Powieść |
W skrócie[]
Gatunek | Romans, Obyczajowy, Fantasy, +18 |
Rodzaj | Powieść |
Data pierwszej publikacji | 23 czerwca, 2016 |
Autor | RusiaXD |
Główni bohaterowie | Mal, Koren, Kastiel, Iris, Lysander, Nataniel |
Rozdziały | 8 |
Status | W trakcie |
Od autora[]
Cześć wszystkim! Jestem słaba we wstępach, więc raczej napisze tutaj, o czym mniej więcej będzie powieść. I sory za malutkie spoilery tutaj i tak z grubsza opowiem o głównej bohaterce. Powieść będzie opowiadała o dziewczynie o imieniu Mal (drugie imię Ann). Jest ona demonem i jest: córką Lucyfera, czarownicy Diaboliny i siostrą jednego z najprzystojniejszych chłopaków w liceum, do którego zaczyna uczęszczać. Wychowywała się z bratem w rodzinie ludzi odkąd skończyła 5 lat. Gdy Mal miała 16 lat, Diabolina i Lucyfer dowiedzieli się, co ci ludzie robili ich ukochanym dzieciom (nie powiem teraz co się działo ;D, zostanie to powiedziane w trakcie powieści XD ) i zabierają ich do miasta Demonical Hill City w wymiarze demonów. Dziewczyna mieszka z rodzicami i zyskuje nowych przyjaciół, ale czy tylko przyjaciół??
Sory że takie długie, ale trochę się zagalopowałam.
Powieść[]
PROLOG
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
Obudziłam się z krzykiem. Byłam cała zlana zimnym potem, cała się trzęsłam nie mogąc się uspokoić. Do mojego pokoju mój kochany brat Koren. Podbiegł do mnie, kucną przy łóżku i spojrzał na mnie. W jego oczach zobaczyłam strach i przerażenie kiedy mówił: -Mal, co ci się stało? Wszystko w porządku? -Kkkoren... Nie zdążyłam dokończyć zdania, bo objął mnie i głaskał po włosach, uspokajając mnie. Zaczęłam głębiej oddychać, aby się uspokoić. -Co się stało młoda?- spytał kiedy już się nie trzęsłam i trochę uspokoiłam. -Znowu ten koszmar?- spytał patrząc mi w oczy Dopiero teraz zauważyłam, że jest w piżamie, ma potargane włosy i za oknami jest już rano, więc musiałam mu zrobić niezłą pobudkę w pierwszy dzień szkoły, no ale cóż, ktoś musiał. -Koren, to był ten koszmar.... on nadal mi się śni.- powiedziałam, a on mnie objął ramieniem. -Nie martw się, minie. Mi też się ciągle śniły koszmary związane z tamtymi ludźmi, ale przestałem już je mieć, tobie też to minie, siostrzyczko. On tylko wie, dlaczego mam takie koszmary, ponieważ wychowywaliśmy się w rodzinie ludzi. Ci ludzie, którzy zabrali nas naszym prawdziwym rodzicom kiedy ja miałam 5 lat, a mój brat 6, ci ludzie nas torturowali, krzywdzili na rożne sposoby. Z nim mogę o tym porozmawiać, bo tylko on wie, jak to przeżywałam. -Bracie, dziękuje i sory, że cię obudziłam- uśmiechnęłam się do niego -I tak nie mogłabyś mnie nie obudzić, nawet gdybym się upił. Tak darłaś morde, że nieboszczyk by się obudził. Uśmiechnął się do mnie zadziornie, a ja potargałam jego włosy, śmiejąc się. On również zaczął się śmiać. -Gdzie mama i tata? -Tata z mamą robią śniadanie. Wszystkich obudziłaś krzykiem. Na początku chcieli do ciebie biec, ale ich uprzedziłem, że będziesz głodna. - A ty skąd wiedziałeś, że jestem głodna? -uśmiechnął się wrednie. - Zawsze dużo żarłaś z rana.- walnęłam go w ramie, a ten z impetem spadł z łóżka. Wstał i popatrzył na mnie. o nie, znowu ten uśmiech. - Idź do łazienki się ogarnij siostro, bo wyglądasz jak siedem nieszczęść.- Odwzajemniłam jego uśmiech. - A ty wyglądasz tak, że gdyby ktoś cię teraz zobaczył, zwróciłby śniadanie.- Zaczęliśmy się śmiać. Po chwili gdy się uspokoiliśmy, Koren wyszedł, a ja przyjrzałam się swojemu pokojowi. Był w moich ulubionych kolorach. Ściany były czarne z rożnymi odcieniami szarości. Zasłony na oknach były krwisto czerwone, jeden z moich ulubionych kolorów. Pokój był bardzo duży. W sam raz dla mnie, bo lubię duże przestrzenie. Przy jednej ze ścian znajduje się wielka garderoba, która należy tylko do mnie. Obok garderoby znajdują się drzwi do mojej łazienki. Na przeciw garderoby znajduje się łózko. Moje łóżko ma kolor czarny z szarym baldachimem i jest dwuosobowe. Przy trzeciej ścianie, znajdującej się przed drzwiami do pokoju, mieści się biurko z czarnym laptopem, pólkami na których trzymam książki, płyty, zeszyty itp. , mała komoda, mała sofa i fotel. Popatrzyłam na godzinę 5:45, o matko! Do budy mam dopiero na 8:00. No ale dobra i tak nie zasnę, muszę się ogarnąć. Wstałam z łóżka i weszła w głąb szafy w poszukiwaniu idealnego stroju na pierwszy dzień w nowej budzie. No właśnie, dzisiaj idę pierwszy raz do liceum dla demonów. Ciekawa jest, co z ego wyniknie. - Na pewno nie będę zgrywać grzecznej dziewczynki- powiedziałam na głos i wróciłam do przeszukiwania mojej garderoby. Jestem wielką fanką rocka dlatego w mojej szafie dominują ubrania w tym stylu i moich ukochanych kolorach: czarnym, szarym i krwisto czerwony. W końcu znalazłam idealny komplet ( nie dam opisu, bo nie chce mi się go opisywać dlatego, że mam zdjęcie, sory, (wiem moje lenistwo)). Wzięłam przygotowany komplet i poszłam do łazienki.Moja łazienka tez robiła na mnie wrażenie. Miała wannę i szklaną kabinę prysznicową, toaletkę z wielkim lustrem, sedes i umywalkę. Pomieszczenie było pomalowane w rożnych odcieniach szarości, połączonych z bielą. Nalałam do wanny gorącej wody i weszłam. Umyłam się i wyszłam. Zrobiłam sobie lekki makijaż, zrobiłam kreskę na oku i oczy pomalowałam ciemnoszarym cieniem. Usta potraktowałam malinowa pomadką. Włosy lekko rozczesałam i zrobiłam sobie przedziałek na prawą stronę. Wróciłam do pokoju i spakowałam do torby trzy zeszyty (tylko tyle, bo pewnie nie będzie mi się chciało iść na wszystkie lekcje), piórnik, telefon, sprawdziłam godzinę 6:30, fajki (czasem chce sobie zapalić), słuchawki, jakieś papiery w związku z moim zapisem do tej budy itp. Wzięłam torbę i wyszłam z pokoju.Wzięłam przygotowany komplet i poszłam do łazienki.Moja łazienka tez robiła na mnie wrażenie. Miała wannę i szklaną kabinę prysznicową, toaletkę z wielkim lustrem, sedes i umywalkę. Pomieszczenie było pomalowane w rożnych odcieniach szarości, połączonych z bielą. Nalałam do wanny gorącej wody i weszłam. Umyłam się i wyszłam. Zrobiłam sobie lekki makijaż, zrobiłam kreskę na oku i oczy pomalowałam ciemnoszarym cieniem. Usta potraktowałam malinowa pomadką. Włosy lekko rozczesałam i zrobiłam sobie przedziałek na prawą stronę. Wróciłam do pokoju i spakowałam do torby trzy zeszyty (tylko tyle, bo pewnie nie będzie mi się chciało iść na wszystkie lekcje), piórnik, telefon, sprawdziłam godzinę 6:30, fajki (czasem chce sobie zapalić), słuchawki, jakieś papiery w związku z moim zapisem do tej budy itp. Wzięłam torbę i wyszłam z pokoju. Zeszłam po schodach i trafiłam do wielkiego salonu, połączonego z jadalnią, w której siedziała moja matka Diabolina, ojciec Lucyfer i starszy brat Koren. Siedzieli przy nakrytym stole, ale nie tknęli śniadania, czekając na mnie. na stole była jajecznica z dodatkami, grzanki, woda, sok pomarańczowy itp. Moja mama to istna kucharka, choć na nią nie wygląda.Przywitali mnie uśmiechami. - Cześć. -powiedziałam, uśmiechając się - Cześć paskudo. -powiedziała moja mama. Od zawsze mnie tak nazywała. Zawsze się lubiła ze mną droczyć, chociaż ze wszystkimi uwielbia się droczyć. - Witaj diabełku! Czemu dzisiaj rano krzyczałaś młoda? Znowu ten koszmar?- Spytał zatroskany tata. - Tak, ale już jest spoko. -odpowiedziałam, siadając na krześle obok brata i uśmiechem uspokajając rodziców. Siedzieliśmy i luźno rozmawialiśmy, jak zawsze. Żartowaliśmy i śmialiśmy się. Nasi rodzice są strasznie wyluzowani i można z nimi porozmawiać o wszystkim, no... prawie. -Kochani... -powiedziała mama, a my zamilkliśmy- jest taka sprawa. Ja i wasz ojciec musimy wyjechać z powodu pracy na dwa tygodnie, ale nasz wyjazd może się przedłużyć. Bardzo przepraszamy was, że nie będziemy mogli z wami trochę pobyć... - Mamo spokojnie -przerwał jej Koren- damy sobie rade, nie Mal?- klepnął mnie po ramieniu. położyłam rękę na ramieniu mamy. -Oczywiście, że damy rade, my mamy nie dać?- popatrzyłam z uśmiechem na Korena- Poza tym, nie musicie przepraszać, taka praca i nic na to nie poradzimy. - Jestem z was bardzo dumny- powiedział tata z wyrazem dumy na twarzy do mnie i Korena. - Ja również- dodała mama- tak bardzo. Odprowadziliśmy rodziców pod drzwi, aby się z nimi pożegnać. Objęliśmy z bratem rodziców. - Bawcie się dobrze- powiedział Koren do rodziców, a ja uśmiechnęłam się jak to u mnie w zwyczaju, wrednie. -Co się tak uśmiechasz?- zapytali zdziwieni rodzice. -Wy się tam bawcie jak chcecie, tylko nam rodzeństwa nie zróbcie.- wyszczerzyłam się do nich. Ojciec wyszczerzył się zawadiacko. -A co, nie chcielibyście rodzeństwa?- powiedział to, przygarnął mamę do siebie i pocałował. Zaczęliśmy się śmiać, pożegnaliśmy rodziców, a ci wyjechali. |
Rozdział 1
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
Spojrzałam na zegarek, 7:50, a walić, za 10 minut zaczyna się moja pierwsza lekcja, a ja nawet nie wiem, w której klasie jestem. Zwlokłam się z łóżka, wzięłam torbę i zeszła po schodach do salonu. Nigdzie nie widziałam, ani nie słyszałam mojego brata. Na stoliku do kawy zobaczyłam karteczkę, a na niej staranne pismo mojego brata: "Cześć młoda, sory że na ciebie nie poczekałem, ale byłaś na maksa zamyślona więc nie chciałem ciebie wyprowadzać z równowagi. Poszedłem do tego więzienia nazywanego liceum. Nazywa się "Liceum Słodki Amoris". Zamontowałem ci w telefonie mapkę do niej, kiedy nie widziałaś XD. Poszukam ciebie w szkole, o ile nie pójdę za wcześnie na wagary. Zamknij do. Nara, trzymaj się. Koren". Przeczytałam wiadomość, wzięłam klucze i zamknęłam drzwi. Do szkoły mam 10 minut, ale wcześniej jeszcze pochodziłam po parku i znalazłam się pod wielką bladoróżową szkołą o godzinie 8:50 . Zdziwiło mnie, że jest taka czysta. Na moim gimnazjum ciągle gdzieś było jakieś grafiti a tu czysto. Weszłam na dziedziniec i zobaczyłam kilkunastu uczniów rozmawiających między sobą. Akurat trafiłam na przerwę. Poczułam, że coś uderzyło mnie w głowę. Odwróciłam się napięcie zamierzając przyjebać temu kto to zrobił w ryj prosto z pięści, ale zobaczyłam zwiniętą kulę papieru przy mnie. Podniosłam wzrok w kierunku, skąd została rzucona. Zobaczyłam wielkie drzewo, stojące w rogu dziedzińca obok ławki, a pod drzewem siedzącego białowłosego chłopaka rozmawiającego z... moim pieprzonym bratem, który uśmiechał się do mnie zadziornie i pokazał mi drugą kulkę, tej samej wielkości z równie dużym wytrzeszczem na mordzie. Uśmiechnęłam się do nich zadziornie, ale dopiero teraz zauważyłam, że nie byli sami. O drzewo opierał się wysoki, czerwonowłosy chłopak, palący fajkę, w czarnej skórzanej kurtce, czerwonej koszulce z logiem mojej ulubionej grupy rockowej, Winged Skull, czarnych spodniach z łańcuchem i czerwonych trampkach. Spojrzałam na jego twarz, wydawało mi się, że ma albo czarne, albo czekoladowe oczy ale z oddali mogłam się pomylić. Widać, że też buntownik. Mierzył mnie wzrokiem. Jego towarzysze coś do niego mówili, ale chłopak wpatrywał się we mnie. Ja również nie mogłam oderwać od niego wzroku. Był taki przystojny. W końcu lekko zakłopotana, zakłopotana JA?!, zmierzałam w kierunku szkoły, ale na sobie nadal czułam jego wzrok. Weszłam do szkoły i zobaczyłam, długi biały korytarz szkolony z wieloma niebieskimi szafkami dla uczniów. Kiedy się tak wpatrywałam na korytarzu pojawiła się starsza pani w siwych włosach idealnie związanych w koka w różowym kombinezonie z kupą papierów. Stara (czyt. dyrektorka) zapewne. -Dzień dobry. -powiedziałam. Postanowiłam na razie być dla niej miła, bo zapewne znając mnie, będę często odwiedzała jej gabinet, przyprowadzana przez nauczycieli. - Dzień dobry. To ty przeniosłaś się do naszej szkoły? -spytała, a ja pokiwałam potwierdzająco. - Nazywasz się Mal Ann Lucyfero? -Tak, proszę pani. - Tak się cieszę! Musisz uzupełnić jeszcze kilka papierów w sprawie swojej teczki. Musisz się udać do pokoju gospodarzy. Pytaj o Nataniela, to główny gospodarz. Z chęcią ci pomoże i powie, co dokładnie masz donieść. -Dobrze, proszę pani. -Idź już do pokoju gospodarzy. - A gdzie to? - Tam -wskazała palcem na drzwi kilka kroków przed nami. -Idź już. Do widzenia. Nawet nie odpowiedziałam, tylko od razu ruszyłam przed siebie. Usłyszałam oddalające się kroki tej kobiety. Zapukałam w drzwi i usłyszałam męski głos mówiący "proszę". Weszłam do pokoju. Był mały, znajdowało się tam jedno biurko, za którym siedział wysoki blondyn w białej koszuli z niebieskim krawatem. Ale sztywniak, jak tak się będzie ubierał na co dzień, to w czym go pochowają. Jedna ściana była cała zapełniona półkami z rożnymi papierami. Na biurku panował istny bajzel. Wszędzie walały się papiery, które chłopak wypełniał. Podniósł głowę i dostrzegłam, że ten blondyn ma złote oczy. Popatrzył na mnie i uśmiechnął się z radością i... z zadowoleniem? Skrzyżowałam ręce na piersi. - Szukam Nataniela, głównego gospodarz. Wiesz gdzie jest? -spytałam, trochę szorstkim głosem. Chłopak wstał z krzesła i poszedł w moją stronę. - To ja jestem Nataniel, a ty jesteś nową uczennicą? - Mal Ann Lucyfero. Mów mi Mal -odpowiedziałam i lekko się uśmiechnęłam. - Nataniel Belzebub. Mów mi Nataniel. -wyciągnął do mnie rękę, którą uścisnęłam. - Przyszłaś tutaj uzupełnić swoją teczkę? - Inaczej bym tu nie przychodziła. Co dokładnie mam uzupełnić?- spytałam, bo już chciałam mieć to za sobą. - Poczekaj chwile, gdzieś tu powinna być twoja teczka.- zaczął szukać czegoś na biurku. Nagle wstał z jakimiś papierami, podszedł do mnie i zaczął je czytać. - Musisz jeszcze dostarczyć swoje aktualne zdjęcie i papiery związane z miejscem urodzenia, peselem i tak dalej. Wyjęłam z torby papiery, które dała mi wczoraj mama i swoje zdjęcie. Podałam mu je. - To wszystko? -spytałam z wrednym uśmieszkiem.- Jeżeli to wszystko, to mogę już iść? -znowu zrobiłam ten uśmiech i nie czekając na odpowiedź skierowałam się do drzwi. - Mal ! -zawołał i złapał mnie mocno za ramie. - Puszczaj ! Kto ci pozwolił mnie dotykać?!- wyszarpałam się i odwróciłam do niego z gniewnym wyrazem twarzy. Miał minę zbitego psa. - Co się tak gapisz?! Gdybyś mnie nie złapał, to bym nie krzyczała na ciebie, kretynie! - Przepraszam cię. Nie powinienem cię tak trzymać, wybacz mi.- pokiwałam głową, skrzyżowałam ręce na piersiach i uśmiechnęłam się chłodno- Zapomniałem dać ci plan lekcji. Jesteś w klasie 2b ,razem ze mną. - A wiesz, w której jest mój brat? - Koren?- pokiwałam głową. - W 2d. - Aha.- odwróciłam się napięcie, zabrałam mu plan, który trzymał w ręce i kluczyk do szafki i zmierzałam do drzwi. - Cześć.- powiedziałam szorstko po czym wyszłam. Co za palant! Jak śmiał mnie dotykać. Szkoda, że mój brat nie jest ze mną w klasie, no ale cóż. Mówi się trudno. W głowie nadal siedzi mi ten czerwonowłosy buntownik. Czemu ciągle o nim myślę? Nawet go nie znam. I czemu tak na mnie patrzył? Mal!! Ogarnij się! Podeszłam do swojej szafki i ją otworzyłam. O nie! Na szafce są plakaty z Justinem Bieberem. Zastrzelcie mnie. Zaczęłam je zrywać i wyrzucać do kosza. Popatrzyłam na telefon 9:20, zostało mi jeszcze połowę tej lekcji... a huj, pójdę po wkurwiać starą i przy okazji poznam swoją klasę. Ruszyłam w stronę sali 12, gdzie miałam mieć "historie demonów". Ciekawy przedmiot, jestem też ciekawa jakie będą inne. W końcu to szkoła dla demonów. Kiedy weszłam do klasy, nauczycielka akurat opieprzała chłopaka, który siedział w ostatniej ławce pod oknem. To był... czerwonowłosy. Nauczycielka wrzeszczała na niego, a on tylko się na nią patrzył z tym zadziornym uśmieszkiem z założonymi na piersiach rękami. Kiedy otworzyłam drzwi, wszyscy popatrzyli na mnie z lekkim zdziwieniem. Popatrzyłam, gdzie jest jakieś wolne miejsce. Zauważyłam, że jest wolne miejsce przy rudej, uśmiechającej się do mnie przyjaźnie dziewczynie. Nie wiem czemu, ale od razu ją polubiłam. Siedziała w przedostatniej ławce, przed buntownikiem, który siedział z białowłosym chłopakiem. Poklepała krzesło obok siebie, gestem zapraszają mnie, abym usiadła obok niej. Popatrzyłam na zdziwioną nauczycielkę, odwróciłam się do niej plecami i z lekkim uśmiechem poszłam w stronę ławki. Zajęłam miejsce obok rudej i rzuciłam, przepraszam, w bardzo elegancki sposób położyłam swoje nogi na mojej części ławki, odchyliłam się na oparcie krzesła, skrzyżowałam ręce na piersiach i popatrzyłam na rudą obok mnie. Uśmiechnęła się do mnie radośnie. Odwzajemniłam uśmiech i rozejrzałam się po klasie z uśmiechem. Panowała grobowa cisza i wszyscy patrzyli się na mnie. - Co tu tak cicho? -powiedziałam z zadziornym uśmiechem. Nauczycielka dopiero po 5 minutach skapła się, że tu weszłam i spytała lekko zdenerwowana. - A nie znasz takich słów jak "dzień dobry" i "przepraszam"? - Znam, ale nie używam. -uśmiechnęłam się jeszcze szerzej. - Nie wiesz, że się tak nie mówi do nauczyciela? -spytała już bardziej wkurwiona. - A pani nie wie, że żeby odezwać się na lekcji należy podnieść rękę i poczekać na pozwolenie? -usłyszałam parsknięcie z tyłu i obok siebie, jakby ktoś chciał wybuchnąć śmiechem, ale nie chciał, by ktoś to usłyszał. Nie odwróciłam się, aby zobaczyć śmiejącą się rudą i czerwonowłosego. - Ty..ty...- nauczycielka była cała czerwona. Musiałam się powstrzymywać, aby nie wybuchnąć ze śmiechu. - Co? - Nie mówi się "co?" tylko "słucham?" !