W skrócie[]
Gatunek | Romans / Fantasy |
Rodzaj | Powieść |
Data publikacji | 16 kwietnia, 2013 |
Autor | AntyDerah |
Główna bohaterka | Misaki |
Rozdziały | 11 |
Status | W toku |
Prolog[]
Była cicha i spokojna na pozór noc, dookoła padał śnieg, a Misaki siedziała skulona pod jednym z drzew. Dziewczyna była przerażona, bała się wszystkiego, bała się tego, że w końcu ją znajdzie i zabije.
Wszędzie było biało, wszystko wyglądało na takie martwe, bezduszne, zimne. Nastawała już północ, jedynie to drzewo było piękne z tej całej zamarzniętej natury. Napadało już kilka centymetrów śniegu. Nikogo nie było widać na horyzoncie. Wstawało już słońce, jej powieki stawały się coraz cięższe a oczy piekły ją już od płaczu. "Muszę, muszę stąd uciekać, zanim mnie znajdą..." pomyślała. Wstała i zaczęła ponownie biec, cały czas rozglądając się na boki by upewnić się czy nikt jej nie goni. Na widnokręgu rysował się zarys jakiegoś miasta...
"Nie mam innego wyjścia, będę musiała zabawić tam jakiś czas... zmienić tożsamość i wygląd... A przede wszystkim zapisać się do jakiejś szkoły i pracy dorywczej." myślała.
Powieść[]
Rozdziały[]
Rozdział 1
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
Brązowowłosa dziewczyna wykonała jego polecenie i skierowała się w stronę zaplecza.
Przez niecałe pięć minut patrzyła jak rozpieszczone licealistki i studentki przeszukują wszystkie wieszaki wybrzydzając, aż w końcu nie wytrzymała i skierowała się w stronę jednej tlenionej blondynki. Oczywiście jak na kasjerkę przystało wdzięcznym krokiem z miłym wyrazem na twarzy.
|
Rozdział 2
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
Pracę skończyła o godzinie dwudziestej pierwszej trzydzieści. Po wyjściu ze sklepu usiadła na ławce, która znajdowała się tuż przy szybie „Niewinności” *. Oparła łokcie na kolanach, a na dłoniach ulokowała swoją głowę „co ja teraz zrobię? Przecież nie mam dokąd pójść. Gdzie ja będę spała. Głupia jestem mogłam od razu załatwić to mieszkanie teraz jest już zbyt późno.” Przeklinała się w myślach cały czas.
|
Rozdział 3
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
Ostatecznie wylądowała na podłodze, musiała ukucnąć bo cholernie rozbolał ją brzuch od śmiechu. Mężczyzna spojrzał na rozbawioną dziewczynę, rzucił coś w stylu „to nie jest śmieszne” i zszedł na dół kuśtykając po schodach. Przez minutę nie mogła się opanować, ostatecznie jej udało się jej jako tako ogarnąć i również zejść na dół. Kiedy znalazła się w progu kuchni jej brzuch dał o sobie znać.
|
Rozdział 4
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
Zadzwonił dzwonek obwieszczający koniec lekcji, a początek przerwy.
Zaczęła poszukiwania pana Czerwonej Czupryny. Znalazła jakąś blond czuprynę, potem białą, czarną, brązową.
Przez godzinę zwiedzili całe miasteczko, potem wstąpili na chwilę do domu czerwonowłosego. Jak się okazało czekoladowooki posiadał psa. Wabił się Demon.
W końcu chłopak zaczął ogarniać się powoli i uspokoił tę bestię.
|
Rozdział 5
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
Leo cały czas obserwował swoją pracownicę, był bardzo zmartwiony widząc ją w tak złym stanie. Podszedł i zapytał, co się dzieje. Usłyszał tylko ciche „nic”, które wymamrotała Isabella.
Gdy dziewczyna nie wytrzymała tych ciągłych pytań, mruknęła podenerwowana, że boli ją głowa.
