Słodki Flirt FanFictions Wiki
Advertisement
Opowiadanie

Od autora

Dzień dobry wszystkim! (ewentualnie dobry wieczór) Jest to moje pierwsze opowiadanie jakie kiedykolwiek stworzyłam. Jestem dość słaba w pisaniu wstępów, więc od razu zaproszę was do lektury :D A no i nie zapomnijcie o komentarzach, w których mile widziana będzie opinia o opowiadaniu. To będzie bardzo przydatne :)

PS Polecam przeczytać najperw co nieco o bohaterach w zakładce Bohaterowie. Będzie się przyjemniej czytało :D

PS2 Tak tylko dla jasności dodam, że tekst pisany kursywą to myśli Aleks

PS3 jest duzo opisu domu a przynajmniej tych najwazniejszych miejsc gdzie będzie wszystko miało miejsce, dlatego może pojawić się też dużo zdjęć na początku.

PS4 (ostanie juz obiecuje) żeby się łatwiej przechodziło do nowych rozdziałów jest spis treści :)

Prolog

To wszystko do mnie wraca za każdym razem gdy zamykam oczy. Ten niewyobrażalny ból w każdej części mojego ciała, gdy rodzina do której mnie oddano zobaczyła kim naprawdę jestem. Tortury, głodzenie, poniżanie i lata spędzone w piwnicy. Jednak to wszystko było do zniesienia w porównaniu w tym, co mi zrobili 'naukowcy' i 'lekarze' z ośrodka badawczego do którego oddali mnie 'rodzice' kiedy znudziło im się znęcanie nade mną i trzymanie w podziemiach jak psa. Tak w zasadzie to nawet bezpańskie psy miały lepiej niż ja w tamtym czasie. Naukowcy cięli moje ciało, chcieli sprawdzić czy rany same się zagoją. Łamali kości, żeby sprawdzić czy potrafię to wyleczyć. Wreszcie po kilku tygodniach nieustannego bólu moje ciało nie wytrzymało. Serce zatrzymało się a dusza opuściła ciało. Byłam duchem stojącym nad swoim zmaltretowanym i zakrwawionym ciałem, które oprawcy próbowali przywrócić do życia. Posiniaczone szczupłe ciało, wystające obojczyki i zapadnięte policzki nie przypominały szesnastoletniej dziewczyny. Krew spływała z uchylonych, sinych ust zwłok. Coś przyciągnęło mnie z powrotem do ciała i po prostu z bezsilności zaczęłam krzyczeć. Nie z bólu czy strachu jak zawsze. Przez lata nie byłam szczęśliwa, nie doznałam ani odrobiny miłości. Sama też nie wiedziałam czym jestem. Żyłam w ciągłym strachu, bólu i ciemności, zdana na łaskę moich oprawców a moje życie zależało od ich pomysłów. Codziennie zastanawiali się co jeszcze można mi zrobić, żeby sprawdzić co potrafię. Mój krzyk mieszał się z łzami. Przelałam w to cały swój żal, smutek, złość...bezsilność. Czułam napływającą ciemność w głowie. Wiedziałam, że nie chcę z nią walczyć. Miałam nadzieję, że to mój ratunek, że nareszcie przyszedł po mnie upragniony koniec i ta cała farsa, którą inni nazywają życiem wreszcie się skończy. Ciężkie powieki opadały a obraz się rozmazywał. Słyszałam krzyki. Tym razem to oni krzyczeli. Zanim całkowicie ogarnęła mnie ciemność wygięłam usta w lekkim uśmiechu. Witaj śmierci, moja przyjaciółko. Czekałam na Ciebie.

Rozdział pierwszy

Z kolejnego koszmaru o mojej przeszłości wyrwało mnie uderzenie głowy o szybę. Cholerne dziury. Rozmasowując palcami skroń rozejrzałam się po samochodzie. Robiło się już ciemno. Lysander na siedzeniu obok szkicował coś w swoim notatniku a tata z przodu prowadził samochód.

-Daleko jeszcze?- zapytałam przecierając zaspane oczy dłońmi.

-Niedługo powinniśmy być. - Po tacie zdawało się nie widać zmęczenia ale w końcu wampiry tak mają. Chyba. To wszystko jest dla mnie takie nowe. Od znalezienia mnie w Stanach w ośrodku badawczym minął ponad rok. Przez 5 minut z prawdziwą rodziną dowiedziałam się o sobie więcej niż przez całe życie spędzone z tamtymi potworami. Jednak mimo to nie mam żalu do taty, że zdecydował się mnie oddać. Chciał jedynie mojego dobra. W końcu kto mógłby przypuszczać, że w rodzie wampirów z matki wampirzycy i ojca wampira urodzi się banshee. Banshee, która ma wyjątkowo dziwne umiejętności, nawet jak na takie stworzenie. Moje rozmyślenia przerwało zatrzymanie samochodu.

2531470wplok

-Jesteśmy. - Moim oczom ukazał się nasz nowy dom. Tata się postarał. Pięknie oświetlona rezydencja z basenem wyglądała nieziemsko po zmroku. Na podjeździe zaparkowana była ciężarówka z logo firmy transportowej taty. Pewnie się nie wyrobili z wnoszeniem mebli i kartonów. Czując potrzebę porządnego rozprostowania kości po tylu godzinach jazdy zdecydowałam się na małe zwiedzanie okolicy.

-Idę się przejść, niedługo wrócę. - Nie czekając na odpowiedź skierowałam swoje kroki w stronę parku znajdującego się na początku naszej ulicy. Po tych wszystkich latach jedyne co we mnie zostało, nie licząc ogromnej blizny na piersi, to strach co się czai tam gdzie nie dociera światło. Nigdy po uwolnieniu nie byłam sama w ciemnym pomieszczeniu, ani tym bardziej poza domem w nieoświetlonych zakamarkach miasta. Idąc chodnikiem po nowej ulicy podziwiałam widok wybrzeża. Niesamowite morze, piaszczysta plaża i pięknie oświetlona promenada kusiły swoim widokiem i wabiły nowych gości Nicei w swoją stronę. Jednak mimo oszałamiającego widoku skierowałam swoje kroki do parku. Nawet pomimo lekkiego niepokoju, ciekawość w moim sercu zwyciężyła. Przecież nie może być tak źle. Upewniając się w myślach, że to tylko moje przewrażliwienie przekroczyłam bramę parku. Pomimo późnej pory było w nim całkiem sporo ludzi. Spokojnie przechadzali się po uroczych uliczkach trzymając się za ręce, spacerując z psami lub samotnie rozkoszując się chwilą. Zadowolona z obecności innych, skierowałam się w stronę fontanny stojącej na uboczu.