- Łał. Jeszcze bardziej ją wkurzyłam. Niewiedziałam, że można kogoś wkurzyć używając dwóch liter. Czyli jednak czegoś w tej szkole uczą. - Niech się pani tak nie złości. -powiedziałam, po czym uśmiechnęłam się wrednie- Złość piękności szkodzi. Nauczycielka się zapowietrzyła. Znowu usłyszałam parsknięcie, tym razem głośniejsze. - Skoro taka jesteś wygadana, to przedstaw się klasie. - Jeśli chcą się dowiedzieć, to mogą przyjść się spytać, a jeśli pani chce się czegoś dowiedzieć, to niech pani grzecznie poprosi. -powiedziałam to, a za sobą usłyszałam ciche "Uuuuuuuu". Nauczycielka znowu się zapowietrzyła, ale spytała. - Jak się nazywasz? - Mal Ann Lucyfero. Jednak dla pani "pani Lucyfero" -nauczycielka prychnęła i zaczęła dalej prowadzić lekcje. Kiedy babka tłumaczyła coś klasie, ruda się do mnie odezwała: - Ale dałaś jej popalić! -powiedziała uśmiechając się do mnie. - Dokładnie. Nie będzie mną pomiatać. -wskazałam na babę głową. Nie wiem czemu, ale polubiłam tą dziewczynę. może kiedyś zostaniemy przyjaciółkami. Wyciągnęłam do niej rękę i uśmiechnęłam się przyjaźnie. - Jestem Mal. - Jestem Iris. Iris Baal. Ale znajomi mówią do mnie Iris, ale mam nadzieję, że nie będziemy tylko znajomymi. Strasznie miło cię poznać. -powiedziała wszystko na jednym wydechu prawie krzycząc i ściskając moją rękę. Uśmiechnęła się do mnie radośnie. - Mi również miło cię poznać. Też mam nadzieję, że będziemy kimś więcej. -szczerze tak myślę. Ja zawsze mówię szczerze i bez ogródek. - Teraz mieszkasz ze swoimi rodzicami prawda? -spojrzała na mnie z nadzieją. Posmutniałam trochę, bo powiedziała "teraz mieszkasz". Spuściłam głowę. Dziewczyna położyła mi na ramieniu rękę. Podniosłam głowę i zobaczyłam w jej zielonych oczach smutne i przepraszające spojrzenie. -Tak bardzo cię przepraszam, nie chciałam, abyś była smutna. Błagam cię, wybacz mi. -popatrzyłam na nią z zadowoleniem i ulgą. - Oczywiście, że ci wybaczam, głuptasie. Jak mogłabym być na ciebie zła, albo przez ciebie smutna? -popatrzyła na mnie z zaskoczeniem, ulgą i radością. Uśmiechnęła się do mnie. - A odpowiadają na twoje pytanie, to tak mieszkam z tatą Lucyferem, mamą Diaboliną i starszym bratem. popatrzyła na mnie lekko zdziwiona. - Masz brata? - Korena Jonathana Lucyfera, ale mów mu Koren. - Wiesz, że jesteś sąsiadkami? -spytała z nieukrywanym zadowoleniem i radością. czy ta dziewczyna nie nadużywa endorfiny (hormonu szczęścia (dla niewtajemniczonych)), że jest taka szczęśliwa. - Naprawdę? -spytałam, a ona pokiwała głową - To świetnie. Będę mogła ci wbijać na chatę w środku nocy. -cicho się zaśmiała. - Mam do ciebie pytanie. Masz jakieś plany po szkole? - Nie, a co? -zrobiła się nagle troszkę spięta, widać, że trochę boi się zadać pytanie. - Nie chciałabyś się ze mną spotkać po szkole? -zrobiłam rozgniewaną minę ta skuliła się trochę, bojąc się odpowiedzi. Gdy ją tak zobaczyła, zaśmiałam się, a ona spojrzała na mnie ze zdziwieniem. - Oczywiście, że się zgadzam -ona uradowana przytuliła mnie, prawie sprawiając, ze wyplułam płuca. - To gdzie pójdziemy ? -spytała. - Słuchaj, moi rodzice wyjechali na 2 tygodnie i mam wolną chatę, no nie licząc brata, ale go pewnie nie będzie, więc będziemy miały spokój. Zgadzasz się? - No jasne a gdzie się spotkamy i o której? - Może o 17:00 przed moim domem, wiesz gdzie mieszkam? - No jasne, to jesteśmy umówione. -uśmiechnęłyśmy się do siebie. Akurat zadzwonił dzwonek. Zauważyłam, że buntownik ciągle się na mnie gapił, mimo tego, że jego koleszka mówił do niego. Wyszłyśmy z klasy i się pożegnałyśmy. Wyszłam na dziedziniec. Gdzie w tym więzieniu zwanym szkołą można zajarać? W końcu zobaczyłam to wielkie drzewo w oddali szkoły (znaczy na jej terenie, ale ze szkoły nikt by nie widział). Usiadłam pod nim i puściłam sobie jakoś piosenkę Winged Skull na słuchawkach i zamknęłam oczy. Skierowałam głowę w stronę słońca. Demony się nie opalają, ale chociaż poudaje. Nagle poczułam, że ktoś mnie szturcha i stoi przede mną, zasłaniając mi słońce. Zdjęłam słuchawki z uszu, ale nie otworzyłam oczu. - Won mi stąd, robisz mi cień. -powiedziałam i uśmiechnęłam się zadziornie. - A pozwoliłem ci siedzieć pod moim drzewem? -odezwał się jakiś męski głos. Otworzyłam oczy i zobaczyłam czerwonowłosego. Stał z skrzyżowanymi rekami na piersiach i patrzył na mnie z zadziornym uśmieszkiem. Uśmiechnęłam się do niego w ten sam sposób. - Nie zauważyłam tutaj twojego imienia. -patrzył na mnie z zamyśleniem. W końcu się odezwał. - Jestem Kastiel Legion. Mów mi Kastiel. -powiedział siadając obok mnie i opierając się o drzewo. - Mal. -odpowiedziałam. - Nieźle załatwiłaś starą, mała. - Nie będzie mi franca mówić, co mam robić, a czego nie. -powiedziałam mu, a on uśmiechnął się do mnie jeszcze bardziej. - Jestem pod wrażeniem. Myślałem że jesteś raczej grzeczną dziewczynką. - Jest jeszcze tyle rzeczy, o których nie wiesz. -uśmiechnęłam się do niego tajemniczo. - Jesteś siostrą Korena? - Brawo, sam do tego doszedłeś? -zapytałam drażliwie. - Dziwi cię to? Macie takie same nazwiska... -nie dokończył bo mu przerwałam. - A może jestem jego żoną, dlatego mamy to samo nazwisko ? -uśmiechnęłam się do niego tajemniczo, a on zrobił zaskoczoną minę i jakby... zazdrosną. Wybuchnęłam śmiechem i uderzyłam go w ramię. - Żartowałam głupolu, jestem jego młodszą siostrą. Tak wugule, to skąd wy się znacie? -uśmiechnął się zadziornie. - Znamy się już od kołyski, ale kiedy miał 6 lat, wyprowadził się. - I nie wiedziałeś, że ma siostrę? -uśmiechnął się do mnie wrednie. - Może nie chciał się do ciebie przyznawać. -popatrzyłam na niego z morderczym spojrzeniem, a ten tylko się zaśmiał. Właśnie miałam zamiar mu dogryźć, ale przerwał nam dzwonek. Wszyscy uczniowie obecni na dziedzińcu zaczęli wchodzić do szkoły, oprócz nas. Patrzeliśmy na nich, ale ani ja, ani Kastiel nie ruszyliśmy się z miejsca. Nagle Kas wyciągnął z kieszeni paczkę fajek, wyciągnął jednego papierosa i podał mi paczkę. - Chcesz? -powiedział patrząc na mnie. - Nie dzięki. - Myślisz, że to szkodliwe? Jaka grzeczna z ciebie mała dziewczynka. -powiedział uśmiechając się wrednie. Wyjęłam ze swojej torby paczkę fajek i wyciągnęłam jednego. - Dzięki, mam swoje. -powiedziałam z uśmiechem. - No, znowu pokazałaś, że nie jesteś grzeczną uczennicą. -powiedział z uśmiechem. - A nie widziałeś jeszcze wszystkiego. -odpowiedziałam i szukałam zapalniczki w torbie.- Cholera, masz ognia? - Jasne. Masz. -odpaliłam papierosa od jego zapalniczki. Zaciągnęłam się papierosem i wypuściłam dym z ust. Kastiel zrobił to samo. Popatrzyłam na jego koszulkę z logiem Winged Skull. jakie to dziwne, że jesteśmy do siebie tacy podobni. - Na co się tak gapisz? -spytał z pół zamkniętymi oczami, wypuszczając dym z ust. Popatrzył na mnie, aż przeszedł mnie miły dreszcz. Uśmiechnęłam się do niego życzliwie. - Widzę, że też jesteś fanem Winged Skull, a już myślałam, że jestem jedyna. - A widzisz, nie jesteś sama. -popatrzyliśmy na siebie i zaczęliśmy śmiać, przepychać, przedrzeźniać i droczyć. Tak dobrze mi się z nim rozmawia. Bardzo go polubiłam, a on chyba mnie też. Dowiedziałam, że tez lubi czerwony, czarny. Jest buntownikiem i gra w zespole, który tworzy ze swoim przyjacielem Lysandrem. Gra na gitarze elektrycznej. Ale jesteśmy do siebie podobni. Popatrzyłam na zegarek w telefonie. Jest już połowa lekcji. Wstałam z trawy. On popatrzył na mnie dziwnie i powiedział. - Mała co robisz? - Idziemy na lekcje. - Co?! Dlaczego?! -siedział z wyprostowanymi nogami, a ja stanęłam pomiędzy jego nogami, aby nie mógł wstać i schyliłam się, nadal stojąc i popatrzyłam jemu w oczy. Może mi się wydawało, ale błyszczały. Mają taki piękny ciemnoczekoladowy kolor. Powiedziałam szeptem. - A nie chcesz po wkurwiać starej? -on się uśmiechnął w taki sposób, że aż przeszły mnie miłe dreszcze. - Chciałbym ją po wkurwiać, ale jeszcze bardziej chciałbym po wkurwiać tego idiotę gospodarza. -odpowiedział. - No chodź, po wkurzamy Srajtanielka na lekcji, gdy będziemy wkurzać jego mętorke wiedzy bezużytecznej. On się zaśmiał i uśmiechnął się do mnie życzliwie, jakbym dała mu jego wymarzony prezent. Odsunęłam się, by mógł wstać. Wstał i poszliśmy w stronę szkoły. - Widziałaś się już z tym gospodarzem? -spytał. - Tak, straszny z niego sztywniak. W życiu nie widziałam większego palanta. Jak tak się będzie ubierał na co dzień, to w czym go pochowają. -powiedziałam, a on wybuchnął śmiechem. - Nadepnął ci na odcisk? -spytał z uśmiechem. Skrzywiłam się i opuściłam głowę, przypominając sobie jak mnie złapał w gabinecie. Wybuchnęłam wtedy gniewem, bo właśnie tak łapał mnie mój "opiekun" kiedy chciał mnie krzywdzić, na rożne sposoby. Myślałam, że już zapomniałam o tym, ale tego pewnie nie wymarzę z pamięci. - Hej mała? -poczułam na ramieniu rękę Kastiela, obrócił mnie w swoją stronę, zatrzymując, bo cały czas szłam, ale nie podniosłam na niego wzroku. -Wszystko gra? -popatrzyłam na niego i kiwnęłam głową i znowu spuściłam głowę. -Zrobił ci coś w tym gabinecie? -powiedział podnosząc mój podbródek i patrząc mi głęboko w oczy. W jego oczach zobaczyłam strach, gniew i... troskę? Chyba pierwszy raz to u niego zobaczyłam. - Nic mi nie zrobił, tylko mnie wkurzył. Mało co, a by w zęby nie dostał. -uśmiechnęłam się do niego, a on również się uśmiechnął. Wyszłam z jego objęć i szliśmy dalej. - Trzeba mu było przywalić. - Inaczej nie moglibyśmy go wkurzać w szkole. -uśmiechnęłam się. Poszliśmy do klasy. Kiedy weszliśmy, głośno się śmialiśmy. Wszystkie twarze skierowały się na nas. Rzuciłam okiem na klasę. W trzeciej ławce siedziała blondyna, która patrzyła, to na mnie, to na Kastiela. Kiedy wracała do mnie wzrokiem, próbowała mnie nim zabić, tak samo jak dwie dziewczyny. Jedna Azjatka, siedziała obok niej i jedna z końskim ogonem za nimi. Popatrzyłam na resztę klasy. W pierwszej ławce zobaczyłam, nie kogo innego tylko... Nataniela hahaha. W przedostatniej ławce zobaczyłam Iris machająca ukradkiem do mnie i uśmiechającą się do mnie przyjaźnie. Popatrzyliśmy na siebie z Kastielem, popatrzyliśmy na zdumioną nauczycielkę i zaczęliśmy się śmiać. Kiedy przechodziliśmy obok Nataniela, popatrzałam na niego i uśmiechnęłam się wrednie. On patrzył na mnie ze zdziwieniem i ze złością. Jakby chciał mi powiedzieć " nie zadawaj się z nim, nie pozwolę na to". Podeszłam do ławki i usiadłam obok Iris. Nauczycielka wróciła do prowadzenia lekcji. Iris ciągle patrzyła, to na mnie, to na Kastiela i jeszcze szerzej się uśmiechała. O co jej chodzi? - Hej. -powiedziałam - No hej. -powiedziała z tajemniczym, radosnym i flirciarskim uśmieszkiem. - Co się tak uśmiechasz? - Zastanawiam się, dlaczego przyszliście razem -wskazała głową na Kasa i jeszcze bardziej się wyszczerzyła. - Czemu miałoby być to dziwne? - Nie było was przez połowę lekcji i przyszliście razem, śmiejąc się, jakbyście się dobrze znali, więc stwierdzam, że przez ten czas byłaś razem z moim kuzynem. - jeszcze bardziej się uśmiechnęła. - Kastiel to twój kuzyn? - Tak. Jest dla mnie jak brat. Jesteśmy bardzo zżyci, bo jego rodzice często wyjeżdżają, a on nie lubi być samotny, więc często się z nim widuje. -powiedziała. Omiotła spojrzeniem po klasie i zaczęła chichotać. Popatrzyłam na nią ze zdziwieniem. - Z czego się tak chichrasz? -ta popatrzyła na mnie i zaczęła się uspokajać. - Śmieję się z reakcji Amber na to, jak zobaczyła ciebie wchodzącą razem z Kasem do klasy. - Oni raczej nie są razem. -powiedziałam. - Skąd to wiesz ? -lekko się zdziwiła. Popatrzyłam na nią z podniesioną brwią. - Kastiel chodzący z takim nadętym plastikiem? Serio? -ona się zaśmiała. - No tak, ale ona się kocha w Kastielu już od podstawówki i wkurza się na każdą, która zbliża się do Kastiela. - Dlaczego? - Bo, według niej, Kastiel jest jej. -powiedziała z grymasem patrząc na tą siksę, teraz gapiącą się, to na mnie, to Iris i Kastiela. - Co za idiotka -powiedziałam. Odwróciłam się do niej i uśmiechnęłam się wrednie, a siksa jeszcze bardziej poczerwieniała na twarzy. - No właśnie, ale to u nich rodzinne. - U jakich "nich" ? -spytałam nic nie rozumiejąc. - Amber jest siostrą Nataniela. -popatrzyłam na nią ze zrozumieniem. - Czyli tępa siksa Amber jest siostrą sztywnego pana gospodarza? To już jest jasne. -zaśmiałyśmy się i zaczęłyśmy luźno rozmawiać. Zadzwonił dzwonek, spakowałyśmy się i wyszłyśmy z klasy. Skończyły się już lekcje, ale Iris mówiła, że musi coś zrobić, więc się rozstałyśmy. Przeszłam się po holu i nagle poczułam lekkie ukłucie na plecach. Odwróciłam się i zobaczyłam uśmiechającego się do mnie chłopaka. Przytuliłam go, a on mnie objął. - Cześć Mal. - Cześć braciszku. -odsunęłam się od niego i przybrałam naburmuszoną minę. Spojrzał na mnie ze zdziwieniem. - Co się stało młoda? -położył mi rękę na ramieniu i uniósł mój podbródek. Popatrzyła na niego ze smutkiem i udawałam zrozpaczoną, ale w środku tarzałam się ze śmiechu. Zaczęłam mówić piskliwym głosem. - Dlaczego sobie wyszedłeś z domu? Chciałam iść z tobą do szkoły, a ty sobie poszedłeś be zemnie. Wiesz co ja czuję? To jest niewybaczalne -tupnęłam noga i popatrzyłam na niego. On popatrzył na mnie z przepraszającą miną. po chwili się zaśmialiśmy. Poczochrał mnie po włosach i mocno objął. - Jak ja ciebie nienawidzę siostrzyczko -powiedział z rozbawieniem. - Ja ciebie tez -powiedziałam z wrednym uśmieszkiem. - Ale też cie kocham siostrzyczko. - A ja ciebie nie, braciszku -powiedziałam i odsunęłam się od niego i zaśmialiśmy się. - Ale jesteś wredna. -powiedział, obejmują mnie ramieniem. - Uczyłam się od ciebie. -uśmiechnęłam się do niego- A tak w ogóle, dzisiaj przychodzi do mnie koleżanka i masz być grzeczny. - Co to za koleżanka. - Iris Baal, ale raczej jej nie znasz. -powiedziałam, a on zrobił zamyśloną minę. -Co? - Zaprzyjaźniłaś się z kuzynką Kastiela? -teraz to ja spojrzałam na niego ze zdziwieniem. -Znasz go? -uśmiechnął się z dumą. -Byliśmy przyjaciółmi do 6 roku życia, ale się przeprowadziliśmy i nie mogliśmy utrzymywać kontaktu. Ale teraz naprawiamy nasze relacje i właśnie chciałem ci powiedzieć, ze wpadnie do nas z kumplem Lysandrem. -umilkł, a potem dodał -wydaje mi się, ale chyba jesteście w tej samej klasie. -Zgadza się. Niezłe z niego ziółko. Kiedy przyszłam na pierwsza lekcje, dostawał opiernicz od nauczycielki. -Zawsze był typem buntownika -popatrzył na mnie i uśmiechnął się zadowolony -pasujecie do siebie. -uderzyłam go lekko w ramię, a ten zaczął się śmiać. - To nie jest kurwa śmieszne! -krzyknęłam - Dobra, uspokój się bo ci żyłka pęknie. -zaśmiał się i mnie przytulił. -To widzimy się w domu, młoda, trzymaj się. -powiedział i zaczął się oddalać. nagle obrócił się w moją stronę i powiedział. -Naprawdę byłaby z was dobra para. -popatrzyłam na niego, mordując go wzrokiem na co uniósł ręce w górę, gestem pokazując, że się poddaje. Poszedł w swoja stronę, a do mnie podbiegła Iris i mocno mnie przytuliła, prawie dusząc. -Mal, tak się stęskniłam! -krzyczała, dusząc mnie swoim uściskiem. - Jeny Iris po pierwsze: czy możesz mnie tak nie dusić? -powiedziałam, a Iris odsunęła się ode mnie lekko zarumieniona. -Po drugie: nie widziałyśmy się 15 minut. A tak w ogóle, to co miałaś do zrobienia? -powiedziałam, a za plecami Iris zobaczyłam dwóch, wysokich chłopaków. Byli do siebie trochę podobni, ale nie za bardzo. Jeden z nich miał strasznie kolorowe ubrania, niebieskie oczy i różowe oczy. Ten drugi miał czarne włosy, fioletowe oczy i zwykłe ubrania. Obaj uśmiechali się do mnie życzliwie. Podeszli do nas. -To jest Alexy. -powiedziała Iris pokazując ręką na niebieskowłosego. ten wytrzeszczył się do mnie. - A to Armin, jego brat bliźniak. -wskazała ręka na fioletowookiego. Ten uśmiechnął się szerzej. - Hej, jestem Alexy. -powiedział chłopak, wyciągając do mnie rękę. - Mal -odpowiedziałam i uścisnęłam jego rękę. Podszedł do nas czarnowłosy. - Armin -zrobił, to co brat. - Mal -odpowiedziałam. Pogadaliśmy jeszcze trochę, a potem poszłam do mojej szafki. Kiedy zamykałam szafkę, zobaczyłam ta czerwoną małpę, opierającą się o szafki, z skrzyżowanymi rękami na piersi. Patrzył na mnie. Zrobiłam ta samą pozę i spojrzałam na niego. - Co jest? -spytałam - Co robisz? - Zamierzam opuścić to miejsce kaźni, zwane szkołą. -powiedziałam ,a ten się zaśmiał. - Ten kretyn pokazał ci szkołę? -powiedział i wskazał głową na pokój gospodarzy. - Nie. -uśmiechnął się. - Chodź. Pokarze ci czadowe miejsce. -Powiedział to i ruszył w kierunku dziedzińca, a ja za nim. - A jeżeli będę żałowała, że z tobą poszłam? -spytałam. - Nie będziesz niczego żałować - powiedział, po czym uśmiechnął się do mnie. Poszliśmy na tyły szkoły i znaleźliśmy się przed klatką schodową z tabliczką "wejście TYLKO dla personelu". Kastiel wyciągnął klucze i przekręcił zamek w drzwiach. Zachichotałam. - Z czego się śmiejesz? -spytał, patrząc na mnie zdziwiony. - Niewiedziałam, że tu pracujesz. -pokazałam na tabliczkę i klucze w jego ręku. Parsknął śmiechem. - "Pożyczyłem" te klucze od naszego dobrego przyjaciela gospodarza. -Wnioskuję, ze Nataniel nie ma pojęcia o tym "pożyczeniu"? -uśmiechnął się zadziornie. Odwzajemniłam uśmiech i weszliśmy do środka. Szliśmy w górę, aż przestałam się orientować na którym piętrze jesteśmy. Kas zatrzymał się przed jakimiś drzwiami, o zbawco. Złapał za klamkę i odwrócił się w moja stronę. - Zamknij oczy. -polecił. - Chcesz mnie zabić? - To niespodzianka. -uśmiechnął się. Zamknęłam posłusznie oczy i lekko się uśmiechnęłam. Usłyszałam, że drzwi się otworzyły i że czyjeś ręce delikatnie zakrywają mi oczy. Wiedziałam, ze to Kastiel. Jakie on ma delikatne dłonie. Zaczął mnie delikatnie prowadzić. Wyszliśmy z klatki na świeże powietrze. Delikatnie położyłam swoje dłonie na jego, próbując je ostrożnie ściągnąć, żeby coś zobaczyć, ale on bardziej się do mnie przybliżył i wyszeptał mi do ucha: - Nie otwieraj oczu. -przestałam się z nim siłować, ale nie opuściłam dłoń z jego. Kas nagle stanął. - Już? -spytałam. - Już. -opuścił ręce. Otworzyłam oczy i oniemiałam z wrażenia. Byliśmy na dachu liceum i patrzyliśmy na nasze miasto. Zobaczyłam rezydencje demonów (każdy ród demonów ma swoją rezydencje). Zobaczyłam swoją i muszę przyznać, że była trochę bardziej bogatsza od innych. Widziałam też centrum handlowe, sklepy, park i inne miejsca. Popatrzyłam się na Kastiela. Opierał się bokiem o drzwi i patrzył na mnie rozbawionym wzrokiem, uśmiechając się zadziornie. Podeszłam do niego. - Dziękuje. Jednak się nie rozczarowałam. - Mówiłem. Czasem tu przychodzę, kiedy się wkurzę, ale przychodzę tu też żeby odpocząć. To miejsce mnie relaksuje. Rozmawialiśmy jeszcze trochę, siedząc obok siebie na dachu. Po jakimś czasie wstaliśmy i wyszliśmy ze szkoły. Kastiel zaproponował, żeby mnie odprowadzić. Okazało się, że Kastiel mieszka dom dalej od mojego. Pożegnaliśmy się przed moim domem i ruszyliśmy każdy w swoją stronę. Weszłam do domu rozmyślając nad dzisiejszym dniem i o niedługiej wizycie w moim domu rudowłosej. Cześć wszystkim. Sory, że dodawałam ten rozdział w kawałkach, ale mam małe problemy, no i tak wyszło ;C. Następne rozdziały, będę już dodawać w całości. Wielkie dzięki za komentarze, bardzo podnoszą na duchu i za ocenianie. Mam jeszcze taką małą prośbę. W komentarzach możecie pisać, co myślicie o opowiadaniu (tylko szczerze) i co ewentualnie mogę poprawić? ,ponieważ to moje pierwsze opowiadanie i nie mam wprawy. Jak chcecie, możecie też pisać, co się wam w nim podoba i pomysły na kolejny rozdział. Pozdrawiam wszystkich ;* <3. |
Rozdział 2
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
Poszłam do łazienki. Zmyłam makijaż i wzięłam szybki prysznic. Owinięta ręcznikiem, z turbanem na głowie weszłam do mojej garderoby. Wygrzebałam z niej czarną koszulkę z czerwonym napisem "I am evil" z wycięciami po bokach, więc było widać mój czarny stanik. Znalazłam jeszcze ciemnoczerwone, jeansowe, poszarpane spodenki. Idealnie. Jeszcze do tego czarne trampki. Wzięłam zestaw i wróciłam do łazienki. Założyłam komplet, a włosy związałam w wysokiego kucyka. Spojrzałam na zegarek 16:10. Za 50 minut przychodzi Iris, a ja nie mam co robić. Niedaleko domu jest park. Postanowiłam się do niego przejść. Założyłam swoją czarną, skórzaną kurtkę i wyszłam z domu. Po 5 minutach doszłam do parku. Był naprawdę piękny. Jeszcze piękniej wygląda pewnie wiosną, nie wiem, ponieważ teraz mamy późne lato. Z moich rozmyślań wyrwało mnie lekkie tracenie mojej nogi. Spuściłam wzrok i zobaczyłam, siedzącego u moich stóp, dużego owczarka francuskiego, łaszącego się do mnie. Pies był cały czarny, gdzieniegdzie brązowy. Kiedy się zorientował, że zwróciłam na niego uwagę, zaczął machać ogonem i lizać moją rękę. - Chcesz, żebym cię pogłaskała? -spytałam, na co czworonóg jeszcze bardziej się ucieszył. Kucnęłam przed nim i zaczęłam go głaskać. Po chwili pies położył się na plecach i wystawił łapki do góry. - Podobają ci się pieszczoty, lizusie? - zaśmiałam się, a ten w odpowiedzi szczeknął wesoło. Zaczęłam go głaskać, śmiejąc się. Pies zaczął ruszać tylnią łapką z zadowolenia. Nagle usłyszałam znajomy głos. - Demon! Do nogi! -krzyknął chłopak. Popatrzyłam do góry i zobaczyłam Kasa, trzymającego smycz. Pies wstał i popatrzył na niego, potem na mnie i usiadł koło mnie. - On chyba woli mnie. -zaśmiałam się. Zaczęłam znowu głaskać psa, a on przewrócił się na plecy, skulił łapki i zaczął ruszać tylnią łapką. Kastiel patrzył na nas zaskoczony. - Zepsułaś mi psa. - On chyba lubi pieszczoty, tak jak jego pan. -powiedziałam z wrednym uśmiechem. - Taa, jasne. - Jak się wabi? - Demon. - Demon? Groźnie. -powiedziałam, przestając głaskać psa. - Tak miało być. -uśmiechnął się dumnie. - Niby ma groźne imię i wygląd, ale w środku jest pieszczochem i na dodatek jest taki słodki. -ostatnią część zdania powiedziałam bardzo przesłodzonym głosem. - Jak ty to robisz? - Co? - Demon nie lubi sam przebywać z obcymi. Robi się wtedy nerwowy i niespokojny. Sam do ciebie przybiegł, słucha się ciebie i się do ciebie łasi, a on tego nigdy nie robi. Jak ty to robisz? Zawsze jest agresywny i niebezpieczny, a przy tobie jest potulny i grzeczny. Jak? -uśmiechnęłam się tajemniczo. - To dar. -prychnął. - Demon, do nogi! -powiedział. Pies wstał i popatrzył się na mnie. - Demon! Do pana. -powiedziałam, a pies schował ogon pod siebie i podszedł do Kasa. Ten zapiął mu smycz i popatrzył na mnie. Uśmiechnął się zadziornie. - Wyglądasz jakbyś lubiła psy. Chcesz pójść ze mną i Demonem na spacer? - Chciałabym, ale o 17:00 przychodzi do mnie Iris, więc muszę już iść. - To ja z Demonem odprowadzimy cię. Też chciałem już wracać, tylko ktoś mi uciekł. -ostatnią część zdania powiedział, patrząc na psa. Podał mi rękę i pomógł mi wstać. Zdziwiłam się jego propozycją, ale bardzo mi się spodobałam. Nie wiem czemu, ale chcę z nim spędzić trochę czasu poza szkołą. Szliśmy jakieś kilka minut, ciągle