas i Lysander mogli sobie pograć/pośpiewać. Było super! Ale jeszcze spacer. Serce mi bije jak oszalałe. |
Rozdział 8 (gru 7, 2015)
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
Czekałam na Kasa na dziedzińcu, ponieważ chłopcy przenosili stoły na których były (żarcie) przekąski. Byłam zamyślona. Nie miałam pojęcia o czym z nim rozmawiać. -Hej! Pani zamyślona!- Kas pomachał mi dłonią przed twarzą. -Nie byłam zamyślona!- Powiedziałam zaskoczona. -To dlaczego stoję koło ciebie, a ty się nie odzywasz?- Zapytał rozbawiony Kastiel. -Może się na ciebie obraziłam.- Powiedziałam unosząc jedną brew do góry. -... -... -Hahahahaha- Zaśmieliśmy się na raz. wszyscy którzy zostali, patrzyli się na nas jak na idiotów. -Dobra mała idziemy- Zaczął iść w stronę bramy. -Ej! Jestem niższa od ciebie tylko o...nienawidzę matmy...o tyle!- Pokazałam rękoma jakąś odległość. Kas widząc mnie zaśmiał się i poszedł dalej. Oczywiście ja jak jego piesek (:3) poszłam za nim posłusznie. Kas zaprosił mnie do kawiarni niedaleko szkoły. Znam ją jest mała i przytulna. Ciesze się że mogę spędzić trochę czasu z Kastielem. Przez całą drogę kłóciliśmy się. Co brzmiało o tak: -Umiem sama o siebie zadbać! Kupie sobie frytki i cole! -Nie! Kupie ci sałatkę i wodę. -Nie jestem królikiem! -Ale ślicznie wyglądałabyś w przebraniu króliczka. -Idź mi zboczeńcu. o_0 No i wyszło na to że: Kas płaci, a ja dostaję frytki i cole. Siedzieliśmy przy stoliku i...patrzyliśmy się na siebie? (co ze mną nie tak?). Siedziałam podpierając podbródek dłonią i nie mogłam spuścić wzroku z Kasa. -Co się tak gapisz?- Zapytał ze swoim uśmieszkiem. Ja nie zmieniając pozy i wyglądająca jak totalny rozdziw, powiedziałam spokojnie- Oczy mi się zepsuły. (XD) -Haha...nie wiem jak ja z tobą wytrzymuję.- Powiedział śmiejąc się. -Ej! To nie ja cię zaprosiłam na tą "randkę"- W tym momencie podszedł kelner i uśmiechnięty przyniósł nam jedzenie. -Smacznego...i mam nadzieje że wam wyjdzie.- Ale co wyj... -Ale...ja...on...- To nic nie dało kelner sobie poszedł. Spojrzałam na Kasa...siedział uśmiechnięty. Momentalnie zrobiłam się czerwona i spojrzałam na frytki. -Oj przestań, jedz...hehe.- Ja z nim nie wytrzymam. Zaczęliśmy jeść. Atmosfera od razu się rozluźniła. Zaczęliśmy się śmiać i wygłupiać. Wyszliśmy dopiero o godzinie pierwszej w nocy. Kastiel odprowadził mnie do domu. Po drodze zaskoczyła nas burza. Na moje nieszczęście strasznie bałam się burzy. Szłam pół drogi przytulona do Kastiela. On się tylko śmiał, ale obiją mnie ramieniem. Gdy już dotarliśmy do domu, pożegnałam się (grzecznie) i weszłam do domu. Haha jak ja go lubię. Co? Jestem idiotką. >.< |
Rozdział 9 (gru 7, 2015)
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
Cała w skowronkach szłam razem z Firuze do szkoły. -Randka się udała?- Spytała z dość dziwnym uśmieszkiem. -To NIE była randka...no dobra, kelner pomyślał że jesteśmy parą, ale to nie przeze mnie...zaraz, to właśnie przeze mnie!- Powiedziałam przypominając sobie ten moment. -Ha, wiedziałam że się w tobie buja.- Zabiję ją. -Kelner czy Kas?- Zapytałam i próbowałam się nie śmiać. -Kas!- Krzyknęła wręcz Firuze. Rozdzieliłyśmy się przed szkołą. Ja poszłam do szatni, a Firuze do Nata. -AAAAAA, puść mnie!- Usłyszałam głos z męskiej szatni...znajomy głos. To Snejk. -NIE MIAŁEŚ CHODZIĆ DO TEGO IDIOTYCZNEGO LICEUM. MIAŁEŚ ZOSTAĆ W JAPONII TY MAŁY...- Nie dokończył bo weszłam. Zobaczyłam straszny obraz...nie mogłam się ruszyć. Widziałam Snejka leżącego na ziemi, zakrwawionego. Facet trzymał go za kołnierz. Bałam się. Snejk wyglądał podobnie do mnie gdy byłam mała i tata mnie bił...tylko on wyglądał gorzej. Ukradkiem chwyciłam metalową część, która odpadła z szafek. Snejk płakał, bał się, znam to uczucie. -Uciekaj- Powiedział cicho Snejk, ale ja stałam. Facet zamachnął się butelką...szklaną. Ale nie na mnie...na Snejka. Usłyszałam rozbicie szkła...Snejk zemdlał. Gościu podszedł do mnie...byłam gotowa na ten jeden ruch. -Wiedz że twój braciszek jest idiotą.- Po tych słowach nie wytrzymałam. Z łzami w oczach zamachnęłam się, krzyknęłam "TY JESTEŚ IDIOTĄ" i walnęłam go prętem w głowę. U zemdlał, nie wiedziałam że jestem taka silna. Podbiegłam do Snejka. On otworzył oczy. -Kocham cię...ale wiedz że nieraz się ciebie boję.- Zaśmiał się, ja też się uśmiechnęłam. Przyjechała policja i karetka. Zabrali tego gościa i Snejka. Mnie tylko obejrzeli, ale tylko trzęsłam się ze strachu. Oczywiście wszyscy rzucali mi się na szyję. -Hej...pewnie jakbym spytał teraz czy nic ci nie jest, wyszedłbym na totalnego idiotę co nie?- Spojrzałam na niego...to Kas. Zawsze wie jak pocieszyć człowieka XD. Kiwnęłam głową. On usiadł koło mnie. Siedzieliśmy chwilę w ciszy. -Hej! Co ty...- W tym momencie wziął mnie na ręce. -Ciszaj! Dziś jestem twoją taksówką.- Powiedział uśmiechając się do mnie.- "Odwiozę" cie do domu. Już nic nie mówiłam. Nie chciałam się przyznać, że nie miałabym siły by sama pójść do domu. Wtuliłam się w Kasa. (A teraz wyobraźcie sobie scenę w której Kas niesie Yole na rękach...Powodzenia XD). -Nieźle go załatwiłaś.- Ja tylko uśmiechnęłam się i chyba...zasnęłam. O nie o_0. |
Rozdział 10 (gru 8, 2015)
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
Przez tydzień nie chodziłam do szkoły. Była 6.00. Usłyszałam dzwonek telefonu, od razu się na niego rzuciłam. -Halo!- Powiedziałam nie patrząc kto dzwoni. -Cześć Yola! Dzisiaj wracam do szkoły! I chyba musimy pogadać.- Powiedział wesoły głos...SNEJKA! -Snejk! Słucham cię.- Powiedziałam szczęśliwa i gotowa na wrócenie do szkoły. -Bo...chyba...heh...jakby to powiedzieć...-Przez chwilę zastanawiał się.- Kojarzysz tą nieśmiałą dziewczynę...Violettę? -Tak!- Powiedziałam wesoła, chyba wiem co chcę powiedzieć. -No...chyba się zakochałem. -AAAAAAAAAA! To świetnie, strasznie się dogadujecie. Jestem pewna że wam wyjdzie.- Powiedziałam wstając z łóżka, a ciocia Titi zajrzała do mnie. Zakończyłam rozmowę i obudziłam Firuze. Od razu się wyszykowałyśmy i zjadłyśmy śniadanie. Jestem ciekawa co z tego wyjdzie. Zostawiła Firuze i od razu poszłam podglądnąć Violę i Snejka do klubu ogrodników. Zauważyłam ich Violetta stała zawstydzona, ale patrzyła mu w oczy. Podeszłam na czworaka bliżej. Wiem tylko że wyglądałam jak jakaś idiotka. Ale teraz nie o mnie! Snejk chwycił Violę za rękę. Awwww >.