Depositphotos 58409003-stock-photo-oak-tree-and-fountain-at

Wszystko w parku było takie zadbane, takie...pasujące do siebie i stwarzające niezwykły klimat, wyjątkowy i charakterystyczny dla Francji. Ale coś tu nie pasowało. I wtedy znów to poczułam. Strach. Czułam się jak zwierzyna, która musi uciekać przed drapieżnikiem czającym się w ukryciu, żeby za chwilę zaatakować. Kierując się intuicją spojrzałam za siebie. W ostatniej chwili zobaczyłam ogromne zwierzę biegnące w moją stronę zdecydowanie za szybko, żeby bezpiecznie się zatrzymać. Sparaliżowana z przerażenia nie byłam w stanie uciekać. Chwilę poźniej leżałam powalona przez napastnika na jednej ze ścieżek. Pies pomimo groźnego wyglądu wolał lizać moje policzki. Na szczęście zawsze mógł przecież chcieć przegryźć moją tętnicę czy coś takiego. Cała obolała spróbowałam się delikatnie podnieść. Jednak to nie było w planach przerośniętej bestii, która w głębi duszy jest małym szczeniaczkiem i znów leżałam plecami na twardym podłożu. Świetnie. Po prostu kurde świetnie. Użalając się nad swoim położeniem zobaczyłam przypiętą do obroży psa smycz. Dusza uciekiniera w ogromnej maszynie do zabijania, to się ktoś wpakował. Sięgnęłam jedną wolną ręką do obroży psa. Pewnie będzie miał tam jakiś telefon do właściciela. Zamiast tego, czego się spodziewałam zobaczyłam jedynie imię psa, bo przecież nie mógł tym naprawdę być prawda? Demon, ktoś ma fantazję.

-Demon! Demon do nogi!- W oddali jakiś mężczyzna wołał imię mojego całuśnego napastnika. Zdawać by się mogło, że jest coraz bliżej.

-No maluszku zejdź, twój pan idzie. - jakby to coś miało dać, mówienie do psa. Chociaż z drugiej strony to mądre zwierzęta, może ten zrozumie. O dziwo niechętnie pies przestawał lizać moją twarz. Obolała i zziębnięta od leżenia na chłodnym podłożu podniosłam się do pozycji siedzącej. Demon zrobił to samo na przeciwko mnie i bacznie mi się przyglądał.

-Chodź tu Demon! Zostaw ją. - Z głębi parku dynamicznym krokiem zbliżał się wysoki chłopak ubrany w czarne długie spodnie, czerwoną koszulkę i skórzaną kurtkę. - Nic Ci nie zrobił? - zapytał wyciągając do mnie rękę.

-Nie, o ile skóra na twarzy jest na miejscu to jest okej.- uśmiechnęłam się delikatnie podając mu lewą dłoń. Kiedy mocniej chwycił moją rękę, żeby pomóc mi wstać, nadgarstek odmówił posłuszeństwa. Syknęłam z bólu i zabrałam dłoń. Najwidoczniej przy upadku musiałam się uderzyć. Wyciągnęłam drugą rękę.

-Ta powinna być mocniejsza. - uśmiechnęłam się ciągle siedząc na ścieżce.

-Nie ma opcji, ten nadgarstek jeszcze ja Ci uszkodzę. - chłopak podszedł bliżej i podniósł mnie za ramiona stawiając na nogi tuż przed sobą Jestem Kastiel - przedstawił się wyciągając prawą dłoń.- Przepraszam za to. - palcem wskazał na mój nadgarstek.

- Aleksandra, nic się nie stało. Nikt mnie w życiu tak nie wycałował. - podając mu dłoń uśmiechnęłam się szeroko - Powinnam już iść. Dziękuję za ratunek i może do zobaczenia. - zdrową dłonią pogłaskałam psa, który cały czas siedział przy mojej nodze - Do zobaczenia. - z uśmiechem na ustach podrapałam Demona za uchem na co zareagował wyjątkowym zadowoleniem.

- Do zobaczenia. - podniósł z ziemi smycz psa. Pożegnawszy się z chłopakiem i uroczym szczeniaczkiem w za dużym ciele skierowałam swoje kroki w stronę domu. To był zdecydowanie za długi dzień a pojutrze pewnie będzie gorzej. Nigdy nie chodziłam do normalnej szkoły. Miałam pełno obaw. Co jeśli oni znów zobaczą, że jestem potworem, dziwadłem w ludzkim ciele. Idąc drogą powrotną rozmyślałam nad swoimi obawami. Po kilku minutach weszłam na posesję nowego domu. Na podjeździe nie było już ciężarówki i ludzi wnoszących nowe rzeczy.

-Już jestem. - krzyknęłam zamykając za sobą drzwi wejściowe. Usłyszałam odpowiedź taty i brata z salonu. Nie miałam siły do nich iść. Jedyne czego chciałam to łóżko. Na wpół przytomna doczłapałam się do sypialni na piętrze. Nie zwracając uwagi na to czyja ona jest rzuciłam się na coś dużego i miękkiego. Jakie on miał ładne oczy. Nie czekając na moje pozwolenie Morfeusz wziął mnie w swoje objęcia i porzucił w krainie snów.

Rozdział drugi

Rano obudziły mnie promienie słoneczne wpadające zza okna. Przeciągnęłam się leniwie na wielkim łóżku jednak szybko tego pożałowałam kiedy uderzyłam opuchniętym i zsiniałym lewym nadgarstkiem o zagłówek łóżka. Przeklinając w myślach swoją głupotę za wczorajszy spacer rozejrzałam się po pokoju w którym się znajdowałam.

To zdecydowanie moja sypialnia. Duże łóżko w beżowym kolorze znajdowało się w dyskretniejszej części pokoju razem z niewielkim stolikiem, wygodnym fotelem i białą szafą. Wypełzłam z łóżka, żeby poznać swój nowy dom. Albo na razie chociaż mój pokój. Zajrzałam do szafy. Nie było tam ubrań a jedynie książki. Ogromna ilość moich starych książek,szkiców domów, które projektowałam. To była dla mnie najlepsza terapia po powrocie z ośrodka. Byłam ogromnie wdzięczna tacie, że o nich pamiętał. Podeszłam do okna i odsłoniłam nico zasłonę. Miałam widok na nasz ogród z boku domu. Wysokie drzewa były idealną zasłoną i dawały dużo prywatności. Idealnie. Obok białej szafy znajdowało się dwoje białych drzwi. Jedne z nich prowadziły do garderoby marzeń. Piękny kryształowy żyrandol, białe szafki z szklanymi elementami stanowiły idealną całość. Było tu dokładnie wszystko czego tylko mogłabym potrzebować a nawet więcej. Po niezbyt dokładnym spenetrowaniu nowych ubrań zdecydowałam się zobaczyć co jest za drugimi drzwiami. Prowadziły one do łazienki.