rozmawiając, przedrzeźniając się i lekko popychając. Strasznie się przy tym śmialiśmy. Już dawno nie czułam się tak dobrze z kimkolwiek. Demon postanowił przyłączyć się do naszych przepychanek. Skoczył na mnie od tyłu, kiedy go nie widziałam. Runęłam na ziemię. Kiedy podniosłam wzrok, zobaczyłam przede mną Kastiela. Na jego twarzy było widać przerażenie i troskę. Za nim zobaczyłam Demona, który patrzył na mnie ze skruchą, jakby chciał powiedzieć "Błagam, wybacz mi. Bardzo cię lubię i chciałem się tylko pobawić, wybacz mi". Spojrzałam na swoje kolano. Było zadrapane i trochę bolało. - Nic ci nie jest? -spytał Kas, wyciągając do mnie rękę i pomógł mi wstać. - Nic, tylko zadrapałam kolano. -przykleił mi plaster na kolano. - Dzięki. -uśmiechnęłam się do niego życzliwie. - Nie ma sprawy. -odwzajemniłam uśmiech. Demon zaczął się do mnie zbliżać ze skruchą i stanął przede mną. - Odsuń się od niej! -krzyknął na niego Kas- Już dość jej zrobiłeś. Schyliłam się do psiaka i pogłaskałam go po łepetynie. - Och, przestań już na niego krzyczeć. Chyba już zrozumiał swój błąd, prawda łobuzie? - Hau! Hau! -szczeknął uradowany i zaczął lizać moja dłoń. Zaczęłam go pieścić po policzku. - Stary, jakie ty masz pieszczoty. Zazdroszczę ci. - Tez chcesz? -zapytałam Kasa z rozbawiona miną. Uśmiechnął się. - No jasne. -zaśmiał się. Podeszłam do niego i pogłaskałam go po policzku. Nie wiem dlaczego, ale ten gest sprawił, że przeszły mnie znowu te przyjemne dreszcze. Spojrzałam w jego ciemnoczekoladowe oczy, które patrzyły na mnie takim czułym wzrokiem. Jego oczy były wpatrzone we mnie, jakby zapomniały o całym świecie. Ja również nie mogłam oderwać od niego wzroku. Jego oczy mnie zahipnotyzowały. Nie widziałam nic poza nim. Jednak tę wymianę spojrzeń przerwało nam szczekanie Demona. Oderwaliśmy od siebie wzrok, po czym Kastiel odprowadził mnie do domu. Pożegnałam się z psem i chłopakiem. Kiedy widziałam jak odchodzi, poczułam jakieś ukłucie w sercu. Jednak odwrócił się i pomachał mi ręką. Odmachałam mu i weszłam do domu. Zamknęłam drzwi i zobaczyłam, że na zegarku jest 16:55, a miałam być tam tylko chwilę. Usiadłam na kanapie i rozmyślałam nad tym, co się stało w parku. Dlaczego jego spojrzenie tak na mnie podziałało i dlaczego ja nie mogłam oderwać od niego wzroku? Przecież znam go jeden dzień. Nie mogłam się w nim tak szybko zakochać, chociaż? Bardzo mi się podobał jego wizerunek, sposób bycia i jego wygląd. Te jego ognistoczerwone włosy bardzo mi się podobają i te jego ciemnoczekoladowe oczy. Bardzo mnie on intryguje. Nie wiem czy jestem w nim zakochany lub zauroczona, ale bardzo dobrze się czuje, gdy z nim jestem. Z moich rozmyślań wyrwało mnie głośne pukanie do drzwi. Otworzyłam je i zobaczyłam uśmiechnięta od ucha do ucha Iris z wyciągniętymi rękami w moją stronę. - Mal! -krzyknęła. - Iris! -odkrzyknęłam i rzuciłyśmy się sobie w objęcia. - Tak się za tobą stęskniłam Mal. -powiedziała, wtulając głowę w moje włosy. - Ja za tobą też. -powiedziałam, jeszcze mocniej ją obejmując. -Wejdźmy do środka. Kiedy zamknęłam drzwi, weszłyśmy do salonu. Był duży, połączony z jadalnią. Znajdowały się tam kręte schody na wyższe piętra. Ściany były pomalowane na jasny szary i ciemniejszy szary. - Wow! Jaki ty masz przepiękny dom. Moja rezydencja jest znacznie mniejsza od twojej. -mówiła z szeroko otwartymi oczami, jakby się bała, że to zaraz zniknie. - Przestań tak mówić, zawstydzasz mnie. -zaśmiałyśmy się. -Chcesz coś do picia?- spytałam, gdy weszłyśmy do kuchni. - Masz sok pomarańczowy? -spytała i otworzyła lodówkę. - Olej ten sok, dawaj ze mną wudżitsu. -wyrwałam jej karton z sokiem. Zaczęłyśmy się głośno śmiać. Nalałam do dwóch szklanek sok i jedną z nich dałam dziewczynie. - Idziemy do mnie, czy chcesz zostać w salonie? -spytałam, a dziewczyna się uśmiechnęła, robiąc kompletnego banana na twarzy. - No jasne, że do ciebie. Pobuszuje ci trochę po pokoju i w garderobie. Zobaczę, w co się ubierasz. -uśmiechnęła się do mnie promiennie, ciągnąc mnie za rękę w kierunku schodów. - Panie, miej mnie w opiece. -powiedziałam, a Iris tylko lekko uścisnęła moją rękę, próbując mnie pocieszyć. - Nie martw się, nie zrobię ci bajzlu. -uśmiechnęłam się. Doszłyśmy na górę i stanęłyśmy w trochę długim korytarzu. - Prowadź. -powiedziała Iris. Szłyśmy korytarzem, mijając wiele drzwi. Minęłyśmy sypialnię z łaźenką należącą do moich rodziców. - To jest pokój mojego starszego brata. -powiedziałam, a Iris się zatrzymała z zaskoczoną miną. -Coś się stało? -spytałam, kładąc rękę na jej ramieniu. - Nic nie mówiłaś, że masz brata. - Nazywa się Koren Jonathan Lucyfero, ale każdy mówi na niego Koren. - On nie będzie miał nic przeciwko temu, że... - ...Że wparujesz do jego pokoju w poszukiwaniu jego zdjęć bez koszulki? -powiedziałam i uśmiechnęłam się wrednie. Prychnęła i walnęła mnie w ramię. - Dobra, chodź. Dokończymy te rozmowę w najważniejszym, jak na razie, dla ciebie pokoju w tym domu. -powiedziałam z tajemniczym uśmiechem. Popatrzyła na mnie zaskoczona. - Dlaczego "na razie"? - No, kiedy zostaniesz moją szwagierką, to znaczną część czasu będziesz spędzać u mojego brata w pokoju. -znowu mnie walnęła, cała czerwona na twarzy. Zaśmiałyśmy się i zaczęłyśmy przechodzić obok pokoi gościnnych (4). - Mam już dla ciebie idealne przezwisko -powiedziała. Popatrzyłam na nią pytająco. -Diabełek. -uśmiechnęłyśmy się. - Podoba mi się. Dotarłyśmy do mojego pokoju. Otworzyłam drzwi. Iris wyglądała, jakby za chwilę miała dostać zawału z zachwytu. Rozejrzała się po pokoju i usiadła na moim łóżku. Usiadłam obok niej. - Mam tylko jedno słowo o twoim pokoju. WOW! -zaśmiałam się. - Nie przesadzajmy... -zaczęłam, ale dziewczyna mi przerwała. - Nie przesadzajmy? Diabełku, to pokój MARZEŃ. Nigdy nie myślałam, że zobaczę takie cudo, a tu proszę. -złapała mnie za rękę i popatrzyła głęboko w oczy. -Mal? - Tak? - Błagam, ADOPTUJ mnie. -dostałyśmy głupawki i zaczęłyśmy tarzać się po łóżku. Kiedy się uspokoiłyśmy, usiadłyśmy z powrotem na łóżku. Iris popatrzyła w stronę garderoby. - Śmiało. Przecież nic ci nie zrobię, jeżeli tam wejdziesz. - Naprawdę mogę? -spytała niedowierzając. - Jasne. -uśmiechnęłam się. Iris objęła mnie uradowana. Wskoczyła do szafy. - O ja nie mogę! Mal, pozwól mi to zabrać. -mówiła, a ja śmiałam się. Wyszła z garderoby i usiadła obok mnie. - Masz świetnie wyposażoną garderobę, ale mam pytanko. -powiedziała. - Wal. - W czym pójdziesz na bal wiktoriański? - Na co? - Na bal wiktoriański. Nie wiedziałaś o nim? -pomachałam przecząco głową. -Co roku organizują w szkole bal wiktoriański. Chłopcy zapraszają dziewczyny. Jest obowiązek ubrania się w strój z epoki wiktoriańskiej. Dziewczyny muszą mieć suknie. - Nie mogą być krótkie sukienki, tak do kolana? - Nie. Bal odbędzie się za tydzień, więc pojutrze idziemy na zakupy. -powiedziała z promiennym uśmiechem - Nie słyszę żadnych sprzeciwów. - Nawet nie zamierzam. Chętnie się z tobą przejdę na zakupy, ale tobie też coś znajdziemy. - Okej. Zobaczysz, będziemy wyglądać nie-ziem-sko. Będzie świetnie, zobaczysz. -poklepała mnie po ramieniu. - Na pewno, ale martwię się, że nikt mnie nie zaprosi. -na te słowa ruda mocno uderzyła mnie poduszką w głowę. Zabolało. -Ała! - Głupia jesteś?! Nikt cię nie zaprosi? Głupoty gadasz. - No tak,, nikt mnie nie zaprosi, bo jestem nowa i... - ...i wywarłaś na nas świetne wrażenie. -popatrzyła się na mnie z tajemniczym uśmieszkiem. -Wydaje mi się, że spodobałaś się niektórym chłopakom z klasy. - Tak sądzisz? - No pewnie. Kiedy weszłaś z Kasem do klasy, Nataniel patrzył na niego bardziej nienawistnym wzrokiem niż zwykle i tak jakby chciał powiedzieć "przestań się wokół niej kręcić, ona jest moja". -prychnęłam. - Dobrze, ale to Nataniel, co nie oznacza, że inni chłopcy... - A Kastiel? -spytała. Chyba serce mi stanie. - Co Kastiel? - Kiedy weszłaś na samym początku do klasy, nie spuszczał z ciebie wzroku. -uśmiechnęła się szczęśliwa. - Ale... - Widziałam, jak patrzycie na siebie przed lekcjami na dziedzińcu. Stał pod drzewem razem z Lysandrem i jakimś super ciachem, ale patrzył na ciebie i to takim wzrokiem, jakiego u niego nigdy nie widziałam. Ty tez na niego tak patrzyłaś. Nie mogliście oderwać od siebie wzroku. -uśmiechnęła się, jakby tamta sytuacja bardzo ją uszczęśliwiła. Zaśmiałam się. - Z czego się śmiejesz? - Powiedziałaś z "super ciachem"? - Tak. W sumie to mogłabyś z nim pójść. - Uwierz, nie mogę -krztusiłam się ze śmiechu. - Dlaczego? Jesteś piękna, a on przystojny, więc takie ciacho na pewno się ciebie spyta, więc czemu nie? - Bo to " super ciacho " to właśnie mój brat Koren. - N-naprawdę? -zrobiła się cała czerwona. Poklepałam ją po ramieniu. - Ktoś już ciebie zaprosił? -spytałam - W tamtym roku byłam z Alexym, ale powiedział,że w tym roku mu się nie chce. -rozejrzała się po pokoju. -Nie wiedziałam, że grasz. -pokazała na moją wiszącą gitarę elektryczną. - Uwielbiam grać. Jestem fanką rocka. -gadałyśmy jeszcze do 19:30. Potem Iris musiała już wracać. Odprowadziłam ją do drzwi, uścisnęłyśmy się na pożegnanie i każda poszła w swoją stronę. Wróciłam do swojego pokoju, wzięłam gitarę elektryczną i zeszłam z nią do salonu. Usiadłam pod ścianą na dywanie i zaczęłam grac, zatapiając się w dźwiękach instrumentu. Kiedy skończyłam grać, ktoś się odezwał. - Bardzo pięknie grasz. -odskoczyłam przestraszona. Podniosłam głowę i zobaczyłam białowłosego, wysokiego chłopaka z dwukolorowymi oczami.- Wybacz, że cię wystraszyłem. -uśmiechnął się do mnie życzliwie. Ubrania miał w stylu wiktoriańskim.- Jestem Lysander. - Jestem Mal, miło poznać. - Wstałam z podłogi. podeszłam do niego z wyciągniętą ręką. - Mi również miło. -ujął moją dłoń, przyłożył ją do swoich ust i pocałował. Co za dżentelmen. - O, widzę, że już się poznaliście. -Do pokoju wszedł Koren, a za nim Kas. Moje serce podskoczyło na widok czerwonowłosego. Przytuliłam się z bratem, przywitałam się z czerwonowłosym i usiedliśmy w salonie. Ja z bratem na kanapie, Kas naprzeciwko mnie, a Lys w fotelu. Wzięłam gitarę na kolana, żeby mój brat mógł usiąść. - Jak tam twoje kolano? -spytał buntownik z obojętna mina, ale w jego oczach zobaczyłam troskę. - Co się stało? -spytał Koren z niepokojem w głosie zwracając się do mnie. - Przewróciłam się i zdarłam kolano, a Kastiel je opatrzył -uśmiechnęłam się do chłopaków, próbując ich uspokoić. -Już jest dobrze. -Czerwonowłosy uśmiechnął się i zwrócił uwagę na gitarę na moich kolanach. - Grasz? -spytał. - Muzyka to moja pasja, a moim ulubionym gatunkiem jest rock. - Proszę, proszę. Mal, wiesz co dobre. -uśmiechnął się zadziornie. -Masz rogatą duszę mała. -mrugnął do mnie, a ja uśmiechnęłam się do niego flirciarsko. Koren zaczął się śmiać, obejmując mnie ramieniem i poczochrał mnie po włosach. - Mnie to mówisz stary? -powiedział do buntownika. - Ona wygląda na miłą, ale charakter ma iście szatański i niestety użeram się z nią 16 lat. -popatrzyłam na niego groźnie i pogroziłam mu palcem. - Jeszcze jedna taka głupia uwaga, a nie dożyjesz kolejnego dnia. -usłyszałam jak Lysander śmieje się z Kastielem. - Dobra, już dobra Mal. Uspokój się. Zagraj nam coś. - No właśnie. -poparł go buntownik. -Pokaż mała, co potrafisz. - A ty Lys? - Z miłą chęcią posłucham. -wzięłam gitarę i zaczęłam coś grać, kompletnie zatapiając się w muzyce. Czułam, jak kostka w mojej dłoń drga, po dotknięciu strun. Czułam też rękę przesuwającą się w dół i w górę gryfa. Kiedy skończyłam grać, popatrzyłam się na twarze mojej widowni. Koren patrzył się na mnie z dumą, Kastiel z lekkim zdziwieniem i zadowoleniem, a Lys patrzył na mnie z zainteresowaniem. - Nieźle grasz. -przyznał Kas. -Nawet bardziej niż nieźle. -uśmiechnął się tym swoim uśmieszkiem. Kas mnie pochwalił. SZOK. - Pięknie grasz. -powiedział szczerze Lysander, uśmiechając się i klaszcząc w dłonie. - Nie mówiłem, że jest najlepsza? -powiedział dumnie Koren, wypinając pierś i obejmując mnie ramieniem. - Ale i tak nie dorównuje mi w grze -powiedział Kastiel z wrednym uśmieszkiem. - Kastiel... -zaczął Lys, ale mu przerwałam. - On ma rację. -spojrzeli na mnie zdziwieni. -Nie dorównuje mu. -uśmiechnęłam się do buntownika łobuzersko. - Ja go przewyższam. -wszyscy zaczęli się śmiać, ale buntownik udawał obrażonego. Wystawiłam w jego stronę język. On prychnął rozbawiony i zaczął się z nami śmiać. Okazało się, że Lys pisze piosenki i je śpiewa, a Kastiel układa melodię i gra na gitarze elektrycznej. Rozmawialiśmy na różne tematy, ale cały czas czułam na sobie spojrzenie czerwonowłosego. Doszła godzina 21:30 i chłopcy musieli się zbierać. Pożegnaliśmy się, zjadłam razem z Korenem kolacje i poszłam do swojego pokoju. Powiesiłam swoją gitarę na ścianę i przebrałam się w piżamę, składającą się z szarej podkoszulki z wąskimi ramiączkami i krótkich, ciemnogranatowych spodenkach. Runęłam na łóżko i zasnęłam, rozmyślając nad dzisiejszym dniem. Wstałam o 6:45. Wzięłam komplet ubrań (później wstawię fotkę) i poszłam do łazienki. Wzięłam gorącą kąpiel i założyłam swój struj. Lekko podmalowałam oko i usta, a włosy delikatnie rozczesałam. Wyszłam z łazienki i pościeliłam łóżko. Przypomniałam sobie moją wczorajszą rozmowę z Iris o chłopakach. Zeszłam do kuchni i spojrzałam na tarcze zegara, 7:15. Zrobiłam sobie płatki na mleku i usiadłam przy stole w jadalni. Założyłam swoją czarną, skórzaną kurtkę, wzięłam torbę z zeszytami i innymi rzeczami i wyszłam z domu. Zamknęłam drzwi i ruszyłam w kierunku szkoły. Miałam jeszcze pół godziny do lekcji, więc postanowiłam pójść do sklepu po fajki. O 7:50 byłam już na dziedzińcu. Nie widziałam tam Kastiela. Pewnie nie przyjdzie na pierwszą lekcję. Cały on. Już miałam wchodzić do szkoły, gdy poczułam, że ktoś chwyta moją dłoń, ale nie zdążyłam się odwrócić, żeby zobaczyć twarz. - Mal -Nie. Tylko nie ten głos. Cześć. Nie wiem czy rozdziały mają być trochę krótsze, czy dłuższe? Napiszcie mi w komentarzu, i taki mały konkursik (bez nagród (sory :C)). Jak myślicie, kto złapał Mal za rękę? Piszcie w komentarzach. Powodzenia. Nie wiem kiedy kolejny rozdział. Zależy od weny, ale jadę jeszcze na tygodniowy biwak i prawdopodobnie przez tydzień nic nie dodam, ale spokojnie. Na wyjeździe będę też tworzyć, więc rozdział powinien się pojawić za dwa tygodnie. Pozdrawiam czytelników i moją przyjaciółkę Natkę <3 |
Rozdział 3
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
- Mal.- Nie. Tylko nie ten głos. Dobrze wiedziałam, czyją twarz zobaczę, jeśli się odwrócę, a tak bardzo nie chciałam oglądać tej twarzy do końca życia.- Jak się cieszę, że cię widzę.- powiedział rozradowany głos. - Ja wręcz przeciwnie. Co ty tu robisz Kentin?- spytałam z wyraźną niechęcią w głosie i odwróciłam się do chłopaka. Nic się nie zmienił. Nadal nosił te same spodnie moro, czarną podkoszulkę, a na niej rozpiętą, białą koszulkę. Chłopak uśmiechnął się do mnie. - Jak to czemu? Przeprowadzałaś się, więc poprosiłem ojca, by też się tu przeprowadzić. Teraz już nic nas nie rozdzieli.- zbliżył się do mnie, ale się odsunęłam, mocno się powstrzymując, by go nie zdzielić po tej uśmiechniętej mordzie. Miałam go NIGDY nie widzieć, a tu proszę.- Prosiłem ciebie, żebyś mówiła do mnie Ken...- przerwałam mu - Będę do ciebie mówiła, jak mi się podoba Kentin!- wykrzyczałam mu to w twarz.- Po jaką cholerę przeprowadziłeś się za mną?! Ja chciałam się od ciebie uwolnić. Zrozum, ja ciebie NIE KOCHAM. Doszło?- odwróciłam się od niego i chciałam odejść, ale kretyn mnie złapał za ramiona i odwrócił w swoją stronę. Mocno mnie trzymał.- Puść mnie kretynie!- krzyknęłam, ale on nie puścił, tylko bardziej mnie do siebie przyciągnął. - Ale dlaczego? Mal, zrozum, że ja ciebie kocham do szaleństwa i nie mogę o tobie zapomnieć. Chciałbym, abyś to zrozumiała i przyznała się do swoich uczuć, co do mnie. - Chcesz znać moje uczucia, co do ciebie?- pokiwał głową.- Nienawidzę cię i odwal się ode mnie! Jedyne, co do ciebie czuję to nienawiść i obrzydzenie. - Jeżeli mi pozwolisz, to pokaże ci, że czujesz do mnie miłość. - Co ci strzeliło...- nie dokończyłam, bo zaczął mnie namiętnie całować, przyciskając mnie do siebie. Próbowałam się wyrwać, ale tylko zaciskał jeszcze bardziej uścisk, prawie mnie miażdżąc. Wpadałam na pewien pomysł. Ugryzłam go w dolną wargę. Kiedy lekko odskoczył, zauważyłam, że z jego wargi leci krew. Wykorzystałam okazję, że trzymał mnie słabiej. Wyrwałam jedną rękę i sprzedałam mu prawego sierpowego. Zatoczył się, puszczając mnie. Odwróciłam się i chciałam wejść do szkoły, ale poczułam, że ścisnął moje nadgarstki. Bolało. - Puść mnie debilu! - Ale ty musisz... - Nie słyszałeś palancie, co dziewczyna ci powiedziała? Masz ją pościć!- Usłyszałam znajomy głos, a potem zobaczyłam czerwoną czuprynę, która odciąga Kentina ode mnie, wykonuję piękną serię ciosów na jego twarzy i powala na łopatki, lekko zakrwawionego chłopaka. Kastiel podszedł do mnie z niepokojem. - Wszystko w porządku? Nie jesteś ranna? - Nie, wszystko jest spoko.- Uśmiechnęłam się do niego. Objął mnie ramieniem. - Dobrze, a ty...- powiedział, patrząc na bruneta z obrzydzeniem- Masz się trzymać z dala od niej, jasne?- powiedział, a ja spojrzałam na zegarek w telefonie 8:05. Już 5 minut lekcji, no pięknie. Nie to żebym się bardzo przejęła, ale teraz miałam zajęcia z opętania (ciekawy przedmiot, nieprawdaż?), a na tą lekcje, oprócz wf-u, nie chciałam się spóźnić. - Kas, chodź na lekcje. - No dobra.
- To ten pojeb ci to zrobił? - Tak.- powiedziałam cicho. Wstyd mi, że Kas musiał mnie bronić. Ech, moja pieprzona duma. Nie pozwalam się nikomu chronić. Muszę radzić sobie sama. - Niech ja go dorwę...- powiedział Kas ze złością, zaciskając rękę w pięść, aż mu kostki zbielały. - Nie musisz mnie bronić.- powiedziałam stanowczo. Uśmiechnął się do mnie, tym swoim uśmieszkiem. - Wiem, widziałem. Masz dobrego prawego sierpowego i nieźle go ugryzłaś. - W-w-widziałeś to wszystko?- pokiwał głową. - Od początku do końca. Po twoim uderzeniu, nie chciałbym być na jego miejscu.- uśmiechnęłam się do niego lekko. - Spróbował byś, coś takiego mi zrobić.- zaśmiał się krótko, a potem spoważniał. - Dlaczego nie mogę cię chronić? Dlaczego mi nie pozwolisz?- popatrzyłam na niego zdziwiona. Czy on właśnie powiedział, że chciałby mnie chronić? No cóż. Ufam mu i powiem prawdę. - Wstyd mi, że musiałeś interweniować. Nie chcę, by mnie ktoś chronił, albo bronił. Czuję się wtedy ciężarem i słaba, że nie potrafię sama się bronić. Zazwyczaj radzę sobie sama. - Nie jesteś sama.- powiedział, patrząc mi w oczy. Cholera, znów te dreszcze. Ma on takie piękne, czekoladowe oczy. - No dobrze. Jeżeli znowu będzie czegoś chciał, to ci powiem. Zadowolony?- uśmiechnęłam się do niego wrednie. Odwzajemnił uśmiech. - Tylko wiesz, że moje usługi nie są darmowe.- przybliżył się trochę do mnie. - A jaka jest twoja cena?- spytałam, również się do niego przysuwając. - Hmm, niech pomyślę.- udał zamyślonego. Zdałam sobie sprawę, że nasze twarze dzieli zaledwie kilka centymetrów. Siedzieliśmy tak wpatrzeni w siebie, aż usłyszeliśmy cichy głos Iris. - Ej, gołąbeczki. Przykro mi, że wam przerywam tę namiętną scenę, ale stary (czyt. Faraz) mówi o balu.- Ocknęłam się z tego transu i zwróciłam uwagę na to, co mówił facet o balu. Okazało się, że bal będzie wiktoriańsko-gotycki i każdy może się przebrać w strój gotycki, albo wiktoriański. Dziewczyny muszą być w sukniach, ale mogą w trakcie balu się przebrać w sukienki (oczywiście w którymś z tych styli). Oczywiście, chłopcy muszą zaprosić dziewczyny na bal. Nadal się zastanawiam, kto mnie może zaprosić. Zobaczyłam, że Iris podaje mi liścik. Rozwinęłam go i zobaczyłam, co jest napisane "Zakupy dzisiaj po szkole. Powiedz z kim idziesz. Powybieramy jakieś ciuszki. Jaki bierzesz styl?". "Gotycki rzecz jasna, a ty?" odpisałam jej. Oddałam jej karteczkę i po chwili dostałam ją z powrotem. "Wiktoriański, pogadamy na zakupach". Usłyszałam dzwonek na przerwę. Wzięłam torbę i wyszłam z klasy. Postanowiłam pójść na koniec korytarza, trochę odpocząć i pomyśleć, co mam zrobić z Kentinem.