< Usłyszałam jego słowa "Wiem, że jesteśmy różni...ale niby przeciwieństwa się przyciągają...ja". Po tych słowach Snejk pocałował Violę. Jeszcze większe AWWWW >.< Dobra, zostawiłam ich samych. Zauważyłam tylko że Viola odwzajemniła pocałunek (awww :3). Szłam spokojnie przez (pusty?) korytarz. Ale naglę jak poparzona schowałam się za szafki. To jest...to znaczy...awww XD (sorry nie mogłam się powstrzymać ;)). Zobaczyłam następny słodki obraz. Brendy całował Klementynę, rozumiecie KLEMENTYNĘ!!! Nie chciałam im przerywać więc byłam zmuszona zawrócić. Tylko dlaczego tu tak pusto? Spojrzałam na drzwi. Kurdeeee! Dziś miały przyjść tylko osoby z jakiegoś projektu. Czemu mi nikt nie powiedział. Szybko wyszłam ze szkoły i pomyślałam że dziś i tak było warto przyjść do liceum. Szłam spokojnie przez park, gdy moim oczom ukazał się Alexy i Pika. O...JA...NIE...MOGĘ. Oczywiście co zrobiłam? Schowałam się za krzaki! (Matko, to ja jestem taka głupia?). Alexy spał BARDZO blisko Pika. A teraz macie to co usłyszałam: -Ja...nie mogę...to znaczy...ty...nie.- Pierwszy raz słyszałam Alexego tak niepewnego.- To znaczy...ty na pewno...chciałbyś żebyśmy byli przyjaciółmi...ale...- Pika patrzył na niego cierpliwie, rumieniec ozdabiał jego twarz.- NIE, NIE MOGĘ!- Powiedział Alexy, a w oczach miał łzy? Pewnie to dla niego trudne. Już myślałam że odpuści...ale Pika chwycił go za koszulkę, stanął na palcach i...POCAŁOWAŁ ALEXEGO!!! (Pika...jestem z ciebie dumna XD). Alexy przez chwile stał jak wryty, ale później odwzajemnił pocałunek. To było takie, takie (sorry) AWWW!!! Wróciłam do domu z uśmiechem od ucha do ucha. Ciocia Titi patrzyła na mnie jak na wariatkę. I tak spędziłam cały dzień: na odbieraniu telefonów, plotkowaniu i śmiechu. |
Rozdział 11 (09.12.2015)
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
O 8.00 wstałam...zaraz ÓSMA!!! Gdzie Firuze? Zaraz nie ma jej. Co obraziła się na mnie? Tss...idiotka. Dobra no to ja jeszcze chwilę pośpię (Na serio, coś ze mną nie tak). Przyszłam dopiero na drugą lekcję. No nie nowy nauczyciel...i to od WDŻ >.<. -Dzień dobry, spóźniłaś się więc przedstawiasz się na środku klasy.- Powiedział pan...on (jak on ma na imię?>.<). Posłałam Firuze srogie spojrzenie. -No...co mam o sobie powiedzieć?- Zapytałam. (Naprawdę nie wiedziałam!). -Wszystko! -O to się dowiemy czegoś więcej o Yoli, niesamowite co dziewczyny?- Powiedziała Amber. -Może się dowiemy czegoś o jej braciach...i jej niesamowitym tatusiu.- Zrobiłam wielkie oczy, wstrzymałam oddech. Osoba która to powiedziała to była...Firuze. Serce waliło mi jak oszalałe...Firuze...czemu? Łzy nazbierały mi się w oczach. -Mów coś!!!- Powiedział srogo nauczyciel. Firuze patrzyła się na mnie jakby chciała żebym się rozryczała...i te tatusiu...czemu? Zaczęłam się trząść, dostałam gęsiej skórki. Stałam i nie mogłam się ruszyć. -Yola?- Nie wiem kto to powiedział...nie chciałam wiedzieć. W tym momencie łza mi zleciała po policzku. Szybko, zapłakana wybiegłam z sali, nie zamknęłam drzwi...chciałam uciec. Usłyszałam tylko "Yola! Firuze zachowałaś się jak..." dalej nie słuchałam...biegłam. Dotarłam do parku, tu najlepiej się czułam. Chciałam być sama...nie! Chciałam być tu z kimś ważnym dla mnie z kimś kto mnie wspiera. Tylko komu ja ufam? Własna siostra się ode mnie odwróciła! Przecież wie że w jej ustach wszystko brzmi inaczej, nie przejęłabym się gdyby była to Amber, ale ona! -Yola!- Odwróciłam się. Zauważyłam Kasa. Biegł do mnie. Wyglądał...słodko :3. Od razu usiadł koło mnie. Nie odzywał się, wiedział że nie tego mi trzeba. Kas przytulił mnie...tak mocno...tak...tak...tak było dobrze. Rozpłakałam się. Puściłam wszystkie emocję: smutek, złość i...strach, strach który towarzyszył mi od dziecka. Którego nadal nie mogę się pozbyć...którego nienawidzę. -Wszystko będzie dobrze.- Powiedział tylko to. Wszystko będzie dobrze, wszystko się ułoży, WSZYSTKO W PORZĄDKU, NIE! Nic nie jest w porządku! Wszystko jest...jest GŁUPIE, IDIOTYCZNE, NIENAWIDZĘ...czego? -Kas...dziękuje...nie chciałam być sama.- Powiedziałam cicho. -I nie powinnaś. Mogę ci obiecać, że nigdy nie będziesz sama. (chcecie powiedzieć że się żenicie? XD).- Kas miał bardzo spokojny głos. Wróciłam z nim do domu. Chciał już iść, ale ciocia Titi chciała go przesłuchać XD. (życzcie powodzenia Kasowi! Wasze wsparcie dla niego jest bardzo ważne!). Wróciłam do pokoju. Nienawidzę...to słowo ciągle chodziło mi po głowie. Chciałabym powiedzieć że nienawidzę Firuze...ale nie mogę ja ją...kocham. To moja siostra...CZEMU!? Położyłam się na łóżko. Zasnęłam. Miałam sen...widziałam siebie...zapłakaną...biegnącą. Czułam wszystkie emocje tylko nie szczęście. Wbiegłam na ulicę...i...i...auto, krzyk...NIE!!! Widziałam leżącą mnie...krzyki...duchy...ludzi...karetki...ciocia Titi...i...Kas, biegł do mnie, bał się o mnie. Naglę wszyscy stali w szeregu. Widziałam anioła...zapytał "kogo chcesz pożegnać". Spojrzałam na wszystkich, płakałam, ale powiedziałam...Firuze. Usłyszałam tylko "za późno, spóźniłaś się". Rozryczałam się. Padłam na kolana...nie chciałam. Otworzyłam oczy. Byłam w szpitalu. Leżałam. Czułam ból, straszny ból. Wstałam...znów ten anioł "zakończ swoje cierpienie" wzięłam nóż i...obudziłam się. Byłam roztrzęsiona, słaba. Znowu to pytanie "Czemu? Kogo nienawidzę?" W tym momencie do pokoju weszła zła Firuze. Od razu wstałam. -Dlaczego uciekłaś z lekcji?! -Firu... -Przestań, odkąd przyszli twoi "bracia" nie widzisz mnie! -C-co?- Byłam w szoku. -Jesteś głupia, nienawidzę cię.- Nienawidzę, nienawidzę...ona to...nie nie mogła...j-ja...NIE!!! Zapłakana wybiegłam z domu. Miałam zamknięte oczy, nie wiem gdzie biegłam, po co biegłam, czemu biegłam. Bałam się, bałam się! Biegłam...nie mogłam powiedzieć, nie mogłam zobaczyć, nie mogłam usłyszeć, nie mogłam poczuć. Gdzie jestem? Światła. Pisk opon. Krzyk. Uderzenie. Spokój. Ciemność. Ból. Dotyk. Karetka. Przepraszam. |
Rozdział 12 (10.12.2015)
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