Znajdował się tam duży prysznic, lustro i drzwi pozwalające wyjść na taras z widokiem na morze. Naprzeciwko stała ogromna biała wanna z hydromasażem niewielka wisząca półka z ręcznikami w białym kolorze oraz wysoka stojąca szafka w pasującym kolorze. Wdzięczna za gust taty i projektantów postanowiłam wziąć relaksującą kąpiel w przestronnej wannie. W szafce znalazłam całą masę wszelkiego rodzaju płynów, żeli, kostek musujących do kąpieli. Wybrawszy zestaw puściłam ciepłą wodę i związawszy długie włosy w niezbyt dokładnego wysokiego kucyka, wskoczyłam w pełną piany wannę. Przyjemna relaksująca chwila zamieniła się w dwugodzinną kąpiel. Po wyjściu wytarłam i owinęłam ciało ręcznikiem, puściłam wilgotne włosy luzem na plecy i wmasowałam w twarz mój ulubiony krem truskawkowy o tym samym zapachu zapachu. Tata się naprawdę postarał z każdym szczegółem. Czułam, że to będzie dobre miejsce dla nas. Szczególnie, że Nicea to rodzinne miasto mojej mamy. Zrelaksowana zabiegami w swoim własnym spa odważyłam się poszukać w garderobie czegoś wygodnego. Zanurkowałam w wąskim przejściu 'małej szafy' i otwierałam kolejne szuflady. O dziwo bardzo szybko znalazłam to czego potrzebowałam. Szybko założyłam krótkie, czarne dresowe spodenki, luźną koszulkę w tym samym kolorze i poczłapałam do drzwi prowadzących na korytarz. Po wyjściu z sypialni idąc korytarzem w kierunku schodów na parter mijałam kolejne drzwi. Ciekawa co się znajduje za każdymi z nich otwierałam je po kolei. Tuż obok mojego pokoju znajdowała się sypialnia gościnna. Neutralne jasne kolory, duże wygodne łóżko z białym, półprzezroczystym baldachimem stojące przy prawej stronie. Na ścianie na wprost drzwi znajdowało się duże okno z widokiem na morze a obok stała szafa pasująca kolorystycznie do łóżka. Na lewej ścianie widać było drzwi, które na pewno prowadziły do łazienki przeznaczonej dla gości zajmujących tę sypialnię. Obok pokoju gościnnego była sypialnia Lysandra. Jego charakterystyczny styl rozpoznałabym wszędzie. Masywne drewniane łóżko w ciemnym brązowym kolorze stało pomiędzy okami, naprzeciwko drzwi wejściowych do sypialni. Po lewej stronie widać było drzwi prowadzące do przestronnej łazienki, oraz piękne biurko ze skórzanym fotelem. Natomiast całą prawą ścianę zajmowała ogromna drewniana szafa z suwanymi drzwiami i lustrem. To była ostatnia sypialnia na piętrze i tym samym dotarłam do schodów. Po zejściu na parter pierwsze co rzuca się w oczy to ogromna ilość okien.

Po prawej stronie znajdowały się drzwi prowadzące do sypialni taty urządzonej w nowoczesnym stylu oraz łazienka połączona z tym pokojem. Obok jego królestwa znajdowały się schody prowadzące do garażu i piwnicy. Na przeciwko schodów znajdowała się ogromna skórzana rogowa kanapa a przed nią na ścianie obok kominka zawieszona była 70calowa plazma. Za kanapą znajdowała się przestronna kuchnia z dużą wyspą nad którą wisiała piękna długa kryształowa lampa. Obok kuchni znajdowała się toaleta. Przy stole obok wyspy siedzieli tata i Lysander. Żywo o czymś dyskutowali nie zwracając uwagi na moją obecność.

-Dzień dobry tato, hej Lys- podeszłam do każdego z nich i pocałowałam w policzek - jest coś do jedzenia? - nie czekając na ich odpowiedź otworzyłam lodówkę w poszukiwaniu czegoś zjadliwego.

-Rano byliśmy w sklepie, powinno Ci coś smakować. Znaleźliśmy twoje ulubione płatki. - Tata wstał od stołu i pomógł mi szukać płatków a Lysander odwrócił się na krześle przodem do nas. - Jak Ci się podoba twój pokój? - zapytał tata podając mi płatki

-Najlepszy na świecie. Dziękuję tato, postarałeś się ze wszystkim i jest cudownie. Z resztą tak jak cały dom. Bajeczny. - nalewając mleka do miseczki i zasypując płatkami jeszcze długo rozmawialiśmy o nowym domu. Lysander zwiedził cały dom nocą, w końcu jak się nie śpi to ma się masę czasu. Po zjedzeniu wstawiłam naczynia do zmywarki.

-Chodźcie na chwilę na dół do garażu. Muszę wam coś pokazać. - powiedział tata wstając od stołu. Razem z Lysandrem wstaliśmy od stołu i podążyliśmy szklanymi schodami w dół.

Prowadziły one do pomieszczenia z basenem. Kocham ten dom. Po lewej stronie znajdowały się drzwi prowadzące do przestronnej spiżarni. Jedna ściana całkowicie zapełniona była przez skrzynki z winami. Znając gust taty, bardzo drogimi winami. Wszystkie te pomieszczenia nie wyglądają jak piwnica. Jasne ściany, panele, piękne żyrandole. Gdyby nie brak okien do złudzenia przypominałoby to zwyczajny dom. Gdy wyszliśmy ze spiżarni skierowaliśmy się w stronę drzwi znajdujących się na wprost schodów, którymi zeszliśmy. Prowadziły one do niewielkiego garażu podziemnego z czterema miejscami parkingowymi zajętymi przez sportowe samochody. Cholernie drogie samochody.

-Zrobiliście w Stanach prawo jazdy, więc musicie mieć samochody prawda? - tata skierował swoje kroki do skrzyneczki wiszącej na ścianie garażu, wyjął z niej kluczyki do dwóch z samochodów.