- Cześć...- powiedziałam. - Możemy porozmawiać?- powiedział stanowczo. - No dobra.- powiedziałam z obojętną miną.- Ale możesz mnie już puścić. - A tak, przepraszam.- powiedział, lekko zarumieniony. Kiedy mnie puścił, skrzyżowałam ręce na piersiach. Spojrzałam na niego wyczekująco. - Miałbym do ciebie prośbę. - Słucham? - Przestań się zadawać z tym buntownikiem.- powiedział władczym tonem. - Że co proszę?- nie dowierzałam w to, co powiedział.- Co cię obchodzi, z kim się zadaję, co? Ja tobie jakoś nie mówię, z kim masz się zadawać. Będę się przyjaźnić z kim chcę.- chciałam już odejść, ale złapał mnie za ramię i zmusił mnie, do pozostania na miejscu. Patrzyłam na niego wrogo. - Nie pozwolę na to.- nadal mówił tym tonem.- Ty nie powinnaś robić, tak samo jak Kastiel. Ty nie jesteś taka jak on. - Jaka? Zła? Podła? Jeżeli myślisz, że Kastiel jest zły, lub podły, to się grubo mylisz. Jedyną podłą osobą w tej szkole jaką znam, jesteś ty. - Nie mów tak... - Jak ma mówić?!- zaczęłam krzyczeć- Każesz mi zerwać z nim kontakt, bo tobie się to nie podoba. Kto jest bardziej podły? - Zrozum, on cię sprowadzi na złą drogę!- podniósł głos. - No to niech sprowadza!- krzyknęłam. Poczułam, że ktoś staje za mną. Nie musiałam się odwracać, żeby wiedzieć kto to. Poczułam zapach papierosów, połączony z pięknymi, męskimi perfumami. Na twarzy Nataniela pojawił się gniewny grymas. - Możecie się kłócić gdzieś indziej? Nie można fajki spokojnie wypalić.- odezwał się, stojący przy mnie Kastiel. - Możesz już iść sobie zajarać. Idź w pizdu i będziesz miał świętych spokój od wszystkich.- powiedziałam z gniewem. Chłopak spojrzał na mnie zdziwiony i zaniepokojony. Popatrzył na blondyna ze złością, a potem wrócił spojrzeniem do mnie. - Mal, co się stało?- powiedział łagodnie, ale po chwili dodał groźniej- Czego on chce? - Już nic, ale pan wielki Nataniel chciał, żebym przestała się z tobą zadawać, bo mnie "sprowadzasz na złą drogę". - Pogięło cię idioto do reszty?!- krzyknął, rozgniewany Kastiel do Nataniela.- Mal jest na tyle duża, że sama może decydować, z kim chce się przyjaźnić! Zostaw ją w spokoju!- Trzymał mnie za ramię i przysunął się do mnie tak, że czułam część jego ciężaru na plecach. - To jest dla niej najlepsze! Ona nie może się stoczyć, tak samo jak ty. Nie jest taka jak ty!- Zaczęli do siebie podchodzić, a w oczach mieli rządzę mordu. Stanęłam pomiędzy nimi. - Może pozwolicie, że sama będę decydować, co jest dla mnie najlepsze, co?- Spojrzałam gniewnie na blondyna. Nagle poczułam, że ktoś łapie mnie za rękę. Byłam pewna, że to Kas, ale nie. - Chyba ci powiedziała, żebyś ją zostawił!- spojrzałam na wściekłą twarz mojego brata. Objął mnie tak, że twarz miałam wciśniętą w jego umięśniony tors.- Jeszcze raz zobaczę, że zmuszasz do czegoś moją siostrę, to gorzko tego pożałujesz.- Nataniel odszedł, a mój brat nadal mnie trzymał w ramionach, a Kas głaskał mnie po plecach.
-Przepraszam was na chwilę, ale muszę coś załatwić.- powiedział Koren.- Poczekajcie tu na mnie, za chwilę wrócę.- powiedział i ruszył w kierunku grupki dziewczyn. Po chwili wyszedł, a za rękę ciągnął zaskoczoną Iris. Cicho zachichotałam, gdy zobaczyłam zdziwione i zazdrosne miny dziewczyn z grupki, patrzące na odchodzącą rudą z moim bratem. Stanęli przy szafkach i zaczęli o czymś rozmawiać. - Sory.- powiedziałam do Kastiela. - Za co?- był zaskoczony moimi słowami. - Za to, że musiałeś interweniować, podczas mojej kłótni z blondynem.- popatrzył na mnie z łagodnym i uspokajającym uśmiechem i położył mi rękę na ramieniu. - Nie przepraszaj. Mówiłem ci, że nie jesteś sama. Nie musisz bronić się sama. Masz mnie, Korena, Iris i Lysandra. Jesteśmy paczką i wszyscy się chronimy na wzajem.- uspokoił mnie tymi słowami. Wiem, że na nich mogę liczyć. Jednak uśmiechnęłam się do niego uwodzicielsko. - Mówiłeś też, że twoje usługi mają swoją cenę.- uśmiechnął się do mnie uwodzicielsko i przyłożył ręke do mojego policzka. - Naprawdę chcesz wiedzieć, jaka to cena?- spytał z łobuzerskim uśmieszkiem i zaczął mieżyć mnie wzrokiem. Lekko go szturchnęłam. - Ej! Nie patrz się na mnie, jak sęp na padlinę.- zaśmiał się. Uśmiechnęłam się. - Kicia spokojnie. Przecież się pytałem, a ty nie zaprzeczałaś, więc chciałaś wiedzieć.- lekko mnie szturchnął.- Się coś wymyśli, żeby spłacić twój dług. - Mam się bać?- uśmiechnął się wrednie - Być może.- podeszliśmy do Iris i Korena. Powiedzieliśmy, że będziemy na nich czekać przed stołówką. Zgodzili się. Poszliśmy w dwójkę do szafek, bo Kas musiał coś wziąć.
- O tym chciałeś z nią porozmawiać?- powiedział Kas do Korena, pokazując ręką Iris. Iris lekko się zaczerwieniła, a Koren bardziej ją objął. Zachichotałam. - Jak tak dalej pójdzie Kas, to za 9 miesięcy zostaniemy ciocią i wujkiem.- Iris i Koren mieli wielce zdziwione miny, a Iris jeszcze bardziej się zaczerwieniła. - A za 10 miesięcy, matką i ojcem chrzestnym.- dodał Kas. Strasznie się śmieliśmy . Przybiłam piątkę z Kasem. - A tak na serio, o czym gadaliście?- spytałam. - Pytałem się Iris, czy nie chciałaby być moją partnerką... - Życiową?- Kas mu przerwał. Iris zrobiła faceplama. - ...na balu.- dokończyła.- Kastiel, wybierasz się? - Jeżeli znajdę dobrą partnerkę.- powiedział i spojrzał na mnie uwodzicielskim wzrokiem. - Mal, a ty?- spytał Koren. - Jeżeli znajdę dobrego partnera.- spojrzałam na buntownika, tym samym wzrokiem, co on. Śmiejąc się, weszliśmy na stołówkę. Musiałam coś zrobić, więc reszta paczki poszła się rozejrzeć za wolnym stolikiem i poszukać Lysandra. Po chwili podeszły do mnie trzy dziewczyny: Azjatka za szminką przy ustach i lusterkiem i dziewczyna z różową teczką, a na ich czele największy plastik, jak w życiu widziałam. Usta wypompowane botoksem tak, że zakrywały pół twarzy (cud, że nie wybuchły), makijaż chyba siedmiowarstwowy. Patrzyły na mnie z wyższością. - Jesteś tu nowa.- powiedziała blond liderka. - Brawo. Sama do tego doszłaś, czy musiały ci w tym pomóc twoje koleżanki?- skrzyżowałam ręce na piersiach. Blondyna zrobiła się lekko czerwona na twarzy. - Słuchaj, jestem Amber. Amber Belzebub. Zapamiętaj to, bo ja tu rządzę. - A ja jestem Mal Ann Lucyfero. Lepiej zapamiętaj to imię, bo niedługo będziesz je mówiła, klękając przede mną.- Amber zrobiła się cała czerwona ze wściekłości. - Jest sprawa. Masz się odwalić od Kastiela. On jest mój. Dobrze to sobie zapamiętaj, a jak nie... -podeszła do mnie- to mnie popamiętasz.- niewytrzymała i zaczęłam ++- się śmiać.- Z czego się śmiejesz?- teatralnie otarłam nieistniejącą łzę z policzka. - Wyglądasz tak zabawnie, gdy próbujesz być groźna.- zaczęłam się śmiać z jej miny.- Jeśli chodzi o Kastiela.- powiedziałam trochę groźniej.- Jest dużym chłopcem i sam może to powiedzieć, jeśli moje towarzystwo mu nie odpowiada i żaden plastik nie zabroni mi się z nim widywać.- powiedziałam to i ruszyłam w kierunku Kasa, który właśnie brał swoje 2 śniadanie. Kiedy podeszłam popatrzył na mnie zaciekawiony. - Co masz mała taką minę? -westchnęłam i nałożyłam sobie 2 śniadanie w postaci: soku jabłkowego i dwóch kanapek. - Właśnie spotkałam królową plastiku tej szkoły i jej dwu-osobową świtę. -czerwonowłosy głośno westchnął. - Czego od ciebie chciała? - " Masz się odwalić od Kastiela. On jest mój." -kiedy to mówiłam, imitowałam głos Amber i wydęłam usta, żeby wyglądać jak ona. Kiedy to robiłam, Kas dusił się ze śmiechu. Kiedy skończyliśmy, zaczął być poważny. - Jak ona mnie wkurza. -powiedział na maksa wkurzony. -Ciągle wygaduję, że ze mną chodzi. Jest mega wkurwiająca. - Uwierz mi, zauważyłam. -powiedziałam i westchnęłam. Kiedy skończyłam nakładać sobie jedzenie popatrzyłam na Kasa. Uśmiechał się do mnie tajemniczo. - Co się tak szczerzysz? -spytałam z wrednym uśmieszkiem. - Właśnie wpadłem na pomysł, jak możesz spłacić swój dług. -uśmiechnął się jeszcze szerzej i zaczął mnie mierzyć wzrokiem, dokładnie mi się przyglądając i uśmiechają się coraz szerzej. - Ej! Jeżeli myślisz o tym co ja, to nie ma szans. - A o czym ty myślisz zboczuchu? -prychnęłam. Po chwili mi odpowiedział. -Mogłabyś być moją partnerką na balu? -Ucieszyłam się z tego, że mnie zaprosił, ale dlaczego? Muszę przyznać, że Kastiel mi się podoba, ale się nie spodziewałam, że wyjdzie z taką propozycją. - Ale czemu ja? - Wiesz pewnie, że ten plastik się we mnie buja nie? -pokiwałam głową. -Pewnie znowu będzie chciała być ze mną w parze, ale ty też z tego skorzystasz. - Wtedy mój dług będzie spłacony...- przerwał mi. - ... i spędzisz ze mną cały wieczór.- uśmiechnął się do mnie wrednie, a ja przewróciłam oczami. - Jakby to był jakiś plus.- przysunął się do mnie. - Mała, nie mów mi, że to nie będzie dla ciebie przyjemność z towarzyszenia mi podczas balu.- Pochylił się tak, że nasze oczy były na tym samym poziomie, a nasze twarze dzieliły centymetry. Zauważyłam, że jego oczy się świeciły. Nie wiem dlaczego. Znowu mnie przeszły dreszcze. -Zgadzasz się? Zostaniesz moją partnerką na balu? - Zgoda. -uśmiechnął się... zadowolony? Czy on naprawdę chciał iść ze mną na ten bal?- Jaki styl przebrania wybierasz?- spytałam - Gotycki, a ty? - Też. - To dobrze, będziesz do mnie pasować.- objął mnie ramieniem w tali. Przeszły mnie te miłe dreszcze, a jego dotyk na moim ciele był bardzo przyjemny. Mimo to odsunęłam od siebie jego ramię. - Ej, ej spokojnie. To, że jestem twoją partnerką na balu, nie oznacza tego, że musisz się do mnie kleić.- Uśmiechnął się do mnie uwodzicielsko i zadziornie. - Nie wmówisz mi, że ci się nie podobało.- Szturchnęłam go w ramię, a ten się śmiał. - Hej! Kastiel i Mal, chodźcie tutaj! -usłyszałam głos Lysandra. Odwróciliśmy głowy i zobaczyliśmy Lysa, Korena i Iris, machających do nas. Siedzieli przy pustej ławce i większość osób ze stołówki, zwłaszcza dziewczyny, patrzyła się na mojego brata.
- O co im wszystkim chodzi?- spytałam. - O co ci chodzi dokładnie?- spytał Lysander. - O te ich spojrzenia.- pokazałam głową dziewczyny. - Jesteś uznawana, za najpiękniejszą dziewczynę w szkole.- powiedziała z uśmiechem Iris i objęła mnie ramieniem. - A ciebie uznają, za jednego z najprzystojniejszych chłopaków.- powiedziała Iris do Korena. - A ty, jak o mnie sądzisz?- spytał zaciekawiony Koren, świdrując Iris wzrokiem. Ta lekko się zaczerwieniła.- Ja nie uważam się za jednego z najprzystojniejszych chłopaków.- spojrzał na mnie.- Ale ciebie, za najpiękniejszą dziewczynę to uważam. - Ha ha ha. Dobry żart braciszku.- spojrzałam na niego ironicznie. - Ale to nie żart. - Koren, ile razy ci mówiłam, że nie wolno kłamać?- Lys i Iris mnie szturchnęli, aż zabolało.- Ała. Za co? - Ja też uważam ciebie za najładniejszą dziewczynę.- powiedział z uśmiechem Lysander. - Potwierdzam.- zasalutowała Iris i oparła się o moje ramie.- A ty Kas?- w czwórkę popatrzyliśmy na buntownika. - Mal wie, co o niej myślę.- wszyscy popatrzyli na mnie. Uśmiechnęłam się zadziornie. - Nie nie wiem. Możesz nas oświecić?- wrócili spojrzeniem do czerwonowłosego. - Gdybym cię nie lubił, nie zaprosiłbym cię na bal.- powiedział, odwzajemniając mój uśmiech. - Coooo?!- krzyknęła Iris, aż parę osób się obróciło w naszą stronę.- Dlaczego mi nic nie powiedziałaś? - A kiedy niby miałam ci powiedzieć? Zaprosił mnie przed chwilą.- odpowiedziałam jej i zwróciłam się do Kasa- To przez moją urodę? Ciekawe. Mnie powiedziałeś, że to przez Amber.- Nie odpowiedział, bo z głośników wydał się głuchy pisk. - "Drodzy uczniowie. Z okazji nadchodzącego balu gotycko-wiktoriańskiego, reszta waszych lekcji jest odwołana. Po dzwonku, możecie iść do swoich domów. Do widzenia''- zjedliśmy swoje posiłki i całą paczką wyszliśmy ze stołówki. Umówiłam się z Iris na zakupy. Powiedziałam jej, że muszę coś wziąć z szafki i spotkamy się przed szkołą i pójdziemy kupić stroje na bal. Rozstałam się z paczką i poszłam do swojej szafki po kurtkę.
- Cześć...- odwróciłam się w stronę głosu i zobaczyłam skruszonego Nataniela. Skrzyżowałam ręce na piersiach.- Przepraszam, za tą kłótnię...- chciał coś jeszcze powiedzieć, ale spuściłam głowę i wystawiłam rękę jak bym chciała go zatrzymać. - Słuchaj, nic mi nie musisz mówić. Nie wracajmy do tego, okej? Nie che mi się drążyć tego tematu, jasne? Czego chcesz?- podniosłam wzrok i opuściłam rękę. Wyglądał na uspokojonego, ale też trochę... zawstydzonego, jakby to, z czym do mnie przyszedł, mogło go ośmieszyć. Przełknął ślinę. - Idziesz na bal? - Tak, a co? - Chcę się ciebie spytać, czy nie chciałabyś mi towarzyszyć na balu? - Jestem już z kimś umówiona, więc nie.- powiedziałam, a on najeżył się. - Z kim idziesz? - Co cię to obchodzi? - Idziesz z Kastielem?- spytał trochę wkurzony. - To nie twoja sprawa.- oburzyłam się. - Idziesz z Kastielem.- stwierdził, oburzony. Zdenerwowałam się. Co go to obchodzi z kim idę? - Jeśli nawet, to co w tym złego? - To, że ten chłopak nie jest odpowiedni dla ciebie.- powiedział wkurzony. - Nie chce mi się z tobą gadać. Nie jesteś moim ojcem, żeby o tym decydować. Idę, cześć.- powiedziałam i chciałam odejść, ale Nataniel mnie złapał za ramiona i odwrócił w swoją stronę. Mocno mnie trzymał. - Ej! Zostaw ją!- usłyszałam rozgniewany głos Kasa, który odepchnął blondyna na szafki. Rzucił się na niego i mieli zamiar się bić. Postanowiłam ich powstrzymać, zanim się zacznie totalna masakra. Podbiegłam do Kas i objęłam go od tyłu, żeby go odciągnąć go od blondasa. - Kastiel, odpuść! On nie jest tego wart.- trochę się rzucał, ale udało mi się go odciągnąć. - Uciekaj, idioto!- krzyknęłam do Nata. Wstał i udał się do wyjśca ze szkoły. Puściłam Kasa. - Dzięki jeszcze raz za pomoc.- Powiedziałam do czerwonowłosego. - Nie myśl, że ci odpuszczę. Masz u mnie nowy dług.- wyszczerzył się do mnie. Pogadaliśmy jeszcze trochę i rozeszliśmy się w swoje strony.
- To, co? Idziemy na zakupy? - No jasne.- uśmiechnęłam się. Chwyciłam ją pod rękę i ruszyłyśmy w stronę centrum handlowego. ******************************************************************************************************************************** Cześć. Wielkie dzięki za ocenianie powieści w ankiecie. Bardzo mnie to motywuje. Piszcie, czy rozdziały mogą mieć taką długość, czy mają być dłuższe. Pozdrawiam wszystkich czytelników. Ps: Tu jest strój Mal z tego dnia. Przepraszam, że wcześniej nie wstawiłam. |
Rozdział 4 cz1.