Nienawidzę, nienawidzę, NIENAWIDZĘ...siebie. Gdzie jestem? Nie! Kim jestem? Co się stało? Ja...ja...chcę żeby Kas mnie jeszcze raz przytulił, żeby znów zobaczyć uśmiech Firuze. Boje się...boje się. Zaraz. Co się dzieje? Otworzyłam oczy. Ból...duży ból. Leżałam, a z policzka spłynęła mi łza. -Doktorze! Doktorze!!!- Wołał...ktoś. Kto? -Dzień dobry, Yolandi słyszysz mnie?- Nie głąbie, nie słyszę...zaraz o czym ja gadam? Zaraz, powtórka: O czym ja myślę? Patrzałam na wprost. Czyli (dla niekumalskich) na sufit. Nie mogłam nic powiedzieć, nie chciałam krzyczeć, czy chciałam żyć?...Tak, dla najbliższych i najdalszych. Chce bliżej poznać ciocie Titi. Chce pomagać Firuze. Chce podokuczać Natanielowi. Chce zobaczyć Kastiela, chce żeby chwycił mnie za rękę, chce spojrzeć mu w oczy jeszcze raz. Lekarz próbował mnie jeszcze bardziej "wybudzić". Powtarzał "nie zasypiaj!". W tym momencie usłyszałam otwierające się drzwi. Nie widziałam go...mgła, tak mgła wszystko zasłaniała. Mgła?. Lekarz zostawił mnie z...z kim? Powoli obraz stawał się wyraźniejszy. Uśmiechnęłam się. Kas siedział koło mnie i z zatroskaną miną trzymał mnie za rękę. Właśnie tego potrzebowałam. -Cześć.- Powiedział cicho.- Spałaś ponad miesiąc. Nie martw się, lekarz powiedział że to normalne. Na razie nic nie mów, jesteś za słaba. Wiem że nadaję jak katarynka, ale chciałbym ci wszystko opowiedzieć. Chce żebyś była szczęśliwa.- Uśmiechnęłam się. Kas jest taki słodki...co?! Wie że nie chce żeby się martwił i pewnie się i tak martwi, ale...no cóż chyba za dobrze mnie zna...No dobra przyznaje się Kas jest przesłodki jak tak na mnie patrzy!- A więc, są dobre wiadomości i złe...Firuze się załamała i teraz nie chodzi do szkoły, za to musi do niej przychodzić psycholog. Twoja ciocia Titi wzięła wolne w pracy. W szkolę wszyscy się o ciebie martwią. Teraz wszyscy są w domach bo jest godzina zerowa. Heh. Ja...chciałem cię zobaczyć. Nie chodzę do szkoły, nie martw się, mam pozwolenie. Przychodzę do ciebie.- Mówił to głaskając mnie po włosach. On stał się taki...miły (50 twarzy Kasa XD). Martwi się o mnie. Tylko...jak on tu do cholery wlazł!!! (Przez drzwi XD). Kas widząc moje spojrzenie, powiedział- A, no tak. Nie gniewasz się że powiedziałem że jestem twoim chłopakiem?- Nie mogłam nie powiedzieć!!!- O! Dostałaś kolorków. Chyba zdrowiejesz.- Co?! Ty Durniu (Nadal nie mogę nic powiedzieć XD). Zaraz...już się nie boje. Zapomniałam o strachu przez jedną bliską mi osobę. Patrzeliśmy sobie w oczy, ale...zasnęłam. Obudziłam się o 7.30. Znów ból. Miałam ustawione łóżko na pozycje siedzącą. Odwróciłam się. O matkooooo! :3. Kas spał na krześle, oparty o górę łóżka. Był taki...Awwwww. Ale wypadek. Co ze mną? Boli mnie wszystko dosłownie (włosy też XD). Drzwi otworzyły się i wszedł lekarz. Przebadał mnie i powiedział że wracam do zdrowia. Wyszedł. -A nie mówiłem?- Kas się obudził, oczywiście w najlepszym momencie (--.--).- Heh. Zasnąłem. Można powiedzieć że spaliśmy w jednym łóżku. -Co?!!!- O głos mi wrócił. -O nie! A myślałem że mogę jeszcze chwile się z ciebie pośmiać.- Ja go zabije. -Miło cię znów widzieć.- Powiedziałam, a mój głos stał się taki...miły? (Tak to nazywacie? XD) -A mi miło jest patrzeć na ciebie...gdy nie jesteś w śpiączce.- Powiedział baaardzo spokojnym głosem. -O której inni przyjdą?- Powiedziałam zaczerwieniona. -Już ich powiadomiono że nie śpisz, ale mogą przyjechać dopiero o 12. A ja do tego czasu nie mam zamiaru się stąd ruszać.- Serce szybciej mi zabiło. Przez te kilka godzin gadaliśmy o bzdetach. Naprawdę cieszyło mnie że jest przy mni... Ból...wielki ból. Ból głowy, brzucha, nóg, rąk. Trzęsłam się. -Yolandi co jest?!- Krzyknął Kas.- Lekarza!!! Lekarz przybiegł jak torpeda. Usłyszałam tylko "O nie. Przygotować salę operacyjną! Ruchy! Ruchy!." Położył mnie. Zasnęłam. Ostatnie słowa które udało mi się usłyszeć to "Yolandi!". Sen: Godzina śmierci 12.00. -Nie...NIE! Chcę przeżyć. -Dla kogo? -Dla...dla cioci Titi, Firuze, taty, mamy, KASTIELA! -Nienawidzę... |
Rozdział 13 (11.12.2015)
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
-Czego nienawidzisz? Co kochasz? Jesteś gotowa umrzeć? Tak?...Nie? -Nienawidzę strachu, kocham Firuze, nie.- Odpowiadałam na pytania...Kogo? Śmierci. -Boisz się mnie? Wolisz cierpieć? Chcesz się obudzić? -Tak, tak, zależy gdzie. -Heh. Chcesz zobaczyć swoich bliskich...? -T-teraz? -Czego chcesz? -Przeżyć dla bliskich. Klęczałam na kolanach, patrzyłam się w oczy...oczodoły śmierci. Odpowiadałam na pytania. Chciałam walczyć ze śmiercią...ale siłą nic nie zdziałam. Odpowiadałam uczciwie. Mówiłam to co leżało mi na sercu. -Spójrz- Powiedziała śmierć. Pokazała mi straszny obraz. Zapłakaną Firuze, siedzącą w poczekalni. Nata który ją pociesza. Załamanego Kasa, rozmawiającego z...ciocią Titi. -Posłuchaj. Titi: Wiesz, że to nie twoja wina. Nie mogłeś jej zatrzymać. Kas: Mogłem...jakbym szybciej zareagował... Titi: Nie,nie...a tak, chciałabym ci podziękować. Kas: Za co? Titi: Za to, że najczęściej do niej przychodzisz. Na początku myślałam, że jesteś po prostu buntownikiem...ale nie powinnam oceniać cię po okładce. Kas: To nic. Mam nadzieję, że przeżyje. Titi: Jak wiesz, ona jest strasznie uparta. Kas: Heh...wiem, nieraz nie dało się jej słuchać.- Kas miał smutny uśmiech. -Widzisz?- Śmierć przeszła do Nata i Firuze. Fir: Nataniel! Nie mów mi, że to nie prze zemnie! To j-ja! Nat: Uspokój się. Proszę...Yola nie chciałaby, żebyś tak mówiła. Jestem tego pewien. Fir: A skąd wiesz, że mnie teraz nie NIENAWIDZI! Nat: Ona cię kocha. -Kocham cię Firuze...-Powiedziałam. Firuze nagle się "ocknęła". Rozejrzała się. Jej rzęsy błyszczały od łez. Nat: Wiesz...ja też zawsze będę cie wspierał.- Nat...pocałował Firuze...a ona go odwzajemniła. -AAAAAAAAAAA! Kocham ich!- Wrzeszczałam, śmierć była zdziwiona. -Kocham! Kocham!! Kocham!!! KOCHAM!!!!- Skakałam i czułam że siły mi wracają. -Co?- Zapytała zdziwiona śmierć. -To było jej marzenie! >.< Teraz mogę umrzeć! -Możesz? -T-to znaczy...heh (ze mną na serio jest coś nie tak!!!) -ZBUDŹ SIĘ!!!- Krzyknęła śmierć. Spadłam w przepaść. Słyszałam krzyki. Czułam duchy. Uśmiechałam się. -KOCHAM! NIE NIENAWIDZĘ!!!- Krzyknęłam i spadłam na łóżko. KOCHAM, NIE NIENAWIDZĘ <3 |
Rozdział 14 (12.12.2015)
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