-Mercedes dla Ciebie Aleks. -tata podał mi kluczyki do nowego samochodu.

-To naprawdę dla mnie? - niepewnie wzięłam do ręki kluczyki do istnego cudu motoryzacji. Większe samochody zawsze wydawały mi się bezpieczniejsze. Znów tata doskonale wiedział chociaż nigdy o to nie prosiłam - skąd wiedziałeś, że taki mi się spodoba?- zapytałam przenosząc wzrok z kluczyków na tatę.

-Twoja mama miała dokładnie taki sam gust kochanie. - odpowiedział tata przytulając mnie i całując w czoło.

-A camaro jest dla Ciebie Lys. - puszczając mnie z uścisku tata podał kluczyki synowi.

Największą miłością mojego brata poza muzyką jest motoryzacja. Widząc jego szczęśliwe pełne zachwytu oczy poczułam ciepło na sercu. Blondyn podbiegł natychmiast do maski i zaczął podziwiać swój nowy prezent 'od środka'. Pełen zachwytu Lys natychmiast chciał przetestować samochód. Zmęczona wrażeniami dzisiejszego dnia zrezygnowałam z zaproszenia do wspólnej przejażdżki. Razem z tatą wsiedli do swoich samochodów i wyjechali stromym podjazdem z garażu na ulicę. Gdy zostałam sama w domu nabrałam ochoty na obejrzenie filmu i popcorn. Gdybym nie spała do południa byłoby więcej czasu i mogłabym nawet iść na spacer. A teraz zostało mi obejrzenie filmu i zrelaksowanie się ciepłym prysznicem przed jutrzejszym ciężkim dniem. Wybrałam pierwszy lepszy film znaleziony w internecie i rozwaliłam się na kanapie przed wielkim telewizorem zajadając się przygotowanym wcześniej popcornem. Znużona całym dniem zasnęłam na kanapie zanim skończył się film.

Rozdział trzeci

Pierwszy dzień nowej szkoły. Szlag by to trafił. Jedyna rzecz która mnie pociesza to chociaż to, że jest 1 września. Może będzie więcej nowych osób i jakoś się zasymilujemy. Wygrzebałam się z wielkiego łóżka i poczłapałam do łazienki. Zasnęłam w salonie więc musieli mnie przenieść do sypialni żebym się wyspała. Albo przeszkadzałabym im w oglądaniu w nocy filmów. W końcu coś muszą robić całą noc skoro nie śpią. Wzięłam długi prysznic odprężając się przy widoku niesamowitego morza, które zaglądało do przeszklonej kabiny prysznicowej. Przyjemna, ciepła woda masowała i uspokajała moje ciało. Zawinęłam siebie i włosy ręcznikiem wiszącym obok szklanych suwanych drzwi kabiny. Zaparowane lustro przetarłam dłonią tak, żebym widziała swoją twarz. Po dokładnym przeglądzie mojego wyglądu i stwierdzeniu, że jest nadzwyczaj dobrze zajęłam się myciem zębów, czesaniem i suszeniem włosów. Zawinięta mięciutkim białym ręcznikiem skierowałam swoje kroki do mojej garderoby.

Thb 1925

 Po krótkich poszukiwaniach zdecydowałam się na krótką czarną spódniczkę, białą dopasowaną bluzkę i czarne botki na obcasie. Zadowolona ze swojego wyglądu zabrałam torebkę i zeszłam na dół skąd dochodziły odgłosy krzątaniny taty. W kuchni przy stole siedział już Lysander z kubkiem w dłoni. Dobrze wiedziałam co tam jest dlatego zbliżając się do lodówki po serek odwróciłam wzrok. Nigdy nie miałam nic przeciwko temu co jedzą. Ba, nawet cieszyłam się, że nie widziałam skąd biorą krew. Dbali, żeby było to dla mnie jak najmniej niekomfortowe. Jednak mimo to nie mogłam znieść widoku krwi. Zawsze przy tym mdlałam. Zabrawszy z lodówki serek usiadłam obok taty przeglądającego faktury przy stole, jak najdalej Lysandra.   

-Jak nastroje przed pierwszym dniem w szkole? - zapytał tata nie odwracając wzroku od papierów  

-Nie wiem, chyba nie będzie tak źle. Dobrze, że jesteśmy razem w klasie, to dużo ułatwia. -odpowiedziałam w przerwach od dostarczania łyżeczką do buzi serka truskawkowego.  

-Mhm - wymruczał Lysander nie wyjmując z buzi słomki zanurzonej w kubku ze swoim śniadaniem. 

 Spojrzałam na zegarek wiszący na ścianie kuchni. 8:27, powinnam się zbierać. Zabrałam z półmiska na owoce jabłko i wrzuciłam do torebki razem z kluczykami do samochodu, pilotem do garażu i kluczami do drzwi wejściowych. Zanim zdążyłam się odwrócić Lysander stał obok mnie. Nienawidzę kiedy tak 'przyspiesza' i nie nadążam nawet wzrokiem za jego ruchami. Poszliśmy razem w dół szklanymi schodami śmiejąc się i żartując. Czułam się jak zwyczajna nastolatka, pierwszy raz w życiu. Wsiedliśmy do swoich samochodów. Lysander powiedział, że musi coś później załatwić. Zawsze gdy słyszę to słowo wiem, że mam nie dopytywać co dokładnie ma zamiar robić. Ruszyłam za Lysandrem. Droga do szkoły samochodami zajęła nam 20 minut przez korek na jednym z większych skrzyżowań. Moim oczom ukazał się ogromny budynek z boiskiem, dziedzińcem z fontanną i dużym parkingiem. Zaparkowaliśmy obok siebie i ruszyliśmy razem z innymi uczniami w kierunku szkoły. Oni pewnie będą wiedzieli gdzie jest rozpoczęcie. Na salę gimnastyczną dotarliśmy 8 minut przed rozpoczęciem. Zajęliśmy miejsca obok siebie i żeby zabić czas przyglądaliśmy się innymi uczniom. Na cel obraliśmy m.in. wyróżniającą się na kilometr blond 'piękność', która codziennie rano biega do sklepu budowlanego po tapetę i szpachelki. Cicho chichocząc ze szkolnej barbie i jej świty usłyszeliśmy kobiecy głos rozpoczynający akademię dochodzący z mikrofonu. Podczas omawiania organizacyjnych części jedyną przydatną informacją było to, że nowi uczniowie mają udać się do pokoju gospodarzy w celu odebrania planów lekcji, kluczyków do szafki i uzupełnienia dokumentów szkolnych. Po około 30 minutach dyrektorka nareszcie przestała gadać, zebranie na sali dobiegło końca i każdy wyszedł ze szkoły. Razem z Lysandrem przeszliśmy korytarzem w poszukiwaniu wspomnianego pokoju gospodarzy. Po odnalezieniu właściwych drzwi naszym oczom ukazał się stojący na środku pomieszczenia, zawalony stosem papierów duży stół, zza którego wyłaniały się blond kosmyki włosów.   