Po kilku minutach przyszła do niego Isabella by obwieścić iż klienci wyszli i pora zamykać sklep. Myślała, że będą mogli wrócić do domu, ale się pomyliła gdyż jej szef chciał dokonać kilka poprawek w nowych strojach, które niedawno uszył.
Zaczęła obmyślać plan zemsty za to kłucie igłami, bo w końcu co to ma być? Wiedziała, że ta małpa robi to specjalnie. A jak w końcu wymyśli doskonały plan zemsty, oj się będzie działo. Ten dręczyciel zapłaci za swoje grzechy.
|
Rozdział 6
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
|
Rozdział 7
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
Oczy dziewczyny zrobiły się wielkie jak talerze. Omal nie zakrztusiła się powietrzem.
Pograli jeszcze trochę dopóki białowłosy nie zasnął, oparty o kanapę. Wyglądał słodko i jeszcze trzymał kciuk w buzi. Jednak nie ominął go drobny żarcik, który czeka każdego, kto odpadnie pierwszy na imprezie. Bezlitośni domownicy wzięli markery i jakieś stare kosmetyki Rozy, które zostawiła. Zafundowali mu dość abstrakcyjny makijaż...
|
Rozdział 8
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
Zgarnęła ubrania i poszła do swojego pokoju. Otworzyła drzwi i omal nie wybuchła śmiechem. Na jej łóżku spał, nie kto inny jak czerwonowłosy, ale nie to było śmieszne. Rozbrajające było to, że ten goryl przytulał się do jej maskotki i rozwalił się na całym łóżku. Zachichotała. Próbowała cicho podejść do komody po telefon, aby zrobić mu zdjęcie. „Już ja to wykorzystam, spróbuj mnie tylko denerwować. Mwahahah” pomyślała. Zrobiła zdjęcie, jednak zapomniała wyłączyć fleszy w telefonie. Obudziła tym brązowookiego. Wymamrotał niewyraźnie „Co się dzieje” po czym spojrzał na dziewczynę, trzymającą telefon w dłoni, znów chichotała.
Isabella zaczęła uciekać. Pobiegła na dół. - Leo! Leo! Pomocy tamten goryl chce mnie zabić! – krzyknęła a do czarnowłosego. Podbiegła do niego i schowała się za nim.
|
Rozdział 9
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
- Mamo… kto to do cholery jest, czego oni od nas chcą?! – Zapytała przestraszona dziewczyna. Spojrzała się na swoją matkę. Było ciemno. Dookoła było słychać tylko śmiechy i krzyki napastników.
- Braciszku kochany, ty się najwyraźniej w niej zakochałeś. – Powiedział po chwili namysłu uradowany albinos. – Nie krzyw się tak! Każdy ci to powie, nie dziwię ci się jednak. Jest taka miła, ładna i inteligenta, co w tych czasach jest najważniejsze, ma naprawdę niezłą figurę, a to wcięcie w talii… Ja się doprawdy nie dziwie, że uległeś jej, powiem ci szczerze, że jest nawet bardziej kobieca niż Roza. Przy tym zna się też na motoryzacji… ty wiesz, że ona pomogła Rudowłosej w podrasowaniu trochę silnika w jego motocyklu. Był pod wrażeniem, no i ja zresztą też. – Powiedział kolorowooki prawie na jednym wydechu, szczerząc się do brata.
Włosy z koka sterczały jej na wszystkie strony, miała zaspane oczy i lekko otwarte usta ukazujące tylko kawałeczek zębów. Poczłapała sennym krokiem do krzesła, które stało przy kuchennym stole.