-Strach? -Nie. -Ból? -Nie. -Śmierć? -Nie. -To co? -Szczęście... -Yola? Yola!- Usłyszałam znajomy głos. To...Firuze? Ciocia Titi? Nat? Kas? Otworzyłam oczy. -YOLA!!!- Ała. -Em...- Spojrzałam na wszystkich.- Fir...JESTEŚ Z NATEM!!! -C-co? Skąd wiesz?- Spytała. -Ymm...bo...trzymacie się za ręce durnie...- Mogłam mówić, ale ruch sprawiał mi ból. -A ja cię trzymałem za rękę. Jak mam to rozumieć?- Kas...zawsze wie jak pocieszyć człowieka. -Emm? Idiota...ja tu cierpię!- Krzyknęłam, ale to był błąd. -Nie wyglądasz. Położyłam się bez słowa. -Yola...za tydzień przyjeżdża twój tata.- Powiedziała Titi, a ja prawie się zakrztusiłam. -Co!!!!- Podniosłam się co sprawiło mi dużo bólu. -Yola leż!- Krzykną Kas. -Nie!!!- Jestem głupia >.< Zakręciło mi się w głowie, ale siedziałam. -Dzień dobry...szczerze mówiąc ona, żeby była zdrowa musi trochę się rozruszać.- Lekarz wszedł do pokoju.- Ale oczywiście nie musi się śpieszyć. Najlepiej żeby jedna osoba ją uczyła chodzić. -U-uczyła?- Byłam załamana. -Kas...zostaniesz z nią.- Powiedziała Titi. Kas był zaskoczony. Ale kiwną głową że...tak. Wszyscy wyszli zostałam ja z Kasem. Wstał z krzesła i...i... -Zatańczymy?- >.< -Jasne panie gentelmenie- Powiedziałam i spróbowałam wstać...spróbowałam, ale ja oczywiście wpadłam prosto w ramiona Kasa... Kas zaczął chodzić ze mną pod ramieniem, po całej sali. Ciężko mi było...ale dotyk Kasa mnie uspokajał. Odwróciłam się w stronę Kasa, a on akurat się pochylał i...i...(dalsza część w następnym rozdziale XD) i...nasze usta się dotknęły. AAAAAAAA (wwww)!!! Od razu spuściłam wzrok. Byłam cała czerwona, Kas też. Spojrzałam w stronę szyb i co ujrzałam...całą moją kochaną rodzinkę...śmiejącą się. -Cholerne szyby.- Kas był czerwony jak jego włosy. No cóż ja też :3. Chodziliśmy za rączkę bez słowa. Coraz lepiej mi szło. Za którymś krokiem potknęłam się i wylądowałam (znów) w ramionach Kasa...ale tym razem go przytuliłam i rozpłakałam się. Nie wiem czemu, po prostu musiałam. Kas przytulił mnie...lekko żebym nie czuła bólu, ale z takim...współczuciem (nie-e bo z miłością XD) Staliśmy tak pół godziny...a moja rodzinka oczywiście nie odpuściła sobie takiego widoku. Miną tydzień. Miał przyjechać mój tata. Otworzyły się drzwi i... Zakończenie specjalnie dla: Yavanna White i Malionowa (i innych którzy czytają...haha ;)). Kocham szantażować ludzi. |
Rozdział 15 (13.12.2015)
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
Siedziałam na łóżku, obok Kasa i Firuze. Nie chciałam go widzieć. Przez niego wraca mój strach. Trzęsłam się. Boje się go. Jest godzina 12.05, chciałabym żeby nie przychodził. Moje myśli zajęły tylko sceny z dawnych lat. Smród papierosów, smród piwa, chowanie się pod łóżkiem, bicie i policja. Było mi niedobrze, myślałam że zwymiotuje. Hm...Kas...trzymał mnie za rękę i spojrzała na mnie pytającym wzrokiem. Odkiwnęłam my że wszystko spoko. Dzięki Kasowi zapomniałam o złej przeszłości i zaczęłam myśleć o wszystkim co miłe i fajne (no bez skojarzeń, bez skojarzeń...uspokój się!). Przypomniałam sobie o spotkaniach z nim i pocieszaniu Firuze...i wtedy...otworzyły się drzwi. Wzdrygnęłam się. Wszedł...lekarz (XD) -Proszę to ta sala. -Dziękuje- Powiedział męski głos. Patrzyłam na mężczyznę, a on na mnie. Był taki...porządny. Miał lekką brodę, kasztanowe włosy i zielone oczy. nie przypominał siebie. Ubrany był w niebieski garnitur i miłe spojrzenie. TO NIE MÓJ TATA!!! -Yolandi?- Odezwał się. -Jestem Yola.- Spuściłam zły wzrok, łzy napływały mi do oczu. Ścisnęłam mocniej rękę Kasa. Byłam wściekła. Łza spłynęła mi po policzku...Ktoś mi ją wytarł. Podniosłam wzrok...tata...klęczał na jednym kolanie i miał taki...ciepły wzrok. -Proszę wybacz mi. Zmieniłem się. J-ja nie chcę myśleć co się działo...ale nie mogę. Przecież to moja wina. Wiem że trudno będzie ci, mi wybaczyć, ale...chociaż spróbuj...proszę. C-chciałbym żebyś...wróciła do mnie. Mieszkam w Japoni, dlatego nie mogłem tak szybko przyjechać...Wróć, proszę. Teraz Kas chwycił mnie mocniej. Byłam zaskoczona jego propozycją. Chciałam coś powiedzieć, ale się powstrzymałam. Spojrzałam na wszystkich po kolei, a na końcu na Kasa. Miał spuszczoną głowę, nie widziałam jego twarzy. -Em... -Powiem ci wszystko, tylko zapytaj. -Jak się nazywasz?- Zapytałam. Naprawdę nie wiedziałam. -E? Nie wiesz?- Kiwnęłam, że nie- Eh...Abelard Mersi. -Czemu się zmieniłeś. -Dla ciebie! -Kłamiesz... -Nie. -Zmieniłeś się, żeby zapomnieć... -Hm... -Masz mnie gdzieś. -Nie! -Udowodnij. -Jak? -... -... -Tato...wybaczam ci, ale nigdzie się z tond nie ruszam. -??? -Wybaczam ci.- Uśmiechnęłam się. -Dobrze.- Uśmiechną się, wstał i zaczął iść w stronę drzwi. -Poczekaj!- Krzyknęłam i podbiegłam do niego. -???- Przytuliłam go. On się odwrócił i też mnie przytulił. -Kocham cię tato...- Widzę że się zmienił i się postarał.- Ciesze się, że wszystko sobie wyjaśniliśmy. -Ja też cię kocham i ciesze się że cię widzę...będę tęsknił. -Ja też- Może myślicie, że jestem głupia, ale znam mojego tatę. Nieraz chciał mnie uderzyć, ale się powstrzymał. Zawsze miał przestraszoną minę. Wybiegał z pokoju i mówił "zmienię się...obiecuje". Dotrzymał słowa. -Mam pytanie...t twój chłopak.- Powiedział, odsuwając się ode mnie. -C-co? Nie, nie! -Pomyśl jeszcze raz.- Kas! -Ciszaj! -Haha...wiesz co? Chyba zostanę tu jeszcze trochę.- Powiedział tata. -Naprawdę? Super! -Ale teraz muszę iść. -Pa! -Widzisz nie było tak źle.- Powiedziała Firuze. -Tak...- Jestem zaskoczona. -No to co? Uciekamy. Jesteś już wypisana ze szpitala- Cioci Titi była prze szczęśliwa. -Taak!- Widać że wszyscy mają dość tego miejsca. Przez całą drogę gadaliśmy o bzdetach. Kocham ich! |
Rozdział 16 (15.12.2015)
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
