Powieść |
W skrócie[]
Gatunek | Romans |
Rodzaj | Powieść |
Data pierwszej publikacji | 4 maja 2015 |
Autor | emgeee |
Główna bohaterka | Deepika |
Rozdziały | 12 |
Status | Zakończona |
Wstęp[]
Deepika zawsze była uwielbiana, po śmierci ojca razem z mamą przeniosły się do ciotki, tam mama całkowicie poddała się pracy, a ciotka stała się drugą matką.
Powieść[]
Rozdział 1
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
Otworzyłam oczy, widziałam go, jak co dzień. Dzisiaj życzył mi powodzenia,tak będzie potrzebne. Cieszę się, że mimo wszystko wciąż mnie wspiera, potrzebuje go. Czas wstać mama nie będzie zadowolona kiedy spóźnię się pierwszego dnia w nowej szkole. Pierwsze dni są najgorsze, pierwszy dzień po śmierci taty, pierwszy dzień przyjazdu tutaj, pierwszy dzień mieszkania z ciocią, pierwszy dzień pracy mamy.A teraz pierwszy dzień w nowej szkole, jestem przerażona.Mimo wszystko muszę dać sobie radę. Wstałam i udałam się do łazienki, tak zimna kąpiel, potrzebuje się orzeźwić.Woda spływa po moich włosach, później plecach, stałam z zamkniętymi oczami. Nagle usłyszałam wołanie ciotki -Deepiko, jeżeli się nie pospieszysz nie odwiozę Cię do szkoły, wolałabym jednak być przy Tobie w takiej chwili- tak ja też wolałabym żeby była. Bez niej życie tutaj byłoby totalnie bez sensu. To ona najbardziej wspierała mnie i mamę po tym jak tata się zabił. Ciocia Titi była siostrą taty, żadna z nas nie potrafi zrozumieć dlaczego nas opuścił. Ciocia mówi, że zawsze nas bardzo kochał i zawsze powinnam o nim dobrze myśleć, wierzy także, że to był wypadek, ona kochała go tak samo mocno jak ja i mama. Muszę się spieszyć jeżeli nie chce aby ciocia mi uciekła. Wywlekłam się spod prysznica. Stanęłam przed lustrem, umyłam zęby, złapałam suszarkę i szybciutko wysuszyłam swoje kasztanowe włosy do pasa, w moim wyglądzie uwielbiam je najbardziej. Nie jestem żadną pięknością, mam 165 cm wzrostu, w mojej figurze nie ma nic co mogłoby przyciągnąć uwagę ponieważ jestem bardzo szczuplutka. Kiedy się uśmiecham na policzkach pojawiają się dołeczki, je też bardzo lubię, mam je po tacie. Oczy, o bardzo nie lubię swoich oczu, są bardzo ciemne, mimo, że mama ma zielone, a tata miał niebieskie. Czas się otrząsnąć, suche już włosy złapałam w niechlujny kok. Weszłam do pokoju ubrałam byle jakie, trochę poddarte, jasne rurki, czarną bokserkę, kurtkę z jeansu, czarne trampki do kostek oraz założyłam na ramię starą szarą torbę. Zbiegłam na dół ciocia czekała przy drzwiach z kluczami od auta i domu oraz zapakowanym śniadaniem dla mnie. -Proszę, twoja ulubiona sałatka, ostatnio bardzo mało jadasz więc postanowiłam zrobić coś specjalnie dla Ciebie.- powiedziała podając mi paczkę. -Nie musiałaś ciociu, naprawdę-wzięłam od niej paczuszkę -Moim obowiązkiem jest opiekować się Tobą, a śniadanie to najważniejszy posiłek dnia tym bardziej, że znając twój apetyt aż do końca dnia już nic nie zjesz. -Kocham Cię ciociu. A gdzie mama? Nie pojedzie z nami?-ciocia posmutniała kiedy o to zapytałam. -Kolejna delegacja kochanie, wyjechała w nocy. Nie chciała Cie budzić zadzwonili nagle.-nie miałam więcej pytań więcej czasu spędza w pracy, już się przyzwyczaiłam, wiem, że robi to dla mnie i bardzo mnie kocha. Ciocia otworzyła drzwi i wyszłyśmy. Wskoczyłam do auta i ruszyłyśmy. Po drodze nie zamieniłyśmy słowa, ale nie jechałyśmy długo. Zatrzymałyśmy się przed ogromnym budynkiem ogrodzonym wysokim żywopłotem, przed szkołą było bardzo dużo kwiatów, drzew oraz ławek. -Jest tu bardzo ładnie, prawda kochanie?- w odpowiedzi tylko kiwnęłam głową, nie byłam w stanie wydusić z siebie słowa-Deepiko wszystko w porządku?-zapytała, a ja delikatnie się uśmiechnęłam. -Czas na mnie ciociu, zostań proszę aż nie wejdę do środka -Oczywiście-obdarowała mnie szerokim uśmiechem. Przełknęłam głośno ślinę i wyszyłam z samochodu zamykając za sobą drzwi. Odwróciłam się na jeszcze na chwilę, ciocia nadal się uśmiechała. Weszłam na teren szkoły, po dziedzińcu przechodziło wiele młodych osób, których w ogóle nie znałam, każdy prowadził z kimś rozmowę. Oprócz jednej osoby,dobrze zbudowany, ubrany na ciemno z czerwonymi włosami chłopak chował się za drzewem i palił papierosa. Gdy tylko zorientował się, że na niego patrze szybko zgasił papierosa i zaczął iść w moją stronę. Ewakuacja, natychmiast udałam się do głównego wejścia, szybko weszłam do szkoły, obróciłam się żeby spojrzeć czy też wszedł i nagle uderzyłam w coś i upadłam. Spojrzałam przed siebie, i zobaczyłam rękę więc chwyciłam, podniosła mnie. Przede mną stał bardzo ładny, dobrze zbudowany chłopak, uśmiechał się. -Musisz być Dika bo jest tylko jedna dziewczyna która miała dołączyć. Jestem Nathaniel, możesz mówić mi Nat. -odezwał się -Jestem Deepika, nie Dika, panie Nat. Skąd pan o mnie wie?-zdenerwował mnie przekręcając moje imię, jeszcze się z tym nie spotkałam, nigdy nie uważałam, że jest w jakimkolwiek stopniu trudne. Poza tym to imię wybrał mój tata. -Bardzo przepraszam Deepiko. Nie musisz mówić do mnie na Pan, będziemy w jednej klasie. Wiem o wszystkim co dzieje się w tej szkole, jestem głównym gospodarzem tego liceum-wytłumaczył -W takim razie, Nat, powinieneś wiedzieć gdzie odbywa się pierwsza lekcja. -Oczywiście, zaraz Cię tam zaprowadzę, ale najpierw musisz udać się ze mną do pokoju gospodarzy jest tam parę dokumentów, które masz podpisać-cholera, nie znoszę papierów -Okej, w takim razie prowadź- bez słowa zaczął iść wzdłuż korytarza. Po drodze minęliśmy chłopaka, którego wcześniej widziałam, bacznie się nam przeglądał. Chwilę później byliśmy na miejscu. W nie dużym, ładnym pomieszczeniu panował chaos, pełno porozrzucanych papierów i teczek. -Zaczekaj chwilę, zaraz to znajdę-zaczął przeszukiwać papiery-Tak, mam-odwrócił się w moją stronę z teczką, wyrzucił parę kartek, wyciągnął długopis z kieszeni swojej białej koszuli i podał mi go i pokazał gdzie muszę podpisać. Zrobiłam co kazał, on przez cały czas mnie obserwował, czułam na sobie jego wzrok. Kiedy już skończyłam wyciągnęłam długopis aby mu go oddać, on cały czas patrzył na moją twarz, nie zauważył nawet, że już skończyłam wiec pomachałam mu długopisem przed oczami. Wtedy dopiero się ocknął. -Mogę odmaszerować?-zapytałam w odpowiedzi uśmiechnął się i kiwnął potwierdzająco głową. Chciałam jak najszybciej się stamtąd ulotnić, wyszłam więc szybko. Nie wiedziałam gdzie mam iść. -Deepiko?-krzyknął głos za mną, kiedy się odwróciłam w moją stronę biegł Nathaniel. Mam nadzieję, że nie mam już nic do podpisania-Miałem Cię zaprowadzić-no tak, uśmiechnęłam się. Kiedy do mnie dołączył bez słowa zaprowadził do sali. Przez całą drogę mnie obserwował, jestem tego pewna. Weszliśmy do klasy, panował chaos.Wszyscy rozmawiali, każdy miał jakieś swoje miejsce tylko nie ja. Rozejrzałam się po ławkach i zauważyłam tylko jedno wolne krzesło. Boże obok czerwonowłosego, nie miałam wyjścia. Podeszłam i usiadłam obok niego. Po jego wyrazie twarzy mogłam tylko się domyślić, że nie jest zadowolony. Nie odezwał się ani słowem. Nie miałam zamiaru tego robić pierwsza. Nagle do klasy wszedł, wysoki, szczupły mężczyzna na czubku nosa znajdowały się okulary. Wyglądał na miłego. Lekcja historii bardzo szybko mijała, pan Frazowski przedstawił mnie, a później poprowadził zajęcia. Gdy zadzwonił dzwonek każdy udał się do wyjścia. -A więc Deepika, tak?-odezwał się dziewczęcy głos za mną, odwróciłam się. Przede mną stała bardzo ładna dziewczyna o białych jak śnieg włosach. Głos miała bardzo uprzejmy-Jestem Rozalia, mów mi Roz-uśmiechnęła się. -Eeee, tak Deepika, mów mi Deep-odwzajemniłam uśmiech, podałyśmy sobie dłonie. -Pójdziesz ze mną na dziedziniec, mamy teraz dwa okienka?-nie czekała na moją odpowiedź, po prostu wzięła mnie za rękę i pociągnęła za sobą. Po drodze usta jej się nie zamykały, mówiła o swoim chłopaku Leo, jego bracie Lysanderze oraz jego przyjacielu Castielu. Twierdziła, że zaraz ich poznam. Kiedy wyszłyśmy, właściwie wyleciałyśmy na dziedziniec podszedł do nas Nathaniel. -Deepiko, pokazać Ci szkołę?- zwrócił się do mnie. -Nat odpuść sobie, ja się nią zajmę. Ok?-powiedziała niezbyt grzecznie Roz. Nathaniel nic nie powiedział, po prostu odszedł. Mam wrażenie, że dobrze zrobiła. Nagle stałyśmy obok drzewa, za chwile dołączyło do nas dwóch chłopaków. Ten z ciemnymi włosami i troche wyższy od drugiego to Leo, chłopak Rozalii. Drugi, bardzo przystojny, idealnie zbudowany, z białymi włosami to Lystander. -Mów do mnie Lys- powiedział -Deepika, po prostu Deep-to powiedziawszy wyciągnęłam rękę w jego stronę, złapał ją i delikatnie cmoknął. Myślałam, że się spalę, czułam na policzkach płonący rumieniec. Rozalia chyba zauważyła bo szybko odezwała się. -Lysiu, gdzie Cas? -Szczerze? Nie mam pojęcia, zawsze gdzieś znika. Nie widziałem od wyjścia z klasy-spojrzał się na mnie i uśmiechnął. -Nigdzie nie zniknąłem Lysiu-odezwał się głos którego jeszcze nie znałam, w ustach tej osoby imie Lysa zabrzmiało bardzo sarkastycznie-A to co za dziwadło?-domyśliłam się, że mówi o mnie, odwróciłam się by zobaczyć kto jest tak bezczelny. Ujrzałam jego, czerwonowłosego chłopaka, który mi się przygląda, miałam wrażenie, że patrzy z pogardą. W ręce chłopak trzymał podpalonego papierosa, zaciągnął się jeszcze raz i zgasił fajkę. Dalej Deep, weź się w garść. -To dziwadło ma na imię Deepika, w porównaniu do niektórych wygląda normalnie-odgryzłam się mierząc go przy tym od góry do dołu. W odpowiedzi, uśmiechnął się i prychnął. -Naprawdę Castiel, chociaż ładnym dziewczyną mógłbyś odpuścić-odezwał się Lys, nie wiedziałam co powiedzieć więc tylko się uśmiechnęłam. -Wybaczcie, ale mam jeszcze parę spraw do załatwienia-to powiedziawszy odeszłam. Za sobą słyszałam tylko Rozalie, która krzyczy na Castiela, że zawsze wszystkich odstrasza. Obeszłam szkołę dookoła, kiedy zatrzymałam się pod tym samym drzewem gdzie stali wcześniej Leo, Roz, Lys i ta małpa, nie było ich już. Przykucnęłam za drzewem i wyciągnęłam papierosa, podpaliłam i szybko się zaciągnęłam, poczułam ulgę. Chciałabym żeby ten dzień dobiegł już końca. Nagle poczułam, że czyjaś ręka spoczywa na moim ramieniu. Podniosłam głowę, był to Castiel. Nic nie powiedział, kucnął tylko na przeciwko mnie i podpalił papierosa. Przyglądał mi się paląc, papierosy spaliliśmy w ciszy. Kiedy zgasiłam już swojego wstałam i poszłam w stronę ławki, na której chwilę później usiałam, chłopak do mnie dołączył. Po długiej ciszy wreszcie się odezwał. -Dlaczego?-zapytał -Dlaczego co? -Dlaczego w ogóle do Ciebie podszedłem-postanowiłam to przemilczeć-A wiec ty i ten kretyn jesteście parą -Nie wiem o jakim kretynie mówisz -O tym durnym gospodarzu- nie rozumiem dlaczego w ogóle tak pomyślał -Nie, ledwo go znam -Ale podobasz mu się, widać to na jego twarzy -Nie zna mnie. A dlaczego jest durnym kretynem? -Bo za Tobą lata-zaczął się śmiać i odszedł. Nie rozumiem tego człowieka,nie wiem czy chce zrozumieć. Reszta lekcji minęła szybko,na szczęście Castiela już nie spotkałam, wydaje się, że uciekł z lekcji. Po zajęciach udałam się do domu. |
Rozdział 2
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