|
Rozdział 10
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
Isabella z irytacją rozejrzała się po kinie, w sumie naliczyła dziewięć głów – wliczając też ich. Zdawało jej się, iż spostrzegła dziwnie znajomą dziewczynę w rzędzie obok. Białowłosa, ubrana w wiktoriańskie ubrania, w mocnym makijażu, „ukradkiem” przyglądała się nowo przybyłej, czteroosobowej grupce, nastolatków z pobliskiego liceum. Poprawka, trojgu nastolatką z pobliskiego liceum i jednemu, dwudziestoletniemu mężczyźnie, który posiadał swój własny sklep z modnymi ubraniami, co więcej, niektóre szył sam! Ciekawość niedawana spokoju brązowowłosej. „Gdzieś ją widziałam, na sto procent, tylko skąd… Liceum? Nieee… Sklep? Też nie… NOSZ CHOLERA JASNA, NO! Jeszcze sobie ciebie przypomnę, zobaczysz” – zmrużyła oczy, zaskakując samą siebie, jak bardzo pochłonęło ją odgadywanie tożsamości białowłosej.
Reklamy skończyły się, a szepty i rozmowy na sali ucichły. Zaczęło się. Akcja z pewnością odgrywała się w dalekiej przyszłości, na statku kosmicznym. Pewien mężczyzna obudził się i wyszedł z kapsuły, jak za moment się okazało, był jednym z członków załogi, sprawujących pieczę nad statkiem. Wokoło trupie, zielonkawe światło, stalowe, zimne wnętrze statku, mało co widać… Wszystko zaczyna się szalenie zagadkowo, a realizatorzy dawkują informacje bardzo oszczędnie.
Kiedy rozpoznała tego „dowcipnisia” od razu poczuła dzikie żądze mordu.
Gdzieś z końca sali, słychać było szelest połamanego kubka z colą i syk jakiejś dziewczyny. Odwróciwszy się, Isabella ujrzała wybiegającą z sali białowłosą, która przebijając paznokciami kubek z colą, wylała na swoją kreację czarny płyn. Nagle ją olśniło!
|
Rozdział 11
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
Kiedy wyszli z kina było już ciemno. Cała czwórka skierowała się do domu Leo, każdemu towarzyszył wyśmienity humor, oprócz Kastiela. Od incydentu na sali kinowej stał się przygaszony, idąc, patrzył tylko na swoje buty, jakby było na nich coś ciekawego. Szedł z tyłu, powolnym krokiem. Być może, miał rozbudowany konflikt wewnętrzny, być może nawet zastanawiał się nad przeproszeniem przyjaciółki, choć nie… To w żaden sposób nie byłoby „Kastielowate”. Nie ma szans, przeprosiny odpadają, jeszcze NIKOGO w życiu SAM, bez pośrednictwa białowłosego przyjaciela nie przeprosił ŻADNEJ osoby, z którą wdał się w konflikt. Zawsze ‘czarną robotę” odwalał Lysander, zażenowany zachowaniem czerwonowłosego.
Tego dnia, dowiedziała się o ich większej tajemnicy i o kłamstwie ze strony osób, których uważała za przyjaciół. W jej głowie kłębiło się mnóstwo pytań. Czy udawali, że ją lubią? Czy Leo, zaprosił ją na kolację tylko dlatego, aby zagrać dobrze swoją role? Dlaczego nie powiedzieli jej tego na początku? Mimowolnie do jej oczu napłynęły łzy, po niecałej sekundzie, jedna z nich zaczęła wędrówkę po jej bladym policzku. Spłynęła również dryga, trzecia, czwarta a nawet i piąta. Było ich więcej, każda z nich torowała sobie inny szlak. W końcu ocknęła się i otarła wierzchem dłoni swoje blade lica, przełknęła głośno ślinę, czując jak w jej gardle urosła wielka gula.
Kiedy spojrzała na mnie, lekko się zaniepokoiłem, widząc jej bladą, zmęczoną twarz. Dlatego kiedy tylko zaczęła upadać na ziemię, instynktownie złapałem ją, bez chwili wahania uniosłem ją do góry i spojrzałem na przestraszonych chłopaków.