-Em, dzień dobry...Szukamy Nataniela - zaczęłam niepewnie próbując zwrócić na siebie uwagę blondyna. Na dźwięk mojego głosu chłopak oderwał się od swojego zajęcia.  

-Dzień dobry. A tak, nowi uczniowie.   

-Zgadza się. Aleksandra i Lysander Morgernstern.   

-Jedyni nowi uczniowie w tym roku. Proszę, wasze plany lekcji i kluczyki do szafek - powiedział blondyn podając nam wspomniane rzeczy i uśmiechając się do mnie - musicie jeszcze donieść swoje zdjęcia do legitymacji, najlepiej do końca tego tygodnia. Możecie je zrobić w centrum handlowym jeśli ich nie macie jeszcze.

  Po zaliczeniu wizyty w pokoju gospodarzy pożegnaliśmy się z przemiłym Natanielem i wyszliśmy z pustej szkoły. Na opustoszałym parkingu znajdowały się tylko kilka samochodów i jeden sportowy motocykl. Pożegnałam się z Lysandrem i udałam się w stronę swojego samochodu. Otwierając drzwi usłyszałam dźwięk odpalanej dwukołowej maszyny stojącej obok. Ciągle stojąc przed otwartym samochodem obejrzałam się za siebie. Na motocyklu w kasku siedział dziwnie znajomy chłopak jednak przez zakrytą twarz nie byłam w stanie go rozpoznać. Kiedy nasze oczy się spotkały chłopak nie zsiadając z maszyny zdjął kask i obrócił się w moją stronę. Kastiel, no tak. Mogłam się tego spodziewać.   

-Dzisiaj już się tak nie cieszysz na mój widok? - zapytał chłopak z ironicznym uśmieszkiem poprawiając czarne włosy dłonią.   

-Dzisiaj twój pies nie chce mnie zacałować na śmierć i nie potrzebuję wybawienia. - odpowiedziałam krzyżując ręce na piersiach z zaczepnym uśmiechem na twarzy.  

-To chyba do zobaczenia jutro w szkole. - powiedział chłopak zakładając z powrotem kask.   

-Do zobaczenia. - odpowiedziałam odwracając się do samochodu. 

 W pamięci próbowałam odtworzyć poranną drogę do szkoły. Wolałam nie ryzykować zgubienia się w nowym mieście pierwszego dnia. Po godzinie jeżdżenia po mieście wiedziałam co się stało. To się musiało tak skończyć. Zgubiłam się. Z resztą jak zwykle. W akcie desperacji wyciągnęłam telefon z zamiarem skorzystania z map. Jak na złóśc telefon padł po włączeniu aplikacji. Szlag byto trafił. Zachowując resztki trzeźwego myślenia postanowiłam trzymać się wybrzeża a przynajmniej miec morze w zasięgu wzroku. Albo wyjadę z miasta albo dojadę w znajomą okolicę. To nie może być trudne. Jednak po godzinie bezsensownego jeżdżenia, gdy dojechałam do granicy miasta, zrozumiałam, że nie doceniłam mojego pecha. 1-0 dla Ciebie, brawo. Ostro wkurzona zatrzymałam się w bocznej uliczce żeby ochłonąć. Zatrzasnęłam drzwi z całej siły i wsunęłam obie ręce we włosy. Od 3 godzin błąkam się bez sensu po mieście i nie mam pojęcia jak trafić do domu. Nie mam nawet jak powiedzieć o tym tacie czy Lysowi. Wściekła, zestresowana i zrezygnowana kopnęłam w koło samochodu.   

-Proszę proszę. Nie denerwuj się tak bo jeszcze ktoś pomyśli, że się zgubiłaś. - Przestraszona wypuściłam torebkę z ręki a serce mało co nie wyleciało z piersi. Sparaliżowana nie drgnęłam, nie miałam nawet odwagi się ruszyć. - Spokojnie, nie wiedziałem, że jesteś taka strachliwa. - poczułam na ramionach duże dłonie, które odwróciły mnie w stronę ich właściciela. - no no kwiatuszku, spokojnie. Nie zrobię Ci krzywdy przecież. Będzie Ci dobrze. - Głos należał do obleśnego faceta w średnim wieku. Sądząc po odrzucającym zapachu alkoholu trzeźwy na pewno nie był. Mężczyzna przycisnął mnie do samochodu ciężarem swojego cielska napastując moją szyję. Gdy dotarło do mnie w jak bardzo złej jestem sytuacji zaczęłam odpychać napastnika z całej siły, kopać i bić. Jednak to wszystko było dla niego jak zabawa z dzieckiem. Bez trudu mnie obezwładnił łapiąc za zsiniały lewy nadgarstek wykręcając go. Łzy napływały mi do oczu kiedy mężczyzna wsadził swoją obrzydliwą dłoń pod moją spódniczkę szukając bielizny. Wyrywałam się i kopałam. Próbowałam wyszarpać twarz z jego ręki, żeby móc chociaż wołać o pomoc. Czując jego palce przesuwające się po mojej nagiej skórze do głowy uderzyła mi adrenalina. Szarpnęłam jeszcze raz, tym razem o wiele mocniej. Zaczęłam krzyczeć z całej siły, ile tylko miałam powietrza w płucach. Zdenerwowany mężczyzna zamknął mi ponownie usta. Był coraz bardziej agresywny i używał całej swojej siły. A mi jej zabrakło. Opadałam z wyczerpania i poddałam się gwałcicielowi. Gdy zdejmował swoje spodnie nagle upadł. Wszystko działo się w błyskawicznym tempie. Widziałam sylwetkę jakiegoś mężczyzny, który poruszał się nadnaturalnie szybko. Tak jak wampiry, tak jak mój brat. Jednak to nie był on. Przez ułamek sekundy zdawało mi się, że mój obrońca zwolnił i zobaczyłam jego twarz. Kastiel? Niemożliwe. Moim nagim ciałem leżącym na zimnym betonie wstrząsnął dreszcz a przed oczami rozszerzała się ciemność. Przed utratą przytomności poczułam silne ciało trzymające mnie w ramionach. Nie zważając na nic nieubłagany mrok pochłonął całą mnie. 