W domu panowała cisza, tak, teraz była mi potrzebna. Mama na delegacji, ciocia w pracy do późnego wieczora.Nikt nie będzie mi zadawał durnych pytań. Ten dzień był jak zwyczajny pierwszy dzień w nowej szkole, ale nie dla mnie. Czułam się inaczej, czułam się jakby dzisiejszy dzień miał niedługo odmienić całe moje życie. Usiadłam na kanapie w salonie i włączyłam tv, patrzyłam w ekran, ale cały czas myślałam o tym samym. Z moich rozmyśleń wyrwał mnie dzwonek, kto to może być. Podeszłam do drzwi, kiedy je uchyliłam ujrzałam cieszącą się Roz. Nie wiedziałam co powiedzieć, byłam zaskoczona. W końcu otworzyłam usta aby coś powiedzieć, niestety biała piękność mnie wyprzedziła. -Deep, ja no wiesz. Chciałam,to znaczy przyszłam za Tobą-otworzyłam oczy ze zdumienia, po co dlaczego. Nie musiałam czekać długo na wyjaśnienia-Chciałabym bliżej Cię poznać. Wytłumaczyć zachowanie Casa i przede wszystkim na coś Cie namówić.-zaprosiłam ją do środka-Gdzie jest twój pokój?-pokazałam palcem na górę-Idę tam, a Ty przynieś coś do picia, jestem taka spragniona, bardzo szybko chodzisz-poleciała na górę. Jest dziwna, ale może dlatego taka zabawna, darzę tę dziewczynę bardzo pozytywnymi uczuciami. Ułożyłam na tacce dwie szklanki i dzbanek z sokiem. Poszłam na górę, Rozalia siedziała z głową w mojej szafie. Postanowiłam zachowywać się jak najciszej dam radę. Delikatnie odłożyłam tackę na stoliku i powoli, cichutko zaczęłam się do niej zbliżać. -Nie uda Ci się to-odezwała się nagle i to ona mnie wystraszyła, wyciągnęła głowę z szafy-Słychać Cię na kilometr-uśmiechnęła się przy tym szeroko, podeszła do stolika i zaczęła lać sobie sok -Możesz mi powiedzieć co robiłaś zanurzona w mojej szafie?-zapytałam -Inspekcję, muszę się Tobą zająć jeżeli masz kogoś poderwać-o czym ona mówi? Kogo poderwać? -C,co? Jakie poderwać? Nie mam zamiaru nikogo podrywać -Jeszcze się okaże-puściła do mnie oko, uwielbiam tę dziewczynę. Kiedy ja także nalałam sobie soku rozsiadłyśmy się na łóżku. Rozalia zadawała wiele pytań, dlaczego się tu przeprowadziłam, z kim mieszkam, jak się tu czuje, jak mi się tu podoba. Wydaje mi się, że opowiedziałam jej całe swoje życie. Tak, zdecydowanie, wie już wszystko. Pierwszy raz w życiu tak przyjemnie mi się z kimś rozmawiało, śmiałyśmy się razem, płakałyśmy też. Jest cudowna. W końcu nie uniknęłam tematu Castiela. -Deep, posłuchaj mnie. Wiem, że odeszłaś wtedy od nas przez Casa. On jest trochę inny niż wszyscy, ale nie skreślaj go, zyskuje przy bliższym poznaniu. W końcu to najlepszy przyjaciel Lysa, a Lys jest najmilszym chłopakiem w całej szkole.-tak to już zdążyłam zauważyć- Zanim Castiel zaczął mnie akceptować także minęło troche czasu, on nie ufa ludziom. Jest zamknięty w swoim własnym świecie gdzie ma swoją muzyke, papierosy, Demona i Lysa. Twierdzi, że niczego więcej nie potrzebuje. -Yyy? Demona?-zapytałam -Swojego psa, to chyba jedyna istota na świecie którą kocha, ale nawet do tego się nie przyzna-przewróciła oczami-chciałam Ci to wszystko powiedzieć żebyś nie oceniała go zbyt pochopnie i nie gniewała się, naprawdę idzie się przyzwyczaić do jego charakterku-tego akurat nie byłabym taka pewna -Spokojnie Rozo, nie tylko on potrafi pokazać swoje. Ja się nie dam. -No i takie podejście jest okej, zobaczy, że Cie to nie rusza i da Ci w końcu spokój. Z każdym tak ma, oprócz Nata. Boże jak oni się nie znoszą. -Tak to wszystko wyjaśnia-mruknęłam do siebie. Roz zrobiła pytającą minę-Nie nic. Okej, poznałyśmy się bliżej, porozmawiałyśmy o Castielu wiec została tylko jedna rzecz. Na co chcesz mnie namówić?-w jej oczach pojawiły się iskierki, długo nic nie mówiła, aż w końcu -Pójdźmy na shopping, plisssssss-krzyknęła, kiedy ja ostatnio byłam na zakupach? Od śmierci taty na pewno nie. W sumie... Mam dosyć sporą ilość pieniędzy odłożonych z kieszonkowego i pracy wakacyjnej. Rozalia patrzy na mnie błagalnym wzrokiem. Posłałam jej uśmiech i już wiedziała, że się zgadzam. Zaczęła skakać z radości śpiewając 'idę z naj na shooping, idę z naj na shooping', śmiałam się, już dawno się tak dobrze nie bawiłam, mimo, że tak na dobrą sprawę dotychczas tylko rozmawiałyśmy. Wzięłam portfel, torbę, zostawiłam cioci kartkę 'jestem na zakupach, kocham cie. D'. Do centrum handlowego pojechałyśmy autobusem. Wróciłam do domu z trzema pełnymi torbami, Rozalia miała ich chyba z pięć, ta dziewczyna nie zna umiaru, zaśmiałam się do siebie. Kupiłam ubrania i kosmetyki, nie wiem po co przecież ja się nie maluje,ale Roz uparła się, że na sto procent mi się to przyda, śmiem w to wątpić. Cioci jeszcze nie było. Zgłodniałam, spojrzałam na zegarek. Już ta godzina? Idę spać, jestem bardzo zmęczona. Zakluczyłam drzwi, poszłam na góre rozpakowałam zakupy, przebrałam w pidżamę i położyłam. Nie musiałam czekać długo, szybko zasnęłam. |
Rozdział 3
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
Mijały tygodnie, nie działo się nic specjalnego. Rozalia jest najlepszą przyjaciółką na świecie, a Lys przyjacielem. Castiel wciąż mnie zaczepia, ale już taki jego urok, jest cudowny mimo wszystko. Nathaniel, no cóż. Parę razy spotkałam się z nim poza szkoła, ale widzę w nim bardzo dobrego kolegę, niestety mam wrażenie, że oczekuje czegoś więcej. Bardzo tęsknie za mama, a własnie, to dzisiaj. Dzisiaj wraca, tak się cieszę. No, ale najpierw szkoła, codzienny rytuał odprawiony kąpiel, suszarka, kok, ciocia czekała jak zawsze ze śniadaniem żeby zawieźć mnie do szkoły. Dzisiaj wolałabym jednak się przejść. -Ciociu, może pójdę dziś pieszo?-zapytałam -Jeżeli chcesz -Tak, spacer dobrze mi zrobi. -W takim razie pa. Uważaj na siebie.-pocałowała mnie w czoło i wyszła, ja zaraz za nią. Mam dużo czasu, usiadłam na ławce w parku i odpaliłam papierosa. Nagle usłyszałam szczekanie, w moją stronę biegł wielki czarny pies, uwielbiam pieski, ale ten wygląda na wyjątkowo groźnego. Nie będę uciekać, to tylko pies. Podleciał do mnie, i zaczął się przymilać. Głaskałam go, a on się cieszył, rzucałam mu patyk, a on przynosił mi go z powrotem. -Demon!-nagle ktoś krzyknął, pies od razu uniósł łeb, ale chwile później turlał i bawił się dalej-Demon-tym razem już nie było to wykrzyczane, ale normalnie powiedziane. Uniosłam głowę, obok nie stał Castiel, nie zwracał na mnie uwagi, ale kiedy zauważył, że na niego patrzę uśmiechnął się pod nosem i powiedział. -Nie wiedziałem, że masz na imię Demon -Jak zawsze przesympatyczny -Tylko ty masz takie zdanie. Demon! Idziemy!-warknął na psa -Pies milszy od właściciela, w twoim przypadku dziwne byłoby gdyby było inaczej-Castiel zaczął się śmiać i ku mojemu zdziwieniu usiadł obok mnie-nie zapytałeś o pozwolenie -Przepraszam-wstał-Zaszczyciłaby mnie Pani i pozwoliła usiąść obok?-wyczuwałam sarkazm we wszystkim co mówił -Nie-odpowiedziałam mu z pogarda -Cco?-zaczął się śmiać i usiadł, nie odezwałam się na ten temat-Rozumiem, że panienka zmierza do szkoły?-znowu sarkazm, mam ochotę mu przywalić. -Tak za ty zapewne nie-odpowiedziałam zła -Czasem trzeba się od tego wszystkiego oderwać, trochę wyluzować i dać się ponieść. Co ja będę Ci o tym opowiadał i tak jesteś za sztywna na wagary. -Przepraszam, co? -Nie ma za co przepraszać, jesteś jak ten idiota Nathaniel. Z resztą zauważyłem, że jesteście dość blisko-ten kretyn mnie podpuszcza.Nie kurwa nie dam się, przybliżył się do mnie, nasze twarze dzieliły minimetry-bardzo blisko-szepnął. Boże, Deep otrząśnij się. Co on z Tobą robi. -Chcesz się założyć, że nie?-także szepnęłam. Nagle wybuchł śmiechem. -Myślisz, że ja nie podejmę wyzwania? -powiedział dalej się śmiejąc. -W takim razie jestem do twojej dyspozycji dziwadło-uśmiechnął się pod nosem i wstał. -Demon, idziemy-zaczął iść, Demon posłusznie ruszył za nim, odwrócił się w moją stronę - Spędzisz cały dzień na tej ławce?-wstałam i poszłam za nimi. Szliśmy jakiś czas bez słowa, nagle stanęliśmy przed jednym z domów,nie był duży, zwyczajny dom. Castiel podszedł do drzwi. -Zaczekasz czy wchodzisz?-zapytał,nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić, patrzyłam na niego bez słowa- zaraz wrócę- wszedł do domu, rzeczywiście nie trwało to długo chwilę później wyszedł, podszedł do mnie-Jak chcesz możesz jeszcze zrezygnować i tak twoje towarzystwo nie bardzo mi odpowiada.-Boże, co za kretyn, odwróciłam się napięcie i kierowałam się w stronę domu. Wyciągnęłam fajkę i odpaliłam, nie znoszę go. Dawno nie byłam tak zdenerwowana, nawet nie wiem kiedy skończyłam papierosa, żałowałam, że nie pojechałam z ciocią. Nagle ktoś złapał mnie za rękę i pociągnął, wzrok miałam wbity w jego buty spojrzałam w górę, moja twarz blisko twarzy Castiela. -Nie pozwolę Ci tak po prostu uciec-chwycił mojego koka i zdjął gumkę, włosy spadły w nieładzie na plecy. Spuściłam wzrok, on delikatnie chwycił za brodę i uniósł głowę, teraz patrzyłam mu prosto w oczy. Zaczął się zbliżać, on mnie pocałuje. Deep nie pozwól mu na to. Odwróciłam głowę w bok, nie mogłam się poddać. Cicho się zaśmiał, spojrzałam na niego z wrogością. -Pójdź ze mną-walczyłam ze sobą, ale postanowiłam się zgodzić. Długo szliśmy, nie zamieniliśmy po drodze słowa, nie spojrzałam na niego ani razu. Nie spostrzegłam nawet kiedy znaleźliśmy się w lesie. W tym momencie zdezorientowałam się. -Castiel, gdzie jesteśmy?-zapytałam nieufnie -Zaraz będziemy na miejscu-jeszcze chwile szedł tak jakby mnie tam w ogóle nie było, nagle się zatrzymał, zrobiłam to samo - zamknij oczy-zrobiłam co kazał, za chwilę chwycił moją dłoń-Nie bój się-zaczęliśmy iść, nawet nie próbowałam otwierać oczu, mówił mi kiedy powinnam uważać, jego głos mnie uspokajał. Ufam mu, nie rozumiem dlaczego, ale ufam. Cały czas czułam ciepło jego dłoni, trzymał ją tak jakby nigdy nie miał puszczać, chciałam żeby to trwało i trwało. Nagle wziął mnie na ręce, już chciałam otworzyć oczy by zobaczyć co się dzieje -Nawet nie próbuj-ostrzegł, chwile później postawił mnie na ziemi-możesz otworzyć oczy- zrobiłam to. Byłam w środku starego pomieszczenia, rozejrzałam się, Na ziemi leżał materac na nim zeszyt i gitara, spojrzałam pytająco na Castiela - To była kiedyś leśniczówka mojego ojca,teraz to jest po prostu miejsce w którym spędzam więcej czasu niż w domu. Lubię tu być, tutaj komponuje swoje piosenki-obdarowałam go ciepłym uśmiechem,na jego twarzy nie mogłam wyczytać żadnych emocji. -Mogę zobaczyć?-pokazałam na zeszyt leżący na materacu -Rób co chcesz-rzucił chłodno,mhm wrócił kutas Castiel. Podeszłam do materaca, usiadłam na nim, chwyciłam zeszyt, otworzyłam i czytałam. Piosenki o wolności, o miłości. Moją uwagę przyciągnęła jedna z piosenek, trochę znam się na muzyce więc zaczęłam cichutko śpiewać, obok mnie usiadł Cas chwycił gitarę i zaczął grać. Śpiewałam nie odrywając od niego wzroku, on też na mnie patrzył. Nagle urwał spojrzałam na kartkę koniec piosenki, urwana tak nagle. -Dlaczego jej nie skończyłeś?-zapytałam -Bo jeszcze nie wiem jak, napisałem ją gdy Cie poznałem i jeszcze nie wiem jak to wszystko się skończy- uśmiechnął się,odłożył gitarę obok materaca zbliżył się do mnie jedną dłonią odgarnął kosmyk włosów przyczepionych do moich ust-Chcę zobaczyć jaki będzie koniec- delikatnie pocałował kącik moich ust,spojrzał na mnie, zamknęłam oczy i chwile później zatopiliśmy się w namiętnym pocałunku. To było cudowne, ja chyba go kocham. Nie to niemożliwe, nie mogę go kochać.Dlaczego nie? Oczywiście, że mogę. Przerwał pocałunek i patrzył na mnie chwilę -Jesteś piękna,dlaczego próbujesz to ukryć?-pogłaskał mój policzek.