No i...obudziłam się...w moim pokoju. Tylko nie pamiętam kiedy tu przyszłam. Pamiętam tyko że szłam do domu. Pokój był posprzątany, nigdy nie był aż tak wypucowany. Okna otwarte na całą szerokość. Miła świeżość. Obróciłam się...AAAAAAAAAAAAAAAAA >.< Kas leżał koło mnie, w moim pokoju, w piżamie. Był taki...taki...awwwww >.< Leżałam tak i patrzałam się na niego. Nie wiedziałam co czuję...to było takie...szczęście i smutek + ból w sercu i ciepło. Czy ja się w nim...zakochałam, nie...ja go kocham. Po prostu...kocham. O matkooo... -Czego się gapisz?- Zapytał otwierając oczy Kas. Szybsze bicie serca. Odwróciłam się do niego plecami, nic nie mówiąc. -Yola? -Co?- Powiedziałam smutniej niż chciałam. -Coś się stało? -Nie. -Przecież widzę. Musiałam coś wymyślić. Usiadłam. -No bo...ostatnio mam dziwne sny...i nie wiem czy to prawda czy nie.- Ten temat przyszedł do mnie jak zbawienie. -Co? Nie może być aż tak źle. -Czy tata był wczoraj w szpitalu? -Co? -Czy tata był wczoraj w szpitalu?- Powtórzyłam. Kas milczał.- Nie było go prawda? Rozmowy ze śmiercią też. -C-co? Rozmowy z kim?!...Nie, nie było go. Wczoraj czekałaś na niego, ale nie doczekałaś się i zasnęłaś. Byłaś już wypisana ze szpitala, a nie chcieliśmy cię budzić. Twoja ciocia poprosiła mnie, żebym cię zaniósł do samochodu. Chciał mnie odwieźć, ale postanowiła że będę tu nocował (no jak zobaczyła, jak się przytulają na tylnym siedzeniu XD), a że nie było miejsca to musiałem spać tu. Coś mi się tu nie klei...co ma piżamę zawszę ze sobą? A z resztą...mojego taty nie było. Nie mam zamiaru się tym przejmować. -Co dziś robimy?- Spytałam uśmiechając się. -Idziemy do wesołego miasteczka. Wiesz...na diabelski młyn i karuzele dla 5-latków XD. -Hahaha, a będzie kula. Bo ja chcę być wystrzelona w kosmos. -Tak! Wreszcie będziemy mieli z tobą spokój!- Powiedział...mój "kochany" Kas. -No nie, nie tak szybko...ty lecisz ze mną. Potrzebne są dwie osoby. -Haha, mam rozumieć że chcesz mnie zabić. -Taaak! -Hahahahaha- Śmialiśmy się, aż do pokoju ciocia Titi i powiedziała że mamy się zamknąć. Po dwóch godzinach ogarniania się w domu i godzinie jazdy...DOJECHALIŚMY!!! Od razu się rozeszliśmy. Ja i Kas, Firuze i Nat, Snejk i Violetta, Brendy i Klementyna, Alexy i Pika. Ciocia siedziała w kawiarence i gadała (paplała) z nieznajomymi ludźmi o_0. (Nie ma to jak 11 miejscowy samochód XD) -To co idziemy na samochodziki, co?- Kas UWIELBIA wesołe miasteczka, tak jak ja. -No oczywiście! -Hehe...Dwa na młota.- Kas zapłacił i poszliśmy dalej. -Kas. Mam jedno pytanie...Czego się boisz? -No nie wiem...pewnie czegoś, ale nie wiem czego. A ty? -...Samolotów...Boje się tych wypadków...bo jedno rozbicie zabija ok.100, jak nie więcej ludzi. -Rozumiem.- Powiedział tylko to. Poszliśmy na młot. Było ZAJEBIŚCIE!!! No później zajebista kula, zajebisty dom strachów, zajebistego Cyklona, zajebistego Rollercoaster Tornado (chyba tak to się piszę). No i teraz na diabelski młyn. Usiadłam obok Kasa...to znaczy, chciałam usiąść obok, ale milusi Kas musiał mnie wziąć na kolana. Przez dwa okrążenia podziwialiśmy widoki. No i...młyn staną...NIEEEE!!! -No to se posiedzimy. -Kas, ale ty mnie ostatnio pocieszasz.- Miałam sarkastyczny uśmieszek. Naglę coś się MOCNO zatrzęsło. Odruchowo przytuliłam się do Kasa. On pogłaskał mnie po głowię śmiejąc się. -Hej...wszystko w porządku. Spójrz na mnie. Zrobiłam to co kazał, a on...patrzyła na mnie...tak inaczej...tak...no...inaczej. Zbliżył twarz do mojej i...POCAŁOWAŁ MNIE!!! No oczywiście odwzajemniłam pocałunek. Serce waliło mi jak nigdy. Ja...ja KOCHAM GO!!! -Kocham cię...- Powiedział Kas, gdy już się od siebie odczepiliśmy. -J-ja, ja... Co powie Yola będzie później. Czy zrobi z siebie idiotkę, czy powie po prostu "kocham cię". A teraz z uśmiechem na twarzy was żegnam i mam nadzieję że mnie nie zabijecie...POZDROOOO! ;* |
Rozdział 17 (17.12.2015)
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
-J-ja...ja...- W tym momencie coś huknęło. Zaczęły się krzyki, ja tylko już przytulałam Kasa. Płakałam, nie wiedziałam co się dzieję. -Spokojnie...- Powiedział Kas. Nagle...rozpoczął się koszmar...straszne...boje się...boje się. Nagle wszystko zaczęło się kręcić...za szybko...wszyscy krzyczeli. Przez szybkie ruchy kolejki obijaliśmy się o ściany. Kastiel przytulał mnie...nie chciał puścić...bał się tak jak ja. Huk, krzyki...spadaliśmy. -Kocham cię!- Tylko to chciałam mu powiedzieć, tylko to...Po tych słowach Kas mocniej mnie przytulił. Znów trzask...otworzyłam oczy...nic nam nie jest. Wylądowaliśmy w...WODZIE!!! -Szybko!- Kas wziął mnie za rękę i otworzył drzwi. Wypłynęliśmy z wody, tylko my. Wszyscy stali na lądzie i krzyczeli. Ratownicy szybko nas wyciągnęli. Wszyscy od razu się na nas rzucili. A Snejk oczywiście musiał... -Widzieliśmy wszystko, widzieliśmy wszystko!- Krzyczał gdy już oddaliliśmy się od wszystkich. -C-co?!- Zapytałam, miałam nadzieję że nie powie TEGO. -POCAŁOWALIŚCIE SIĘ!!!- Wszyscy nagle zaczęli się śmiać, a ja z Kasem staliśmy ze zdziwionymi i trochę zawstydzonymi minami...trzymając się za ręce. Roza i Firuze zaczęły krzyczeć, a wszyscy zebrani zatkali uszy. -Co jest?!- Zapytał, podbiegając do nas ratownik. -Kas wyznał miłość Yoli!!!!!!!!!!- Roza krzyczała coraz głośniej i piskliwiej. Wszyscy zaczęli się śmiać, a ratownik (strażak :P) odszedł śmiejąc się. -Dzięki, teraz już wszyscy o tym wiedzą- Powiedziałam zażenowana...ale szczęśliwa =^_^= -Hehe...wy dziewczyny...no i Snejk...jesteście dziwni i szaleni...GŁUPKI!!!- Powiedział Kas. Wszyscy zaczęli się śmiać. Wróciliśmy do domu. Niestety Kas nie mógł zostać ;_; Następnego dnia musiałam pójść do szkoły. Oczywiście byłam zmęczona, bo całą noc gadałam z Firuze, jacy ci nasi chłopacy są boscy *_* Weszłam do szkoły i...Amber. Od razu się do mnie przykleiła. -Ejjjj, tyyy.- Moje uszy wybuchną. -Czego?- Powiedziałam groźnie. -Ty...ty...JAK ŚMIESZ CHODZIĆ Z MOIM KASTIELEM!!!??? -Z "twoim"- Zapytałam, a ona pociągnęła mnie do piwnicy. -Puszczaj! -Nie możesz zbliżać się do Kastiela! -A niby co mi zrobisz? -A to... Popryskała mi przed nos jakiś perfum...o nie. To nie perfum, tylko antyperspirant. Od tego zapachu kręci mi się w głowię. Amber uderzyła mnie mocno w brzuch. Upadłam. Później głowa. Ała. Płakałam, ale nie z powodu bólu...tylko przez ten zapach. J-ja chciałam mu wybaczyć...ale nie przyszedł. -I pamiętaj o tym?!- Zawołała Amber i wybiegła. Płakałam...płakałam i nie mogłam przestać. -Kas...- Wykrztusiłam. Nagle drzwi otworzyły się... -Yola!- Krzykną znajomy mi głos. Kas... -Yola! Co jest?!- Powiedział zatroskany, ale ja nie mogłam przestać płakać. Kastiel chwile patrzał na mnie, a później mnie przytulił.- Już, spokojnie...nic ci nie grozi... Przytuliłam się do niego i przestałam płakać. -Wiem...przy tobie...- Kas objął mnie mocniej. Czułam się...bezpieczna. -...nic mi nie grozi. -Co się stało? -To Amber...ale proszę nie rób nic głupiego. -Dobrze...ale jestem wkurzony. -Wszystko ok. Kas odprowadził mnie do domu i chciał porozmawiać...poważnie. ---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------- Ale to w następnym rozdziale. Wielkimi krokami zbliżamy się do końca ;_; A ja was pozdrawiam i żegnam (hehehe) |