Rozdział czwarty

Obudziłam się w doskonale znanym mi pokoju. Gdyby nie posiniaczone nadgarstki, uda i szyja byłabym pewna, że to wszystko to był jedynie mój sen. Na samo wspomnienie łzy napłynęły mi do oczu. Gdy zaczęłam szlochać do pokoju wszedł tata razem z bratem. Tak bardzo ich kocham a mogłabym ich stracić i nigdy więcej nie zobaczyć. Razam za nimi do pokoju wszedł Kastiel. Więc jednak to prawda.

-Jak się czujesz kochanie? - jako pierwszy odezwał się tata. Nigdy w życiu nie widziałam na jego twarzy zmęczenia takiego jak teraz. Ze łzami w oczach przytuliłam tatę.

-Co...co się z nim stało? - głos grzązł mi w gardle na wspomnienie o nim.

-Nie myśl o tym siostra. Nigdy więcej go nie zobaczysz. - Lysander nie wyglądał wcale lepiej od taty. Jednak zza ich zmęczonych oczu widziałam, że są szczęśliwi. Nie chcę sobie nawet wyobrażać co się z Nim stało kiedy dorwali go tata i Lysander. Mam nadzieję, że cierpiał. Bardzo długo.

-Kastiel...Ty...Ty tam byłeś? - niepewnie odsunęłam się od taty i spojrzałam na Kastiela. Chłopak spojrzał na Lysandra i na tatę, którzy kiwnęli tylko głowami.

-Damy Wam chwilę. Aleks, gdybyś czegoś potrzebowała wołaj od razu. - powiedział Lysander i razem z tatą wyszli z mojego pokoju zamykając za sobą drzwi. Kastiel pytająco spojrzał na łóżko i na mnie. Pokiwałam i chłopak usiadł na brzegu łóżka. Widziałam, że przychodzi mu to z trudem i nie wie nawet od czego zacząć. Chcąc dowiedzieć się co wczoraj zaszło przejęłam inicjatywę rozmowy.

-Skąd wiedziałeś, że tam jestem. Śledziłeś mnie? - odezwałam się jako pierwsza podnosząc wzrok na zmieszanego Kastiela. Swoją drogą nie zgrywa już cwaniaka jak wcześniej.

-Nie nie miałem pojęcia naprawdę i nie śledziłem. Razem z twoim bratem i tatą mamy pewną...teorię czemu wiedziałem gdzie jesteś. Powiedzieli mi, że nie pierwszy raz ktoś Ci pomaga i sam dokładnie nie wie czemu akurat musi iść w twoją stronę ale nie może inaczej. Twój starszy brat Leo wtedy w Europie też nie wiedział. Mówił, że coś mu kazało natychmiast znaleźć się w tym określonym miejscu. Nie był w stanie myśleć o niczym innym tylko o miejscu, w którym musi się znaleźć. Nawet nie wiedział, że znajduje się tam ośrodek badawczy albo, że Ty tam jesteś. Czuł, że bez względu na wszystko musi tam się natychmiast znaleźć. Ja czułem to samo. Zostawiłem motocykl, bo biegam znacznie szybciej. Z każdą sekundą czułem coraz większą adrenalinę płynącą w moich życiach. I nie tylko ja się znalazłem w takim stanie. Kilku mężczyzn również zmierzało w twoją stronę ale jak mnie zobaczyli tak jakby odzyskali trzeźwe myślenie i zawrócili. Naszym zdaniem twój krzyk kiedy jesteś w niebezpieczeństwie ściąga wszystkich nadnaturalnych w twoim kierunku. Nigdy nic takiego twój tata nie widział i nigdzie nie ma informacji na temat takiego stworzenia jak Ty. Samo to, że nie jesteś wampirzycą a twoimi biologicznymi rodzicami są długowieczne wampiry z czystą krwią swoich rodów. To tak jakby każdy podświadomie chciał Cię chronić, bo jesteś wyjątkowa, inna niż wszystkie. Najpierw skupiasz całą swoją siłę na szukaniu nadnaturalnych dlatego możesz być otępiała. A kiedy wymyka Ci się spod kontroli sytuacja zaczynasz krzyczeć całą sobą, wzywasz nas do siebie. I dlatego Cię znalazłem. - słowa Kastiela wydawały się nieprawdopodobne. Przecież ludzie z ośrodka tyle lat szukali czy jestem wyjątkowa i nic nie znaleźli. A krzyczałam cały czas kiedy mnie cięli bez znieczulenia. Zszokowana siedziałam bez słowa nie mogąc spojrzeć w oczy chłopakowi, który niepewnie czekał na moją reakcję. To wszystko było dla mnie nierealne a jednak z drugiej strony miało sens. Kastiel jakby wyczuł sytuację i wyszedł cicho z pokoju. Zostawiona sama z moimi przemyśleniami w pokoju powoli krystalizowałam sobie wszystko to co wydarzyło się w moim życiu. Cała obolała popatrzyłam na swoje sine i chude nadgarstki. Siniaki miały kształt jego łapsk. Mimowolnie po moim policzku spłynęła łza. Do mojego pokoju wszedł ponownie Lysander z tatą i Kastielem. Tym razem to brat odezwał się jako pierwszy.

-Dzwonił do nas Leo, potrzebuje w czymś naszej pomocy. Będziemy musieli wyjechać na 2-3 dni. Chcesz zostać sama czy wolisz żeby Kastiel Cię odwiedzał? - spojrzałam na czerwonowłosego chłopaka przez zapłakane oczy. Powinnam czuć obrzydzenie do mężczyzn ale z drugiej strony to on mnie obronił. W głowie zrodziła mi się pewna myśl. Może będę jej żałowała później jednak nie chciałam o tym myśleć w tamtej chwili. Pożegnałam się z rodziną i odprowadziliśmy ich z Kastielem do drzwi.