- Masz takie piękne oczy i te dołeczki, rzadko je pokazujesz, musisz zacząć częściej się uśmiechać - spuściłam wzrok wlepiając go w materac - Deep? Dlaczego na mnie nie patrzysz? Spójrz, proszę - uniosłam głowę, patrzył na mnie jakby z miłością - Dlaczego od kiedy zobaczyłem Cie u nas w szkole nie mogę przestać o Tobie myśleć, dlaczego zacząłem pisać piosenki o miłości.Co ty ze mną zrobiłaś?- zanim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć, znowu zaczął mnie całować. Jest cudowny. Gdy oderwał się od moich ust, zaczął całować po szyi, przebiegł mnie cudowny dreszcz, później całował za uchem i za chwilę znowu po szyi. Wtedy postrzegłam do czego to zmierza. Odsunęłam się od niego. Popatrzył na mnie ze zdziwieniem. -Ja, ja nie mogę.- wstałam i szybko wybiegłam płacząc, usiadłam przy pierwszym lepszym drzewie i schowałam twarz w dłoniach, pozwoliłam łzom lecieć. -Deep?-to głos Castiela. Nie uniosłam głowy, usiadł obok i objął mnie-Deep, nie miałem żadnego złego zamiaru-zaczął głaskać mnie po głowie-Nigdy Cię nie skrzywdzę, rozumiesz? Spójrz na mnie błagam- uniosłam głowę i spojrzałam prosto w jego piękne szare oczy.-Nie zrobię Ci krzywdy, obiecuje-wtuliłam się w niego, siedzieliśmy tak dosyć długo, nie musieliśmy rozmawiać wystarczyło, że był obok mnie. Zaczęło robić się ciemno. -Chodź, odprowadzę Cie do domu-wstał i podał mi rękę by mnie też pomóc wstać. Skorzystałam z pomocy i ruszyliśmy. Przez prawie całą drogę nie rozmawialiśmy, był zajęty myślami widziałam to po nim. Kiedy już dochodziliśmy do mojego domu wreszcie się odezwał. -Deepiko,to wszystko to nie był dobry pomysł. Wiem, że mój i wiem, że dasz sobie lepiej rade beze mnie. Nie jestem dla Ciebie dobry, lepiej jakbyśmy po prostu zostali przyjaciółmi- bardzo intensywnie poczułam ból w piersiach, ostatnio czułam to gdy dowiedziałam się, że tata nie żyje, do oczu napłynęły mi łzy -Przecież obiecałeś, że nigdy mnie nie skrzywdzisz-łzy zaczęły spływać po policzkach -Skrzywdziłbym Cie o wiele bardziej gdybym pozwolił żeby to co jest miedzy nami się rozwinęło-odszedł, po prostu, patrzyłam jak odchodzi, nie odwrócił się, ani razu na mnie nie spojrzał. Zniknął za zakrętem. Nie wiedziałam czy wchodzić w takim stanie do domu. Usiadłam wiec na schodach i odpaliłam papierosa.Nagle ktoś otworzył drzwi, to była ciocia. -Wiedziałam, że palisz-usiadła obok mnie, kiedy spostrzegła w jakim stanie jestem przytuliła mnie-Kochanie co się stało? To przez tego chłopaka z którym stałaś?-kiwnęłam potwierdzająco głową, wzmocniła uścisk. Siedziałyśmy tak przez chwilę, w końcu wstałam i pobiegłam do swojego pokoju, rzuciłam się na łóżko i szlochałam tak długo aż zasnęłam. |
Rozdział 4
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
Zbudziłam się bo usłyszałam krzyki. Otworzyłam oczy. Mama! Ale krzyczy, dlaczego? Nagle krzyk cioci. Kłócą się. O co się kłócą. Wstałam z łóżka, podeszłam do drzwi i delikatnie je otworzyłam, wywlekłam się z pokoju. Weszłam na schody, zeszłam parę stopni i już wszystko dokładnie słyszałam. -Kurwa, musisz jej powiedzieć. Rozumiesz? Niedługo skończy 19 lat, a nie wie nic o swojej matce.-wydzierała się ciocia -Ja jestem jej matką-płakała mama-Ona nie zniesie prawdy, nie mógł znieść jej twój brat, a co dopiero ona -Wiesz dobrze dlaczego się zabił, nie mógł znieść jej śmierci -Bo zawsze ją kochał -Jane ty pokochałaś owoc tej miłości,jest dla Ciebie wszystkim-ciocia uspokoiła ton.O czym one mówią -Właśnie dlatego jej nie powiem -Musisz to zrobić, jeżeli ona kiedyś przypadkiem się o tym dowie nigdy Ci nie wybaczy, a swojemu ojcu tym bardziej -Ja nie dam rady tego zrobić-mama zalewała się łzami -Będę przy Tobie-ciocia przytuliła mamę, przestały krzyczeć więc postanowiłam się ujawnić. Zeszłam na parter i stanęłam w drzwiach kuchni. Ciocia mnie zauważyła i odsunęła od siebie zapłakaną mamę, ta spojrzała na mnie. -Powiedzcie mi co się dzieje-odezwałam się po chwili. Mama spojrzała na ciocie, a ona kiwnęła głową. -Usiądź kochanie, musimy porozmawiać-łkała mama, bez słowa sprzeciwu zrobiłam to. ciotka stanęła za mną i mocno objęła, mama zbierała się chwilę żeby coś powiedzieć-Pamiętaj tylko, że czegokolwiek się teraz dowiesz zawsze będę twoją mamą i kocham Cie.-nagle cisza -Powiedz wreszcie-pospieszyłam ją -Twój ojciec był kiedyś z inna kobietą, ta odeszła od niego. Ja byłam jego pocieszeniem, wiedziałam, że kocha tamtą, ale zdecydowałam się wyjść za niego i wtedy ona wróciła. Wiedziałam, że mnie z nią zdradza, mimo to za bardzo go kochałam żeby odejść, był dla mnie wszystkim. Ona zaszła w ciąże. Twój tata chciał jej pomóc i nawet rozwieść się ze mną by być z nią i dzieckiem. Ona nie chciała, po porodzie odeszła, zostawiła dziecko w szpitalu więc jakieś dwa lata po ślubie twój tata przyszedł do domu z maleństwem, które pokochała od razu. Tym dzieckiem jesteś ty skarbie.-płakałam już przy połowie historii, domyśliłam się, ale musiałam to od niej usłyszeć-A twój ojciec zabił się ponieważ ona umarła, przed śmiercią wysłała list, że od dawna była bardzo chora i dlatego nie mogła Cię zostawić, dlatego musiała odejść. W liście napisała, że jest mi wdzięczna za to, że pokochałam i zaopiekowałam się Tobą jak własną córką. Kazałam twojemu tacie do niej pojechać, ale było już za późno, wrócił i parę dni później... -Zabił się-dokończyłam za nią.Wzrok miałam wbity w blat stołu, czułam na sobie spojrzenie cioci i mamy, nie mamy Jane. Nie może to do mnie dojść. Wstałam, wyleciałam z domu, padało, ale biegłam ile miałam sił w nogach. Wbiegłam w las, już wiedziałam gdzie chce teraz być. Długo błądziłam po lesie płacząc, aż w końcu znalazłam to miejsce. Światło się świeciło, wiedziałam, że jest w środku, Otworzyłam drzwi i weszłam do środka, zapłakana, mokra, drżąca, -Kurwa, Deepiko co się stało?-krzyknął przerażony Castiel, podszedł do mnie zdjął swoją kurtkę i otulił nią mnie przytulając. Tak teraz tego było mi potrzeba, płakałam, nie mogłam się uspokoić.Chciałam mu wszystko wytłumaczyć nie wiedziałam jak. Potrzebowałam tylko jego obecności, nic więcej nie było mi potrzebne, kocham go tak bardzo go kocham. Przytulał mnie tak długo aż się nie uspokoiłam. Kazał mi wszystko wytłumaczyć, na początku za każdym razem kiedy próbowałam mu opowiedzieć znowu zaczynałam płakać, ale byłam w stanie mu opowiedzieć. Był w wielkim szoku. -Deep, nie możesz mieć jej za złe. Próbowała Cie chronić-zaczął tłumaczyć -Ale dlaczego tyle czekała, dlaczego nie powiedziała mi wszystkiego wcześniejszej -Myślisz, że zareagowałabyś inaczej gdyby wcześniej Ci wszystko opowiedziała? -Nie, raczej nie -No właśnie Deep, ona kocha Cie jak nikogo innego na świecie mimo wszystko -Ja też ją bardzo kocham -I czego więcej potrzebujesz? To ona Cie wychowała, kochała, dawała Ci wszystko czego potrzebujesz -Tak ja to wszystko wiem, ale gdyby powiedzieli mi kiedy tata jeszcze żył. Chciałabym ją poznać i być przy niej kiedy umierała. Chciałabym ją zobaczyć. Jestem pewna, że miała brązowe oczy.-mówiąc to uśmiechnęłam się -Skąd to wiesz? -Bo mam jej oczy, żadne z rodziców nie ma ciemnych oczu. Chciałabym mieć chociaż zdjęcie. -Na pewno była piękną kobietą-pogłaskał mnie po policzku, delikatnie się uśmiechnęłam. Cały czas mnie przytulał i nie chciałam żeby puszczał, ale wszystko się kiedyś kończy. Delikatnie odsunął mnie od siebie i przez chwile patrzył prosto w oczy w milczeniu. -Odprowadzić Cię do domu?-zapytał -Nie, chce jeszcze chwilę z Tobą zostać. Mogę? -Pewnie-położyłam głowę na jego kolanach i zamknęłam oczy, zasnęłam.-Deep, obudź się -otworzyłam oczy-Czas do domu-powiedział z uśmiechem -Długo spałam? -Może dwie godziny. -Cały czas tak siedziałeś? -Żartujesz? Zdążyłem zrobić wiele pożyteczniejszych rzeczy niż patrzenie na Ciebie jak sobie śpisz, uratowałem świat przed zagładą mała.-puścił do mnie oczko, idiota, ale mimo wszystko się uśmiechnęłam.-Czas do domu, odprowadzę Cie, a nawet zaniosę jak chcesz. -Wystarczy, że odprowadzisz -Uff, to dobrze.-wstałam i ruszyłam w stronę drzwi, Castiel zaraz za mną.Kiedy wyszliśmy już świtało, szliśmy obok siebie. Między nami panowała cisza, ale wiedziałam, że mnie wspiera. -Co mam jej powiedzieć?-przerwałam ciszę -A musisz coś mówić? -Chyba powinnam -Powiedz, że ją kochasz.Tylko tyle, wszystko co miało zostało już powiedziane -Może i masz racje -Zawsze mam-prychnął, rzuciłam mu gniewne spojrzenie -Tego akurat nie byłabym taka pewna -O co chodzi?-gdy zadał to pytanie zatrzymałam się, on chwilę po mnie -Cas, pytasz mnie o co chodzi? O nas chodzi do cholery -Deep, nie ma nas. Jestem ja, jesteś ty, nie my. -Dlaczego? -Już Ci to tłumaczyłem i nie mam nic więcej do powiedzenia na ten temat. Jesteśmy przyjaciółmi, bardzo dobrymi, bliskimi, to wszystko. Nie licz na więcej, nie chcę Cię krzywdzić i nie pytaj więcej o to proszę. -Ja będę o to walczyła -Nie masz o co, uwierz mi. Zniknę zanim się spostrzeżesz.-spojrzałam na niego pytająco-Nawet wzrokiem nie pytaj. Nie mam już nic do powiedzenia, naprawdę. Chodź już.-poszliśmy dalej, ale nie zamieniliśmy ani słowa. Zatrzymaliśmy się przed domem, cmoknął mnie w czoło i odszedł. |
Rozdział 5
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
Stałam chwilę przed domem, myślałam nad tym co zrobię gdy wejdę do środka, tak już wiem. Weszłam do środka, mama i ciocia od razu do mnie podbiegły, obie płakały. Przytuliłam się do mamy. -Kocham Cię mamo, bardzo Cię kocham.-powiedziałam -Ja Ciebie też kocham córeczko.-ściskała mnie mocno i chwile później dołączyła także ciocia. W tym momencie czułam jakby wszystkie problemy z którymi jeszcze przed sekundą się zmagałam zniknęły.Później długo siedziałyśmy we trzy i rozmawiałyśmy. W końcu byłam tak zmęczona, że nawet nie wiem kiedy zasnęłam. Obudziła mnie Rozalia, pewnie mama ją wpuściła. -Dlaczego nie było Cię w szkole? Wczoraj i dzisiaj?-wykrzyczała -Cicho bądź-zatknęłam jej usta, patrzyła na mnie gniewnie, puściłam ją -Oszalałaś?-szepnęła-Masz mi powiedzieć co się dzieje -Pójdę na górę, wykąpię się szybko i zaraz do Ciebie wracam, okej? -Byle szybko-syknęła, wstałam szybciutko poleciałam na górę zrobiłam to co miałam do zrobienia. Dzień był ciepły i słoneczny wiec ubrałam tylko luźną koszulkę sięgającą do połowy ud i trampki. Zbiegłam na dół,chwyciłam skórzaną, czarną, lekką kurteczkę. Rozalia siedziała cały czas w tym samym miejscu, chwyciłam ją za rękę i wybiegłyśmy z domu. Zaciągnęłam ją na pierwszą lepszą ławkę na parku. -Dawaj-dyszała zmęczona.Opowiedziałam jej wszystko co zdarzyło się wczoraj, gdzie byłam, z kim, czego się dowiedziałam, co robiłam, wszystko.Była w takim szoku, że na początku nie wiedziała co powiedzieć, w końcu się otrząsnęła.-Dzisiaj w szkole kiedy Castiel do nas przyszedł akurat rozmawialiśmy o Tobie, o tym, że Cie nie ma. Zjebał mnie i powiedział, że każdy ma swoje własne sprawy i problemy. Po prostu wiedział. Ale mniejsza o to. Ty i Castiel, przez nie całe dwa dni nie miałam Cie na oku i tu proszę. -Nie ma mnie i Castiela, przecież wszystko ci opowiedziałam. Nie potrafię tego zrozumieć, nie wiem czy chce. Roz, ja go kocham -Oszalałaś, no oszalałaś -O co Ci kurwa chodzi? Czy to źle, że się zakochałam? -Że się zakochałaś nie, że w nim tak -Jak możesz tak mówić, przecież to twój przyjaciel -Ale ty też jesteś moją przyjaciółką, a on Cię zranił -Nie roztrząsaj tego -Może ja bym... -Nie próbuj z nim o tym rozmawiać, proszę. Poradzę sobie, naprawdę.Kocham Cie Roz -Ja Ciebie też kocham-to powiedziawszy przytuliła mnie i zaczęła płakać -Ej, ale nie płacz. Co jest? -Mam pewien może problem -Może problem? -Pomożesz mi? Tylko nie możesz nikomu ani słowa powiedzieć -Roz, możesz mi zaufać -Kupiłam test ciążowy, muszę się upewnić, dowiedzieć. Pomóż mi, potrzebuje Cię. -Rozalia, spokojnie. Chodźmy do domu, jestem przy Tobie -poszłyśmy do mnie, wlazłyśmy na górę. Rozalia się trochę uspokoiła.weszła do łazienki, ja stałam pod drzwiami, chwila ciągnęła się w nieskończoność. W końcu wyszła, rzuciła mi się w ramiona i znowu zaczęła płakać-Roz, jaki wynik?