Rozdział 18 (18.12.2015)
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
Weszliśmy do domu. O czym Kas może ze mną rozmawiać (o magicznych lamach?). -Włączymy sobie (teletubisie) jakiś film i pogadamy?- Zapytał Kastiel. -Tak. A o czym chcesz rozmawiać?- Zapytałam niepewnie. -Zobaczysz.- Zaśmiał się pod nosem o_0 Usiedliśmy i włączyliśmy jakiś film. Przez chwilę patrzeliśmy się na telewizor (teletubisie tak wciągają XD). Po chwili spojrzałam niepewnie na Kasa. On odwrócił się w moją stronę i się zaśmiał...jak to on. -Chciałem porozmawiać o tym...co się stało na młynie...- Momentalnie zrobiłam się czerwona jak...ogórek XD.- No...chciałbym cię spytać...czy zostaniesz moją dziewczyną...- Kas też zrobił się czerwony *_* No tak, przecież nie powiedzieliśmy sobie tego w prost. Spojrzałam na niego i się uśmiechnęłam. -Tak...tak, haha- Zaśmiałam się. Byłam szczęśliwa. Kas uśmiechnął się i pocałował mnie...namiętnie. Jestem od niego uzależniona *_*. Jedną ręką trzymał mój podbródek, a drugą przytulał (tulimy!!!). Kocham go. Nagle Cezar przyszedł i nas rozdzielił. Zaczęliśmy się śmiać i wygłupiać i...i teletubisie nam się skończyły T_T. I tyle było z poważnej rozmowy. A skończyło się na przytulaniu...i tak jakoś zasnęłam. -Hej! Budzić się dziś szkoła!!!- Jak ja kocham Firuze. Od razu się obudziliśmy...i przy okazji spadliśmy z fotela...Cezar z nami...na dywan, gdzie leżał Filemon...o_0 -Ok, ok, już idziemy...haha.- Zaśmiałam się i wstałam. Kas nadal leżał i się na mnie gapił.- Co? -Piękna jesteś.- Zrobiłam się czerwona i zachichotałam. Szykowaliśmy się do szkoły. No i poszliśmy do niej (jakbyście się nie domyślili XD). Od razu gadałam z Kasem...ale...wciąż go traktuje jak przyjaciela...Roza, potrzebna jesteś. -Tyy! Mówiłam coś!- Amber do nas podeszła. -A-ale...- Coś mi nie pozwoliło nic powiedzieć. -Odczep się od niej!- Kas wziął mnie, przytulił <3- Ogarnij się! Nie kocham cię...kocham Yole! Wszyscy nagle zebrali się wokół, a Peggy strzeliła fotkę. Amber zrobiła się czerwona ze złości. -Pożałujesz!- Krzyknęła. -Nie pożałuje, ale ty pożałujesz że się w ogóle urodziłaś- Powiedział groźnie Kas. Amber uciekła z płaczem.- A wy czego się gapicie?!- Wszyscy nagle odwrócili się tyłem. Łza spłynęła mi po policzku...jeszcze nigdy, nikt mnie tak nie bronił. Kastiel głaskał mnie po włosach. Muszę porozmawiać z Rozalią. -W porządku?- Zapytał mnie. -Tak, dziękuje...- Przytuliłam go mocniej. -Nie dziękuj...mówiłem ci, nikt nie ma prawa cię skrzywdzić. Staliśmy tak aż zadzwonił dzwonek na lekcję. -Idziemy? -Tak. Po lekcji pobiegłam do Rozy. -Musisz dziś przyjść do mnie na noc! -Ok, ok, a co się stało Yola?- Zapytała roześmiana Roza. -Wstydzę się, co mam robić?!- Rozalia wybuchła śmiechem. -Dobra, to dziś piżama party u ciebie, tak? -Tak- Powiedziałam i poleciałam do Kasa...i przy okazji zobaczyłam jak Firuze całuje się z Natem...AWWWWWWWWWWWWWWWWWWW! (sorry XD) ---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------- Tutaj kończę...jutro piżama party! I wstydliwe wyznania! Czy Roza wszystko opanuje? No nie wiem, spróbuje pomyśleć...spróbuje T_T. Pozdrawiam, papatki! |
Rozdział 19 (23.12.2015)
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
Sorki że nie było rozdziałów, ale ostatnio zajęłam się rysowaniem. Haha tu macie dowód ---> Dobra koniec ---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------- Byłam pod domem Rozy. No i zapukałam, weszłam na chama krzycząc: ROZA!!!!!!! -Haha, już, już, hahaha!- Rozalia przyszła i mnie przywitała. Weszłam do pokoju i zauważyłam chyba...Su... -Hej.- Rzuciłam krótko i usiadłam koło niej. -Hej!- Odpowiedziała uśmiechając się. Wydaje się miła, ale w życiu nie pomyślałam że będę z nią gadać. Ona chodzi z Arminem...chyba.- To co, musimy ci pomóc. -Dobra, macie po herbacie.- Powiedziała Roza, kładąc kubki na stół...albo filiżanki...nie znam się.- Najpierw opowiadaj jak było na młynie. -No, no...- Zaczęłam opowiadać co się stało i co czułam. One chichotały i uśmiechały się. Padło pytanie, czego się boje w związku.- No chyba jak każda dziewczyna...kłótni. No...że nam nie wyjdzie, ale staram się o tym nie myśleć. -I dobrze. Ja o kłótniach nie myślę i jeszcze ani razu nie pokłóciłam się z Arminem.- Powiedziała Su. -Tak, ja też.- Roza...jak ty byś wytrwała bez Leo? -No...niby racja, ale Kas nie jest Arminem, ani Leo. Nie możecie być pewne co się stanie.- (Twoje samopoczucie spadło o 5%) XD. -Hmm...nie smutaj się! Jak chcesz to możesz z nim o tym pogadać. Znam Kasa od dawna i wiem jaki jest. Opowiem ci pewną historię...- I tu pojawia się Debra i Kas z -O...nic mi o tym nie mówił. -Oczywiście, że nie! Dla niego Debra już nie istnieje! Jesteś ty!- Roza była strasznie pozytywna. -Haha, oj bo się zawstydzę. Haha, dobra poprawiłyście mi humor...a co z tym że traktuje go jak przyjaciela? -To dobrze! Jakbyście byli TYLKO parą, to by było nudno. W życiu musi być trochę szaleństwa! -Haha, no dobra, już się nie boje. -I dobrze!- Wykrzyknęły. Nagle Roza uśmiechnęła się. -Co? -Jak myślisz...co robią Alexy i Pika...razem...w domu...kiedy ich rodzice i Armin są na wyjeździe "Fanów gier"...w nocy...SAMI!!! -O matko...przez was mam zboczone myśli haha- Zaczęłyśmy się śmiać. No ale muszę ich spytać. -DZWONIMY!!! -Chwyciłam za telefon. PIIIP...PIIP...PIIP...PIIP -Halo? -Hejka Alexy! Mamy pytanie. Co robicie...sami? -C-co?...M-my...oglądamy film.- Alexy był zdenerwowany. -Jaki? -... -... -Eh...no... -No powiedz co robicie. -Eh...No dobra, powiem...trochę. Pika teraz odpoczywa...emm...trochę bez...koszulki, spodni i...Reszte dopowiedzcie sobie same!- Szybko się rozłączył, a my siedziałyśmy z rumieńcami, wpatrując się w telefon. -Oni...hehe- Zaśmiałam się cicho i odłożyłam telefon. Przez trzy godziny szalałyśmy. Później musiałam wyjść i...wpadłam na Kasa...wprost w jego ramiona. Ale on nic nie zrobił, tylko...przytulił mnie... -Hej... ---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------- I na tym kończymy! Wesołych świąt! (Możliwe że będzie mi się chciało zrobić rozdział świąteczny...za miesiąc XD) Papatki! |