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
Wyszłam ze szkoły i zobaczyłam czekającą na mnie Iris. Kiedy mnie zobaczyła, rozpromieniała na twarzy. - To, co? Idziemy na zakupy? - No jasne.- uśmiechnęłam się. Chwyciłam ją pod rękę i ruszyłyśmy w stronę centrum handlowego. - Co Ci tak długo zajęło przy tej szafce? Zgubiłaś się w niej, czy co? Przecież to nie Narnia.- uśmiechnęłam się do niej blado. - Nie chce o tym zbytnio gadać.- zatrzymała mnie i spojrzała mi w oczy. Na jej twarzy malowała się troska. - Nie chcę wywierać na ciebie presji, ale jeśli mi powiesz to gwarantuje, że Ci pomogę.- jak ja kocham tą dziewczynę. W sensie jak siostrę, nie myślcie, że coś tego... co to to nie. Westchnęłam i popatrzyłam na nią poważnie. - No dobra, ale obiecaj, że nikomu nie powiesz.- powiedziałam śmiertelnie poważnie. - Będę milczała jak grób.- powiedziała i przyłożyła rękę do nie bijącego serca. To znaczy, serca demonów biją, ale kiedy mają jakieś emocje (szczęście, miłość, złość itp.). Opowiedziałam jej, ze szczegółami, co się stało przy szafkach. Mówiłam o tym, jak Nataniel mnie zaprosił na tańce, jak się z nim kłóciłam, jak mnie złapał, jak Kas go odepchnął i o mało nie doszło do masakry. Powiedziałam jej też, jak broniłam czerwonowłosego. Kiedy skończyłam, strasznie się zdziwiłam reakcją Iris. Zupełnie mnie nią zaskoczyła. - Co za świnia! Jak on mógł Ci to zrobić?! Niech ja go tylko dorwę...- zacisnęła ręce w pięści i wyglądała, jakby miała kogoś za chwilę rozszarpać na strzępy. Błagam, bym to nie była ja. - Iris, uspokój się. Wyglądasz, jakbyś chciała za chwilę kogoś rozszarpać na strzępy. - Bo tak jest.- powiedziała. Wyglądała na wkurzoną, ale po chwili uśmiechnęła się zadowolona. - Co się tak uśmiechasz? - Nie zastanawia cię, czemu Kastiel tak się wkurzył, jak zobaczył cię z Natanielem? - Nataniel mnie szarpał, każdy by się wkurzył.- powiedziałam obojętnie, ale mnie coś tknęło. Fakt, Kas strasznie się wkurzył. Niby czemu? On chyba się we mnie nie... nie! Na pewno nie. Kastiel?! Ja i Kas? Heh, marzenia.... e? Co ja gadam?! Mal, OGARNIJ SIĘ! - Tak, na pewno by zareagował, ale łagodniej. A jak to ciebie spotkało, to zachował się, jakby ktoś ruszał jego ulubioną rzecz.- uśmiechnęła się jeszcze szerzej. - Czy ty coś wiesz?- spytałam podejrzliwie po dłuższej chwili. - Nic nie wiem.- powiedziała, ale jakoś mnie nie przekonała.- A w jakim stylu przyjdziecie?- zmieniła temat. No dobra, nie chce mi się drążyć tamtego tematu. - W gotyckim. - Świetnie!- ucieszyła się. - Mam nadzieję, że dostosuje się i przyjdzie w czymś gotyckim. - Nie martw się, na pewno to zrobi, a ty musisz wybrać coś odpowiedniego. - Odpowiedniego?- zdziwiłam się. - No wiesz. Jesteś jego partnerką na balu... - To już wiem.- przerwałam jej, ale ona lekko uderzyła mnie w ramię, bym się zamknęła i słuchała. - I będziesz musiała się ubrać tak, by mu się podobać. - Ale czemu mam mu się podobać? Przecież nie jesteśmy razem.- powiedziałam i wyczekiwałam jej odpowiedzi. - Nie chcesz się dla niego wystroić? On Ci się nie podoba?- spytała rozbawiona i popatrzyła mi w oczy. Po chwili zrobiła się poważna, złapała mnie za ramiona i powiedziała: - Nikomu nie powiem, nawet jemu. Jesteś moją najlepszą przyjaciółką. Traktuje ciebię jak siostrę, więc pytam, dla twojego dobra. Zakochałaś się w nim?- spytała poważnie, patrząc w moje oczy, jakby chciała z nich wyczytać odpowiedź. Ufam jej. Może to głupie, ale powiem jej prawdę. - Podoba mi się jego wygląd, charakter. Lubię z nim przebywać i rozmawiać... - Jak się czujesz, kiedy z nim jesteś? - Czuję się bezpieczna, szczęśliwa. Przy nim nie muszę udawać kogoś, kim nie jestem. Mogę być sobą i zachowywać się normalnie. Kiedy mnie dotyka, przechodzą mnie miłe dreszcze. - Czujesz coś do niego?- spytała śmiertelnie poważnie. Przemyślałam odpowiedź. - Jest w moim typie... - Zakochałaś się czy nie? - Chyba... tak!- krzyknęłam szybko i spojrzałam na nią zaniepokojona i lekko wystraszona. Myślałam, że się wkurzy, ale tak się nie stało. Rzuciła mi się na szyję i zaczęła piszczeć ze szczęścia. - Jak się cieszę! Nawet nie wiesz jak bardzo!- krzyczała mi do ucha. Lekko ją odsunęłam, bo moje bębenki już nie wytrzymywały. - Spokojnie, tylko Ci powiedziałam, że jestem w nim zakochana, a ty zachowujesz się, jakbyśmy brali ślub. - Niedługo do tego dojdzie.- walnęłam ją lekko w ramię.- Ej! A to za co? - Nie gadaj takich bzdur, on traktuje mnie jak przyjaciółkę, nie jak potencjalną dziewczynę.- teraz to ona mnie uderzyła. - To ty nie gadaj bzdur. Wydaje mi się, że on też coś do ciebie czuję. - Dobrze, dobrze, ale nie mów mu tego? - Spokojna twoja rozczochrana.- mówiąc to, pogłaskała mnie po głowie i dodała- Nic mu nie powiem, ale, jeśli chcesz, będę mogła Ci pomóc z Kasem. - Zgadzam się, ale możemy zmienić temat? - Jasne.- uśmiechnęła się. - Ty w jakim stylu idziesz z Korenem na bal?- spytałam. - Wiktoriańskim. Jestem ciekawa, co wybierze. - Nasz tata lubi ten styl. Może mu doradzi, co kupić. Ty też się musisz wystroić.- uśmiechnęłam się do niej chytrze. - J-j-jak to?- spytała czerwona na twarzy. - Daj spokój, widzę, że mój brat Ci się podoba. - Nie prawda.- nie przekonała mnie. - Kłamczucha. Ja Ci powiedziałam, o tym, co czuję do Kastiela. Teraz twoja kolej. - No dobra, podoba mi się, ale ja mu chyba nie.- uderzyłam ją w ramię.- Ała! - Co ty gadasz, ty też mu się podobasz. - Naprawdę? - Widać to na pierwszy rzut oka. Ciągle się na ciebie patrzy. Będziemy musiały Ci wybrać coś, co zwali go z nóg.- objęłam ją i wyszeptałam na ucho- Pomogę Ci w poderwaniu mojego głupiutkiego braciszka. Nie martw się. Nie zostawię ciebie w potrzebie. - Dziękuje, że mi pomagasz. Jesteś najlepsza.- szłyśmy dalej, rozmawiając o wszystkim i o niczym. W końcu dotarłyśmy do centrum handlowego. Iris poprowadziła mnie do wielkiego sklepu w stylu wiktoriańskim. Uzgodniłyśmy, że najpierw zajmiemy się rzeczami dla Iris, a potem dla mnie. Długo rozglądałyśmy się za sukniami, ale żadna nie przypadła nam do gustu. W końcu, kiedy miałyśmy wychodzić, zauważyłam cudo, którego szukaliśmy. Złapałam Iris za rękę i bez słowa wyjaśnienia, wepchnęłam ją do przymierzalni i poszłam po to cudo. Tym cudem była niebieska suknia, w stylu, jaki podoba się Iris i Korenowi. Wzięłam ją i poszłam do przymierzalni. Podałam Iris suknie i czekałam, aż się przebierze. W końcu wyszła i wyglądała obłędnie. - I co o niej myślisz?- spytała z radością, przeglądając się w lustrze. - Wyglądasz ob-łen-dnie. Korenowi opadnie szczęka, jak ciebie zobaczy. A ty co o niej myślisz? - Jest wspaniała, bierzemy.- powiedziała do sprzedawcy i poszła do przymierzalni. Podeszłam w tym czasie do sprzedawcy i spytałam o cenę. 220 zł. Zapłaciłam z pieniędzy Iris (dała mi je przed pójściem do przymierzalni (nie ukradłam :D)). Zostało jej jeszcze wybranie sukienki i możemy iść kupić suknie mi. Wzięła zwykłą czarną sukienkę na ramiączka, do połowy ud, z gorsetem. Zapłaciła za nią. Wyszłyśmy ze sklepu i ruszyłyśmy w stronę sklepu gotyckiego. Był świetny. Przeglądałyśmy wszystkie suknie, ale nie znalazłam odpowiedniej. Po chwili Iris przyszła z wielką, czarną suknią i podała mi ją. - Idź się przebrać. Wyglądała świetnie na manekinie, a na tobie na pewno, będzie wyglądać lepiej. - Nie przesadzajmy.- powiedziałam i ruszyłam w kierunku przebieralni. Powiesiłam suknie na wieszak i przyjrzałam się jej. Była cała czarna z gorsetem (niepotrzebny jest do mojej figury, ale ładnie ją podkreśla), bez ramiączek, z falbankami nad biustem, łapaną materiałem od gorsetu. Do kompletu rękawiczki za łokieć. Szybko się w nią ubrałam i przejrzałam się w lustrze. O MÓJ BOŻE. Wyglądam obłędnie... nie chwaląc się oczywiście ;). Ten czarny kolor podkreśla bladość mojej skóry. Wyszłam z przebieralni i spojrzałam na Iris. Wyglądała, jakby miała dostać zawału. - Aż tak źle?- spytałam. - Myślałam, że ja wyglądam w mojej sukni pięknie, ale chyba się pomyliłam.- powiedziała, a po chwili uśmiechnęła się radosna- Chłopcy dostaną oczopląsu hahaha. - Bardzo śmieszne.- powiedziałam ironicznie.- Brać ją? - Jak komornik ciągnik.- powiedziała i wybuchnęłyśmy śmiechem.- Wyglądasz mega seksownie. Kastiel oszaleje z wrażenia, gdy ciebie zobaczy. - Nie wiem, czy tak będzie. - No dobra, zdejmuj to, wkładaj do koszyka i idziemy szukać jakiejś sukienki. - Dobra poczekaj chwilę.- weszłam z powrotem do przymierzalni. Kiedy byłam w samej bieliźnie, usłyszałam, jak Iris kłóci się z jakimś chłopakiem. - Nie rób tego kretynie!- krzyknęła. - Jesteś tutaj z tą nową, mega laską?- spytał podniecony chłopak. - Nie twoja sprawa Dake... nawet o tym nie myśl!- krzyknęła, ale on już to zrobił. Bezczelnie wszedł do mojej przebieralni, a ja byłam w samej bieliźnie. Uśmiechnął się zadowolony, kiedy zobaczył mnie w takim stanie. Ubrałam szybko bluzę i spodnie i rzuciłam się na niego z rękami. Zdziwiony moją szybką reakcją, nie zdążył się bronić, a ja zaczęłam drapać jego twarz pazurami (kiedy demony są wściekłe, wyrastają im kły, tęczówka robi się czerwona, a białko czarne, rosną im paznokcie). Iris mnie odciągnęła i kiedy się trochę uspokoiłam, popatrzyłam na owego Dake. Nie miał AŻ tak zmasakrowanej twarzy. Najwięcej zadrapań miał na policzkach, ale nic poza tym. Był za to strasznie poturbowany, a jego ubrania nadawały się już tylko na szmaty. Kiedy wstał i się otrzepał, popatrzył na mnie z uwodzicielskim uśmiechem i powiedział: - Nie dość, że seksowna, to jeszcze ma pazur.- już chciałam się na niego rzucić, ale Iris mnie przytrzymała. Zobaczył, co chciałam zrobić, uniósł ręce w geście obronnym i szybko wyszedł ze sklepu. Uspokoiłam się i zaczęłyśmy szukać sukienki. W końcu znalazłyśmy idealną sukienkę. Była czerwono-czarna, bez ramiączek, z gorsetem i wycięta z przodu, odkrywająca prawie całe nogi. - Bierz ją!- krzyknęła Iris na sam jej widok- Będziesz w niej wyglądać na maksa seksownie. Chłopakom oczy wypadną na twój widok. - Dobra, dobra, tylko już nie krzycz. - Okej, a teraz, MARSZ DO KASY- powiedziała jak generał. - Tak jest, pani kapitan.- zasalutowałam i ze śmiechem poszłyśmy do kasy. Za te dwie sukienki zapłaciłam łącznie 250 zł. Nie tak dużo. Iris za swoje zapłaciła 240 zł. Jej sukienka była bardzo prosta i czarna. Teraz czas na buty. Poszłyśmy do sklepu z butami. Każda poszła sobie coś wybrać i umówiłyśmy się, że gdy skończymy, spotkamy się przy kasie. Szybko nam to poszło. Iris wybrała buty, na niewysokim obcasie, wiązane. Ja kupiłam kozaki do kolan, wiązane, na wysokim obcasie. Obie pary butów były skórzane. Moje buty w połączeniu z sukienką, dadzą wynik dłuższych nóg. Zapłaciłyśmy za buty i wyszłyśmy z centrum handlowego. Poszłyśmy razem w stronę naszych domów. Przed moim domem objęłyśmy się, pożegnałyśmy i ruszyłyśmy w stronę swoich domów. Minął tydzień. Dzisiaj jest dzień balu. Nie mieliśmy dzisiaj lekcji, bo w szkole trwały jeszcze przygotowywania, w związku z muzyką, jedzeniem itp. Przez ten tydzień ja, Iris, Koren, Kastiel i Lysander staliśmy się nierozłączną paczką. Nataniel próbował ze mną rozmawiać, ale miałam go głęboko gdzieś, a Kasowi skakało ciśnienie, kiedy widział Nata, próbującego porozmawiać ze mną. Ja i Kastiel bardzo zbliżyliśmy się do siebie przez ten tydzień. Razem chodziliśmy na wagary. Na lekcji opętania siedzieliśmy razem. Na lekcjach, czasem dogryzaliśmy nauczycielom i świetnie się przy tym bawiliśmy. Świetnie się z nim czuje i myślę, że on też się dobrze ze mną bawi. Coraz bardziej mi się podoba, muszę to przyznać, ale i tak się droczymy. Kentina widziałam parę razy, jak chciał ze mną porozmawiać, ale zawsze mu nie wychodziło, bo byłam ze swoją paczką, albo z Iris, Korenem, lub Kasem, a do tych dwóch ostatnich bał się podchodzić, a nawet na nich patrzeć. Śmieszyło mnie to. Ten idiota, który mnie podglądał w przebieralni w centrum handlowym, Dake. Okazało się, że jest uczniem z równoległej klasy i chodzi do tego samego liceum, co ja. Jego wujek jest u nas nauczycielem w-f, a sam chłopak to istny podrywacz i kocha serfować. Ja, Iris, Koren i Kastiel uzgodniliśmy, że ja pójdę do domu Iris i razem z nią się tam przygotujemy na bal, a chłopcy przyjadą po nas i we czwórkę pojedziemy na bal. Kiedy ogarnęłam w swoim pokoju, była godzina 12:55. Bal zaczyna się o 18:00, ale nasze przygotowywania będą pewnie kilkugodzinne, więc umówiłyśmy się u niej o 13:15. Spakowałam suknię, sukienkę, przybory do włosów (typu: prostownica, lokówka, gofrownica itp.) i przybory do makijażu. Kiedy skończyłam, zadzwonił mój telefon. Myślałam, że to Iris, ale na wyświetlaczu zobaczyłam imię mojej rodzicielki. Odebrałam. - Cześć mamo.- przywitałam się. - Witaj paskudo.- przywitała się.- Szykujesz się na bal? - Koren wam mówił, że mamy bal? - Tak, ale sama o tym wiedziałam. Kiedy chodziłam do tej szkoły, tez był organizowany taki bal.- powiedziała, ale po chwili dodała smutniejszym głosem- Żałuję, że nie mogę Cię zobaczyć w sukni. - Też mi jest przykro, ale mam nadzieje, że wkurzę swoim wyglądem jedna siksę ze szkoły. - Jak się nazywa jej ojciec? - Belzebub. - Ta cała rodzina to skończeni idioci. Jej matka również mnie wkurzała jak byłam w szkole. Zawsze chciała mi coś zrobić, ale kiedy przystępowała do działania, obracałam jej plany przeciwko niej. - Też muszę spróbować. - Na pewno Ci to dobrze zrobi Mal, ale nie po to dzwoniłam. - O nie. - Co? - Nie mów mi, że będę mieć z Korenem rodzeństwo.- powiedziałam i zaczęłam się śmiać, a mama razem ze mną. - Nie, wystarczą mi już te diabły, które mam.- znów zaczęłyśmy się śmiać.- Dzwonię, bo mam coś dla ciebie na bal. Chciałam Ci to dać na początek roku szkolnego. Dostałam to od mojej matki, ona od swojej, a teraz ty dostajesz to ode mnie. Miałam to na balu. - Ale co mamo? - Zobaczysz. W mojej komodzie znajdziesz pudełko z dedykacją. Otwórz i zobacz. Mam nadzieję, że Ci się spodoba. Jaki wybrałaś styl, gotycki czy wiktoriański? - Gotycki. - No to będzie pasować.- powiedziała zadowolona tą wiadomością.- Idź do mojego pokoju i będziemy rozmawiać w międzyczasie. - Okej no to idę.- powiedziałam i ruszyłam w stronę sypialni rodziców.- A ty jaki wybrałaś sobie styl? - Też gotycki. Masz to po mnie, paskudo. - Chyba tak mamo haha. Właśnie wchodzę do sypialni.- weszłam do sypialni. Zobaczyłam komodę mamy i do niej podeszłam. Otworzyłam ją i zobaczyłam dosyć duże, czarne, kwadratowe pudełko. Uchyliłam je i zobaczyłam białą karteczkę ze starannym napisem mojej matki "Dla mojej małej Mal". Wzruszyłam się tą dedykacją. - Dziękuje mamo, piękna dedykacja. - To dla ciebie Mal. Baw się dobrze na tym balu.- wzięłam karteczkę i wyciągnęłam ją z pudełka, by zobaczyć, co jest w środku. Byłam zaskoczona i zachwycona tym, co tam zobaczyłam. Był to piękny naszyjnik, przylegający do szyi. Był czarny z czerwonym kryształem z przodu. - Mamo! Jesteś kochana. Jest taki piękny, dziękuje. - Cieszę się razem z tobą córeczko, że Ci się podoba. Muszę już kończyć i chyba ty też. Paa. - Pa mamo. Dzieki jeszcze raz, na pewno założę. Kocham cię mamo. - A ja ciebie nie.- powiedziała, ale po chwili dodała.- Ja ciebie też kocham.- Rozłączyłam się, niechętnie włożyłam z powrotem naszyjnik do pudełka i spakowałam je do toreb z innymi rzeczami na bal. Wzięłam trzy torby, założyłam kozaki na bal, moją czarną ramoneskę i wyszłam z domu, zamykając drzwi na klucz. Koren poszedł wczoraj do Kasa na noc i tam będą się przygotowywać. Do Iris miałam 5 minut, więc szybko tam doszłam. Byłam nawet przed czasem. Zapukałam do drzwi i prawie natychmiast pojawiła się w nich uśmiechnięta Iris. Miała kompletne gniazdo na głowie, a ubrana była w białą koszulkę na ramiączka i krótkie szorty. - Hejka Mal.- powiedziała, przytulając mnie. Odwzajemniłam jej uścisk. - Hej Iris.- uśmiechnęłam się wrednie.- Świetnie wyglądasz. Możesz tak iść na bal.- szturchnęła mnie w ramię. - Wchodź i czuj się, jak u siebie.- powiedziała i wpuściła mnie do holu, połączonego z salonem, drzwiami do jadalni i kuchni, oraz schodami na wyższe piętra.- Chcesz coś do picia?- mówiła to, gdy przechodziłyśmy obok drzwi kuchennych. - Nie, dziękuję.- odpowiedziałam i weszłyśmy po schodach na piętro. Iris pokazała mi, gdzie są pokoje gościnne, łazienka, sypialnia jej rodziców i jej pokój. Weszłyśmy do niego. Był dosyć duży. Ściany były czarno-fioletowe. Po lewej stronie było dwuosobowe łóżko z ciemnofioletową pościelą. Obok łóżka znajdowała się garderoba, drzwi do łazienki i wielkie, stojące lustro. Na przeciwko łóżka znajdowało się biurko z laptopem, fotel i toaletka z dwoma, małymi krzesełkami. Zauważyłam, że na jej łóżku leży rozłożona suknia i sukienka, a obok łóżka, stoją jej buty. Iris wzięła ode mnie torby i ostrożnie położyła je na łóżku. - Najpierw się ubieramy, czy robimy makijaż?- spytała podniecona. - Może najpierw się ubierzemy. Wtedy będziemy wiedziały, jaki makijaż i fryzury zrobić. - Masz świętą rację.- powiedziała zadowolona i podeszłyśmy do łóżka.- Ja pójdę się przebrać do łazienki, a ty możesz schować się za parawanem w moim pokoju. Zaraz go przyniosę.- radosna i pełna energii, weszła do łazienki. Po chwili wyszła, niosąc dość duży parawan. Pomogłam jej, śmiejąc się razem z nią, ponieważ śmiesznie wyglądałyśmy taszcząc ten parawan. - Dobrze, ja idę się do łazienki, a ty rozłóż się z parawanem tam, gdzie Ci będzie wygodnie.- uśmiechnęła się, wzięła suknię, rajstopy, buty i ruszyła w kierunku swojej łazienki. Kiedy zamknęła drzwi, postanowiłam rozłożyć parawan po drugiej stronie jej łóżka. Gdy już się z tym uporałam, sięgnęłam do torby po moją suknię, ciemne pończochy do pasa i schowałam się za parawanem. Zdjęłam bluzkę, spodnie i buty. Miałam na sobie czarny, koronkowy stanik, bez ramiączek i do kompletu czarne, koronkowe figi. Założyłam rajstopy, potem buty, a na samym końcu suknię. Kiedy zaczynałam wkładać suknię, usłyszałam, że Iris otwiera drzwi do pokoju. - Mal, przebierasz się jeszcze? - Tak, ale już kończę. A ty się już przebrałaś?- spytałam, zapinając suknię. - Tak, ale co to jest?- spytała zaciekawiona. - O co Ci chodzi? - Co masz w tym pudełku?- spytała, jeszcze bardziej zaciekawiona. Po chwili dodała niepewnie.- Mogę zobaczyć? - No jasne, nawet się nie pytaj.- powiedziałam radośnie. - Jesteś najlepsza diabełku.- prawie krzyknęła uradowana i usłyszałam szelest. Iris chyba wyciągnęła pudełko, a po chwili słyszałam, jak nabiera powietrza. - Jaki on jest piękny. Od kogo to dostałaś? - Od mojej mamy. Miała go na balu, kiedy chodziła tutaj do szkoły. - Jest bardzo piękny. Będzie pasować do twojej sukni.- skończyłam się ubierać i wyszłam z za parawanu. Zobaczyłam Iris, stojącą przed dużym lustrem, z moim naszyjnikiem w rękach. Wyglądała cudnie w tej sukni. Jeszcze jak do tego dojdzie makijaż i fryzura, zrobi furorę na moim bracie. Patrzyła się na naszyjnik, ale gdy usłyszała, że wyszłam zza parawanu (demony mają nadwrażliwy słuch, węch, dotyk, wzrok i smak. Potrafią być też bardzo ciche, jeśli chcą.), spojrzała w moje odbicie w lustrze. Ja jednak nie widziałam swojego odbicia, ponieważ zasłaniała mi widok rudowłosa. Na jej twarzy widniał zachwyt i zdumienie, jakby zobaczyła, jedną z najcudowniejszych rzeczy, w swoim życiu . - Matko Mal, Kastielowi padnie szczęka, gdy Cię zobaczy.- popatrzyła na mnie z cwanym uśmieszkiem.- I nie tylko Kastielowi. - No nie wiem. Nie jestem pewna.- spojrzała na mnie z krzywą miną.- No co? - Widziałaś się w lustrze? - Nie.- podeszła do mnie. - No to zobacz.- chwyciła mnie od tyłu za ramiona i poprowadziła do lustra. Kiedy przed nim stanęłam, oniemiałam. Wyglądałam dobrze. - I co? Nadal uważasz, że nie doprowadzisz chłopców do obłędu? - No nie. Przecież to tylko suknia i buty. - Zobaczysz, jak zrobimy Ci makijaż i fryzurę, zmienisz zdanie.- odwróciła mnie w swoją stronę, złapała mnie za ramiona i popatrzyła mi prosto w oczy. Popatrzyłam na nią i powiedziałam: - Tobie też zrobimy świetny makijaż i wystrzałową fryzurę. Zobaczysz, Korenowi będzie cieknąć ślinka na twój widok.- powiedziałam i się uśmiechnęłyśmy. Objęłyśmy się i usiadłyśmy przed toaletką. - Ty pierwsza.- powiedziałam, a ona uśmiechnęła się podniecona.- Jaką chcesz mieć fryzurę? - Mmm...- zastanawiała się.- Co by się spodobało Korenowi? - A tobie? - Chcę spiąć włosy w kok, ale tak, aby niektóre kosmyki wystawały.- powiedziała i zapytała- Spodobałoby mu się? - Macie podobne gusta.- uśmiechnęłam się i popatrzyłam na jej odbicie w lustrze.