-Chcesz zostać dopóki nie wrócą? - wypaliłam zanim zdążyliśmy odejść od drzwi wejściowych. - Nie chcę zostawać sama w domu na noc. - Czekając na odpowiedź podniosłam wzrok na Kastiela. Pierwszy raz w życiu był zmieszany i nie wiedział co odpowiedzieć. Stał przede mną praktycznie obcy chłopak, którego poznałam nocą w parku i właśnie po próbie gwałtu proponuję mu, żeby został w moim domu na weekend na noc. Do reszty mnie pogięło chyba. Przeklinając w myślach moją naiwność i głupotę zobaczyłam, że Kastiel się poruszył.

-A nie boisz się mnie? Wiesz już czym jestem. Nie boisz się, że Cię skrzywdzę? - Widziałam w jego oczach obawę. Nie znam go dość długo ani zbyt dobrze a mimo to w jego oczach jest coś przejmująco szczerego. Widać w nich każdą emocję, każdą myśl które przewijają się przez umysł chłopaka.

-Nie. Gdybyś był niebezpieczny nie pomógłbyś mi. - odpowiedziałam z powagą i szczerością w głosie mając nadzieję ze to przekona Kastiela. - No i w parku pozwoliłbyś mnie zjeść temu niebezpiecznemu szczeniaczkowi. - dodałam z delikatnym uśmiechem. Chłopak odwzajemnił tym samym podnosząc na mnie wzrok. Chwilową ciszę przerwało moje burczenie w brzuchu.

-Na co masz ochotę? Dzisiaj zamieniam się w twojego prywatnego szefa kuchni. Do usług Milady, prowadź do kuchni. - Zapowiada się zabawny weekend. Coś czuję, że nie będę się nudziła ani bała.

Rozdział piąty

Zostawiając Kastiela samego w kuchni skierowałam swoje kroki do łazienki. Chcę zmyć z siebie to wszystko, ten cały brud wczorajszego dnia. Ubrania zdjęłam z siebie dopiero w łazience po zasłonięciu okien. Nie mogłam znieść myśli, że ktoś mógłby mnie obserwować i chcieć ponownie wyrządzić krzywdę. Skrępowana swoją nagością wyszorowałam ciało zadziwiająco szybko i błyskawicznie zawinięta ręcznikiem i szlafrokiem przebiegłam do garderoby. Zamknąwszy za sobą drzwi zaczęłam szukać czegoś odpowiedniego do ubrania. Gdyby nie wstyd przed nagością mogłabym założyć to, w czym czuję się najlepiej - krótkie spodenki i za dużą koszulkę pachnącą perfumami taty albo brata. Wygrzebałam z jednej z szuflad czarne leginsy i bluzkę Lysandra, która na mnie wyglądała prawie jak sukienka. Po skontrolowaniu wyglądu w lustrze skierowałam swoje kroki w stronę nieziemsko apetycznego zapachu gotowanego jedzenia. Na dole zastałam Kastiela doskonale radzącego sobie z gotowaniem. Bosymi stopami czułam chłodne dębowe deski. Gdy coraz bardziej zbliżałam się do kuchni chłopak spojrzał w moją stronę odrywając na chwilę wzrok od cudownie wyglądającego obiadu.

-Mam nadzieję, że lubisz suszone pomidory. - Powiedział patrząc na mnie nie przerywając mieszania drewnianą łyżką w szklanej misce na sałatki.

-Tak, pewnie. - odpowiedziałam stając na przeciwko chłopaka po drugiej stronie kuchennej wyspy. - Kiedy nauczyłeś się gotować? - Spytałam opierając się dłońmi o blat obserwując z zainteresowaniem ruchy chłopaka.

-Dokładnie 12 minut temu. - odpowiedział z lekkim uśmiechem nie odrywając wzroku od nakładanych drobnych kawałków mięsa na talerz. - Zobaczymy jak bardzo będziesz się ze mnie śmiała. Chodź, siadaj. - powiedział z uśmiechem przelotnie na mnie zerkając i równocześnie kładąc na stole talerz z kawałkami kurczaka w panierce, makaronem z serem i sałatką z suszonymi pomidorami. - Smacznego. - dodał siadając naprzeciwko mnie przy stole. Chyba nigdy nie miałam ochoty na jedzenie tak bardzo jak teraz. Nie starając się zachować nawet pozorów, że jestem wygłodniała co chwila pakowałam pełny widelec do buzi. Słysząc chichot podniosłam wzrok na chłopaka nie przerywając przeżuwania kawałka mięsa z makaronem.

-Hm?- wymamrotałam z pełną buzią.

-Nic nic. Cieszę się, że Ci smakuje. - powiedział rozbawiony chłopak wstając od stołu idąc w stronę blatu kuchennego. Moją uwagę całkowicie pochłonął obiad, dlatego też nie zwracałam zbytniej uwagi na chłopaka. Po wpakowaniu ostatniego kęsa do buzi odsunęłam delikatnie talerz i prostując się do normalnej pozycji, przeniosłam wzrok na chłopaka opierającego się o wyspę kuchenną z rozbawionymi oczami, lekkim uśmiechem i założonymi rękoma na klatce piersiowej. Gdy skończyłam przeżuwać, chłopak podał mi chusteczkę. Widziałam, że tłumi śmiech. Pewnie byłam cała umazana sosem z sałatki...Ciekawe co sobie o mnie pomyślał. Spuściłam wzrok i zmieszana wzięłam chusteczkę od chłopaka

-Dawno nie widziałem, żeby ktoś aż tak uroczo jadł - powiedział z szerokim uśmiechem. - No i nie śmiałaś się ze mnie jakim beznadziejnym kucharzem jestem. Dziękuję.

 Zachęcona słowami chłopaka podniosłam wzrok. Sądząc po jego minie dalej miałam coś na twarzy. Chłopak odbił się plecami od wyspy i podszedł do mnie wyciągając rękę po chusteczkę. 

-Jeszcze trochę na policzku. - jego dłonie pomimo tego, że powinny być chłodne na mojej twarzy zostawiały palące ślady przebijające się przez cienką chusteczkę. Kastiel cały czas skupiony był na ścieraniu resztek sosu z mojego policzka dlatego odważyłam się spojrzeć na jego twarz. Dopiero teraz docierało do mnie, że jest naprawdę przystojny i świetnie zbudowany. Kiedy chłopak napotkał moje spojrzenie zawstydzona spuściłam wzrok delikatnie rumieniąc się

-Dziękuję. - wymamrotałam i wzięłam od chłopaka poplamioną pomidorami chusteczkę. Wstałam z krzesła i minęłam chłopaka w celu wyrzucenia brudnego kawałka materiału. 