Rozdział Świąteczny
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
Wiem, wiem...nie krzyczcie na mnie...wiem, że się spóźniłam...ale...ale...no, macie mnie, nie mam wytłumaczenia. UWAGA! Ten rozdział NIE jest kontynuacją rozdziału...19 i NIE wpływa na następny rozdział. On jest może tak...jak mają ok.20 lat. To JE-DZiE-MY!!! ---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------- Eh...Święta spędzone samemu...świetnie... Firuze jest u Nata...ciocia Titi...cóż ona...przecież nie żyje...eh...beznadzieja!!! Jakbym mogła ją przytulić w tą jedną noc...eh... Choinka ubrana, stół rozłożony na...sześć miejsc, dwanaście, głupich potraw i...i prezenty...ode mnie. Wiem, że jeden jest od Firuze, dla mnie. Chociaż coś. Postanowiłam, że poczekam do osiemnastej i zacznę jeść... Sałatka, krokiety, ryba kupiona w Lidlu, pierogi, coś tam i coś tam. *Ding Dong* -A to co? Gwiazdor?- Powiedziałam sama do siebie. Poszłam otworzyć drzwi. -Kas!!!- Powiedziałam szczęśliwa, jestem z nim od dawna. Kocham go. -No, cześć! Znajdzie się dla mnie miejsce?- Powiedział uśmiechając się. -Jasne! Wchodź.- Jestem naprawdę szczęśliwa, że Kas tu jest. Chociaż nie jestem sama. -Wow...ty to wszystko zrobiłaś? -Tak...wszyscy wyjechali...zostałam sama. -Ej! Nie jesteś sama...masz mnie.- W tym momencie zrobiło mi się milej na sercu...Nie lubię Świąt...ale może polubię.- Pierwszy raz moi rodzice nie mogli przyjechać na Święta. -Och... -Ale i tak bym ty przylazł...- Kas jakoś dziwnie się uśmiecha. Był ubrany w...garnitur... -Zamknij oczy. -Co? -Zamknij- Zrobiłam jak kazał. Byłam ciekawa co robi. Heh...pewnie coś głupiego wymyśla. Po chwili czekania, poczułam pocałunek. Powoli otworzyłam oczy i się uśmiechnęłam do Kasa. - To co wyżerka.- Kas gentlemen. -Haha, jasne! Zaczęliśmy jeść, wygłupiać się i wspominaliśmy czasy z liceum...kiedy się poznaliśmy. Było naprawdę miło. Teraz czas na prezenty! Podałam Kasowi paczkę owiniętą kolorowym papierem. Poczekałam aż otworzy. To była nowiutka gitara...wiem że ostatnio my się popsuła. -Nie musiałaś... -Musiałam. Kas pocałował mnie. Od Firuze dostałam jakiś naszyjnik...ładny... Zauważyłam też czarne pudełeczko. Ale nic takiego nie wkładałam. Wzięłam go do ręki i przeczytałam liścik. "Dla Yoli ;*" Spojrzałam na Kasa. On tylko kiwną głową. Wstałam z podłogi, ale Kas nadal siedział. Otworzyłam powoli pudełko. I...i... Ładny, skromny pierścionek z diamencikiem. Wzięłam go do ręki. -Wyjdziesz za mnie? W tym momencie zasłoniłam twarz dłonią i zamknęłam oczy... Kiwając głową powiedziałam "TAK" Kas wstał, założył mi pierścionek, pocałował i przytulił. KOCHAM GO, KOCHAM! -Kocham cię... -Ja też cię kocham. Przez chwilę płakałam ze szczęścia, a potem całą noc spędziliśmy na siedzeniu przy kominku. Nie rozmawialiśmy o niczym...siedzieliśmy...tak po prostu... ---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------- I to koniec! Teraz wiecie w jaki sposób 20-letnia Yola dostała pierścionek od Kasa!!! Ten rozdział stał się w życiu Yoli i naprawdę jest narzeczoną Kasa!!! Tyle że ty ma 20 lat -.-' Ale dotarło do was...BĘDZIE ŚLUB!!! Haha...no nie, co ze mną nie tak? Papatki ;* |
Rozdział 20 (25.12.2015)
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
UWAGA!!! Jeżeli nie tolerujesz...no sami wiecie czego...NIE czytaj tego zanim nie skontaktujesz się z lekarzem lub psychologiem, ponieważ ten rozdział może źle wpłynąć na twoją psychikę... ---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------- <3 <3 <3 ALEXY <3 <3 <3 Odłożyłem ten głupi telefon. -Kto dzwonił?- Pika leżał pod kołdrom. Policzki miał lekko czerwone i się uśmiechał. Jego czarne oczka wpatrywały się we mnie tak...kawai...(sorry, wyobraziłam sobie te scenę i pomyślałam tylko "kawai"...mówi yaoistka...-.-') Pocałowałem go w czoło, a on się skulił i jeszcze bardziej zawstydził. -Nie, nikt...nie przejmuj się. Pójdę się wykąpać, a ty odpocznij.- Pika kiwną głową i zamkną oczy. Poszedłem pod prysznic...i trochę się zamyśliłem. Jakim cudem przytrafił mi się taki miły chłopak jak Pika. Taki spokojny i opanowany, a ja szalony i niemogący ustać i miejscu...Ale co z tego że się różnimy...ja kocham go, a on kocha mnie. Nie powinienem się nad tym zastanawiać... Wyszedłem spod prysznica i założyłem piżamę. Wszedłem do sypialni...Pika siedział...trochę boje się do niego podejść...może coś się stało...ale dopóki nie zapytam, to się nie dowiem... -Pika?- Chłopak odwrócił się w moją stronę. Usiadłem koło niego i go przytuliłem. Moje ręce znajdowały się na jego brzuchu, głowa na ramieniu, a usta dotykały jego szyi (tak przytulał go od tyłu...NIE ŚMIAĆ SIĘ, TU POWAŻNE ROZMOWY TOCZĄ!!!)- Coś się stało? -Nie, nic...po prostu...nie mogę zasnąć...serce mi wali jak szalone... -Hehe...wszystko w porządku...nie stresuj się...kocham cię... -Ja też cię kocham.- UWAGA!!! Rozdział zawiera dużo słodkich słówek i takich bzdetów. Jeżeli ledwo wytrwałeś do tego momentu to...ODPUŚĆ SOBIE...to tylko dla dobra twojej psychiki...Ja też was kocham... Położyliśmy się, tym razem Pika szybko zasną. Jego twarz wyglądała słodko. Dotknąłem palcem jego czoła...chyba będzie miał gorączkę. Obudziłem się o dziewiątej rano. Pika jeszcze śpi...jest rozgrzany... Zdecydowałem wykąpać go w wannie...jak się domyślacie, ja też wskoczyłem żeby mi chłopak nie utoną. Wykąpaliśmy się, co nie obudziło Pika. Ubrałem go i położyłem na sofę i włączyłem teletubisie. Zmierzyłem mu temperaturę...i proszę! Czterdzieści stopni gorączki. Przykryłem go kołdrą i się w niego wtuliłem. Oglądałem teletubisie i czekałem aż się obudzi. No i doczekałem się! Pika pomrukując, powoli otworzył oczy. -Hej...masz gorączkę...chyba wczoraj za bardzo cię wymęczyłem.- Pika lekko się zaśmiał, był słaby.- Zrobić ci kakałko? -Tak, poproszę.- Szybko wskoczyłem do kuchni i zrobiłem kakałko...a sam żarłem kakałkowy (takie słowo nie istnieje T^T) proszek. -Proszę to dla ciebie.- Położyłem szklankę na biurko. -Jesteś cały od kakałka!- Pika zaśmiał się lekko, a je umyłem buzię...rękawem... Pomogłem Pika usiąść i przytuliłem go...nie dlatego że by się nie utrzymał, tylko...bo chciałem... -Kocham cię...