- Zrobię Cię na boginię.- odwzajemniła mój uśmiech i powiedziała. - Czyń honory.- powiedziała i zamknęła oczy, a ja sięgnęłam do swojej torby po lokówkę, aby lekko zakręcić włosy. Potem związałam większą część włosów na górze, a niektóre kosmyki zostawiłam luźne. Pozostałe włosy szczepiłam spinkami. Efekt był cudowny. - Pięknie wyglądasz.- powiedziałam, ale nie otworzyła oczu.- Czemu patrzysz?- po chwili dodałam trochę zaniepokojona.- Boisz się, że Cię oszpeciłam? - Nie, coś ty?- powiedziała ze śmiechem.- Tylko mam jeszcze do Ciebie jedną prośbę. - Nie krępuj się. - Mogłabyś mnie jeszcze umalować? Chcę zobaczyć efekt końcowy, nim rzucę Ci się w ramiona.- Klepnęłam ją w ramie. - Jaki chcesz makijaż? - Delikatny.- pokiwałam głową i zaczęłam ją malować. Po dziesięciu minutach, skończyłam. - Skończyłam.- powiedziałam, a ona otworzyła oczy. Zakryła usta, dłońmi z zachwytu. Wyglądała na zachwyconą i lekko zszokowaną moim dziełem. Kiedy się otrząsnęła z szoku, rzuciła mi się na szyję i zaczęła mnie całować w policzki. Śmiałam się z jej reakcji. - Dziękuje, dziękuje, dziękuje!- krzyczała.- Kocham Cię.- kiedy już się nareszcie uspokoiła, posadziła mnie na krzesełku i odwróciła w stronę lustra. - Teraz ty.- powiedziała.- Jaką chcesz fryzurę? - Najchętniej chcę rozpuszczone włosy, ale chcę się spodobać Kasowi. - Mogę Ci zakręcić włosy? Spodobałabyś mu się w kręconych i podpiętych włosach.- kiedy zobaczyła moje skrzywienie na słowo "podpiętych", szybko dodała.- Tylko lekko Ci je podepnę. - No dobrze.- pokiwałam jej palcem.- Tylko lekko. - Obiecuję. Chcesz się zobaczyć już z fryzurą i z makijażem, czy osobno chcesz oglądać efekty. - Nie, zobaczę twoje dzieło, gdy już będzie skończone w całości. - Obiecuję, że będziesz zachwycona.- zamknęłam oczy i po chwili poczułam, że zielonooka czesze moje włosy i używa lokówki. Szczepiła wsuwkami parę kosmyków z jednej strony głowy do góry i obróciła mnie w swoją stronę. - Jaki chcesz makijaż? - Trochę mocny, ale i subtelny. - Robi się szefowo.- powiedziała, poklepała mnie po ramieniu i zaczęła tworzyć, na mojej twarzy dzieło sztuki. Po piętnastu minutach skończyła mój makijaż. Obróciła mnie z powrotem w stronę lustra. Policzyłam do trzech i otworzyłam oczy. Moja reakcja była taka sama, jak Iris. - I jak? Podoba Ci się?- wstałam i uściskałam ją tak mocno, że aż pisnęła. Po chwili odsunęła się ode mnie.- Jeszcze nie jesteś gotowa na bal. - Jak to?- zdziwiłam się. Iris podeszła do łóżka, a ja stanęłam przed lustrem, zastanawiając się, czego brakuje. Po chwili poczułam, coś zimnego na szyi. Popatrzyłam w lustro i zobaczyłam, że rudowłosa zakłada mi naszyjnik, który dostałam od mamy. Kiedy skończyła go zakładać, stanęła obok mnie i popatrzyłyśmy, jak wyglądamy. - Wyglądamy obłędnie.- powiedziałam - A nie mówiłam, że na nasz widok, chłopaki padną z wrażenia?- powiedziała triumfalnie Iris. - No dobrze, przyznaję Ci rację.- wymamrotałam. - Nie dosłyszałam.- odpowiedziała z rozbawieniem, nadstawiając ucho w moją stronę. - Nie powtórzę tego.- śmiałyśmy się i objęłyśmy. Jeszcze raz spojrzałam w lustro. Faktycznie, teraz mogłam iść na bal. Wyglądałam bosko, muszę przyznać. Zeszłam z przyjaciółką na dół, żeby tam poczekać na chłopaków. - Idziemy do salonu?- spytała rudowłosa. - Tak wogule, która godzina?- odpowiedziałam pytaniem na pytanie. Iris spojrzała na zegarek w telefonie. - 17:40. - Trochę długo nam to wszystko zajęło. - To co, czekamy na nich w salonie?- ponowiła pytanie. - Tak, ale jeszcze wcześniej pójdę do kuchni po wodę. Przynieść Ci?- spytałam. - Nie dzięki.- odpowiedziała i weszła do salonu, a ja ruszyłam w kierunku kuchni. Kiedy w niej byłam i piłam szklankę wody, usłyszałam, że drzwi wejściowe otwierają się, ale nie wyszłam zobaczyć kto wchodzi. Po chwili usłyszałam uradowaną Iris. Dopiłam wodę i wyszłam po cichu z kuchni. Zobaczyłam w salonie Korena i Kastiela. Muszę przyznać, że wyglądali zabójczo przystojnie. Bardziej niż zawsze. Koren miał na sobie białą koszulę i długi, skórzany, wiktoriański płaszcz z kapturem. Kas miał na sobie blado-zielony żakiet bez ramion i naszyjnik z krzyżem. Kastiel stał ze skrzyżowanymi rękami z wrednym uśmieszkiem, patrząc na oszołomionego Korena. Mój brat gapił się z pożądaniem i oszołomieniem na Iris. Miał rozdziawione usta i rozszerzone oczy, a Iris stała przed nim i zrobiła kółeczko wokół własnej osi, żeby pokazać się z każdej strony. - I jak Ci się podoba?- spytała się z uśmiechem mojego brata. - Wyglądasz powalająco.- powiedział po chwili i znowu rozdziawił usta, mierząc ją wzrokiem od góry do dołu, a Iris lekko się zarumieniła. Kas zaśmiał się wrednie, złapał mojego brata za szczękę i powiedział. - Nie gap się tak na nią, bo Ci gały wypadną. Wiem, że wygląda świetnie, ale nie patrz na nią, jak sęp na padlinę.- powiedział z szyderczym uśmiechem. Koren dopiero po chwili się zorientował, że gapił się na Iris i odwrócił wzrok. Zauważył mnie. Wytrzeszczył oczy i uśmiechnął się do mnie. - Cześć siostra.- powiedział i objął mnie, zasłaniając przy tym, przed wzrokiem rudowłosej i brązowookiego. - Cześć brat.- odwzajemniłam uścisk i spojrzałam na pozostałą dwójkę. - No proszę. Kogo to moje piękne oczy widzą?- spytał ironicznie buntownik i uśmiechnął się zadziornie. - Wyglądasz nie-ziem-sko.- szepnął mi do ucha brat.- Kastielowi opadnie szczęka, gdy Cię zobaczy.- Kiedy Koren wypuścił mnie z objęć, podeszliśmy do, czekającej na nas dwójki. Kiedy Kas zobaczył jak wyglądam, rozdziawił lekko usta, a jego oczy się rozszerzyły. Stanęłam przed nim i zrobiłam kółko wokół własnej osi, pokazując mu się z każdej strony. Kiedy na niego spojrzałam, w jego oczach zobaczyłam oszołomienie, zadowolenie i pożądanie. Zmierzył mnie od góry do dołu, uśmiechnął się szelmowsko. Nadal miał rozdziawione usta. Iris podeszła do kuzyna i zamknęła mu usta. -Wiem, że wygląda zabójczo seksownie, w tej sukni, ale nie patrz się na nią, jak sęp na padlinę.- uśmiechnęłam się szyderczo z Iris. - A jeszcze nie widziałeś jej w sukience, w którą się przebierze w trakcie balu.- dodała. Koren i Kas spojrzeli na nią zdziwieni. - Jak ona tak wygląda w sukni, to się boję, co wybrałyście.- powiedział Koren.- przecież chłopaki dostaną zawału. - I tak nie ma na co patrzeć.- powiedział z szyderczą miną i uśmiechem buntownik, patrząc na mnie. - Przestań tak na mnie patrzeć, to Ci uwierzę.- odgryzłam się i odwzajemniłam jego uśmiech. - Szkoda, że nie masz czym wypełnić dekoltu.- powiedział. - A ty spodni.- odgryzłam się. Spojrzał na mnie zdziwiony. Ha! Nie spodziewał się, że ja też potrafię się tak odgryźć. Ma za swoje! Przez cały czas mówi, że jestem płaska, to teraz moja kolej. Spojrzałam na brata i przyjaciółkę. Dusili się ze śmiechu. Wróciłam wzrokiem do Kasa. Wyglądał jakby się zamyślał. Pewnie myślał, czy udusić mnie teraz, czy po balu. Uśmiechnął się szelmowsko. - Dobra mała, tym razem Ci odpuszczę.- puścił mi oczko i wystawił do mnie rękę, żebym ją złapała. Złapałam go za rękę i poszliśmy wziąć mój płaszcz i torebkę. Wzieli z nas przykład brunet i rudowłosa. Podeszli do nas, żeby Iris też założyła płaszcz. Kiedy sięgałam po płaszcz, Kastiel postanowił zrobić to samo. Położył rękę na mojej dłoni. Szybko ją zabrałam. Chłopak wziął mój płaszcz i założył mi go. Byliśmy już wszyscy gotowi do wyjścia. Koren podał Iris jej płaszcz i wyszliśmy z domu. Zamknęliśmy drzwi i poszliśmy przed dom. - Czyim samochodem jedziemy?- spytałam. - Moim.- odpowiedział Kas.- Tylko jest jedno "ale"- dodał. - Jakie?- spytałyśmy razem z Iris. - Jedziemy dwoma samochodami.- wytłumaczył Koren.- Ja jadę z Iris, a ty- wskazał na mnie- z Kastielem i spotkamy się na parkingu przed szkołą. - Okej.- Wyszliśmy z terenu rezydencji i naszym oczom ukazały się wspaniałe samochody. Jeden to czarny Ferrari f430. Drugi to czarny Koenigsegg agera r. Podeszłam do Koenigsegg agera r. - To twoje?- spytałam nie dowierzając własnym oczom. - Co, opadła troszkę szczęka?- powiedział z wrednym uśmieszkiem, przypatrując mi się.- Wsiadaj. - Dobra, a reszta?- spytałam patrząc za Iris i bratem. - Dogonią nas.- powiedział po czym dodał.- Wsiadaj.- posłusznie weszłam do samochodu. Ruszyliśmy z prędkością światła. Trochę mnie wgniotło w fotel. - Kas możesz zwolnić?- poprosiłam, bo nie miałam ochoty być przez całą drogę wcisnięta w fotel. - Tak zwolnić?- uśmiechnął się wrednie i przyśpieszył. - Proszę cię, zwolnij. - Co, boisz się?- powiedział z lekką drwiną. - Ja się niczego nie boję.- powiedziałam zdecydowanie. - Jasnee. Uważaj, bo Ci uwierzę.- powiedział i jeszcze bardziej się wyszczerzył, ale nie odwracał wzroku z drogi. Wyglądał tak wspaniale. Nic dziwnego, że mnie pociągał. Postanowiłam go trochę podrażnić. - A co mogłabym zrobić, żebyś zwolnił?- szepnęłam uwodzicielskim tonem do jego ucha. Chłopak wyglądał na bardzo zadowolonego z mojej reakcji. - Mmm, mogłabyś powtórzyć pytanie?- szepnął tym samym tonem, co ja. - Co mogłabym zrobić, żebyś zwolnił?- powtórzyłam pytanie, jeszcze bardzie przysuwając się do niego i jego ucha i lekko je podgryzłam. Poczułam, że chłopak się rozluźnia i uśmiecha się zadowolony z moich działań. Zaczął zwalniać i popatrzył na mnie wyczekująco, jakby chciał dostać nagrodę, za swój czyn. Nasze twarze dzieliły centymetry, a nasze oczy były wpatrzone w siebie. - Dziękuje.- wyszeptałam i odsunęłam się od niego. Usiadłam na swoim miejscu i zaczęłam patrzeć przez szybę. - Jesteś podła.- powiedział z wyrzutem, jakbym zabrała mu jego ulubioną zabawkę i zaczął patrzeć na drogę. - Zapomniałeś jeszcze dodać: zabójczo piękna, ale wybaczę Ci to.- uśmiechnęłam się zadziornie. - Taa, jasne. - A nie?- zatrzymaliśmy się na światłach. Spojrzał na mnie z wrednym uśmieszkiem i zbliżył moją twarz do swojej. - Nie.- powiedział i zaczęliśmy się śmiać. Resztę drogi, przegadaliśmy o jego zespole.
- Chodźmy poszukać reszty paczki.- powiedziałam. - Dobra. ********************************************************************************************************************************Cześć wszystkim. Sory, że kończę w takim momencie, ale niektórzy czytelnicy prosili o rozdział, a uznałam, że i tak jest za długi więc wrzucę go jako cz1. rozdziału 4. Mam nadzieję, że się spodoba. Pozdrawiam czytelników. |
Rozdział 4 cz.2
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
- Chodźmy poszukać reszty paczki.- powiedziałam. - Dobra.- powiedział i ruszyliśmy w kierunku szafek. Kiedy tam dotarliśmy, otworzyłam swoją szafkę. Zdjęłam swój płaszcz i włożyłam go do szafki. Zostawiłam w niej też swoją torbę z sukienką. Przez cały ten czas czułam na sobie wzrok czerwonowłosego. Kiedy zamknęłam szafkę, czerwonowłosy nie przestawał mierzyć mnie wzrokiem. - Na co się tak gapisz? - A co? Zabronisz mi? - Nie patrz się tak na mnie. - Dlaczego?- spytał. - Możesz się tak na mnie nie patrzeć? - Widzę, że nie masz się czego wstydzić. Moja odpowiedź brzmi: nie, nie mogę.- czy on właśnie powiedział, że "nie mam się czego wstydzić"? Czy on właśnie pochwalił mój wygląd? Szok. Tylko prychnęłam, ale uszczęśliwiły mnie jego słowa.- Idziemy ich szukać dalej?- spytał, a ja pokiwałam głową.
- Cześć Lys.- przywitałam się razem z Kasem. - Cześć Kastiel. Witaj Mal.- przywitał się z Kasem, a mnie pocałował w rękę. To się nazywa dżentelmen. Kastiel, ucz się. - Mal, to jest Violetta.- powiedział Lys wskazując ręką na fioletowłosą.- Violetta, to jest Mal. - Cześć Mal. Iris mi o tobie dużo opowiadała. - Cześć Viola. Mogę tak do ciebie mówić? - Jasne. - Nie przejmujcie się nami.- powiedział brązowooki.- Rozmawiajcie sobie dalej. - Nie ma sprawy.- powiedziałam i uśmiechnęłam się wrednie w jego stronę. Usłyszałam, że Lys z Violką się śmieją, ale gdy popatrzył na nich buntownik, natychmiast przestali. - Lysander idziesz z nami szukać Korena i Iris?- spytałam. - Nie przyjechaliście razem?- zdziwił się. - Spotkaliśmy się w domu Iris, ale przyjechaliśmy osobno. Mieliśmy się spotkać na parkingu, ale ich tam nie ma.- wyjaśnił Kas. - Z chęcią. Violetto, idziesz z nami?- białowłosy zwrócił się do szarookiej. - Z przyjemnością.- uśmiechnęła się lekko, a Lys podał jej rękę, w iście szarmancki sposób. Kastiel prychnął na ten widok i wziął mnie za rękę. Zdziwiona poszłam za nim, a para doszła do nas. Kas szedł szybkim tempem, aż nie mogłam za nim nadążyć. - Kas, możesz tak nie biec? Nie nadążam. - Chcesz nadążyć?- spytał z tym jego uśmieszkiem i jedną ręką, objął mnie w tali, przyciągając mnie lekko do siebie. Tam gdzie nasze ciała się stykały, czułam przyjemne mrowienie, które rozchodziło się po moim ciele. Faktycznie, kiedy mnie tak trzymał, szłam jego tempem. Ludzie patrzyli na nas ze zdziwieniem, a niektórzy z podejrzliwością, jednak nie chciałam się odsuwać od Kasa. Było mi z nim tak dobrze.
- No gdzie oni są?- lekko się zdenerwowałam.- Przez nich nie zdążymy na bal. - Mal spokojnie, na pewno ich znajdziemy przed rozpoczęciem balu.- Lys położył mi rękę na ramieniu, w geście pocieszenia. - Ej, ej stary! Łapy przy sobie.- powiedział Kas, udając lekko oburzonego i jeszcze bardziej przyciągnął mnie do siebie. Nasze ciała stykały się prawie wszędzie.- Mal jest moją partnerką na balu i to ja mogę ją dotykać. - Nie przyzwyczajaj się za bardzo.- powiedziałam do czerwonowłosego. Lys i Violetta powiedzieli, że idą poszukać do o grodu. Po chwili zniknęli nam z oczu.- To, że jestem twoją partnerką na balu, nie znaczy, że możesz mnie obmacywać.- przyciągnął mnie jeszcze bardziej do siebie. - Ja cię nie obmacuje, tylko dotykam.- wyszeptał mi do ucha, a jego oddech miło łaskotał mnie w szyję. Jednak musiałam się opanować. - Jeden diabeł.- powiedziałam, ale po chwili dodałam trochę wrednie.- W twoim wypadku to jedno i to samo.- myślałam, że się odgryzie, lub coś, ale on tylko uśmiechnął się zadziornie i chciał chyba mnie pocałować w szyję, ale ja zaśmiałam się. Popatrzył na mnie zdziwiony. - Czemu się śmiejesz?- spytał i znowu spróbował, ale znowu się zaśmiałam. Miałam łaskotki na szyji, gdy ktoś na nią dmuchał. -Hihihihihi.- zaśmiałam się. Chłopak popatrzył w moje oczy z rozbawieniem i uśmiechnął się wrednie. Nadal trzymał mnie, tak, że przylegałam do niego całym ciałem. - Masz łaskotki?- spytał z rozbawieniem. O nie. Już znam ten jego uśmieszek i boję się, co zrobi z tą wiedzą. Zaczął dmuchać mi w szyję. Śmiałam się razem z nim. - Mówiłam Ci, że wygląda seksownie, ale nie oznacza, że masz się na nią rzucać.- usłyszeliśmy głos Iris. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, jak to musiało wyglądać. Lekko odsunęłam się od Kasa, a on wypuścił mnie z ramion. Spojrzeliśmy na Korena, obejmującego Iris. Popatrzyłam na nich ze złością. - A wy gdzie byliście? Szukaliśmy was wszędzie.- Zrobili miny zbitych psów. Popatrzyli z nadzieją na Kasa, aby mnie udobruchał i żeby uniknąć kary, jednak on miał taką samą minę, co ja. - Nie patrzcie na mnie maślanymi oczami.- powiedział.- Sami sobie nagrabiliście.- wrócili spojrzeniem do mnie. - Gdzie byliście?- spytałam już trochę spokojniej. - Byliśmy przy szafkach, a potem w toalecie.- powiedział Koren. Spojrzeliśmy z Kasem na nich, uśmiechając się wrednie. - Razem w toalecie?- spytaliśmy naraz z podejrzliwymi i kpiącymi uśmieszkami. - Oczywiście, że nie.- powiedziała zrezygnowana Iris.- Koren czekał na mnie przed drzwiami.- wyjaśniła, a widząc nasze szydercze uśmiechy i kiwania głowami, krzyknęła.- Zboczeńcy! - Ja nic nie mówię.- powiedział Kas. - Idziemy na ten bal, czy nie?- spytałam razem z Iris. Zaczęliśmy się wszyscy śmiać, chłopcy wzięli nas pod ręce i weszliśmy do sali gimnastycznej.
- Nie zwalniaj mojego tempa.- powiedział z szyderczym uśmiechem. - Ty wo gule umiesz tańczyć?- zaśmiałam się szyderczo, tak, by tylko on to usłyszał. Przysunął swoją twarz do mojej, tak, że nasze twarze dzieliło tylko parę centymetrów. - A ty niby umiesz?- zaśmiał się tak samo. - Tak. - Chciałbym to zobaczyć.- "Oj zobaczysz" pomyślałam. - A ja chcę zobaczyć, jak Ci się nogi plączą.- powiedziałam z szyderczym uśmiechem.- A na pewno to zobaczę.- odgryzłam mu się. - Niby czemu? Uważasz, że nie umiem tańczyć walca?- spytał. - Z ciebie taki tancerz walca, jak ze mnie baletnica. - Więc lepiej idź kupować sobie sukienkę i baletki.- powiedział i ostatni raz się uśmiechnął. Chciałam się odgryźć, ale zobaczyłam, że pary przed nami zaczynają taniec.
- Na co się tak gapisz?- spytał. - Ktoś nam się przygląda.- uśmiechnęłam się cwanie i wskazałam głową na gospodarza. Ciemnooki spojrzał w jego kierunku i na jego twarzy pojawiła się odraza. Po chwili na jego twarzy, pojawił się chytry uśmieszek i wrócił do mnie spojrzeniem. - Mam pewien pomysł.- powiedział chytrym głosem. - Jaki?- spytałam uwodzicielskim głosem. Przy nim czułam się świetnie. Dobrze się z nim bawiłam i byłam ciekawa, co wymyślił. - Mam prezent dla naszego gospodarzyka.- spojrzałam na niego zdziwiona. O czym on mówi? Popatrzył na mnie, jakby się bał o coś spytać.- Jeżeli coś zrobię, nie walniesz mnie? - Zależy co zrobisz.- powiedziałam obojętnie, chociaż byłam cholernie ciekawa, co wymyślił w tej swojej czerwonej łepetynie. - Blondyn jeszcze się gapi? - Tak, ale co to ma wspólnego?- spytałam kompletnie nie rozumiejąc powiązania. Chłopak tylko uśmiechnął się wrednie i zniżył usta do mojej szyji. Kiedy był już wystarczając blisko, zaczął na nią leciutko dmuchać. Nie mogłam powstrzymać lekkiego śmiechu. Wtedy zauważyłam wkurzonego Nataniela, który ciągle się nam przyglądał. Acha, teraz rozumiem jaki był jego plan. To wyglądało, jakby Kas CAŁOWAŁ mnie po szyji i jakbym była z tego zadowolona. Kastiel, diabeł wcielony. Poczułam, że Kas śmieje się przy mojej szyji, ale nadal nie przestał na nią dmuchać. - No dobra. Wkurzyliśmy Nata i możesz przestać mnie łaskotać.- jednak nie wyglądał, jakby miał zamiar przestać. - A może ja nie chcę przestać?- powiedział i zaśmiał się. Podmuchał jeszcze parę razy, na co ja odpowiadałam śmiechem i błaganiem, by przestał. W końcu odpuścił i znowu wróciliśmy do walca. Muzyka się już skończyła i usłyszeliśmy brawa pozostałych klas. Bardzo dobrze mi się z nim tańczyło. Kas poszedł w kierunku Iris i Korena, trzymając mnie za rękę z wielkim uśmiechem. - Świetnie tańczyliście.- powiedziałam do przyjaciółki. - Wy również.- powiedział Koren z uśmiechem.- Kastiel, nie wiedziałem, że umiesz tańczyć walca. - Ja też.- poparłam brata i oboje popatrzeliśmy na Kasa zdumieni. - Powiedzmy, że ktoś udzielił mi lekcji.- powiedział i spojrzał na Iris. Ta uśmiechnęła się zadowolona. - Widzieliście Nataniela?- spytałam. - Tak. Wyglądał na mega wkurzonego.- Oznajmił Koren, a Iris pokiwała twierdząco głową. Popatrzeliśmy na siebie z Kasem i uśmiechnęliśmy się do siebie, przypominając sobie sytuację, podczas walca. - Chyba dobrze wiecie, czemu jest wkurzony.- powiedział do nas Lysander. Podskoczyłam ze strachu. Nie słyszałam kiedy przyszedł. - Lysander, gdzie masz Violkę?- spytał po chwili Kas. - Poszła się przebrać w sukienkę i zaraz powinna wrócić.- wyjaśnił. - Mal. Chcesz się teraz przebrać, czy masz ochotę pochodzić w sukni?- spytała mnie moja przyjaciółka. - Możemy iść.- powiedziałam z przekonaniem. - Mówię wam, padniecie z wrażenia.- powiedziała rudowłosa do chłopców. Uśmiechnęłam się lekko. - I tak nic nie pomoże zmienić jej beznadziejnego wyglądu.- powiedział Kas i uśmiechnął się wrednie. Zabolały mnie jego słowa. Nie wiem, czy powiedział to dla żartów, czy nie, ale i tak to boli. Spuściłam głowę, by reszta naszej grupki nie widziała mojego bólu. Kastiel był zaskoczony moją reakcją. Lysander i mój brat popatrzyli na mnie ze współczuciem. Koren spojrzał na zaskoczonego Kasa, wzrokiem, który chciał powiedzieć "stary, przegiąłeś". Iris spiorunowała Kasa wzrokiem. Wzięła mnie pod rękę, powiedziała szybko, że idziemy się przebrać i wyszłyśmy z sali. - Mal, nie przejmuj się.- próbowała mnie pocieszyć.- On tak zawsze gada. - Ale czemu tylko mi mówi takie rzeczy?- spytałam i zorientowałam się, że wchodzimy do szkoły. Poczułam ramię Iris, które mnie objęło. Stanęłyśmy przy mojej szafce. Otworzyłam ją i wzięłam torbę z sukienką. - Moim zdaniem to on coś do ciebie czuje.- powiedziała, a ja zamarłam przy zamykaniu szafki. Co ja usłyszałam? -Co ty mówisz?- spytałam nie dowierzając. Spojrzała w moje oczy. - Mal, posłuchaj.- powiedziała śmiertelnie poważnie.