Ułożyłem ją delikatnie na sofie, w salonie i przyjrzałem jej się dokładnie. Wyglądała tak słodko i niewinnie, aż moje serce zabiło mocniej, nie mogłem oderwać od niej wzroku. Jej blada cera i idealne, różowe usta idealnie ze sobą kontrastowały, do tego lekko zaróżowione lica, mały zgrabny nosek i cholernie długie rzęsy. Teraz, nawet niezgrabny kosmyk jej krótkich, kręconych włosów, koloru brązowego niewinnie spoczywał na jej prawym policzku, dodawał jeszcze większego uroku… CHOLERA! O CZYM JA WŁAŚCIWIE MYŚLĘ? Szybko odgoniłem od siebie TE myśli i przetarłem twarz dłońmi. Wiem, że ona nic do mnie nie czuje… Ma się zawsze ku Leo. Co dzień widzę jak na niego patrzy, jak wykonuje prawie każdy, najmniejszy ruch, z resztą… on tak samo na nią patrzył. No cóż, zawsze tak jest, że jeżeli na ciało A działa ciało B, to ciało C musi się wtranżalać. W tym przypadku ja jestem ciałem C… Niestety… |
Rozdziały specjalne[]
Rozdział specjalny - świąteczny cz. 1
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
Ogłoszenie parafialne: Do napisania rozdziału zmotywowała mnie moja BFF Paulina. Oczywiście wysyłałam jej kawałki rozdziału, od razu po napisaniu. No jakże by inaczej. Oh i jeszcze jedno. To jest taki epizod świąteczny, nie będzie miał za wiele wspólnego z innymi rozdziałami. Tylko zamierzam prezenty, które dostaną bohaterowie wytasiać do następnych rozdziałów. Ot taka moja logika. Dodam, w takim małym bonusie, ze w ostatnim rozdziale tego opowiadania, umrze jeden z bohaterów. Nie lubię Happy Endów. Rozdział specjalny: świąteczny. Leo&Missaki Wstałem dziś specjalnie wcześniej, o godzinie piątej. Miałem z tym niemały problem, ponieważ jak każdy, normalny człowiek nie cierpię wstawać aż tak rano. Spojrzałem na kalendarz i uśmiechnąłem się, albowiem mamy dwudziestego czwartego grudnia. Nucąc pod nosem jakąś kolędę skierowałem się do łazienki, która była na przeciwko mojego pokoju. Starałem się być cichy i zwinny jak ninja, tak, aby nikt się nie obudził. Przekraczając próg. łazienki syknąłem, czując przeszywające zimno na stopach. Płytki były przerażająco zimne, wiec jak najszybciej stanąłem na mięciutkim, puszystym dywaniku, który znajdował się przy wannie z prysznicem. Byłem geniuszem dokonując tak wspaniałego zakupu. Zawsze próbowałem wybierać meble dwa w jednym. Miało to dużo zalet. Po pierwsze można było zaoszczędzić, nie wydając pieniędzy na dwie rożne rzeczy, praktycznie służące do tego samego. Po drugie zajmowało to mniej miejsca, a wady? Nie widzę żadnych. Dobra nie będę więcej przynudzał tym moim gadaniem o niczym. Może i nie wyglądam na rozmownego, ale jak zacznę swoja paplaninę, to końca nie ma. Z prędkością światła wziąłem prysznic, ogoliłem waz, ubrałem się i spryskałem dezodorantem. Ruszyłem na dół, do kuchni i przygotowałem sobie trzy kanapki z twarogiem i miodem na pokrojonej w owale bagietce. To Misaki odkąd tu się wprowadziła robiła takie pyszne wynalazki, pewnie jej rodzice są kucharzami, a może i nawet szefami kuchni. Po zjedzeniu śniadania popędziłem do salonu, w którym głośno chrapał Kastiel na sofie. Zdjąłem kapcia z nogi i rzuciłem nim w śpiącego rudzielca, z zamiarem obudzenia go. Ni czorta, nie zadziałało, wiec zepchnąłem go z kanapy na podłogę. Runął na ziemie z głośnym