- Pika odłożył kakałko i się do mnie przytulił. Był taki...kawai. Przytuliłem go mocniej. Nagle odepchną mnie i zaczął skakać po wszystkim...sofach, stołach i takich tam. -Ej! Jesteś chory!- Pika tylko się śmiał i skakał dalej. No i zacząłem go gonić. -Chodź tu! Haha!- Goniliśmy się kilka minut.- Mogę w inny sposób rozładować twoją energię! Wtedy go złapałem i mocno przytuliłem. Upadliśmy na fotel. -Rozlałem kakałko.- Powiedział uśmiechając się lekko Pika. Spojrzałem w stronę szklanki...racja. -Więc czeka cię kara.- Powiedziałem, a Pika uśmiechną się i zamkną oczy. Oczywiście zaczęliśmy się całować...namiętnie...no i nas poniosło...po godzinie leżeliśmy pod kołdrą, a ubrania były...yyy...sam nie wiem. No i tak się skończyło dobre...bo rodzice nas przyłapali...Pika był strasznie czerwony...ale rodzice szybko zrozumieli, a Armin dawno o tym wiedział i śmiał się z nas...ale wszystko skończyło się dobrze...tylko Pika, odezwał się do moich rodziców dopiero po godzinie. Na szczęście go polubili...dobrze mieć takich rozumiejących rodziców. Kocham ich wszystkich! ---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------- Mam nadzieję że wyszliście z tego cało i nie zgłosicie mnie do sądu za zepsucie psychiki... Pozdrówka <3 A tu macie rysunki...nie nie jestem szalona...mam też rysunki z gier i Naruto...A teraz mam kaprys na takie rysunki...moja wina? |
Rozdział 21 (27.12.2015)
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
No więc...wracamy do rozdziału 19! Yola wyszła z domu Rozy wcześniej...czemu? Dowiecie się teraz! A tak w ogóle...co u was...pisać w komentarzach, wszyscy! :3 Dobra...JE-DZIE-MY!!! ---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------- Wpadłam na Kasa...cała zapłakana, roztrzęsiona. -NIE MOGĘ GADAĆ!!!- Powiedziałam i pobiegłam dalej. -Poczekaj...Yola! Dalej biegłam...ale ktoś złapał mnie za rękę (domyślacie się kto?) -Naprawdę, nie mogę. -Powiedz tylko co się stało! -... -... -C-ciocia Titi...(Teraz opisała co się stało...a wy nie wiecie *demoniczny śmiech*) -Idę z tobą! Nic już nie mówiliśmy, tylko biegliśmy. Wbiegliśmy do szpitala. Podeszłam do recepcji. -Titi...(Jak ona ma na nazwisko T^T) White XD (Pozdro XD) -Em...proszę porozmawiać z lekarzem...jest w biurze. Korytarzem w lewo. -... Spojrzałam na Kasa. Chwycił mnie za rękę i poszliśmy. Przed drzwiami zatrzymałam się, bałam się...znów. -Nie śpiesz się...- Na twarzy Kastiela pojawił się smutny uśmiech. -Już...- Kas otworzył drzwi. W środku był lekarz. Spojrzał na nas i spuścił wzrok. -Rodzina? -Tak!- Prawie krzyknęłam. Nie, nie rodzina, przyszliśmy w odwiedzinki! -Dobrze...usiądźcie. -Nie chce! Chce wiedzieć gdzie ciocia! -Ona... -Co! -Nie żyje...- Serce mi podskoczyło...jak to...nie żyje? Kas chwycił mocniej moją dłoń. Łza spłynęła mi po policzku. -Co się stało?- Zapytałam...chciałam wiedzieć jak zginęła. -Ona... -Wysłów się wreszcie! -Poszła do lasu na spacer...w nocy...stado wilków i jeden pies który próbował ją ratować...to taki...czarny owczarek niemiecki... O WŁAŚNIE TU MACIE JAK WYGLĄDA CEZAR I FILEMON <3 -Gdzie jest pies? -Teraz odpoczywa u weterynarza...i tak to cud że przeżył...wilków było 10. -Kiedy pogrzeb? -Twoja rodzina mówi, że w tą niedziele...Wszystko załatwione...- (U Undertakera...kto nie oglądał Kuroshitsuji to nie wie...ale obrazek wstawię...:3) SORRY, WIEM PSUJE NAPIĘCIE <3 -Ja... Wyszłam z pokoju. Kas wyszedł za mną. W ciszy szłam do weterynarza. Dotarliśmy na miejsce. Gdzie Cezar...czarny owczarek... -W sali tutaj, wszystko z nim w porządku.- Uśmiechnęła się, ale ja już sobie poszłam. Zobaczyła Cezara...cieszył się na mój widok, ale nie miał siły wstać. Byłam tam, chyba z trzy godziny, a Kas był ciągle obok...co ja myślę...on jest zawsze przy mnie. Wróciliśmy do domu...i to wasz wybór czy mam napisać co się działo...haha, papatki! Sorry, trochę kiepskie światło :/ |
Rozdział 22 (28.12.2015)
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
Musze wam coś zdradzić...to CHYBA ostatni rozdział T^T...Ponieważ już nie mam pomysłów na Yole, więc bez sensu byłoby to kontynuować...W tym rozdziale chciałabym napisać tylko ogólne zakończenie...Za to, zapraszam do czytania "Jak długo" i (teraz zdradzę wam tytuł następnego) "Nie mogę zobaczyć" (Nie pytajcie kiedy XD) Dobra...JE-DZIE-MY!!! ---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------- A więc, mówiąc krótko...po miesiącu ogarnęłam się po stracie...ale nadal pamiętam...Kas był obok zawszę...zawszę. No i wreszcie dał mi pierścionek...przecież wiecie jak...haha *rumieniec*. No więc...był ślub i słodkie wspomnienia. Mamy dwójkę dzieci. Obaj to chłopcy: Akane i Emiko (Uwielbiam Japonię więc nie dziwcie się że takie...dziwne). Mają czarne włosy, jeden ma szare oczy, a drugi zielone. Są małymi diabełkami, ale za to ich kocham. Kas zmienił trochę swój charakter, ale wciąż się ze mną droczy. (Sorry nie miałam czasu poszukać maluchów...macie nastolatków...) <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 Firuze i Nataniel, słodka para...to znaczy...Eh...dobra, Nat dał Firuze pierścionek w restauracji. Oczywiście zgodziła się. Teraz mieszkamy w osobnych domach...ale beczała...ok, ale teraz nie o tym! Mają dwójkę dzieci: Haruki i Aya. Są dobrze wychowani i tacy KAWAIIIIIIIII...no sami spójrzcie: <3 <3 <3 <3 <3 Snejk i Violetta. Pewnie się domyślacie że Snejk dał Violetcie pierścionek w cichym i spokojnym miejscu. Tworzą świetną parę do teraz. Mają córeczkę Sumi. Jest tak samo nieśmiała jak jej mama. Kochają ją z całego serca...no, macie obrazek jak miała ok. 8 lat...hehe. <3 <3 <3 <3 <3 Brendy i Klementyna. Krótko mówiąc on robił jej wszystkie rozkazy mówiąc przy tym: "Yes, my princess.". No i...udało im się, są ze sobą szczęśliwi i nawet mają dwójkę dzieci...Ren i Rei. Są bardzo kłótliwe, ale jednak umieją się razem bawić. Obrazek <3 <3 <3 <3 <3 <3 No...jeszcze Pika i Alexy. Są SUPEEERRR!!!! Czemu? Zaadoptowali dziecko...nawet trzy...dwie córeczki i synka! Och, oni są tacy kochani <3 Przeprowadzili się do dość dużego domu i są razem szczęśliwi, a dzieci miały na imię Chou, Masami, Mayumi. Dziękuje wszystkim za przeczytanie "Yola"! Kocham was <3 (Jak mnie zmusicie to może jeszcze coś napiszę, ale naprawdę nie wiem o czym T^T)...ale przyznajcie...słodziachy nieeee *-* Pozdrówka i papatki! <3 |