- Kas miał mnóstwo dziewczyn, ale żadnej z nich nie kochał. Nigdy żadnej z tych dziewczyn nie powiedział "kocham cię". Nawet kiedy był z nimi w łóżku, albo kiedy one mu to mówiły.- kiedy demony mówią "kocham", to nie są puste słowa. Oznaczają one bezgraniczną miłość i wierność. Tych słów nie rzuca się na wiatr. Te słowa mówi się tylko osobie, którą się kocha do szaleństwa- Każdą z tych dziewczyn się po prostu bawił, ale widzę, że z tobą on nie może i nie chce się bawić.- zamurowało mnie totalnie. Czy ona właśnie powiedziała, że Kas mnie kocha?! Czy ja coś brałam? Koren, coś ty mi dodał do jajecznicy?? Nieważne, później się z nim rozprawię. Podeszłyśmy do szafki Iris, żeby dziewczyna mogła wziąć swoją sukienkę. - Naprawdę tak sądzisz?- spytałam cicho , że tylko Iris mogła to usłyszeć (walić to, że byłyśmy same na korytarzu).- Myślisz, że on coś do mnie czuje? - Możliwe.- stwierdziła.- Nawet bardziej niż "możliwe". On na pewno coś do ciebie czuję, ale widzę, że muszę wam pomóc sobie to wyznać. - Jak to? - Nie jesteście typami osób, które otwarcie mówią o swoich uczuciach.- powiedziała z uśmiechem i pokazała na siebie.- I w tej chwili pojawiam się ja. - No dobrze, ale jeśli nie skończy z tymi uwagami, co na sali, to raczej długo nie przeżyje.- powiedziałam i zaczęłyśmy się śmiać. Poszłyśmy w kierunku łazienek. Weszłyśmy, każda do jednej kabiny i przebrałyśmy się. Kiedy wyszłam z kabiny, zobaczyłam Iris poprawiającą swój makijaż. Kiedy mnie zobaczyła, uśmiechnęła się zadowolona. - Wyglądasz tak seksownie, jak słońce jest gorące.- powiedział, a ja spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Wyglądałam naprawdę seksownie w tej sukience. W dodatku te długie pończochy i te buty dodawały mi seksapilu.- Spełnisz zemstę na Kasie.- spojrzałam na nią ze zdziwieniem. Czy ja o czymś nie wiem? - Nie nadążam. Jaką zemstę na Kasie? - Ta ruda małpa powiedziała, że nic nie pomoże, zmienić twojego "beznadziejnego" wyglądu. Oczywiście nie masz takiego stylu i on o tym doskonale wie, ale teraz jak cię zobaczy to normalnie, szczęką będzie jeździł po podłodze.- zaśmiałam się z jej wyrażenia. Wyszłyśmy z łazienki i ruszyłyśmy, już w lepszych humorach na salę. Kiedy tam dotarłyśmy, wszyscy spojrzeli na nas. Chłopcy patrzyli na nas łapczywie. Większość dziewczyn też już się przebrało w swoje sukienki. Zobaczyłam naszą kochaną królową plastiku, która kleiła się do mojego partnera. Miała na sobie różową suknię typu Barbi, a na głowie różową koronę. Cały jej makijaż był różowy, połączony z bielą. Wyglądała, jak pięcioletnia wielbicielka lalek Barbi. Dziwiłam się, że nie jest ze swoją świtą, ale pewnie one miały swoich partnerów. - Słuchaj Mal, ja idę do Korena, a ty idź i odgoń tę siksę od Kasa.- powiedziała rudowłosa, patrząc na Amber ze wstrętem. - A ty myślałaś, że będę na to patrzeć i nic nie zrobię?- spytałam. Dziewczyna się uśmiechnęła, objęła mnie, szepcząc mi krótkie "Powodzenia" i poszła szukać swojego partnera. Kastiel mnie zauważył i zaniemówił na mój widok. Ha ha. Ma za swoje. Mówił, że wyglądam beznadziejnie, a teraz nie może odwrócić wzroku ode mnie. Iris, jesteś wielka. Przejechał wzrokiem od mojej głowy, po czubki butów i uśmiechnął się z zadowolenia. Popatrzył mi w oczy. W jego oczach zobaczyłam zachwyt i pożądanie, ale również przeprosiny. Cała moja złość i smutek na niego, minęła w jednej chwili. Ma coś takiego w sobie, że w jednej chwili mam ochotę go poćwiartować, a w drugiej rzucić się i wycałować. Tę naszą wymianę spojrzeń, przerwała Amber, która rzuciła się na szyje Kastielowi. Popatrzył na nią ze wstrętem i odepchnął ją. Uśmiechnęłam się zadowolona, że odrzucał jej zaloty, ale dziewczyna nie dawała za wygraną. Znowu się na niego rzuciła. Popatrzył na mnie z błaganiem w oczach. Ech, wszystko jest zawsze na mojej głowie. Nie pozwolę, żeby rzucała się na niego. Czy to właśnie nazywa się zazdrość? Chyba tak. Nigdy nic takiego nie czułam, chociaż miałam wielu chłopaków, ale mniejsza z tym. Uśmiechnęłam się pocieszycielsko do chłopaka i poszłam w ich kierunku. Kiedy byłam blisko Kasa, uwiesiłam się ramienia Kasa i leciutko pocałowałam go w policzek. Zrobiłam to, żeby Amber się odkleiła od chłopaka, ale nawet ten gest, sprawił mi wielką radość i przeszły mnie miłe dreszcze, rozchodzące się po moim ciele. Amber odkleiła się od Kasa, ale nie odeszła, tylko patrzyła na nas ze zdziwieniem i gniewem. Kastiel też był lekko zaskoczony, ale też... zadowolony z mojego czynu? Na prawdę, ten czyn spodobał mu się, tak jak mnie? Czerwonowłosy objął mnie w tali i uśmiechnął się do mnie, a ja do niego. Kątem oka zobaczyłam wkurzoną Amber. Gdyby wzrok mógł zabijać, leżałabym martwa. - Co robiliście?- spytałam Kasa, patrząc na Amber z niewinnym uśmiechem. - Amber, jak zwykle, chciała się do mnie przyczepić, ale już sobie idzie.- powiedział Kastiel i spojrzał na Amber z wrednym uśmiechem, jeszcze bardziej przysuwając mnie do siebie. Robiło mi się ciepło, w miejscach, gdzie nasze ciała się stykały.- Prawda?- spytał, czerwoną na całej twarzy Amber. Dziewczyna podeszła do mnie z mordem w oczach. - Pożałujesz tego!- powiedziała ze złością. - Przestań udawać groźną, bo Ci to nie wychodzi.- Z nadąsaną i nadętą miną odeszła od nas. Zaśmiałam się z jej reakcji. Zresztą Kastiel też. - Na prawdę. Ciebie nie można zostawiać samego, bo od razu rzucają się na ciebie napalone lalki barbi- Dostaliśmy głupawki. Chichrałam się w ramię Kastiela, a on w moje włosy. Kiedy przestaliśmy się śmiać, poszłam się czegoś napić. Z tego wszystkiego zaschło mi w gardle. Podeszłam do długiego stołu i wzięłam do ręki plastikowy kubek soku. Poczułam, że ktoś stoi za mną. Odwróciłam się i zobaczyłam mojego uśmiechniętego brata. - Cześć. - Cześć brat. Zgubiłeś Iris, czy od ciebie uciekła?- spytałam, a on szturchnął mnie lekko w ramię. Roześmialiśmy się. - Nie, poszła tylko do łazienki, a potem miała się spotkać z Violą. Musiała coś od niej wziąć.- wytłumaczył.- A ty, uciekłaś od Kasa? - Nie. Przyszłam się tylko napić czegoś. - Wyglądasz zabójczo.- powiedział, ale po chwili dodał poważnie.- Wszyscy chłopcy się na ciebie gapią ze ślinką. Przez ciebie mam dodatkowe zajęcie. - Jakie? - Muszę cię pilnować, żeby żaden napalony chłopak, nie rozładował swoich pragnień na tobie.- uśmiechnął się wrednie. Zaczęła grać jakaś żywa muzyka. Koren podał mi rękę. - Zatańczymy? - A mam jakiś wybór?- powiedziałam wrednie. On się tylko uśmiechnął i złapał mnie za rękę. - Nie.- poszliśmy na parkiet i zaczęliśmy szybko tańczyć. Ludzie przyglądali się nam z zachwytem i schodzili nam z drogi. Po jakimś czasie przestaliśmy tańczyć, a muzyka zmieniła się na trochę luźniejszą, ale nadal żywą. Rozpoczęliśmy swój taniec od nowa. Po jakiś 5 minutach pojawili się przy nas Iris i Kas. - Odbijany.- powiedział i zabrał mnie z rąk Korena, a ten mnie puścił ze śmiechem i wziął w swoje ramiona Iris. Tamci odeszli trochę dalej, a my zaczęliśmy tańczyć. Zaczęła się wolna muzyka, a Kas objął mnie w tali i przyciągnął do siebie. Zarzuciłam mu ręce na szyję i przez pewien czas patrzeliśmy sobie w oczy. Widziałam, że toczy ze sobą walkę. - Przepraszam.- powiedział skruszony. Popatrzyłam na niego, jakbym chciała powiedzieć "już Ci wybaczyłam". Uśmiechnął się, pochylił i wyszeptał mi do ucha: - Nie chciałem cię zranić. Chciałem Ci tylko dokuczyć, ale dopiero gdy to powiedziałem, zrozumiałem, że cię tym zraniłem.- powiedział to smutny, ale ja uśmiechnęłam się do niego pocieszycielsko.- Wyglądasz niesamowicie.- powiedział i uśmiechnął się zalotnie, a po moim ciele rozeszło się miłe ciepło. Przyciągnął mnie jeszcze bardziej do siebie. Moje pożądanie wzrosło. Wtuliłam się w jego tors, rozkoszując się świadomością, że Kas jest teraz tylko mój. Poczułam, że Kas wtula głowę w moje włosy i jeszcze bardziej zaciska ręce na mojej tali. Objęłam go, jeszcze bliżej się do niego przysuwając. Czułam, że nasze ciała stykają się w prawie wszystkich miejscach. Kołysaliśmy się wolno, w rytm muzyki. Przy nim czułam się bezpieczna. Po chwili Kas, zaczął jeździć dłońmi po moich plecach. Zadrżałam, kiedy przejechał dłońmi po moich nagich plecach. Chciałam być jeszcze bliżej niego. Moje pożądanie, wzrastało z każdym najmniejszym ruchem jego dłoni, na moich plecach. Wdychałam przepiękne perfumy Kastiela. Były takie męskie, a ich zapach mnie hipnotyzował. Zauważyłam, że Kas nie jest, aż takim dupkiem, jakim ludzie go opisywali. Odkryłam dzisiaj, że Kastiel jest też troskliwy. Potrafi przyznać się do własnego błędu i przeprosić.
- Nieźle tańczysz, ale trzeba cię trochę podszkolić.- powiedział z wrednym uśmieszkiem i dmuchnął mi w szyję. Uśmiechnęłam się do niego cwanie. - A ty na pewno byś mnie podszkolił.- odwzajemnił mój uśmiech i skrzyżował ręce na piersiach. Tak bardzo ta poza do niego pasowała. - Zależy jaką dasz mi zapłatę.- powiedział i znowu dmuchnął mi w szyję. Zaśmialiśmy się i poszliśmy do naszej grupki przyjaciół. Stali w rogu sali. Poszliśmy do nich. Stał tam Koren z Iris i Lys z Violettą. Porozmawialiśmy trochę, aż zaczęła mnie boleć głowa. Powiedziałam, że idę się przewietrzyć. Dziewczyny zaoferowały, że dotrzymają mi towarzystwa, ale nie chciałam im zawracać głowy. Nie chciały odpuścić, a na dodatek, dołączył do nich Kastiel, mówiąc, że w takim stroju, gwałt mam gotowy. Śmialiśmy się z tego, ale powiedziałam, że za 5 minut wrócę. Odpuścili, ale Koren zaczął odliczać te 5 minut. Ruszyłam w kierunku wyjścia. Zauważyłam, że Nataniel zmierza w moją stronę, ale szybko schowałam się pod stołem. Na szczęście mnie nie znalazł, a inni jakoś nie zwrócili uwagi, na dziewczynę, wychodzącą spod stołu. W spokoju poszłam do wyjścia. Wyszłam na dwór i popatrzyłam na księżyc. Był w pełni. Wyglądał pięknie, na tle gwieździstego nieba. Nigdy wcześniej nie widziałam takiej pięknej nocy, jak ta.
- Mówiłam Ci, że pożałujesz. Na nią dziewczyny!- usłyszałam głos Amber i poczułam mocne uderzenie w twarz, ale nie krzyczałam. Przeżywałam większy ból w starym domu, ale i tak mnie to bolało. Poczułam, że ktoś uderzył mnie w tył głowy, chyba Li. Potem ktoś uderzył mnie kijem od bayes ball-a (chyba tak to się pisze, nwm) w brzuch, aż się zgięłam. Była to oczywiście Amber. Znowu ktoś przywalił mi z mocnego liścia w twarz. Upadłam, bo znowu zakręciło mi się w głowie. Zdziwiłam się, że Charlotte mnie nie biła. - No dawaj Charl. Pobaw się z nami haha.- usłyszałam głos blondyny. Ciekawe, dlaczego ani razu mnie nie uderzyła. Dziewczyny kopały mnie w brzuch, w głowę. Kręciło mi się w głowie i czułam, że krew cieknie mi z głowy, ust i nosa, ale nie miałam już siły się bronić, albo chociaż krzyczeć. Ból był okropny, ale nie mógł równać się z tym bólem, który przeżyłam u ludzi u których byłam przez 11 lat. Wzrok mi wracał, ale co z tego, skoro nie mogłam się bronić. Widziałam rozwścieczoną Amber, trzymającą kij, roześmianą Li i... smutną Charlotte? Czemu niby była smutna? Dobrze wiedziała co mi zrobią, więc czemu była taka smutna? - CO WY ROBICIE?!- usłyszałam jakiś męski głos. Dziewczyny od razu przestały i spojrzały w tamtym kierunku. Też tam popatrzyłam przez zakrwawione oczy. Zobaczyłam czerwoną czuprynę, odpychającą Amber, aż upadła, z okrzykiem na tyłek. Widziałam też rudowłosą, małą postać, biegnącą w moim kierunku. Iris uklękła przy mnie. - Mal! MATKO. CO ONE CI ZROBIŁY.- widziałam łzy w jej pięknych, zielonych oczach. Na sam ten widok chciało mi się płakać. Zobaczyłam biegnącego ku nam Korena. Na twarzy miał wymalowany gniew, strach, przerażenie i troskę. Kiedy do mnie podbiegł wziął moją głowę, położył sobie na kolana, żeby mi się lepiej oddychało. Spojrzał z nieopisanym gniewem na moje oprawczynie. Kas też na nie tak spojrzał. - Jeszcze raz ją dotkniecie, a tak was zapierdole, że was sam Bóg nie pozna!- powiedział i gładził mnie po policzku. Spojrzał na mnie z troską i strachem.- Mal, siostrzyczko, trzymaj się.- powiedział, a mi coraz bardziej chciało się spać. Usłyszałam krzyk przerażenia dyrektorki, która biegła do nas, z tym kretynem Natanielem. Zauważyłam, że Kas pluje w stronę Amber, LI i Charlotte. Te dwie ostatnie pochylały się nad Amber, jak nad porcelanową lalą. Dyrektorka wpadła w histerię i zaczęła się drzeć na dziewczyny z Natanielem, a po chwili dzwoniła po karetkę. Zawołała Iris, żeby ta dała moje dane. - Kochana, ja zaraz przyjdę.- powiedziała zielonooka i powiedziała silniejszym głosem.- Walcz młoda!- po tych słowach poszła szybko do dyrektorki. Nataniel uklęknął przy mnie i chciał mnie złapać za rękę, ale Kas go odepchnął, tak że upadł z impetem na plecy. - Nie dotykaj jej!- krzyknął. Nat spojrzał na Korena, który przysunął mnie bardziej do siebie i powiedział. - Nie dotykaj jej.- powiedział z wymuszonym spokojem.- Nie zbliżaj się do niej. Inaczej zginiesz. Powtórz to też swojej nadętej, sukowatej siostrzyczce. Jeżeli jeszcze raz ona ją tknie, to popamięta.- powiedział i dodał poważnie.- I nie będzie mnie obchodziło, że jest dziewczyną.- aż się go przestraszyłam. Nataniel wyglądał na przestraszonego jego słowami. Kas przysunął się do mnie i klęknął naprzeciwko mojego brata i popatrzył na Nata, takim samym wzrokiem, co Koren. - I nie tylko na niego musisz uważać.- powiedział poważnie.- Jeżeli któreś z was...- tu pokazał na Nata i 3 dziewczyny.- ... ją tknie...- położył rękę na moim czole bardzo delikatnie.-... to oddam wam tą tą krzywdę, z nawiązką.- wzruszyły mnie ich słowa. Nat spojrzał na nich ze strachem, niepokojem i zdziwieniem. - Lepiej idź przypilnuj swojej siostry.- powiedział mój brat, wskazując na Amber i jej świtę. Nagle zaczęło mnie strasznie boleć w podbrzuszu. Syknęłam z bólu. - Mała walcz. Nie możesz się poddać.- powiedział Kas, kładą część mojej głowy na swoje kolano. Leżałam na kolanach Kasa i Korena. Zaczęła mnie strasznie boleć głowa, brzuch i podbrzusze. Krzyknęłam z bólu i poczułam swoje słone łzy, zmieszane z krwią, w moich oczach. Chłopcy złapali mnie za ręce i lekko podnieśli. Zaczęłam jęczeć, a z moich ust, nagle zaczęła się toczyć krew. Koren przytulił mnie i gładził uspokajająco po plecach. - Mała, musisz wytrzymać.- powiedział, a po chwili dodał.- Pamiętasz jak było u ludzi? Pamiętasz?- pokiwałam lekko głową, bo na większe ruchy nie mogłam się zdobyć.- Pamiętasz, co nam robili?- znowu kiwnęłam, a Kas popatrzył na nas zaskoczony. Koren spojrzał na mnie ze smutkiem, jakby wiedział, że to, co chce mi powiedzieć, zada mi ból.- Pamiętasz ból, który czułaś, gdy byłaś w piwnicy?- skinęłam głową, a krwawe łzy, płynęły po moich policzkach. Kastiel był coraz bardziej zaskoczony i zaniepokojony naszymi słowami. Koren przytulił mnie delikatnie do swojej piersi.- Musisz mieć tą siłę, którą wtedy miałaś.- powiedział. Wszystko zaczęło mnie boleć coraz bardziej i zaczęłam coraz bardziej jęczeć z bólu. Koren jeszcze bardziej się zmartwił. Miał przerażenie w oczach. Zawsze się o siebie troszczyliśmy. Był moim ukochanym braciszkiem, a ja jego ukochaną siostrzyczką.- Musisz być silna.- zaczęły mu lecieć łzy.- Dla mnie. Dla mamy. Dla taty. Dla nas wszystkich.- Kas zaczął mnie głaskać.- Zostań z nią.- brat zwrócił się do czerwonowłosego.- Idę sprawdzić, czy mają tu jakieś bandaże. Musimy chociaż trochę powstrzymać krwawienie. - Nie martw się.- powiedział, a po chwili dodał poważny.- Nie zostawię jej. - Zaraz wrócę siostrzyczko.- Koren szybko pobiegł w stronę szkoły, a Kas położył moją głowę na swoich kolanach. Znowu zaczęło mnie strasznie boleć i krzyknęłam z bólu. - Mal, błagam cię, wytrzymaj.- powiedział z troską i desperacją w głosie. Przytulił mnie do siebie. Po chwili byłam tak słaba i zmęczona, że moje oczy same się zamykały. Czułam, jak życie ze mnie ucieka. Kas pogłaskał mnie energicznie po policzku, próbując mnie rozbudzić.- Mała, nie zamykaj oczu. Słyszysz?!- powiedział przerażony. - Kas... ja nie... nie dam rady...- powiedziałam o mało nie krztusząc się własną krwią. - Dasz radę. Musisz dać. Musisz walczyć. - Wszystko mnie boli... nie mam siły.- wyjęczałam i czułam jak z każdym słowem, wszystko zaczyna mnie boleć jeszcze bardziej. Oczy same mi się zamykały. - Wiem, że dasz.- powiedział po czym dodał.- Musisz dla Korena, Iris, matki, ojca... mnie.- to mnie po prostu zwaliło z nóg, gdybym stała. Moje oczy zamknęły się i nie mogłam ich otworzyć. Byłam na to za słaba. Nie mogłam się nawet ruszać, ale byłam jeszcze przytomna. - Mal. Nie zamykaj oczu, błagam cię.- powiedział rozżalony i przestraszony. Po chwili poczułam, jak bierze mnie na ręce.- Proszę, nie zamykaj oczu. Nie rób mi tego.- powiedział smutny. Chyba nie chciał tego mówić, ale nie widział innego rozwiązania. Wzruszyłam się jego troską o mnie. - Kastiel...- powiedziałam, ale poczułam, że odlatuję. Ktoś jeszcze krzyczał do mnie, ale ja nic nie widziałam, ani nie słyszałam. Odleciałam w ciemność. |
Rozdział 5
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
Kiedy karetka pojechała z Mal do szpitala, razem z Lysandrem pojechałem moim samochodem w stronę szpitala, a Iris z Korenem za nami. Strasznie się o nią martwię." Dlaczego jej nie pilnowałeś idioto?!" myślę. Przeze mnie Mal jedzie teraz do szpitala. Zemdlała w moich ramionach. Cała była zakrwawiona i posiniaczona. Wyglądała, jakby została pobita przez stado kiboli. Nigdy nie martwiłem się tak o nikogo, zwłaszcza o dziewczyny. Każda była dla mnie chwilową zabawką, ale z Mal tak nie mogę. Ta dziewczyna mnie zmieniła. Pokochałem ją od pierwszego wejrzenia, zaraz.... pokochałem? Czuję, że bardzo mi na niej zależy. Kiedy weszliśmy do szpitala, w czwórkę naskoczyliśmy na pielęgniarkę, żeby powiedziała, gdzie ona leży. Wskazała ręką na jedne z wielu drzwi w holu. Nie czekając na resztę, pobiegłem w tamtą stronę i wszedłem do środka. Była tam. Mój mały, słodki diabełek. Była przebrana w te szpitalne fatałaszki. Leżała na łóżku, cała w bandażach, z sińcami na twarzy i zadrapaniami. Nawet te rzeczy nie sprawiły, że przestała olśniewać pięknem. Za mną weszła zapłakana Iris, smutny Koren i spokojny Lys. Jak on może być opanowany w takiej sytuacji?! To jest trochę wkurzające. Moja kuzynka podeszła do łóżka i pogłaskała Mal po policzku. - Mal...- powiedziała, ale dziewczyna nic nie zrobiła. Nawet się nie poruszyła. - Mal !?- krzyknęła z rozpaczy, ale dziewczyna nadal nic nie zrobiła. Dopiero teraz zauważyłem, że jej klatka piersiowa, unosi się z trudem. Moje serce zadrżało ze strachu. Iris odeszła od łóżka, przerażona. Podbiegła do mnie, wtulając głowę w mój tors, głośno szlochać. Uspokajałem ją, przyciskając bardziej do siebie i gładząc jej włosy. - K-kastiel...- wyszlochała w mój żakiet. Poczułem, że tkanina zaczyna przesiąkać, ale nie dbałem o to. - O-ona... się n-nie rusza.- wybełkotała i zalała się kolejną falą łez. - Ciiii.- pogłaskałem ją po głowie. Była dla mnie jak młodsza siostra. Doskonale wiedziałem, jak się przejmuje stanem Mal, bo ja też bardzo martwiłem się o nią.- Uspokój się. Mal jest z twardej gliny lepiona. Przeżyje.- powiedziałem, ale po chwili szepnąłem, sam do siebie.- Musi. Zobaczyłem, że Koren podchodzi do Mal. Widać było, że cierpi i jest wystraszony stanem siostry. - Cześć siostrzyczko.- powiedział zachrypnięty do leżącej diablicy. Pocałował ją w czubek głowy, najdelikatniej jak umiał i usiadł na brzegu łóżka. Chwycił ją za rękę. Podszedłem tam i pogłaskałem rękę dziewczyny. - Cześć Mal.- powiedziałem cicho i usiadłem po drugiej stronie łóżka, patrząc na dziewczynę, która zawładnęła moim sercem. Jej długie rzęsy rzucały cienie na wydatne kości policzkowe. Jej czarne, długie włosy, idealnie pasowały do jej, śnieżnobiałej cery. Jest taka piękna. Teraz wygląda jak śpiąca królewna. Śpiąca królewna po wizycie kiboli. Iris usiadła obok Korena i wtuliła się w niego ciągle szlochając. Chłopak przytulił ją do siebie i uspokajał, że z Mal będzie dobrze, ale widziałem, że sam powstrzymuje łzy. Mówi tak do Iris dlatego, że jest jego dziewczyną. Lys usiadł obok mnie i patrzył na nieruchomą twarz przyjaciółki. - Co one jej zrobiły?- bardziej stwierdził niż zapytał. Koren lekko ucałował rękę siostry. Często widziałem, jak przedrzeźniał się z Mal i jej dogryzał, ale teraz widzę, że tylko udawał. Oni naprawdę są zgodnym rodzeństwem. Iris zaczęła coś mówić do czarnowłosej, ale ona nawet nie poruszyła powiekami. Strasznie się o nią martwiłem. A co jeśli ona tego nie przeżyję? Co jeśli ją Stracę? Nie!! Nie zgadzam się!! Ona nie może mnie opuścić, nie może!! Za bardzo ja kocham.