hukiem, który ledwo zagłuszył wiązankę przekleństw kierowaną zapewne w moją stronę. Rzuciłem mu gniewne spojrzenie i mruknąłem, Iz czeka na nas robota oraz, że ma obudzić Lysandra. - Czy ty człowieku wiesz, która jest godzina?! - warknął, mordując mnie wzrokiem. - Odpowiednia, aby jechać po choinkę, na targowisko. - odpowiedziałem, a on spojrzał się na mnie jak na idiotę. - Dobra - uniósł ręce w poddańczym geście - idę obudzić Misę i tego sklerotyka. - dodał kierując się w stronę schodów. - Misaki zostaje, budź tylko sklerotyka. – Zaśmiałem się pod nosem i kierując się do korytarza, aby ubrać się ciepło. Wstąpiłem jeszcze do jednego za garaży i wyciągnąłem łopatę do odśnieżania. W końcu ktoś musi odgarnąć śnieg z podjazdu. Zziajany i zmęczony skierowałem się do kuchni, aby zabrać te dwie leniwe niewiasty. Nawet nie przyszli mi pomóc, oj oberwą w samochodzie. Wchodząc do kuchni, nerwowo uderzyłem się otwartą dłonią w czoło. Dookoła panował wielki bałagan. Na podłodze leżało kilka kanapek, rozsypany cukier, mąka i porozbijane jajka, to samo było na kuchennym blacie i stole. Zauważyłem również rozlewające się mleko na podłogę, które leżało na blacie, a w samym centrum pomieszczenia oczywiście Kastiel i Lysander, bijący się z otwartych dłoni, jak małe dziewczynki. - Co wy do jasnej cholery robicie?! - krzyknąłem zirytowany ich zachowaniem. Spojrzeli na mnie, a potem zaczęli rozglądać się po kuchni, otwierając coraz to szerzej oczy i usta. - Jak dzieci, nie można was nawet na pół godziny zostawić samych? - burknąłem zły, po czym dodałem - i nawet żaden z was nie przyszedł mi pomoc w odśnieżaniu podwórka. - Próbując się uspokoić, wziąłem kilka głębokich wdechów i wydechów. Nie chcąc mnie bardziej rozzłościć sprzątnęli z grubsza cały ten bałagan i udali się do dużego, ciemno zielonego Reno Mastera. Zajrzałem jeszcze do pokoju dziewczyny i upewniwszy się, iż jeszcze smacznie śpi, również wyszedłem z domu. Usiadłszy za kierownicą, sięgnąłem, do kieszeni, po kluczyki i odpaliłem pojazd. Normalnie ten samochód służył mi do, jeżdżenia po towar lub materiały, do sklepu, odkąd nie mieszkamy już z rodzicami nie jeździliśmy po choinkę, ani nawet nie obchodziliśmy specjalnie świąt. Ja zostawałem w sklepie, ponieważ w tym okresie był największy ruch, a Lysander szlaja się gdzieś z Kastielem. W tamtym roku musiałem ich odbierać z komisariatu, bo za bardzo im odbiło, czerwonowłosy przebrał się wtedy za mrocznego kosiarza, a mój brat za jakiegoś upiora z horroru do tego poznali wtedy jakiegoś Mike'a, który był dość niskiego wzrostu... Nie owijając w bawełnę był po prostu karłem, więc przebrali go dzięki Rozie, za laleczkę Chucky. W parku straszyli, spacerujących wieczorem ludzi. Dobrze, ze zostali ukarani tylko pracami społecznymi, bo w innym wypadku dawno by już siedział na wsi z rodzicami. Widząc wielki plac, na którym było mnóstwo żywych i sztucznych choinek, zaparkowałem na pobliskim parkingu. Wyszedłszy z samochodu zamknąłem go z pilota i ruszyłem razem z chłopakami w kierunku głównej bramy targowej. Nie było tu zbyt wiele straganów, ale choinki były przepiękne, duże i małe, żywe i sztuczne. Postanowiłem kupić oczywiście duża i żywą. Podchodząc do najbliższego straganu od razu zapytałem o największą z