-zapytałam ze spokojem głaszcząc ją po głowie, przez chwilę nie odpowiadała -Pozytywny-wykrztusiła wreszcie i płakała dalej. W końcu się uspokoiła.-Muszę o tym powiedzieć Leo -Chcesz pójdę do niego z Tobą -Bardzo bym chciała -Leo bardzo Cię kocha, wiesz o tym -Wiem, ale mimo wszystko boję się jego reakcji -Ja czuję, że nie masz czego. Chodźmy-wyciągnęłam dłoń w jej stronę, ona ją chwyciła. Pojechałyśmy autobusem, jazda nie trwała długo. Stanęłyśmy przed drzwiami Roz była roztrzęsiona więc ją objęłam i zapukałam do drzwi. Usłyszałyśmy 'Proszę' i weszłyśmy do środka, dom był bardzo oryginalny można powiedzieć, po prostu był w ich stylu, epoka wiktoriańska, uwielbiają to. W salonie siedział Leo, Lys, Castiel i Nathaniel? Co on tu kurwa robi. Kiedy Nat nas zobaczył od razu wstał. -Cześć Deep-wyjąkał, Cas zrobił facepalma i skomentował cicho 'Kurwa, co za idiota' -Cześć Nat-odpowiedziałam i od razu zwróciłam się do Castiela-Było słychać kurwa idioto-mrugnęłam do niego, a on się uśmiechnął. -Co tu robisz?-zapytał Lys -Nie mogłam odwiedzić najprzystojniejszych kolesi w szkole w dodatku moich przyjaciół? -Skąd wiedziałaś, że tu jestem?-zapytał Nat, Rozalia posłała mu takie spojrzenie, że od razu powiedział-Ja już idę, na razie wszystkim.Hej Deep-wszyscy mu odpowiedzieli oprócz Castiela, Nat zniknął za drzwiami. -Wreszcie sobie poszedł-odezwał się Cas -To co on tu wgl robił?-zapytałam ciekawa -Nie interesuj się mała, im mniej wiesz tym lepiej śpisz. Lepiej się pochwal co ty tu robisz, bo w te bajki o najprzystojniejszych przyjaciołach nie uwierzę. -'Nie interesuj się mały, im mniej wiesz tym lepiej śpisz'-zacytowałam jego, wszyscy zaczęliśmy się śmiać. -Dobra koniec tego, Leo muszę z Tobą porozmawiać-krzyknęła Rozalia nagle, wszyscy wytrzeszczyli oczy, a Leo wstał i wszedł z Roz do kuchni. -Ty na pewno wiesz o co chodzi-zwrócił się do mnie Lys -Dowiesz się w swoim czasie-powiedziałam, Cas tylko prychnął. Nagle usłyszeliśmy krzyk Leo 'Co kurwa? Jak to?' od razu pobiegłam do kuchni, przytuliłam Rozalie -Leo, to nie jest nikogo wina-odezwałam się, Leo przez chwilę się nie ruszał, Rozalia wtulała się we mnie płacząc. Chwilę później Leo otrzeźwiał podszedł do nas i przytulił Roz -Przepraszam kochanie, nie powinienem się unosić, jestem po prostu w szoku-powiedział czule -A myślisz, że ja nie?-załkała Rozalia -Damy sobie rade, przecież ja pracuje, spokojnie -Pomogę wam jeżeli będziecie tego potrzebowali-wtrąciłam się -Dziękujemy Deep, jesteś wspaniała-uśmiechnął się Leo -Najlepsza-skomentowała Roz -Przestańcie, zostawię was już.-oboje w odpowiedzi tylko się uśmiechnęli. Kiedy wyszłam z kuchni spotkałam dwa badające spojrzenia Lysa i Castiela.- A wy co? -A więc Rozalia jest w ciąży.-powiedział Lys -Podsłuchiwaliście-oboje spuścili głowy-Ja pierdole, jak dzieci. Zostawcie ich chociaż teraz i odprowadźcie mnie do domu, po drodze może jakieś lody?-oboje od razu wstali i ruszyli w stronę drzwi. Wyszliśmy z domu, poszliśmy do restauracji którą zaproponował Lys, po lodach Cas się zmył twierdząc, że ma co bardzo ważnego do załatwienia. Zostałam sama z Lysem. Długo się zbierał żeby o czymś mi powiedzieć, ale w końcu nastała ta chwila. -Deep, posłuchaj mnie. Z całego serca chcę żebyś była szczęśliwa bo kocham Cię jak siostrę, ale odpuść sobie Castiela. Powiedział mi co się miedzy wami wydarzyło-w tym momencie myślałam, że zakopię się pod ziemię.- On nie jest dla Ciebie, ale Nat-on chyba oszalał, ale postanowiłam mu nie przerywać-Nat, on chyba Cię kocha-tego nie wytrzymałam -Proszę Cie, odpuść sobie. Nie rozumiem, oboje wiecie lepiej ode mnie co dla mnie dobre. Chwila, to po to przyszedł Nathaniel? Wyście wszyscy oszaleli. Daj mi spokój- machnęłam ręką i przyspieszyłam tak, że Lysander szybko znalazł się daleko za mną, krzyczał aby mnie zatrzymać i biegł więc mu odpuściłam i zaczekałam. Lys dobiegł do mnie. -Możemy gdzieś usiąść i porozmawiać, bardzo Cię proszę-powiedział zdyszany -Tak możemy-podeszliśmy do pierwszej lepszej ławki, wyciągnęłam papierosa i odpaliłam-Dawaj, powiedz mi wszystko co masz do powiedzenia -Powiem Ci wszystko co powinnaś wiedzieć i co mogę powiedzieć -Macie mnie za kretynkę? -Nie musisz osądzać wszystkiego pochopnie, jesteśmy przyjaciółmi i wszyscy chcemy dla Ciebie jak najlepiej-zaczęła dzwonić moja komórka -Przepraszam-odebrałam-Halo?-to była Rozalia -Gdzie jesteś z Lysem bo chciałabym tam do was z Leo dołączyć?-zapytała -Na ławce, na przeciwko placu zabaw za restauracją Time Caffe -Za chwilę jesteśmy-rozłączyła się, Lys spojrzał się pytająco -Roz i Leo zaraz tu będą, zapewne idą mi z odsieczą-wyjaśniłam -Śmiem wątpić -A bo? -A bo zaraz się dowiesz-jest czasami tak irytujący jak Castiel, w tym momencie dołączyła Rozalia i Leo. Od razu usiedli obok nas. Rozalia zaczęła. -Kochana posłuchaj, jestem twoją najlepszą przyjaciółką, bardzo mocno Cię kocham, jestem twoją fanką, jesteś najlepszą osobą na świecie, ale popełniłaś błąd, który będzie Cie wiele kosztował.- patrzyłam na nią i słuchałam, ale czułam już do czego to zmierza- Tym błędem było zakochanie się w Castielu -Czy was już wszystkich kurwa do reszty pojebało?-wydarłam się i zobaczyłam badawcze spojrzenia przechodniów-O co wam chodzi, dlaczego się tak uczepiliście?-ściszyłam już swój ton, ale nadal mówiłam poirytowana wtedy odezwał się Leo -Dlatego, że Castiel nie jest dla Ciebie, nigdy nie będziecie razem. On Cie nie kocha.-jakby dał mi w twarz, ale chyba po prostu ma racje -Misia, spróbuj zapomnieć o Casie i spojrzeć na Nata trochę inaczej. -dodała Rozalia -Dlaczego to mówisz? Przecież to zawsze właśnie Ty broniłaś mnie przed jego zalotami.-kiedy to mówiłam patrzyłam w ziemie chcąc ukryć łzy, które i tak było słychać w moim głosie. -Właśnie dlatego, że Cię kochamy i chcemy twojego szczęścia, a wiemy, że obok Nathaniela jest to możliwe.-podsumował Lysander -Potrzebuje chwili sama, chcę sobie wszystko przemyśleć.- to powiedziawszy wstałam i ruszyłam w stronę domu. Idąc myślałam o tym wszystkim. Kiedy już miałam wchodzić do domu, zauważyłam na ławce w parku Castiela. Chwilę kłóciłam się ze sobą czy podejść do niego, ale zdecydowałam się zrobić to, może i mnie nie kocha, ale nadal jest przyjacielem, wspaniałym i nie mogę chociaż tego stracić. Usiadłam obok niego, zachowywał się jakby mnie nie zauważył. Kiedy go szturchnęłam aby poczęstować papierosem wreszcie się odezwał. -Nie palę takiego szajsu jak ty.-zaczął się śmiać, wyciągnął własne papierosy i zapalił swojego -Jak ty paląc coś takiego możesz nazywać moje papierosy szajsem?-wzięłam mu papierosa z ust i zaciągnęłam się-Może i nie są złe, ale moje tak lepsze-paliłam dalej jego papierosa - W takim razie oddawaj-próbował mi go zabrać, ale wstałam, on też więc zaczęłam uciekać, szybko mnie dogonił i powiesił sobie na ramieniu, chodził tak chwilę ze mną, a kiedy już dokończył papierosa, którego mi zabrał. Odezwałam się śmiejąc -Dobra, fajnie tu na górze, ale wolę stąpać do twardym lądzie -A może wolisz się wykąpać?-zapytał -Nie zrobisz tego -Podpuszczasz mnie-powiedział kpiąco -Nie Castiel, nie -Boisz się wody mała? -Oczywiście, że nie co nie znaczy, że masz mnie do niej wrzucać.-sięgnął do mojej kieszeni w kurteczce, wyciągnął z niej papierosy, telefon i zapalniczkę i to wszystko rzucił na trawnik, on naprawdę chce to zrobić. Zanim się spostrzegłam wylądowałam w wodzie, a on śmiał się na brzegu rzeki. O nie! zaczęłam machać rękoma, wypluwać wodę i krzyczeć 'Castiel, Castiel, Castiel', szybko zdjął swoją kurtkę, wskoczył do wody i podpłynął mnie, kiedy już był obok przestałam udawać i chlupnęłam go wodą śmiejąc się. Najpierw wydawał się wkurzony, ale po chwili też zaczął mnie chlupać. Później ścigaliśmy się aby zobaczyć kto szybciej pływa, oczywiście ani razu nie dał mi wygrać. Nawet nie wiem ile czasu siedzieliśmy w tej wodzie bo wyszliśmy dopiero kiedy zaczęłam marznąć. Kiedy wyszliśmy Castiel okrył mnie swoją kurtką. -Deep, nigdy więcej tak nie żartuj, nie żartuj jeżeli chodzi o twoje życie-powiedział cicho zakładając na mnie kurtkę -To była taka mała zemsta -mrugnęłam okiem, on tylko pokiwał głową, wzięłam swoje rzeczy z ziemi, cmoknęłam go w policzek i zaczęłam biec w stronę domu i odwróciłam tylko głowę i krzyknęłam- Jutro oddam kurtkę, paaaaaa-zobaczyłam, że się uśmiecha. Kiedy wbiegłam do domu od razu pognałam na górę i pod prysznic, po wyjściu ubrałam stare rozciągnięte dresy, bokserkę i sweter bo byłam strasznie zmarznięta. Zaczęłam oglądać telewizję, po jakimś czasie usłyszałam dzwonek do drzwi. |
Rozdział 6
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
Otworzyłam je w progu stał Nathaniel. Moje oczy poszerzyły się ku zdziwieniu. Nat delikatnie się uśmiechał. -Hej Deep-wykrztusił po chwili -Cze, cześć-coś mnie kusiło żeby się uśmiechnąć -Mogę wejść do środka?-w odpowiedzi kiwnęłam potwierdzająco głową i ustąpiłam miejsca. Wszedł do środka i od razu pokierował do kuchni po zamknięciu drzwi ruszyłam za nim. Na blacie kuchennym położył dwie duże torby których wcześniej nie zauważyłam. -Co tam masz?-zapytałam z ciekawością i delikatnie odchyliłam brzeg torby żeby spojrzeć do środka. On zabrał torby z blatu, zaczął rozglądać się po kuchni. -Pokaż mi wszystko, gdzie masz sztućce, garnki i inne takie. Tu masz bardzo fajny film idź obejrzeć i kolacja będzie gotowa-podał mi pudełko z płytą-Wolisz kuchnie chińską, meksykańską czy włoską?-byłam bardzo pozytywnie zaskoczona -Chińską-odpowiedziałam z uśmiechem, krzątał się po kuchni, a ja go obserwowałam cały czas z bananem na ustach, kiedy to zauważył, pogonił mnie do pokoju. Film był naprawdę genialny z kuchni wydobywały się coraz to lepsze zapachy. Nie mogłam zrozumieć skąd ta pewność siebie u Nathaniela. Może Rozalia miała racje żeby dać mu szansę. Nie, nie miała racji, Kocham Castiela. Dobra koniec to wszystko jest beznadziejne. Film się skończył, Nata ani widu, ani słychu. Wymknęłam się więc na fajkę, szybciutko spaliłam i weszłam do domu przy drzwiach już stał Nathaniel z kwiatami. Skąd on to wziął znowu, wręczył mi kwiaty. -Kolacje podano prze pani-powiedział i ukłonił się, obdarowałam go uśmiechem, a on złapał mnie za rękę i zaprowadził do jadalni. Ujrzałam pięknie okryty stół, ze świecami i kwiatami, oprócz tego były także talerze, szklanki, sztućce i serwetki. Podszedł to jednego z krzeseł i odsunął je od stołu-Zapraszam do stołu-usiadłam na krześle on delikatnie je przysunął.-Zaczekaj chwile-poszedł w kierunku kuchni i na chwile zniknął, pojawił się z wielkim półmiskiem, postawił go na stole i usiadł.