Widzę ciemność. Tylko ja i ciemność. Bezgraniczna, nie mająca końca ciemność. Czy już umarłam? Nie!! Nie zgadzam się!! Nie mogę umrzeć! Nie teraz, kiedy odzyskałam rodziców, zdobyłam przyjaciół. Zdobyłam Kastiela. Po chwili zaczęłam czuć swoje ciało. Ciemność zaczęła znikać, a po chwili widziałam jasne światła. Zamrugałam parę razy i po chwili już mogłam zobaczyć, gdzie jestem. Byłam w sali szpitalnej. Na początku nie wiedziałem, co tu robię, ale po chwili przypomniałam sobie noc balu. Chciałam wstać i zwiedzić pokoju, ale kiedy tylko lekko się poruszyłam, poczułam ból, więc nie ruszałam i oglądałam pokój z łóżka. Był cały biały i miał wielkie, nieosłonięte okna na prawej ścianie. Przy łóżku były trzy krzesła, na których siedzieli moi rodzice i Iris. Wyglądali, jakby nie spali i jedli od dwóch dni. Ich twarze były zapadnięte, szare, smutne. Kiedy zobaczyli, że na nich patrzę, momentalnie się rozpromienili. Moja mama i Iris pisnęły szczęśliwe i rzuciły się na mnie. Nadal piszcząc tuliły mnie do siebie, po czym do tego grupowego przytulasa dołączył tata, który miał łzy szczęścia w oczy. - MAL!! Nareszcie się obudziłaś!- usłyszałam głos, ale nie należał, ani do kobiet, ani do taty. To był... ----- Bardzo was przepraszam, że nie było bardzo, bardzo długo rozdziału, ale tak jak już wspomniałam, nie miałam weny. Jak rozdział? Mam do was taką prośbę. Jeśli przeczytacie rozdział, moglibyście dodać szablon (ja tego nie ogarniam jak zrobić) z góry dziękuje <3 |
Rozdział 6
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
- MAL!! Nareszcie się obudziłaś!- usłyszałam głos, ale nie należał, ani do kobiet, ani do taty. To był... - Koren!!- krzyknęłam i wyciągnęłam ręce w jego stronę jak małe dziecko na widok rodzicielki. Zaśmiał się, podszedł do mnie i mocno przytulił, jakby się bał, że za chwilę wyparuje. - Nie strasz mnie tak więcej młoda.- wyszeptał w moje włosy, gładząc mnie po nich. Wtuliłam się w niego jeszcze bardziej. Kiedy byłam smutna, albo było ze mną źle, zawsze to Koren mnie pocieszał, przytulał i dbał o mnie. Jest moim ukochanym, starszym braciszkiem. - Tylko mi się tu nie rozbecz.- zaśmialiśmy się. Odsunął się ode mnie i potargał po włosach jak małą, niesforną dziewczynkę. Po chwili zobaczyłam obok niego Lysa, który miał wielki uśmiech na twarzy. Nie zdążyłam nic powiedzieć, bo rzucił się na mnie i mocno przytulił. Byłam w szoku. Lysander zawsze trzymał emocje na wodzy. - Jak to dobrze, że się obudziłaś!!- odsunęłam się od niego i położyłam się z powrotem na łóżku. Spojrzałam po zebranych. Byli wszyscy, oprócz... - Gdzie Kastiel?- spytałam. - Wysłałam go do domu.- odpowiedziała mama, gładząc moje ramię. Koren usiadł na krześle przy łóżku i wciągnął Iris na swoje kolana i pocałował we włosy. Zaśmiała się i wtuliła w niego. Słodko razem wyglądają. Wiedziałam, że będą razem. - Jak to "wysłałaś"?- spytałam. Chyba go nie wyrzuciła. - Mal, byłaś nieprzytomna dwa tygodnie.- powiedział tata i objął mamę opiekuńczo. - Jak to dwa tygodnie?!- krzyknęłam. - Ciosy, które dostałaś prawie zmiażdżyły twoje kości, a te z kolei uciskały na twoje płuca i serce przez co...- mama nie dokańcza, a w jej oczach pojawiają się łzy. - O mało nie umarłaś.- dokończył tata po cichu i wtulił głowę we włosy mamy. Widziałam jak próbuje ukryć łzy, ale coś słabo mu wychodzi. - Odkąd przywieźli cię do szpitala, Kastiel cały czas siedział przy tobie.- powiedział Koren. Popatrzyłam na niego zdziwiona. Czy to prawda? Kastiel przez te całe dwa tygodnie siedział ze mną? - Kastiel przez te tygodnie siedział ze mną?- spytałam zdziwiona. - Tak.- odezwała się Iris wesołym głosem. - Nie spuszczał cię z oczu. Jakbyś miała wstać i uciec przez okno, gdyby wyszedł na sekundę z pokoju.- zaśmiał się Lys, po czym mu zawtórowaliśmy. Czyli wychodzi na to, że Kasowi na mnie zależy. - Nie chciał wyjść nawet zjeść, więc przynosiliśmy mu jedzenie.- powiedział tata.- Spał tutaj na krześle, aż w końcu pielęgniarki i jemu podłączyły kroplówkę. - Wyszedł dopiero, kiedy go poprosiłam, żeby się przespał.- odezwała się mama już bez łez.- Na początku nie chciał się zgodzić, ale w ostateczności poszedł kiedy obiecałam, że powiadomię go kiedy się obudzisz.- powiedziała z chytrym uśmieszkiem. Już wiem, że coś knuje. - I nie powiadomisz go?- spytałam z wrednym uśmieszkiem. Rodzicielka go odwzajemniła. - Oczywiście, że nie. On ma się wyspać, inaczej gdyby tu przyszedł, mogłabyś dostać ataku.- zaśmialiśmy się głośno. - I bardzo dobrze.- poparłam.- Zrobię mu mały surprise kiedy przyjdę do szkoły. - Ty mała wredoto.- powiedział Koren i uderzył mnie lekko w ramię. - Moja krew.- powiedzieli naraz rodzice i pocałowali mnie w policzki. - Widać, że doszłaś w pełni do formy.- zaśmiał się Lysander. - Będziesz mógł się o ty przekonać, kiedy skopie tyłek tej suce.- mam tu oczywiście na myśli Amber. - Nasza Mal wróciła!- krzyknęła Iris i przytuliła mnie mocno. Zaśmiałam się i odwzajemniłam uścisk. - A tak a propo, co z Amber?- spytałam. - Dostała naganę i jest zawieszona na miesiąc.- powiedział Lys jak zwykle spokojny. - Najchętniej wyprułabym tej dziwce flaki za to, że podniosła rękę na moja paskudkę.- wysyczała mama a jej skrzydła zatrzepotały, co pokazywało, że jest zdenerwowana. - Wiem kochanie, wiem. Mam na to samo ochotę.- wywarczał tata i znowu objął mamę. - Była tu jeszcze Charlotte.- powiedziała ze złością Iris. Kiedy zobaczył to Koren przytulił ją do siebie jeszcze bardziej i pogładził ją uspokajająco po włosach. Właśnie! Po co tu przyszła?! Ona jako jedyna mnie nie biła, a nawet... współczuła mi? Widziałam to w jej oczach, kiedy Amber i Li mnie biły. Dlaczego? Będę musiała z nią porozmawiać. - Kiedy będę mogła stąd wyjść?- postanowiłam zmienić temat. - W zasadzie to kiedy się obudzisz, więc już teraz.- odpowiedział Koren z uśmieszkiem. - Więc na co czekamy?- spytałam retorycznie. Zrzuciłam z siebie kołdrę i wstałam z łóżka. Nie patrząc na resztę zbliżyłam się do drzwi, ale zatrzymał mnie głos Lysa. - Mal?- odwróciłam się do niego. - Co? - Jesteś ubrana w szpitalne ubranie.- stwierdził. Spojrzałam na siebie i stwierdziłam, że jestem ubrana w te głupie szpitalne fatałaszki. Jednak do głowy wpadł mi genialny pomysł. Mówiłam już, że mama uczyła mnie czarów? - Patrz.- powiedziałam. Zamknęłam oczy i wypowiedziałam zaklęcie. Pomyślałam również, w co chcę się ubrać. Wybrałam taki zestaw: Otworzyłam oczy i zobaczyłam zszokowane twarze zebranych, oprócz mojej rodziny. Oni wiedzą, że umiem czarować. Mama wygląda na bardzo dumną. W końcu to ona mnie uczyła zaklęć. - Jak to zrobiłaś?- spytała zszokowana i zafascynowana rudowłosa. - Kiedyś Ci powiem.- mrugnęłam go niej.- To co, idziemy? - Jasne.- wszyscy wstali i wyszliśmy z sali. Poszliśmy po wypis i mama przeteleportowała nas wszystkich do naszego domu. Jutro idę do szkoły. Ciekawe jaką minę będzie miał Kas, kiedy zobaczy mnie w szkole. Już nie mogę się doczekać. |
Rozdział 7
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
To będzie mój pierwszy dzień w szkole od mojego pobicia. Wstałam z łóżka i poszłam do łazienki. Spojrzałam w lustro i oniemiałam. Na całym ciele miałam bandaże i plastry. W wielu miejscach miałam fioletowe siniaki. Mój boże! Ja się tak nie pokażę! Chociaż jest jeden plus. Nie ćwiczę na w-fie. Jea! Ściągnęłam bandaże i plastry i wzięłam gorącą kąpiel. To zawsze mi pomagało na wszelki ból. Po jakimś czasie wyszłam z wanny, otarłam się puchatym ręcznikiem, ale spostrzegłam, że zapomniałam wziąć jakiś ubrań na dziś. Za pomocą czarów przywołałam do siebie taki komplet: Szybko się ubrałam i weszłam do mojego pokoju. Wzięłam torbę do szkoły i wyszłam z pokoju. Szłam korytarzem, kiedy nagle na kogoś wpadłam. - Ło, ło! Wiem, że jestem seksowny, ale żeby od razu się na mnie rzucać.- usłyszałam głos swojego jakże kochanego brata. - Aleś ty skromny.- zakpiłam i skrzyżowałam ręce na piersi. - Jak zawsze.- usłyszałam za sobą głos mamy. Odwróciłam się i zobaczyłam ją z tatą. Patrzyli na nas z uśmiechami. - Widzę młoda, że już się lepiej czujesz.- stwierdził tata. - O wiele lepiej niż w tamtym szpitalu.- odpowiedziałam na co wszyscy się zaśmiali. - Skoro i tak nie pośpimy, to chodźcie na dół i coś zjemy.- powiedziała mama. Przytaknęliśmy głowami i wszyscy czworo zeszliśmy do jadalni. Razem z mama poszłyśmy do kuchni i zrobiłyśmy naleśniki. Podczas śniadania rozmawialiśmy i śmialiśmy się. Oczywiście jak zawsze Koren musiał mi dogryzać. - Dobra dzieciaki won do szkoły.- powiedziała mama, kiedy sprzątaliśmy po śniadaniu. Kiwnęliśmy głowami i poszliśmy zakładać kurtki. - Tylko nie wylądujcie w szpitalu.- zaśmiał się ojciec. - Oczywiście tatusiu.- powiedziałam i cmoknęłam go w policzek. - A mnie to się nie należy tak?- fuknęła mama udając obrażoną. Zachichotałam i jej również dałam całusa w policzek. Rodzice wzięli sobie krótki urlop, żeby poświęcić nam więcej czasu. Wyszłam razem z bratem z domu i poszliśmy do szkoły. Koren wyciągnął papierosa i zapalił. Sięgnęłam do swojej torby, żeby też zapalić. Cholera! Nie wzięłam paczki. - Dasz mi też?- spytałam z maślanymi oczami. Zaśmiał się tylko i pokiwał przecząco głową.- Dlaczego?!- oburzyłam się. - Lekarz mówił, że fajki mogą Ci zaszkodzić, więc na razie nie możesz jarać. - Kurwa! - Jak ładna to pozdrów.- zaśmiał się. Prychnęłam i dalej szliśmy w ciszy. W końcu doszliśmy do szkoły. Akurat za 5 minut zaczyna się pierwsza lekcja. Muszę jeszcze pójść do pokoju gospodarzy i dać Natanielowi moje zwolnienie od lekarza. Jak mi się tam nie chce iść. No, ale cóż. Jak trzeba to trzeba. Z ciężkim westchnieniem ruszyłam w stronę korytarza szkolnego. Ledwo co przekroczyłam próg szkolny, usłyszałam dzikie piski Iris. Ściskała mnie jakby nie widziała mnie całe wieki. - Mal! Nie widziałyśmy się całe wieki!- a nie mówiłam? - Jeżeli wieki oznacza jeden dzień, to masz rację.- odpyskowałam, ale odwzajemniłam uścisk. Iris odsunęła się ode mnie i pacnęła lekko w ramię. - To tak się wita przyjaciół?- spytała obrażonym głosem, ale wiedziałam, że tylko udaje. - No, a co byś chciała? - Mam też kurde uczucia nie? - Kocham cię. Wystarcz?- powiedziałam i wybuchnęłyśmy śmiechem. Iris chciała mnie gdzieś pociągnąć, ale się nie dałam. Popatrzyła na mnie niezrozumiale. - Muszę iść do Nataniela i dać mu zwolnienie od lekarza.- wyjaśniłam z smutnym uśmiechem. - Aha, spoko. Będę na drugim korytarzu.- odpowiedziała i pomachała mi ręką na pożegnanie. Odmachałam jej, po czym skierowałam się do pokoju gospodarzy. Zapukałam (jak by nie ja) i kiedy usłyszałam ciche "proszę" weszłam. Pokój nic, a nic się nie zmienił. Na krześle siedział blondyn. Ubrany był jak zwykle w wyprasowaną koszulę i brązowe spodnie. Podniósł głowę i mnie zobaczył. Na jego twarzy widziałam radość, ale też smutek. - Cześć Mal.- wyjąkał wstając i drapiąc się z zakłopotany po głowie.- Ja... - Masz.- położyłam mu na biurku papierek i poszłam w stronę drzwi. - Mal?- usłyszałam za sobą głos Nataniela. Odwróciłam się. - O co chodzi? - Chciałem cię przeprosić za Amber...- przerwałam mu uniesieniem ręki. - Dosyć. Nie chcę tego słuchać.- usłyszałam, że odetchnął z ulgą. - Pewnie już wiesz, że moja siostra została zawieszona?- zmienił temat. - Zasłużyła sobie na to.- zobaczyłam, że nie popiera mojego zdania. - Bo ja właśnie... w tej sprawie... - Co?- przerwałam mu zniecierpliwiona. - Chciałbym cię poprosić... czy nie mogłabyś powiedzieć dyrektorce, żeby zniosła jej tą karę?- widząc moją zszokowaną minę dodał.- Dyrektorka powiedziała, że to zależy od ciebie. - Niby czemu miałabym to robić?- spytałam przez zęby, zakładając ręce na piersiach. Jak on śmie mnie po tym wszystkim prosić o takie rzeczy?! - To może zaważyć na jej przyszłości...- zaczął. No chyba go kompletnie pojebało! - Jaja sobie robisz!?- krzyknęłam.- Twoja kochana i "zawsze niewinna" siostrunia pobiła mnie tak, że przez dwa tygodnie byłam w śpiączce, o mało nie umarłam!, a ty mi mówisz, żebym jej jeszcze ściągnęła karę?! Ohujałeś do reszty?!- wybuchłam jak wulkan. Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek była tak zdenerwowana. - Ale Mal.. - ŻADNE ,, ALE MAL"!- wydarłam się.- Możesz powiedzieć swojej siostrzyczce, że może się wypchać.- warknęłam. Podejrzewam, że moje oczy zrobiły się czarne, a tęczówki czerwone. Poczułam, jak wyrastają mi kły i paznokcie. Postarałam się uspokoić. Kiedy lekko się uspokoiłam, odwróciłam się do niego plecami i chciałam wymaszerować z pokoju. Usłyszałam za sobą rozczarowany głos chłopaka. - Mal.- nie odwracając się ani zatrzymując pokazałam mu środkowego palca. - Skocz mi.- zatrzasnęłam drzwiami i poszłam w kierunku drugiego korytarza, żeby spotkać się ze swoją ekipą. Niestety spotkałam osobę, którą w tej chwili najmniej chciałam widzieć na oczy. ****************************************************************************** Witam wszystkich Mam złą, TRAGICZNĄ wręcz wiadomość. Mam szlaban! Mama zabrała mi laptopa i telefon, więc nie mam jak wrzucać rozdziałów :(((( Postaram się pisać rozdziały w moim zeszycie, a potem wrzucić (jak szlaban się skończy) Bardzo was za to przepraszam i przysięgam postarać się, by szlaban się szybko skończył. A tak w ogóle. Jak wam się podoba rozdział? Czekam na wasze komentarze. |
Rozdział 8
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
Brunet podszedł do mnie ze smutkiem i troską w oczach. jak on mnie irytuje. - Mal, skarbie. Tak mi przykro. Nie chcieli mnie wpuścić do ciebie.- mówił ze smutkiem, po czym dodał bardziej zdenerwowany.- Zwłaszcza ta ruda małpa. Tego było za wiele. Poczułam, jak gniew zalewa mnie od środka. Jak on mógł obrazić Kasa?! Wkurzył mnie tym. Swoimi słowami, zwrotami do mnie, ale przede wszystkim tym, że obraził mojego przyjaciela i… chłopaka który mi się podoba. - Kentin. Nie chce mi się z Tobą gadać.- nawet na niego nie patrząc próbowałam go wyminąć, ale zagrodził mi drogę swoim ciałem. Byłam zirytowana. - Skarbie…- nie słuchałam tego co mówił. Dlaczego ten dupek nie chce dać mi spokoju? - Jeśli nie chce pójść po dobroci, trzeba użyć kija.- szepnęłam do siebie. Uniosłam kolano i z całej siły kopnęłam nim w krocze chłopaka. Ten wrzasnął i skulił się, jednocześnie łapiąc za swoje krocze. Uczniowie patrzyli na nas: jedni ze strachem, a drudzy z zaciekawieniem. - I na co się tak gapicie?!- krzyknęłam. Wszyscy natychmiast odwrócili wzrok i poszli do klas. Ci, którzy zostali na korytarzu schodzili mi z drogi. Szłam z uniesioną dumnie głową w kierunku klasy w której miałam mieć 1 lekcje. Wyjątkowo chciało mi się na nią iść. W końcu, była to transmutacja. Mama próbowała mnie nauczyć przemieniać się w zwierzęta, ale nie udawało mi się. Zadzwonił dzwonek. Korytarz zaczął pustoszeć, a ja nadal nie doszłam do sali lekcyjnej. Kurwa! Jak nie chce mi się iść na lekcje, to dzwonek nie dzwoni, a jak raz na ruski rok, chce mi się na nie iść, to dzwoni. No do chuja! Gdzie sprawiedliwość ja się pytam?! - No no. Nasza zadziorna deska wróciła.- usłyszałam rozbawiony głos za swoimi plecami. Od razu go rozpoznałam. Odwróciłam się, a moim oczom ukazał się opierający o szafki chłopak. Nogi miał skrzyżowane w kostkach, a ręce założone na piersi. Na twarzy widniał ten zadziorny uśmiech, który śnił mi się po nocach. - A oto nasza kochana, ruda małpa.- również skrzyżowałam ręce i spojrzałam na niego z cwanym uśmiechem. Jego uśmiech zbladł, a mój poszerzył. Nie cierpiał tego przezwiska. - Ja to przynajmniej mam się czym pochwalić płaska desko.- zaakcentował ostatnie dwa słowa i uśmiechnął się triumfalnie. Przewróciłam oczami na jego słowa. - Ciebie też miło widzieć.- nie wiedząc co robię podeszłam do niego i objęłam w pasie. Wtuliłam się w jego klatkę piersiową. Czułam wyraźnie, że jest umięśniony. Zesztywniał, ale nie odtrącił mnie. Po chwili odsunęłam się od niego i spojrzałam mu w twarz. Wpatrywał się we mnie zdziwiony, jednak po chwili znów się uśmiechnął. - Rozumiem, że cię pociągam, ale żeby rzucać się na mnie na środku korytarza?- zaśmiał się, a ja walnęłam go w ramię.- Oj no weź, nie musisz się wstydzić. Przecież nie od dziś wiadomo, że każda na mnie leci. - Ta Twoja pewność siebie kiedyś cię zgubi. - Mnie? Nigdy.- powiedział i wyciągnął paczkę papierosów. Wziął jednego, a mi podsunął opakowanie. - Nie.- spojrzał na mnie z uniesioną brwią. - Nawet jednego? - Nawet. - Przez ile? - Nie wiem. Może przez 2 tygodnie.- spojrzał na mnie, jakby pierwszy raz w życiu mnie zobaczył. - Rzucasz? - Nie, ale kiedy byłam w szpitalu lekarz powiedział, że przez jakiś czas mam nie palić. - Powiedziałbym, że jest mi przykro, ale wiesz… mama mnie uczyła, żeby nie kłamać.- mrugnął do mnie i odpalił peta. - No dzięki.- prychnęłam, kiedy dmuchnął mi dymem w twarz. - Co teraz będziesz robić?- spytał, zaciągając się papierosem. - Iść na lekcje.- spojrzał na mnie jak na idiotkę. Zmierzył mnie uważnie wzrokiem. - Serio, chyba Amber poważnie Ci tym kijem przyjebała, bo jesteś jeszcze dziwniejsza, niż przed wypadkiem.- i znowu oberwał ode mnie w ramie.- Ej! To był komplement! - Ta. Jasne.- skończył papierosa i odepchnął się od szafek. Podszedł do mnie. - Niestety muszę cię rozczarować.- stanął tuż przede mną.- Nie pójdziesz dzisiaj na lekcje. - Tak?- spytałam. Kiedy pokiwał głową kontynuowałam- A niby kto mnie powstrzyma?- spytałam z kpiną. - Ja.- prychnęłam. - A niby czemu mam z Tobą iść? - Bo nie po to się męczyłem tyle dni, żebyś teraz była taka upierdliwa i spowodowała, że cały czas przygotowań poszedł w pizdu. - Jakich przygotowań?- teraz nie kryłam swojej ciekawości. Nim się obejrzałam Kastiel złapał mnie za rękę i zaczął kierować się w stronę głównych drzwi.- Hej! Kas, stój! - Cicho mała.- powiedział nie przerywając marszu. - Dokąd mnie zabierasz?!- przystanął i spojrzał mi w twarz. Jego szare tęczówki wywiercały dziury w mojej twarzy. W jego oczach widziałam dziką ekscytację. - Niespodzianka.
Dam! Dam! Daaam! POWRACAM Myślałam, żeby usunąć to opowiadanie albo je zawiesić, ale wasze komentarze, pochwały i błagania powiedziały mi : ,,Ty, Wera, ty się bierz kurwa do roboty! Ludzie Cie prosza a ty co odpierdalasz?!”. Tak więc jestem. Rozdział będą się pojawiać trochę częściej, ale tylko trochę. Dziękuje wam wszystkim za komentarze. Bardzo mnie motywują do dalszej pracy. Rozdział krótki, ale postaram się szybko napisać kolejny. Trzymajcie się ;* |
Rozdział 9
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
- Niespodzianka. - No to żeś mi pomógł.- przewróciłam oczami, a on się zaśmiał. - Nie marudź. - A dasz mi chociaż podpowiedź? - Nie. - Dlaczego?!- nie ustąpiłam. Weszliśmy na parking przed szkołą. - Bo to nie-spo-dzian-ka. Niespodzianki są zazwyczaj niespodziewane, prawda?- A on co. Filozof? - Oj no weź, powiedz chociaż jedną rzecz. - Amber jedzie z nami.- dosłownie wmurowało mnie w ziemię. Że co on powiedział?! - Że co?!- Kastiel uśmiechnął się figlarnie i puścił mi oczko. - Żartowałem.- ale mi ulżyło. Znowu się zaśmiał.- Żebyś widziała swoją minę. Naprawdę sądzisz, że wytrzymałbym z Amber? - Cóż, może coś się wydarzyło pomiędzy nią a tobą, kiedy byłam w szpitalu.- dopiero kiedy słowa wypłynęły z moich ust, zrozumiałam co powiedziałam. Brzmiało to tak, jakbym coś podejrzewała, albo co gorsza… była o niego zazdrosna. Szybko odwróciłam wzrok, ale on tego nie zrobił. - Czemu mam wrażenie, że jesteś o mnie zazdrosna?- jeszcze bardziej się zaczerwieniłam. - Nie jestem.- nim się obejrzałam podszedł do mnie i pogłaskał po policzku. - Więc czemu się rumienisz? - Nie rumienię się.- policzki wręcz mnie piekły. - Kłamczuszka.- powiódł opuszkami palców po moim policzku, a po moim ciele przeszedł dreszcz. Po chwili zabrał rękę i poszedł w stronę swojego motoru, w ogóle nie patrząc cz za nim idę. Stałam w miejscu, starając się zrozumieć poczynania Kastiela. Dlaczego zachowywał się wobec mnie w tak miły sposób? Do każdego ma dystans, czasem jest opryskliwy i nie wiadomo, czym może się zdenerwować. Niektórzy nie rozmawiają z nim, bo nie wiedzą jak zareaguje. Czy będzie na nich krzyczał, wyśmiewał się czy może totalnie ich zleje. Ze mną tak nie robi. Dlaczego? Chłopak zatrzymał się przed maszyną i spojrzał na mnie przez ramię. Na ustach miał chytry uśmieszek. - Idziesz, czy masz zbyt miękkie kolana? - Idę i nie mam miękkich kolan.- powiedziałam twardo. Czerwonowłosy zaśmiał się głęboko, założył kask i wsiadła motor. Poszłam za jego przykładem i po chwili siedziałam za nim i go obejmowałam. Pojechaliśmy w nieznanym mi kierunku. Kłamałam. Zdecydowanie miałam miękkie kolana. A to wszystko przez niego. Drań. Nie wiem, czy Kas zrobił to nieświadomie czy z premedytacją, bo kask który miałam był tak przyciemniany, że widziałam tylko kontury rzeczy, które mijaliśmy. Zresztą, nawet gdybym miała zwykły kask nic bym nie widziała, bo Kastiel jechał z taką prędkością, że były spore szanse na wypadek. Musiałam się mocno do niego przytulić. W końcu zatrzymaliśmy się. Nie słyszałam żadnych dźwięków miasta, do których przywykłam. Kastiel zszedł z motoru i pomógł mi zrobić to samo. Kiedy stałam na własnych nogach chłopak ściągnął mi kask i pokazał, gdzie jesteśmy. - Ty chyba sobie żartujesz! |
Nowinki (od autora)[]
- Cześć wszystkim! Dobry rozdział? Co myślicie, o ostatniej scenie? Dla mnie bardzo ciekawa. Mam do was jeszcze jedno pytanie. Chcecie, żeby w rozdziałach była też perspektywa innych bohaterów, np. Kasta, Iris, Korena itp? Wtedy rozdziały wrzucałabym trochę później niż zazwyczaj. Chcę podziękować paru osobą
- Malionowa, Mambi2001 i Natka1611. Wielkie dzięki wam dziewczyny <3<3. Dziękuje też innym czytelnikom. Pozdrawiam.