nich. Sprzedawca pokazał mi piękna, prawie cztero metrową choinkę, która od razu mi się spodobała. Zamieszczę ją w salonie, na szczęście jest duży, przestronny od podłogi do sufitu jest prawie pięć metrów. Koło kominka będzie się ślicznie prezentować. Do tego gdzieś powinny być duże, świąteczne skarpetki. Wyjąłem portfel i zapłaciłem sprzedawcy. Próbowałem ja unieść sam, jednak nie dałem rady, wiec zadzwoniłem do Lysa i kazałem im w końcu przyjść do mnie, opisując im dokładnie miejsce, w którym aktualnie się znajdowałem. Jak się okazało, znaleźli budkę z hot-dogami i oczywiście tak nagle zgłodnieli, na sam widok. - Pomóżcie mi z tym cholerstwem. – wskazałem za siebie, kciukiem. - Nie mam tyle siły żeby udźwignąć ją sam. - mruknąłem, mierząc ich wzrokiem. Nawet nie zdążyli jeszcze zjeść swoich hot-dogów. Przewróciłem oczami i odebrałem od nich owe jedzenie. Oboje zatarli ręce, założyli rękawiczki i podchodząc do choinki, złapali ją i unieśli. Wesoło podśpiewując kolędę „Last Christmas” powróciliśmy do samochodu i otwierając tył wrzuciliśmy upychając jakoś drzewko. Pomyślałem o ozdobach jednak przypomniałem sobie, iż mamy jeszcze ich mnóstwo na strychu. - Lysiu, pójdziesz na strych po ozdoby? - zapytałem, uśmiechając się. - Ubierzcie choinkę sami i nie budźcie Misy. Ja muszę jeszcze coś załatwić na mieście. - podszedłem do wieszaka na klucze i sięgnąłem po te od czarnego Lotous Exige*. Kocham sportowe samochody, tą moc i szybkość. Jestem także szczęśliwym posiadaczem niecienkich motocyklów. Ot taka tam pasja. Nie żeby coś, nie jestem zapalonym harleyowcem, po prostu szybkość to moja pasja. W drodze do miasta myślałem, nad tym co bym mógł kupić w prezencie dla mojej Misaki i tych dwóch głąbów. Zatrzymałem się na parkingu niedaleko centrum handlowego i wszedłem do budynku rozglądając się po wnętrzu. Wszędzie były ozdoby świąteczne. Na każdej szybie, każdego sklepu były namalowane sprejem świąteczne wzory, a w samym centrum galerii wielka, ogrodzona płotkiem choinka. Ruszyłem od razu do sklepu z elektronikom. Spoglądając na mały nadajnik GPS, od razu pomyślałem o białowłosym sklerotyku. – On zawsze wszystko gubi. – zaśmiałem się i ruchem ręki przywołałem jedną z ekspedientek. Grzecznie poprosiłem o zapakowanie tegoż nadajnika i zapłaciłem. Wychodząc ze sklepu rzuciłem krótkie pożegnanie, jednak nikt mi nie odpowiedział. Eh… ta kultura… Przewróciłem oczami, udając się na ruchome schody, prowadzące na kolejne piętro. Tam był ulubiony sklep muzyczny tego rudego oszołoma. Zaglądając przez szybę sklepu zauważyłem futerały do gitar elektrycznych. Oj przydałby mu się nowy futerał… szczególnie po ostatnim incydencie, na pewnej imprezie, gdy mój braciszek, wpadł na pomysł uszycia ubranka dla „Fredzia”, czyli kasztanowego ludka. Jak on to ujął… „To też człowiek! Przecież nie będzie latał nago po mieszkaniu! Tu są kobiety[…]” wtedy wskazał palcem na Misaki, a następnie dodał „No i byłoby mu zimno… Mamy zimę…”. Był wtedy, w lekkim stanie nietrzeźwości. Tak samo jak Kastiel, który pomagał mu szyć to ubranko. Przynajmniej następnego dnia nie zabił swojego przyjaciela. Na samą wizje tego wydarzenia zachciało mi się śmiać i walić głową o najgrubszy mur. Wybrałem najlepszy futerał. A co mi tam. Przecież są święta. |