-Proszę się częstować-odkrył pokrywę, zapachy były cudowne. Nałożył mi jedzenia, spróbowałam. -Mmmm....To jest przepyszne-pochwaliłam -Cieszę się, że Ci smakuje. A jak podobał się film? -Genialny-nie mogłam się powstrzymać od uśmiechania się, zjadłam wszystko ze smakiem potem wzięłam nawet dokładkę. Po kolacji posprzątaliśmy razem i udaliśmy się do mojego pokoju, cały czas rozmawialiśmy. O wszystkim i o niczym, nie myślałam, że Nathaniel potrafi być taki, zabawny, otwarty, słodki, pocieszający. Z rozmowy wybiły nas odkluczające się drzwi, przeraziliśmy się. -Wypuść mnie przez okno-szepnął Nat -Chyba oszalałeś -zachichotałam, podszedł do okna i otworzył je, zbliżył się do mnie -Ale nie mogę wyjść tak bez pożegnania-zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć dał mi buziaka w usta i szybko wyszedł przez okno, nadal byłam w szoku, kiedy się ocknęłam podleciałam do okna i spojrzałam, Nathaniel już stał na trawniku pomachał mi i odszedł. Rzuciłam się na łóżku, czułam się fantastycznie. Dlaczego? Skoro teraz jest ich dwóch. Kocham tylko Castiela, ale mnie kocha tylko Nathaniel. Może pokocham Nata tak jak on mnie, nie mogę wiecznie czekać, aż Cas będzie chciał ze mną czegoś więcej niż tylko przyjaźni. Z drugiej strony nie mogę się zmusić do miłości, ale może z czasem moje uczucia w stosunku do niego się zmienią. Cóż. Zobaczymy co będzie. Zamknęłam oczy i otuliłam się głębokim snem. Gdy otworzyłam oczy czułam się tak cudownie, byłam bardzo wypoczęta, wzięłam telefon i kiedy ujrzałam godzinę z przerażeniem wybiegłam z łóżka, szybko do łazienki, prysznic i ubranie. Nie znoszę się spóźniać więc suszenie włosów sobie odpuszczę. Chwyciłam torbę i wybiegłam z domu krzycząc tylko, że lecę. Gdy wyszłam z domu przed drzwiami stał Nat. -A co ty tu robisz?-zapytałam -Czekam na Ciebie, chciałbym dotrzymać Ci towarzystwa. Mogę? -No pewnie, że tak-uśmiechnęłam się. W połowie drogi odpaliłam papierosa, Nat cały czas mówił. Bardzo dobrze się przy nim czułam. W końcu dotarliśmy do szkoły, kiedy weszliśmy na jej teren czułam spojrzenia wszystkich. Kiedy odwróciłam głowę w kierunku 'naszego' drzewa stał przy nim oparty Castiel, miał okropną minę, było widać, że nie podobało mu się to co widzi. Sam jest sobie winny. Lekcje strasznie się dłużyły, na każdej z przerw Nathaniel dotrzymywał mi towarzystwa. Ale po lekcjach miał coś do załatwienia więc do domu miałam iść sama, postanowiłam jeszcze spokojnie spalić papierosa pod 'naszym' drzewem. Przykucnęłam obok niego, odpaliłam fajkę i zamknęłam oczy, gdy byłam już w połowie papierosa usłyszałam, że ktoś klaszcze, otworzyłam oczy i odwróciłam się. To Cas klaskał z jakimś szyderczym uśmiechem na ustach. Spojrzałamna niego pytająco. -Piękne przedstawienie, po prostu gratuluje-powiedział sarkastycznie dalej klaszcząc. -Co Cię znowu ugryzło? -Mnie? Nic. Skąd taki pomysł -Może po pierwsze skończyć z tym klaskaniem, a po drugie powiedzieć o co Ci do cholery chodzi. -No pomyślmy -O Nathaniela? -Zdobyłaś punkt -Jesteś zazdrosny? -I już go straciłaś -Jesteś? -Teraz to już minus jeden -W takim razie co? -Żebym tylko poczuł się zazdrosny posuwasz się do spędzania czasu z kimś kogo nawet nie lubisz, a ja nie znoszę. Myślałem, że jesteś mądrzejsza. -Czyli jednak jesteś zazdrosny -Tylko dlatego to robisz -I minus dziesięć dla Ciebie. Nie robię tego żebyś był zazdrosny, ale skoro jesteś to nie mój interes-kiedy to powiedziałam uniósł jedną brew do góry i spojrzał na mnie spode łba-A po za tym bardzo lubię Nathaniela. Jest słodki, czuły, miły. I docenia to co ma, nie to co inni. To ty mnie odepchnąłeś, nie będę wiecznie czekać. -Nie miałaś czekać -Ale chciałam, pojawił się Nat i poczułam, że jak przy nim o Tobie nie zapomnę to mogę już nigdy nie zapomnieć, a gdybym się jednak nie doczekała mogłaby się już nie pojawić osoba, która będzie mnie kochała mimo, że ja kocham kogoś innego. -Twój tata też złapał taką okazje, ale nie pomyślał dlaczego jego miłość od niego odeszła. -Nie waż się mówić o moim ojcu nie znałeś go. -Był taki jak ty -Skończ-w oczach zaczęły zbierać mi się łzy -Znalazł sobie bezpieczne życie, żeby już nigdy nikt go nie zranił bo wiedział, że Jane tego nie zrobi -Dość-nie wytrzymałam już tego, spoliczkowałam go-Nienawidzę Cie-krzyknęłam płacząc i uciekłam. Wołał mnie, ale nie odwróciłam się ani na chwilę. Nie mogłam na niego patrzeć. Usiadłam nad rzeką niedaleko domu, wspominałam wszystkie chwile z Castielem, te dobre i te złe. Nienawidzę go przez miłość, którą do niego czuję. Schowałam twarz w dłoniach i płakałam. Poczułam, że ktoś głaszcze mnie po głowie. To Cas, zrozumiał i przyszedł przeprosić, na pewno. Uniosłam głowę i zobaczyłam Nata. |
Rozdział 7
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
-Płacz ile chcesz jeżeli pomoże Ci to pozbyć się negatywnych emocji.-uśmiechnął się, oparłam głowę na jego ramieniu. -Nat? Czy ty mnie kochasz?-uniosłam głowę i spojrzałam na niego cała zapłakana, widać po nim było, że nie spodziewał się tego pytania, ale odpowiedział. -Nie ślicznotko, jeszcze nie. -Jak to jeszcze?-byłam zdezorientowana -Czuje do Ciebie ogromne przyciąganie, podobasz mi się, uwielbiam z Tobą spedzać czas, ale to jeszcze nie miłość chociaż nie długa droga do tego pozostała bo jesteś najcudowniejszą osobą jaką znam, ale jestem pewny, że jeszcze kawałeczek do chęci spędzenia z Tobą życia. Wiem za to, że ty już kochasz Castiela i tego nie da się cofnąć. Nie wiem kiedy byłabyś w stanie tak pokochać mnie. Ale wiem, że nie chcę się w to dłużej bawić bo oprócz Ciebie jeszcze jedna osoba będzie miała złamane serce, wiem, że nie chcesz mnie zranić dlatego się odsunę. Póki Cię jeszcze nie kocham.-wow, ma racje -Tak Nat, ale nie chcę Cię tak całkowicie stracić -Wiem ja Ciebie też nie bo widzę tu ogromną szansę na wspaniałą przyjaźń i taką moją miłość już masz. Tą przyjacielską, ale ktoś kocha Cię zupełnie inną miłością. Jest silna, bardzo. -Oszczędź mi tych farmazonów o Castielu -Czyli wiesz o kim mówię -Daj proszę spokój-wytarłam całą twarz i wstałam-idę do domu Nat, nie mm siły na rozmowe o nim, jest idiotą i kretynem -Ale go kochasz prawda? -To nic nie znaczy, bynajmniej dla niego -Nie wiesz jak bardzo możesz się mylić -Co ty tam możesz wiedzieć, nie znosicie się -Co nie znaczy, że nie możemy sobie pomagać -Jak to pomagać, a w czym wy sobie niby pomagacie? -Dowiesz się tylko jeżeli Castiel zdecyduje, że chce Ci o tym powiedzieć -Ty zacząłeś, ty skończ -Nie mogę -Z nim nie chce rozmawiać -Twoja miłość sama zaprowadzi Cię do prawdy -Dobra, spadam stąd. Oboje jesteście siebie warci-cmoknęłam go w policzek i poszłam. Co za kretyni, oboje. Co oni sobie wyobrażają. Cieszę się tylko, że nie zraniłam Nathaniela, mimo, że to mnie zraniono. Chyba nic mi nie pozostało jak tylko iść porozmawiać z Rozą. Nie chciało mi się iść pieszo, a do autobusu miałam jeszcze chwilę więc wbiegłam do domu, rzuciłam torbę i szybko zjadłam jogurt, głodna byłam bo przed szkołą nie zdążyłam nic zjeść ani zabrać. Czas zmykać na autobus, po drodze w kiosku kupiłam bilet i chwilę później już jechałam. Ta podróż nie trwała długo, 10 minut i już stałam pod drzwiami domu Leo. Zadzwoniłam dzwonkiem, a drzwi otworzyły się w trybie natychmiastowym i Rozalia od razu rzuciła mi się na szyję wołając 'Angie, Dake' na przemian. W końcu udało mi się z niej wydobyć, że to imiona dla dziecka, jeżeli chłopiec Dake, a dziewczynka Angie. Bardzo ładne imiona. Usiadłyśmy przy herbatce, mogłyśmy rozmawiać bez skrępowania bo Leo był w pracy, a Lys u Castiela. Oczywiście nie byłoby normalne gdyby Roza nie wiedziała wszystkiego zanim ja zdążyłabym jej to opowiedzieć. Przynajmniej nie musiałam nie trudzić. Cały czas uparcie namawiała mnie żebym jeszcze spróbowała z Nathanielem. kiedy w końcu zrozumiała, że nie tędy droga kazała mi zapomnieć o Casie i zacząć nowy rozdział, kazała czekać na tego jedynego. Próbowałam jej przemówić do rozsądku więc zaczęła się denerwować, ale kiedy ona się denerwuje jestem na przegranej pozycji. -Deep do jasnej cholery, on Cie nie kocha. Daj sobie kurwa spokój. Powiedz mi co byś zrobiła gdyby zabrakło Ci czasu, gdybyś wiedziała, że każdy dzień może być twoim ostatnim? -Nie mam pojęcia, nigdy o tym nie myślałam -A wiesz co ja bym zrobiła? Brałabym od życia garściami, szalałabym. Robiłabym wszystko aby ostatnie dni mojego życia były najwspanialsze. Miałabym w dupie całą resztę świata. Niestety inni nie maja tyle rozumu-ostatnie zdanie powiedziała bardzo cicho -Kogo masz na myśli mówiąc 'inni', jacy inni? -No boże, inni. Ludzie którzy nie korzystają i przejmują się innymi zamiast korzystać z tego co im pozostało -Czy ty siebie słyszysz Rozalio? -Bardzo wyraźnie -Idę się odpalić bo na Ciebie też już nie mam siły. Chyba przeżywasz jeden z tych swoich humorków ciążowych.-nie czekałam na jej odpowiedź, po prostu wyszłam i zapaliłam. Oni wszyscy maja nie równo pod sufitem. Skończyłam fajkę, wlazłam do domu i pożegnałam się z Rozą, czas do domu. Chcę aby ten dzień jak najszybciej się skończył. W domu, rozłożyłam się na kanapie, przed telewizorem i tak spędziłam resztę po południa i cały wieczór wieczór. |
Rozdział 8
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
Mijały dni, a potem tygodnie. Z Natem mam bardzo dziwne relacje, przynajmniej ja tak to odczuwam. Z Castielem no cóż nie rozmawiałam z nim od czasu naszej kłótni, tęsknie za nim, tak kurewsko mocno. Chciałabym móc z nim po prostu porozmawiać, nawet jeżeli miałby być tak wkurzający jak zawsze i denerwować mnie każdą swoja irytującą uwagą. Jest późno, ale mniejsza o to, tęsknie za nim, chcę go zobaczyć i pogadać. Wciągnęłam dresy, trampki i bluzę z kapturem, który naciągnęłam na głowę. Najpierw cichutko zajrzałam do pokoju mamy czy na pewno śpi. Ciocia siedziała jeszcze przed laptopem pracując, szepnęłam jej tylko, że wychodzę, kiwnęła mi głową i się wymknęłam na tyle cicho aby nie obudzić mamy, wolałabym nie wiedzieć jak zareagowałaby na moje wyjście o tej porze. No cóż, najpierw sprawdzę czy jest w domu, truchtem podbiegłam pod dom Casa, było ciemno. On na pewno nie śpi o tej godzinie, to jego czas na wene i pisanie piosenek. Musi być w leśniczówce, tam więc się udałam. Kiedy byłam już niedaleko usłyszałam krzyki, podeszłam bliżej to były głosy Castiela i Nathaniela. Oni razem o tej porze? Podeszłam do drzwi żeby lepiej słyszeć. -Ty kurwa idioto, nie możesz tak szybko się poddać-wrzasnął Cas -Nie rozumiesz, że próbowałem. -Widocznie za mało, pomogę Ci -Nie pokocha mnie, nie rozumiesz tego. Kocha Ciebie-wydarł się Nat. Oni rozmawiają o mnie -Ale ty też ją kochasz -Jeszcze nie -Więc nie odpuszczaj, pokochasz ją i ona Ciebie też. Wiem to -Co ty możesz wiedzieć? Deep robi co może, a ty i tak jesteś obojętny. Ja zrobiłem co mogłem i tak mnie nie pokocha. Takie życie. -tłumaczył już spokojniej Nat -Pokocha Cie kretynie, ja niedługo zniknę z jej życia. Droga będzie wolna, będziesz blisko i będzie Cie mocno kochała -Kocham ją jak siostre, musisz to zrozumieć -Kłamiesz, kochasz ją tak jak powinno się kochać-wmawiał Nathanielowi Castiel. Mam tego dość. Weszłam do środka, oboje w tym samym czasie spojrzeli na mnie i nie wiedzieli co powiedzieć. Więc to ja się odezwałam -Jak wy tak możecie?-zaczęłam płakać-Ty-palcem wskazałam na Nata-myślałam, że Ci na mnie zależy, a tu proszę. Robiłeś to wszystko żeby zadowolić jego. Wcześniej jak się o mnie starałeś dałeś sobie wmówić miłość do mnie? Widocznie jeszcze nie wiesz co to miłość. A ty?