-Na co masz teraz ochotę? Może film? - spytał chłopak kiedy otwierałam drzwiczki kosza na śmieci. -Powinienem wyprowadzić Demona na spacer a nie chciałbym, żeby znowu na Ciebie skoczył. Chcesz obejrzeć film i na mnie poczekać? Wróciłbym za 10 minut. 

-A mógłbyś z nim tu przyjść? W nocy mógłby spać z Tobą albo ze mną. - mimo obecności Kastiela w domu miło byłoby mieć obok siebie ciepłą, dobrą psinę do której mogłabym się przytulić. 

-No dobrze. Skoro chcesz. - powiedział chłopak idąc w stronę drzwi wejściowych -W takim razie za chwilę wracam. Zamknij drzwi na klucz.

 Po wyjściu chłopaka, tak jak kazał, przekręciłam klucz w drzwiach zabezpieczając się przed ewentualną napaścią. Pomyślałam, że wypadałoby przygotować Demonowi miskę z wodą i jedną pustą na karmę, którą przyniesie Kastiel. Przeszukując szafki kuchenne znalazłam dwie metalowe miseczki w sam raz dla psiaka. Nalewając wodę do jednego z moich znalezisk usłyszałam dzwonek do bramy. Odstawiłam napełnioną miskę i ruszyłam w stronę drzwi wejściowych wycierając po drodze mokre ręce w leginsy. W małym monitorze systemu włamaniowego widziałam obraz z kamerki na bramie. Do drzwi dzwonił Kastiel, obok nogi którego grzecznie siedział jego pies Demon. Nacisnęłam odpowiedni guzik i Kastiel otworzył furtkę wchodząc na posesję. Otworzyłam kluczem drzwi odsuwając się od nich. Chwilę później do domu wparował szczęśliwy Demon razem z Kastielem. Chłopak zdjął psu smycz i szczęśliwe zwierzę zwróciło się w moją stronę domagając się pieszczot.  

-Tak psino, ja też tęskniłam - ukucnęłam przed Demonem i przywitałam się z nim jedną ręką drapiąc go za uchem a drugą pod pyszczkiem. Kiedy wstałam, rozanielony pies przewrócił się na plecy i czekał na kolejną dawkę miziania. -Nie za dobrze Ci pieszczochu? - uległam mu i ciągle stojąc pochyliłam się nad Demonem i podrapałam go po brzuszku na co zareagował energicznymi ruchami tylnią łapą.  

-Jeszcze się przyzwyczai i ja mu tak będę musiał robić. - Odezwał się Kastiel, który do tej pory cały czas przyglądał się nam bez słowa stojąc z założonymi rękoma przy drzwiach wejściowych.  

-Przyniosłeś dla niego jakąś karmę? - zapytałam odrywając wzrok od szczęśliwej psiny przenosząc go na Kastiela. 

-Zapomniałem. Daj mi minutkę. - kończąc zdanie chłopak w ułamku sekundy zniknął mi z pola widzenia. Nic się nie zmieniło, dalej nienawidzę kiedy ktoś używa przy mnie tej zdolności.  

-Chodź piesku, obejrzymy coś. - Obecność zwierzęcia roztaczała w domu ciepłą atmosferę, dzięki której nie czułam się skrępowana samotnością. Zgodnie z obietnicą Kastiela rozległ się dzwonek do drzwi. Nacisnęłam guzik nie sprawdzając na ekranie domofonu kto dzwoni. Sekundę później obok mnie stał Kastiel z niewielkim plastikowym workiem z karmą dla psów. -Zawsze jesteś taki punktualny? - zapytałam biorąc od chłopaka jedzenie Demona kierując swoje kroki w stronę miseczek stojących na podłodze. 

-Zawsze jeśli nie chodzi o szkołę. Tam nigdy mi się nie spieszy. - odpowiedział chłopak kierując się w stronę kanapy i telewizora. Kiedy skończyłam nasypywać karmę do miski usiadłam obok Kastiela na kanapie, po czym Demon natychmiast wskoczył na moje kolana przepychając się pomiędzy mnie a chłopaka. -Teraz Ci nie da spokoju. Będzie jeszcze o Ciebie zazdrosny. - powiedział chłopak patrząc na mnie i na małego zazdrośnika. Zaczęliśmy oglądać jakiś film w telewizji. Moje powieki powoli opadały ale myśląc, że wytrzymam do końca filmu nie poszłam do swojego pokoju. Moją senność rozgoniły nagłe ruchy Demona. Pies zgrabnie ominął Kastiela i położył pysk na moich udach. Chwilę później film został przerwany na reklamę.  

-Kastiel...nie jesteś głodny? - zapytałam niepewnie patrząc na siedzącego obok chłopaka 

-Boisz się? - zapytał jakby ze smutkiem i rezygnacją w głosie patrząc przenikliwie w moje oczy. 

-Nie, zupełnie nie o to chodzi. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. -Po prostu wiem, że Ty...tzn Wy też musicie jeść. I jeśli jesteś głodny to wiem gdzie tata i Lysander mają swoje jedzenie. Jak chcesz mogę Ci przynieść. - dokończyłam zdanie wstając z zamiarem przyniesienia chłopakowi krwi, która stanowiła jego jedyne pożywienie.  

-Nie trzeba, naprawdę. Jakoś sobie poradzę. Chyba, że nie chcesz zostawać sama w domu w nocy. W takim razie miło byłoby coś zjeść, żeby nie umrzeć z głodu. - powiedział chłopak nie zmieniając swojej pozycji na kanapie. Po słowach chłopaka wstałam z kanapy kierując swoje kroki do kuchni. Jedna z szafek miała zabezpieczenie. Przed otworzeniem należało wprowadzić czterocyfrowy kod. W szafce ukryta była lodówka a w zasadzie mała chłodnia, w której leżały przezroczyste woreczki poukładane grupami krwi. Złapałam jedną paczkę, która jako pierwsza rzuciła mi się w oczy i wręczyłam szybko chłopakowi chcąc natychmiast pozbyć się sprzed oczu krwi. Robiło mi się coraz bardziej słabo. Wydawało mi się, że czuję jej zapach i smak w ustach. Nagle przed oczami zawirował mi obraz salonu i chłopaka trzymającego w rękach paczkę z krwią. Chwilę później ugięły się pode mną nogi. Ostatnie co pamiętam to widok upadającego woreczka na podłogę i coś twardego chroniącego mnie przed upadkiem. Przed oczami zapanowała ciemność.  

Rozdział szósty (wkrótce)

Ankieta

Advertisement