-wskazałam na Castiela-Nie mam słów. Ja tu przyszłam Cie przeprosić za to wszystko co stało się parę tygodni temu. Za to, że powiedziałam, że Cię nienawidzę mimo, że wcale tak nie czułam. Ale teraz, teraz to czuję. Teraz naprawdę Cię nienawidzę. Jesteś najgorszą osobą na świecie. Czuję do Ciebie obrzydzenie, do was obu-spojrzałam na Nathaniela, oboje jeszcze przez chwilę patrzyli to na siebie, to na mnie nadal nie wiedząc co mi powiedzieć. -Deep, ja-zaczął Castiel - Tak bardzo Cię kochałam, ufałam. Nic nie mów, nie chcę Cię słuchać.-wybiegłam z budynku, słyszałam jak Nathaniel mnie woła, ale nie odwróciłam się. Kiedy dotarłam do domu ciocia już spała, tym lepiej, przynajmniej nie widziała w jakim jestem stanie. Weekend minął, z nikim się nie spotkałam. Dzwonił Leo i Lysander żeby mnie przeprosić bo wiedzieli o tym wszystkim, ale jak twierdzili nie mogli mi powiedzieć. Rozalia też wiedziała, była u mnie, ale nie chciałam z nią rozmawiać. Czułam, że spadam coraz niżej, że moje życie się niszczy. Tak szybko zyskałam to wszystko, przyjaciół w tym Nathaniela i Castiela i tak szybko to wszystko straciłam. Odechciało mi się żyć. Nie mam ochoty spotkać jutro ich wszystkich w szkole. Muszę tam iść, przecież jestem silna, muszę być. Płakałam i płakałam, aż zasnęłam. '-Nie wiem czym kierował się Castiel i Nathaniel, ale Lysadner,Rozalia i Leo kierowali się miłością do Ciebie,taką samą jak do Castiela. Chcieli dla Ciebie jak najlepiej. Wiedzieli, że nie wybaczysz tego Casowi i Natowi, a nie chcieli żeby między wami się nie układało. Nie powiedzieli Ci bo wiedzieli, że to Cię zrani córeczko. Przecież wiesz, że jesteś dla nich ważna i, że bardzo Cię kochają. Zawsze byli kiedy ich potrzebowałaś i wspierali Cię. -Ale tato, tak bardzo mnie skrzywdzili. -A co byś zrobiła gdyby Ci powiedzieli? Co zrobiłby Castiel? -Nie obchodzi mnie to, mam go gdzieś. -To nie prawda kochanie, on też zrobił to z jakiegoś powodu. Wybacz im. -Castielowi nigdy. -Kocham Cię skarbie -A ja kocham Ciebie tato -Moj aniołek' Otworzyłam oczy... Tata, tak bardzo za nim tęsknie. Dawno mi się nie śnij, zawsze wiedział jak dodać mi otuchy i co powiedzieć. Spojrzałam na zegarek,o boże jest jeszcze noc. Zapadłam więc w dalszy sen. Obudziła mnie mama, siedziała obok mnie na łóżku i głaskała po głowie. -Śniadanie gotowe kochanie.-powiadomiła mnie -Dziękuje mamo, jesteś cudowna-powiedziałam -Widzę, że od paru dni jest coś nie tak.Wiesz, że możesz na mnie liczyć?-zapytała -Jesteś kochana mamo, ale rozmawiałam już o tym tatą i wiem co powinnam zrobić.-mam tylko się uśmiechnęła i wyszła z pokoju. Ja weszłam pod prysznic, kąpiel, suszenie włosów. Dzisiaj zostawię rozpuszczone. Wyszłam z łazienki, ubrałam czarne leginsy, białą koszulę mgiełkę i czarną żakietową kurtkę, do tego delikatne czarne sandałki i nie duża, czarna torebka. Zbiegłam na dół szybko zjadłam swoje śniadanie, wypiłam kawę i poszłam znowu na górę. Umyłam zęby i zrobiłam makijaż, troszeczkę pudru, kreski eyelinerem na powiekach, mocno podkreślone rzęsy, różowe policzki i delikatnie brązowe usta. Kiedy zeszłam na dół wzrok cioci i mamy nie mógł się ode mnie oderwać. -Czyżby ktoś ty szedł dzisiaj na randkę?-zapytały ode w tym samym czasie -Nie, pokazuję, że jestem silna-odpowiedziałam, cmoknęłam obie w policzek i kierowałam się w stronę wyjścia, nagle zatrzymała mnie mama -Mamy coś dla Ciebie z ciocią kochanie-powiedziała i wręczyła mi malutkie pudełeczko, otworzyłam je, były tam kluczyki.Wyglądały jak do-Twój nowy samochód stoi przed domem skarbie. Już dawno otrzymałaś prawo jazdy, a my obiecałyśmy sobie i Tobie, żę dostaniesz własny od nas więc oto i on-mama otworzyła drzwi i ujrzałam piękny, czarny, nowy samochód. -jej, tak bardzo wam dziękuje, jesteście przewspaniałe.-mocno uściskałam obie.-mimo wszystko ja się dzisiaj przejdę, ale dziękuje bardzo, bardzo, bardzo-skakałam z radości-wiecie, że nie musiałyście, dziękuje.-uściskałam je jeszcze raz i dałam po jeszcze jednym buziaku, schowałam kluczyki do torebki i wyszłam. Szłam bardzo powoli, miałam dużo czasu i nie chciałam tak szybko się tam pojawić. Kiedy wreszcie pojawiłam się na terenie szkoły od razu podleciał do mnie Nathaniel, nie chciałam z nim rozmawiać. Spławiłam go szybko, widział jaka jestem zdenerwowana więc nie chciał pogarszać sytuacji. Po lekcjach Rozalia, Lysander i Leo razem z Nathanielem stali pod 'naszym' drzewem. Podeszłam do nich, nie odzywali się przez chwile i patrzyli na mnie. W końcu Roz zbliżyła się do mnie i po prostu przytuliła, odwzajemniłam uścisk, a ona zaczęła płakać. -Deep, ja naprawdę z całego serca Cię przepraszam. Wiem, że Cie zawiedliśmy, ale naprawdę Cię kochamy, nie możemy Cię stracić.-łkała Rozalia -Spokojnie już Roz-głaskałam ją po głowie żeby się uspokoiła, zwróciłam się do reszty- Ja też was bardzo kocham i wam wybaczam bo do kogo będę się przytulać?-wszyscy podeszli do nas i razem się uściskaliśmy.-Nie namawiajcie mnie tylko żebym wybaczyła Castielowi. -Ale Deep, on...-zaczął Lys -Nie próbuj kończyć, nie chcę tego słuchać- przerwałam mu. Długo potem staliśmy wszyscy razem i rozmawialiśmy. Każdy skomentował mój dzisiejszy wygląd, były to pozytywne komentarze. W końcu Rozalia wpadła na pomysł żeby się zabawić. Od śmierci ojca nie byłam na żadnej imprezie, ale może czas się otworzyć. Wszyscy zgodziliśmy się żeby pójść, wybraliśmy miejsce spotkania i rozeszliśmy się do domów. Ciocia i mama były zachwycone pomysłem z imprezą, stwierdziły, że jestem młoda i mam prawo się bawić. Pozwoliły mi pójść pod warunkiem, że będą mogły pomóc mi w przygotowaniach, zgodziłam się. Razem wybrałyśmy ubranie, obcisłe, granatowe rurki, mgiełka bez rękawków w kolorze pudrowego różu do tego czarna narzutka z długim rękawem i czarne balerinki. Obie mnie uczesały, wyprostowały włosy,a kosmyki zaraz obok twarzy spięły delikatnie do tyłu. Makijażem też zajęłyśmy się wszystkie trochę podkładu i pudru, ciemnymi cieniami podkreślone oczy i kreski na powiekach eyelinerem, mocno zatuszowane rzęsy i mocno podkreślone na brązowo kości policzkowe, trochę błyszczyku i byłam gotowa. Spojrzałam w lustro, czułam się naprawdę piękną, jeszcze nigdy tak nie miałam. Mama i ciocia były z siebie dumne, rozmawiałyśmy jeszcze przez chwile o tym, że mam na siebie uważać i, że mogę wrócić o której tylko chcę. Nagle dzwonek, otworzyłam drzwi czekał pod nimi uśmiechnięty Lys, a za nim cała reszta. 'woow' wydukali tylko kiedy mnie zobaczyli. -Nie przesadzajcie, idźmy już-zaśmiałam się, cmoknęłam mamę i ciocię na pożegnanie i wyszłam z domu. -Kochani coś czuję, że to będzie nie zapomniana impreza- mówiła Rozalia przez całą drogę, praktycznie co chwile to powtarzała, nikt jej nie słuchasz ponieważ wszyscy byli pochłonięci rozmową o sprawdzianach, które mają być niedługo. W końcu Roz zdenerwowała się i powiedziała-Ludzie do cholery idziemy się zabawić, a nie rozmawiać o szkole, możecie już skończyć. Nathaniel, Lysander i Deepika powinni się skupić na podrywaniu, a nie gadać farmazony. - Bardzo śmieszne Roz-skomentował Lys -Ja też mogę się na tym skupić jak chcesz-powiedział Leo puszczając oko do Rozali, wszyscy zaczęliśmy się śmiać. Niedługo potem byliśmy już na miejscu. Klub wyglądał wspaniale, wszędzie było pełno ludzi i słychać było muzykę ze środka. Ochrona o nic nie pytała tylko od razu nas wpuściła. Weszliśmy do środka i niemalże od razu zaczęliśmy się bawić, co jakiś czas schodziłam z parkietu, a to na papierosa, a to na drinka czy piwo. Kiedy zmęczyliśmy się już trochę usiedliśmy przy jednym ze stolików, tam buzie się nam nie zamykały, piliśmy i rozmawialiśmy. Rozalia oczywiście piła tylko drinki bezalkoholowe ze względu na ciąże. Wtedy podszedł do nas Castiel, kurwa skąd on się tu wziął? Przywitał się ze wszystkimi, a wszyscy z nim, oprócz mnie. Zdenerwowałam się na jego widok i zamówiłam kolejnego drinka, szybko opróżniłam szklankę i zaraz zaczynałam następną. Rozalia to zauważyła i zwróciła mi uwagę, mimo to ja nie przestałam. W końcu poczułam, że jestem pijana, bardzo pijana więc przestałam. Po jakimś czasie podszedł do nas bardzo przystojny chłopak, bardzo dobrze zbudowany, wysoki blondyn z długimi włosami złapanymi w kitkę o niebieskich oczach, stanął przede mną i zaprosił do tańca, zgodziłam się. Stwierdziłam, ze wytańczę to co wypiłam. Kiedy tańczyliśmy już kolejną piosenkę pod rząd bardzo źle się poczułam. -Słuchaj, ja muszę stąd wyjść. Niezbyt dobrze się czuje-powiedziałam do niego, chłopak nic nie odpowiedział tylko chwycił mnie za rękę i wyprowadził na zewnątrz. Tam oprałam się o ścianę, zamknęłam oczy i głęboko odetchnęłam. Po chwili zrobiło mi się lepiej, ale nie chciałam wracać do środka, chłopak cały czas dotrzymywał mi towarzystwa w ciszy. -Jestem Dajan-powiedział w końcu wyciągając do mnie dłoń, uścisnęłam ją -A ja Deepika-przedstawiłam się -Miło mi poznać. Lepiej się już czujesz?-zapytał -Tak o wiele, dziękuje -Pewnie nie chcesz wracać do środka? -Nie, chyba chciałabym już pójść do domu. -Chętnie Cię zaprowadzę -Nie dziękuje, poradzę sobie -Taka piękna dziewczyna nie powinna chodzić sama o tej porze-ale on jest słodki -Nie kłopocz się, zapytam któregoś z moich przyjaciół -Ale to nie będzie żaden kłopot, to będzie okazja żeby Cie bliżej poznać. - uśmiechnął się, chyba mogłam mu zaufać. Przecież nic się nie stanie, z resztą nie chcę ich odrywać od zabawy więc się zgodziłam. Poszliśmy w stronę mojego domu. Cały czas mówił tylko o surfingu i o tym jak lubi to robić. Słuchałam go z chęcią, opowiadał o niejednych zawodach jakie wygrał. Widać było, że jest z siebie dumny, pytał mi się gdzie się uczę, czy mam chłopaka. I na pewno nie zdawało mi się, że mnie podrywa. Nie chciałam żeby dokładnie wiedział gdzie mieszkam bo w końcu do nie znam więc ustaliliśmy, że odprowadzi mnie tylko do parku, a dalej sama sobie poradzę. Kiedy byśmy już na miejscu, nie chciał żebym już szła, postanowiłam zostać z nim jeszcze chwilę w zamian za przysługę jaką mi wyświadczył. Usiedliśmy na ławce i rozmawialiśmy. -Wiesz, że jesteś prześliczna?-skomplementował mnie -Dziękuje, ale ja tak nie uważam -Chciałbym Cię bliżej poznać-to powiedziawszy pogłaskał mnie po policzku. Poczułam się niezręcznie-Taka piękna dziewczyna i taki chłopak jak ja w nocy, w parku-jego twarz była coraz bliżej mojej-znam nawet sposób jak możemy poznać się bliżej- wtedy poczułam, że dosyć mocno trzyma mogą głowę, zaczęłam się bać -Słuchaj, ja powinnam już iść-wydukałam wystraszona -Teraz nigdzie mi nie uciekniesz-złapał mnie za tułów i włosy, próbowałam się wyrwać, ale nic w tego. Za każdym moim ruchem on wzmacniaj uchwyt-czas na pocałunek malutka -Zostaw mnie, proszę-mówiłam to już płacząc, nie krzyczałam i tak nie było żywej duszy dookoła, a krzykami zapewne pogorszyłabym swoją sytuacje, Dajan nic na to nie odpowiedział, zaczął mnie całować, zaciskałam usta jak tylko mogłam-Błagam zostaw mnie-powtarzałam, on zaczął całować mnie po szyi, zacisnęłam oczy łudząc się, że to tylko sen i zaraz się obudzę. -Powiedziała żebyś ją zostawił-krzyknął znajomy głos, oboje odwróciliśmy głowy, przed nami stał Castiel. Dajan mnie puścił i zaraz wstał, ja zamknęłam oczy, a łzy leciały strumieniami. -Kazał Ci się ktoś wtrącać?-powiedział Dajan do Casa -Nie waż się jej nigdy więcej tknąć. -Bo co mi zrobisz?-zaśmiał się Dajan powoli zbliżając się do Castiela -Zabije-zagroził Castiel, w odpowiedzi chłopak zaczął się śmiać. Wtedy Cas nie wytrzymał, rzucił się na niego. Zaczęli się bić, wtedy się ocknęłam, wstałam i próbowałam ich rozdzielić. Dajan próbował uderzyć Castiela, stanęłam przed nim. Dostałam z pięści na tyle mocno, że upadłam na ziemię. Tego Castiel nie wytrzymał. Zaczął uderzać z Dajana wszędzie gdzie się dało. W końcu blondyn upadł na ziemię. Cas podbiegł do mnie i klęknął obok. -Deep, wszystko okej? Gdzie dostałaś?-zapytał -Głowa mnie tylko boli, jest mi niedobrze. Tu dostałam-pokazałam mu skroń, on nachylił się i pocałował mnie w to miejsce. Uśmiechnęłam się delikatnie, a on pomógł mi wstać. Wtuliłam się w niego, a on mnie obejmował i powtarzał cicho 'Już nic Ci nie grozi' głaszcząc mnie po głowie. -Tak się bałam-szepnęłam, czułam jego bliskość, wiedziałam, że już jestem bezpieczna, ale nagle zaczął się ode mnie odsuwać. Patrzył na mnie zły. -Jak ty mogłaś z nim pójść?!-krzyknął nagle-Co ty sobie do cholery myślałaś?!-był bardzo zdenerwowany -Ja Cas...Na prawdę...-zaczęłam się tłumaczyć -Jesteś kurwa kompletną kretynką! Co ty masz kurwa w głowie?!-strasznie krzyczał, a ja znowu zaczęłam płakać.-No kurwa mać... -Zamknij się już!-przerwałam mu krzycząc-Nie masz prawa tak do mnie mówić! To ty jesteś kompletnym idiotą i kretynem. Najpierw rozkochałeś mnie w sobie, potem odepchnąłeś. Chciałeś sprawić żeby Nathaniel mnie pokochał żebym o Tobie zapomniała, a potem byłeś o niego zazdrosny. Przyszedłeś tutaj za mną bo Ci na mnie zależy, ale do tego też się nie przyznasz. Najpierw zastanów się co ty masz kurwa w głowie. Żałuję, że Cie poznałam, nie chcę Cie nigdy więcej widzieć. Nie chcę Cię znać.-widać było, że zabolało go to co powiedziałam. -I więcej nie zobaczysz-odezwał się w końcu -No i dobrze. Zegnaj.-odeszłam, po prostu, kusiło mnie żeby się odwrócić i jeszcze na niego spojrzeć, ale nie zrobiłam tego. Przez okno widziałam później tylko, że przyjechała policja. Ale Castiela już nie było. |
Rozdział 9
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
-Piękna piosenka kochanie-odezwała się po jakimś czasie -Castiel ją napisał-wytłumaczyłam -A Castiel to chłopak którego kochasz? Dobrze rozumiem? -Nie, nie kocham. Nienawidzę go. -Ale śpiewałaś z miłością, a imię Castiel w twoich ustach brzmi zupełnie jak Rob w moich.-uśmiechnęła się do mnie, a ja westchnęłam głęboko. Opowiedziałam jej całą historię o mnie i Castielu. Była trochę zła o wagary, że jej nie powiedziałam o akcji z Dajanem, o to, że wychodziłam w nocy nic jej nie mówiąc i o papierosy. Ale nie krzyczała, powiedziała tylko, że mogę jej mówić wszystko.-On od początku Cię ostrzegał, że kiedyś zniknie. Nie myślałaś o tym? Dlaczego? O co w tym chodzi -Raczej szukałam drugiego dna, zastanawiałam się nad tym dlaczego mnie odtrąca, aż w końcu uwierzyłam, że mnie nie kocha. -Może dowiedz się gdzie on zniknął -Próbowałam, pytałam jego najlepszego przyjaciela, zbył mnie. Stwierdził tylko, że sama powiedziałam, że nie chcę go widzieć. -I ty dałaś się tak spławić kochanie? -A co miałam zrobić? -Ubieraj się i idź walcz o swoją miłość. Nie daj się tak.-tłumaczyła -Masz racje mamo, kocham Cię-powiedziałam przytuliłam ja mocno, od razu wstałam wciągnęłam byle co i wyszłam z domu. Szłam dosyć szybko do domu Lysandera i Leo, po drodze zadzwoniłam do Nathaniela, że ma się tam zjawić jak najszybciej. Kiedy dotarłam już na miejsce bez pukania weszłam do środka wszyscy siedzieli w salonie i kiedy weszłam spojrzeli na mnie zdziwieni, nie wiedzieli co maja powiedzieć. W końcu odezwała się Rozalia -Co tu robisz o tej porze Deep? Coś się stało? -Pogadamy jak przyjdzie Nathaniel. -Ale po co?-zapytał Leo -To ja będę zadawała pytania, a wy będziecie odpowiadać.-wytłumaczyłam i usiadłam obok nich. Rozglądali się dookoła nie wiedząc co się dzieje. W końcu pukanie do drzwi, natychmiast wstałam i otworzyłam do środka wszedł zdyszany Nathaniel. -Dotarłem tak szybko jak mogłem.-wyjąkał z przerwami na oddechy -Dobrze, marsz wszystkich i siadaj.-powiedziałam pokazując mu drogę do salonu, bez swoja zrobił co kazałam. Stanęłam przed wszystkimi i powiedziałam -Słuchajcie, nie wyjdę stąd dopóki nie dowiem się gdzie jest Castiel -Sama nie chciałaś go widzieć do cholery-przerwał mi zdenerwowany już Lysander -Powiedziałam tak bo mnie bardzo skrzywdził. Kocham go, zrozumcie to. Muszę wiedzieć co się dzieje-zaczęłam płakać i klęknęłam na podłodze, wyciągnęłam pomiętą kartkę z kieszeni i pokazałam im-Tą piosenkę w kawałkach znalazłam w leśniczówce, do tego jego gitara złamana. Może mi ktoś to wytłumaczyć do jasnej cholery?-Lysander podszedł do mnie i przytulił -Zrobił to po tym jak powiedziałaś, że nie chcesz go znać i widzieć.-to powiedziawszy zaczął głaskać mnie po głowie-Deep, on kocha Cię jak nikogo innego na świecie -To po co te wszystkie wasze kłamstwa? Wmawianie mi, że jest inaczej? Ze mam znaleźć sobie kogoś innego? -Bo tak byłoby najlepiej dla Ciebie, ale nie dla niego-wtrącił Nathaniel -Ale mnie najlepiej będzie z nim, tylko z nim. Zrozumcie to wreszcie.-łkałam -Ale to nie jest możliwe-Lysowi po polikach popłynęły łzy -Ale dlaczego przecież się kochamy. Przecież nie potrafimy bez siebie żyć -On nie może żyć nawet z Tobą, nawet jeżeli tego chcę-wyszeptał Nathaniel -Zamknij się Nat-powiedział cicho Leo przez zaciśnięte zęby. Spojrzałam na niego, za chwilę na każdego po kolei, badali mnie wzrokiem sprawdzając czy usłyszałam. Zaczęłam wszystko analizować. |
Rozdział 10
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
-Dlaczego nikt z was mi nie powiedział?! Dlaczego?!-wrzasnęłam szlochając -Castiel nas prosił-wyjąkała cichutko Rozalia -Przez to go straciłam,ja nie chcę bez niego żyć -Ale Deep, Castiel żyje-odezwał się Lysander, spojrzałam na niego pytająco zalana łzami-Zdenerwował się po tym co powiedziałaś, pogorszyło to jego stan i musiał natychmiast jechać do szpitala. Nie byliśmy u niego bo błagał nas żebyśmy Cię nie zostawiali. -Jaki to szpital?-zapytałam idąc już do drzwi -Zawiozę Cię tam, jesteś zbyt roztrzęsiona żeby prowadzić-Nathaniel złapał mnie za ramię. -Nie, zostaw mnie. Ja chcę sama-wyrwałam się i wyszłam z domu. Biegłam do siebie ile miałam sił w nogach, nie mogłam złapać już tchu, ale biegłam dalej. Kiedy dotarłam do domu, wchodząc go zobaczyłam. Stał na brzegu rzeki w parku na przeciwko mojego domu. Zbliżałam się do niego powoli, nie odrywając wzroku. On naprawdę tam był, stał tam. Cały blady, już obcisła biała koszulka przyklejała się do jego spoconego ciała, włosy miał złapane w kitkę, już dosyć rozwaloną. Kiedy byłam coraz bliżej zwróciłam uwagę, że bardzo szybko oddycha, tak jakby zachłysnął się powietrzem. Kiedy byłam już na tyle blisko aby go dotknąć, szybko się do niego przytuliłam, tak jakby zaraz miał mi uciec, on tez mnie objął. Nie mogłam potrzymać się od płaczu, zaczął głaskać mnie po głowie i cicho jąkać 'nie płacz, jestem przy tobie, nie płacz' mówiąc to brał głębokie oddechy. Odsunęłam się od niego i chwilę patrzyliśmy na siebie w milczeniu. -Ty tak bardzo mnie kochasz, jak ja mogłam tego nie widzieć-łkałam, on zaczął kiwać przecząco głową. -Nie kocham Cię, nie mogę Cię kochać-zaczął powtarzać, w jego oczach pojawiły się łzy. -Boże Castiel-zaczęłam szlochać i znowu się do niego przytuliłam, a on dalej powtarzał swoje ponownie głaszcząc mnie po głowie. Nagle przerwał i za chwilę osunął się ziemię, a ja razem z nim. Spojrzałam na niego, nie rusza się, sprawdziłam tętno i zraaz zadzwoniłam na pogotowie. Pojawili się szybko, pojechałam razem z nimi do szpitala poza miastem. Zabrali go do sali na którą nie mogłam wejść. Czekałam wieczność, aż ktoś wyjdzie i powie mi co się dzieje. W końcu wyszła pielęgniarka, od razu do niej podbiegłam. Nie chciała mi nic powiedzieć, dopiero kiedy wyszedł lekarz zapytał o moje imię kiedy mu je powiedziałam. -Nie jest pani rodziną, ale mówił nam o pani więc myślę, że mogę udzielić pani informacji. Castiel ma bardzo poważną chorobę serca. Możliwa jest transplantacja, ale musiałby zostać wykonana jak najszybciej, ale jeżeli to się nie uda może tego nie przeżyć, ale jeżeli się nie zgodzi się na tę transplantacje może pożyć jeszcze parę miesięcy. Może pani do niego wejść porozmawiać z nim.-powiadomił mnie, byłam w szoku, ale nie czekałam ani chwili dłużej i weszłam do sali. Cas leżał podłączony do dużej ilości aparatów. Usiadłam na krześle obok łóżka, patrzył na mnie z taką miłością, a po moich policzkach w powolnym tempie spadały łzy. Chwyciłam jego rękę, a on się uśmiechnął. -Spójrz-pokazał jeden z aparatów stojących obok-To aktualnie podtrzymuje moje serce. Nawet jeżeli przeżyję to po co Ci takie słabe serce? -Nie mów tak-wyjąkałam cicho-Dlaczego opuściłeś szpital? -Kiedy zadzwonił Nathaniel i powiedział, że zwołałaś wszystkich wiedziałem, że zaraz dowiesz się całej prawdy i przybiegłem -Ja mogłeś być tak nieodpowiedzialny? -Musisz mnie besztać nawet tu-zaśmiał się, uśmiechnęłam się przez łzy-Deep,nie powinienem był Cię tak krzywdzić, ale to dla twojego dobra. Zyskałabyś mnie i zaraz straciła, ale Nathaniel zostałby przy Tobie. Chciałem żeby stało się to jeszcze za mojego życia. Żebym miał pewność, że po mojej śmierci będziesz szczęśliwa. Przepraszam Cię-wytłumaczył, ja tylko przecząco pokiwałam głową bo widziałam, że chciał coś jeszcze dodać. -Już nic nie mów-nachyliłam się tak, że nasze usta dzieliły minimetry-Pocałuj mnie-tak zrobił, jego usta były suche, ale ten pocałunek dał mi tak wiele siły. Ale gdy już oderwaliśmy się od siebie i spojrzałam na niego przypomniało mi si co powiedział lekarz. Czułam, że nie będę mogła powstrzymać się od płaczu. Natychmiast wybiegłam z pokoju, usiadłam na podłodze na korytarzu, schowałam twarz w dłoniach i zaczęłam szlochać. Ktoś nagle mnie objął, uniosłam głowę i zobaczyłam Lysandera, a za chwilę całą resztę włącznie z moją mama oraz ciocią Titi. Kiedy już trochę się uspokoiłam opowiedziałam im jak wygląda sytuacja. -Kurwa, jakie to wszystko jest do dupy, jeżeli zdecyduje się na transplantacje może umrzeć teraz albo normalnie żyć, jeżeli się na nią nie zdecyduje pożyje, ale nie długo-skomentował Lysander załamany z łzami w oczach. -Gdy nie przybiegł do mnie ze szpitala transplantacja nie byłaby zagrożeniem życia.-wstałam i spojrzałam na Nathaniela-Idioto, gdybyś tylko do niego nie zadzwonił, spokojnie przyjechałabym do tego pierdolonego szpitala i nie byłoby problemu-podeszłam do niego i zaczęłam nim szarpać -Skąd miałem wiedzieć, że do ciebie przybiegnie, kazał nam powiadomić jeżeli będziesz się czegoś domyślała. Oni nie mieli jak tego zrobić bo nie wiedzieli, że do nich idziesz. Castiel byłby zły jeżeli dowiedziałby się, że mogłem, a nie powiedziałem.-próbował się tłumaczyć -A od kiedy ty się kurwa przejmujesz tym czy Castiel jest zły czy nie?! Nie znosicie się od zawsze i nagle przejmujesz się tym, że Castiel byłby zły, a nie jego życiem i zdrowiem! Jesteś kompletnym kretynem!-wrzasnęłam z płaczem i osunęłam się na ziemię. |
Rozdział 11
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
-Castiel...-szepnęłam -Spokojnie kochanie, byli jego rodzice. Po rozmowie z nimi chciał z Tobą porozmawiać, ale spałaś, a teraz on śpi- odezwała się mama -Mogliście mnie obudzić- oburzyłam się -Castiel nie kazał-wtrącił Lys -A wy zawsze musicie robić to co on chce... Gdzie są teraz jego rodzice?-zapytałam -Siedzą z Roz w kafejce, mama Castiela jest w strasznym stanie i lepiej...-zaczął Leo -Zamknij się!-krzyknął Nathaniel -Ty się zamknij.-zwróciłam się do Nata-Leo, kontynuuj-upomniałam Leo -Lepiej żebyś tam nie szła-dokończył -Dlaczego?-wstałam-Własnie, że muszę z nimi porozmawiać-ruszyłam w stanę kafejki, stanęłam w wejściu. Kiedy Rozalia mnie zobaczyła jej oczy stały się wielkie, o co chodzi. Podeszłam do stolika, mama Casa tonęła we łzach, a jego tata twarz schowaną miał jednej dłoni, a drugą delikatnie i czułością głaskał plecy żony. Castiel jest do niego bardzo podobny.Oboje nawet mnie nie zauważyli. Łzy stanęły w moich oczach, długą chwilę nie mogłam wydusić z siebie ani słowa, Rozalia tez milczała.-Dz..Dzień dobry-wydukałam w końcu. Oboje unieśli głowy. Patrzyli na mnie nic nie mówiąc. W końcu mama Castiela wstała i bardzo dziwnie na mnie spojrzała, poczułam przebiegające mnie dreszcze. -Kochanie, usiądź-powiedział tata Casa -Nie mam zamiaru, to ona.-niemalże krzyknęła-Ty mała cholerna żmijo-spoliczkowała mnie-To wszystko twoja wina, wszystko było w porządku dopóki się nie pojawiłaś, jesteś zwykłą szmatą-wrzasnęła -Ale ja...-płacz blokował mi mowę. Tata Castiela wstał i mocno złapał żonę. -Aish, uspokój się. Dobrze wiesz, że czas płynął, nie mogliśmy zatrzymać tego procesu.-tata Casa próbował ją uspokoić. -Raj, ona przyspieszyła cały proces, to wszystko co się teraz dzieje to jej wina, tylko jej!-strasznie krzyczała, nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić, płakałam, chciałam uciekać, ale coś mnie powstrzymywało. Aish znowu uniosła rękę aby mnie uderzyć, ale ktoś ją chwycił i zatrzymał, obie spojrzałyśmy kto to. Obok mnie stał Castiel. -Nie waż się jej już tknąć!-wrzasnął na mamę, był bardzo zdenerwowany. -Spokojnie Castiel, wszystko jest w porządku-próbowałam go uspokoić chociaż siebie nie mogłam. Spojrzał na mnie puścił rekę Aish i mnie przytulił. -Nic nie jest w porządku Deep, ona nie ma prawa Cię tak traktować, gdybym nie miał Ciebie nie walczyłbym o życie dalej, nie miałbym dla kogo żyć. Tym bardziej, że przez całe moje życie traktowała mnie jakby każdy dzień był moim ostatnim, nie zdajesz sobie sprawy jakie to udręczające.-spojrzał na swoją mamę-Ty zabijałaś mnie każdego dnia swoim zachowaniem, to przez Ciebie nie mogłem żyć normalnie bo ciągle przypominałaś mi, że zaraz mogę umrzeć, a to tata mnie wychował bo ty cały czas żyłaś moim odejściem. Przez ciebie odpychałem każdego bo bałem się, że ktoś kto pokocha mnie i kogo ja pokocham będzie cierpiał tak samo jak ty. Przy tacie zapominałem, że coś jest ze mną nie w porządku, zapominałem o tym, że zaraz mogę umrzeć, ale ty zawsze wszystko psułaś. Tata wiedział co robi, zostawiają leśniczówkę i idąc z Tobą do innej pracy, dzięki temu, że nie było Ciebie obok mogłem przynajmniej w połowie żyć normalnie.- wszyscy patrzyli na niego z szeroko otwartymi oczami, a Raj podszedł do nas i mocno objął. -Kocham Cię synu-powiedział Raj -Ja ciebie też kocham-odpowiedział Castiel i zwrócił się do mnie- A ciebie najbardziej na całym świecie-po tych słowach poczułam się lepiej, przestałam płakać, i go pocałowałam. -Chwila,chwila. Co ty tutaj robisz? Musisz odpocząć, Castiel nie powinieneś wstawać.-zdenerwowałam się -Chciałem Cie zobaczyć, a kiedy twoja mam weszła zobaczyć jak się czuję i powiedziała, ze poszłaś do moich rodziców wiedziałem co będzie się działo. Musiałem do Ciebie przyjść. Wiem, wiem nawet umierający jestem bohaterem-zaczął się śmiać, uśmiechnęłam się delikatnie. -Tak, tak chyba w snach. Pozwól, że w realu odbiorę Tobie rolę bohatera i marsz do łózka-powiedziałam groźniej niż chciałam -Tak jest prze pani. -zasalutował i poszedł w stronę swojego pokoju, a ja za nim. Weszliśmy do pokoju, przyszedł lekarz i z powrotem podłączył go do tych wszystkich urządzeń. Usiadłam przy łóżku, patrzeliśmy na siebie w milczeniu. -Panie Castielu, czas podjąć decyzje.-odezwał się lekarz, oboje głośno przełknęliśmy ślinę. -Da nam pan chwilkę? Obiecuje, że nie będzie to trwało długo.-lekarz bez słowa wyszedł, a Castiel spojrzał na mnie- Deep, kochanie. Na początku chciałem nie wykonywać transplantacji i jeszcze z Tobą trochę pobyć, ale długo rozmawiałem z twoją mamą i ciotką i całą trójką stwierdziliśmy, że najlepiej by było jednak podejść do tej transplantacji. Bo jeżeli miałbym jeszcze trochę pożyć to co to za życie, zyskałabyś mnie i zaraz straciła, cierpiałabyś podwójnie, nie chcę tego, a może transplantacja się uda i zostanę z Tobą na zawsze. -Dlaczego ty zawsze myślisz głównie o mnie? -Bo Cie kocham głuptasku, jesteś dla mnie wszystkim. Ostateczna decyzja należy oczywiście do Ciebie. Zrobię tak jak ty będziesz chciała. -Ale Cas, ja nie wiem, ja nie jestem wstanie podjąć takiej decyzji. A jeżeli transplantacja się nie uda to stracę Cie na zawsze, nie mogę, nie chcę bez Ciebie żyć. -Bez transplantacji i tak umrę, zyskam tylko trochę na czasie aniołku-otarł mi łzę spływającą po policzku.-Chcę się z Tobą pożegnać, jakby coś miało się nie udać.-Jego usta zatopiły się w moich, całowaliśmy się namiętnie, potem całował po szyi, następnie dekoldzie, potem ja całowałam jego po klatce piersiowej, nawet wszystko działo się tak szybko, nie wiem kiedy mnie rozebrał, leżałam pod nim, a on delikatnie i z uczuciem wchodził we mnie całując mnie przy tym i powtarzając miedzy pocałunkami 'Kocham Cię, kocham Cię, kocham Cię'. Nie zdążyłam odpowiadać bo zaraz znowu mnie całował. Było mi z nim tak dobrze, tak przyjemnie, cudownie,z każdą chwilą coraz lepiej, w końcu oboje doznaliśmy spełnienia. Położył się obok mnie i całował po czole. -Jesteś cudowna-szepnął mi do ucha -A ty wspaniały-odszepnęłam. Leżeliśmy tak trochę w milczeniu. Usłyszeliśmy głosy lekarza i mojej mamy pod drzwiami, więc wstałam szybko żeby się ubrać. -Ale ty jesteś piękna-westchnął patrząc jak stoję naga obok łóżka. Uśmiechnęłam się delikatnie i chwyciłam stanik aby go ubrać.-Nie rób tego jeszcze, daj mi popatrzeć.-powiedział śmiejąc się. -Jesteś niepoprawny-upomniałam go, pocałowałam delikatnie i szybciutko się ubrałam za chwilę pomogłam mu wciągnąć jego majtki i spodenki. Chwilę później ktoś zapukał i wszedł lekarz. -Postanowiłem dać wam trochę więcej czasu-uśmiechnął się zadziornie lekarz, a Castiel puścił do niego oko. Boże, mężczyźni-A więc jaka decyzja?-zapytał w końcu, wymieniliśmy z Casem spojrzenia, lekko kiwnęłam potwierdzająco głową, ale do oczu ponownie napłynęły łzy. -Transplantacja-powiedział cicho, ale stanowczo Castiel -Dobrze w takim razie szykujemy się do operacji-stwierdził lekarz i zawołał pielęgniarkę. Poprosili mnie abym wyszła. Wszyscy łącznie z rodzicami Castiela siedzieli na krzesłach naprzeciwko pokoju. Kiedy wyszłam spojrzeli na mnie pytająco. -Szykują go do transplantacji-powiedziałam i usiadłam miedzy mama, a Lysem. Podeszła do mnie Aish przytuliła i przeprosiła mnie za całą sytuacje w kafejce. Chwile później z pokoju wyszli lekarze z Castielem leżącym na łóżku, wieźli go do sali operacyjnej. Podbiegłam do nich i szłam razem z nimi, zatrzymali się na chwilę przed salą operacyjną. Nachyliłam się nad Castielem. -Będę walczył mała-wyszeptał -Kocham Cię -A ja kocham Ciebie- i zniknęli za drzwiami sali operacyjnej. Wtedy zaczęły się najgorsze chwile mojego życia. |
Rozdział 12 (ostatni)
Kliknij [Pokaż] aby to przeczytać. |
---|
-Kochanie, nie powinnaś wstawać. Zasłabłaś. -powiedziała kiedy mnie zobaczyła -Castiel, gdzie Castiel?-zapytałam spanikowana -Operacja się jeszcze nie skończyła, były jakieś komplikacje, jedna z pielęgniarek mówiła coś o zagrożeniu życia, ale od tego czasu minęły 2 godziny i nikt nie wie co się dzieje w środku- wytłumaczyła mama. -Ja muszę tam być.-pobiegłam w stronę sali operacyjnej. -Ale ty powinnaś jeszcze leżeć-krzyknęła za mną mama. Kiedy byłam już pod salą wszyscy spojrzeli na mnie rozgniewani. -Ja muszę tu być, nie chcę być nigdzie indziej teraz.-powiedziałam i znowu zaczęłam krążyć. Tak znowu około 2 godzin kiedy w końcu z sali wyszedł lekarz. Podbiegłam do niego, on się uśmiechnął. -Były komplikacje, ale wszystko już jest w porządku. Castiel będzie żył-powiadomił nas. Wtedy jakby wszystko co czułam przez ostatnie dni wyparowało, zaczęłam płakać ze szczęście, nie mogłam się opanować. Chwilę później trochę się uspokoiłam. Wyprowadzili łóżko z Casem i zawieźli go do jakiejś specjalnej sali do której nie mogłam wejść dopóki się nie wybudzi. Czuwałam pod tą salą cały czas, mijały dni. Rodzina moja i Casa oraz nasi przyjaciele się wymieniali, zawsze zostawała dwójka, a reszta jechała odpocząć do domu. Oprócz Rozali, nie widziałam jej przez kilka dni, ale to nie dziwne w jej stanie nie może się przemęczać, a Leo pewnie jej pilnuje bo inaczej już dawno by tutaj była. Martwiłam się gdy po następnych kilku dniach Castiel nadal nie odzyskał przytomności, lekarz mówił mi, że to własnie dobry znak i powinnam odpocząć. Kiedy w końcu razem z moją mamą mnie przekonali skorzystałam z prysznica szpitalnego i zasnęłam w jednym z pokoi podłączona do kroplówki bo pielęgniarki stwierdziły, że jestem zbyt słaba. Nie wiem ile spałam,ale spało mi się dobrze kiedy wiedziałam, że wszystko będzie w porządku. Śnił mi się tata, uśmiechał się i kiwał mi. Czułam, że to ostatni sen z jego udziałem, żegnał się za mną. Otworzyłam oczy i spojrzałam na kroplówkę, była pusta. Zawołałam jedną z pielęgniarek aby odłączyły ode mnie to ustrojstwo. Kiedy wstałam od razu pognałam w stronę sali gdzie był Castiel, nie spał już uśmiechnął się przez szybę. A obok sali siedzieli wszyscy. -Ile ja spałam?-zapytałam -Trzy dni-odpowiadział Nat -O Boże. A kiedy się obudził? -Wczoraj -powiadomiła mnie Rozalia -Czy ja mogę do niego wejść? -Tak, my wszyscy już byliśmy-powiedziała Aish. Delikatnie otworzyłam drzwi i weszłam do sali. Powoli się do niego zbliżałam. -Walczyłem-odezwał się kiedy już byłam przy łóżku -Wiem-odpowiedziałam-Kocham Cię -A ja ciebie-namiętnie się pocałowaliśmy. Czułam, że wszyscy na nas patrzą przez tę cholerną szybę. -Wiem o wszystkim. Czy ty możesz trochę bardziej szanować swoje zdrowie? Ja walczyłem dla Ciebie, dla nas, a ty siebie zaniedbałaś.-zbeształ mnie -Nie mogłam Cię zostawić-próbowałam się tłumaczyć -Ty jesteś szalona. Wypoczęłaś już?-zapytał -Tak, nie martw się o mnie -Muszę, po za tym musisz mieć siłę żeby powtórzyć to co było przed moją operacją.-to powiedziawszy mrugnął do mnie. -Ty jesteś szalony-powiedziałam i oboje się zaśmialiśmy. Jakiś czas później Cas wyszedł ze szpitala. Zorganizowałam z Roz świetną imprezę, która uczciła jego powrót. Niedługo potem zamieszkaliśmy razem. Rozalia urodziła parkę cudnych bliźniaków Angie i Dake i niedługo potem wzięła ślub z Leo na którym ja i Castiel byliśmy świadkami. ******************************************************************************************************************************************** Moja mała córeczka Julia uciekała przed Dakem, a mój synek Alex bawił się z Angie na trawie. Siedziałam z moim mężem Castielem przytuleni na ławce. -Nauczyłaś mnie kochać-wyszeptał mi do ucha -A ty mnie walczyć. Jesteś moim życiem -A ty moim i całym światem. Mój aniołek? -Tylko i na zawsze. A ty moja czerwona małpa?-oboje się zaśmialiśmy -Tylko i na zawsze -Kocham Cię najbardziej na świecie -A ja kocham ciebie najbardziej na świecie-pocałowaliśmy się, a potem oparłam głowe na jego ramieniu. KONIEC |